Exclusive
20
min

Jak wybory w USA wpłyną na sytuację w Ukrainie?

- Trump igra z bezpieczeństwem Europy – mówi Paweł Kowal, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP.

Maria Górska

Jak wybory w USA wpłyną na sytuację na Ukrainie? Fot: Shutterstock.

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Joe Biden i Donald Trump wygrali prawybory w swoich partiach. Na pół roku przed wyborami w USA świat już analizuje, jakie zagrożenia może nieść ze sobą ewentualny powrót Trumpa do Białego Domu i jakich scenariuszy można się spodziewać na froncie rosyjsko-ukraińskim - nie tylko po wyborach w USA, ale także teraz, gdy Ukraina czeka na amerykańską pomoc. Maria Górska, redaktorka naczelna Sestry.eu i dziennikarka Espresso, rozmawiała o tym z Pawłem Kowalem, przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP i pełnomocnikiem polskiego rządu ds. naprawy Ukrainy.

Paweł Kowal, poseł na Sejm RP. Fot: Patryk Ogorzałek/Agencja Wyborcza.pl

Maria Górska: O prezydenturę USA ubiegać się będzie dwóch kandydatów: Joe Biden i Donald Trump. Co to oznacza dla Polski, Ukrainy, Europy i świata?

Paweł Kowal: Kiedy mówię o Ukrainie w Stanach Zjednoczonych, podkreślam, że nie jest to tak odległa sprawa, jak się wydaje. To, co dzieje się w Ukrainie, wojna, wpływa na cały świat zachodni. I to samo w drugą stron:- wydarzenia w Stanach Zjednoczonych, wstępne wyniki prawyborów, mają konsekwencje w naszej części świata. Co mamy teraz? Z jednej strony Joe Biden, wyraźnie wyczerpany i pochylony przez swoje choroby, jest liderem, który zaangażował się w pomoc Ukrainie, a przede wszystkim w zorganizowanie dużej globalnej koalicji antyputinowskiej. Z drugiej strony Donald Trump jest uosobieniem niepewności i niestabilności.

Nie jestem pesymistą, ale nie ma wątpliwości, że Donald Trump jest dziś wielką niewiadomą

MG: 5 marca Sąd Najwyższy USA orzekł, że żaden stan nie może zdyskwalifikować kandydata w wyborach prezydenckich. Przypomnę, że mówimy o pozwach złożonych przez Kolorado, Maine i Illinois w celu usunięcia Trumpa z wyborów ze względu na jego rolę w szturmie na Kapitol w styczniu 2021 roku. Ale to nie jedyna sprawa przeciwko Trumpowi w amerykańskich sądach. Istnieje również sprawa przechowywania tajnych dokumentów w domu i płacenia łapówek aktorce porno za jej milczenie. Czy to wszystko może zmienić bieg wydarzeń?

PK: Moim zdaniem w wyborach w USA jest jeszcze wiele niewiadomych - mogą być różne niespodzianki. Przynajmniej dlatego, że są te wszystkie sprawy karne przeciwko Donaldowi Trumpowi, które wciąż mogą uniemożliwić mu ubieganie się o urząd. Wiele osób twierdzi, że Joe Biden wciąż zastanawia się nad zmianą swojej kandydatury. I wciąż istnieją takie formalne możliwości, jeśli chodzi o obóz Demokratów. Powinniśmy być przygotowani na kolejne zmiany.

Fot: TANNEN MAURY i Brendan Smialowski/AFP/East News

MG: W niedawnym przemówieniu Joe Biden wspomniał o swoim wieku. Prezydent podkreślił, że nie chodzi o to, ile ma lat, ale o idee, za którymi się opowiada. A jednak pod koniec następnej kadencji prezydenckiej Biden będzie miał 86 lat, a Trump 82. Co to mówi o współczesnej Ameryce i co to oznacza dla przyszłości?

PK: Jako osoba w średnim wieku nie uważam, że tylko starsi ludzie są dobrzy albo tylko młodzi ludzie są dobrzy. Wszystko zależy od tego, na ile ktoś jest gotowy wykorzystać władzę, siłę i możliwości. Z drugiej strony, z dystansu widać, że w Ameryce istnieje napięcie pokoleniowe, gdy władza jest skoncentrowana w rękach ludzi, którzy są wyraźnie starsi. Ktoś mógłby powiedzieć: "No dobrze, ale na przykład, gdy Konrad Adenauer został kanclerzem Niemiec, był już w bardzo szacownym wieku". To prawda. Jednak scena polityczna w Stanach Zjednoczonych nadal wygląda dziś na częściowo zablokowaną i pojawia się pytanie: jak to się dzieje, że w tak demokratycznym systemie kobieta lub młoda osoba nie może zostać kandydatem na prezydenta? Są to poważne pytania dotyczące krajowego życia politycznego, wewnętrznej agendy Ameryki.

MG: 8 marca wszyscy mówili o prawach kobiet, równouprawnieniu na rynku pracy, w polityce, nauce, o osiągnięciach kobiet w XXI wieku, a także o problemach, jakie pozostają na świecie w tej dziedzinie. W tych samych dniach w Stanach Zjednoczonych Nikki Haley walczyła z Trumpem o możliwość ubiegania się o prezydenturę z obozu Republikanów. Piękna, młoda, zdeterminowana...

PK: Pewna siebie i przygotowana! W przeszłości w Stanach Zjednoczonych zdarzały się przypadki, gdy kobiety próbowały wejść do polityki, ale zazwyczaj wydawało się, że były tam tylko po to, aby udekorować konkretnego kandydata na prezydenta. W przypadku Haley tak nie było.

MG: Dlaczego więc przegrała?

PK: Z powodu trendu, który jest nieubłagany i przemieszcza się przez Stany Zjednoczone i świat. To, co mówi Trump, woła o pomstę do nieba. To populizm najwyższej próby. A Haley nie mogła go pokonać.

Dziewczyna siedzi z plakatem z nazwiskiem Nikki Haley. Dallas, 15 lutego 2024 roku. Fot: Tony Gutierrez/AP/East News

MG: Co Trump i Biden mają wspólnego ze swoimi wyborcami, co oferują ludziom i światu na tym etapie?

PK: Idee, które reprezentuje Joe Biden są dla nas naprawdę ważne. Opierają się one na amerykańskiej tradycji demokratycznej i są kontynuacją idei Ronalda Reagana, polityka, który zdawał sobie sprawę z tego, jak ważne dla Ameryki jest prewencyjne reagowanie na zagrożenia ze strony światowych przywódców, zwłaszcza jeśli chodzi o ludzi takich jak Putin, autorytarnych, a nawet totalitarnych władców, którzy są gotowi zniszczyć pokój w Europie.

Biden myśli jak Reagan: "Jesteśmy odpowiedzialni za sytuację na Zachodzie"

Jeśli ktoś łamie prawo międzynarodowe, tak jak robi to dziś Putin - atakując naszych sąsiadów, grożąc Zachodowi i będąc w stanie te groźby zrealizować - musimy zareagować teraz, by za kilka lat nie zapłacić 10, 100, 200 razy więcej - i to cudzą krwią. W tym przypadku prawdopodobnie krwią obywateli krajów Europy Środkowej. Bo to, że Putin nie przestanie, nie podlega dyskusji.

Mówiąc o Trumpie, jego zwolennicy traktują go jak przywódcę religijnego. Jak sektę. Wielu Amerykanów się boi: wojny, zmian. W takich momentach zawsze przychodzi czas na szarlatanów, którzy mówią: "Mamy lepszy sposób, prostszy sposób, wiemy wszystko". Trump jest pod tym względem doskonałym podręcznikowym przykładem. Mówi: "Wiem, jak zakończyć wojnę na Ukrainie w jeden dzień". Jego otoczenie nieustannie mówi o jego pomyśle na zakończenie wojny, aby zmusić Ukrainę do negocjacji poprzez nieudzielanie wsparcia wojskowego, co z naszego punktu widzenia jest czystym szaleństwem.

MG: Jak realne jest, że Trumpowi uda się zrealizować te plany?

PK: Na początku marca wróciłem z Ukrainy, byłem w Kijowie, Charkowie, bardzo blisko linii frontu - na pozycjach, gdzie żołnierze walczą, strzelają, spędzają całe dnie w okopach. Cały czas mam ten obraz w głowie, odwrót Ameryki byłby nie do pomyślenia. Ukraińcy zmobilizowali i zbudowali swoje siły zbrojne w niesamowity sposób, a obrona kraju jest również budowana od strony technologicznej. Możesz to zobaczyć w ich oczach, jak kraj zmienił się w ciągu ostatnich dwóch lat.

A prosty fakt braku amunicji na pozycjach obronnych może zadecydować nawet nie o losie Ukrainy, ale o losie całego świata.

Trump na wiecu w Południowej Dakocie. Fot: Andrew CABALLERO-REYNOLDS/AFP/East News.

MG: Na co powinna przygotować się Europa, zwłaszcza Ukraina i Polska?

PK: Putina trzeba powstrzymać z całą stanowczością. Jeśli nie uda się tego zrobić dziś, za kilka lat będzie to naprawdę trudne. W przeszłości Putinowi udało się zbudować coś, co nazywam Putinternem w Europie, sieć partii i kręgów, które wpływają na rządy i na podejmowanie decyzji. Na szczęście nie posunęło się to dalej, ale jest wpływowe.

Trump jest idealnym amerykańskim elementem tego Putinternu. Wyraźnie widzimy, jak zmienia swoje stanowisko i zbliża się do tego samego typu myślenia, które reprezentuje na przykład Viktor Orban. I jasne jest, że węgierski premier staje się jego człowiekiem, ponieważ Orban może być również łącznikiem z Kremlem. I to wszystko łączy się w jedną całość, w jedną sieć.

MG: Jedyną rzeczą, która nie jest do końca jasna, jest to, jak bardzo Trump jest zależny od Putina w porównaniu z Orbanem? Zasada, na której zbudowane są ich relacje z kremlowskim przywódcą, jest inna. Niektórzy z moich kolegów w Ukrainie uważają, że Trump ma wizję, że może negocjować z Putinem, aby przestał atakować. Ale kiedy zda sobie sprawę, że nie ma na to wpływu, zmieni swoją politykę. Wierzysz w to?

PK: Natura zależności Trumpa od Putina jest niejasna. Może historycznie, może z powodu osobistej przyjaźni, może niektórzy tak myślą, a może to po prostu jego osobowość. Trump jest narcyzem, narcystycznym przywódcą. Może myśleć, że coś zrobi, a potem okazuje się, że to niemożliwe. Ale najważniejsze jest to, że ktoś chce przeprowadzać eksperymenty na żywym organizmie całej Europy. Stawką jest nic innego jak gra Trumpa z bezpieczeństwem całej Europy.

Stawka jest zbyt wysoka, by pozwolić na takie próby. Dlatego nie pociesza mnie, gdy ktoś mówi: "On jest narcystyczny, dlatego tak się zachowuje"

To jest i będzie poważny problem - niestabilność, niejednoznaczność motywacji Trumpa i to, jak łatwo wpływa on na partie europejskiego Putinternu. I nie chodzi tylko o Orbana. To ważne partie we Włoszech, we Francji, gdzie nie wiadomo jeszcze, kto wygra wybory. Może to być Marine Le Pen, która otwarcie mówi, że Putin jest jej "bankierem" w cudzysłowie i przyznaje, że brała od niego pieniądze w formie pożyczek. Tak więc istnieją również duże zagrożenia w Europie.

MG: Zastanawiam się, czy Trump już wie, że z Putinem nie da się negocjować, czy wciąż łudzi się, że może coś zmienić?

PK: Koszt eksperymentów jest zbyt wysoki. Byłoby bezpieczniej, gdyby wygrał Biden, ale nie mamy na to wpływu. Decyzja należy do Amerykanów. Ukraińcy i Polacy mieszkający w USA też będą mieli na to wpływ. Z zewnątrz, dla tych, którzy nie są obywatelami i nie głosują, biorąc pod uwagę zwyczaje i zasady w Stanach Zjednoczonych, bardzo trudno jest na to wpłynąć. Nie jest to w naszej mocy, choć niektórzy mówią - i ten argument wydaje mi się rozsądny - "spróbuj dotrzeć do wyborców republikańskich i wyjaśnij im, jakie są zagrożenia!".

MG: W swoim przemówieniu o stanie państwa Joe Biden wspomniał o potrzebie pomocy wojskowej dla Ukrainy. - Ukraina powstrzyma Putina, jeśli staniemy razem i damy jej broń, której potrzebuje! - powiedział szef Białego Domu. Czego powinniśmy się spodziewać i w jakiej formie?

PK: Najgroźniejsze jest to, że Trump ma realny wpływ na większość Republikanów w Izbie i Senacie, ma wpływ na Kongres. To jest najgorsza część tej historii. Wcześniej mogło się wydawać, że to tylko sytuacja, w której senatorowie i parlamentarzyści próbują stworzyć dodatkowe koalicje, rozwiązać kwestie, a pieniądze nie są skomplikowaną historią dla Ukrainy. Ale dziś jest jasne, że jest to bardzo skomplikowana historia.

Są gotowi głosować przeciwko tym pieniądzom i opóźnić decyzję, mimo że większość tych pieniędzy zostanie wydana w Stanach Zjednoczonych, często w ich okręgach wyborczych. Oznacza to, że są pod tak dużą presją ze strony Trumpa, by nie pomagać pierwszej linii frontu, że czasami są skłonni działać wbrew własnym interesom wyborczym. Sprawa robi się coraz poważniejsza. Coraz częściej słyszę z boku, że nie chodzi o jakieś gierki czy sztuczki, ale o rosnący wpływ Trumpa i, być może, Putina na dużą część amerykańskiego establishmentu.

MG: Czy powinniśmy zatem oczekiwać pomocy finansowej dla Ukrainy? W końcu jest ona dla nas kluczowa.

PK: Na szczęście pieniądze przekazywane przez Komisję Europejską cały czas pracują na Ukrainie - są to pieniądze na pensje, na utrzymanie żołnierzy, na codzienną pracę. Ale jeśli mówimy o amerykańskim pakiecie przeznaczonym na zakup amunicji i broni, to tych pieniędzy nie ma. I oczywiście musimy przywieźć amunicję na Ukrainę dla wojskowych, którzy na nią czekają. Żołnierze, których spotkałem na froncie, pytali mnie: "Dlaczego to się nie dzieje? Przecież ludzie zaufali Ameryce!” Dlaczego od dwóch lat są na linii frontu, broniąc Zachodu, podczas gdy on się waha, myśli o tym i opóźnia? Może nadejść czas, gdy będzie za późno.

MG: Grupy kongresmenów z obu amerykańskich partii zwróciły się do sekretarza obrony USA Lloyda Austina o dostarczenie Ukrainie pocisków dalekiego zasięgu ATACMS i rozwiązanie problemu niedoboru amunicji. Jakie są perspektywy?

PK: W tej chwili perspektywy nie są najbardziej optymistyczne. Dwa miesiące temu negocjowaliśmy w oparciu o założenie, że środki niezbędne do utrzymania linii frontu - pociski 155 mm i inne elementy - na pewno dotrą. Omawialiśmy więc dodatkowe elementy - pociski rakietowe, które mogą dotrzeć do celów oddalonych o kilkaset kilometrów od linii frontu, niszcząc ogromne rosyjskie możliwości produkcji i przechowywania broni oraz inny potencjał wojskowy.

Sprawa jest absolutnie jasna i uczciwa. Jeśli kraj prowadzi operację wojskową, walczy, a tym bardziej broni się tak jak robi to Ukraina, ma pełne prawo do ich użycia

Ale dziś faktem jest, że nawet najbardziej podstawowe potrzeby nie są zaspokajane. I może dojść do sytuacji, gdy na przykład Putin przełamie front i nie będzie z czego strzelać. Byłby to wielki historyczny błąd Zachodu i Stanów Zjednoczonych. Musimy o tym rozmawiać. Nie powinno być tak, że Ukraińcy się zmobilizowali, rozmieścili ludzi, zmodernizowali armię, przetrwali, a potem zabrakło jednego elementu.

MG: W takim scenariuszu Europa musiałaby przygotować się na ogromną falę uchodźców.

PK: Dziś w ukraińskim społeczeństwie jest element pozytywnego przekonania, że wszystko jest możliwe. Ważne jest, aby nie zmarnować tego wciąż pozytywnego nastawienia ukraińskiego społeczeństwa w nadchodzących tygodniach.

MG: Jak polscy i ukraińscy politycy mogą wspólnie wpływać na USA?

PK: Wydaje się, że jest to kwestia ukraińska, ale w rzeczywistości jest to kwestia bezpieczeństwa dla całego regionu. I dlatego polscy politycy na każdym spotkaniu międzynarodowym o tym mówią. Dziś jest to najważniejszy temat dla premiera, członków rządu, ministra spraw zagranicznych i parlamentarzystów. Niemal co tydzień odbywają się dziesiątki spotkań na ten temat i przynosi to pewne rezultaty. Widzę, że zmienia się nastawienie amerykańskich polityków, ale jeszcze bardziej zauważalne jest to na przykład wśród polityków niemieckich, którzy do pewnego momentu mówili: "Nie, nie dostarczymy pocisków Taurus, które mogą uderzać w cele jak najdalej od frontu". Teraz nie wygląda to już tak jednoznacznie.

MG: Ostatnie sondaże pokazują, że 58% Niemców jest przeciwnych wysyłaniu rakiet Taurus na Ukrainę. Dzieje się tak w obliczu gróźb Kremla dotyczących nuklearnej apokalipsy, jeśli świat będzie nadal pomagał Ukrainie i dostarczał niezbędną broń. Jak Pan myśli, jaki wpływ na decyzję o niedostarczeniu Taurusów miały wycieki rozmów niemieckich generałów opublikowane w światowej prasie po rosyjskiej operacji specjalnej?

Demonstrujący z plakatem wzywającym niemiecki rząd do dostarczenia Ukrainie rakiet Taurus. Fot: Odd ANDERSEN/AFP/East News.

PK: Element historycznego strachu przed Rosją odgrywa w Niemczech ogromną rolę. I jest to bardzo złe, ponieważ wpływa również na polityków, którzy zaczynają podejmować decyzje, aby zadowolić opinię publiczną. Badania, o których mówisz pokazują strach. Ale większość ludzi tak naprawdę nie jest w stanie ocenić znaczenia lub konsekwencji użycia Taurusa lub innej broni. Ich reakcje wynikają po prostu ze lęku. Naszą rolą jest wyjaśnienie i pomoc w jego przezwyciężeniu. Niektórzy myślą: "Powinniśmy poczekać, może coś się zmieni?". Jedyną rzeczą, która może się zmienić, jest usunięcie Putina przez jego otoczenie. "Zobaczymy" nie zadziała.

Aby zrozumieć Putina, trzeba wyobrazić sobie Hitlera w 1938 roku i nie popełniać tych samych błędów. Co do przecieku, to tylko dowód na to, że nawet bardzo profesjonalne systemy, takie jak niemiecki, są niedoskonałe. To ogromna porażka. Sam niemiecki minister obrony Pistorius powiedział, że to duży błąd, ale pokazuje to również, że w Niemczech nastąpił punkt zwrotny. Interpretuję to więc na dwa sposoby. Jest złość, ale widać też, że próbują wymyślić, jak to zrobić. Taurusy będą. I to jest ważne, jeśli chcemy, aby Ukraina nie tylko czekała na linii frontu i walczyła tam w tym roku, ale także odzyskała część swoich terytoriów.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka naczelna magazynu internetowego Sestry. Medioznawczyni, prezenterka telewizyjna, menedżerka kultury. Ukraińska dziennikarka, dyrektorka programowa kanału Espresso TV, organizatorka wielu międzynarodowych wydarzeń kulturalnych ważnych dla dialogu polsko-ukraińskiego. w szczególności projektów Vincento w Ukrainie. Od 2013 roku jest dziennikarką kanału telewizyjnego „Espresso”: prezenterką programów „Tydzień z Marią Górską” i „Sobotni klub polityczny” z Witalijem Portnikowem. Od 24 lutego 2022 roku jest gospodarzem telemaratonu wojennego na Espresso. Tymczasowo w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczyła w inicjatywach promocji ukraińskich migrantów tymczasowych w UE — wraz z zespołem polskich i ukraińskich dziennikarzy uruchomiła edycję Sestry.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

- Wiosną Rosja przygotowuje nową ofensywę. Zagrożone są obwody sumski, charkowski i zaporoski - powiedział Wołodymyr Zełenski w Paryżu podczas spotkania z europejskimi przywódcami.

Po spotkaniu „koalicji chętnych” ukraiński prezydent stwierdził, że liczba krajów chętnych do udziału w kontyngencie pokojowym rośnie. Podkreślił, że jakiekolwiek rozmowy pokojowe bez udziału Europy są niemożliwe, i wezwał UE do zaostrzenia sankcji wobec Rosji.Jakie gwarancje bezpieczeństwa może zaoferować Kijowowi Europa? Czy w Ukrainie pojawi się kontyngent pokojowy? Czy możliwe jest tymczasowe zawieszenie broni? I czy kraje europejskie mają potencjał, by pomóc Kijowowi bez wsparcia USA?

Negocjacje pokojowe: Europa poza procesem

Francja i Wielka Brytania starają się odgrywać kluczową rolę w mobilizowaniu europejskich przywódców w kontekście rozmów pokojowych toczących się pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Rosją oraz Stanami Zjednoczonymi i Ukrainą.

Jak dotąd Europa wydaje się być poza tym procesem, ocenia dr Bohdan Ferens, politolog i ekspert międzynarodowy:

- Macron jest naszym przyjacielem i wspiera nas. Jednak dąży również do własnych celów, ponieważ musi rezonować na tle Trumpa i jego administracji, próbujących coś przeforsować, aby osiągnąć przynajmniej swoje pośrednie założenia w kontekście rosyjskiej wojny.

Jeśli chodzi o postęp materialny, to na tym etapie niewiele można powiedzieć. Dużo pozostaje do zrobienia w zakresie konkretnych zobowiązań, ponieważ w grupie nie ma zgody co do tego, czy iść naprzód bez amerykańskiego „ubezpieczenia” lub innego wsparcia.

Tak sytuację widzi Davis Allison, analityk strategiczny w Centrum Studiów Strategicznych w Hadze.- Dobrze byłoby wiedzieć, czy toczą się jakieś dyskusje na temat włączenia do grupy innych krajów, takich jak Turcja - mówi Allison. - Uczestniczyłem w zamkniętej sesji z kilkoma europejskimi ekspertami i urzędnikami, którzy wskazali, że wspieranie Ankary byłoby bardzo przydatne militarnie. Chociaż biorąc pod uwagę obecny kryzys polityczny w tym kraju, może być mniej skuteczne w dłuższej perspektywie.

Macron zebrał przywódców w Paryżu

- Rosja próbuje przedłużyć wojnę i opóźnić negocjacje w sprawie zawieszenia broni - podkreślił Zełenski i wezwał kraje UE nie tylko do utrzymania, ale zwiększenia presji sankcyjnej na Rosję.

W ostatnich dniach kwestia ta stała się szczególnie istotna. Po rozmowach w Arabii Saudyjskiej 23-25 marca Stany Zjednoczone, Rosja i Ukraina zgodziły się zapewnić bezpieczną żeglugę cywilną i zapobiec użyciu siły na Morzu Czarnym.

Jednak zaraz potem Rosja opublikowała listę dodatkowych żądań, w tym złagodzenia szeregu sankcji wobec jej sektora rolnego. Donald Trump powiedział, że USA rozważą rosyjskie żądania warunkujące zawieszenie broni na Morzu Czarnym. Komisja Europejska natychmiast na to odpowiedziała: jednym z kluczowych warunków wstępnych przeglądu sankcji UE jest zakończenie rosyjskiej agresji i wycofanie rosyjskich wojsk z Ukrainy.

Podczas spotkania w Paryżu brytyjski premier Keir Starmer poparł to stanowisko. Stwierdził, że jasne jest, że teraz nie czas na zniesienie sankcji.

Powiedział też, że europejscy przywódcy dyskutowali o tym, jak zwiększyć sankcje, by zmusić Rosję do negocjacji.

Negocjacje, zawieszenie broni i kontyngent pokojowy

Europejczycy są generalnie bardzo negatywnie nastawieni do sposobu, w jaki przebiegają negocjacje między USA a Rosją, uważa Davis Allison:- Często rysuje się tu podobieństwa do negocjacji USA z talibami pięć lat temu. Główna narracja jest taka, że Waszyngton nas zdradził. Jeśli chodzi o perspektywy prawdziwego zawieszenia broni, istnieje pewien optymizm, choć oczywiście nie ma pewności, że Rosjanie będą się trzymać ustaleń. - Potrzebujemy jednego jasnego planu, na który wszyscy się zgodzą i który zaczną wdrażać - podkreślił Wołodymyr Zełenski w swoim przemówieniu do europejskich przywódców w Paryżu.

Z kolei jak poinformował Macron, unijni ministrowie spraw zagranicznych zostali poinstruowani, by rozważyć konkretne kwestie prawne dotyczące sił, które zagwarantowałyby zawieszenie broni, i przedstawili raporty w tej sprawie w ciągu trzech tygodni. Zauważył, że nie ma konsensusu w kwestii wysłania europejskich sił wsparcia - choć nie jest to konieczne, aby plan mógł zostać zrealizowany.

Francusko-brytyjska misja zostanie wysłana do Ukrainy, aby pracować nad wzmocnieniem ukraińskiej armii, powiedział po spotkaniu prezydent Francji Emmanuel Macron.

Keir Starmer i Wołodymyr Zełenski

Rozważane są różne opcje. Jednym ze scenariuszy, na który nalega Francja, jest rozmieszczenie przez członków koalicji znacznych sił w środkowej Ukrainie, być może wzdłuż Dniepru, z dala od linii frontu, powiedział Associated Press francuski prezydent. Według niego inne możliwe opcje obejmują rozmieszczenie sił wsparcia dalej od frontu, szczególnie w zachodniej Ukrainie.

Jednocześnie Macron podkreśla, że siły europejskie nie zostaną rozmieszczone na linii frontu w Ukrainie i nie będą zaangażowane przeciwko siłom rosyjskim. Mają być raczej zabezpieczeniem przed ponownym rosyjskim atakiem.

Emmanuel Macron

Tymczasem premier RP Donald Tusk po szczycie w Paryżu oświadczył, że Polska nie wyśle swoich wojsk do ewentualnego kontyngentu pokojowego w Ukrainie, ponieważ koncentruje się na ochronie swojej wschodniej flanki - granicy z Rosją i Białorusią. Warszawa będzie nadal pomagać Kijowowi, zapewniając wsparcie logistyczne, w tym działanie węzła Rzeszów-Jasionka, przez który 90% całej zachodniej pomocy trafia do Ukrainy - powiedział Tusk. Według niego spotkanie pokazało bardzo pozytywne zmiany w Europie w ciągu ostatnich kilku lat. Wszystkie kraje potępiły rosyjską agresję i podkreśliły potrzebę dalszego wspierania Ukrainy tak długo, jak to konieczne. Niemniej polski premier podkreślił, że należy dołożyć starań, by relacje ze Stanami Zjednoczonymi były jak najlepsze, nawet jeśli okoliczności nie zawsze są sprzyjające.

- Delikatnie mówiąc, Europejczycy nie komunikują się zbyt dobrze z Trumpem - ocenia ekspert międzynarodowy Bogdan Ferens. - Zwłaszcza w kontekście wojen handlowych i taryfowych. A atmosfera będzie się tylko komplikować. Dlatego na takich spotkaniach ma miejsce autorefleksja: co nam to daje? Oznacza to co najmniej konsolidację i koordynację wysiłków w wielu kwestiach - zarówno z Amerykanami, jak w kontekście komunikacji amerykańsko-rosyjskiej. W ten sposób próbujemy wzmocnić się kosztem pozycji krajów europejskich i europejskich przywódców.

Odwrót od Europy i wsparcie Ukrainy

Wołodymyr Zełenski zapowiedział, że w ciągu 7-10 dni Ukraina zaoferuje swoim sojusznikom algorytm rozmieszczenia kontyngentów wojskowych w przyszłości. Zauważył również, że wielu przywódców ma własną wizję tego, jak zagwarantować bezpieczeństwo Ukrainy w przypadku jakiegokolwiek porozumienia pokojowego z Rosją. Podstawą jest jednak silna ukraińska armia i rozmieszczenie zagranicznego kontyngentu.

Zełenski, Macron i Starmer

Ukraiński prezydent wezwał również partnerów do kontynuowania wsparcia wojskowego dla Ukrainy zarówno na szczeblu państwowym, jak poprzez wspólne inicjatywy obronne i finansowe UE. Według niego Ukraina potrzebuje inwestycji we wspólną produkcję systemów obrony powietrznej, pocisków artyleryjskich i dronów.

UE ma teraz dobrą okazję, aby wyjaśnić swoim podatnikom, że pomoc dla Ukrainy przynosi korzyści, które wykraczają poza odstraszanie Rosji, ocenia Henrik Larsen, pracownik naukowy Centrum Analiz Polityki Europejskiej:- Na przykład wojna w Ukrainie dostarcza informacji zwrotnych w czasie rzeczywistym na temat innowacji wojskowych, takich jak przekształcanie cywilnych dronów w autonomiczne platformy zwiadowcze i uderzeniowe. W przyszłości może ratować życie Europejczyków.

Stanowi to również okazję do rozszerzenia współpracy w zakresie rozwoju zaawansowanej technologicznie broni i jej masowej produkcji.

Z racji tego, że UE promuje integrację rynku obronnego, powinna również regulować standaryzację produktów. To szczególnie ważne, ponieważ dostawy pocisków artyleryjskich i radiostacji polowych do Ukrainy ujawniły poważne luki w standaryzacji produktów obronnych w Europie. NATO nie ma mechanizmów, które mogłyby to zapewnić, podczas gdy UE może stworzyć wspólne wymagania dla nowych systemów uzbrojenia, w tym współdzielenie algorytmów i zestawów danych w dziedzinie zaawansowanych technologii.

Chociaż świadomość pilnej potrzeby bezpieczeństwa europejskiego osłabia opór wobec wspólnego finansowania obrony, w krajach takich jak Niemcy, Francja i Włochy nadal toczą się trudne debaty na temat alokacji budżetu, podsumowuje Henrik Larsen.

Jeśli chodzi o wsparcie wojskowe dla Ukrainy, Europa wciąż ma przed sobą długą drogę. Jeśli chodzi o wsparcie finansowe i materialne, kraje Europy są bardziej skłonne do dalszej pomocy, chociaż produkcja najważniejszych systemów (drony, artyleria, pociski rakietowe) w tych krajach pozostaje w stagnacji, wyjaśnia Davis Allison.

- Jeśli chodzi o bezpośrednie wsparcie wojskowe, sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana, ponieważ bez USA siły europejskie nie mogą rozmieścić się w dużych grupach, aby wesprzeć ukraińskie siły zbrojne. Nie mają wystarczającej liczby samolotów transportowych ani gotowych oddziałów, ani najważniejszych systemów (drony, artyleria, pociski rakietowe) nadających się do szybkiego rozmieszczenia.

W perspektywie krótkoterminowej możliwym rozwiązaniem może być koalicja kilku państw, które mogą zapewnić wsparcie logistyczne, kontynuuje Davis Ellison:- Uwolniłoby to ukraińskie oddziały do walki, a być może zapewniłoby systemy obrony powietrznej i położyło podwaliny pod przyszłe rozmieszczenie dodatkowych sił.

Wszystko zależy jednak od tego, czy europejskie siły zbrojne uzyskają zgodę swoich rządów na użycie siły w razie potrzeby, a jak dotąd nie widzę zbyt wielu dyskusji politycznych na ten temat.

Wszystkie zdjęcia: Kancelaria Prezydenta Ukrainy

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu Wsparcie Ukrainy realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.

20
хв

O czym rozmawiała "koalicja chętnych" w Paryżu. Najważniejsze wnioski

Kateryna Tryfonenko

Jeśli sankcje zostaną zniesione, Rosja może zaatakować kraje NATO w ciągu najbliższych pięciu lat, a być może wcześniej – ostrzega prezydent Litwy Gitanas Nausėda. Jego kraj intensywnie umacnia swoje granice z Rosją i Białorusią: planowane są wielowarstwowe fortyfikacje, w tym pola z minami przeciwpiechotnymi i przeciwczołgowymi.

W kontekście tych zagrożeń Litwa, Polska i Finlandia dyskutują o stworzeniu jednolitej tarczy obronnej w celu ochrony wschodniej flanki Europy. Jednocześnie Wielka Brytania inicjuje nowe spotkania „koalicji chętnych” w sprawie misji pokojowych w Ukrainie, które mogą zmienić układ sił w regionie.

Co ten geopolityczny krajobraz oznacza dla przyszłości Litwy i Europy? Czy Litwa jest gotowa na potencjalne wyzwania? Rozmawiamy o tym z Rasą Juknevičienė, byłą ministrą obrony Litwy, byłą posłanką do litewskiego Sejmu, a obecnie posłanką do Parlamentu Europejskiego.

„Koalicja chętnych” i rola Litwy

Maryna Stepanenko: – Litwa wielokrotnie demonstrowała swoją gotowość do zdecydowanych działań, w szczególności ogłaszając gotowość przyjęcia broni jądrowej NATO. Na ile realistyczny jest ten krok i czy inni sojusznicy go popierają?

Rasa Juknevičienė: – Nasze planowanie obronne, jako członka NATO, jest z natury regionalne. Aktywnie się przygotowujemy i robimy, co w naszej mocy, ponieważ artykuł 3 Karty NATO wymaga od nas gotowości do obrony i działania jako wiarygodni partnerzy i członkowie Sojuszu.

Polegamy jednak na szerszym planowaniu i zdolnościach NATO. Jeśli chodzi o rozmieszczenie broni jądrowej, ważne jest, by wyjaśnić, że nie oznacza to, że Litwa będzie posiadała broń jądrową. Nasze plany obronne mają charakter regionalny i obejmują państwa bałtyckie oraz Polskę, które znajdują się pod parasolem obrony zbiorowej NATO. Nie ma oddzielnego planu dla Litwy, Łotwy czy innych, pojedynczych krajów.

Konkretna lokalizacja potencjału nuklearnego – na Litwie, w Polsce czy nawet w Niemczech – nie jest kwestią krytyczną. Zdolności te często obejmują pociski dalekiego zasięgu, chociaż taktyczna broń jądrowa może być również rozmieszczona na okrętach podwodnych, nawodnych i innych zasobach wojskowych.

Naprawdę znaczenie ma to, czy NATO posiada wystarczające zdolności, bliskość tych zdolności do osiągnięcia kluczowych celów oraz to, kto nimi operuje

Litwa nie użyje broni jądrowej. Jakakolwiek decyzja o rozmieszczeniu sił nuklearnych zostałaby podjęta przez NATO, a nie przez Litwę, a wszelkie operacje byłyby prowadzone pod kierownictwem Sojuszu.

Odstraszanie nuklearne pozostaje krytycznym aspektem naszej oceny zagrożenia. Jeżeli regionalne dowództwo NATO uzna, że terytorium Litwy jest strategicznie odpowiednie lub zapewnia wystarczającą przestrzeń do rozmieszczenia sił, decyzja ta zostanie podjęta wspólnie. Powtarzam: to decyzja regionalna, a nie dotycząca wyłącznie Litwy.

Jak ocenia Pani perspektywy rozszerzenia „koalicji chętnych” do pomocy Ukrainie? Czy poszczególne państwa NATO mogą w przyszłości inicjować nowe formaty wsparcia wojskowego nawet bez konsensusu w całym Sojuszu?

Przede wszystkim mówimy o Sojuszu. Tylko NATO może opracować jasne, kompleksowe planowanie, ponieważ dysponuje zasobami, rozumie możliwości i precyzyjnie identyfikuje zagrożenia wojskowe. NATO wie, jak skutecznie reagować na te zagrożenia. Tak więc naszym priorytetem jest NATO.

Zdarzają się jednak sytuacje, w których Sojuszowi jako całości trudno podejmować decyzje. W takich przypadkach mamy specjalne ustalenia ze Stanami Zjednoczonymi, aby zapewnić obronę naszego regionu, jeśli nie można osiągnąć konsensusu między wszystkimi członkami NATO. Biorąc pod uwagę obecne wyzwania w Waszyngtonie, konieczne jest rozważenie możliwości budowania koalicji w ramach NATO i UE.

Dla nas bezpieczeństwo na Morzu Bałtyckim i w krajach je otaczających jest najwyższym priorytetem

To wyzwanie jest dla nas pilniejsze niż dla krajów nad Morzem Śródziemnym, które stoją przed własnymi ważnymi wyzwaniami. Dlatego zdecydowanie popieram współpracę między krajami, które stoją w obliczu podobnych zagrożeń i wyzwań.

Takie podejście nie oznacza powielania wysiłków, ale raczej uzupełnianie i wzmacnianie naszego wspólnego bezpieczeństwa i obrony. W pełni popieram gotowość państw członkowskich do zjednoczenia się i wspólnego stawienia czoła wspólnym zagrożeniom.

Litwa jest jednym z krajów najbardziej wspierających Ukrainę. Czy są jakieś „czerwone linie”, których nie jest gotowa przekroczyć w zakresie pomocy wojskowej?

Podobnie jak wiele innych krajów, skandynawskich i bałtyckich, a także Polska, dobrze rozumiemy, że Ukraina nie tylko broni siebie, ale także nas. To wspólne wyzwanie dla całej Europy.

Dlatego nie wyznaczamy żadnych czerwonych linii. Naszymi jedynymi ograniczeniami są nasze możliwości i zasoby

Chociaż nie jesteśmy najpotężniejszym gospodarczo krajem w UE, wnieśliśmy ogromny wkład [od początku inwazji Litwa udzieliła Ukrainie pomocy wojskowej, gospodarczej i humanitarnej o wartości 1,112 mld euro, co stanowi 1,801% PKB tego kraju. Pod tym względem zajmuje ona trzecie miejsce wśród wszystkich darczyńców – aut.].

Wołodymyr Zełenski i Gitanas  Nausėda. Zdjęcie: ADMINISTRACJA PREZYDENCKA UKRAINY

Gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy i strategia UE

Kęstutis Budrys, minister spraw zagranicznych Litwy, zaproponował pięcioczęściowy pakiet gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Czy UE ma wolę polityczną, by je wdrożyć, w szczególności wysłać europejskie wojska do Ukrainy?

Mamy problem wewnątrz UE, bo Węgry nie są obecnie w stanie lub nie chcą poprzeć wszystkich propozycji dotyczących Ukrainy. Niestety ich pozycja przypomina raczej pozycję rosyjskiej marionetki działającej w UE niż proeuropejskiego członka. Taka jest rzeczywistość, z którą mamy do czynienia.

Jednocześnie Unia nie jest organizacją wojskową – została stworzona jako wspólnota gospodarcza, bez wymiaru wojskowego. Obrona i bezpieczeństwo zawsze leżały w gestii państw członkowskich, podczas gdy aspektem wojskowym zajmuje się NATO. Bo wiele krajów UE jest również członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Wszelkie wysiłki zmierzające do rozmieszczenia wojsk lub sił pokojowych leżą w gestii poszczególnych państw członkowskich. Zachęcające jest to, że tworzą się koalicje, a Wielka Brytania odgrywa aktywną rolę w bezpieczeństwie europejskim, mimo opuszczenia przez nią UE.

Zaangażowanie Brytanii w obronę kontynentu pozostaje silne i ważne

Jeśli UE obejmie przywództwo, wiele krajów podąży za nią, lecz skuteczne rozmieszczenie wymaga odpowiednio zdolnych państw. Chociaż Litwa ma silną wolę polityczną i poparcie społeczne, jasne jest, że sam nasz wkład nie wystarczy.

Zobaczymy, co wyniknie z trwających, choć niepewnych, negocjacji między USA a Rosją. Niemniej Litwa będzie nadal wspierać wszelkie niezbędne środki mające pomóc Ukrainie przetrwać i osiągnąć jak najwięcej w tej wojnie.

Pięciopunktowy pakiet Budrysa dotyczący gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy zawiera również klauzulę o przyspieszonym przystąpieniu Ukrainy do Unii. Na ile realistyczna jest ta perspektywa w kontekście zagrożeń ze strony Rosji?

Rozszerzenie jest obecnie kluczowym priorytetem dla Parlamentu Europejskiego. Jestem głęboko zaangażowana w te debaty i procesy decyzyjne w zakresie, w jakim zależy to od Parlamentu Europejskiego. Ukraina jest z pewnością najważniejszym krajem w tym względzie.

Dla mnie i wielu moich kolegów jest jasne, że Ukraina działa już jako państwo członkowskie UE, broniąc naszych granic – w rzeczywistości formalnych granic Unii. Potrzebujemy Ukrainy tak bardzo, jak Ukraińcy potrzebują nas. Chcą dołączyć do UE, cieszyć się ochroną, rozwijać swój kraj i osiągnąć dobrobyt, którym my cieszymy się od czasu przystąpienia do Unii w 2004 roku.

Ukraina zasługuje na taką przyszłość, a proces negocjacji jest kluczowy dla wdrożenia niezbędnych reform. Mamy jednak do czynienia z problemem polegającym na tym, że Węgry próbują zablokować rozpoczęcie negocjacji.

Podkreśla to fundamentalną kwestię w UE: weto w Radzie Europejskiej. Kiedy jeden kraj jest w stanie zawetować decyzję, może to praktycznie zatrzymać cały proces

Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że takie podejście jest nie do utrzymania. Niestety droga Ukrainy do członkostwa w UE zależy w dużej mierze od rozwiązania tych wewnętrznych kwestii decyzyjnych Unii, które stały się główną przeszkodą. Stoimy przed wieloma wyzwaniami, ale pracujemy nad ich przezwyciężeniem.

Pomoc wojskowa i strategia odstraszania

Litwa porzuciła międzynarodową konwencję zakazującą stosowania amunicji kasetowej i wraz z Polską, Łotwą i Estonią ogłosiła zamiar wycofania się z konwencji ottawskiej o zakazie stosowania min przeciwpiechotnych. Czy uważa Pani, że ta decyzja była słuszna?

Tak, oczywiście. Jeśli chodzi o amunicję kasetową, jest to tylko koniec historii, która rozpoczęła się co najmniej sześć miesięcy temu, jeśli nie wcześniej, kiedy rozpoczęła się wojna na wielką skalę w Ukrainie. Wasze doświadczenie boleśnie pokazało, jak ważna jest ta kwestia. Niestety to bardzo delikatna kwestia, ale użycie min jest konieczne do odstraszania lub obrony przed agresorem. Litwa, Łotwa, Estonia i Polska podjęły tę decyzję wspólnie, ponieważ, jak wcześniej wspomniałam, nasza strategia obronna ma charakter regionalny.

Jeśli Polska zostanie zaatakowana, wpłynie to na nas wszystkich. Bezpieczeństwo Polski jest naszym bezpieczeństwem, tak jak bezpieczeństwo Łotwy

Mamy nadzieję, że Finlandia również przyłączy się do tej decyzji. To ważna część naszej regionalnej strategii obronnej i ważny krok naprzód.

Prezydent Finlandii Alexander Stubb, prezydent Litwy Gitanas Nausėda i prezydent Łotwy Edgars Rinkēvičs w Kijowie, 24 lutego 2025 r. Zdjęcie: Heikki Saukkomaa/Lehtikuva Oy/East News

Polska wysyła F-16 i personel wojskowy na Litwę, by wzmocnić patrole powietrzne. Czy możemy spodziewać się podobnych inicjatyw obronnych w całym regionie bałtyckim?

Uczestniczymy w natowskiej misji patrolowania przestrzeni powietrznej od momentu przystąpienia do Sojuszu w 2004 roku, więc to nic nowego. Można ją rozszerzyć, tak jak to było w przeszłości. W rzeczywistości od 2014 roku misja już się rozrosła. Początkowo istniała tylko jedna baza dla wszystkich trzech państw bałtyckich na Litwie, w Siauliai. Teraz mamy dwie, a może nawet  jeszcze jedną, na Łotwie – trzeba to sprawdzić [1 marca 2024 r. łotewska baza wojskowa w Lielvarde stała się trzecią bazą NATO, która rozmieszcza myśliwce Sojuszu do pilnowania nieba nad Estonią, Łotwą i Litwą – red.].

Ponadto baza lotnicza Emari w Estonii również gości samoloty NATO do obrony powietrznej. Tak więc choć misja pozostaje zasadniczo taka sama, jej zakres uległ rozszerzeniu.

Zwiększył się zakres odpowiedzialności i istnieje potrzeba dalszej reformy i przeformatowania misji air policing, aby umożliwić użycie amunicji i innych zasobów w przypadku agresji. Mieści się to jednak w ramach planowania NATO. Wierzę, że w przypadku poważnego zagrożenia zmiany zostaną wprowadzone natychmiast.

NATO: wyzwania związane z reformami

W artykule dla Atlantic Council analityk David Julazadeh podkreśla, że NATO potrzebuje pilnej reformy, by nadążyć za przeciwnikami pod względem szybkości podejmowania decyzji. Rzeczywiście istnieje taki problem?

To bardzo stara debata. Kiedy byłam ministrą obrony, zaczęliśmy zastanawiać się, czy polityczne przywództwo NATO, gdyby nadszedł „dzień X”, byłoby w stanie natychmiast podejmować szybkie i niezbędne decyzje – zwłaszcza biorąc pod uwagę wymóg jednomyślności. Każde państwo członkowskie musi wyrazić zgodę, co w praktyce daje każdemu prawo weta.

W NATO widzimy tę samą dynamikę co w UE, z poszczególnymi krajami sprzeciwiającymi się kluczowym decyzjom. Niestety mamy przykłady tego, jak może to być problematyczne

Dlatego niektóre decyzje zostały już delegowane bezpośrednio do dowództwa wojskowego NATO w celu ich natychmiastowego wdrożenia. Chociaż nie jestem już głęboko zaangażowana w prace Sojuszu i śledzę rozwój wydarzeń jedynie za pośrednictwem mediów, wiem, że ta kwestia pozostaje krytyczna. Istnieje potrzeba nadania natowskim siłom zbrojnym większych uprawnień i odpowiedzialności, aby mogły działać tak szybko, jak to możliwe, we wczesnych stadiach kryzysu.

Niemieckie myśliwce Eurofighter Typhoon w bazie lotniczej Lielv?rde na Łotwie. Zdjęcie: Arnaud Chamberlin

UE opracowuje projekt rozbudowy swojego przemysłu obronnego w celu odstraszania Rosji. Czy to wystarczy dla strategicznej autonomii Europy? A może bez USA projekt ten jest skazany na ograniczony efekt?

Nazywamy to sojuszem obronnym. To, co zaczynamy teraz budować, wyznacza nowy etap, nową erę Unii Europejskiej. Do tej pory UE nigdy nie funkcjonowała jako sojusz wojskowy czy organizacja obronna.

To coś zupełnie nowego. Po raz pierwszy w naszej historii mamy komisarza ds. obrony, a 19 marca odbyła się publiczna prezentacja Białej Księgi Obrony. Określi ona strategię na rzecz większej autonomii w sektorze obronnym.

Nie jestem fanką terminu „strategiczna autonomia”, ponieważ nadal w dużym stopniu polegamy na naszych euroatlantyckich więziach. Mam nadzieję, że napięcia w NATO i obecny kryzys zaufania zostaną ostatecznie rozwiązane, ale nawet wtedy będziemy nadal potrzebować Stanów Zjednoczonych, Kanady i więzi transatlantyckich.

Kiedy mówimy o unii obronnej, naszym celem jest wzmocnienie własnych zdolności Unii Europejskiej. Przemysł obronny jest kluczową częścią tych wysiłków. Chociaż jego rozwój jest tylko jednym z wielu niezbędnych kroków, kluczowe znaczenie ma zmniejszenie zależności od państw trzecich i rozwinięcie jak największej części naszych własnych zdolności.

Jednocześnie priorytetem pozostaje wsparcie dla Ukrainy. Oznacza to nie tylko wzmocnienie przemysłu obronnego Francji, Niemiec i innych krajów UE, ale także pomoc Ukrainie w rozwijaniu jej własnego przemysłu obronnego.

Rozumiemy już, że bezpieczeństwo Ukrainy jest naszym bezpieczeństwem. Ukraina zdobyła bezcenne doświadczenie podczas wojny, ale także rozwinęła swój przemysł obronny w wysoce efektywny sposób. Silne synergie z Ukrainą będą miały kluczowe znaczenie

Bezpieczeństwo i obrona muszą być rozpatrywane na wielu poziomach: przeciwdziałania bezpośrednim zagrożeniom militarnym, przeciwdziałania wojnie hybrydowej oraz zwalczania szpiegostwa i sabotażu, takich jak ostatnie incydenty na Morzu Bałtyckim. Agresywne działania Rosji skierowane są nie tylko przeciwko Ukrainie, ale także przeciwko całej Unii Europejskiej. Musimy być przygotowani na wszystkie te wyzwania.

Zdjęcie na okładce: Alfredas Pliadis/Associated Press/East News

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspierajmy Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.

20
хв

Rasa Juknevičienė: - Zaczyna się nowa era Unii Europejskiej

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

O czym rozmawiała "koalicja chętnych" w Paryżu. Najważniejsze wnioski

Ексклюзив
20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Ексклюзив
20
хв

Polska prezydencja i węgierskie weto: co wpływa na negocjacje Ukrainy z UE

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress