Każda ma swoje osobiste kryteria powrotu – od: „mam takie poczucie” po: „przestaną strzelać”. A nawet: „wojna trwa od dawna – to co, powinnam porzucić swoje życie?”. Bo dla większości to „życie” jest możliwe tylko w Ukrainie, tyle że zdały sobie z tego sprawę dopiero za granicą.
Kalendarzowa wiosna dobiega końca, mamy początek lata, koniec roku szkolnego w szkołach – a to oznacza, że wiele naszych rodaczek i rodaków z zagranicy wróci do swoich domów w Ukrainie. Albo osiedlą się na zachodzie kraju lub na przedmieściach dużych miast, by poczuć się, jak w domu.
Według badania przeprowadzonego przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii (KIIS) w kwietniu 2024 r. w Polsce, Niemczech i Czechach, w optymistycznym scenariuszu do Ukrainy wróci około 50% uchodźców. To, czego potrzebują, by zdecydować się na powrót, to przede wszystkim bezpieczeństwo (34%), sprawna infrastruktura krytyczna (34%) oraz dostępność niezniszczonych mieszkań (26%). Tylko 26% respondentów jako warunek wymieniło „zakończenie wojny”.
Okazuje się więc, że choć wszyscy uciekliśmy przed wojną, powrót nie zawsze zależy od jej zakończenia. O konieczności ostatecznego zakończenia działań wojennych mówią najczęściej ci, którzy wciąż wahają się z podjęciem decyzji o powrocie
Spotkaliśmy się w Klubie Ukraińskich Kobiet w Warszawie i fantazjowaliśmy podczas „kręgu zaufania” – gry psychologicznej służącej zjednoczeniu i refleksji. Każda z uczestniczek mówiła o powrocie do Ukrainy:
– Widzę to mniej więcej tak: wojna się kończy, wychodzą Zełenski i Kliczko, ściskają się, uśmiechają i mówią: 'A więc wojna się skończyła. Ukrainki, możecie wracać ze swoimi dziećmi, nie ma potrzeby tam zostawać!’. I wszyscy biegniemy do kas kolejowych, na dworcach ogromne kolejki, a ukraińskie koleje w trybie pilnym dodają po cztery dodatkowe wagony do każdego pociągu z Przemyśla i Chełma.
– Nie wyobrażam sobie, żeby nagle, z dnia na dzień, wszystko stanęło i ktoś miał odwagę to powiedzieć. Ale w Warszawie czynsze za mieszkania nagle pójdą w dół, ceny spadną, a mąż po mnie przyjedzie. I tak pakujemy nasze rzeczy do bagażnika, a on się denerwuje, że próbuję zabrać te niezliczone pudła z gliną, wełną i wyrobami z gałązek, które stworzyłam tu przez ostatnie trzy lata.
– Zapytałam o powrót czat GPT. „Jeśli jesteś wesoła i gotowa na przygodę, możesz trochę bardziej cieszyć się czasem spędzanym poza domem” – tak odpowiedziała mi sztuczna inteligencja. Nie mogę powiedzieć, że jestem smutna, ale mam już dość przygód.
– Może być tak, jak z COVID-em. Jest zagrożenie, myjemy ręce, zmieniamy maseczki – a potem nagle nie ma kwarantanny. I wszyscy o tym zapomnieli. Wygląda na to, że to się stanie w ciepłym sezonie.
To, czy wrócić teraz i czy w ogóle wrócić, pozostaje prawem i decyzją osoby ją podejmującej
Ale równie często wywołuje gównoburzę na socialach. Matki wychowujące dzieci w Kijowie i Odessie czują się urażone argumentem, że ktoś nie wraca, bo chce chronić swoje dziecko. „Dlaczego ktoś myśli, że ja nie dbam o swoje dziecko?” – czytamy między wierszami. I wtedy ktoś wyciąga pocztówkę z czasów II wojny światowej: Hitler przekonuje na niej zrozpaczoną Brytyjkę, by odesłała swoje dzieci do zbombardowanego Londynu. I młócka wchodzi na wyższy poziom.
Ci, którzy myślą w kategoriach liczb, podchodzą do kwestii powrotu w jeszcze inny sposób: liczą rakiety, które Rosjanie wciąż mają. A potem nagle pojawiają się wiadomości o pomocy wojskowej dla Rosji ze strony Korei Północnej lub Iranu – i liczenie zaczyna się od nowa.
„Wróciłam z mężem do Kijowa, myśląc, że ryzyko śmierci w wypadku drogowym w stolicy jest większe niż ryzyko śmierci od rakiety – pisze Olena w mediach społecznościowych. – Ktoś obliczył, że w zeszłym roku w ciągu sześciu miesięcy w wypadkach drogowych w Kijowie zginęło 56 osób, a 993 zostały ranne. Natomiast od początku inwazji do tego czasu rannych w wyniku ataków rakietowych zostało 713 osób.
Pragmatycy dochodzą do wniosku, że i tak będzie trzeba wrócić. Więc dlaczego nie teraz?
– W piśmie zezwalającym na wjazd do Wielkiej Brytanii Ukraińcy otrzymali wyjaśnienie: jesteśmy tymczasowymi przesiedleńcami objętymi specjalną ochroną humanitarną, a nie uchodźcami w klasycznym znaczeniu tego słowa. Zasady są więc takie same: aby zostać tu na dłużej, musisz znaleźć zainteresowanego zatrudnieniem ciebie pracodawcę, który zapłaci za twoją wizę. Nie widziałam sensu w pracy tam jako kelnerka, skoro u siebie mogłam spróbować otworzyć kawiarnię – mówi Switłana.
Wróciła do domu w Kijowie sześć miesięcy po zamieszkaniu w Wielkiej Brytanii i planuje własny biznes. Życie za granicą dało jej pewność, że wszystko się ułoży.
Nowe badanie UNHCR [biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców – red.] przeprowadzone na ponad 4000 ukraińskich rodzin uchodźców przebywających w całej Europie, a także 1100 rodzin tych, którzy wrócili do Ukrainy, pokazuje, że odsetek uchodźców, którzy planują powrót do domu lub mają na to nadzieję, nieznacznie spadł z 77% do 65% w porównaniu z rokiem poprzednim. Jednocześnie wzrósł odsetek osób, które jeszcze nie zdecydowały się na powrót – z 18 do 24%.
Za granicą przebywa obecnie 5,9 miliona ukraińskich uchodźców
Jedna z dziennikarek powiedziała, że wróci dopiero wtedy, gdy pierwsze samoloty przylecą do Boryspola. Oznaczałoby to bezpieczne niebo nad Ukrainą. Ale my tylko marzymy o lataniu, a ona jest już w domu w obwodzie kijowskim:
– Wszystko szło dobrze, nauczyłam się polskiego, znalazłam mieszkanie i pracę. Posłałam dzieci do szkoły i zapisałam je do kółek zainteresowań. Mąż napisał do mnie z domu: „Nie spiesz się, radzę sobie”. A potem wysłał mi zdjęcie podwórka: pies goniący kurę, żonkile, tulipany, fiołki rosnące na podwórku. Rozpłakałam się i wróciłam.
– Któregoś dnia zrozumiałam, że wojna może potrwać dłużej – mówi znajoma weteranka. – Nie chcę, żeby za rok, dwa moje dziecko całkowicie zasymilowało się za granicą. Jeśli mam umrzeć, chcę umrzeć szczęśliwa i na swojej ziemi. Ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że przetrwamy. Robimy to od wieków.
Redaktorka i dziennikarka. Ukończyła polonistykę na Wołyńskim Uniwersytecie Narodowym Lesia Ukrainka oraz Turkologię w Instytucie Yunusa Emre (Turcja). Była redaktorką i felietonistką „Gazety po ukraińsku” i magazynu „Kraina”, pracowała dla diaspory ukraińskiej w Radiu Olsztyn, publikowała w Forbes, Leadership Journey, Huxley, Landlord i innych. Absolwent Thomas PPA International Certified Course (Wielka Brytania) z doświadczeniem w zakresie zasobów ludzkich. Pierwsza książka „Kobiety niskiego” ukazała się w wydawnictwie „Nora-druk” w 2016 roku, druga została opracowana przy pomocy Instytutu Literatury w Krakowie już podczas inwazji na pełną skalę.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!