Exclusive
20
min

W tym roku najczęściej wypowiadałam zdanie: "Kocham cię". Ankieta

Sestry zapytały ukraińskie uchodźczynie, co przyniósł im rok 2023, a co im odebrał

Larysa Krupina

Ukraińskie kobiety uczą się języków, znajdują pracę, kochają, adaptują się do innych kultur, wychowują dzieci, ale zawsze tęsknią za ojczyzną. Kolaż Sestry

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Na progu nowego roku 2024 portal Sestry poprosił ukraińskie kobiety, które schroniły się przed wojną w różnych krajach świata, o podsumowanie roku minionego. Zadałyśmy im następujące pytania: Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie były Twoje osiągnięcia, ważne wydarzenia i sukcesy? Co straciłaś? Jakie są Twoje oczekiwania, jeśli chodzi o rok 2024? Gdzie będziesz świętowała Nowy Rok? Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć?

Publikujemy odpowiedzi ukraińskich kobiet z Holandii, Francji, Danii i Czech. A jak Ty odpowiedziałabyś na te pytania?

Kateryna Bessarab

29 lat, analityczka podatkowa. Od marca 2022 r. mieszka w Czechach.

"Przed inwazją na pełną skalę pracowałam jako analityczka podatkowa w sektorze publicznym. Mam wyższe wykształcenie informatyczne. Mój mąż, cywil, jest więźniem Kremla. Od 2020 roku jestem zaangażowana w obronę jego praw, praw człowieka, i koordynuję wszystkie procesy mające na celu jego uwolnienie".  

Kateryna Bessarab marzy o wydobyciu męża z niewoli. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Mój mąż, więzień polityczny Ołeksandr Marczenko, został bezprawnie zatrzymany 17 grudnia 2018 r. na okupowanym terytorium obwodu donieckiego przez tak zwane "MGB DRL" i skazany na 10 lat więzienia z artykułu "szpiegostwo". Obecnie przebywa w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze nr 8 w Ułan Ude (Buriacja). Po przeprowadzce do Czech mam okazję spotykać się z przedstawicielami europejskich rządów i porozmawiać o losie więźniów politycznych. To dla mnie nowe doświadczenie. I moje osiągnięcie.

Ukończyłam również kurs pracownika socjalnego i pracowałam dla międzynarodowej organizacji MRIYA UA, pomagającej ukraińskim uchodźcom. Zdobyłam doświadczenie w prowadzeniu spotkań w języku angielskim jako tłumaczka symultaniczna.

Nauka języka czeskiego i kultury tego kraju również jest dla mnie osiągnięciem. Ale spotkanie z patriarchą ekumenicznym Bartłomiejem jest prawdopodobnie moim największym sukcesem. To spotkanie zrobiło na mnie tak duże wrażenie, że zmieniłam swoje życie. Przede wszystkim po raz pierwszy zagrałam w hollywoodzkim filmie, miałam małą rolę. Ta zmiana przywróciła mnie do życia.

‍2. Co straciłaś?

Найголовніше: надію! Надію, що війна закінчиться швидко, надію, що чоловіка повернуть додому за обміном у найближчій час.  

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Niech ta wojna się skończy, a mój ukochany mąż wróci do domu. Chcę być wolna w swoich pragnieniach i te pragnienia realizować. Mam wiele planów na 2024 rok, w tym znalezienie ciekawej pracy, ponieważ moja praca jako pracownika socjalnego kończy się w 2023 roku. Planuję również podszlifować swój czeski.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

Marzenie - Paryż, nigdy tam jeszcze nie byłam. Jadę tam ze względu na wyjątkową energię tego miasta, by mieć siłę na kolejny rok.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć? Zdanie, które często powtarzasz?

"Cud czeka na nas gdzieś na skraju rozpaczy".

Łesia Szelest

47 lat, dziennikarka, Holandia.

Dyrektorka stacji radiowo-telewizyjnej "Trostianiec" w Trostiańcu, w obwodzie sumskim. Jest mężatką, ma dwoje dzieci.

Łesia Szelest podjęła trudną decyzję o powrocie. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

W kwietniu 2022 roku przeprowadziłam się z rodziną ze Lwowa do północnej Holandii. Pracowałam w zakładzie produkcji warzyw - osiem godzin dziennie, w zimnie, bardzo ciężka praca fizyczna. Ale w sierpniu 2023 roku wróciłam do Ukrainy, ponieważ zaoferowano mi bardzo odpowiedzialne stanowisko dyrektorki stacji "Trostianiec". Uznałam, że muszę przydać się mojemu krajowi. Ta decyzja nie była łatwa, bo musiałam na jakiś czas opuścić moje dzieci. Zostały z babcią w Holandii, tam było bezpiecznie. Regularnie komunikujemy się przez wideo, chodzą do szkoły, znają angielski i uczą się holenderskiego. Są szczęśliwe.

Jestem dumna z mojej nowej pracy: tworzymy programy o wojsku, filmy o poległych bohaterach i ich rodzinach, wolontariuszach oraz o życiu w nieokupowanym mieście przy linii frontu, 30 kilometrów od granicy z Rosją. Opowiadamy o tym, jak udaje się przetrwać jego mieszkańcom i odzyskać siły. Pomagamy zbierać fundusze na pomoc ukraińskim siłom zbrojnym.

Wśród moich osiągnięć mogę również wymienić to, że moje cztery opowiadania zostaną włączone do zbioru i wkrótce opublikowane. Poza tym lokalna gazeta w Trostianets opublikowała obszerny wywiad ze mną. Zaczęłam też prowadzić serię programów z psychologiem, co jest dla mnie nową rolą. Uczę się angielskiego i robię duże postępy.

Jestem dumna, że mieszkam w domu moich rodziców i mam możliwość wspierania mojej starszej matki, aby jej życie było szczęśliwsze i mniej samotne. Jestem też dumna z tego, że spotykam ludzi, którzy znali, pamiętają i szanują mojego ojca Ołeha Szelesta. Przez czterdzieści lat pracował jako dziennikarz w stacji "Trostianiec". Zmarł w 2017 roku.

2. Co straciłaś w 2023 roku?  

Moim największym smutkiem jest to, że ja i moje dzieci mieszkamy w różnych krajach. I świadomość, że wojna może potrwać jeszcze długo i trzeba być na nią psychicznie przygotowaną.  

W porównaniu z europejskimi dochodami, moje dochody stały się niższe, ale rozumiem swoją misję. Dokonałam świadomego i oczywiście słusznego wyboru, wracając do Ukrainy.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Planuję zabrać moje dzieci do Ukrainy i mam nadzieję, że tu będzie bezpiecznie. Moje opowiadania zostaną opublikowane w zbiorach literackich. Planuję nadal pisać na blogu o swoim życiu i być może zacząć pisać książkę. Czytelnicy proszą mnie o to od dłuższego czasu. Chcę kontynuować pracę w spółce telewizyjno-radiowej i rozwijać lokalną telewizję.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

Odwiedzę moje dzieci w Holandii, a stamtąd polecimy do Portugalii.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć? Zdanie, które często powtarzasz?

Ukraiński publicysta Witalij Portnikow powiedział, że my, Ukraińcy, będziemy musieli przyzwyczaić się do myśli, że cień śmierci będzie w pokoju obok nas przez wiele lat. Sama najczęściej mówiłam: "Kocham cię" - swoim dzieciom, matce i mężowi.

Olga Awramienko

40 lat, menedżerka HR, od marca 2022 roku mieszka z córką we Francji.

Olga Awramienko walczyła o swoje prawa w Paryżu - i wygrała. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie osiągnięcia, ważne wydarzenia, sukcesy?

Moja córka poszła do liceum, a ja na Uniwersytet ILCF, gdzie intensywnie uczę się francuskiego. Znalazłam bratnią duszę. Jest Belgiem, od dawna mieszka we Francji. Zostaliśmy sobie przedstawieni przez wspólnych znajomych, a on, podobnie jak ja, przez wiele lat był sam i szukał miłości.

Miałam też pewną historię. Kiedy przyjechałam do Francji, podejmowałam każdą pracę, którą mogłam dostać: pracowałam na lotnisku, w barze i sprzątałam - bo musiałam wynająć mieszkanie. Później znalazłam pracę w piekarni, pracowałam tam przez sześć miesięcy. I chociaż sama praca nie była trudna, to było piekło. Właścicielka zachowywała się bardzo dziwnie: krzyczała na wszystkich, rzucała w nich przedmiotami itp.

Moja cierpliwość się wyczerpała i zdecydowałem się odejść, ale zwolnienie zamieniło się w siedem kręgów piekła, ponieważ właścicielka piekarni nie oddawała mi dokumentów przez trzy miesiące. Musiałam wynająć prawnika, chodzić do sądów i zgromadzić grubą stertę dokumentów. Ale wygrałam, dostałam to, czego chciałam, a nawet odszkodowanie pieniężne.

To zwycięstwo bardzo mnie zainspirowało. Inni Ukraińcy, których znam, również są zainspirowani. Gdziekolwiek jesteśmy, bez względu na to, jak bardzo boimy się obcych krajów, ich systemów i praw, nie możemy się poddawać. Musimy walczyć o to, co mamy, z godnością i wytrwałością.

2. Co straciłaś w 2023 roku?  

Bliski związek z moim krajem. W 2022 roku tak bardzo chciałam wrócić do domu, tęskniłam za nim, codziennie płakałam i myślałam: "Gdybym tylko mogła wrócić!". W 2023 roku przyzwyczaiłam się do myśli, że moje życie toczy się we Francji. Pomogli mi przyjaciele z kręgu osób, które uciekły przed wojną, francuscy znajomi i chyba ludzka natura, bo codzienne wyzwania i zadania odciągają mnie od bolesnych myśli.  

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Liczę na to, że nauczę się francuskiego do poziomu C1 i znajdę dobrą pracę, która mnie zainspiruje.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

W Belgii z moim ukochanym, jego rodzicami, siostrą, bratem i dziećmi, czyli jego córką i moją córką.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć. I jakie sama często powtarzasz?

"Uwierz w siebie, w swoje przeznaczenie, w swoją siłę, a wszystko się spełni".

Ałła Szorina

Kierownik projektu. Od kwietnia 2022 roku mieszka w Danii.

Pracuje dla duńskiej firmy IVAEKST i europejsko-ukraińskiego hubu biznesowego w Kopenhadze. Jest matką dwójki dzieci.

Ałła Szorina uczy się optymizmu nawet podczas wojny. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie osiągnięcia, ważne wydarzenia, sukcesy?

Czuję się tak, jakby rok 2023 przypominał 5-7 zwykłych lat: akademik dla Ukraińców w Danii, w którym mieszka ponad 200 osób z traumą wojenną, ciągłe napięcie wynikające z różnic między kulturą duńską i ukraińską oraz poczucie, że po prostu nie ma wystarczająco dużo energii i czasu, aby zrobić wszystko.

Moje ciało jest w Kopenhadze, ale serce na Ukrainie. Przez cały rok szukałem dowodów na to, że zwycięstwo nadchodzi. Każdego dnia przez dwie godziny w drodze do i z pracy słuchałam opinii ekspertów na temat sytuacji w Ukrainie, a następnie szukałam podcastów i wykładów motywacyjnych na temat radzenia sobie ze stresem związanym z tymi informacjami. W Danii istnieje bardzo silny społeczny standard mówienia o dobrych rzeczach, bycia pozytywnym, szczęśliwym i zainspirowanym. Ale jak mogę być zainspirowana, gdy moi przyjaciele i koledzy giną na froncie, a mój telefon ciągle dzwoni z ostrzeżeniami o nalotach, których nie wyłączam, bo moja rodzina, przyjaciele i rodzice tam są?  

Jednocześnie życie w dwóch światach nauczyło mnie bycia pozytywną i aktywną w nowym duńskim społeczeństwie. Kolejnym moim atutem są podobnie myślący ludzie, których miałam szczęście poznać dzięki wolontariatowi. Organizujemy wydarzenia, które są ważne dla ukraińskiej społeczności w Danii (Dzień IT z Microsoftem, wydarzenia kulturalne) i staramy się zbierać datki dla Ukrainy.

Sukces i radość? Od stycznia moja córka Sniżana rozpoczęła naukę w kopenhaskim gimnazjum. Bardzo jej się to podoba. I cieszę się, że po trudnym okresie w zeszłym roku, kiedy walczyliśmy z duńskim systemem o prawo ukraińskiego dziecka do ukończenia ukraińskiej szkoły online, teraz plan jej edukacji jest stabilny.

Obie kontynuujemy naukę duńskiego. Mała Dania stała się niezawodną przyjaciółką Ukrainy w tej wojnie. A ja uczę się języka z szacunku dla wkładu Duńczyków w pomoc naszemu krajowi.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

Zdolność do marzeń. Próbowałam zachować list z marzeniami i pragnieniami, ale się nie udało. W Kopenhadze miałam okazję spotkać znanych ludzi, strategów w polityce międzynarodowej. Pytałam ich: "Dlaczego?" i "Kiedy?", lecz nie słyszałam odpowiedzi, których oczekiwałam.

Pracując w centrum wolontariatu na przedmieściach Kopenhagi spotkałam setki Ukraińców, którzy, podobnie jak moja córka i ja, przybyli do Danii tylko z plecakiem. Słuchałam historii ludzi, spontanicznych wyznań o tym, jak zaczęła się dla nich ta cholerna wojna, gdzie byli, co widzieli, jak uciekli i jak przedostawali się po 24 lutego do tego centrum wolontariatu, gdzie dostawali garnek lub letnie buty. Słuchałam opowieści o Mariupolu, Siewierodoniecku, Kijowie, Chersoniu, Charkowie, o dziesiątkach nienazwanych miast i wsi, o bardzo dramatycznych wydarzeniach. To pewnie także z tego powodu straciłam optymizm, umiejętność bycia lekką i radosną.

3. Jakie są Twoje oczekiwania na rok 2024?

Z niecierpliwością czekam na zwycięstwo Ukrainy. Wraz z moimi kolegami planuję wdrożyć szereg projektów edukacyjnych dla naszych współobywateli w Danii i Ukrainie, które pomogłyby zorganizować współpracę z wykorzystaniem zasobów duńskiego społeczeństwa. W 2024 roku chciałbym jechać na wakacje nad ciepłe morze i po raz pierwszy od początku wojny doczytać do końca przynajmniej jedną książkę.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

Boże Narodzenie i Nowy Rok planuję spędzić w domu w Kijowie.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć? Zdanie, które często powtarzasz?

"To nie jest na zawsze"...

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka i scenarzystka. Członkini Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy. Autorka wielu znaczących materiałów śledczych  i społecznych. Przez większość swojego życia pracowała jako felietonistka i redaktorka w czasopismach i gazetach, w szczególności w gazecie „Fakty”.

Po opuszczeniu okupowanego Irpienia, dołączyła do projektu dla mediowego międzynarodowej organizacji Media in Cooperation and Transition — MICT (wspiera dziennikarzy ze stref konfliktów i działań wojennych) w Berlinie. W Niemczech współpracuje z Inicjatywą Pamięci Eckerwald, która utrwala pamięć więźniów obozów koncentracyjnych w miejscach masowych egzekucji więźniów podczas II wojny światowej.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Kateryna Bakalczuk-Kłosowska Ukraińcy za granicą

Zaczęło się tak, jak w przypadku dziesiątek tysięcy innych ukraińskich uchodźczyń: długa podróż, pierwsze trudne miesiące adaptacji, pełna obaw codzienność, strach przed utratą siebie w nowym kraju.

– Najpierw trafiliśmy do Bytomia – wspomina Kateryna Bakalczuk-Kłosowska. – Przez tydzień mieszkaliśmy w tamtejszej szkole policealnej. To była zwykła sala, w której rozstawiono łóżka polowe, a na cały pięciopiętrowy budynek był tylko jeden prysznic. Kto wstał najwcześniej, ten mógł umyć się w ciepłej wodzie.

Kateryna ma polskie korzenie, w Ukrainie była członkinią Żytomierskiego Obwodowego Związku Polaków. Organizacją ewakuacji członków związku zajmowała się Wiktoria Laskowska-Szczur, przewodnicząca związku. Autobusy, które wywoziły żytomierzan do Polski, wracały do Ukrainy pełne pomocy humanitarnej. Zorganizowano 16 takich kursów, Kateryna przyjechała przedostatnim, 5 marca 2022 r. Jej rodziców udało się ewakuować dopiero 3 tygodnie później.

Kolędnicy z Żytomierza

– Rodzice mieszkali na Lewym Brzegu, w okolicach Kijowa – mówi Kateryna. – Te straszne wydarzenia, które miały miejsce w Buczy i Irpieniu, nie dawały mi spokojnie spać. Chociaż rodzice byli już wtedy po drugiej stronie Dniepru, blisko Boryspola, i tak bardzo się martwiłam, bo transport nie działał. Mój tato jest po udarze mózgu, ma całkowicie sparaliżowaną prawą stronę ciała. Był ogromny problem z doprowadzeniem ich na dworzec kolejowy, ale bardzo chciałam ich zabrać, gdy tylko nadarzyła się okazja. Gmina Pilica zgodziła się przyjąć całą naszą rodzinę.

Począwszy od 2012 r. Kateryna co roku razem z artystami i zespołami Związku Polaków jeździła na koncerty na Śląsk, organizowane przez Wiktorię Laskowską-Szczur w ramach festiwalu „Kolędnicy z Żytomierza”. Patronem festiwalu był Marszałek Mojewództwa Śląskiego, więc w Pilicy zespoły z Żytomierza były dobrze znane. Rodzinę Kateryny przyjęli tam, jak swoich.

– To było coś podobnego do pensjonatu albo obozu dziecięcego – wspomina Kateryna. – Cztery kilometry od miasta, mieszkaliśmy w domkach letniskowych. Pomogli mi także z pracą w szkole i w bibliotece. Na początku do pracy podwoziły mnie mamy ukraińskich dzieci, które chodziły do szkoły w Pilicy, albo jeździłam szkolnym autobusem. Potem przeprowadziłam się do miasta i mieszkałam tam przez ponad dwa lata. Bardzo się cieszymy, że trafiliśmy do Pilicy. Opiekowali się tam nami, jak własną rodziną.

Występ na koncercie charytatywnym na Stadionie Śląskim, 2022. Zrzut ekranu

Pierwsze występy

Kateryna szukała każdej możliwości udziału w koncertach. Angażowała się w liczne projekty muzyczne, głównie charytatywne. Pierwszy taki koncert odbył się już 10 marca, zaledwie 5 dni po jej przyjeździe do Polski, na Stadionie Śląskim.

– Koncert był ogromny, z transmisją w polskiej telewizji – mówi Kateryna. – Udało się zebrać pół miliona złotych na potrzeby Ukrainy

Miała też wiele występów solowych. Za udział w ważnych społecznie wydarzeniach otrzymała tytuł Honorowego Ambasadora Żytomierszczyzny. W bibliotece prowadziła zajęcia muzyczne dla dzieci i dorosłych. To była przyjemna praca, ale jej największą pasją było śpiewanie na scenie.

Pierwsze porażki

– Szukałam wszelkich sposobności, by dostać się do muzycznej wspólnoty – mówi Kateryna. – Wysyłałam CV, jeździłam na przesłuchania, pytałam znajomych o oferty. W końcu przyszła mi do głowy myśl, by pójść na studia, więc spróbowałam dostać się na Akademię Muzyczną w Katowicach. Podczas przesłuchania zasugerowano mi jednak, że na studia jestem już trochę za stara, a na doktorat mają jedno miejsce na całą akademię, więc w pierwszej kolejności przyjmują swoich.

Powiedziałam, że jestem gotowa pójść na studia magisterskie, lecz usłyszałam, że nie ma sensu powtarzać tego, czego już się nauczyłam w Ukrainie

Próbowała też dostać się na Akademie Muzyczne we Wrocławiu, w Szczecinie i Warszawie. We Wrocławiu powiedzieli jej to samo co w Katowicach. Do Szczecina i Warszawy się dostała, ale nie zdążyła złożyć dokumentów na czas. Mimo to nie poddała się. Chodziła na koncerty, starała się poznawać wpływowych ludzi. I ukraińskich muzyków, którzy mieszkali w Polsce.

– Pierwsze ważne spotkanie miałam przy okazji koncertu w Operze Śląskiej – wspomina. – Podczas występu wyszłam na chwilę z sali, a kiedy wróciłam, już nie poszłam na swoje miejsce, tylko stanęłam przy drzwiach i tam słuchałam występu. Z drugiej strony drzwi stała dyrygentka chóru. Po koncercie podeszłam do niej i powiedziałam, że jestem śpiewaczką z Ukrainy, ukończyłam akademię i chciałabym śpiewać tutaj.

„Świetnie, bo akurat teraz potrzebujemy artystów do chóru” – odpowiedziała pani Krystyna Krzyżanowska. I zaprosiła mnie na przesłuchanie.

Podczas warszawskiego występu na charytatywnej aukcji ikon malowanych przez współczesnych ukraińskich i polskich artystów udało się zebrać kilkadziesiąt tysięcy złotych na rehabilitację dzieci poległych żołnierzy

Jednak do chóru jej nie przyjęli. Dyrektor opery stwierdził, że ma głos solistki, a kiedy przyjmowali solistów, to ich ambicje szkodziły spójności zespołu

Jednak znajomość ze znaną dyrygentką zaowocowała. Pani Krystyna zaprosiła Katerynę do swojego amatorskiego chóru.

– To był wolontariat – wspomina Kateryna. – Jeździłam na próby i koncerty za własne pieniądze. Daleko, z przesiadkami. Wracałam późno, a rano musiałam iść do biblioteki. Bywało, że uciekał mi ostatni pociąg i musiałam nocować u koleżanek. W takim rytmie żyłam przez pół roku.

Powiedziałam sobie: „Dasz radę”

Jednak nie zamierzała się poddać. Przeglądała ogłoszenia na stronach instytucji muzycznych, wysyłała CV, jeździła na przesłuchania konkursowe, szukała projektów, składała wnioski. W końcu uzyskała dwumiesięczne stypendium w Filharmonii Śląskiej. A kiedy dowiedziała się o wolnym miejscu w zespole Camerata Silesia, wysłała swoje CV.

– Dużo o tym zespole słyszałam, ale bałam się, że to dla mnie za wysokie progi. Oni pracują z różnymi gatunkami muzyki, mają szeroki repertuar, od współczesnej klasyki, muzyki operowej, barokowej – po jazz i muzykę rozrywkową. Zespół jest mały, tylko 19 osób, podczas gdy w chórze Filharmonii Śląskiej jest 50 artystów. Dlatego trzeba ciężej pracować, a tempo uczenia się nowych utworów jest oszałamiające.

W Ukrainie Kateryna była solistką, w Polsce musiała nauczyć się pracy w zespole

Od pierwszego przesłuchania do propozycji pracy na etacie minęło pięć miesięcy.

– Oficjalnie w Cameracie pracuję od 23 października 2024 r. Na pierwszym przesłuchaniu, w maju, dali mi nuty i powiedzieli: „Przyjdziesz za kilka dni i pokażesz, co zrobiłaś”. Ja patrzę na te nuty i myślę: „Boże, od czego zacząć?” Ale powiedziałam sobie: „Dasz radę” – i dałam. Potem w Cameracie śpiewałam utwory wybitnych ukraińskich kompozytorów epoki baroku i klasycyzmu — Dmytra Bortnianskiego, Maksyma Berezowskiego i Artema Wedla. Podczas prób robiłam transkrypcje i uczyłam Polaków, jak poprawnie wymawiać ukraińskie słowa.

Przyjeżdżaj jutro

Po tych koncertach trzeba było wrócić do zwykłego życia. Powiedzieli jej, że na razie nie ma etatu – ale obiecali, że będą ją zapraszać na projekty. Wróciła do biblioteki.

– Chciało mi się płakać – wyznaje artystka. – Wtedy wynajmowałam już mieszkanie i brakowało mi pensji, którą zarabiałam w bibliotece. Myślałam, jak tu przeżyć, tym bardziej że ceny rosły w strasznym tempie.

Jakoś pod koniec września zadzwoniła do mnie nasza dyrygentka, pani Anna Szostak: „Jeśli chcesz, przyjeżdżaj na miesiąc próbny”.

„Kiedy?” – zapytałam. „Jutro”. Poprosiłam dyrektora biblioteki o miesięczny urlop bezpłatny. Wiedziałam, że taka okazja już się nie powtórzy

Dziś Katarzyna śpiewa w Cameracie, w katowickim NOSPR-ze, i planuje własne projekty: nagranie płyty z ukraińskimi pieśniami oraz koncert solowy z ukraińskim kompozytorem.

Camerata Silesia

Rady dla tych, którzy szukają siebie

Droga do samorealizacji może być trudna, zwłaszcza w nowym środowisku. Jednak historia Kateryny dowodzi, że znalezienie swojego miejsca pod słońcem jest możliwe. Oto kilka jej wskazówek dla tych, którzy nie chcą porzucić marzeń.

Próbuj. Każde doświadczenie to krok naprzód. Nawet jeśli coś się nie uda, porażki przyniosą ci cenną wiedzę i przybliżą sukces.

Pukaj do wszystkich drzwi. Nie bój się nawiązywać znajomości, pytać o możliwości, angażować się w projekty. Z setki drzwi przynajmniej jedne się otworzą.

Nie bój się. Często blokują nas opinie innych lub własne lęki. Katerynę powstrzymywała myśl, że do Cameraty trudno dostać się nawet Polakom. Mimo to poszła na przesłuchanie. Nie ulegaj swoim obawom. Dopóki nie spróbujesz, nie dowiesz się, na co cię stać.

Nie porzucaj swoich pasji. Rób to, co kochasz. Przekwalifikowanie się jest dobre, szczególnie na początkowym etapie adaptacji – ale nie rezygnuj z tego, co kochasz. To właśnie pasja pomoże ci odnaleźć swoje miejsce pod słońcem.

Doceniaj każdą chwilę. Nawet mały sukces jest ważny. Każda nowo poznana osoba czy nowe wydarzenie może otworzyć przed tobą nowe możliwości.

Wierz w siebie. Nawet jeśli wszystko wydaje się beznadziejne, pamiętaj: najciemniej jest tuż przed świtem. Droga do spełnienia marzeń może być trudna, ale każda próba przybliża cię do celu. Nie poddawaj się, idź naprzód i ciesz się samą podróżą.

Zdjęcia: archiwum prywatne Kateryny Bakalczuk-Kłosowskiej

20
хв

Z biblioteki na scenę. Opowieść o Ukraince, która żyje, by śpiewać

Tetiana Wygowska
ołeksandr kanibołocki wolontariat ukraina

Najtrudniej, gdy konto jest puste

Oksana Szczyrba: Jak się Pan dziś czuje? Wiem, że ostatnie wyprawy znacznie podkopały Pana zdrowie.

Ołeksandr Kanibołocki: Przejechałem na rowerze około 400 kilometrów z otwartym wrzodem. Jechałem z Jaremcza do Użhorodu, a potem przez obwód lwowski. Teraz jestem pod opieką lekarską. Przygotowuję się do kolejnej przejażdżki. Może już w maju, zależy od zdrowia.

Kiedy postanowił Pan zbierać pieniądze na wojsko?

W 2014 roku, gdy zaczęła się rosyjska agresja na Krymie. Rozumiałem, że nie będę w stanie walczyć, bo to już nie te lata, ale chciałem pomóc. W 2019 roku po raz pierwszy zacząłem zbierać pieniądze dla wojska w mojej wsi. Wysłałem dwie przesyłki do batalionu Szejka Mansura.

Ale samo tylko chodzenie i proszenie to nie moja bajka. W 2022 roku postanowiłem więc połączyć pomaganie wojsku z czymś, co mnie uspokaja. A uspokaja mnie jazda na rowerze. Wtedy odbyłem swoją pierwszą przejażdżkę: 500 km na rowerze „Ukraina”, 250 km do Baturyna i z powrotem. Zebrałem 12 000 hrywien, które przeznaczyłem na zakup opon dla samochodów 72 brygady.

Angażował się Pan w politykę?

W 2018 roku byłem zastępcą szefa rady sołeckiej. Chciałem służyć ludziom i kontrolować władze, lecz spotkałem się z presją i groźbami. Na przykład wtedy, kiedy ujawniłem, że podczas kampanii wyborczej w 2018 roku jeden ze sztabów przekupywał wyborców, dając im po 300-400 hrywien, i zamawiał brudne artykuły o przeciwnikach. By ukoić nerwy, jeździłem na rowerze po okolicy. A potem pomyślałem: dlaczego nie połączyć tego z wolontariatem?

Mój rower jest dla mnie niezawodnym pomocnikiem. Jest prosty, bez przerzutek, ale bardzo wytrzymały. Ma ponad 40 lat, mam go bodaj od 1982 roku. Jeśli coś pójdzie nie tak, coś dokręcę, coś nasmaruję – i jadę dalej. Zawsze mam ze sobą części zamienne. Nigdy mnie nie zawiódł.

Podobno chciał Pan wstąpić do wojska, ale Pana odrzucili.

Zadzwoniłem do batalionu ochotniczego „Słoneczko”. Poradzili mi, żebym pozostał na tyłach i robił to, co robiłem wcześniej.

Bliscy nie próbowali Pana odwieść od pomysłu z rowerem?

Próbowali. „Masz wnuki, masz dzieci” – mówili. Ale ja się uparłem.

Pierwsza przejażdżka była testem. Kiedy dotarłem do Romn [miasto w Ukrainie – red.], zacząłem szukać miejsca na nocleg. Dzwoniłem do znajomych, ale nikt nie odbierał, bo był dzień wolny. Postanowiłem więc jechać dalej, do Łypowej Dołyny. Tyle że jakieś 3-4 kilometry przed nią mój organizm przestał funkcjonować, serce zaczęło mi walić. Zatrzymałem się, a potem próbowałem dojść z tym rowerem do jakichś ludzi, ale nie miałem siły.

Stanąłem na poboczu, położyłem rower na ziemi. Było ciemno, padał deszcz, a ja na kolanach, nie wiedząc, co dalej robić

Wtedy zadzwoniła córka. Zapytała, gdzie jestem. Zrazu nie byłem w stanie odpowiedzieć, ale gdy doszedłem do siebie, powiedziałem jej, że wszystko w porządku, że jestem już prawie w Łypowej Dołynie. Tyle że ona zrozumiała, że nie wszystko jest w porządku.

Tak czy inaczej, bez względu na to, jak było ciężko, pedałowałem dalej. Bo nie mogłem strzelać, a chciałem pomóc.

Dotarłem do szpitala w Łypowej Dołynie, wolontariusze załatwili mi przyjęcie. Zbadali mnie. Deszcz nie przestawał padać, więc zostałem na dwa dni. A gdy pogoda się poprawiła, wróciłem na rower i kontynuowałem podróż. Tym razem bez komplikacji.

Planuje Pan swoje trasy?

Tak, ale czasami zmieniam je w zależności od sytuacji. Pytam miejscowych, gdzie jest najlepsza droga, gdzie mogę się zatrzymać. Wolontariusze pomagają mi znaleźć miejsca na nocleg.

Czasami nocowałem na posterunkach policji, w szpitalach albo hotelach opłacanych przez ludzi wspierających moją sprawę. Nawet przez posłów

Która wyprawa była najdłuższa?

Trzecia, 1200 km. Zebrałem wtedy około 1,6 mln hrywien.

Nie spodziewałem się, że uzbieram aż tyle. Przeżyłem nawet pewne rozczarowanie, gdy na początku nie było na koncie niemal nic. Ale wtedy niewiele osób o mnie jeszcze słyszało. Później dziennikarze zrobili o mnie materiał. I zadzwonił jakiś mężczyzna, który powiedział: „Chcę ci pomóc”. Ludzie zaczęli przekazywać darowizny.

Zbieram fundusze na własnych kontach. Nigdy nie daję pieniędzy komuś innemu, bo widziałem już, że czasami dary trafiają w niepowołane ręce. Wszystko sam mam pod kontrolą.

Gdy wolontariusze prosili o jakiś materiał o moich wyprawach, płaciłem za jego produkcję. Mam wszystkie rachunki, paragony, raporty – wszystko upubliczniam, pełna przejrzystość. Za zebrane przeze mnie pieniądze kupowaliśmy opony, drony, a nawet samochody. Ludzie to widzą i ufają.

Ile w sumie kilometrów przejechał Pan na rowerze?

Pierwsza przejażdżka to 500 km, druga 850 km, trzecia 1200 km, a czwarta 1100 km. Łącznie ponad 3600 kilometrów. Zebrałem już ponad 2 mln hrywien. Jedna wyprawa trwa 10-12 dni, w zależności od trasy. Przemierzyłem już wiele dróg.

Co jest najtrudniejsze podróży?

Moment kiedy sprawdzasz konto i nic tam nie ma. To bardzo trudne psychicznie. A fizycznie – podjazdy w Karpatach. Drogi są tam dobre, ale jest dużo zjazdów i podjazdów, a mój rower nie ma przerzutek, więc często muszę go nieść.

Bywa, że spędzam w trasie nawet 12 godzin dziennie. Czasami ludzie mi pomagali i mnie karmili, ale takie przekąski w pośpiechu podkopywały moje zdrowie.

Muszę jeździć w różnych warunkach pogodowych, także w ulewnym deszczu albo w upale. Ale zawsze jadę dalej, bo robię to dla tych, którzy trzymają front

Wyznaczam sobie cel, na przykład: „Dziś muszę dojechać do Sum”. Jak komputer – ustawiasz program i go wykonujesz. Czasami wyjeżdżałem w trasę o 2 nad ranem. Był też taki dzień, kiedy przejechałem 186 km. Wszystko jest możliwe, gdy masz cel.

To jest nasza Ukraina

Co Pan odkrył w czasie tych podróży?

Dużo piękna, wielu dobrych ludzi. To zmieniło mój ogląd spraw. Lecz chociaż podarowali mi rower sportowy, nadal jeżdżę na mojej starej, dobrej „Ukrainie”.

Jak ludzie reagują, gdy dowiadują się o Pana misji?

Bardzo dobrze. Szczególnie dobrze pamiętam okolice Iwano-Frankiwska. Sceneria była niesamowita – piękne domy, zadbane drogi. Zatrzymałem się i zacząłem robić zdjęcia. I wtedy z podwórka wyszedł mężczyzna: „Kim jesteś?”. Potem wyszedł kolejny, z sąsiedniego podwórka. Zanim zdążyłem to wyjaśnić, zaczęli przynosić mi pomidory, smalec, herbatniki. Podziękowałem, ale nalegali: „Bierz, jesteś wolontariuszem”.

Innym razem jechałem z Kijowa do Niżyna. Był ranek, miałem ochotę na coś gorącego. Zobaczyłem kobietę i zapytałem ją, gdzie mogę zjeść śniadanie. Była zaskoczona: „Co się stało?”. Wyjaśniłem, kim jestem, a ona otworzyła swoją torbę i wyjęła kilka kawałków domowego ciasta: „Weź, jeszcze gorące, właśnie upiekłam”. To było bardzo wzruszające. Tacy ludzie są prawdziwi, to jest nasza Ukraina. I to daje mi siłę, by iść dalej.

Jakieś zabawne historie?

Z Boryspola do Żytomierza wyjeżdżałem o 2 nad ranem, chciałem zdążyć przed końcem godziny policyjenj. Jechałem autem, w punkcie kontrolnym zatrzymała mnie policja. „A ty kto, dokąd, dlaczego tak wcześnie?” Wyjaśniam, że jestem wolontariuszem, jadę do Żytomierza. „A ty w ogóle wiesz, gdzie jesteś?”.

Już miałem im pokazać moje dokumenty, strony w Internecie, na których o mnie pisali, ale jeden mnie rozpoznał: „Więc to jest ten wolontariusz, który jeździ po całej Ukrainie!”. Pośmialiśmy się, zrobiliśmy sobie zdjęcie i ruszyłem w dalszą drogę.

Nieraz sprawdzali moje bagaże i pytali, czy nie mam w nich czegoś niebezpiecznego. Zawsze mam tylko ubrania i jedzenie.

Nie myślał Pan o jeżdżeniu w grupie?

Myślałem, ale nie każdy pojedzie na takim rowerze, jak mój. To nie jest rower sportowy. Kiedy jeździsz z kimś, musisz się dostosować, a ja jestem przyzwyczajony do własnego tempa. Gdy poczuję się źle, siadam, odpoczywam, piję wodę, a potem wracam na drogę. Jestem swoim własnym szefem.

Czuje Pan satysfakcję?

Tak. Naprawdę chciałem być przydatny i udało mi się. Zebrałem sporo pieniędzy, więcej niż mogłem sobie wyobrazić. Wolontariusze dzwonili i prosili mnie o pomoc dla różnych jednostek, a ja pomagałem.

Ludzie w Pana wsi są teraz życzliwsi?

Tak. Wiele osób podchodzi do mnie, dziękuje i życzy sukcesów. Są jednak tacy, którzy nadal wspierają lokalne władze, a te, delikatnie mówiąc, nie zawsze działają otwarcie. W mojej wsi sytuacja wciąż jest trudna: dużo polityki, opozycja pod presją, władze mi groziły. Ale ja zawsze mówię ludziom prawdę, dlatego większość mnie popiera.

Kiedyś zapytano mnie, dlaczego pensje w radzie sołeckiej są tak wysokie. Gdy oficjalnie poprosiłem o informacje na ten temat, zaczęła się nagonka. Poszedłem na policję. Jednak odkąd zacząłem działać jako wolontariusz, wszystko się uspokoiło.

Jak wolontariat zmienił Pana życie?

Przywrócił mi godność. Ci, którzy mnie atakowali lub kłamali na mój temat, przestali to robić. Bo poznali moją sprawę.

Ale najbardziej wzruszające jest to, że nawet wojskowi mi dziękują.

Gdy byłem w szpitalu, zadzwonił do mnie pewien żołnierz i powiedział: „Dziękuję za to, co zrobiłeś”. To dla mnie ważniejsze niż jakikolwiek medal

Zdjęcia: prywatne archiwum bohatera

20
хв

Ołeksandr Kanibołocki: – Wolontariat przywrócił mi godność

Oksana Szczyrba

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Z biblioteki na scenę. Opowieść o Ukraince, która żyje, by śpiewać

Ексклюзив
20
хв

Przetrwałam Hitlera, przetrwałam Stalina, to i Putina przetrwam

Ексклюзив
20
хв

Piękna przyroda, obojętne państwo. Jak się żyje Ukraińcom w Turcji

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress