Exclusive
20
min

W tym roku najczęściej wypowiadałam zdanie: "Kocham cię". Ankieta

Sestry zapytały ukraińskie uchodźczynie, co przyniósł im rok 2023, a co im odebrał

Larysa Krupina

Ukraińskie kobiety uczą się języków, znajdują pracę, kochają, adaptują się do innych kultur, wychowują dzieci, ale zawsze tęsknią za ojczyzną. Kolaż Sestry

No items found.

Na progu nowego roku 2024 portal Sestry poprosił ukraińskie kobiety, które schroniły się przed wojną w różnych krajach świata, o podsumowanie roku minionego. Zadałyśmy im następujące pytania: Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie były Twoje osiągnięcia, ważne wydarzenia i sukcesy? Co straciłaś? Jakie są Twoje oczekiwania, jeśli chodzi o rok 2024? Gdzie będziesz świętowała Nowy Rok? Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć?

Publikujemy odpowiedzi ukraińskich kobiet z Holandii, Francji, Danii i Czech. A jak Ty odpowiedziałabyś na te pytania?

Kateryna Bessarab

29 lat, analityczka podatkowa. Od marca 2022 r. mieszka w Czechach.

"Przed inwazją na pełną skalę pracowałam jako analityczka podatkowa w sektorze publicznym. Mam wyższe wykształcenie informatyczne. Mój mąż, cywil, jest więźniem Kremla. Od 2020 roku jestem zaangażowana w obronę jego praw, praw człowieka, i koordynuję wszystkie procesy mające na celu jego uwolnienie".  

Kateryna Bessarab marzy o wydobyciu męża z niewoli. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Mój mąż, więzień polityczny Ołeksandr Marczenko, został bezprawnie zatrzymany 17 grudnia 2018 r. na okupowanym terytorium obwodu donieckiego przez tak zwane "MGB DRL" i skazany na 10 lat więzienia z artykułu "szpiegostwo". Obecnie przebywa w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze nr 8 w Ułan Ude (Buriacja). Po przeprowadzce do Czech mam okazję spotykać się z przedstawicielami europejskich rządów i porozmawiać o losie więźniów politycznych. To dla mnie nowe doświadczenie. I moje osiągnięcie.

Ukończyłam również kurs pracownika socjalnego i pracowałam dla międzynarodowej organizacji MRIYA UA, pomagającej ukraińskim uchodźcom. Zdobyłam doświadczenie w prowadzeniu spotkań w języku angielskim jako tłumaczka symultaniczna.

Nauka języka czeskiego i kultury tego kraju również jest dla mnie osiągnięciem. Ale spotkanie z patriarchą ekumenicznym Bartłomiejem jest prawdopodobnie moim największym sukcesem. To spotkanie zrobiło na mnie tak duże wrażenie, że zmieniłam swoje życie. Przede wszystkim po raz pierwszy zagrałam w hollywoodzkim filmie, miałam małą rolę. Ta zmiana przywróciła mnie do życia.

‍2. Co straciłaś?

Найголовніше: надію! Надію, що війна закінчиться швидко, надію, що чоловіка повернуть додому за обміном у найближчій час.  

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Niech ta wojna się skończy, a mój ukochany mąż wróci do domu. Chcę być wolna w swoich pragnieniach i te pragnienia realizować. Mam wiele planów na 2024 rok, w tym znalezienie ciekawej pracy, ponieważ moja praca jako pracownika socjalnego kończy się w 2023 roku. Planuję również podszlifować swój czeski.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

Marzenie - Paryż, nigdy tam jeszcze nie byłam. Jadę tam ze względu na wyjątkową energię tego miasta, by mieć siłę na kolejny rok.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć? Zdanie, które często powtarzasz?

"Cud czeka na nas gdzieś na skraju rozpaczy".

Łesia Szelest

47 lat, dziennikarka, Holandia.

Dyrektorka stacji radiowo-telewizyjnej "Trostianiec" w Trostiańcu, w obwodzie sumskim. Jest mężatką, ma dwoje dzieci.

Łesia Szelest podjęła trudną decyzję o powrocie. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

W kwietniu 2022 roku przeprowadziłam się z rodziną ze Lwowa do północnej Holandii. Pracowałam w zakładzie produkcji warzyw - osiem godzin dziennie, w zimnie, bardzo ciężka praca fizyczna. Ale w sierpniu 2023 roku wróciłam do Ukrainy, ponieważ zaoferowano mi bardzo odpowiedzialne stanowisko dyrektorki stacji "Trostianiec". Uznałam, że muszę przydać się mojemu krajowi. Ta decyzja nie była łatwa, bo musiałam na jakiś czas opuścić moje dzieci. Zostały z babcią w Holandii, tam było bezpiecznie. Regularnie komunikujemy się przez wideo, chodzą do szkoły, znają angielski i uczą się holenderskiego. Są szczęśliwe.

Jestem dumna z mojej nowej pracy: tworzymy programy o wojsku, filmy o poległych bohaterach i ich rodzinach, wolontariuszach oraz o życiu w nieokupowanym mieście przy linii frontu, 30 kilometrów od granicy z Rosją. Opowiadamy o tym, jak udaje się przetrwać jego mieszkańcom i odzyskać siły. Pomagamy zbierać fundusze na pomoc ukraińskim siłom zbrojnym.

Wśród moich osiągnięć mogę również wymienić to, że moje cztery opowiadania zostaną włączone do zbioru i wkrótce opublikowane. Poza tym lokalna gazeta w Trostianets opublikowała obszerny wywiad ze mną. Zaczęłam też prowadzić serię programów z psychologiem, co jest dla mnie nową rolą. Uczę się angielskiego i robię duże postępy.

Jestem dumna, że mieszkam w domu moich rodziców i mam możliwość wspierania mojej starszej matki, aby jej życie było szczęśliwsze i mniej samotne. Jestem też dumna z tego, że spotykam ludzi, którzy znali, pamiętają i szanują mojego ojca Ołeha Szelesta. Przez czterdzieści lat pracował jako dziennikarz w stacji "Trostianiec". Zmarł w 2017 roku.

2. Co straciłaś w 2023 roku?  

Moim największym smutkiem jest to, że ja i moje dzieci mieszkamy w różnych krajach. I świadomość, że wojna może potrwać jeszcze długo i trzeba być na nią psychicznie przygotowaną.  

W porównaniu z europejskimi dochodami, moje dochody stały się niższe, ale rozumiem swoją misję. Dokonałam świadomego i oczywiście słusznego wyboru, wracając do Ukrainy.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Planuję zabrać moje dzieci do Ukrainy i mam nadzieję, że tu będzie bezpiecznie. Moje opowiadania zostaną opublikowane w zbiorach literackich. Planuję nadal pisać na blogu o swoim życiu i być może zacząć pisać książkę. Czytelnicy proszą mnie o to od dłuższego czasu. Chcę kontynuować pracę w spółce telewizyjno-radiowej i rozwijać lokalną telewizję.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

Odwiedzę moje dzieci w Holandii, a stamtąd polecimy do Portugalii.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć? Zdanie, które często powtarzasz?

Ukraiński publicysta Witalij Portnikow powiedział, że my, Ukraińcy, będziemy musieli przyzwyczaić się do myśli, że cień śmierci będzie w pokoju obok nas przez wiele lat. Sama najczęściej mówiłam: "Kocham cię" - swoim dzieciom, matce i mężowi.

Olga Awramienko

40 lat, menedżerka HR, od marca 2022 roku mieszka z córką we Francji.

Olga Awramienko walczyła o swoje prawa w Paryżu - i wygrała. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie osiągnięcia, ważne wydarzenia, sukcesy?

Moja córka poszła do liceum, a ja na Uniwersytet ILCF, gdzie intensywnie uczę się francuskiego. Znalazłam bratnią duszę. Jest Belgiem, od dawna mieszka we Francji. Zostaliśmy sobie przedstawieni przez wspólnych znajomych, a on, podobnie jak ja, przez wiele lat był sam i szukał miłości.

Miałam też pewną historię. Kiedy przyjechałam do Francji, podejmowałam każdą pracę, którą mogłam dostać: pracowałam na lotnisku, w barze i sprzątałam - bo musiałam wynająć mieszkanie. Później znalazłam pracę w piekarni, pracowałam tam przez sześć miesięcy. I chociaż sama praca nie była trudna, to było piekło. Właścicielka zachowywała się bardzo dziwnie: krzyczała na wszystkich, rzucała w nich przedmiotami itp.

Moja cierpliwość się wyczerpała i zdecydowałem się odejść, ale zwolnienie zamieniło się w siedem kręgów piekła, ponieważ właścicielka piekarni nie oddawała mi dokumentów przez trzy miesiące. Musiałam wynająć prawnika, chodzić do sądów i zgromadzić grubą stertę dokumentów. Ale wygrałam, dostałam to, czego chciałam, a nawet odszkodowanie pieniężne.

To zwycięstwo bardzo mnie zainspirowało. Inni Ukraińcy, których znam, również są zainspirowani. Gdziekolwiek jesteśmy, bez względu na to, jak bardzo boimy się obcych krajów, ich systemów i praw, nie możemy się poddawać. Musimy walczyć o to, co mamy, z godnością i wytrwałością.

2. Co straciłaś w 2023 roku?  

Bliski związek z moim krajem. W 2022 roku tak bardzo chciałam wrócić do domu, tęskniłam za nim, codziennie płakałam i myślałam: "Gdybym tylko mogła wrócić!". W 2023 roku przyzwyczaiłam się do myśli, że moje życie toczy się we Francji. Pomogli mi przyjaciele z kręgu osób, które uciekły przed wojną, francuscy znajomi i chyba ludzka natura, bo codzienne wyzwania i zadania odciągają mnie od bolesnych myśli.  

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Liczę na to, że nauczę się francuskiego do poziomu C1 i znajdę dobrą pracę, która mnie zainspiruje.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

W Belgii z moim ukochanym, jego rodzicami, siostrą, bratem i dziećmi, czyli jego córką i moją córką.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć. I jakie sama często powtarzasz?

"Uwierz w siebie, w swoje przeznaczenie, w swoją siłę, a wszystko się spełni".

Ałła Szorina

Kierownik projektu. Od kwietnia 2022 roku mieszka w Danii.

Pracuje dla duńskiej firmy IVAEKST i europejsko-ukraińskiego hubu biznesowego w Kopenhadze. Jest matką dwójki dzieci.

Ałła Szorina uczy się optymizmu nawet podczas wojny. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie osiągnięcia, ważne wydarzenia, sukcesy?

Czuję się tak, jakby rok 2023 przypominał 5-7 zwykłych lat: akademik dla Ukraińców w Danii, w którym mieszka ponad 200 osób z traumą wojenną, ciągłe napięcie wynikające z różnic między kulturą duńską i ukraińską oraz poczucie, że po prostu nie ma wystarczająco dużo energii i czasu, aby zrobić wszystko.

Moje ciało jest w Kopenhadze, ale serce na Ukrainie. Przez cały rok szukałem dowodów na to, że zwycięstwo nadchodzi. Każdego dnia przez dwie godziny w drodze do i z pracy słuchałam opinii ekspertów na temat sytuacji w Ukrainie, a następnie szukałam podcastów i wykładów motywacyjnych na temat radzenia sobie ze stresem związanym z tymi informacjami. W Danii istnieje bardzo silny społeczny standard mówienia o dobrych rzeczach, bycia pozytywnym, szczęśliwym i zainspirowanym. Ale jak mogę być zainspirowana, gdy moi przyjaciele i koledzy giną na froncie, a mój telefon ciągle dzwoni z ostrzeżeniami o nalotach, których nie wyłączam, bo moja rodzina, przyjaciele i rodzice tam są?  

Jednocześnie życie w dwóch światach nauczyło mnie bycia pozytywną i aktywną w nowym duńskim społeczeństwie. Kolejnym moim atutem są podobnie myślący ludzie, których miałam szczęście poznać dzięki wolontariatowi. Organizujemy wydarzenia, które są ważne dla ukraińskiej społeczności w Danii (Dzień IT z Microsoftem, wydarzenia kulturalne) i staramy się zbierać datki dla Ukrainy.

Sukces i radość? Od stycznia moja córka Sniżana rozpoczęła naukę w kopenhaskim gimnazjum. Bardzo jej się to podoba. I cieszę się, że po trudnym okresie w zeszłym roku, kiedy walczyliśmy z duńskim systemem o prawo ukraińskiego dziecka do ukończenia ukraińskiej szkoły online, teraz plan jej edukacji jest stabilny.

Obie kontynuujemy naukę duńskiego. Mała Dania stała się niezawodną przyjaciółką Ukrainy w tej wojnie. A ja uczę się języka z szacunku dla wkładu Duńczyków w pomoc naszemu krajowi.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

Zdolność do marzeń. Próbowałam zachować list z marzeniami i pragnieniami, ale się nie udało. W Kopenhadze miałam okazję spotkać znanych ludzi, strategów w polityce międzynarodowej. Pytałam ich: "Dlaczego?" i "Kiedy?", lecz nie słyszałam odpowiedzi, których oczekiwałam.

Pracując w centrum wolontariatu na przedmieściach Kopenhagi spotkałam setki Ukraińców, którzy, podobnie jak moja córka i ja, przybyli do Danii tylko z plecakiem. Słuchałam historii ludzi, spontanicznych wyznań o tym, jak zaczęła się dla nich ta cholerna wojna, gdzie byli, co widzieli, jak uciekli i jak przedostawali się po 24 lutego do tego centrum wolontariatu, gdzie dostawali garnek lub letnie buty. Słuchałam opowieści o Mariupolu, Siewierodoniecku, Kijowie, Chersoniu, Charkowie, o dziesiątkach nienazwanych miast i wsi, o bardzo dramatycznych wydarzeniach. To pewnie także z tego powodu straciłam optymizm, umiejętność bycia lekką i radosną.

3. Jakie są Twoje oczekiwania na rok 2024?

Z niecierpliwością czekam na zwycięstwo Ukrainy. Wraz z moimi kolegami planuję wdrożyć szereg projektów edukacyjnych dla naszych współobywateli w Danii i Ukrainie, które pomogłyby zorganizować współpracę z wykorzystaniem zasobów duńskiego społeczeństwa. W 2024 roku chciałbym jechać na wakacje nad ciepłe morze i po raz pierwszy od początku wojny doczytać do końca przynajmniej jedną książkę.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

Boże Narodzenie i Nowy Rok planuję spędzić w domu w Kijowie.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć? Zdanie, które często powtarzasz?

"To nie jest na zawsze"...

No items found.

Ukraińska dziennikarka i scenarzystka. Członkini Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy. Autorka wielu znaczących materiałów śledczych  i społecznych. Przez większość swojego życia pracowała jako felietonistka i redaktorka w czasopismach i gazetach, w szczególności w gazecie „Fakty”.

Po opuszczeniu okupowanego Irpienia, dołączyła do projektu dla mediowego międzynarodowej organizacji Media in Cooperation and Transition — MICT (wspiera dziennikarzy ze stref konfliktów i działań wojennych) w Berlinie. W Niemczech współpracuje z Inicjatywą Pamięci Eckerwald, która utrwala pamięć więźniów obozów koncentracyjnych w miejscach masowych egzekucji więźniów podczas II wojny światowej.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Franka Piotra Wilde'a

Gdy niektórzy są coraz bardziej zmęczeni wojną w Ukrainie, niemiecki stylista Frank Wilde niestrudzenie każdego dnia robi kolejne zdjęcie, by wesprzeć Ukrainę. Wytrwałość, z jaką pracuje, a także styl i trafność jego fotografii przyciągają uwagę tysięcy ludzi na świecie. Nie pozwalają im zapomnieć o ukraińskiej żałobie i sprawiają, że chcą dołączyć do walki, która może być piękna. Co łączy Wilde'a z Ukrainą? Dlaczego płacze, gdy podróżuje ukraińskimi pociągami? Czy sąsiedzi projektanta irytują się, kiedy okupuje windę, robiąc kolejne fotografie? Odpowiedzi na te i inne pytania – w jego wywiadzie dla Sestr.

Frank w Kijowie

Cyrylica jest bardzo trudna, ale i tak nauczę się ukraińskiego

Ksenia Minczuk: Na pytanie: „Dlaczego Pan wspiera Ukrainę?” – odpowiada Pan: „Jak mógłbym jej nie wspierać?”. Darzy Pan Ukrainę jakimś szczególnym uczuciem?

Frank Peter Wilde: Przed wojną nie miałem specjalnych związków z Ukraińcami. Raz, w 2004 roku, spędziłem w Ukrainie dwa dni. Kijów był wtedy zupełnie inny. Pamiętam, że na stole stała butelka wody. Podniosłem szklankę, żeby się napić, i okazało się, że to... wódka. A było południe! Wtedy zrobiło to na mnie duże wrażenie. Następnym razem w Kijowie byłem już po rozpoczęciu inwazji. I poznałem zupełnie inne społeczeństwo.

Moje wsparcie dla Ukrainy zrodziło się w sposób naturalny, widać to na moim Instagramie. Pierwszy mój post o agresji Rosji pojawił się dwa dni przed inwazją na pełną skalę, 22 lutego 2022. Zrobiłem sobie zdjęcie w masce Putina, z nożem i w czarnym skórzanym płaszczu. To nawiązanie do horroru „Nie oglądaj się teraz” z 1973 roku w reżyserii Nicholasa Roega, który opowiada o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Pomyślałem, że będzie to dobra ilustracja zagrożenia, jakie Putin stanowi dla Ukrainy i Europy.

Jako aktywista queer zawsze walczyłem o równe prawa i sprawiedliwość. Kiedy więc Rosja rozpoczęła agresję, nie mogłem nie interweniować. Nie mogę milczeć, gdy łamane są prawa człowieka, a ludziom odbierana jest wolność.

W listopadzie lub grudniu 2021 r. zdałem sobie sprawę, że Rosja przygotowuje się do inwazji na pełną skalę. W niemieckiej telewizji politycy mówili: „Putin nigdy tego nie zrobi”, „Putin się nie odważy”. Ale ja czułem, że on jest gotowy. Zrobił to z Krymem w 2014 r., z Gruzją w 2008 r. – i zrobi to ponownie. Bo taka jest historia rosyjskiego imperializmu. Proszę zapytać o to na przykład ludzi w Mołdawii. Dlatego opowiedzenie się po stronie Ukrainy było dla mnie logiczne.

Od czego zaczęło się to Pana szczególne nastawienie do Ukrainy?

Na początku wojny byłem w Warszawie, w pracy. Widziałem tam ogromną liczbę uchodźców, miasto było pełne Ukraińców uciekających przed wojną. Chciałem pojechać do Niemiec nocnym pociągiem, ale powiedziano mi, że to niemożliwe, bo wszystkie pociągi są pełne Ukraińców. Musiałem pojechać samochodem.

Wszędzie po drodze widziałem autobusy pełne uchodźców z Ukrainy. Było wtedy dość zimno, patrzyłem na przerażone dzieci w samochodach. Wyglądały przez okna, rozglądając się wokół ogromnymi, zdezorientowanymi oczami. Oczy ich matek były nie mniej zdezorientowane

Kiedy wróciłem do Berlina, postanowiłem, że zrobię wszystko, by wesprzeć Ukrainę.

To był kolejny etap wsparcia, które pojawiło się dzięki moim emocjom i głębszemu zrozumieniu tego, co się dzieje. Dostałem pracę jako wolontariusz na głównym dworcu kolejowym w Berlinie.

Następnym krokiem był film. Agencja ONZ ds. Uchodźców zaproponowała mi pracę nad filmem o ukraińskich uchodźcach. Natychmiast się zgodziłem. „Ale Frank, to jest darmowa praca, trzy noce zdjęć. Może masz asystenta, który mógłby to zrobić?”. Odpowiedziałem: „Przepraszam, czego nie zrozumiałeś z mojej odpowiedzi? Jestem gotów zrobić to za darmo”. I z ukraińską ekipą liczącą 60 osób stworzyliśmy film „Uprooted”. Udział w tym projekcie otworzył mnie na Ukraińców.

Słuchałem ich historii, przyglądałem się im. Mamy w głowach stereotyp tego, jak wygląda uchodźca. Na przykład powinien być nieszczęśliwy. Tyle że Ukrainki takie nie są. Oczywiście, były zszokowane i zdezorientowane, ale z nastawieniem: „OK, jesteśmy tutaj. Co możemy z tym zrobić?”. Pewne siebie i silne. Byłem pod ogromnym wrażeniem. Szanuję każdą Ukrainkę, która musiała wyjechać z powodu wojny.

Potem zacząłem uczestniczyć w demonstracjach, na których poznałem ukraińską społeczność w Berlinie. Zacząłem studiować ukraińską kulturę – okazała się bardzo interesująca.

Stopniowo Ukraina stała mi się bardzo bliska. Niestety, nie mówię jeszcze po ukraińskum – cyrylica okazała się dla mnie bardzo trudna. Mam jednak nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzę. Posiadam już zaproszenie od internetowej szkoły językowej. Chcę się nauczyć tego języka, by być jeszcze bliżej Ukrainy.

Ukraiński jest uważany za jeden z najtrudniejszych języków do nauki...

Proszę mi tego nie mówić! (śmiech)

...ale także jeden z najpiękniejszych! Czy nasz następny wywiad będzie po ukraińsku?

Być może. Na pewno powiem: „Cześć! Jak się Pani ma? Bo ja mam się świetnie!”

Czasami musisz zaszokować ludzi, by coś zmienić

Wiece, protesty, spotkania, filmy. Jak Pan teraz pomaga?

Przeprowadziłem już dwie duże kampanie fundraisingowe. Teraz rozpocząłem trzecią, tym razem dla NAFO [wirtualnej społeczności przeciwdziałającej rosyjskiej propagandzie i dezinformacji podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej – red.].

Jesienią 2023 roku w Kijowie wręczono mi nagrodę „Międzynarodowy Sojusznik Roku”. Przedstawiciele NAFO zapytali, czy byłbym zainteresowany przeprowadzeniem dla nich zbiórki na lekarstwa. Odpowiedziałem: „A co ze zbiórką na broń?”. Byli zaskoczeni: „Myślisz, że w Niemczech można zrobić taką zbiórkę?” Byłem pewien.

Wspieranie wojska jest teraz bardzo ważne. Szczerze chcę, aby Siły Zbrojne Ukrainy pokonały Rosjan. I chcę zebrać pieniądze na ich zwycięstwo

Jestem Niemcem, a Niemcy dużo mówią o pokoju, pokojowych sposobach zakończenia wojny. Jednak od samego początku mówiłem, że Ukraina powinna otrzymać broń. Zrobiłem sobie nawet tatuaż przedstawiający ukraińskiego „szopa z Chersonia” z bronią. To mój symbol niemiecko-ukraińskiej solidarności.

Teraz mam nową zbiórkę dla NAFO. Zbieramy na dwa funkcjonalne pojazdy specjalnie wyposażone do pracy w warunkach wojennych. Cel to 38 tysięcy dolarów. Zawsze dołączam do fundraiserów, którym ufam, i osobiście znam ludzi, którzy za nimi stoją. Dla mnie ważna jest świadomość, że każde euro trafi do wojska.

Mogę wykorzystać swoją popularność i wpływy. I widzę, że to działa. Jeśli jestem w stanie coś zmienić, na pewno to zrobię. Czasami mogę być prowokacyjny, czasem ostry i natrętny. Myślę, że to właściwa droga. Bywa, że musisz zaszokować ludzi, bo łagodność i ostrożność nie zawsze działają.

Teraz chodzę na protesty, wygłaszam przemówienia, rozmawiam z ludźmi, podpisuję petycje i spotykam się z niemieckimi politykami. Kiedy widzę, że ludzie rozumieją, jak ważne jest wspieranie Ukrainy, jestem szczęśliwy.

Czy Niemcy robią wystarczająco dużo dla Ukrainy?

Wielu polityków w Niemczech mówi: „To nie nasza wojna. Nie powinniśmy dostarczać Ukrainie broni”. Cóż, wszyscy ci, którzy tak mówią, nigdy w życiu nie byli w Ukrainie i nigdy nie rozmawiali z Ukraińcami

Jak więc możecie mówić, że Ukraina powinna oddać swoje terytoria, jeśli nigdy nie rozmawialiście z ani jednym Ukraińcem? Jak śmiecie?

Kiedy masz kontakt z Ukraińcami, rozumiesz rzeczywistość. Od początku inwazji byłem w Ukrainie trzy razy. Jestem w stałym kontakcie z różnymi tamtejszymi organizacjami charytatywnymi: United24, Kyiv Defenders, Głosy dzieci, UAnimals itp. Utrzymuję kontakty z wieloma Ukraińcami.

Dlatego rozumiem, że Niemcy nie robią dla Ukrainy wystarczająco dużo. Tak, mój kraj bardzo pomaga uchodźcom, ale musimy też pomagać z bronią. Powinniśmy wspierać ludzi, którzy bronią Ukrainy – czyli jej wojsko. Nie powinniśmy bać się Rosji. Przez pierwsze dwa lata wojny Niemcy bały się sprowokować Rosję do jeszcze większej agresji. Ciągle rysowali czerwone linie. Myśleli, że Rosja nigdy ich nie przekroczy. Widzimy jednak, że dla Rosji nie ma żadnych czerwonych linii. To wszystko nonsens. Dlatego musimy wspierać Ukrainę wszystkim, co mamy, by zwyciężyła.

Płaczę, kiedy podróżuję ukraińskimi pociągami

Proszę opowiedzieć o swoich podróżach do Ukrainy. Jaki jest ich cel?

Zawsze podróżuję do Ukrainy z własnej woli i na własny koszt. I za każdym razem, gdy jeżdżę ukraińskimi pociągami, jestem zachwycony. Dla mnie najbardziej romantyczną rzeczą, jaką możesz zrobić, jest wybranie się w długą podróż ukraińskim pociągiem. Podoba mi się wszystko: wagony sypialne, krajobrazy za oknem, specjalna herbata. Kiedy widzę te pociągi, chce mi się płakać ze szczęścia. I mi się płakać, ilekroć o tym mówię. Mam też wszystko, co można ukraść z pociągu (śmiech). W domu zgromadziłem już prawdziwe muzeum ukraińskich kolei.

W Ukrainie czuję się absolutnie bezpiecznie. Wiem, to dziwne, bo przecież Ukraina nie jest bezpieczna. Ale ufam waszej obronie powietrznej.

Pamiętam, jak we Lwowie stałem przed niesamowicie pięknym hotelem w centrum miasta. Petunie, spokój, 6 rano. I wtedy zaczął wyć alarm. Pomyślałem: jak można chcieć zniszczyć to piękno? Co jest nie tak z Rosjanami?

Ukraina chce żyć i kochać. A Rosja chce tylko niszczyć.

Miałem kiedyś w Berlinie rosyjskich przyjaciół – lecz kiedy zdałem sobie sprawę, że nie przyjmują do wiadomości tego, co się naprawdę dzieje, przestałem z nimi rozmawiać. Nie czuję już tych ludzi. I nie chcę czuć.

Podczas wojny zrobił Pan prawie tysiąc zdjęć w windzie, by wesprzeć Ukrainę. Jak wygląda proces przygotowań do takiej sesji zdjęciowej?

Tak, mam dokładnie tyle zdjęć z ukraińskiej windy, ile dni trwa ta wielka wojna. To mój pamiętnik z waszej wojny.

Zwykle rano decyduję, co będę fotografował. Kiedy mam ważne rzeczy do zrobienia, myślę z wyprzedzeniem, ale zazwyczaj nie mam planu. Gdy dzieją się jakieś ważne wydarzenia, reaguję na nie. Wybuch elektrowni wodnej w Kachowce, zmasowany ostrzał, ofensywa ukraińskich sił zbrojnych na Kursk.

Albo na przykład zabicie przez Rosję Iryny Cybuch. Albo tragedia w szpitalu dziecięcym. Takie rzeczy mnie dotykają, łamią mi serce, więc nie mogę nie reagować

Moje fotografowanie w windzie to cała przygoda: muszę przynieść rekwizyty, i wszystko zawczasu ustawić, by zrobić zdjęcie. Najpierw przygotowuję wszystko w mieszkaniu, a potem przenoszę to do windy – i robię szybkie zdjęcie bez jej zatrzymywania. Jeśli akurat winda jest przez kogoś ściągana, jadę nią do tej osoby.

Ale są też trudne ujęcia. Na przykład to, które chciałem zrobić bez światła – potrzebowałem świec, latarki albo lampy. Musiałem pomyśleć, jak wszystko zaaranżować. Albo zdjęcie na Boże Narodzenie: w jednej ręce trzymałem lalkę, niczym dziecko, a w drugiej siedem świeczek. I jakoś musiałem to zdjęcie zrobić. Zabrało mi to trzy godziny, ale się udało.

Moi poprzedni sąsiedzi nie byli z tego szczególnie zadowoleni. Poprosili zarządcę budynku, żeby ze mną porozmawiał. Ale potem się wyprowadzili. Nowi są bardzo mili, nie ma z nimi żadnych problemów

Pytają mnie: „Skąd bierzesz pomysły na te wszystkie zdjęcia i siłę, by je robić?”. A ja jestem po prostu uparty. Zawsze kończę, co zaczynam. Tak właśnie ludzie zmieniają świat

Jestem najlepszym przykładem na to, że zwykła, bezstronna osoba, nie polityk czy biurokrata, może mieć wpływ. Może przekonać ludzi, zmienić ich nastawienie do wojny w Ukrainie. Bo ta wojna nie jest zwykłą wojną. To także wojna informacyjna, czasami bez słów. Moje zdjęcia w windzie są językiem, który ludzie rozumieją bez słów.

Czego chciałby Pan życzyć Ukraińcom?

Widzę to tak: Ukraina wygrywa, dołącza do UE i NATO, Krym wreszcie powraca do macierzy, wszyscy więźniowie wracają do swoich rodzin, a Rosja płaci za wszystkie swoje zbrodnie.

To jest moje życzenie dla Ukrainy. I dla całej Europy. Bo jeśli ta wojna nie zostanie powstrzymana, rozprzestrzeni się na inne kraje Unii. A na to nie możemy pozwolić.

Zdjęcia z prywatnego archiwum

20
хв

Zdjęcia w windzie – mój osobisty pamiętnik z waszej wojny

Ksenia Minczuk
wojskowa Kateryna Brynetska Greta

Nie przestraszysz skauta nocą pod gołym niebem

Na wojnę poszła jako strzelec, jej mąż był sanitariuszem. Wcześniej nie miała z wojskiem nic wspólnego, ale szybko opanowała niezbędne umiejętności – aż w końcu została dowódcą oddziału. Jej oficjalny znak wywoławczy to „Greta”, a nieoficjalny „Koliber”. – Bo jestem mała, drobna i mam kolorowe włosy – mówi. – No i mam tatuaż z kolibrem.

Kateryna Kopaniewa: Przed inwazją była Pani dyrektorką centrum plastycznego dla dzieci i młodzieży, przez pięć należała też Pani do Płastu*. Umiejętności skautowskie przydały się na wojnie?

Kateryna Brynecka: Oczywiście, zwłaszcza jeśli żyjesz w okopach i często zmieniasz miejsce pobytu. Chodzi o zdolność przetrwania w ekstremalnej sytuacji: rozpal ogień, zrób kawę w puszkach dla swoich towarzyszy, nawiguj w terenie. Niezbędne urządzenia nie zawsze są pod ręką, ale wiem, jak określić swoje położenie, patrząc na Gwiazdę Polarną. Nie przestraszysz skauta perspektywą noclegu w namiocie – chociaż na linii frontu śpi się pod gołym niebem.

Okop wyposażasz w potrzebne rzeczy i maskujesz go.

Namiot może ochronić cię przed deszczem, ale nie przed odłamkami. Obkładasz więc okop agrowłókniną, zatykasz dziury, przez które mogłyby wleźć myszy

A są ich setki, biegają wszędzie, kiedy śpisz, niszczą twoje rzeczy. Dlatego musisz chować wszystko w plastikowych pudełkach, a ubrania przechowywać w beczce... Oczywiście nie byłam na to gotowa, ale się przystosowałam.

Czy o pójściu na wojnę zdecydowała Pani 24 lutego 2022?

Pomysł, że powinnam przynajmniej nauczyć się posługiwać bronią, pojawił się wcześniej – kiedy w 2014 roku zdałam sobie sprawę, że wojna na pełną skalę z Rosją jest możliwa. Ale w tamtym czasie nie postrzegałam siebie jako potencjalnej żołnierki. Mój mąż i ja byliśmy aktywnymi uczestnikami Pomarańczowej Rewolucji, tam się zresztą poznaliśmy. W 2004 r. mogliśmy sobie pozwolić na codzienne przebywanie na Majdanie, ale w 2014 r. już nie, bo mieliśmy półtorarocznego syna. Pojechaliśmy do Kijowa dopiero w lutym, kiedy zaczął się rozlew krwi i nie mogliśmy już dłużej stać z boku.

Kiedy wybuchła wojna w Donbasie, zgłosiłam się na ochotnika. Wpadłam na pomysł dołączenia do jednostki obrony terytorialnej, która powstawała w naszym mieście. Ale mnie odrzucili. Usłyszałam, że „kobiet nie biorą”. Dopiero pod koniec 2021 r., kiedy pojawiła się groźba inwazji, przyjaciel powiedział mi o nowej, dużej rekrutacji do obrony terytorialnej. Postanowiłam spróbować jeszcze raz. Kontraktu jednak podpisać nie zdążyłam – wojna na pełną skalę rozpoczęła się wcześniej.

Rankiem 24 lutego byłam już w wojskowym biurze werbunkowym.

Nie miała Pani żadnych wątpliwości?

W tym czasie mieliśmy już z mężem dwójkę dzieci: dziesięcioletniego Marka i pięcioletnią Melanię. Mimo to nie mieliśmy żadnych wątpliwości.

Na jednym ze szkoleń powiedziano nam, że jeśli kraj zostanie zaatakowany przez wroga, masz trzy opcje: wyjechać, zostać i być gotowym na okupację – albo walczyć. Wybrałam trzecią opcję. Mój mąż wstąpił do wojska nieco później, lecz wcześniej był już w strefie działań wojennych.

Na początku moja jednostka patrolowała miasto. Dowiedziałam się, że w Wielkanoc wysyłają nas na front. Uciekłam więc na kilka godzin, żeby odwiedzić dzieci i poświęcić wielkanocną paschę. W cerkwi dostałam SMS-a: „Katia, jutro wyjeżdżamy”. Dzieci zostały z rodzicami męża, a ja pojechałam.

Wojna była dla Pani szokiem?

To nie był szok. Raczej złość. Bo kiedy po raz pierwszy zabrano nas na pozycje, okazało się, że nie mamy nawet czym kopać okopów. Z siedmiu łopat, które dostaliśmy na całą kompanię, dwie od razu się złamały. Nie wiedzieliśmy, jak i gdzie kopać, nie rozumieliśmy, dlaczego nikt przed wyjazdem nie kazał nam zabrać własnych łopat. Teraz jesteśmy już w tych sprawach ekspertami.

Najtrudniej patrzeć, jak znikają twoi towarzysze

Pamięta Pani swój chrzest bojowy?

To chyba było wtedy, gdy obok mnie spadła 120-milimetrowa mina artyleryjska.

Mój dowódca i ja byliśmy na warcie i już mieliśmy ją przekazać, gdy rozpoczął się ostrzał. Ledwie wskoczyliśmy do okopu, a tuż przed nami spadła mina. To był mój pierwszy raz, więc chciałam wysunąć głowę, żeby zobaczyć, jak wygląda sytuacja – ale dowódca złapał mnie i gwałtownie pociągnął w dół. W następnej sekundzie poleciały odłamki. Dowódca mnie uratował. Nauczyłam się raz na zawsze, jak się zachowywać w takich sytuacjach.

Do dziś pamiętam pierwsze pociski z „Gradów”, które spadły na nas, gdy spaliśmy w okopie. W takich chwilach wszystko wokół się trzęsie, huczy. Wydaje ci się, że to trwa całą wieczność.

Boi się Pani?

Przez większość czasu nie czuję strachu, ale podekscytowanie, przypływ adrenaliny. Po bitwach i ostrzałach wielu moich towarzyszy również odczuwa euforię – mają świadomość, że przeżyli, choć byli o krok od śmierci. Ale czasami zmęczenie zbiera swoje żniwo i czujesz ten rodzaj obojętności, kiedy nieustanny ostrzał przestaje cię już obchodzić. Jedyne, na czym ci zależy, to dotrzeć do miejsca, w którym będziesz mogła się położyć i trochę przespać.

Ale czasami bywa naprawdę strasznie. Tak było, gdy po raz pierwszy zobaczyłam sapera rozbrajającego zardzewiałą minę. Bałam się, że coś pójdzie nie tak

Co jest dla Pani najtrudniejsze na wojnie?

Patrzenie, jak znikają moi towarzysze. Nie mogę tego znieść. Ostrzał 24/7 jest ciężkim przeżyciem, nawet jeśli starasz się traktować go jak rutynę.

Ciężko jest też wtedy, gdy pada. Deszcze na stepach Zaporoża to prawdziwe wyzwanie. Dosłownie toniesz w błocie, ale musisz się jakoś poruszać, na dodatek z całym swoim wyposażeniem.

Ciężko bywa też wtedy, gdy usiłujesz skontaktować się z dowództwem, przekazywać swoją pozycję. Gdy zostałam dowódcą, często musiałam dosłownie wyszarpywać od niego rzeczy, których potrzebował mój oddział.

A co z seksizmem?

W wojsku jest seksizm, ale nie robię z tego wielkiej sprawy. Oczywiście zdarzają się żarty i różne komentarze, ale nie próbuję nikogo do niczego przekonywać. Po prostu wykonuję swoją pracę

Większość żartów to naprawdę tylko żarty. Kiedy żyjesz z ludźmi na pozycji przez kilka miesięcy i znasz ich jak zły szeląg, wolisz śmiać się z ich komentarzy, niż oburzać.

Jako psycholożka z wykształcenia mogę powiedzieć, że humor jest jednym z najlepszych sposobów na rozładowanie napięcia. Na wojnie nie ma zbyt wielu powodów do radości, dlatego te, które istnieją, są szczególnie cenne. To wtedy, gdy możesz się z innymi z czegoś pośmiać, kiedy masz dostęp do wody z kranu, toalety, gdy możesz napić się kawy... Doceniasz takie rzeczy tylko wtedy, gdy ich nie masz przez długi czas.

Kiedy wracasz do źródeł, zdajesz sobie sprawę, że to właśnie tam byłaś w pewnym sensie najszczęśliwsza. Bo kawa, którą twój towarzysz zdobył i zaparzył w spartańskich warunkach, jest najsmaczniejsza. Wschód słońca jest najpiękniejszy. W domu nigdy nie wstawałam o piątej rano, żeby go oglądać. Ale teraz, kiedy spędzam noce na stepach Zaporoża, widzę to piękno każdego dnia. I zachód słońca, który przypomina mi dom – bo słońce chowa się na zachodzie, gdzie są moje dzieci. Albo bukiet słoneczników. Dla mnie najlepszy był ten, który kiedyś przyniósł mi i moim towarzyszom chłopak z innego plutonu. Zerwał te słoneczniki po drodze, do dziś je pamiętam. Takie chwile pomagają wytrwać.

Zmieniła Panią ta wojna?

Wydaje mi się, że zmieniła absolutnie wszystkich – nawet tych, którzy są na tyłach i starają się jej nie zauważać. Jak zmieniła mnie?

Przestałam płakać, chociaż łzy są dobre, bo przynoszą ulgę. Ale nie potrafię już tego robić

Wielu moich chłopców ma ten sam problem: nie płaczą nie dlatego, że sobie na to nie pozwalają, ale dlatego, że już nie potrafią. Może łzy przyjdą później?

Zmieniam się, dostosowuję do nowych realiów. To tak jak z żabą, którą wrzuca się do wody i stopniowo podnosi temperaturę. Żaba dostosowuje się do nowych warunków, ale kiedy zdaje sobie sprawę, że jest już we wrzątku i musi wyskoczyć, nie może, bo nie ma siły. Często porównuję siebie do tej żaby i najbardziej się boję, że nadejdzie moment, w którym nie będę miała już siły wyskoczyć z wrzątku.

Kiedyś powiedziałam sobie, że nie pójdę do psychologa, dopóki wojna się nie skończy. Bo jaki jest sens naprawiania czegoś, skoro i tak wrócę tam, skąd przyszłam? Ale w zeszłym roku, podczas wakacji, poszłam do specjalisty, by dowiedzieć się, jak bardzo źle sobie radzę. I okazało się, że nie jest tak źle. Póki co się trzymam.

Walczę za moje dzieci

Udaje się Pani widywać z mężem?

Kiedy oboje byliśmy na linii frontu, czasami się udawało. I te chwile były prawdziwym szczęściem. Ale teraz on już jest na wojskowej emeryturze. W końcu ktoś musi być z dziećmi.

Zdecydowaliśmy, że zostanę w wojsku, choć to było bardzo trudne dla naszych dzieci. Zwłaszcza dla syna, który rozumiał, że mama i tata są w niebezpieczeństwie. Córka jest jeszcze mała i odbiera to inaczej. Kiedy powiedziałam jej, że mieszkam w lesie i mam ze sobą psa, ucieszyła się: „Ale fajnie! My też chodziliśmy do lasu z naszym psem!”.

Melanka zapoczątkowała rodzinną tradycję wysyłania uścisków w wiadomościach wideo. Jednak ona też dorasta i tęskni za obojgiem rodziców... Po powrocie mojego męża do domu, kiedy przyjechałam na urlop, zdałam sobie sprawę, że dzieci są na mnie obrażone. Nie mogą zrozumieć, dlaczego tata wrócił, a mama nie.

Mam nadzieję, że pewnego dnia to zrozumieją. W końcu jestem w wojsku przede wszystkim dla ich dobra.

Syn ma teraz 12 lat i nie chcę, żeby on też musiał walczyć. Mam nadzieję, że sama to wszystko skończę

Widziałam dzieci w wioskach na linii frontu. Dzieci w wieku mojego syna, żyjące pod ostrzałem, które przychodziły do nas, by naładować swoje telefony z generatora i odrobić lekcje online. Moje dzieci w Iwano-Frankiwsku mogą chodzić do szkoły. I chcę, aby miały taką możliwość także w przyszłości. Nie chcę, by musiały się kiedyś przekonać, jak to jest żyć bez wody, bez możliwości zakupu leków, pod bombami. Dlatego jestem w siłach zbrojnych.

Czym jest dla Pani Ukraina?

To mój okop, w którym zasadziłam ulubioną lawendę. To dom, w którym mieszka mój mąż i dzieci. To jest to, czego nie chcę stracić. A skoro nie chcę tego stracić, muszę to odzyskać i to obronić.

* Płast – Narodowa Organizacja Skautowa Ukrainy, największa w Ukrainie organizacja wychowawcza dla dzieci i młodzieży.

Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterki

20
хв

Kateryna Brynecka: Ukraina to mój okop, w którym posadziłam ulubioną lawendę

Kateryna Kopanieva

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Anita Łucenko: Bez ćwiczeń Ukraińcom będzie coraz trudniej zachować zdrowy rozsądek

Ексклюзив
20
хв

Profesor Stępień: Prezydenci i rządy przychodzą i odchodzą. Znacznie ważniejsza jest postawa narodu

Ексклюзив
20
хв

Kareta dla uchodźczyni. Absurdalna historia rejestracji samochodu w Polsce

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress