Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Park rozrywki w Warszawie. Zdjęcie. Przemek Wierzchowski/Reporter
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Odkrywanie świata wspólnie z dzieckiem może być interesujące, a w Polsce panuje prawdziwy kult rozrywki dla dzieci. Różnorodne parki, muzea i warsztaty - Polacy wiedzą, jak zainteresować dziecko w taki sposób, by poznawanie świata było ekscytujące i pożyteczne. A więc do dzieła!
Zanurz się w fontannie parku Bajka
27 kilometrów od Warszawy, w miejscowości Błonie znajduje się ogromny park z basenami, fontannami, instrumentami muzycznymi i wieloma placami zabaw. To raj dla dzieci, w którym możesz spędzić cały dzień od rana do wieczora. Park podzielony jest na strefę spokojnego relaksu i aktywnej rozrywki. Znajdziesz tu największy w Polsce obszar fontann deptakowych, gdzie możesz lać wodę i ścigać się między strumieniami. W pobliżu znajdują się płytkie baseny dla dzieci oraz strefa wypoczynkowa z ławkami i krzesłami dla rodziców. Plac zabaw w parku zachwyci dzieci wieloma zjeżdżalniami, huśtawkami i konstrukcjami wspinaczkowymi, ale najbardziej żywe wrażenie pozostawi sektor instrumentów muzycznych. Dzieci mogą tam zagrać na ksylofonie, cymbałach, perkusji lub udawać słynnego trębacza. A kiedy będą miały dość, mogą robić śmieszne miny w sekcji krzywych luster.
ul. Kardynała Stefana Wyszyńskiego 10, 05-870 Błonie
Spacer wśród koron drzew
Nowe doświadczenia czekają na dorosłych i dzieci we wsi Pomiechówek, niedaleko Lotniska Warszawa/Modlin. Ścieżka podwieszana wśród koron drzew to niezwykle piękny i ciekawy sposób na poznanie różnych gatunków ptaków i drzew w tej części województwa mazowieckiego. Ścieżka znajduje się na podwieszanych platformach w głębi lasu, a każda z nich zawiera informacje o lokalnych ptakach i drzewach. Ponadto w miejscowości znajdują się dwa znane rezerwaty przyrody: część objęta programem Natura 2000 oraz obszar wchodzący w skład Warszawskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu.Przy okazji możesz odwiedzić Park Doliny Wkry, leśny kompleks rozrywkowy z karuzelami, wieżą widokową i siłownią w samym środku lasu.
Przy okazji możesz odwiedzić Park Doliny Wkry w leśnym kompleksie rozrywkowym z karuzelami, wieżą widokową i siłownią w samym środku lasu.
Zrekonstruowana wioska z XIX-XX wieku znajduje się w parku etnograficznym w Maurzycach niedaleko miasta Łowicz. Małe domki w kolorze nieba z białymi wzorami, łąki kwiatowe, ogrody, dekoracje z malowanego papieru na ścianach, piecach i sufitach - idealistyczny obraz życia województwa łódzkiego uzupełniają dobrze utrzymane budynki gospodarcze z tamtych czasów. W skansenie często odbywają się warsztaty wyplatania wianków, pieczenia chleba, haftu, garncarstwa, a latem festyny plenerowe, można więc zwiedzić stodołę, młyn, kuźnię i wejść do każdego domu.
Położona zaledwie 10 kilometrów od Warszawy, malownicza miejscowość Konstancin-Jeziorna otoczona jest sosnowymi lasami i zielenią. Przepełniona atmosferą komfortu i ciepła miejscowość z pewnością pozostanie w pamięci każdego, kto kiedykolwiek ją odwiedził. W ciepłym sezonie regularnie odbywają się tu pokazy filmowe, a w Parku Zdrojowym znajduje się wiele platform dla dzieci i platform widokowych, piękne wille z XIX-XX wieku, XVIII-wieczny budynek papierni, ale co najważniejsze, mieści się tu solna wieża chłodnicza o wysokości 6 metrów i średnicy 40 metrów. Opary roztworu solnego są nasycone jodem, bromem i różnymi mikroelementami, więc przyjemny spacer tutaj można połączyć z poprawą zdrowia.
Miejsce, w którym można oddychać solą. Zdjęcie: Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza
Ogród Botaniczny i Park Kultury w Powiślu to obowiązkowy punkt dla każdego mieszkańca Warszawy. Dojazd z Wilanowa jest bardzo wygodny, a dla dzieci przygotowano mnóstwo rozrywek. W Parku Kultury znajdują się place zabaw i pola golfowe, a także bezpłatne miejsca z grillami. Zjeżdżalnie, mosty, konstrukcje wspinaczkowe, wieże znajdują się na leśnej polanie, tunele przypominają tu zwalone pnie, a piaskownice ptasie gniazda. Dla starszych dzieci przygotowano park linowy. W ogrodzie botanicznym znajduje się ogród skalny i największy w Polsce ogród różany, szklarnie, strefy roślin egzotycznych i ogrodowych oraz sad jabłoniowy z 500 gatunkami drzew. Dzieci nie przejdą obojętnie obok owadożernych roślin drapieżnych.
Ogród botaniczny. Zdjęcie: Adama Stępień/Agencja Wyborcza
Muzeum Kolei Wąskotorowej znajduje się 55 kilometrów od Warszawy, w miejscowości Sochaczew, na terenie dawnej stacji kolejowej wybudowanej w 1922 roku. W jego zbiorach znajduje się ponad 150 eksponatów, w tym stare parowozy, wózki, wagony, platformy wojskowe, samochody przystosowane do jazdy po torach, a także bryczka Piłsudskiego - zaprzęg konny, który poruszał się po szynach. W sali wystawowej można uruchomić makietę kolejową wrzucając monetę. W weekendy od kwietnia do października możesz wybrać się do Puszczy Kampinoskiej pociągiem retro.
Ponadto w Sochaczewie znajduje się Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Bitwy nad Bzurą z ogromną kolekcją broni, sprzętu, mundurów i innych pamiątek z kampanii wrześniowej 1939 r. i bitwy nad Bzurą, największej bitwy ofensywnej sił alianckich na początku II wojny światowej. Pozostałości Zamku Mazowieckiego zachowały się na niewielkim wzgórzu w pobliżu muzeum.
Podróżowanie pociągiem może być niezwykłe. Zdjęcie: Tomasz Niesłuchowski/Agencja Wyborcza
Trafić do Parku Jurajskiego nie jest trudno, ale wrażeń na pewno nie zabraknie. Park Jurajski na Ursynowie z Muzeum Ziemi wprowadzi młodych badaczy w czasy prehistoryczne, opowie o pierwszych grzybach i owadach, dinozaurach, które zamieszkiwały ówczesną planetę. Rodzinny park rozrywki posiada ścieżkę edukacyjną oraz strefę rozrywki z przejażdżkami. Tutaj możesz poczuć się jak archeolog lub po prostu wspiąć się na rzeźbę dinozaura.
Plac zabaw w Parku Jurajskim. Zdjęcie: materiały prasowe
Jeśli naprawdę jesteś gotowy na taki scenariusz, nie ma lepszego miejsca niż Park Zbigniewa Herberta w Bielanach! Na trzyhektarowym terenie znajdują się trasy dla początkujących i zaawansowanych miłośników deskorolki, hulajnogi oraz rolkarzy, z rampami, podjazdami i płaskimi odcinkami toru. Dla tych, którzy wolą spokojny wypoczynek, przygotowano stoliki szachowe i przytulne miejsca do siedzenia z książką.
Park im. Zbigniewa Herberta
ul. Zbigniewa Romaszewskiego, 00-001 Warszawa
"Żywa" Paleontologia
Jeśli akurat szukasz wejścia do zachwalanego muzeum domków dla lalek, możesz przypadkiem trafić na wejście do Muzeum Ewolucji. Znajduje się ono w Pałacu Kultury i Nauki w centrum Warszawy i trudno wyobrazić sobie dziecko, które nie byłoby pod wrażeniem jego eksponatów. Wyewoluowane modele ryb, modele starożytnych zwierząt, naturalnej wielkości prehistoryczny człowiek i inne naukowe artefakty z pewnością zaskoczą młodego badacza.
Siedzenie pod dinozaurem w pełnym wzroście to osobne doświadczenie. Zdjęcie: Adam Stępień/Agencja Wyborcza
Co wiemy o pieniądzach, obcując z nimi na co dzień? Na przykład banknoty euro przedstawiają mosty, okna i bramy, które nie istnieją w rzeczywistości. Symbolizują one po prostu otwartość i współpracę między krajami europejskimi. Centrum Pieniądza Narodowego Banku Polskiego, czyli Muzeum Pieniądza w Warszawie, to najnowocześniejsze centrum wystawienniczo-edukacyjne w UE. Możesz tu zobaczyć unikatową kolekcję monet, obejrzeć milion złotych w magazynie, potrzymać 12,5-kilogramową sztabkę złota, zobaczyć pierwszy polski banknot wykonany z polimeru, a także poznać cały proces projektowania i produkcji pieniądza. Ponadto, będzie to przydatne dla młodego pokolenia, aby dowiedzieć się o wartości zasobów i interakcji z pieniędzmi.
I trochę złota w dotyku. Zdjęcie: Marek i Zofia Bazak/East News
Dziennikarka, specjalistka ds. PR. Jest mamą małego geniusza z autyzmem i założycielką klubu dla mam PAC-Piękne Spotkania w Warszawie. Prowadzi bloga i grupę TG, gdzie wspólnie ze specjalistami pomaga mamom dzieci specjalnych. Pochodzi z Białorusi. Jako studentka przyjechała na staż do Kijowa i została na Ukrainie. Pracowała dla dzienników Gazeta po-kievske, Vechirni Visti i Segodnya. Uwielbia reportaż i komunikację na żywo.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Ta rozmowa odbyła się na kilka dni przed tym, jak Natalia Panczenko padła ofiarą wielu wymierzonych w nią ataków medialnych i kampanii dezinformacyjnej zorganizowanej prawdopodobnie - jak podkreśla sama Panczenko - w jakiejś mierze przez rosyjskiej służby. Media podchwyciły fragment wywiadu, którego Panczenko udzieliła jednej z ukraińskich stacji. "Wzrastanie wrogości między Ukraińcami a Polakami jest już bardzo niebezpieczne, zwłaszcza dla Polski. Ponieważ na terytorium Polski zaczną się walki, bo na terytorium Polski rozpoczną się podpalenia sklepów, domów i tak dalej" - miała powiedzieć, co natychmiast podchwyciły prawicowe ugrupowania i media, choć nie tylko, bo w sprawie wypowiedział się także były premier Leszek Miller. "Jestem zdumiony, że tego rodzaju sformułowania ze strony ukraińskich aktywistów padają. Pani Panczenko powinna dziś już być w ABW i być przesłuchana, czy ma informacje, które mogą wskazywać na przygotowywanie jakichś zamachów, czy jest powiązana ze środowiskami, które chciałyby zakłócić w Polsce proces wyborczy. Powinna być deportowana" — powiedział na antenie Radia Zet.
Kiedy, po kilku dniach medialnej burzy i bezprecedensowej nagonki, głos zabrała sama zainteresowana, zaprzeczyła, jakoby miała wypowiedzieć te słowa. Dodała, że cała wypowiedź była dłuższa i została wyjęta z kontekstu, przy okazji zachęcając do zapoznania się z oryginalnym materiałem. W związku z nagonką na aktywistkę - która w Polsce mieszka od wielu lat i ma polskie obywatelstwo - powstał list poparcia.
"Z niepokojem obserwujemy, jak w czasie kampanii wyborczej niektórzy politycy próbują podsycać napięcia i wykorzystywać antyukraińską retorykę dla doraźnych celów politycznych. Bezpośrednim efektem tych działań jest nagonka na Natalię Panczenko, która stała się celem kłamliwej kampanii dezinformacyjnej. Jest to atak wymierzony przede wszystkim w społeczność ukraińską w Polsce, a co najstraszniejsze – w uchodźców i uchodźczynie wojenne z Ukrainy, którzy i które znaleźli w naszym kraju schronienie przed rosyjską agresją" - piszą sygnatariusze i sygnatariuszki listu.
W tym kontekście słowa o populizmie, które Natalia Panczenko wypowiedziała w czasie wywiadu, który właśnie publikujemy, brzmią szczególnie donośnie.
Anna J.Dudek: Rząd wprowadza ograniczenia w zakresie przyznawania świadczenia 800 plus dla obywateli i obywatelek Ukrainy. Do sprawy odniósł się prezydent Warszawy i kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski a także drugi z kandydatów, Karol Nawrocki. Jak pani ocenia ten krok?
Natalia Panczenko: To jest bardzo niebezpieczny trop i kierunek, w którym politycy zdecydowali się iść. I tutaj podkreślam, że nie tylko Trzaskowski i Nawrocki, ale także przedstawiciele innych partii. To szerszy problem, który pokazuje niebezpieczną tendencję. To sprawa, która bezpośrednio dotknie nie tylko tę grupę, która nie dostanie 800 plus, ale także polskiego społeczeństwa. Sięgając po populistyczną narrację, politycy otwierają puszkę Pandory, której skutków mogą już nie zatrzymać.
Dlaczego?
Ponieważ granie na emocjach w taki sposób nigdy nie kończy się dobrze, zwłaszcza, kiedy pomija się fakty. A fakty są takie: mieszkający w Polsce Ukraińcy przynoszą co roku do budżetu Polski ok. 15 miliardów złotych, zaś wypłata 800 plus dla tej grupy to ok. 2 mld zł
Więc Polska zyskuje na Ukraińcach co najmniej 13 miliardów, co oznacza, że tego problemu, nie ma. Został on sztucznie wykreowany pod kampanię wyborczą. Co zresztą potwierdziła Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreślając, że z danych wynika jednoznacznie, że ten problem - na który takie proponowane rozwiązanie miałoby odpowiadać - to jest problem nieistniejący, w związku z czym w jej resorcie nie toczą się żadne prace mające wprowadzić zmiany w zasadach wypłaty 800 plus. Podążanie tą drogą Natomiast jeżeli zaczną w to iść i nie zatrzymają się na czas, to może się nagle okazać, że jest za późno. Że już znaleziono kozła ofiarnego - Ukrainki i Ukrainców oraz ich dzieci - i rozbudzono do nich nienawiść w społeczeństwie.
W tym społeczeństwie mamy ogromną grupę obywatelek i obywateli Ukrainy, w tym uchodźczyń, które przyjechały tu w lutym 2022 roku i później.
Szacuje się, że co dziesiąty mieszkaniec Polski to Ukrainiec. W każdej szkole i przedszkolu są ukraińskie dzieci, w każdej firmie pracują Ukraińcy. Jeżeli nastawić jednych przeciwko drugim, może naprawdę dojść do sytuacji, które będą nieprzyjemnie i wręcz niebezpiecznie dla obu stron.
Z badań i sondaży wynika, że grunt na takie nastroje stał się podatny. Pomysł ograniczenia w dostępie do 800 plus dla Ukraińców popiera 80 proc. Polaków, a blisko 60 proc. ankietowanych nie wyobraża sobie członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej i NATO bez rozwiązania kwestii zbrodni wołyńskiej. I to właśnie temat Wołynia stał się jedną z części trwającej kampanii prezydenckiej Karola Nawrockiego. Ten rodzaj populizmu działa, a solidarność Polaków wobec Ukraińców, ogromna na początku wojny, teraz wyraźnie się zmniejszyła.
Zmniejszyła się i to jest normalne. To samo dokładnie obserwowaliśmy w 2014 roku, kiedy poparcie dla Ukrainy i solidarność były ogromne, a później w latach 2015-2016 roku to spadło. To jest normalne. Widać to też na innych przykładach (nie tylko ukraińsko-polskich relacjach). Przytoczę przykład z powodzianami. Nasza fundacja też robiła zbiórkę i jesteśmy nadal aktywnie zaangażowani we wsparcie ludzi, którzy ucierpieli wskutek powodzi. Kiedy przejechaliśmy w pierwsze dni powodzi, nasi wolontariusze nie mieli co tam robić, bo tak dużo było chętnych do pomocy. Kiedy podczas ostatnich wyjazdów nasza ekipa wolontariuszy tam była, to już oprócz nas i harcerzy nikt tym ludziom nie pomagał. I to nie dlatego, że już nie ma problemów, czy ci ludzie się uporali, czy ich mieszkania już są suche i odnowione. Absolutnie nie. Tylko dlatego, że ten temat już nie jest medialny, ludzie już zaczęli żyć swoje życie dalej i powodzianie tak naprawdę zostali sami ze swoimi problemami, podobnie jak ukraińscy uchodźcy. Wojna wciąż trwa. Na jej początku uchodźców, którzy przybywali w pierwszych tygodniach, witano z otwartymi ramionami – każdy chciał pomóc. Dziś, gdy taka sama kobieta z dzieckiem uciekająca od rosyjskich bomb do Polski spotyka się z zupełnie innym przyjęciem. Warto podkreślić, że obecnie Polska nie oferuje uchodźcom z Ukrainy żadnych specjalnych świadczeń socjalnych. „Zasiłki dla uchodźców”, o których tak głośno trąbi rosyjska propaganda i w które tak wielu ludzi bezrefleksyjnie wierzy, w rzeczywistości nie istnieją.
Dla wielu ukraińskich uchodźczyń jedyną realną formą wsparcia było 800+, którego teraz chce się ich pozbawić. Co więcej, to świadczenie przysługuje wszystkim uprawnionym cudzoziemcom, więc Ukraińskie uchodźczynie nie stanowią tutaj żadnego wyjątku
Jaki to będzie miało wpływ na ukraińską diasporę w Polsce?
Na diasporę nie będzie miało wpływu, z kolei na losy uchodźczyń wojennych i ich dzieci duży. Wyobraźmy sobie taką kobietę z dwójką lub trójką dzieci, mąż której jest na froncie albo nie daj Boże zginął, a ona nie może pracować, lub kobietę, która dopiero przyjechała do Polski nie zna jeszcze języka i ma ogromną traumę wojenną. I musi sobie poradzić. Takie osoby po prostu nie będą w stanie sobie w takich warunkach poradzić, więc pojadą albo dalej (jeśli będzie miała siłę), albo wróci tam, skąd wygnały ją bomby.
Ale tak sobie myślę, że duża część z tych osób tutaj zostanie. I teraz pytam o to, czy my się już nauczyliśmy razem żyć, szanować się wzajemnie, uczyć się od siebie, czy jeszcze musimy się dużo nauczyć?
Ogromnie dużo musimy się nauczyć. Przede wszystkim chciałabym, żebyśmy w dyskusji operowali faktami, a nie lękiem i stereotypami. Weźmy to 800 plus. W Polsce pracuje 93 proc. Ukraińców, a tych, którzy przyjechali po wojnie - 78 proc. To jest bardzo wysoki wskaźnik aktywizacji zawodowej. Dla porównania, jeżeli bierzemy Polaków, to wśród Polaków pracuje tylko 56 proc.
24.08.2022, Spotkanie na Placu Zamkowym w Warszawie z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. N/z: Rafał Trzaskowski. Zdjęcia: Piotr Molecki/East News Warszawa
Kto nie pracuje z tych ludzi?
Nie pracują uchodźczynie, które mają kilkoro dzieci, opiekują się dziećmi ze schorzeniami lub same borykają się z problemami zdrowotnymi. W związku z tym nie są w stanie podjąć pracy na pełny etat, więc szukają zajęcia dorywczego. Niestety, w Polsce często oznacza to brak stabilności – jeśli dziecko zachoruje, taka kobieta może zniknąć na kilka dni, a jeśli sama gorzej się poczuje, nie przyjdzie do pracy.
Pracodawca nie jest zainteresowany – podobnie jak w przypadku wielu Polek – i nie chce dać jej umowy, zatrudniając na czarno. Czy to jej wina? Nie. To wina systemu, w którym wszyscy funkcjonujemy. Sytuacja ta dotyczy nie tylko Ukrainek czy innych migrantów, ale także wielu Polek, które napotykają te same bariery na rynku pracy.
Tyle że o tym się nie mówi. W tej kampanii wyborczej uchodźcy – a wraz z nimi cała społeczność ukraińska – stali się wygodnym celem ataków i kozłem ofiarnym politycznych rozgrywek. Mam jednak nadzieję, że polskie organizacje broniące praw człowieka oraz prawdziwi liderzy polityczni nie pozostaną obojętni i nie pozwolą, by bezbronne ofiary putinowskich zbrodniarzy były cynicznie wykorzystywane do celów wyborczych.
Politycy lekcji nie wyciągnęli. A my, społeczeństwo?
Jesteśmy w trakcie nauki, cały czas się uczymy, ale nie mogę powiedzieć, że wiele się już nauczyliśmy. Mówię i o Polakach, i Ukraińcach. Bo z migracją i generalnie z migrantami jest tak, że z jednej strony muszą być na to przygotowani migranci, ale z drugiej strony musi być też przygotowana strona przyjmująca. Kiedy przyjechałam do Polski w 2009, to w Polsce było mało migrantów i w ogóle obcokrajowców. Teraz jest coraz więcej. Myślę, że my jako polskie społeczeństwo cały czas jesteśmy w trakcie tego, żeby się uczyć ze sobą funkcjonować po prostu i widzieć w tym, że tu jesteśmy, plusy. I właśnie tutaj mi bardzo brakuje w Polsce takiego przywództwa.
Mądrego przywództwa, przykładu?
Brakuje polityków, którzy potrafiliby – i chcieliby – prowadzić merytoryczny dialog oparty na faktach i danych. A prawda jest taka, że Polska na migrantach zyskuje
Niestety, zamiast rzetelnie przedstawiać rzeczywistość, politycy wolą grać na emocjach, sięgać po populistyczne narracje i kierować się wyłącznie słupkami poparcia. Zamiast edukować i budować świadomą debatę, wybierają straszenie społeczeństwa i kreowanie sztucznych problemów, bo to po prostu łatwiejsze.
Koncentrujemy się na kobietach z oczywistych względów - jest ich tu najwięcej. Jeśli mówi się o mężczyznach z Ukrainy, to często krytycznie - jako o tych, którzy schowali się, uciekli przed poborem. Często - "stchórzyli". Co z facetami?
Odpowiedź jest bardzo prosta. I tutaj też są fakty. Ja ukończyłam kierunek nauk ekonomicznych, więc dla mnie wszystko jest bardzo proste i na wszystko mamy fakty i liczby. A fakty i liczby są takie, że do momentu, dopóki rozpoczęła się wojna na pełną skalę, w Polsce już mieszkało około 1,5 miliona Ukraińców. Niemała część to byli mężczyźni, którzy przyjechali tu do pracy, byli to więc migranci zarobkowi, którzy po prostu chcieli utrzymać rodziny. Mieszkają w Polsce 10, 15, 20, 30 lat. Nikt ich wcześniej nie zauważał, ale teraz mężczyzna, który mówi z ukraińskich akcentem, jest podejrzany. Wrócę do liczb.
Proszę.
Od momentu, kiedy się zaczęła wojna na pełną skalę, z Ukrainy wyjechało około 7 milionów osób jako uchodźców. Szacuje się, że ok. 20 proc. z tej grupy to mężczyźni, reszta - kobiety i dzieci. Z kolej ukraińska strona podaje dane, które mówią że wyjechało z Ukrainy i nie wróciło ok.300 tysięcy mężczyzn. Czyli to są te osoby, co złamały prawo. 300 tysięcy w skali 7 mln uchodźców - mniej niż 1%. To świadczy o tym, że szansa, że Ukrainiec, którego widzimy na ulicy, nielegalnie wyjechał z Ukrainy, jest znikoma, tym bardziej, że istnieją konkretne regulacje, kategorie, które determinują, kto może wyjechać z Ukrainy.
Jacy mężczyźni mogą legalnie opuszczać Ukrainę?
Ojcowie trojga lub więcej dzieci. Wyjechać może mężczyzna, który sam jest chory lub choruje ktoś w jego rodzinie - ma wysoki stopień niepełnosprawności czy raka. Lub kiedy w rodzinie jest niepełnosprawność, lub kiedy jest jedynym opiekunem np. dziecka. Jest i kategoria mężczyzn, która ma dokumenty, z których wynika, że nie mogą iść na front. To są duże grupy mężczyzn. Mówienie o nich jako o tych, którzy oszukali, uchylają się od poboru to wpisywanie się w szeroko zakrojoną rosyjską dezinformację. Z drugiej strony nie mówi się o tych, którzy mieszkali w Polsce czy innym kraju przez całe lata, mieli tu pracę, życie, rodzinę, a kiedy wybuchła wojna, rzucili to wszystko i pojechali na front. Jak tylko się zaczęła wojna na pełną skalę, to rzucili wszystko i pojechali do Ukrainy, żeby bronić ojczyzny. Takich mężczyzn mamy setki tysięcy z całego świata. Ale nagonka trwa, byłam świadkiem kilku absurdalnych sytuacji.
Jakich?
Podczas jednego z wydarzeń organizowanych przez naszą fundację obecny był młody mężczyzna, Ukrainiec. Ktoś go agresywnie zapytał: Co ty tu w ogóle robisz? A to był ojciec dziewczynki, który przyjechał do Polski, żeby leczyć córkę, która chorowała na raka. Ze szpitala wyrywał się na demonstracje, żeby pokazać wsparcie ojczyźnie. Inny mężczyzna: przeszedł rosyjską niewolę, później został wymieniony, wrócił do Ukrainy, przeszedł wszystkie komisje i kontrole, został uznany za osobę, która więcej nie może iść na front. Przyjechał do swojej rodziny, która mieszkała w Polsce. I w jednym i w drugim przypadku ani jeden, ani drugi mężczyzna nie chcieli tłumaczyć, dlaczego oni są w Polsce.
My to widzieliśmy, bo my znamy ich historię. Ale te przykłady pokazują, jak niektóre osoby są pochopne w ocenach.
Jak doświadczenie tej agresji, tej wojny - nie pierwsze przecież trudne w historii Ukrainy - zmieniło ten naród, zmieniło was?
Myślę, że przede wszystkim wyzwoliło siłę i determinację do walki, bo kiedy chcą ci zabrać to, co najważniejsze - to, kim jesteś, twoją tożsamość, udowadniając ci, że jesteś nagle Rosjaninem, kiedy od zawsze wiedziałeś, że ty i twoi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie są Ukraińcami - to wyzwala w tobie siłę do walki i nawet, co zresztą Ukraińcy udowodnili swoim przykładem, jesteś gotów za to umierać. Ja nie wiedziałam, że mam tyle siły, nie widziałam, że mając dwójkę malutkich dzieci będę w stanie robić tyle wszystkiego, jak robię dla zwycięstwa Ukrainy. Myślę, że wielu Ukraińców ma podobnie. Przecież w Ukrainie teraz na froncie walczą wszyscy: kobiety, osoby w różnym wieku, różnych zawodów i ci, którzy jeszcze 10 lat temu czy nawet 5 lat temu, czy nawet 3 lata temu absolutnie nie pomyśleliby nawet, że pójdą na front. A dzisiaj to robią, bo rozumieją, dlaczego to robią. Wiemy, że walczymy o swój kraj, wiemy, że walczymy o siebie, przetrwanie i jesteśmy gotowi do tego, żeby płacić za to najwyższą cenę. Na pewno nas to wzmocniło jako naród, na pewno nas to zjednoczyło jako naród i na pewno już komukolwiek na świecie będzie bardzo ciężko podważyć ukraińską tożsamość i to, że Ukraina jest państwem niepodległym. Naszym dzieciom i wnukom będzie już dużo łatwiej zrozumieć, kim są i nie błądzić tak, jak błądziło moje pokolenie i pokolenie moich rodziców.
24.08.2022, Spotkanie na Placu Zamkowym w Warszawie z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. Zdjęcie: Karina Krystosiak/REPORTER
W Ukrainie wzrosła liczba osób, które popierają "kompromis". Chcą, by wojna się skończyła i otwarcie mówią, że trzeba w tyle celu oddać Rosji wschód.
Oczywiście, że są ludzie, którzy tak myślą i wyrażają podobne opinie. Myślę, że to wynika z poczucia rozpaczy i bezsilności. Widzą, jak świat – zwłaszcza kraje partnerskie, które na początku deklarowały wsparcie „aż do zwycięstwa” – stopniowo się wycofuje. Pomoc uchodźcom maleje, dostawy broni słabną, a obietnice wsparcia coraz częściej pozostają tylko słowami. W takiej sytuacji niektórzy czują się porzuceni i dochodzą do punktu, w którym są gotowi zgodzić się na wszystko, byle tylko ta wojna się skończyła.
Partnerzy mogą mówić, mogą udawać zaangażowanie, mogą nawet częściowo pomagać – ale to nie oni płacą najwyższą cenę. To Ukraińcy codziennie chowają swoich bliskich, to Ukraińcom giną córki i synowie, to Ukraińcy od trzech lat żyją pod nieustannym ostrzałem rakiet i bomb. Oni mają prawo czuć się porzuceni przez świat i pytać: A może powinniśmy się poddać?
Są jednak i tacy, którzy wciąż mają determinację do walki i są gotowi walczyć dalej. Pytanie tylko – jak długo Ukraina będzie musiała zmagać się z obecną sytuacją w osamotnieniu? Czy Europa i jej partnerzy, którzy na początku jednoznacznie deklarowali wsparcie do zwycięstwa, rzeczywiście dotrzymają swojego słowa?
Bo jeśli zostawią Ukrainę samą, to nie ma realnych szans, by mogła wygrać z Rosją w pojedynkę. Tak samo jak żadne inne europejskie państwo nie wygrałoby tej wojny w samotności
Jakie są nastroje w Ukrainie po wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich?
Różne. Ludzie zawsze dzielą się na optymistów i pesymistów. Prawdą jest, że za czasów Bidena USA trzymały Ukrainę na takiej kroplówce, która pozwalała się nie poddawać, że nie była na tyle silna, żeby zrobić ofensywę i wygrać. To oczywiście podtrzymywało Ukrainę, ale też nie było w 100 proc. takim rodzajem wsparcia, jakiego Ukraina potrzebowała. Co do Trumpa: to jest jedna wielka niewiadoma.
Bardzo ciężko jest przewidzieć, jak to dalej się potoczy. Najpierw wszyscy napierali na Ukrainę, żeby Ukraina usiadła do rozmów, tylko zapomnieli, że do rozmów potrzeba dwóch stron co najmniej. Mam nadzieję, że już do wszystkim dotarło, ze Putin nie ma zamiaru z nikim rozmawiać. On nie chce żadnego pokoju; pytanie, co świat z tym zrobi. Rosja rozumie tylko język siły. Jeśli nie będziemy silni, to czekamy na Putina w kolejnych krajach europejskich, bo na Ukrainie na pewno się nie zatrzyma. To chyba już każdy rozumie. Tak samo jak mówiliśmy w 2014 roku, że Putin się nie zatrzyma na Krymie, tak samo dzisiaj mówimy, że się nie zatrzyma na Ukrainie.
Kiedy my, uchodźczynie, zaczęłyśmy dyskutować o tym, czy wielomiesięczny brak fizycznej bliskości nie szkodzi organizmowi, okazało się, że niemal każda z nas ma za sobą doświadczenie wizyty u ginekologa, który zamiast fachowej pomocy proponował „dodanie do swojego życia więcej seksu” jako uniwersalnego „lekarstwa” na wszystkie choroby.
„Częściej niż dwa razy w tygodniu - a twój cykl menstruacyjny się poprawi”, "Regularne życie seksualne rozwiąże problemy z bólem skóry i piersi, a jeśli to nie pomoże, po prostu musisz mieć dziecko".
Nawet strona internetowa Ministerstwa Zdrowia Ukrainy stwierdza, że „stymulacja pochwy u kobiet może zablokować przewlekły ból pleców i nóg, zmniejszyć skurcze menstruacyjne, dyskomfort związany z zapaleniem stawów i bóle głowy”. Pojedyncze badanie jest cytowane jako dowód naukowy: mężczyźni, którzy uprawiają seks co najmniej dwa razy w tygodniu, są o połowę mniej narażeni na śmierć z powodu chorób serca niż ci, którzy prowadzą nieregularne życie seksualne. Nie jest więc jasne, kto kogo leczy.
Ginekolog Natalia Leliukh mówi, że kiedyś wytrwale szukała publikacji opartych na dowodach na to, że seks jest dobry dla zdrowia kobiet. Słyszała bowiem takie stwierdzenia od kobiet: „Jedna z moich przyjaciółek spotykała się z mężczyzną dla seksu, nazywając stosunki seksualne 'moimi multiwitaminami'. Cóż, specjalistka również nie znalazła niczego naukowo udowodnionego.
Opierając się na swojej praktyce medycznej i osobistym doświadczeniu, Natalia Leliukh twierdzi, że najgorsze szkody dla zdrowia można wyrządzić, uprawiając seks i nie czerpiąc z niego przyjemności.
Badania naukowe potwierdzają, że wysokiej jakości seks z ukochaną osobą poprawia nastrój, sen, pracę serca, poczucie własnej wartości, a nawet kolor skóry. Wzrasta poziom endorfin i oksytocyny. Czasami regularna satysfakcja seksualna może nawet opóźnić objawy menopauzy.
Jednocześnie nie ma jak dotąd dowodów na to, że abstynencja seksualna ma negatywny wpływ na zdrowie kobiet.
Innymi słowy, bez seksu ciało kobiety nie rozpadnie się, hormony nie zawiodą, a przedwczesna starość nie nadejdzie.
- Szczerze i staroświecko wierzę, że seks polega na zakochaniu się i intymności, a nie na zapobieganiu żylakom i krzywicy” - podsumowuje lekarka
Napięcie możesz rozładować i bez partnera
- „Strasząc kobiety chorobami wynikającymi z braku seksu, niektórzy lekarze próbują zwolnić się z odpowiedzialności” - mówi dziennikarka medyczna, biolog i promotorka zdrowego stylu życia Darka Ozerna - „Zamiast dogłębnej analizy przyczyn problemów zdrowotnych, przerzucają winę na samą kobietę: mówią, że to jej styl życia jest przyczyną. I radzą pilnie szukać partnera „dla zdrowia”, choć sytuacja może wynikać z pewnych przyczyn fizjologicznych”.
Victoria Burgo, ginekolog endokrynolog, jest przekonana, że kobieta może łatwo rozładować napięcie seksualne, jeśli je ma, masturbując się pod nieobecność partnera. I należy to nawet robić, aby napięcie się nie kumulowało.
Inną rzeczą jest to, że relacje z mężczyzną, partnerem, nie polegają na rozładowywaniu napięcia. A kiedy mówimy, że brakuje nam intymności, mamy na myśli głównie czułość, przyjemność z bycia pożądanym i uczucie ciepłego, rodzimego ciała obok nas.
Czynnik wojny i jego wpływ na libido
„Jeśli pytasz mnie o seks, czy za nim tęsknię, to nie” - mówi moja 46-letnia przyjaciółka Kateryna S. Mieszka w Polsce z dwójką dzieci, jej mąż był okupowany, udało mu się stamtąd wydostać dopiero po roku, a teraz pracuje w jednym z najważniejszych przedsiębiorstw w Ukrainie.
Przede wszystkim brakuje jej tego wszystkiego, czym jest małżeństwo: bycia razem, zasypiania w swoich ramionach, „ja mówię, a on słucha”, wieczornych spacerów, wspólnego oglądania filmów, wspólnego gospodarstwa domowego, czułości.
Mężczyznom również tego brakuje, choć rzadziej to wyrażają, mówi Tasya Osadcha, psycholog, psychoterapeuta i doradca seksualny. I często, kiedy mężczyźni mówią, że chcą seksu, mówią też o tym świecie intymności i bliskości, a nie o nagim stosunku.
- Pomyślałabym, że namiętność opadła”, mówi Kateryna, ”ponieważ nie jesteśmy już młodymi kochankami. Nawet po rozstaniu nie wskakujemy od razu do łóżka. Jednak kiedy rozmawiam z moimi przyjaciółmi, którzy są 10-15 lat młodsi ode mnie, czują to samo. Kiedy idziemy na zakupy przed powrotem do domu, żartujemy, że musimy kupić tę uwodzicielską bieliznę, aby założyć ją na „randkę” z mężem. A potem śmiejemy się z siebie - ukraińscy mężczyźni nie są zaskoczeni bielizną.
Problem w tym, że długa rozłąka odciska piętno na intymnej sferze związku.
Kiedy ludzie nie mieszkają ze sobą przez długi czas, chemia, uczucie partnera, zdolność do osiągnięcia szczytu przyjemności podczas stosunku słabną lub zanikają.Potrzeba czasu, aby ponownie się do siebie przyzwyczaić.
Status uchodźcy, żony lub dziewczyny żołnierza jest rzeczywistością dla setek tysięcy ukraińskich kobiet. Zdjęcie: ROMAN PILIPEY/AFP/East News
- Po zdjęciach z Buczy moje libido całkowicie zniknęło, po prostu nie chcę już uprawiać seksu, jakby coś zostało wyłączone. I nie jestem jedyna - słyszę to także od moich przyjaciół” - mówi inna Ukrainka, Jewhenija.
„Jest to naturalna reakcja na silny stres związany ze słuchaniem o zbiorowych gwałtach, codziennych zgonach, ciągłym niebezpieczeństwie i niepewności co do przyszłości.
- Na początku inwazji na pełną skalę powszechne były dwie przeciwstawne reakcje: albo silnie zwiększone pożądanie seksualne, o którym wstyd było mówić, ponieważ „wszystko płonęło, a ja miałam seks tylko w głowie”, albo odwrotnie - gwałtowny i znaczny spadek libido. Aby się podniecić, kobieta potrzebuje poczucia spokoju i bezpieczeństwa, co jest trudne do osiągnięcia w sytuacji wojennej. Istnieją indywidualne osobliwości, ale przeważnie działa to w ten sposób” - mówi Tasya Osadcha.
Jednocześnie ekspertka zwraca uwagę na fakt, że w ciągu trzech lat wojny problemy z libido mogą mieć nie tylko przyczyny psycho-emocjonalne, ale także zależeć od bardzo konkretnych zaburzeń zdrowotnych.
- Depresja, zaburzenia lękowe, dysfunkcje tarczycy, cukrzyca - wszystko to może prowadzić do spadku popędu seksualnego. Warto poddać się badaniom kontrolnym, aby wykluczyć te czynniki lub leczyć zaburzenia.
Ponowne poczucie pożądania
Kobiety, z którymi rozmawiałam, twierdzą, że pragnienie intymności czasami powraca tak nagle i niespodziewanie, jak zniknęło na początku wojny na pełną skalę.
Najczęściej libido skacze w górę, gdy podstawowe codzienne kwestie zostają rozwiązane: znaleziono stabilną pracę, podpisano umowę najmu, nie trzeba myśleć o pieniądzach w każdej minucie i jest miejsce na osobisty komfort i prywatność.
Sport, jogging, spacery, joga i medytacja również pomagają przywrócić pożądanie, ponieważ zmniejszają stres i pomagają uwolnić endorfiny. Nie należy tego lekceważyć.
A kiedy pożądanie powraca, ale niemożliwe jest odwiedzenie partnera, na ratunek przychodzi komunikacja wideo i różne stymulatory seksualne - od ekscytujących słów po użycie wibratora lub womanizera, dzielą się kobiety.
Tasya Osadcha wyjaśnia, że podniecenie jest odruchem warunkowym, który powstaje w odpowiedzi na określone bodźce, ale jeśli nie otrzyma wzmocnienia, z czasem zanika. Żart „co nie działa, zanika” jest całkiem prawdziwy w odniesieniu do sfery intymnej. „Jeśli nie robimy nic, aby aktywować podniecenie seksualne, to naturalne, że libido spada, a nawet zanika” - wyjaśnia Osadcha.
Natura kobiecego podniecenia i orgazmu jest subtelna i kapryśna. Wojna stwarza kobietom jeszcze więcej przeszkód w ujawnianiu swojej zmysłowości. Zmysłowość można jednak zachować nawet podczas wojny, jeśli zadba się o siebie i swoje potrzeby.
Rozmowa z ukochaną osobą zamiast prac domowych
— „Nawet w ośrodkach dla uchodźczyń, akademikach i hostelach są łazienki i prysznice, w których można zachować prywatność” - kontynuuje Tasia Osadcha. „Jeśli kobieta dzieli z kimś przestrzeń, musi uzgodnić to z innymi kobietami w pokoju, aby każda miała czas na prywatność. Jeśli masz dzieci, kiedy są w szkole, z przyjaciółmi lub na spacerze, nie powinnaś chwytać za obowiązki domowe w tych wolnych chwilach. Powinnaś chwycić za telefon, aby spędzić czas ze sobą i swoim partnerem. Lub tylko dla siebie - jest to również przydatne i pomaga przywrócić zmysłowość.
Masturbacja, sexting (wysyłanie intymnych zdjęć, wiadomości o intymnej treści - red.) i zabawki erotyczne to rzeczy, które mogą podtrzymać ogień nawet na odległość.
Ale najważniejsze jest, aby więcej się komunikować. Rozmawiajcie ze sobą o swoich uczuciach, emocjach i codziennych drobiazgach przez telefon, wideo, listy lub wiadomości audio. Śmiejcie się, żartujcie, płaczcie razem. Każdego dnia. Flirtujcie, wspominajcie szczęśliwe chwile i planujcie przyszłe, oglądajcie razem filmy, słuchajcie tej samej muzyki, tańczcie i gotujcie „na odległość”. Utrzymuj więź emocjonalną. Jest to klucz do utrzymania relacji na odległość. To właśnie więź emocjonalna pomaga zmniejszyć poczucie samotności, które jest wrogiem w związku na odległość. Pamiętaj: to tymczasowe, ale musisz przez to przejść. I to właśnie więź emocjonalna wywołuje pasję i energię miłości - nie tylko do partnera, ale do samego życia.
Na zewnątrz robi się ciemno. Podbiegam do okna, by zobaczyć pierwszą gwiazdkę na niebie. Z kuchni dochodzi słodki zapach świeżo upieczonych pączków. Mój tata i dziadek wnoszą stół do salonu. Mała Mi pomaga rozłożyć obrus i talerze. I już migocze pierwsza gwiazdka – zaczyna się Wigilia. Mam 9 lat i wiem, że dziś wieczorem przeżyję coś niesamowitego, coś, na co czekam każdego roku – prawdziwą świąteczną bajkę.
Moja rodzina zawsze obchodziła Boże Narodzenie zgodnie ze wszystkimi tradycjami. I choć mój dziadek wędził najpyszniejszą szynkę na świecie, babcia pilnowała, byśmy skosztowali jej nie wcześniej niż 7 stycznia (według starego kalendarza), bo do wtedy był post.
Na wigilijnym stole zawsze było 12 obowiązkowych bezmięsnych potraw. I było coś magicznego w tym, że cała rodzina, zmęczona gotowaniem i sprzątaniem domu, w końcu zasiadała do świątecznego stołu. Wszyscy rozmawiają, wszyscy są szczęśliwi, spokojni...
Po dobrej kolacji przychodzi czas na kolędy i kolędników, przychodzą sąsiedzi. Wszystko wokół wypełnia atmosfera komfortu i dobrego samopoczucia.
W pewnym momencie moja babcia wyjmuje modlitewnik i śpiewa coś, czego nikt nie zna, ale wszyscy słuchają uważnie, zafascynowani. Możliwość bycia świadkiem tej czystej, autentycznej atmosfery jest wielkim szczęściem, ponieważ ukraińskie Boże Narodzenie i Wigilia są dosłownie przesiąknięte tradycjami i zwyczajami, które prawie niezmienione przetrwały do dnia dzisiejszego: od kutii, 12 potraw i kolęd, po tak pozornie trywialne rzeczy, jak cztery ząbki czosnku na każdym rogu stołu, by chronić przed złymi duchami, oraz porcja kutii pozostawiona na noc dla tych, których już z nami nie ma.
Tak obchodziliśmy Boże Narodzenie w obwodzie lwowskim, gdzie co roku jeździłam na ferie zimowe. Moja druga babcia mieszkała wtedy na Krymie, była etniczną Rosjanką i miała tylko jedną osobę, która łączyła ją z Ukrainą – mojego dziadka.
Ale było coś jeszcze. Przez jakiś czas, na długo przed moim urodzeniem, moja babcia Klarysa, mój dziadek Anatolij, mój ojciec i siostra mieszkali w Czerwonogradzie.
Kiedy moja babcia dostała pracę w tamtejszym domu kultury, poznała nauczycielkę języka ukraińskiego, która otworzyła przed nią, kobietą z Syberii, zupełnie nowy świat ukraińskich świąt, szopek i kolęd.
Teresa z babcią Klarysą
– I tak mnie to zafascynowało, tak spodobał mi się pomysł przedstawienia teatralnego o narodzinach małego Jezusa, że zaczęłam szukać różnych scenariuszy – wspomina babcia.
W następnym roku wystawiła własną szopkę.
Nigdy wcześniej nie myślałam, jakie to niezwykłe, że osoba, która nie miała wcześniej żadnych związków z Ukrainą, przyjechała tu z innego kraju i zakochała się w ukraińskiej kulturze
Kiedy babcia i jej dziadek przeprowadzili się z Galicji na Krym, przywieźli ze sobą zwyczaje obchodzenia Bożego Narodzenia na ukraiński sposób.
Babcia Klarysa pracowała jako bibliotekarka, prowadziła też kluby dla dzieci w lokalnym domu kultury. Mając już doświadczenie w wystawianiu jasełek, zaczęła angażować do nich miejscowe dzieci. Wspomina, że na początku rodzice byli temu przeciwni, ponieważ w szopce występują śmierć i diabeł.
– Nawet się ze mną kłócili, ale potem wszystkim tak się spodobało, że dzieci niemal walczyły o te role – śmieje się.
Chodziły do szkół i sklepów z szopką i śpiewały kolędy. A jeśli nie zdążyły odwiedzić kogoś w wiosce, były niezadowolone.
Tę tradycję podchwycili uczniowie szkół średnich, w końcu jasełka to świetna zabawa! Nawet krymskotatarskie dzieci przyłączyły się do teatralnej opowieści o narodzinach Jezusa Chrystusa. A lata później, po aneksji Krymu, kiedy moi dziadkowie zostali zmuszeni do ucieczki przed rosyjskimi okupantami, krymskotatarska uczennica mojej babci znalazła ją w mediach społecznościowych i podziękowała za doświadczenie ukraińskich świąt Bożego Narodzenia.
Nawiasem mówiąc, to dowód, że chociaż święta mają charakter religijne, nie trzeba być chrześcijaninem, by się nimi cieszyć.
Ja uważam się za ateistkę, więc dla mnie Boże Narodzenie nie jest tak bardzo związane z Synem Bożym, jak z Ukrainą i dziedzictwem, które naprawdę cenię
Obchody Bożego Narodzenia odbywały się również w mojej ukochanej Buczy, gdzie mieszkałem z ojcem i macochą Łesią przed inwazją.
Łesia podjęła się wtedy tytanicznego zadania nauczenia okolicznych dzieci śpiewania kolęd (ta tradycja nie jest tak powszechna w regionie Kijowa). I gdy ci młodzi kolędnicy przychodzili do naszego domu z głośną, wesołą piosenką o dzieciątku Jezus, a nawet życzeniami na święta Bożego Narodzenia, było nam bardzo miło.
Wtedy byłam jeszcze nastolatką i nie do końca rozumiałam sens tego wszystkiego. Wyczerpujące przygotowania do Wigilii wydawały mi się czymś nierozsądnym: wielkie sprzątanie mieszkania, kilka dni gotowania 12 bezmięsnych potraw. I jak prawdziwa nastolatka buntowałam się przeciwko Bożemu Narodzeniu, upierając się, że to przestarzała tradycja, niech umrze! W głębi duszy uwielbiałam jednak nasze święta w Buczy. Każdego roku wielu gości przychodziło do naszego domu na kolędowanie, co dodawało świętom prawdziwego ciepła i powagi. Niektórzy przynosili nawet instrumenty muzyczne, a nasze małe mieszkanie było wypełnione świątecznymi kolędami, aby sąsiedzi wokół nas mogli je usłyszeć.
Przed wojną na Boże Narodzenie zawsze zbierało się wielu najbliższych
Moje jasne Boże Narodzenie w Buczy odebrali mi Rosjanie. Z powodu inwazji od dwóch lat przebywam w Irlandii
Mam 22 lata, mówię płynnie po angielsku, pracuję. Znalazłam przyjaciół wśród Irlandczyków. I właśnie w tych realiach, w których tak łatwo jest zapomnieć o swojej tożsamości, z jakiegoś powodu 3000 kilometrów od domu nagle zapragnęłam zorganizować prawdziwą ukraińską imprezę bożonarodzeniową.
To wcale nie było łatwe, problemy zaczęły się natychmiast. Po pierwsze, w Irlandii nie ma pszenicy na kutię. Ani pszenicy, ani nawet pierogów. Jedynym wyjściem było poszukanie czegoś w polskim sklepie. Ale i to nie jest takie proste, bo najbliższy znajduje się 80 kilometrów od maleńkiego kurortu, w którym zamieszkałam. Musiałam więc znaleźć kogoś, kto mnie tam zawiezie.
– Jak to: nie ma pszenicy? Na pewno? – zapytałam sprzedawcę z niedowierzaniem.
– Przepraszam panią, przed chwilą się skończyła.
No to gugluję: „alternatywa dla pszenicy na kutię”.
Odpowiedź:
„Kasza jęczmienna”.
– Super! To poproszę!
A potem najtrudniejsza część: znaleźć kuchnię. W tamtym czasie mieszkałam w mieszkaniu komunalnym, więc nie miałam ani własnej kuchni, ani nawet dostępu do niej.
Musiałam prosić ukraińskie kucharki, które gotowały dla naszego „hostelu”, by trzymały w zamrażarce moje pierogi i uszka (podobne do małych pierożków, ale z posiekanymi grzybami zamiast nadzienia mięsnego). Grzyby do świątecznego barszczu namoczyłam w stołówce w pracy podczas przerwy, zostawiając przy nich lakoniczną notatkę: „Do not touch. Thank you!”.
Pożyczyłam garnki od irlandzkiego kolegi, a kuchnię „wynajęłam” od pary z Odessy, przyjaciół mojej mamy
Oczywiście kutię musiałam robić późno w nocy, po pracy (dzięki Bogu, Polacy sprzedają gotową masę makową, co pozwoliło mi zaoszczędzić sporo czasu i nerwów). Jakie to szczęście usiąść przy tym świątecznym stole, rozłożyć obrus, położyć owoce mojej ciężkiej pracy na ładnych talerzach. Zrozumiałam to w pełni teraz, kiedy jestem już dorosła i mieszkam w dalekim kraju.
Chcę odzyskać choć odrobinę tego poczucia domowego komfortu i harmonii, jakie zawsze dawało mi Boże Narodzenie.
Świąteczny stół Teresy w Irlandii
W tym roku wszystko jest u mnie inaczej. Wynajmuję własne mieszkanie z przyjaciółmi, więc mam własną kuchnię. Dzielimy mieszkanie z chłopakiem i dziewczyną z Argentyny, którzy nie mają aż takiego sentymentu do Bożego Narodzenia jak Europejczycy.
Jednak moi argentyńscy przyjaciele już zakochali się w pierogach z wiśniami, więc w tym roku pomogli mi zrobić kutię. Nawiasem mówiąc, moi irlandzcy przyjaciele są bardzo zaskoczeni, że w Wigilię nie jemy mięsa – bo wszystkie ich główne dania są mięsne.
Głównym wydarzeniem dla nich jest świąteczne śniadanie, kiedy cała rodzina zbiera się przy stole i rozdzierają „christmas crackers” – kolorowe tekturowe pudełka w kształcie dużych cukierków.
Jedna osoba pociąga za jeden koniec cukierka, druga za drugi – i na zewnątrz wypada niespodzianka, która była w środku. Zawsze jest papierowa korona, którą zakłada się na głowę, a także karteczki z zagadkami i świątecznymi żartami.
Chociaż ta tradycja jest dla mnie dość nietypowa, uważam ją za bardzo zabawną
Zakochałam się w tej osobliwej chwili, kiedy z zabawną koroną na głowie próbuję zrozumieć dowcipy po angielsku, w większości dla mnie nieśmieszne
Jak by jednak przyjemnie nie było, nie mogę (i nie chcę) stać się Irlandką, Angielką czy kimkolwiek innym. Bo nie mogę przestać być Ukrainką – czyli stracić to, co czyni mnie Ukrainką. A to, co czyni mnie Ukrainką, to przede wszystkim pamięć o dziedzictwie moich przodków. Gdyby nie ci odważni ludzie, którzy pielęgnowali tradycje, czasami kosztem własnego życia, kim byłabym teraz? Te tradycje, które próbowano zniszczyć przez wieki. Jak by to było, gdybym zapomniała, jak się robi kutię?
Od dziesięcioleci próbują narzucić nam kosmopolityczną sowiecką kulturę Nowego Roku tylko po to, byśmy zapomnieli o naszej własnej – o naszej tożsamości. A jeśli pozwolę sobie o tym zapomnieć, to kto będzie zwycięzcą?
Miałam szczęście dorastać w rodzinie, w której zwyczaje bożonarodzeniowe były żywe i autentyczne. Dało mi to wiedzę, którą dzielę się i będę dzielić z innymi ludźmi. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla wielu Ukraińców Boże Narodzenie było czymś symbolicznym, czymś niezbyt ważnym. Jeśli czujesz, że tak jest i w twoim przypadku, dowiedz się jak najwięcej o tym, jak obchodzono Boże Narodzenie w przeszłości – w Twojej rodzinie lub regionie. Spróbuj odtworzyć przynajmniej niektóre z tych tradycji w tym roku! Ucz się z dziećmi kolęd, nawet z muzyką.
Niech nasza wspaniała kultura żyje. Bo inaczej po co o nią walczyć?
10 restauracji w Warszawie, gdzie można przywitac Nowy Rok 2025:
1. Impreza dla singli z hitami lat 80. i 90. w klubie Jednorożec
Adres: Czackiego 3/5 Telefon: 533 354 970
Będzie to impreza, która pozwoli nie tylko tańczyć, ale także flirtować, nawiązywać nowe znajomości i mieć niezapomnianą zabawę. Przed uroczystością goście powinni wybrać bransoletkę — czerwoną, zieloną lub niebieską. Czerwony to kolor miłości, jest dla tych, którzy szukają miłości i związków. Zielony dla tych, którzy szukają przygody, a niekoniecznie miłości (kolor zabawy i rozrywki). I niebieski dla tych, którzy w ogóle nie szukają randek. W programie jest dyskoteka, muzyka DJ-ów, wiele niespodzianek i konkursów. Dwa sale muzyczne z odmienną muzyką: na pierwszym — sylwestrowa mieszanka przebojów przeważnie lat 80., 90. i 2000, na drugim mieszanka polskich przebojów.
Cena wstępu — 50 zł
2. Gruzińskie tradycje i muzyka na żywo w restauracji GAGA
31 grudnia od 22:00 do 5 rano następnego dnia spodziewana jest tu zapalająca uroczystość z tańcami gruzińskimi i europejskimi, pysznym jedzeniem, konkursami i prezentami z restauracji. Święty Mikołaj jest obecny w programie świątecznym. Wybierz spośród 2 menu z przekąskami, chaczapuri, kebabami, gorącymi daniami. Świąteczne menu obejmuje sałatkę z języka, phali, różne rodzaje bakłażanów, różne rodzaje kubdari, ziemniaki z boczkiem i domowe, chkmeruli, chahobili, lula z indyka, dolma itp. Każde menu zawiera butelkę szampana, a także butelkę wódki lub wina do wyboru.
Koszt uroczystości wynosi 800 zł od osoby, alkohol jest wliczony w cenę.
3.Inspector Lounge: Nowy Rok w jednej z najbardziej stylowych instytucji w Polsce
Adres: Zielna 37 Telefon: +48793977777
Ta słynna ukraińska restauracja lounge w centrum Warszawy jest najlepszą restauracją w Polsce według VOGUE. A w sylwestra przygotowali tu coś specjalnego dla swoich gości. Obchody Nowego Roku rozpoczną się o 22:30 i zakończy 1 stycznia o godzinie 5 rano. Goście mogą cieszyć się specjalnym programem pokazowym, jasną scenerią, muzyką i wieloma pysznymi daniami. Mianowicie: różnorodne tartaletki, szczególnie z kawiorem z łososia i serem Philadelphia, z czerwoną rybą i guacamole, z pieczoną wołowiną cielęcą i sosem BBQ. Płaskowyż serów, bułek, Olivier z fileta z kaczki, tiramisu itp. Ta restauracja słynie z niesamowitej atmosfery, nienagannej obsługi i pysznej kuchni, dzięki czemu zapewnione są przyjemne wakacje.
Tutaj obiecują CASINO NIGHT pośród blasku i luksusu. Uroczystość odbędzie się w stylu filmów o Jamesie Bondzie. Przygotowywane są występy, które zabiorą Cię do świata tajnych agentów. A restauracja zamieni się w eleganckie kasyno z błyszczącymi żetonami i kartami do gry. Cena zaproszenia obejmuje nieograniczony bar na świeżym powietrzu, bufet, designerskie koktajle i pokazy. Rozrywka: Noworoczne gry i atrakcje, program muzyczny.
Cena wstępu wynosi od 399 do 799 zł od osoby (cena zależy od lokalizacji stołu).
5. Poczęstunek i kręgielnia we włoskiej restauracji Nawona/Arco Club
Adres: Bitwy Warszawskiej 1920, 19 Telefon: 602 414 045
Świąteczna impreza wieczorna LA DOLCE VITA NIGHTz DJ-em, włoskimi hitami, napojami, nieograniczonym jedzeniem i kręgielnią. Zaproszenie obejmuje nieograniczony bufet, stację Live Cooking z daniami włoskimi, strefę fotograficzną, 16 kręgielni i dostęp do wszystkich atrakcji ARCO, bar otwarty. Menu obejmuje bułki z pstrąga, wędzony dziki łosoś w soli morskiej z kaparami, szalotką i ogórkiem, trufle z koziego sera, mini hamburgery, tiramisu, canoli, włoskie mięso i krojenie. Gotowanie na żywo przygotuje małże w sosie szampańskim z chili i imbirem, focaccia na ziołach i ravioli z tradycyjnymi sosami i parmezanem.
Kolejna wspaniała gruzińska restauracja, w której w sylwestra do 6.00 rano będą gruzińskie tradycyjne tańce, muzyka na żywo i jedna z najsmaczniejszych kuchni na świecie.
Kolejna instytucja Ukraińców, w której będą obchodzić Nowy Rok do 6 rano 1 stycznia. Canoe Lounge jest znany wśród młodzieży warszawskiej z jasnego pokazu kabaretowego i jest uważany za jeden z najmodniejszych lokali w stolicy. Jest przestronny, jest kilka sal. Organizatorzy nie ujawnili jeszcze wszystkich tajemnic świątecznego programu. Z jedzenia oferują bułki i sushi, różne bruschetki, futro z łososia, język cielęcy Olivier, tartaletki jamon i persimmon, a także tartaletki z pasztetem z wątróbki drobiowej i dżemem malinowym.
Koszt uroczystości to 799 zł od osoby.
8. Piętro nr 2: noc Bollywood i widok na centrum Warszawy
Prezydencki hotel obiecuje atmosferę Bollywood i sylwestra w rytmach muzyki orientalnej. To egzotyczne wakacje nie potrwają długo - od 20.00 wieczorem do 2 rano. Cena biletu obejmuje kolację w formie bufetu, paczkę napojów alkoholowych i bezalkoholowych, w tym kieliszek szampana o północy. Jest to wykwintna restauracja z widokiem na centrum miasta i Pałac Kultury (a zatem widoczne będą fajerwerki), stoły znajdują się w niewielkiej odległości od siebie - idealnie nadaje się więc na romantyczną kolację noworoczną. Za opłatą można zarezerwować pokój w hotelu po uroczystości.
W tej instytucji obiecują Nowy Rok pełen fontann energii i nowoczesnej muzyki.
DJ Matush i wokalista Jacob A. zadbają o dobry nastrój i atmosferę na parkiecie tanecznym. O północy oferowany jest również bufet, pakiet alkoholi premium, napoje bezalkoholowe i kieliszek szampana.
Koszt: 1490 zł od osoby przy dowolnym stole, 1650 zł za osobę za stół z widokiem i 1790 zł za osobę za stół przy oknie.
10. Świętowanie w stylu ukraińskim
Jeśli chcesz świętować Nowy Rok w ukraińskich tradycjach, z rodzimymi potrawami na stole, narodowym wnętrzem i zapalającą muzyką, zalecamy zwrócenie uwagi na restauracje Blisko miasta Siostrna ul. Złota, 63, oraz Dom w pobliżu Siostrna ul. Grójecka, 186.
Te restauracje nie działają w sylwestra, ale przyjmują zamówienia na organizowanie świątecznych imprez firmowych i bankietów. Istnieje specjalne menu bankietowe z daniami kuchni ukraińskiej, a wnętrze i atmosfera są tutaj w stylu ukraińskiego domu: z ręcznikami, haftowanymi obrazami i kelnerami chodzą w stroju narodowym. To świetne miejsca na spotkanie z kolegami i przyjaciółmi, śpiewanie naszych piosenek i delektowanie się prawdziwym kotletem kijowskim, pysznym barszczem ze smalcem i pączkami, tradycyjną rzepką mięsną, pierogami z wiśniami itp.
Tradycyjnie co roku na początku stycznia organizowane jest również święto dla Ukraińców Dom Ukraińskiw Warszawie. Zwykle jest to wspólna kolacja poświęcona zakończeniu świąt Bożego Narodzenia. Na uczestników czeka świąteczny stół, kolędy i występy ukraińskich grup muzycznych. W ubiegłym roku uroczystość odbyła się w siedzibie Teatru Nowego w Warszawie. Aby dowiedzieć się, co wydarzy się w tym roku, śledź sieci społecznościowe Ukraińskiego Domu.
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą.
Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Prawdę trudno zaakceptować – ale kłamstwa trudniej
Mieszkam w Polsce z prawie sześcioletnim synem. Kiedy uciekaliśmy przed wojną, miał trzy lata. Pomimo ogromnego stresu i strachu, starałam się nie pozwolić mu poczuć przerażenia, które mnie ogarnęło. Powiedziałam mu, że jedziemy na wycieczkę w piękne miejsce. Był zaskoczony, że jedziemy bez taty.
Mój mąż od początku miał świetne relacje z synem, rozpieszczał go i poświęcał mu każdą wolną chwilę. Wytłumaczyłam synkowi, że tata musi zostać, bo nie ma wakacji, ale gdy będzie miał, to do nas dołączy. Pamiętam, że za każdym razem gdy dzwonił dzwonek do drzwi, podskakiwał, krzyczał: „tata!” i biegł otworzyć. I za każdym razem był bardzo rozczarowany.
Bo gdyby mnie kochał, toby do mnie przyszedł
Mieszkamy w okolicy, w której osiedliło się wielu Ukraińców. Nie miałam przyjaciół w Polsce, więc osiedlenie się w tym miejscu było najlepszą opcją. Są tu też ukraińskie rodziny, które zdecydowały się zamieszkać w Polsce jeszcze przed wojną. Mój syn bawi się z kolegami na podwórku i odwiedza ich.
Rodzice jego przyjaciół mówią mi, że jest bardziej zainteresowany rozmową z ich ojcami niż zabawą. Raz nawet zapytał jednego z tych ojców, czy ten mógłby być jego tatą. Mój syn polubił go, ponieważ grał z nim i swoim synem w piłkę nożną i zabierał ich na plac zabaw. Dzieciak był zachwycony, gdy mógł trzymać swojego starszego przyjaciela za rękę lub usiąść mu na kolanach.
Bardzo tęskni za swoim ojcem. Oczywiście były też pytania o to, czy tata już go nie kocha. „Bo gdyby kochał, przyszedłby do mnie”. Nie mogę już dłużej ukrywać przed synem, że nieobecność ojca nie była wyborem, ale wymuszoną konsekwencją wojny.
Tata niby jest, ale jakby go nie było
Ustaliliśmy z mężem, że będzie rozmawiał z synem przez telefon przynajmniej raz w tygodniu. Czasami przerwy są dłuższe, ale się staramy. Mój syn zawsze cieszy się na te rozmowy, opowiada tacie, co robi, pokazuje mu, co zbudował z klocków, i pyta, kiedy tata przyjedzie do domu.
Niedawno poszliśmy na plac zabaw, byli tam również jego koledzy i ich rodzice. Kiedy mój syn pobiegł do ławki, by napić się wody, powiedział, że chciałby, żeby jego tata też tam był, a nie tylko rozmawiał z nim przez telefon. Rozumiem jego żal, bo prawie połowę swojego krótkiego życia spędził z ojcem, który wydaje się być obecny, ale jednocześnie go nie ma.
Mam wiele wątpliwości. Czy taka rozłąka nie zniszczy więzi syna z ojcem? Czy po takim czasie ich relacja wciąż może być normalna? A może będą musieli uczyć się siebie od nowa?
Boję się też, że gdy wojna się skończy (mam nadzieję, że już niedługo), mężowi trudno będzie odnaleźć się w domu w tych ekstremalnie trudnych warunkach. W końcu tyle się mówi o zespole stresu pourazowego, a pobyt na froncie jest jedną z głównych przyczyn tego syndromu.
Mój mąż zapewnia mnie, że za nami tęskni, kocha nas i chce być z nami jak najszybciej. I to mnie bardzo cieszy, ale gdzieś w środku mam obawy. Może niepotrzebnie się zamartwiam, ale widzę, jak mój syn cierpi i jak bardzo jest zmęczony posiadaniem taty, który istnieje tylko w jego telefonie...
przestań, proszę, ukrywać przed synem, że brak ojca to nie wybór, a przymus wywołany wojną.
Rozumiem, że chciałaś chronić go, gdy przyjechałaś do Polski, bo miał wtedy trzy lata. Ale teraz ma sześć lat, widzi inne dzieci, które mają ojców – i nie rozumie, gdzie jest jego tata i kiedy wróci.
Rozłąka wpływa na relacje, lecz nie jest wyborem
Między ojcem a synem istnieje silna więź, a chłopiec bardzo potrzebuje tego kontaktu. Z pewnością trudno mu zrozumieć, że nie może rozmawiać z ojcem codziennie, jak inne dzieci. Ale ważne jest, aby powiedzieć mu prawdę, ponieważ dzieci dużo rozumieją i często są w stanie odczuwać nasze emocje. Separacja wpływa na relacje, ale ta separacja nie była z wyboru. Była spowodowana wojną.
Kiedy Pani mąż przyjedzie do Polski i dołączy do Pani i syna, z pewnością będzie potrzebował czasu, by odnaleźć się w nowym miejscu i być z rodziną tu i teraz, w obcym kraju, mając w pamięci obrazy z wojny.
Wojna odciska piętno na ludzkiej psychice
Jesteście rodziną, a Wasza więź jest silna. Tak, Pani mąż może mieć problemy z przystosowaniem się do sytuacji, kiedy zobaczy syna po kilku latach i będą mieli wiele do nadrobienia.
Wojna odciska piętno na ludzkiej psychice, to nieuniknione. Zachęcam Pani męża do rozmowy z psychologiem po przyjeździe. Pomoże mu to zaadaptować się w nowym miejscu, uporać się z wieloma trudnymi uczuciami związanymi z wojną i rozłąką. I odnaleźć się na nowo w roli ojca sześcioletniego chłopca, który bardzo go potrzebuje.