Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
"Chcesz mi podziękować? Podziękuj za wychowanie syna"
W ukraińskim społeczeństwie coraz liczniejsze jest grono kobiet, których dzieci walczyły lub walczą na wojnie. Często spotykają się z niezrozumieniem, kwestionowaniem ich wyborów i poglądów, wiele z nich zostało przez państwo pozostawionych samym sobie. Oto historie trzech takich kobiet
Krewni poległych żołnierzy ukraińskich na otwarciu wystawy „Guerre en Ukraine” (Wojna w Ukrainie) w Narodowym Muzeum Historii Ukrainy, Kijów, 8 lipca 2023 r. Zdjęcie: SIERGIEJ SUPINSKY/AFP/Eastern News
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Serhij, syn Maryny Iwanienko [imiona zmienione na prośbę rozmówczyni – red.], poszedł do wojska na ochotnika, chociaż do wieku poborowego brakowały mu jeszcze cztery lata.
– Skłoniła go do tego śmierć przyjaciela z dzieciństwa, 19-letniego chłopca, który był ochotnikiem – mówi Maryna. – Nie byłam szczęśliwa, na dodatek wiele osób mnie nie rozumiało. Mówiły, że muszę go stąd „zabrać”. Ale jak mogłabym go gdzieś zabrać? Przecież jest dorosły!
Zdziwione spojrzenia i pytania niektórych znajomych wywołują u Maryny sprzeczne myśli:
– Ileż ja się nasłuchałam o byciu „matką-kukułką” – że jak mogłam pozwolić mu odejść? Pozwoliłam, bo czy było inne wyjście?
Z jednej strony miała możliwości, by zapobiec wyjazdowi syna na wojnę. Mogła np. sprawić, żeby nie przeszedłby przez wojskową komisję lekarską. Ale ile wtedy byłyby warte te wszystkie wartości, które mu wpajała?
Rekruci III Oddzielnej Brygady Szturmowej biorą udział w ćwiczeniach w jednej z baz szkoleniowych w Kijowie, 18 czerwca 2024 r. Zdjęcie: Anatolii STEPANOV/AFP/East News
– Mamy bardzo bliskie relacje. Zabierałam go w góry, odkąd skończył 6 lat. Zabrałam go też ze sobą na Majdan. Oczywiście nie chciałam, żeby walczył. Ale po co zabrałam go na barykady Rewolucji Godności? Żeby go ukryć? – pyta retorycznie kobieta. – Niektórzy krewni nadal nie wiedzą, że Serhij jest w wojsku.
Ukrywają to np. przed dziadkiem, który nie może się martwić z powodu zaawansowanego wieku – i który ma inne poglądy na wojnę niż Maryna i Serhij. Starają się z nim nie kłócić:
– Nasz dziadek mawia: „Mam nadzieję, że Zełenski nie zabije Serhija!”. Uspokajam go, mówiąc, że mój syn nie jest jeszcze w tym wieku. Bardzo się też martwił, że Serhij nie ma odpowiedniej pracy, więc któregoś dnia jego syn zadzwonił do niego i powiedział, że teraz już ma! „Chodzi do niej codziennie i jest karmiony trzy razy dziennie”. Dziadek był przeszczęśliwy! Powiedział: „Mam nadzieję, że go nie zgarną”. „Nie martw się, nie zrobią tego” – uspokoiłam go.
Mimo krytyki innych to, że jej syn walczy, napawa Marynę dumą. – Albo wychowujemy ich na dorosłych ludzi, albo… po co to wszystko?
Historia druga: mama Natalia
Natalia Murawiowa, rzemieślniczka, hafciarka
Mamo, nie martw się, jesteśmy w komisariacie wojskowym
Wszyscy chłopcy z rodziny Natalii, dwóch synów i siostrzeniec, walczą na froncie od początku 2022 roku:
– „Mamo, nie martw się, jesteśmy z tatą w komisariacie wojskowym” – Natalia wspomina, co tamtego dnia usłyszała od syna. – O najstarszego się nie martwiłam. Jest w służbie i zawsze kochał broń, był gotowy. Ale młodszy... Poszedł do komisariatu wojskowego zaraz na początku – i ten „wielki mężczyzna”, 165 centymetrów wzrostu, został od razu odesłany do domu. Poza tym ma problemy zdrowotne. Jednak w grudniu 2022 roku otrzymał wezwanie do wojska.
Młodszy syn Natalii został oficerem łącznikowym w 65. samodzielnej brygadzie zmechanizowanej. Regularnie wysyła matce wiadomości z frontu. Natalia jest dumna z syna, ale nie dzieli się jego wiadomościami ze starymi znajomymi:
– Mam sąsiadkę, która przyznała, że poradziła synowi, by brał pieniądze i uciekał za granicę. Odpowiedziałam: „Ira, to u mnie nie przejdzie. Moje dzieci są na wojnę? A na co są twoje?”. Coś takiego mnie nawet nie obraża. To mnie rozwściecza!
Nowymi przyjaciółkami Natalii są matki innych żołnierzy:
– Moja koleżanka ma syna marynarza, który teraz jest artylerzystą. Matki, których synowie długo byli na wojnie, często są spokojniejsze, dużo już rozumieją. Trzymajmy się razem!
Mama Natalia. Zdjęcie: Archiwum osobiste.
Swoje pierwsze komputery synowie Natalii poskładali samodzielnie przed 12. rokiem życia. Młodszy mówi o starszym: „Wilk, cholerny geniusz”. Bo wystarczy, że spojrzy na problem - i już ma rozwiązanie.
— Starszy marzy o domu, basenie i małym domku dla 36 kotów. Na razie ma dwa.
Najmłodszy syn Natalii Jurij, bojownika Sił Zbrojnych Ukrainy. Zdjęcie: archiwum osobiste.
Historia trzecia: mama Olga
Olga Borowiec, dziennikarka, redaktorka
Nie musisz mi dziękować za mojego syna. Nigdy nikomu go nie oddałam
Wkrótce miną trzy lata, odkąd Maksym, jedyny syn Olgi Borowiec, poszedł na wojnę. To było na samym początku rosyjskiej inwazji, miał wtedy 22 lata. Był trzykrotnie ranny, lecz za każdym razem wracał do walki. Mąż Olgi również jest w wojsku. Kobieta mówi, że to, co najbardziej zaskakuje ją w reakcjach innych, to wdzięczność za jej syna:
– On nie jest jakimś przedmiotem, który komuś dałam. Nie ma potrzeby mi dziękować. Ale na pytanie: „Jak to się stało, że pozwoliłaś mu odejść?”, od razu odpowiadam jasno i zwięźle: „Wychowałam dorosłego mężczyznę”. Jeśli chcesz mi podziękować, podziękuj za wychowanie syna.
Olga wspomina, że 6-7 lat temu ona i Maksym przeszli przez bardzo trudny okres. Jej nastoletni syn był jak wyrzucona na brzeg egzotyczna ryba z kolcami, którą ona musiała uratować:
– W takiej sytuacji twoim zadaniem jest doprowadzenie tej pięknej, wyjątkowej ryby do wody. Masz dwie możliwości: albo oderwać jej kolce, wziąć w dłonie i wrzucić ją do morza, gdzie nie przeżyje – albo możesz podrapać sobie ręce, zranić się, lecz przenieść ją do wody w jednym kawałku, z tymi kolcami. Widzisz, dla mnie to, że go puściłam, oznacza, że pozwoliłam mu oddychać.
Podobnie jak w przypadku wielu innych osób, których krewni poszli na front, krąg społeczny Olgi jest teraz inny niż przed wojną. Przede wszystkim dlatego, że rodziny, z których nikt do walki nie poszedł, nie mają zrozumienia dla takich jak Olga:
– Ludzie wracają do swojego życia. Nie, nie są obojętni, ale też nie żyją wojną. Kiedyś powiedziano mi: „Cóż, nie denerwuj się tak, on nie odzywał się tylko przez dwa dni. A mój, gdy był w Karpatach, nie dzwonił przez cztery dni”. I jak tu wytłumaczyć, że brak kontaktu z bliskim w Karpatach i brak kontaktu z bliskim na froncie to zupełnie różne rzeczy?
Przyjaciele często radzą Oldze, by poszła do psychologa. Kobieta przyznaje, że pomoc psychologiczna jest ważna i potrzebna – ale nie wystarczy:
– Wiesz, ludzie zdają się wymagać od rodzin wojskowych, by „coś przeżyły”. A to jest niemożliwe do przeżycia.
Nawet dziewięciu psychologów nie zmieni mojego głównego problemu: moje dziecko jest w niebezpieczeństwie. Moja rodzina jest w niebezpieczeństwie
Psycholog może mi tylko pomóc z tym żyć. Ale nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.
Marynie Iwanienko wizyty we lwowskim kościele garnizonowym pomagają odzyskać siły. Tam czuje się wśród swoich. Przychodzi nie tylko się pomodlić, ale też posiedzieć i pomyśleć. W kościele jest wiele zdjęć poległych żołnierzy. Wielu to znajomi Olgi.
Maryna mówi, że jej „własna bańka”, bliskie relacje ze społecznością wolontariuszy i weteranów, pomaga jej pozostać silną:
– Zbliżyłam się do ludzi, do których prawdopodobnie nigdy bym się nie zbliżyła z powodu różnych zainteresowań i stylów życia.
Natalia Murawiowa znajduje pocieszenie w pracy:
– Nie ma nic gorszego niż czekanie na wiadomość w czterech ścianach domu. Radzę wszystkim matkom, które czekają na swoich synów, by robiły cokolwiek – byle poza domem: wyplatały siatki, uprawiały sport... Cokolwiek poza zwykłymi obowiązkami domowymi.
Według Maryny, Natalii i Olgi ważne jest, by wspierać matki żołnierzy – kobiety w wieku 40-50 lat, które dla reszty społeczeństwa pozostają „niewidzialne”. Bo one często potrzebują nie tylko psychologicznego, lecz także fizycznego wsparcia.
– Jestem zdrową osobą, więc mogę na przykład przynieść sobie duże wiadro wody – mówi Olga. – Ale mam 70-letnią przyjaciółkę, której syn jest na wojnie. Krewni nie zawsze mogą przyjechać na pierwsze wezwanie. Ktoś np. ma synową, lecz ona wychowuje dzieci i nie może opiekować się teściową. Marzę o aplikacji na telefon, dzięki której wojskowe rodziny mogłyby znaleźć wsparcie. Zarówno fizyczne, jak psychiczne. Bo czasem trzeba po prostu z kimś porozmawiać.
Dziennikarka, pisarka książek dla dzieci, autorka i gospodyni podcastu „Temperatura jest normalna”. Matka dwójki dzieci, żona wojskowego.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Ta rozmowa odbyła się na kilka dni przed tym, jak Natalia Panczenko padła ofiarą wielu wymierzonych w nią ataków medialnych i kampanii dezinformacyjnej zorganizowanej prawdopodobnie - jak podkreśla sama Panczenko - w jakiejś mierze przez rosyjskiej służby. Media podchwyciły fragment wywiadu, którego Panczenko udzieliła jednej z ukraińskich stacji. "Wzrastanie wrogości między Ukraińcami a Polakami jest już bardzo niebezpieczne, zwłaszcza dla Polski. Ponieważ na terytorium Polski zaczną się walki, bo na terytorium Polski rozpoczną się podpalenia sklepów, domów i tak dalej" - miała powiedzieć, co natychmiast podchwyciły prawicowe ugrupowania i media, choć nie tylko, bo w sprawie wypowiedział się także były premier Leszek Miller. "Jestem zdumiony, że tego rodzaju sformułowania ze strony ukraińskich aktywistów padają. Pani Panczenko powinna dziś już być w ABW i być przesłuchana, czy ma informacje, które mogą wskazywać na przygotowywanie jakichś zamachów, czy jest powiązana ze środowiskami, które chciałyby zakłócić w Polsce proces wyborczy. Powinna być deportowana" — powiedział na antenie Radia Zet.
Kiedy, po kilku dniach medialnej burzy i bezprecedensowej nagonki, głos zabrała sama zainteresowana, zaprzeczyła, jakoby miała wypowiedzieć te słowa. Dodała, że cała wypowiedź była dłuższa i została wyjęta z kontekstu, przy okazji zachęcając do zapoznania się z oryginalnym materiałem. W związku z nagonką na aktywistkę - która w Polsce mieszka od wielu lat i ma polskie obywatelstwo - powstał list poparcia.
"Z niepokojem obserwujemy, jak w czasie kampanii wyborczej niektórzy politycy próbują podsycać napięcia i wykorzystywać antyukraińską retorykę dla doraźnych celów politycznych. Bezpośrednim efektem tych działań jest nagonka na Natalię Panczenko, która stała się celem kłamliwej kampanii dezinformacyjnej. Jest to atak wymierzony przede wszystkim w społeczność ukraińską w Polsce, a co najstraszniejsze – w uchodźców i uchodźczynie wojenne z Ukrainy, którzy i które znaleźli w naszym kraju schronienie przed rosyjską agresją" - piszą sygnatariusze i sygnatariuszki listu.
W tym kontekście słowa o populizmie, które Natalia Panczenko wypowiedziała w czasie wywiadu, który właśnie publikujemy, brzmią szczególnie donośnie.
Anna J.Dudek: Rząd wprowadza ograniczenia w zakresie przyznawania świadczenia 800 plus dla obywateli i obywatelek Ukrainy. Do sprawy odniósł się prezydent Warszawy i kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski a także drugi z kandydatów, Karol Nawrocki. Jak pani ocenia ten krok?
Natalia Panczenko: To jest bardzo niebezpieczny trop i kierunek, w którym politycy zdecydowali się iść. I tutaj podkreślam, że nie tylko Trzaskowski i Nawrocki, ale także przedstawiciele innych partii. To szerszy problem, który pokazuje niebezpieczną tendencję. To sprawa, która bezpośrednio dotknie nie tylko tę grupę, która nie dostanie 800 plus, ale także polskiego społeczeństwa. Sięgając po populistyczną narrację, politycy otwierają puszkę Pandory, której skutków mogą już nie zatrzymać.
Dlaczego?
Ponieważ granie na emocjach w taki sposób nigdy nie kończy się dobrze, zwłaszcza, kiedy pomija się fakty. A fakty są takie: mieszkający w Polsce Ukraińcy przynoszą co roku do budżetu Polski ok. 15 miliardów złotych, zaś wypłata 800 plus dla tej grupy to ok. 2 mld zł
Więc Polska zyskuje na Ukraińcach co najmniej 13 miliardów, co oznacza, że tego problemu, nie ma. Został on sztucznie wykreowany pod kampanię wyborczą. Co zresztą potwierdziła Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreślając, że z danych wynika jednoznacznie, że ten problem - na który takie proponowane rozwiązanie miałoby odpowiadać - to jest problem nieistniejący, w związku z czym w jej resorcie nie toczą się żadne prace mające wprowadzić zmiany w zasadach wypłaty 800 plus. Podążanie tą drogą Natomiast jeżeli zaczną w to iść i nie zatrzymają się na czas, to może się nagle okazać, że jest za późno. Że już znaleziono kozła ofiarnego - Ukrainki i Ukrainców oraz ich dzieci - i rozbudzono do nich nienawiść w społeczeństwie.
W tym społeczeństwie mamy ogromną grupę obywatelek i obywateli Ukrainy, w tym uchodźczyń, które przyjechały tu w lutym 2022 roku i później.
Szacuje się, że co dziesiąty mieszkaniec Polski to Ukrainiec. W każdej szkole i przedszkolu są ukraińskie dzieci, w każdej firmie pracują Ukraińcy. Jeżeli nastawić jednych przeciwko drugim, może naprawdę dojść do sytuacji, które będą nieprzyjemnie i wręcz niebezpiecznie dla obu stron.
Z badań i sondaży wynika, że grunt na takie nastroje stał się podatny. Pomysł ograniczenia w dostępie do 800 plus dla Ukraińców popiera 80 proc. Polaków, a blisko 60 proc. ankietowanych nie wyobraża sobie członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej i NATO bez rozwiązania kwestii zbrodni wołyńskiej. I to właśnie temat Wołynia stał się jedną z części trwającej kampanii prezydenckiej Karola Nawrockiego. Ten rodzaj populizmu działa, a solidarność Polaków wobec Ukraińców, ogromna na początku wojny, teraz wyraźnie się zmniejszyła.
Zmniejszyła się i to jest normalne. To samo dokładnie obserwowaliśmy w 2014 roku, kiedy poparcie dla Ukrainy i solidarność były ogromne, a później w latach 2015-2016 roku to spadło. To jest normalne. Widać to też na innych przykładach (nie tylko ukraińsko-polskich relacjach). Przytoczę przykład z powodzianami. Nasza fundacja też robiła zbiórkę i jesteśmy nadal aktywnie zaangażowani we wsparcie ludzi, którzy ucierpieli wskutek powodzi. Kiedy przejechaliśmy w pierwsze dni powodzi, nasi wolontariusze nie mieli co tam robić, bo tak dużo było chętnych do pomocy. Kiedy podczas ostatnich wyjazdów nasza ekipa wolontariuszy tam była, to już oprócz nas i harcerzy nikt tym ludziom nie pomagał. I to nie dlatego, że już nie ma problemów, czy ci ludzie się uporali, czy ich mieszkania już są suche i odnowione. Absolutnie nie. Tylko dlatego, że ten temat już nie jest medialny, ludzie już zaczęli żyć swoje życie dalej i powodzianie tak naprawdę zostali sami ze swoimi problemami, podobnie jak ukraińscy uchodźcy. Wojna wciąż trwa. Na jej początku uchodźców, którzy przybywali w pierwszych tygodniach, witano z otwartymi ramionami – każdy chciał pomóc. Dziś, gdy taka sama kobieta z dzieckiem uciekająca od rosyjskich bomb do Polski spotyka się z zupełnie innym przyjęciem. Warto podkreślić, że obecnie Polska nie oferuje uchodźcom z Ukrainy żadnych specjalnych świadczeń socjalnych. „Zasiłki dla uchodźców”, o których tak głośno trąbi rosyjska propaganda i w które tak wielu ludzi bezrefleksyjnie wierzy, w rzeczywistości nie istnieją.
Dla wielu ukraińskich uchodźczyń jedyną realną formą wsparcia było 800+, którego teraz chce się ich pozbawić. Co więcej, to świadczenie przysługuje wszystkim uprawnionym cudzoziemcom, więc Ukraińskie uchodźczynie nie stanowią tutaj żadnego wyjątku
Jaki to będzie miało wpływ na ukraińską diasporę w Polsce?
Na diasporę nie będzie miało wpływu, z kolei na losy uchodźczyń wojennych i ich dzieci duży. Wyobraźmy sobie taką kobietę z dwójką lub trójką dzieci, mąż której jest na froncie albo nie daj Boże zginął, a ona nie może pracować, lub kobietę, która dopiero przyjechała do Polski nie zna jeszcze języka i ma ogromną traumę wojenną. I musi sobie poradzić. Takie osoby po prostu nie będą w stanie sobie w takich warunkach poradzić, więc pojadą albo dalej (jeśli będzie miała siłę), albo wróci tam, skąd wygnały ją bomby.
Ale tak sobie myślę, że duża część z tych osób tutaj zostanie. I teraz pytam o to, czy my się już nauczyliśmy razem żyć, szanować się wzajemnie, uczyć się od siebie, czy jeszcze musimy się dużo nauczyć?
Ogromnie dużo musimy się nauczyć. Przede wszystkim chciałabym, żebyśmy w dyskusji operowali faktami, a nie lękiem i stereotypami. Weźmy to 800 plus. W Polsce pracuje 93 proc. Ukraińców, a tych, którzy przyjechali po wojnie - 78 proc. To jest bardzo wysoki wskaźnik aktywizacji zawodowej. Dla porównania, jeżeli bierzemy Polaków, to wśród Polaków pracuje tylko 56 proc.
24.08.2022, Spotkanie na Placu Zamkowym w Warszawie z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. N/z: Rafał Trzaskowski. Zdjęcia: Piotr Molecki/East News Warszawa
Kto nie pracuje z tych ludzi?
Nie pracują uchodźczynie, które mają kilkoro dzieci, opiekują się dziećmi ze schorzeniami lub same borykają się z problemami zdrowotnymi. W związku z tym nie są w stanie podjąć pracy na pełny etat, więc szukają zajęcia dorywczego. Niestety, w Polsce często oznacza to brak stabilności – jeśli dziecko zachoruje, taka kobieta może zniknąć na kilka dni, a jeśli sama gorzej się poczuje, nie przyjdzie do pracy.
Pracodawca nie jest zainteresowany – podobnie jak w przypadku wielu Polek – i nie chce dać jej umowy, zatrudniając na czarno. Czy to jej wina? Nie. To wina systemu, w którym wszyscy funkcjonujemy. Sytuacja ta dotyczy nie tylko Ukrainek czy innych migrantów, ale także wielu Polek, które napotykają te same bariery na rynku pracy.
Tyle że o tym się nie mówi. W tej kampanii wyborczej uchodźcy – a wraz z nimi cała społeczność ukraińska – stali się wygodnym celem ataków i kozłem ofiarnym politycznych rozgrywek. Mam jednak nadzieję, że polskie organizacje broniące praw człowieka oraz prawdziwi liderzy polityczni nie pozostaną obojętni i nie pozwolą, by bezbronne ofiary putinowskich zbrodniarzy były cynicznie wykorzystywane do celów wyborczych.
Politycy lekcji nie wyciągnęli. A my, społeczeństwo?
Jesteśmy w trakcie nauki, cały czas się uczymy, ale nie mogę powiedzieć, że wiele się już nauczyliśmy. Mówię i o Polakach, i Ukraińcach. Bo z migracją i generalnie z migrantami jest tak, że z jednej strony muszą być na to przygotowani migranci, ale z drugiej strony musi być też przygotowana strona przyjmująca. Kiedy przyjechałam do Polski w 2009, to w Polsce było mało migrantów i w ogóle obcokrajowców. Teraz jest coraz więcej. Myślę, że my jako polskie społeczeństwo cały czas jesteśmy w trakcie tego, żeby się uczyć ze sobą funkcjonować po prostu i widzieć w tym, że tu jesteśmy, plusy. I właśnie tutaj mi bardzo brakuje w Polsce takiego przywództwa.
Mądrego przywództwa, przykładu?
Brakuje polityków, którzy potrafiliby – i chcieliby – prowadzić merytoryczny dialog oparty na faktach i danych. A prawda jest taka, że Polska na migrantach zyskuje
Niestety, zamiast rzetelnie przedstawiać rzeczywistość, politycy wolą grać na emocjach, sięgać po populistyczne narracje i kierować się wyłącznie słupkami poparcia. Zamiast edukować i budować świadomą debatę, wybierają straszenie społeczeństwa i kreowanie sztucznych problemów, bo to po prostu łatwiejsze.
Koncentrujemy się na kobietach z oczywistych względów - jest ich tu najwięcej. Jeśli mówi się o mężczyznach z Ukrainy, to często krytycznie - jako o tych, którzy schowali się, uciekli przed poborem. Często - "stchórzyli". Co z facetami?
Odpowiedź jest bardzo prosta. I tutaj też są fakty. Ja ukończyłam kierunek nauk ekonomicznych, więc dla mnie wszystko jest bardzo proste i na wszystko mamy fakty i liczby. A fakty i liczby są takie, że do momentu, dopóki rozpoczęła się wojna na pełną skalę, w Polsce już mieszkało około 1,5 miliona Ukraińców. Niemała część to byli mężczyźni, którzy przyjechali tu do pracy, byli to więc migranci zarobkowi, którzy po prostu chcieli utrzymać rodziny. Mieszkają w Polsce 10, 15, 20, 30 lat. Nikt ich wcześniej nie zauważał, ale teraz mężczyzna, który mówi z ukraińskich akcentem, jest podejrzany. Wrócę do liczb.
Proszę.
Od momentu, kiedy się zaczęła wojna na pełną skalę, z Ukrainy wyjechało około 7 milionów osób jako uchodźców. Szacuje się, że ok. 20 proc. z tej grupy to mężczyźni, reszta - kobiety i dzieci. Z kolej ukraińska strona podaje dane, które mówią że wyjechało z Ukrainy i nie wróciło ok.300 tysięcy mężczyzn. Czyli to są te osoby, co złamały prawo. 300 tysięcy w skali 7 mln uchodźców - mniej niż 1%. To świadczy o tym, że szansa, że Ukrainiec, którego widzimy na ulicy, nielegalnie wyjechał z Ukrainy, jest znikoma, tym bardziej, że istnieją konkretne regulacje, kategorie, które determinują, kto może wyjechać z Ukrainy.
Jacy mężczyźni mogą legalnie opuszczać Ukrainę?
Ojcowie trojga lub więcej dzieci. Wyjechać może mężczyzna, który sam jest chory lub choruje ktoś w jego rodzinie - ma wysoki stopień niepełnosprawności czy raka. Lub kiedy w rodzinie jest niepełnosprawność, lub kiedy jest jedynym opiekunem np. dziecka. Jest i kategoria mężczyzn, która ma dokumenty, z których wynika, że nie mogą iść na front. To są duże grupy mężczyzn. Mówienie o nich jako o tych, którzy oszukali, uchylają się od poboru to wpisywanie się w szeroko zakrojoną rosyjską dezinformację. Z drugiej strony nie mówi się o tych, którzy mieszkali w Polsce czy innym kraju przez całe lata, mieli tu pracę, życie, rodzinę, a kiedy wybuchła wojna, rzucili to wszystko i pojechali na front. Jak tylko się zaczęła wojna na pełną skalę, to rzucili wszystko i pojechali do Ukrainy, żeby bronić ojczyzny. Takich mężczyzn mamy setki tysięcy z całego świata. Ale nagonka trwa, byłam świadkiem kilku absurdalnych sytuacji.
Jakich?
Podczas jednego z wydarzeń organizowanych przez naszą fundację obecny był młody mężczyzna, Ukrainiec. Ktoś go agresywnie zapytał: Co ty tu w ogóle robisz? A to był ojciec dziewczynki, który przyjechał do Polski, żeby leczyć córkę, która chorowała na raka. Ze szpitala wyrywał się na demonstracje, żeby pokazać wsparcie ojczyźnie. Inny mężczyzna: przeszedł rosyjską niewolę, później został wymieniony, wrócił do Ukrainy, przeszedł wszystkie komisje i kontrole, został uznany za osobę, która więcej nie może iść na front. Przyjechał do swojej rodziny, która mieszkała w Polsce. I w jednym i w drugim przypadku ani jeden, ani drugi mężczyzna nie chcieli tłumaczyć, dlaczego oni są w Polsce.
My to widzieliśmy, bo my znamy ich historię. Ale te przykłady pokazują, jak niektóre osoby są pochopne w ocenach.
Jak doświadczenie tej agresji, tej wojny - nie pierwsze przecież trudne w historii Ukrainy - zmieniło ten naród, zmieniło was?
Myślę, że przede wszystkim wyzwoliło siłę i determinację do walki, bo kiedy chcą ci zabrać to, co najważniejsze - to, kim jesteś, twoją tożsamość, udowadniając ci, że jesteś nagle Rosjaninem, kiedy od zawsze wiedziałeś, że ty i twoi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie są Ukraińcami - to wyzwala w tobie siłę do walki i nawet, co zresztą Ukraińcy udowodnili swoim przykładem, jesteś gotów za to umierać. Ja nie wiedziałam, że mam tyle siły, nie widziałam, że mając dwójkę malutkich dzieci będę w stanie robić tyle wszystkiego, jak robię dla zwycięstwa Ukrainy. Myślę, że wielu Ukraińców ma podobnie. Przecież w Ukrainie teraz na froncie walczą wszyscy: kobiety, osoby w różnym wieku, różnych zawodów i ci, którzy jeszcze 10 lat temu czy nawet 5 lat temu, czy nawet 3 lata temu absolutnie nie pomyśleliby nawet, że pójdą na front. A dzisiaj to robią, bo rozumieją, dlaczego to robią. Wiemy, że walczymy o swój kraj, wiemy, że walczymy o siebie, przetrwanie i jesteśmy gotowi do tego, żeby płacić za to najwyższą cenę. Na pewno nas to wzmocniło jako naród, na pewno nas to zjednoczyło jako naród i na pewno już komukolwiek na świecie będzie bardzo ciężko podważyć ukraińską tożsamość i to, że Ukraina jest państwem niepodległym. Naszym dzieciom i wnukom będzie już dużo łatwiej zrozumieć, kim są i nie błądzić tak, jak błądziło moje pokolenie i pokolenie moich rodziców.
24.08.2022, Spotkanie na Placu Zamkowym w Warszawie z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. Zdjęcie: Karina Krystosiak/REPORTER
W Ukrainie wzrosła liczba osób, które popierają "kompromis". Chcą, by wojna się skończyła i otwarcie mówią, że trzeba w tyle celu oddać Rosji wschód.
Oczywiście, że są ludzie, którzy tak myślą i wyrażają podobne opinie. Myślę, że to wynika z poczucia rozpaczy i bezsilności. Widzą, jak świat – zwłaszcza kraje partnerskie, które na początku deklarowały wsparcie „aż do zwycięstwa” – stopniowo się wycofuje. Pomoc uchodźcom maleje, dostawy broni słabną, a obietnice wsparcia coraz częściej pozostają tylko słowami. W takiej sytuacji niektórzy czują się porzuceni i dochodzą do punktu, w którym są gotowi zgodzić się na wszystko, byle tylko ta wojna się skończyła.
Partnerzy mogą mówić, mogą udawać zaangażowanie, mogą nawet częściowo pomagać – ale to nie oni płacą najwyższą cenę. To Ukraińcy codziennie chowają swoich bliskich, to Ukraińcom giną córki i synowie, to Ukraińcy od trzech lat żyją pod nieustannym ostrzałem rakiet i bomb. Oni mają prawo czuć się porzuceni przez świat i pytać: A może powinniśmy się poddać?
Są jednak i tacy, którzy wciąż mają determinację do walki i są gotowi walczyć dalej. Pytanie tylko – jak długo Ukraina będzie musiała zmagać się z obecną sytuacją w osamotnieniu? Czy Europa i jej partnerzy, którzy na początku jednoznacznie deklarowali wsparcie do zwycięstwa, rzeczywiście dotrzymają swojego słowa?
Bo jeśli zostawią Ukrainę samą, to nie ma realnych szans, by mogła wygrać z Rosją w pojedynkę. Tak samo jak żadne inne europejskie państwo nie wygrałoby tej wojny w samotności
Jakie są nastroje w Ukrainie po wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich?
Różne. Ludzie zawsze dzielą się na optymistów i pesymistów. Prawdą jest, że za czasów Bidena USA trzymały Ukrainę na takiej kroplówce, która pozwalała się nie poddawać, że nie była na tyle silna, żeby zrobić ofensywę i wygrać. To oczywiście podtrzymywało Ukrainę, ale też nie było w 100 proc. takim rodzajem wsparcia, jakiego Ukraina potrzebowała. Co do Trumpa: to jest jedna wielka niewiadoma.
Bardzo ciężko jest przewidzieć, jak to dalej się potoczy. Najpierw wszyscy napierali na Ukrainę, żeby Ukraina usiadła do rozmów, tylko zapomnieli, że do rozmów potrzeba dwóch stron co najmniej. Mam nadzieję, że już do wszystkim dotarło, ze Putin nie ma zamiaru z nikim rozmawiać. On nie chce żadnego pokoju; pytanie, co świat z tym zrobi. Rosja rozumie tylko język siły. Jeśli nie będziemy silni, to czekamy na Putina w kolejnych krajach europejskich, bo na Ukrainie na pewno się nie zatrzyma. To chyba już każdy rozumie. Tak samo jak mówiliśmy w 2014 roku, że Putin się nie zatrzyma na Krymie, tak samo dzisiaj mówimy, że się nie zatrzyma na Ukrainie.
Kiedy my, uchodźczynie, zaczęłyśmy dyskutować o tym, czy wielomiesięczny brak fizycznej bliskości nie szkodzi organizmowi, okazało się, że niemal każda z nas ma za sobą doświadczenie wizyty u ginekologa, który zamiast fachowej pomocy proponował „dodanie do swojego życia więcej seksu” jako uniwersalnego „lekarstwa” na wszystkie choroby.
„Częściej niż dwa razy w tygodniu - a twój cykl menstruacyjny się poprawi”, "Regularne życie seksualne rozwiąże problemy z bólem skóry i piersi, a jeśli to nie pomoże, po prostu musisz mieć dziecko".
Nawet strona internetowa Ministerstwa Zdrowia Ukrainy stwierdza, że „stymulacja pochwy u kobiet może zablokować przewlekły ból pleców i nóg, zmniejszyć skurcze menstruacyjne, dyskomfort związany z zapaleniem stawów i bóle głowy”. Pojedyncze badanie jest cytowane jako dowód naukowy: mężczyźni, którzy uprawiają seks co najmniej dwa razy w tygodniu, są o połowę mniej narażeni na śmierć z powodu chorób serca niż ci, którzy prowadzą nieregularne życie seksualne. Nie jest więc jasne, kto kogo leczy.
Ginekolog Natalia Leliukh mówi, że kiedyś wytrwale szukała publikacji opartych na dowodach na to, że seks jest dobry dla zdrowia kobiet. Słyszała bowiem takie stwierdzenia od kobiet: „Jedna z moich przyjaciółek spotykała się z mężczyzną dla seksu, nazywając stosunki seksualne 'moimi multiwitaminami'. Cóż, specjalistka również nie znalazła niczego naukowo udowodnionego.
Opierając się na swojej praktyce medycznej i osobistym doświadczeniu, Natalia Leliukh twierdzi, że najgorsze szkody dla zdrowia można wyrządzić, uprawiając seks i nie czerpiąc z niego przyjemności.
Badania naukowe potwierdzają, że wysokiej jakości seks z ukochaną osobą poprawia nastrój, sen, pracę serca, poczucie własnej wartości, a nawet kolor skóry. Wzrasta poziom endorfin i oksytocyny. Czasami regularna satysfakcja seksualna może nawet opóźnić objawy menopauzy.
Jednocześnie nie ma jak dotąd dowodów na to, że abstynencja seksualna ma negatywny wpływ na zdrowie kobiet.
Innymi słowy, bez seksu ciało kobiety nie rozpadnie się, hormony nie zawiodą, a przedwczesna starość nie nadejdzie.
- Szczerze i staroświecko wierzę, że seks polega na zakochaniu się i intymności, a nie na zapobieganiu żylakom i krzywicy” - podsumowuje lekarka
Napięcie możesz rozładować i bez partnera
- „Strasząc kobiety chorobami wynikającymi z braku seksu, niektórzy lekarze próbują zwolnić się z odpowiedzialności” - mówi dziennikarka medyczna, biolog i promotorka zdrowego stylu życia Darka Ozerna - „Zamiast dogłębnej analizy przyczyn problemów zdrowotnych, przerzucają winę na samą kobietę: mówią, że to jej styl życia jest przyczyną. I radzą pilnie szukać partnera „dla zdrowia”, choć sytuacja może wynikać z pewnych przyczyn fizjologicznych”.
Victoria Burgo, ginekolog endokrynolog, jest przekonana, że kobieta może łatwo rozładować napięcie seksualne, jeśli je ma, masturbując się pod nieobecność partnera. I należy to nawet robić, aby napięcie się nie kumulowało.
Inną rzeczą jest to, że relacje z mężczyzną, partnerem, nie polegają na rozładowywaniu napięcia. A kiedy mówimy, że brakuje nam intymności, mamy na myśli głównie czułość, przyjemność z bycia pożądanym i uczucie ciepłego, rodzimego ciała obok nas.
Czynnik wojny i jego wpływ na libido
„Jeśli pytasz mnie o seks, czy za nim tęsknię, to nie” - mówi moja 46-letnia przyjaciółka Kateryna S. Mieszka w Polsce z dwójką dzieci, jej mąż był okupowany, udało mu się stamtąd wydostać dopiero po roku, a teraz pracuje w jednym z najważniejszych przedsiębiorstw w Ukrainie.
Przede wszystkim brakuje jej tego wszystkiego, czym jest małżeństwo: bycia razem, zasypiania w swoich ramionach, „ja mówię, a on słucha”, wieczornych spacerów, wspólnego oglądania filmów, wspólnego gospodarstwa domowego, czułości.
Mężczyznom również tego brakuje, choć rzadziej to wyrażają, mówi Tasya Osadcha, psycholog, psychoterapeuta i doradca seksualny. I często, kiedy mężczyźni mówią, że chcą seksu, mówią też o tym świecie intymności i bliskości, a nie o nagim stosunku.
- Pomyślałabym, że namiętność opadła”, mówi Kateryna, ”ponieważ nie jesteśmy już młodymi kochankami. Nawet po rozstaniu nie wskakujemy od razu do łóżka. Jednak kiedy rozmawiam z moimi przyjaciółmi, którzy są 10-15 lat młodsi ode mnie, czują to samo. Kiedy idziemy na zakupy przed powrotem do domu, żartujemy, że musimy kupić tę uwodzicielską bieliznę, aby założyć ją na „randkę” z mężem. A potem śmiejemy się z siebie - ukraińscy mężczyźni nie są zaskoczeni bielizną.
Problem w tym, że długa rozłąka odciska piętno na intymnej sferze związku.
Kiedy ludzie nie mieszkają ze sobą przez długi czas, chemia, uczucie partnera, zdolność do osiągnięcia szczytu przyjemności podczas stosunku słabną lub zanikają.Potrzeba czasu, aby ponownie się do siebie przyzwyczaić.
Status uchodźcy, żony lub dziewczyny żołnierza jest rzeczywistością dla setek tysięcy ukraińskich kobiet. Zdjęcie: ROMAN PILIPEY/AFP/East News
- Po zdjęciach z Buczy moje libido całkowicie zniknęło, po prostu nie chcę już uprawiać seksu, jakby coś zostało wyłączone. I nie jestem jedyna - słyszę to także od moich przyjaciół” - mówi inna Ukrainka, Jewhenija.
„Jest to naturalna reakcja na silny stres związany ze słuchaniem o zbiorowych gwałtach, codziennych zgonach, ciągłym niebezpieczeństwie i niepewności co do przyszłości.
- Na początku inwazji na pełną skalę powszechne były dwie przeciwstawne reakcje: albo silnie zwiększone pożądanie seksualne, o którym wstyd było mówić, ponieważ „wszystko płonęło, a ja miałam seks tylko w głowie”, albo odwrotnie - gwałtowny i znaczny spadek libido. Aby się podniecić, kobieta potrzebuje poczucia spokoju i bezpieczeństwa, co jest trudne do osiągnięcia w sytuacji wojennej. Istnieją indywidualne osobliwości, ale przeważnie działa to w ten sposób” - mówi Tasya Osadcha.
Jednocześnie ekspertka zwraca uwagę na fakt, że w ciągu trzech lat wojny problemy z libido mogą mieć nie tylko przyczyny psycho-emocjonalne, ale także zależeć od bardzo konkretnych zaburzeń zdrowotnych.
- Depresja, zaburzenia lękowe, dysfunkcje tarczycy, cukrzyca - wszystko to może prowadzić do spadku popędu seksualnego. Warto poddać się badaniom kontrolnym, aby wykluczyć te czynniki lub leczyć zaburzenia.
Ponowne poczucie pożądania
Kobiety, z którymi rozmawiałam, twierdzą, że pragnienie intymności czasami powraca tak nagle i niespodziewanie, jak zniknęło na początku wojny na pełną skalę.
Najczęściej libido skacze w górę, gdy podstawowe codzienne kwestie zostają rozwiązane: znaleziono stabilną pracę, podpisano umowę najmu, nie trzeba myśleć o pieniądzach w każdej minucie i jest miejsce na osobisty komfort i prywatność.
Sport, jogging, spacery, joga i medytacja również pomagają przywrócić pożądanie, ponieważ zmniejszają stres i pomagają uwolnić endorfiny. Nie należy tego lekceważyć.
A kiedy pożądanie powraca, ale niemożliwe jest odwiedzenie partnera, na ratunek przychodzi komunikacja wideo i różne stymulatory seksualne - od ekscytujących słów po użycie wibratora lub womanizera, dzielą się kobiety.
Tasya Osadcha wyjaśnia, że podniecenie jest odruchem warunkowym, który powstaje w odpowiedzi na określone bodźce, ale jeśli nie otrzyma wzmocnienia, z czasem zanika. Żart „co nie działa, zanika” jest całkiem prawdziwy w odniesieniu do sfery intymnej. „Jeśli nie robimy nic, aby aktywować podniecenie seksualne, to naturalne, że libido spada, a nawet zanika” - wyjaśnia Osadcha.
Natura kobiecego podniecenia i orgazmu jest subtelna i kapryśna. Wojna stwarza kobietom jeszcze więcej przeszkód w ujawnianiu swojej zmysłowości. Zmysłowość można jednak zachować nawet podczas wojny, jeśli zadba się o siebie i swoje potrzeby.
Rozmowa z ukochaną osobą zamiast prac domowych
— „Nawet w ośrodkach dla uchodźczyń, akademikach i hostelach są łazienki i prysznice, w których można zachować prywatność” - kontynuuje Tasia Osadcha. „Jeśli kobieta dzieli z kimś przestrzeń, musi uzgodnić to z innymi kobietami w pokoju, aby każda miała czas na prywatność. Jeśli masz dzieci, kiedy są w szkole, z przyjaciółmi lub na spacerze, nie powinnaś chwytać za obowiązki domowe w tych wolnych chwilach. Powinnaś chwycić za telefon, aby spędzić czas ze sobą i swoim partnerem. Lub tylko dla siebie - jest to również przydatne i pomaga przywrócić zmysłowość.
Masturbacja, sexting (wysyłanie intymnych zdjęć, wiadomości o intymnej treści - red.) i zabawki erotyczne to rzeczy, które mogą podtrzymać ogień nawet na odległość.
Ale najważniejsze jest, aby więcej się komunikować. Rozmawiajcie ze sobą o swoich uczuciach, emocjach i codziennych drobiazgach przez telefon, wideo, listy lub wiadomości audio. Śmiejcie się, żartujcie, płaczcie razem. Każdego dnia. Flirtujcie, wspominajcie szczęśliwe chwile i planujcie przyszłe, oglądajcie razem filmy, słuchajcie tej samej muzyki, tańczcie i gotujcie „na odległość”. Utrzymuj więź emocjonalną. Jest to klucz do utrzymania relacji na odległość. To właśnie więź emocjonalna pomaga zmniejszyć poczucie samotności, które jest wrogiem w związku na odległość. Pamiętaj: to tymczasowe, ale musisz przez to przejść. I to właśnie więź emocjonalna wywołuje pasję i energię miłości - nie tylko do partnera, ale do samego życia.
Złożone w Radzie Najwyższej projekty ustaw przewidują przechodzenie do rezerwy specjalistów, których zastąpienie w gospodarce jest trudne lub niemożliwe.
Projekt ustawy z 11 czerwca proponuje ustanowienie podwyższonej opłaty wojskowej w wysokości 20 400 hrywien miesięcznie za każdą osobę przesuniętą do rezerwy.
Kolejny projekt zakłada, że do rezerwy trafialiby pracownicy z oficjalnym wynagrodzeniem przekraczającym 36 000 hrywien.
Trzeci projekt łączy obie wspomniane propozycje: możliwość przejścia do rezerwy w przypadku pobierania przez pracownika pensji w wysokości 36 336 hrywien lub 20 400 hrywien opłaty uwalniającej od służby wojskowej indywidualnych przedsiębiorców. Jeśli chodzi o przenoszenie do rezerwy prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, to taka osoba musiałaby zostać zarejestrowana nie później niż 6 miesięcy przed wejściem w życie ustawy, a jej dochód przedsiębiorcy musiałby przekraczać 61 000 hrywien.
Jaka byłaby optymalna forma przechodzenia mężczyzn do rezerwy ekonomicznej? I czy takie rozwiązanie jest w ogóle konieczne? Sestry zapytał ekspertów wojskowych i ekonomistów, jak inne kraje funkcjonujące w realiach wojennych równoważą potrzeby biznesu i wojska.
Kwestia równowagi, czyli dwa w jednym
W realiach wojny na dużą skalę potrzebna jest równowaga między potrzebami mobilizacyjnymi a koniecznością utrzymania gospodarki cywilnej. Bo to podatki z gospodarki cywilnej finansują armię i wszystko, co niezbędne do obrony – uważa ekonomista Andrij Nowak. System polegający na możliwości przechodzenia mężczyzn w wieku poborowym do rezerwy ekonomicznej jest jego zdaniem mechanizmem dość skutecznym, ale pod warunkiem, że zasady go regulujące są sprawiedliwe społecznie, a jednocześnie niezbyt uciążliwe dla podmiotów gospodarczych.
– Jeśli te warunki zostaną spełnione, system rezerwy ekonomicznej będzie w stanie spełnić podwójne zadanie: z jednej strony zagwarantuje funkcjonowanie przedsiębiorstw i minimalną liczbę specjalistów niezbędnych w każdym przedsiębiorstwie, z drugiej – zapewni dodatkowe dochody dla budżetu państwa, w szczególności pozwalające zwiększyć wydatki na obronność – uważa Nowak.
Obecnie w Ukrainie istnieje możliwość przenoszenia do rezerwy osób podlegających obowiązkowi służby wojskowej, które pracują w przedsiębiorstwach wykonujących zadania mobilizacyjne, zaspokajających potrzeby Sił Zbrojnych Ukrainy lub krytycznych dla funkcjonowania gospodarki i kluczowych usług
Rezerwą może zostać objętych maksymalnie 50 procent pracowników przedsiębiorstwa, choć w przypadku uzasadnionej potrzeby firma może objąć nią więcej osób. Energetycy, pracownicy kompleksu wojskowo-przemysłowego oraz sieci łączności elektronicznej i ich infrastruktura mogą być przenoszeni do rezerwy bez ograniczeń. Do czerwca 2024 r. przeniesiono w ten sposób do rezerwy ponad 800 000 osób.
Członkowie batalionu „Wilki Da Vinci” czekają na rekrutów w Kijowie w 2024 roku. Zdjęcie: ROMAN PILIPEY/AFP/East News
Andrij Nowak zastrzega, że w dalszych dyskusjach na temat ekonomicznych modeli związanych z przenoszeniem do rezerwy należy przestrzegać dwóch kluczowych zasad:
– Pierwszą jest zasada sprawiedliwości społecznej, co oznacza, że nie może być przywilejów związanych z poziomem wynagrodzenia, regionem, lokalizacją przedsiębiorstwa lub rodzajem prowadzonej przez nie działalności. I druga zasada: kwota wymagana w przypadku przeniesienia pracownika do rezerwy ekonomicznej nie powinny być zbyt uciążliwa dla podmiotów gospodarczych, tak by system nie napędzał szarej strefy.
Według Nowaka logiczne byłoby powiązanie opłaty rezerwacyjnej z płacą minimalną. Optymalnie – na poziomie dwóch pensji minimalnych w przypadku krytycznie potrzebnego specjalisty
Równolegle z projektem wprowadzającym system rezerwy gospodarczej parlament opracowuje projekt ustawy o gospodarczej mobilizacji. Chodzi o to, by firma, której nie stać na opłacenie przesunięcia pracownika do rezerwy, mogła w zamian dostarczać towary lub usługi o wartości opłaty rezerwacyjnej.
Ukraińskie Ministerstwo Finansów uważa ideę rezerwacji ekonomicznej za istotną. Niemniej szef tego resortu Serhij Marczenko nie chce spekulować, kiedy taki program mógłby zacząć działać. Według niego Ukraina najbardziej potrzebuje teraz pieniędzy i ludzi zdolnych do obrony kraju.
Jak to robią w Izraelu
Izrael od lat funkcjonuje w stanie ciągłej konfrontacji militarnej o różnej intensywności. Pobór do wojska zapewnia rezerwę kadrową, wyjaśnia Igal Levin, starszy porucznik rezerwy Sił Obronnych Izraela:
– Powoływani są poborowi, czyli nastolatkowie, 18-letni chłopcy i dziewczęta. Służba trwa trzy lata w przypadku mężczyzn i dwa lata w przypadku kobiet. Po niej żołnierze przechodzą do rezerwy. W przypadku eskalacji działań wojennych – dużych wojen, dużych operacji – są mobilizowani, ale na krótki okres, około kilku tygodni, maksymalnie kilku miesięcy.
Oznacza to, że sytuacja taka jak w Ukrainie, że ludzie są mobilizowani na całe lata, w Izraelu się nie zdarza
Nawet teraz, w czasie wielkiej operacji, która toczy się w Strefie Gazy przeciwko Hamasowi, ludzie byli mobilizowani, demobilizowani, potem mobilizowano nowych – i tak dalej. To jest dokładnie to, co robimy, by utrzymać gospodarkę w ruchu.
W Izraelu istnieje możliwość alternatywnej służby, a jej zasady i kryteria są od czasu do czasu zmieniane. Jednak nigdy nie rozważano wprowadzenia mechanizmu rezerwy ekonomicznej, zaznacza Igal Levin:
– Ta kwestia nie była rozważana, ponieważ armia izraelska jest armią nieprofesjonalną. W Izraelu tylko oficerowie i podoficerowie są objęci kontraktami. Wszyscy żołnierze są z poboru lub zmobilizowani. I wszyscy podlegają poborowi – z wyjątkiem na przykład Arabów będących obywatelami Izraela.
Podobnie było do niedawna z ultraortodoksyjnymi żydami. Teraz jednak Izrael wprowadza serię reform, które zmobilizują również ich.
W Izraelu nie można wprowadzić systemu rezerwy ekonomicznej także dlatego, że 18-letni poborowi nie są jeszcze pracownikami. Nie prowadzą jeszcze biznesów, nie pokończyli uniwersytetów, nie mają żadnej wiedzy ani doświadczenia, które przyniosłyby pieniądze państwu. Jeszcze wczoraj żyli na garnuszku swoich rodziców.
W Izraelu powszechnej służbie wojskowej podlegają chłopcy i dziewczęta od 18. roku życia. Zdjęcie: MENAHEM Kahana/AFP/Eastern News
Potrzeba sprawiedliwego podejścia
Rezerwa ekonomiczna nie spełnia żadnej funkcji i jest absolutnie niepotrzebna w obecnej sytuacji, mówi Jurij Gudymenko, emerytowany młodszy sierżant Sił Zbrojnych Ukrainy:
– Przede wszystkim to byłoby niesprawiedliwe. Bo w rzeczywistości to jest opowieść o tym, jak możesz wykupić siebie i swoich pracowników z armii. A coś takiego nigdy nie było i nie będzie sprawiedliwe.
Poza tym to, co teraz nazywamy rezerwą gospodarczą, później stanie się siedliskiem korupcji
Gudymenko uważa, że należy zastosować inne podejście: mobilizować i zwalniać z armii więcej osób.
– Co dziwne, w armii jest wielu ludzi z zawodami, których brakuje na tyłach. Dziesięć tysięcy biznesmenów i menedżerów wstąpiło do wojska. I bardzo niesprawiedliwe jest mówienie teraz, że dlatego nie zostało zmobilizowanych dziesięć tysięcy innych menedżerów – więc niech tak już zostanie. Niech ci, którzy sami się zaciągnęli, walczą do końca. Naszym głównym zadaniem jest teraz przetrwanie, a wszystko, co to przetrwanie utrudnia, tylko nas demotywuje. Pokazywanie, że wojna jest tylko dla biednych, jest bardzo szkodliwe.
Obecnie w Czechach przebywa 94 643 ukraińskich mężczyzn w wieku od 18 do 65 lat, którzy mają tymczasową ochronę w związku z wojną na Ukrainie. - A ci z nich, którzy ukrywają się przed mobilizacją, przebywając za granicą, nie są wspierani przez Republikę Czeską - powiedział czeski minister spraw zagranicznych Jan Lipavsky, według Novinky.
Jednak możliwości Republiki Czeskiej są ograniczone, jeśli chodzi o przymusowy obowiązkowy powrót i deportację ukraińskich mężczyzn w wieku wojskowym. - Państwo czeskie nie ma do tego podstaw prawnych. Nie może pozbawić kogoś tymczasowej ochrony tylko dlatego, że chce - komentuje Věra Honuskova, ekspertka w dziedzinie prawa międzynarodowego na Wydziale Prawa Uniwersytetu Karola.
Teoretyczne rozwiązanie widzi w tym, że Ukraina będzie wysyłać wezwania za granicę, a jeśli dana osoba nie odpowie, Ukraina może pociągnąć tego obywatela do odpowiedzialności karnej i zażądać jego ekstradycji.
Z kolei jeśli paszport straci ważność, człowiek powinien mieć ważny dokument podróży wydany przez kraj, w którym otrzymał tymczasową ochronę.
- Brak dokumentów oznacza grzywnę w wysokości do pięciu tysięcy koron (8450 hrywien) i groźbę deportacji -wyjaśnia Josef Urban, rzecznik czeskiego Urzędu Policji Zagranicznej.