Exclusive
20
min

25-letnia Ukrainka i jej nienarodzone dziecko zmarli w polskim szpitalu

Według doniesień polskich mediów kobieta była w ciąży z powikłaniami, które doprowadziły do śmierci dziecka. Lekarze nie potrafili jej uratować. Troje dzieci zostało sierotami

Natalia Żukowska

Kobiety w Polsce domagają się prawa do aborcji. Zdjęcie: Sestry

No items found.

Kolejna taka śmierć w Nowym Targu

14 sierpnia 25-letnia Ukrainka w ciąży została przyjęta do szpitala w Nowym Targu. Podczas badania lekarze stwierdzili obumarcie płodu. Kobieta przeszła operację, dziecko urodziło się martwe. O sprawie poinformowali dziennikarze „Tygodnika Podhalańskiego”.

Później kobieta została przewieziona na oddział intensywnej terapii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie w bardzo ciężkim stanie. Tam zmarła – dziennikarze sugerują, że prawdopodobnie na sepsę. Lekarze, powołując się na tajemnicę lekarską i ustawę o prawach pacjenta, nie skomentowali sprawy.

To nie pierwszy zgon na oddziale okołoporodowym tego szpitala.

W maju ubiegłego roku na oddziale ginekologicznym nowotarskiego szpitala zmarła 33-letnia Dorota, która była w 5. miesiącu

Mimo zagrożenia jej życia, lekarze nie usunęli ciąży. Zapewniali rodzinę, że wszystko jest w porządku. Gdy Dorocie odeszły wody, zalecili jedynie leżenie w łóżku. Na aborcję zdecydowali się dopiero wtedy, gdy jej stan się pogorszył – ale było już za późno. Kobieta zmarła w wyniku wstrząsu septycznego. Prawnik rodziny zmarłej zauważył, że lekarze dopuścili się „rażących zaniedbań” zarówno w procesie leczenia, jak w przekazywaniu informacji o stanie zdrowia kobiety. Po tym tragicznym zdarzeniu w wielu polskich miastach odbyły się protesty w ramach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.

W 2023 r. w Warszawie odbył się duży protest. Bezpośrednim powodem była śmierć 33-letniej Doroty w Nowym Targu. Fot: Sestry

W oświadczeniu organizatorów protestów czytamy: „Dorota z Nowego Targu zmarła, ponieważ polska ustawa antyaborcyjna zabija i zamienia lekarzy w politycznych sługusów, a nie ekspertów od opieki zdrowotnej. Zmarła, bo lekarze nie wypełniają swoich obowiązków”.

Problem w chorym prawie

Polskie prawo aborcyjne jest jednym z najsurowszych w Europie. W 1993 roku przyjęto tak zwany „kompromis aborcyjny”. Zgodnie z nim aborcja była możliwa w trzech przypadkach: zagrożenia życia lub zdrowia matki, ciąży będącej wynikiem gwałtu oraz nieuleczalnej choroby lub nieodwracalnej wady płodu. W 2016 r. sejmowa większość w pierwszym czytaniu przyjęła projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji. Przewidziano odpowiedzialność karną zarówno dla kobiet, które chciałyby dokonać aborcji, jak dla lekarzy, którzy wykonywaliby takie zabiegi. W tym czasie kobiety wzięły udział w jednym z największych protestów w Polsce, który stał się znany na całym świecie jako Czarny Poniedziałek. Skandaliczny projekt ustawy został wycofany.

Jednak w 2020 r. Trybunał Konstytucyjny zakazał aborcji w przypadku wad rozwojowych płodu, a rok później decyzja ta weszła w życie. Obecnie w Polsce aborcja jest możliwa tylko w przypadku gwałtu, kazirodztwa lub zagrożenia życia bądź zdrowia matki. W pierwszym przypadku wiek płodu nie ma znaczenia, natomiast w drugim aborcja jest możliwa do 12. tygodnia ciąży.

Złagodzenie przepisów aborcyjnych było jednym z haseł partii Donalda Tuska przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku

Na początku 2024 r. premier oświadczył, że rząd jest gotowy złagodzić ograniczenia w dostępie do antykoncepcji awaryjnej i złagodzić przepisy antyaborcyjne.

Problem jednak pozostał. Sejm, reprezentowany przez marszałka Szymona Hołownię, blokował prace nad projektami ustaw liberalizujących przepisy aborcyjne. Pod koniec sierpnia 2024 r. premier Tusk przyznał, że w parlamencie nie ma wystarczającej liczby głosów, by złagodzić zakaz aborcji. Zadeklarował jednak, że rząd pracuje nad wprowadzeniem nowych procedur dla szpitali i prokuratorów, mających złagodzić niektóre z ograniczeń.

– Mogę tylko obiecać, że w ramach obowiązującego prawa zrobimy wszystko, aby kobiety cierpiały mniej, by aborcja była tak bezpieczna i dostępna, jak to tylko możliwe, gdy kobieta jest zmuszona do podjęcia takiej decyzji – stwierdził. – Chcemy zapewnić, że ludzie, którzy pomagają kobietom, nie będą prześladowani.

Minister zdrowia Izabela Leszczyna dodała, że do przeprowadzenia aborcji powinno wystarczyć jedno zaświadczenie lekarskie potwierdzające, że zdrowie kobiety jest zagrożone. I że może to być na przykład zaświadczenie od psychiatry.

Jednak nawet jeśli nowa ustawa aborcyjna zostanie uchwalona, musi ją podpisać prezydent Andrzej Duda. I tu pojawia się problem, bo Duda wielokrotnie deklarował, że jest przeciwny aborcji. – Dla mnie aborcja to zabijanie ludzi  – powiedział przy jednej z okazji.

Wkrótce nowe protesty

Wiadomość o śmierci Ukrainki podczas porodu w Nowym Targu oburzyła Martę Lempart, aktywistkę i liderkę ruchu Strajk Kobiet. Ma ona wiele pytań do lekarzy, którzy nie zdołali uratować kobiety:

– To ten sam szpital, w którym w zeszłym roku zmarła ciężarna Polka Dorota, a w tym roku rodząca kobieta z Ukrainy. Nie znam całej sytuacji, ale nadal obwiniam lekarzy. Mam pytanie: co zrobili źle, że doszło do sepsy? Nie znam odpowiedzi, ale nie wierzę już w ani jedno ich słowo. Powinni byli zrobić wszystko, by zapobiec śmierci tej kobiety. Znam podejście lekarzy opiekujących się kobietami w ciąży w Polsce i wiem, ile czasu poświęcają na szukanie winnego nagłych sytuacji, które czasem się zdarzają.

Żaden z nich nie chce być osobą decyzyjną, a czas w takich sytuacjach jest na wagę złota

Według Lempart to, że lekarz waha się z podjęciem decyzji, bo boi się odpowiedzialności, to kłamstwo. Bo niektórzy lekarze po prostu gardzą kobietami:

– Znamy dziesiątki przypadków, w których lekarze odmawiali wykonania aborcji nawet w sytuacjach dozwolonych przez prawo – mówi Lempart. – Swoją decyzję tłumaczyli strachem przed odpowiedzialnością karną. Nie pamiętam jednak ani jednego przypadku w ciągu ponad 30 lat obowiązywania zakazu aborcji w Polsce, kiedy lekarze zostali ukarani lub postawieni przed sądem za wykonanie legalnej aborcji.

Polskie kobiety od lat wychodzą na ulice, aby walczyć o prawo do aborcji. Zdjęcie: Sestry

Rekomendacje dla szpitali, ogłoszone niedawno przez Ministerstwo Zdrowia, Lempart nazywa bezsensownymi. Jej zdaniem nie są zgodne z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia:

– Chciałybyśmy, aby ministra zdrowia wysłuchała specjalistów od aborcji i opinii kobiet w ciąży w tej delikatnej kwestii – i to natychmiast! Co więcej, legalizacja aborcji jest zaleceniem komitetu ONZ, który wyraźnie wzywa Polskę do jej zalegalizowania i bezzwłocznego wprowadzenia moratorium na karanie w przypadku aborcji. Rząd musi zmienić prawo.

Dekryminalizacja aborcji powinna być ich sztandarowym projektem. Donald Tusk nie dopilnował, by jego partnerzy koalicyjni zagłosowali we właściwy sposób. Dlatego odpowiedzialność spoczywa na polskim rządzie

Ze względu na trudną sytuację z dostępem do antykoncepcji awaryjnej i zakaz aborcji, Polki są zmuszone szukać innych sposobów na przerwanie ciąży – szczególnie w krajach, w których jest to dozwolone. Pomagają im w tym największe kobiece organizacje non-profit: Aborcja Bez Granic i Aborcyjny Dream Team.

– Według samej tylko organizacji Aborcja Bez Granic mamy około 50 000 aborcji rocznie. To jedna trzecia całkowitego zapotrzebowania. Kobiety powinny mieć prawo do przerwania ciąży, kiedy tylko tego potrzebują. Żaden lekarz nie powinien im tego zabraniać – tym bardziej w przypadkach, gdy ich życie jest zagrożone. Osoby, które pomagają w przeprowadzaniu takich operacji, także powinny być chronione przez prawo.

Każda kobieta, która potrzebuje tego rodzaju pomocy, może skontaktować się z Aborcją Bez Granic pod numerem telefonu: 22 29 22 597. Lempart twierdzi, że to trzeci najpopularniejszy numer w Polsce, po policji i straży pożarnej. Jednocześnie zapowiada nową falę protestów w Polsce:

Już przygotowujemy się do protestów i akcji społecznych w obronie praw kobiet. Nie spoczniemy, dopóki nie będzie tak, jak być powinno

Tylko kobieta decyduje

„Martynka” to feministyczna organizacja, która od początku wojny rosyjsko-ukraińskiej wspiera i chroni ukraińskie uchodźczynie w Polsce. Jej założycielka Nastia Podorożna mieszka w Polsce od 10 lat. Mówi, że poza Watykanem niewiele jest krajów w Europie, które mają tak surowe ograniczenia prawne dotyczące aborcji i dostępu do antykoncepcji awaryjnej, jak Polska:

– Pigułki do antykoncepcji awaryjnej są skuteczne tylko do piątego dnia po stosunku bez zabezpieczenia. Jednak i na nie polscy ginekolodzy nie zawsze wypisują recepty. Niestety, wielu polskich lekarzy ma kompleks Boga. Wiem, że zabrzmi to ostro, ale w mojej pracy zdarzył się przypadek, że młoda 18-letnia dziewczyna, która została zgwałcona, poszła na policję. Policjanci zabrali ją do ginekologa, a ten odmówił wypisania recepty na antykoncepcję awaryjną.

Powiedział po prostu: „Taka jest wola Boża” – i że dziewczyna jest za młoda, by brać takie tabletki

Wielu polskich lekarzy boi się przeprowadzać nawet te aborcje, które są dozwolone przez prawo. Nastia podkreśla, że jednym z powodów jest strach przed odpowiedzialnością. Przywołuje przypadek, który przydarzył się ginekolożce ze Szczecina. Lekarka ta znana jest z tego, że nie boi się wykonywać legalnych aborcji, uznając, że nie robi niczego nielegalnego.

– Jednak w ubiegłym roku do jej gabinetu przyszło Centralne Biuro Antykorupcyjne. Podczas przeszukania zarekwirowano jej telefon, komputer i całą dokumentację pacjentek. W ten sposób wywierano na nią presję. Przy okazji policja uzyskała dostęp do bardzo intymnych zdjęć jej pacjentów – mówi Nastia.

„Ani jednej więcej” – pod takim hasłem protestują Polki. Fot: Sestry

Jak podkreśla Ukrainka, kobiety, które szukają pomocy u „Martynki”, nie chcą usuwać ciąży dla wygody – zdarzają się przecież na przykład przypadki gwałtów wojennych. Zmuszanie kobiety do donoszenia takiej ciąży Nastia nazywa torturą:

– Ofiary gwałtów przychodziły do nas po pomoc. Przede wszystkim zapewniliśmy im pomoc psychologiczną. To temat tabu. Kobiety rzadko kiedy przyznają się, że zaszły w ciążę w wyniku gwałtu dokonanego przez wroga. Ale nawet gdyby chciały pozbyć się płodu, lekarze nie pomogliby im tutaj, w Polsce, gdzie otrzymały tymczasowe schronienie.

Bo nie ma przeciwwskazań do przerwania ciąży, a sam gwałt nie został udowodniony. Moim zdaniem to jest rażące naruszenie praw kobiet

Nawet kobiety będące w upragnionej ciąży boją się rodzić w Polsce, bo nie ufają lekarzom:

– Lekarze czasami lekceważą bezpieczeństwo swoich pacjentek. Znam historię kobiety, która zaszła w upragnioną ciążę, ale badanie wykazało nieprawidłowości w rozwoju płodu. Istniało duże prawdopodobieństwo, że dziecko umrze po urodzeniu. Niestety w Polsce to nie jest powód do przerwania ciąży. Pomogliśmy tej kobiecie. Znaleźliśmy organizację, która zorganizowała dla niej aborcję w Holandii.

Chcę, by ukraińskie kobiety – niezależnie od tego, czy są w upragnionej, czy niechcianej ciąży – wiedziały, że mamy siebie nawzajem

Każda kobieta, która potrzebuje pomocy, może zwrócić się do „Martynki”. Kobietom, które chcą zostać matkami, organizacja pomoże znaleźć postępowego lekarza. A tym, które zaszły w niechcianą ciążę, doradzi, jak ją legalnie i bezpiecznie usunąć.

No items found.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
powódź Polska Europa

„Z wielkim bólem patrzę, jak powódź niszczy nasze domy i wspomnienia” – pisze na Facebooku mieszkanka Kłodzka. Wielka woda wyrządziła w Kłodzku tak wielkie szkody, że burmistrz miasta Michał Piszko ze smutkiem stwierdził: „Przegraliśmy tę bitwę”.

Zalany kościół w Kłodzku. Zdjęcie: FB Franciszkanie, prowincja sw. Jadwigi

Wśród śmiertelnych w Polsce jest trzech mężczyzn i dwie kobiety. Jedną z ofiar powodzi jest lekarz Krzysztof Kamiński, dyrektor szpitala w Nysie. Wracał z pracy, ale nie dotarł do domu, ponieważ jego samochód został zalany przez wodę.

Walka z powodzią trwa. Najtrudniejsza sytuacja panuje w województwach dolnośląskim i opolskim. Z powodu przerwania tamy niektóre miejscowości zostały zalane do wysokości 6-7 metrów, a większość znajdujących się tam budynków została zniszczona. Wrocław pozostaje zagrożony powodzią. Premier Donald Tusk ogłosił wprowadzenie stanu klęski żywiołowej w południowo-zachodniej części kraju.

Na dotkniętych terenach pracuje 4500 ratowników – wojskowych, inżynierów i lekarzy. Ewakuują ludzi za pomocą helikopterów, łodzi i ciężarówek. Wzmacniają obronę przeciwpowodziową, opiekują się rannymi i ewakuują ludzi z lokalnych szpitali.

Zdjęcie: Ministerstwo Obrony Narodowej

Ukraina zaproponowała Polsce pomoc 100 ratownikom. Powiedział to minister spraw zagranicznych Andrei Sibiga na swoim X.

Jak pomóc powodzianom w Polsce

1. Wyślij SMS ze słowem SERCE na numer 75 265. Twoje konto zostanie obciążone kwotą 6,15 zł.

2. Przenieś dowolną kwotę na konto Fundacji Caritas.

3. Przyjedź do urzędu w miejscu zamieszkania lub w Warszawie w godzinach od 8.00 do 16.00 i przynieś żywność, detergenty, środki higieniczne, wodę butelkowaną.

Kłodzko po powodzi. Zdjęcie: @D_Daszkowski
Zdjęcie: @D_Daszkowski
Zdjęcie: Sztab Generalny Wojska Polskiego
Zdjęcie: Sztab Generalny Wojska Polskiego

20
хв

„Powódź niszczy nasze domy i wspomnienia”. Europa cierpi z powodu żywiołów

Sestry
Rosjanie na wojnie

O tym, że film „Russians at War” znajdzie się w programie Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto (TIFF), wiadomo było już w połowie sierpnia. Wydawało się logiczne, że w trzecim roku inwazji na pełną skalę pojawi się film, który uczciwie pokaże, co dzieje się w Moskwie. W końcu wielu ludzi interesuje się tym, jak żyje największy kraj na świecie objęty sankcjami i co sami Rosjanie myślą o swojej teraźniejszości i przyszłości.

Tymczasem pod koniec sierpnia we Włoszech odbył się efektowny i pretensjonalny Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji, na którym pokazano „Russians at War”. Ten film mógłby przejść niezauważony, gdyby nie kilka czujnych osób, które go obejrzały i zrozumiały, w czym rzecz. Ukraińska producentka Dasza Bassel wszczęła alarm, inicjując kampanię przeciwko rosyjskiej propagandzie w zachodnich kinach.

Kadr z filmu „Russians at War”

”Trzymający w napięciu dokument rosyjsko-kanadyjskiej reżyserki Anastazji Trofimowej zabiera widzów w podróż sięgającą poza nagłówki gazet, do rzeczywistości rosyjskich żołnierzy w Ukrainie. Toczą bitwy, których powody stają się coraz bardziej niejasne z każdym wyczerpującym dniem”.

Tak zaczyna się opis filmu „Russians at War” na stronie Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto. Pierwsza wersja recenzji (która od tego czasu była już kilkukrotnie redagowana) stwierdzała, że jest to historia o walce brata przeciwko bratu – w powtarzając retorykę Kremla, która mówi o Ukraińcach i Rosjanach jako „braterskich narodach”. W reakcji na to Kongres Ukraińców w Kanadzie wysłał list do kierownictwa festiwalu, wzywając do usunięcia filmu z programu.

W Toronto film został pokazany profesjonalnej publiczności. Przed projekcją społeczność ukraińsko-kanadyjska protestowała pod hasłami: „Wstyd dla TIFF” i „Rosja kłamie, Ukraińcy umierają!”. Wzięłam ulotki wydrukowane na zwykłej drukarce i poszłam rozdać je pierwszym widzom filmu. Byłam przygotowana, by wyjaśnić im, dlaczego ten film nosi wszystkie znamiona propagandy.

Dzieło kremlowskiej propagandzistki

Zacznijmy od Anastazji Trofimowej, reżyserki filmu. To była dokumentalistka RT (Russia Today), kanału telewizyjnego znanego z prorosyjskiej narracji propagandowej w relacjonowaniu wydarzeń na świecie. Karierę zawdzięcza ona wspieraniu oficjalnego stanowiska rosyjskiego rządu. Tytuły jej filmów można łatwo wyszukać w Kanadzie na stronie internetowej RT, mimo że stacja ta jest objęta sankcjami.

W filmie Trifomowej dają rosyjski mundur wojskowy – i już przez samo jego założenie reżyserka staje się stronniczką armii agresora. Wyobraźmy sobie dziennikarza BBC czy „The Guardian”, ubranego w mundur wojskowy jednej ze stron i przygotowującego relacje z frontu. Zostałby zwolniony bez prawa do pracy w zawodzie za naruszenie standardów dziennikarskich i etycznych.

Kadr z filmu: Anastazja Trofimowa w rosyjskim mundurze
Trofimowa twierdzi, że do rosyjskiej jednostki walczącej w Ukrainie przeniknęła potajemnie i mieszkała z żołnierzami przez 7 miesięcy, nie posiadając akredytacji wojskowej. Czy to możliwe?

Podczas kręcenia filmu przybywa na okupowane terytorium bez zgody Ukrainy i dzieli swoje życie z tymi, którzy zaatakowali inny kraj. A potem swobodnie opuszcza Rosję i udaje się do Kanady, której jest obywatelką.

Przedstawiam te argumenty moim zagranicznym kolegom. Słuchają zaskoczeni, ponieważ „film dokumentalny na festiwalu tego poziomu nie może być prorosyjski, mieć propagandowej retoryki i pracować na rzecz Rosji”.

W tym czasie odbieram wiele wiadomości od kolegów, którzy twierdzą, że festiwal nie odwoła pokazów „Russians at War”. W takiej atmosferze rozpoczyna się seans.

Sztampa, która działa

Na ekranie widać sylwestrową Moskwę. To szare i blade miasto z wszechobecnymi reklamami wojny. Reżyserka w wagonie pociągu spotyka mężczyznę przebranego za Świętego Mikołaja, niosącego wojskowy plecak ze wstążką Świętego Jerzego. Mówi, że jest Ukraińcem z Donbasu i kiedy rozpoczęła się wojna domowa, stracił wszystko. Potem żegna się ze swoją piękną żoną i dziećmi. Wraca na wojnę.

Zza kadru reżyserka komentuje, że nie spodziewała się wybuchu wojny, bo myślała, że jest ona czymś istniejącym już tylko w książkach historycznych. A ja w przerwie seansu pytam ją o Czeczenię, Gruzję, Syrię, aneksję Krymu...
Jeden z plakatów na proteście w Toronto porównał propagandzistkę Anastazję Trofimową do dokumentalistki Trzeciej Rzeszy Leni Riefenstahl. Zdjęcie: FB Światowego Kongresu Ukraińców

W filmie Trofimowa wydaje się naiwna i pogodna, a żołnierze pokazani są jako zagubieni, ale „prawdziwi”. Już w dziesiątej minucie widz zaczyna im współczuć. A każdy z nich, niczym kopista, powtarza znane kremlowskie narracje: „faszyści w Ukrainie”, „pojechałem ze względu na przyjaciela”, „żeby moje dzieci nie musiały walczyć”.

Reżyserka nie wspomina w filmie o zbrodniach popełnionych przez Rosjan w Ukrainie. Zamiast tego stwierdza, że „nie zauważyła żadnych śladów zbrodni wojennych popełnionych przez rosyjskich żołnierzy”. I jeszcze kilka cytatów: „Nie wiedziałam, czego spodziewać się po rosyjskim wojsku. Najbardziej uderzyło mnie to, że byli to zwykli ludzie. Absolutnie zwykli ludzie w absolutnie niezwykłej sytuacji”; „Obserwuję zupełnie różne kanały zarówno ze strony ukraińskiej, jak rosyjskiej. I uderza mnie, jak bardzo wszystko jest podobne. Często są to te same twarze, ten sam humor, ta sama odporność, to samo cierpienie, te same pogrzeby”.

Film został nakręcony profesjonalnie i z wielkim talentem, więc wywołuje emocje, o które chodziło jego autorom. Widz, daleki od wojny, zaczyna sympatyzować z bohaterami.

Mogę sobie tylko wyobrazić, ile butelek prosecco wypiła Margarita Simonyan, była szefowa Trofimowej, kiedy „Russians at War” pokazywano w Wenecji

Tyle że Simonyan i autorzy filmu zapomnieli o tym, jak potężny jest głos ukraińskiej diaspory w Toronto.

Cios w reputację festiwali filmowych

„Przepraszam, byłam dziś na wiecu” – pisze moja sąsiadka, matka trójki dzieci, której dalekie są niuanse branży filmowej. „Poszłam zaprotestować”.

Taki jest obraz Ukraińców protestujących w Kanadzie. To zwykli ludzie, którzy zjednoczyli się i stali się potężną siłą. Skupiają się w licznych grupach w mediach społecznościowych, na których przygotowywali się do wiecu, dyskutowali o plakatach i hasłach, dzielili się treścią swoich e-maili, wysyłanych do tysięcy osób w różnych globalnych organizacjach. Każdego dnia rosła liczba osób, które odkładały na bok swoje codzienne zmartwienia i skupiały się na walce.

Wkrótce do protestujących zaczęły docierać e-maile od kierownictwa festiwalu, kanadyjskich kanałów telewizyjnych i sponsorów. Jako pierwszy wypowiedział się lokalny kanał telewizyjny TVO z Ontario: nie będzie dystrybuował filmu. To pierwsze zwycięstwo nie powstrzymało jednak oburzonej ukraińskiej diaspory. Badanie schematu finansowania festiwalu i poszukiwanie osób zaangażowanych w produkcję filmu zmieniły niektórych członków diaspory w prawdziwych detektywów.

Film otrzymał 340 000 dolarów dotacji z Canadian Media Fund, finansowanego… przez rząd Kanady. Fot: FB

I wtedy zaczęły się kłopoty nie tylko Simonyan, ale także kanadyjskich producentów. W przeciwieństwie do głównej propagandystki Federacji Rosyjskiej, kanadyjscy producenci to ludzie o czystej reputacji. Przed skandalem wielu moich kolegów było przekonanych, że Kanadyjczycy nigdy nie wyprodukują treści propagandowych.

Teraz to już kwestia reputacji, więc myślę, że następne wiadomości będą dotyczyły śledztwa w sprawie tego, czy producenci filmu wydali pieniądze pochodzące od kanadyjskich rezydentów podatkowych w kraju, na który Kanada nałożyła sankcje.

Protest przeciwko emisji filmu pokazał, jak działają agenci Kremla. Pokazał, że podobnie jak „słodka i naiwna” Anastazja Trifomowa, są oni częścią kanadyjskiego społeczeństwa

Marzę o czasach, kiedy zachodnie społeczeństwo nauczy się identyfikować tych, którzy mówią językiem naszego wspólnego wroga. Ale ilu jeszcze historii o „dobrych rosyjskich chłopców” do tego potrzebujemy?

Za wcześnie, by odpuścić

Festiwal opublikował oświadczenie o ołożeniu pokazu „Russians at War”. Jako główny powód podano „zagrożenie dla bezpieczeństwa festiwalu i bezpieczeństwa publicznego”. Rzeczywiście, oburzeni Ukraińcy wysłali tysiące e-maili i napisali tysiące komentarzy w mediach społecznościowych. Tyle że to tylko część prawdy.

Na przykład w swoim artykule dla „National Post” były ambasador Kanady w Afganistanie Chris Alexander wezwał festiwal do niewyświetlania filmu, wyszczególniając wszystkie obecne w nim manipulacje. Przypomniał również przeszłość reżyserki i zadał oczywiste pytanie:

„Czy osoba, która przez wiele lat pracowała dla propagandowego kanału, może tworzyć niezależne treści?”

Myślę, że właśnie takie wypowiedzi ekspertów [w tym ukraińskich polityków i dyplomatów – red.] zaważyły na decyzji kierownictwa festiwalu filmowego. A że nie mogło ono napisać: „odwołujemy”, posłużyło się miękkim: „odkładamy”. To zasługa tych wszystkich, którzy wyszli protestować, pisali listy i komentarze. Wszystkich tych, którzy nie bali się zabrać głosu.

Siła ludzi zjednoczonych we wspólnym celu jest imponująca. Ale nie możemy odpuścić: musimy wprowadzić śledztwo w tej sprawie do domeny publicznej. By pomóc ludziom na Zachodzie w zrozumieniu, o co w tym wszystkim chodzi, możemy na przykład zorganizować pokaz tego filmu połączony z dyskusją na temat tego, jak działa propaganda.

20
хв

„Dobrzy rosyjscy chłopcy” wkraczają do zachodnich kin. Ale Ukraińcy w Kanadzie dają im odpór

Anna Palenczuk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Gdzie i jakie polskie filmy i seriale warto obejrzeć: Top 5

Ексклюзив
20
хв

Dwa spojrzenia na tę samą wojnę

Ексклюзив
20
хв

Dziś jesteśmy tarczą Europejczyków. Jeśli jutro nas zabraknie, będą płakać nad grobami swoich dzieci

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress