<frame>Tylko 49 proc. ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, które z powodu wojny żyją w Polsce, uczęszcza do polskich szkół. A powinne do nich chodzić, żeby nie mieć wyrwy w edukacyjnym życiorysie i integrować się w polskim społeczeństwie. One jednak wolą uczyć się online w ukraińskich szkołach, bo w polskich czują się zagubione. Często są w kiepskiej formie psychicznej, nie znają wystarczająco dobrze polskiego, program szkolny nie jest przystosowany do ich poziomu wiedzy. Bywa, że padają ofiarami rówieśniczej przemocy. Czego potrzebujemy, żeby zachęcić dzieci do nauki w szkołach stacjonarnych? Jakie zmiany wprowadzić w modelu nauczania, jak pracować z dziećmi polskimi i ukraińskimi, żeby się integrowały? W redakcji sestry.eu wiemy, że to jeden z najważniejszych problemów uchodźczych i dlatego stworzyłyśmy cykl Szkoła bez domu. Opisujemy w nim kondycję naszych dzieci, polskie szkoły, współpracę ukraińskiego rządu z polskim. Sięgamy po dobre wzorce, rozmawiamy z nauczycielami, psychologami i urzędnikami. Jeśli masz problem z dzieckiem w szkole, wiesz, jak rozwiązać problem, jesteś rodzicem, nauczycielem, ekspertem – napisz do nas: redakcja@sestry.eu Jesteśmy dla Was. <frame>
Kiedy ponad dwa lata temu, w lutym 2022 roku, do Polski zaczęły przyjeżdżać ukraińskie kobiety z dziećmi, sytuacja - także ta związana z edukacją dzieci - była nagła. Awaryjna. Po dwóch latach już awaryjna nie jest, nie jest też tymczasowa. A jednak mimo to brakuje rozwiązań, procedur i narzędzi, które pozwoliłyby dobrze opiekować się dziećmi i młodzieżą z Ukrainy. Z systemy edukacji zniknęło ponad 100 tysięcy dzieci. To, delikatnie mówiąc, alarmujące.
Rzeczywiście, wiele dzieci - tysiące dzieci - wypadło z systemu, i to trzeba naprawić. Ale też nie jest tak, że one zupełnie zniknęły, bo ich sytuację monitorują rozmaite organizacje pozarządowe oraz powinny monitorować Ośrodki Pomocy Społecznej. Natomiast już na początku wybuchu wojny uważałam i mówiłam to wielokrotnie, że w tej sytuacji, w której do nas dzieci z Ukrainy przyjechały, edukacja nie była priorytetem.
Dlaczego?
Dlatego, że przede wszystkim to nie była jedna, homogeniczna grupa. Nie, przyjechały i dzieci, które mieszkały w zachodniej Ukrainie, blisko granicy z Polską, które owszem, wyjechały z powodu wojny, ale jednak w ich przypadku była to nieco inna zmiana miejsca zamieszkania, i te, które przyjechały z frontu. Które dosłownie uciekły przed bombami. Były inne, ważniejsze potrzeby - zaadresowanie tego kryzysu, a nie posyłanie na lekcje geografii czy matematyki. Teraz nie tylko mamy dzieci, których brakuje w systemie, ale i ludzi, którzy są zmęczeni pomocą. Oraz osamotnionych nauczycieli.
Z ostatniego sondażu wynika, że o ile większość Polaków i Polek wciąż popiera wspieranie Ukrainy, to prawie połowa uważa, że ta pomoc powinna odbywać się poza granicami Polski. To ogromna zmiana, która przekłada się w oczywisty sposób, także na dzieci.
Początkowo społeczeństwo bardzo angażowało się w pomoc, z czasem ta gotowość wygasa - to naturalne, zbadane, opisane zjawisko faz reakcji społecznej na katastrofę. Pierwszym etapem jest faza heroiczna, zwiększa się solidarność, aż dochodzimy do tzw. miesiąca miodowego, gdzie wsparcie i pomoc płynie strumieniami. Potem stopniowo pojawia się zmęczenie, wypalenie, obawa, wycofanie wsparcia- to faza tzw. utraty złudzeń.
To się dzieje w każdym kraju, w każdej społeczności, której dotyka kataklizm, przyjmowanie uchodźców czy klęska żywiołowa. Moje pytanie brzmi natomiast: skoro wiemy, że tak to wygląda z punktu nauki, to dlaczego nie mamy na to gotowych rozwiązań?
Była mobilizacja, teraz jest pewna normalizacja i stagnacja - i tu nam brakuje narzędzi, aby przejść do fazy rekonstrukcji, czyli sytuacji, w której życie obywateli i osób dotkniętych kryzysem się normalizuje. Społeczeństwo, wyczerpane pomocą, mam tu na myśli także, a może przede wszystkim, organizacje pozarządowe, nie dostało oprócz braw żadnego wsparcia. Żadnego. Łatwo się wypalić w roli osoby, która niesie pomoc, która codziennie obserwuje ludzkie dramaty, widzi matki oddzielone od rodziny, osamotnione dzieci, tragedie całych rodzin. A jednak nikt o tych ludziach nie pomyślał.
Koszty pomocy ponosili sami?
Psychologowie i inni specjaliści zobligowani są do superwizji (często finansowanej z własnej kieszeni), ale ludzie dobrej woli nie mają dostępu do superwizji i wsparcia dla siebie. I specjaliści działający na rzecz wsparcia Ukraińców i pracownicy NGO i pozostali obywatele, jeśli chcieli pomocy, musieli i wciąż muszą szukać jej na własną rękę. A to też kosztowne. Koszta są duże, wojna trwa, ludzie są zmęczeni. Część pomagających cierpi na traumę zastępczą w wyniku niesienia pomocy lub wyczerpanie empatią, nie mają już siły pomagać.
Kampanie wyborcze nie pomogły.
Przeciwnie, żerowały na uprzedzeniach, resentymentach i obawach, a ponieważ jako społeczeństwo jesteśmy niedoinformowani, te nasiona padały na podatny grunt, co powodowało, że pojawiały się wątpliwości, czy to nasze zaangażowanie ma sens i czy w ogóle jest konieczność wymyślania jakichkolwiek dodatkowych programów dla uchodźców. Jeśli przeanalizujemy badania naukowe robione na przykład w Niemczech czy Francji, krajach, które bardzo dużo przyjmowały do siebie obcokrajowców, to zobaczymy, że najistotniejsze to mieć sprawdzone programy, które umożliwiają nie tylko zaspokojenie podstawowych potrzeb osób w kryzysie, ale także asymilację i integrację społeczną.
Co wydarzyło się w Polsce?
Na samym początku wojny za główny cel przyjęliśmy integrowanie środowisk. Pamiętam, jak alarmowałam wtedy, żeby tego nie robić. Oni ledwo do nas przybyli, a my tu organizujemy jakieś integracyjne spotkania. To nie był czas na to, wtedy był czas na zaspokojenie potrzeb bezpieczeństwa, dachu nad głową, pożywienia i środków na życie. Dostarczenie wsparcia specjalistycznego, jeśli uchodzący by tego potrzebowali. Natomiast po czasie zaspakajania tych podstawowych potrzeb nadchodzi czas na działania asymilacyjne i integracyjne, na włączanie dzieci do systemu edukacji, a dorosłych do programów aktywizacji zawodowo-społecznej.
Czyli jakich dokładnie?
Powinny powstać programy, które budują integrację społeczną z osobami uchodzącymi przed wojną, a które chcą u nas pozostać i nie mogą wrócić jeszcze do swojego kraju. Powinniśmy stworzyć kampanię informującą, kim jest uchodźca, a kim emigrant, co to jest ochrona międzynarodowa, jakie są nasze zobowiązania wynikające z bycia członkiem Unii Europejskiej czy ONZ. Chodzi o to, żebyśmy nie nadawali złych intencji, potrafili utrzymać pewien poziom życzliwości do siebie, sympatii, empatii. A to niełatwe w sytuacji, w której większość z nas odczuwa frustracje związaną z kosztami życia, inflacją, niedostatkiem, koniecznością wiązania końca z końcem. Pojawiają się więc myśli, podsycane umiejętnie przez niektórych polityków, że Ukraińcy dostają 800 plus, mieszkania, jakieś zasiłki, a ty, Polaku, musisz się na to wszystko napracować.
Przy czym jest to, oczywiście, fałszywa narracja, bo obecność Ukraińców w kraju Polsce się opłaca. Ale te wiadomości nie przebijają się do mainstreamu
Za to czytamy o tym, że zabierają oni miejsca pracy i miejsca w przedszkolach. To też nieprawda, ale prawdą jest, że nie umiemy w pełni wykorzystać potencjału tych ludzi. W dodatku jeśli mam być szczera, to jesteśmy jako społeczeństwo trochę hipokrytami, bo z jednej strony narzekamy na Ukraińców, ale panią do gotowania i sprzątania chętnie zatrudnimy, bo jej usługi są tańsze, a w dodatku - zbyt często - nieopodatkowane.
No dobrze, ale wróćmy do szkoły.
Nigdy od tego tematu nie odeszłyśmy, już tłumaczę, dlaczego. W takich domach, w takim systemie, są nasze dzieci, które potem w szkole czy przedszkolu powtarzają to, co słyszą w domu, obserwują, sprawdzają czy tak faktycznie jest, jak mówi mama i tata. Bo dzieci uczą się, obserwując dorosłych. Często z tego powodu nie chcą lub nie potrafią nawiązać relacji, przyjąć dzieci z Ukrainy do grup rówieśniczych. Tolerują je, akceptują, ale często trudno mówić o pełnej przynależności czy przyjaźni. W dodatku nie wiedzą, jak długo te dzieci zostaną - czy zaraz wyjadą, czy pobędą jeszcze miesiąc, czy wrócą po wakacjach. To powoduje, że nie chcą/nie potrafią, nawet nieświadomie, inwestować w taką przyjaźń, dlatego trudno o głębsze więzi. Oczywiście są też takie miejsca (szkoły), w których o te relacje z należytą starannością zadbali dyrektorzy, nauczyciele czy rodzice i chylę im za to czoła, ale nadal są one wyjątkiem.
Co więc zrobić?
Są takie czynniki zewnętrzne, na które dużego wpływu nie mamy np. na to jak długa ta wojna będzie trwać. Są też takie, na które wpływ mamy. Chodzi tu o stworzenie takich strategii, takich programów, szczególnie tych profilaktycznych na terenie szkół, które będą dbały przede wszystkim o pierwszą pomoc psychologiczną. I my jako Fundacja Unaweza, myśląc o tym, jak moglibyśmy wesprzeć szkoły, chcieliśmy stworzyć taki program, który będzie przede wszystkim prosty w obsłudze dla nauczyciela, a zarazem skuteczny i interesujący dla ucznia. Taki program, który krok po kroku poprowadzi nauczyciela w realizacji danej lekcji, da mu konkretną wiedzą poprzez eksperckie szkolenia, a także bieżące wsparcie koordynatorek wojewódzkich, aby nauczyciel nie pozostawał z tym programem sam. Program, który po prostu mówi co robić, czego nie robić, jak to robić.
Co robić, czego nie robić, jak robić?
Przede wszystkim wzmacniać wszystkie potrzeby dzieciaków, niezależnie od ich płci, pochodzenia, religii, orientacji psychoseksualnej. Dlatego nasz program jest bardzo neutralny kulturowo.
Przygotowując program braliście pod uwagę te setki tysięcy ukraińskich dzieci?
Braliśmy pod uwagę wszystkie dzieci. To program realizujący założenia profilaktyki uniwersalnej, nie selektywnej, zatem skierowany jest też do dzieci i młodzieży z różnymi doświadczeniami. Jeśli program i zajęcia w jego ramach są po prostu dla wszystkich dzieci, daje to możliwość skuteczniejszej integracji. Pokazujemy, że wszystkie dzieci są na równi ze sobą, nikogo nie wyróżniamy. Każdy powinien nauczyć się, jak komunikować swoje potrzeby emocjonalne, jak prosić o pomoc, jak korzystać z tej pierwszej pomocy psychologicznej. Jednocześnie szkolimy nauczycieli prowadzących zajęcia, jak tej pierwszej pomocy psychologicznej udzielać. Mamy taką wizję, że chcielibyśmy całą Polskę przeszkolić w pierwszej pomocy psychologicznej.
Dlaczego to takie ważne?
Dlatego, że pozwala zauważyć problem u dziecka zanim dziecko będzie wymagało specjalistycznej pomocy, a jeśli taka będzie potrzebna, organizuje wsparcie dziecku adekwatnie do potrzeb. Pamiętajmy, że nie każdy kryzys dziecka od razu trzeba zabezpieczać interwencyjnie. Czasami dziecko potrzebuje zwyczajnie powiedzieć, że się boi, ma jakiś kłopot, czuje niepokój. Potrzebuje pogadać z kimś, może niekoniecznie z rodzicem czy opiekunem.
Nasz program przygotowuje do takiej roli nauczycieli, a dzieci uczy jak właściwie rozpoznawać swoje emocje, jak je odczytywać w swoim ciele, co one komunikują
Czym one są? O potrzebach uczymy tak, by dzieci i nauczyciele wiedzieli, jak rozróżniać potrzeby od strategii zaspokajania potrzeb lub zachcianek. Następnym krokiem jest uczenie czym są granice. Wszelakie granice, czyli emocjonalne, fizyczne, duchowe czy intelektualne oraz jak komunikować te granice i co robić, kiedy te granice są przekraczane. Następnie przygotowujemy dzieci do tego jak komunikować swój problem, gdzie szukać wsparcia, jak poprosić o pomoc. Wszystko to dzieje się w pierwszym półroczu. Cel jest taki, że po tym czasie dziecko już rozumie, co się z nim dzieje, do kogo pójść, jakiego komunikatu użyć, żeby dać znać dorosłym, że coś jest nie tak, że potrzebne jest zaspokojenie konkretnej potrzeby, albo, że ktoś je krzywdzi, rani. Konkretnie, praktycznie, bo często tego typu programy pełne są frazesów. A frazesy nie działają. Ten program jest mówieniem wprost co mówić, czego nie mówić. Tak samo dla nauczyciela, tak samo dla dziecka i jego rodzica.
Na przykład?
Na przykład w lekcji 4 dla klas 4-6; 7-8 i ponadpodstawowych zamieściliśmy instrukcję jak komunikować potrzebę pomocy opracowaną przez Nastoletni Azyl zatytułowaną "POMOC":
P – POSZUKAJ ZAUFANEJ OSOBY
Znajdź zaufaną osobę, taką jak: rodzic, babcia, ciocia, przyjaciel, ulubiony nauczyciel, pedagog szkolny, psycholog szkolny lub wychowawca, do której możesz się zwrócić. Może to być ktoś, kto wydaje ci się wyrozumiały i gotowy do wysłuchania.
O – ODWAGA TO PIERWSZY KROK
Wykorzystaj sprzyjający moment, by porozmawiać z kimś o swoim problemie lub umówić się na rozmowę. Uznaj niepokój, który czujesz w związku z planowaną rozmową. Pozwól go sobie mocno poczuć, a następnie skup się na pragnieniu zainicjowania rozmowy. Pozwól, aby te dwa uczucia przenikały się i rozbudziły Twoja odwagę.
M – MÓW TO, CO CZUJESZ
Jeśli nie jesteś pewien/pewna, jak rozpocząć rozmowę, możesz powiedzieć: „Chciałbym/-łabym porozmawiać z tobą o czymś ważnym. Czuję się ostatnio bardzo przygnębiony/-na, przeżywam trudności i potrzebuję wsparcia”. Możesz tę rozmowę zacząć metodą karteczki, tzn. zapisać powyższe przykładowe komunikaty na karteczce i podać ją zaufanej osobie. Ta metoda jest przydatna dla osób, którym trudno zacząć rozmowę. Opowiedz osobie, z którą rozmawiasz, o swoich uczuciach i o tym, co cię niepokoi. Możesz powiedzieć: „Czuję się smutny/-na, niepokoję się o swoje zdrowie psychiczne i potrzebuję pomocy, aby z tym sobie poradzić”.
O – OTWARCIE I SZCZERZE
Pamiętaj, że ważne jest, aby być szczerym i otwartym w trakcie rozmowy. Jeśli Twoje uczucia podpowiadają Ci w trakcie rozmowy, że jednak nie czujesz się bezpiecznie, to zawsze możesz ją przerwać, wycofać się i poszukać pomocy gdzie indziej.
C – CZAS NA WSPARCIE
Powiedz osobie, z którą rozmawiasz, że potrzebujesz wsparcia i pomocy w znalezieniu odpowiednich rozwiązań. Możesz zapytać: „Czy możesz mi pomóc w znalezieniu profesjonalnej pomocy?”, „Nie potrafię powiedzieć o tym rodzicom. Czy mógłby Pan/mogłaby Pani to zrobić?”, „Czy pomożesz mi się umówić na wizytę?”.
Co jeszcze znalazło się w programie?
Następne półrocze poświęcone jest higienie cyfrowej i bezpieczeństwu w sieci, ale podane kompletnie inaczej niż zazwyczaj. My dzieci nie straszymy, nie mówimy: "Nie wolno ci tyle korzystać", "zabiorę ci telefon", "szlaban na gry". My mówimy: Internet jest częścią naszego świata, środowiskiem, w którym się poruszamy. Zwiększamy pewną świadomość tego, że dzieci mogą same uznać i ustalić, czego jest u nich za dużo, czego powinno być więcej, czego mniej. Zachęcamy w ramach tego programu do wspólnych projektów i zadań, w których dzieciaki trenują nowe kompetencje - takie, które wybiorą, a nie te, które my im chcemy narzucić, bo dzieci świetnie umieją robić research i pewne zjawiska diagnozować. Trzeba im zaufać. Całość jest holistyczną opowieścią o tym, że nasze emocje, nasza emocjonalność, nasza równowaga psychiczna zależy od wielu obszarów: jak sen, zdrowy styl odżywiania, ruch, wspierające relacje społeczne czy też dobra wiedza. Bo to wszystko ma wpływ na nasz dobrostan.
Kluczem jest to, że nauczyciel nie przemawia ex katedra, ale jest bardziej moderatorem i partnerem, który czuwa, a nie instruuje
Czy rodzice również są włączeni w program?
Przygotowaliśmy program wsparcia dla rodziców, który zawiera cykl filmów i webinarów przygotowanych przez ekspertów z dziedziny psychologii, psychiatrii, a także przez samych Młodych.
W tworzeniu programów wsparcia kierowanych do osób uchodzących przed wojną pamiętać należy, że mają one dodawać im mocy i sprawczości, a nie ją odbierać. Osoby, które straciły dach nad głową, nie mogą latami czuć się zależne od pomocy innych. Naszym zadaniem jest przywracanie im samodzielności, niezależności i wolności. Bardzo łatwo jest w takiej sytuacji pomylić pomoc systemową z systemową przemocą. Moim zdaniem nie chodzi o to, aby wstrzymywać dzielenie się posiadanymi zasobami, a o to, aby rozdzielać je i dostarczać adekwatnie do potrzeb. Jesteśmy ojcami i matkami praw dziecka na świecie, to wywołuje w nas odpowiedzialność za wszystkie dzieci, które mieszkają w naszym kraju lub które do nas uciekają. Nie może być tak, że tak wiele dzieci nie korzysta z prawa do nauki, nie może skorzystać z tworzenia relacji rówieśniczych czy właściwej opieki medycznej, że tak wiele dzieci nadal doświadcza przemocy czy umiera na wschodniej granicy naszego kraju. To nasz społeczny obowiązek, aby dać tym dzieciom wszystko czego potrzebują bez żadnych kompromisów i wymówek.
Justyna Żukowska-Gołębiewska - psycholożka, psychotraumatolożoka, absolwentka Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, na kierunku psychologia kliniczna. Absolwentka studiów podyplomowych min. z psychotraumatologii, zarządzania oświatą i przygotowania pedagogicznego oraz wielu szkoleń z zakresu psychologii i psychoterapii w tym Studium Integracyjnej Terapii osób po traumie oraz całościowego szkolenia certyfikującego I i II stopnia Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach. Ukończyła także Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie w Niebieskiej Linii oraz Studium Interwencji Kryzysowej i Studium Terapii Uzależnień. Mediatorka w sprawach rodzinnych, terapeutka rodzin i dzieci.
Główna koordynatorka programu profilaktycznego „Godzina dla MŁODYCH GŁÓW” realizowanego w ramach projektu „MŁODE GŁOWY. Otwarcie o zdrowiu psychicznym” fundacji UNAWEZA. Koordynatorka koalicji na rzecz MŁODYCH GŁÓW przy fundacji UNAWEZA.
Wspiera dzieci i młodzież zagrożone wykluczeniem społecznym szczególnie w obszarze kryzysu w rodzinie: stresu mniejszościowego, traumy prostej i złożonej, rozstania rodziców, przemocy poseparacyjnej, przemocy wobec dziecka (w tym rówieśniczej), przemocy wobec osoby z niepełnosprawnością i chorobą przewlekłą oraz kryzysu psychicznego. Prowadzi szkolenia w zakresie Umiejętności i Kompetencji Rodzicielskich oraz szkolenia specjalistyczne nt. interwencji kryzysowej w sytuacji przemocy czy zagrożenia suicydalnego, pomocy psychologicznej osób po doświadczeniu traumy. Zaangażowana społeczniczka na rzecz poprawy jakości życia dzieci w sytuacji szeroko pojętego kryzysu rodziny, zaangażowana w promowanie odpowiedzialnego rodzicielstwa.
Dziennikarka, redaktorka, pisarka. Publikuje w „Wysokich Obcasach”, „Przeglądzie”, OKO.press. W pracy reporterskiej zajmuje się prawami kobiet w kontekście politycznym i społecznym, pisze o systemowym wypychaniu kobiet poza margines. Zrobiła to m.in. w książce „Poddaję się. Reportaże o polskich muzułmankach” oraz ostatnio w „Znikając. Reportaże o polskich matkach”
zdjęcie: Bartek Syta
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!