Exclusive
20
min

"Prawdziwy dom to własny dom". Jak ukraińskie dzieci czują się w Polsce

Spośród prawie miliona obywateli Ukrainy, którzy otrzymali azyl w Polsce, ponad jedna trzecia to dzieci poniżej 18. roku życia. Fundacje zajmujące się ich ochroną postanowiły dowiedzieć się, do jakiego stopnia ukraińskie dzieci są zintegrowane

Olga Gembik

Ukraińskie rodziny na dworcu kolejowym we Lwowie. 12 marca 2022 r. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

W polskich szkołach uczy się obecnie ponad 286 tysięcy ukraińskich dzieci, z których prawie dwie trzecie przybyło do Polski wraz z rozpoczęciem inwazji Rosji na Ukrainę. Znacznie więcej dzieci uczęszcza na zajęcia w ukraińskich placówkach edukacyjnych w Polsce, a także uczy się online. Jednak od 170 do 200 tysięcy ukraińskich dzieci nie uczęszcza do polskich szkół. Aby zrozumieć ich obawy i to, jakiej jakiej potrzebują, UNICEF wraz z Plan International i Save the Children przeprowadził badanie i opublikował raport oparty na głosach i opiniach ponad stu dzieci z Ukrainy i Polski. Wszyscy respondenci są w wieku od 8 do 17 lat i mieszkają w Warszawie, Wrocławiu i Krakowie. Sestry rozmawiały z Olgą Jabłońską, menedżerką ds. komunikacji i rzecznictwa w Save the Children Polska o sytuacji ukraińskich dzieci w Polsce.

Olga Gembik: Polska, udzielając schronienia kilkuset tysiącom dzieci z Ukrainy, przywróciła im podstawowe poczucie bezpieczeństwa - mogą planować, uczyć się i bawić, nad głowami nie latają im rakiety, a w czasie nalotów nie muszą nocą schodzić do schronów. Dlaczego potrzebne było takie badanie? Jakich aspektów dotyczyło?

Olga Jabłońska: Chcieliśmy mieć materiał, który jasno pokaże potrzeby ukraińskich dzieci w Polsce. To jest bezpośrednia praca naszej organizacji. Drugim powodem jest uzyskanie cennych informacji dla naszych przyszłych projektów i programów, a także podzielenie się nimi z innymi organizacjami charytatywnymi. Poza tym chcielibyśmy zebrać doświadczenia dzieci ukraińskich uchodźców w Polsce jako informacje dla innych krajów, w których mogą pojawić się podobne doświadczenia.

Jedną z części badań jest analiza zdjęć wykonanych przez dzieci. Zdjęcie: archiwum prywatne

Badanie składało się z dwóch etapów. W pierwszym wykorzystaliśmy innowacyjną metodę zwaną foto-głosem: dzieci otrzymały natychmiastowe aparaty fotograficzne i musiały robić zdjęcia przedstawiające ich codzienne życie w Polsce. Później, podczas drugiego etapu, przeprowadziliśmy zogniskowane dyskusje grupowe.

Ciekawą rzeczą jest to, że po tym jak przygotowaliśmy mały raport oparty na badaniach i podziękowaliśmy dzieciom za udział, zapytały, co z tym zrobimy, jak poprawimy ich sytuację. Zdaliśmy sobie sprawę, że te dzieci są bardzo odpowiedzialne społecznie.

Centrum pomocy uchodźcom w Dnieprze. Zdjęcie: Shutterstock

OG: Co możesz powiedzieć po zbadaniu stanu psychicznego dzieci z Ukrainy, które przyjechały do Polski po inwazji?

OJ: Tęsknota za domem to pierwsza rzecz, na którą wskazują dzieci, jeśli chodzi o ich samopoczucie psychiczne i stan emocjonalny. To tęsknota za bliskimi, za przyjaciółmi, którzy zostali w Ukrainie, a często za zwierzętami domowymi. Dzieci miały swoje "dzieci" - np. kocięta, które zostały w domu. Bardzo za nimi tęsknią.

Poczucie osamotnienia w Polsce nie jest obce także wielu dzieciom. Mimo że niektóre z nich przebywają za granicą od dłuższego czasu, nie zdążyły jeszcze nawiązać głębszych relacji z rówieśnikami. Chodzą do polskich szkół, mają swoje kręgi towarzyskie, ale brakuje im relacji opartych na zaufaniu. To również wpływa na ich dobrostan psychiczny.

Ponad 50% dorastających dzieci przyznało, że chciałoby spotkać się z wykwalifikowanym specjalistą w celu wsparcia ich zdrowia psychicznego. Dla większości respondentów ważne było również, aby osoba ta mówiła po ukraińsku, by łatwiej było dzielić się emocjami.

Wiele dzieci martwi się o swoją sytuację finansową. Niektóre z nich, zwłaszcza starsze nastolatki, wskazywały na potrzebę zarabiania pieniędzy i podejmowania dodatkowej pracy, aby wesprzeć budżet swoich rodzin za granicą

Jednak dzieci wiedzą, co może poprawić ich nastrój i mieć pozytywny wpływ na ich emocje. Niektóre z nich powiedziały, że uprawiają sport, inne, że sztukę: rysują lub coś tworzą. Niektóre starają się spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu z rówieśnikami. Ogólnie rzecz biorąc, były aktywnie zainteresowane tym, jak mogą poprawić swój pobyt w Polsce.

OG: Edukacja to fascynujący proces mający na celu kształtowanie przyszłości dziecka, jego świadomość swoich mocnych i słabych stron, a nauka przy biurku to kolejna wyspa bezpieczeństwa. Jakie wnioski można wyciągnąć z badania na temat edukacji ukraińskich dzieci w Polsce?

OJ: Prawie połowa dzieci, które wzięły udział w badaniu, chodzi do polskich szkół, choć uczestniczą również w zajęciach online w swoich ukraińskich szkołach. To dla nich dość wyczerpujące, a nauka nie pozostawia wiele wolnego czasu, na przykład na rekreację i inne ciekawe zajęcia. Uczniowie mówili o zmęczeniu i nadmiernej ilości czasu spędzanego przed komputerem. I o frustracji spowodowanej organizacją lekcji online.

Niektórzy nastolatkowie, którzy zmienili szkołę i weszli w system edukacji w Polsce, czują się nieco sfrustrowani, ponieważ muszą uczyć się dłużej ze względu na różnice w polskich i ukraińskich programach nauczania. Większość dzieci zgłosiło, że ma trudności z nauką języka polskiego. Mniej niż połowa ukraińskich uczestników badania stwierdziła, że może otwarcie wyrażać swoje opinie w szkole w Polsce, przy czym młodsze dzieci czują się szczególnie niepewnie. Twierdziły one jednak, że lubią chodzić do szkoły.

Wiele ukraińskich dzieci wskazało, że lubi swoich polskich nauczycieli, zwłaszcza tych z wykształceniem międzykulturowym, ponieważ zapewniają im duże wsparcie i pomoc

Z kolei starsze ukraińskie dzieci obawiają się o przyszłość swojej edukacji i możliwości kontynuowania nauki w Polsce lub innych krajach UE.

OG: W badaniu dużo uwagi poświęcono integracji ukraińskich dzieci z polskim społeczeństwem, która jest ważna dla budowania otwartej, różnorodnej i harmonijnej społeczności, szanującej odmienność i promującej wspólny rozwój. Jak dzieci radzą sobie z integracją?

OJ: Na to pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Integracja nie jest łatwym procesem. Wielu nastolatków, z którymi rozmawialiśmy, mówiło, że nie ma poczucia przynależności do Polski. 46% respondentów chce wrócić do Ukrainy.

Niektórzy uczniowie opowiadali również o nadużyciach, których oni lub inne dzieci z Ukrainy doświadczyli ze strony polskich rówieśników w lokalnych szkołach i środkach transportu publicznego. Z drugiej strony dzielili się pozytywnymi doświadczeniami wsparcia ze strony polskich przyjaciół i lokalnych nauczycieli. Kwestia ta jest więc niejednoznaczna. Należy również pamiętać, że dzieci są różne - niektóre mają bardzo dobre doświadczenia i szybko poczuły się naturalnie w nowej sytuacji, w nowym środowisku, w nowej szkole. Inne potrzebują więcej czasu. Niektóre mają trudności ze zrozumieniem sytuacji z powodu problemów z językiem polskim, jego rozumieniem.

Jeśli chodzi o integrację, 47% dzieci stwierdziło, że może otwarcie wyrażać swoje opinie w polskiej szkole

OG: Jakie wnioski można wyciągnąć z wyników badania i jak możemy z nimi pracować w przyszłości?

OJ: Ukraińskie dzieci potrzebują pomocy w poprawie zdrowia psychicznego. Mówimy o wsparciu psychologicznym zapewnianym przez ukraińskojęzycznych specjalistów, aby ułatwić komunikację z dziećmi. My [organizacje charytatywne - red.] musimy również pracować z rodzinami i nauczycielami, by zwiększyć ich zdolność do pomagania dzieciom. Rodzice, w większości kobiety, które przyjechały do Polski ze swoimi dziećmi, również potrzebują dyskretnego wsparcia. Trzeba im pomóc w radzeniu sobie z lękiem i stresem, aby atmosfera w ich rodzinach mogła się poprawić.

Inną ważną sprawą, która wyłania się z badania, jest potrzeba pracy z nauczycielami, wspierania i wzmacniania ich kompetencji. Polska nigdy wcześniej nie miała takich doświadczeń z przyjmowaniem uchodźców, więc polscy nauczyciele radzą sobie ze wszystkim sami. Chcemy im pomóc.

Jeśli chodzi o integrację, ważne jest stworzenie przestrzeni, w której polskie i ukraińskie dzieci mogłyby się spotykać, bawić i spędzać razem czas poza szkołą. Chcemy również zorganizować zajęcia pozalekcyjne dla dzieci z Ukrainy, podczas których miałyby więcej możliwości integracji i komunikacji z rówieśnikami.

Konieczne jest zapewnienie lekcji języka polskiego i ukraińskiego dla dzieci i młodzieży z Ukrainy. To pozwoli im lepiej się komunikować

Warto również stworzyć warunki do przekazywania anonimowych informacji zwrotnych w szkołach, aby dzieci zrozumiały, że ich obawy zostaną wysłuchane i nikt ich nie napiętnuje.

Zamierzamy ściślej współpracować z władzami, zwłaszcza lokalnymi, odpowiedzialnymi za zarządzanie szkołami w Polsce, pracować nad wzmocnieniem rodzicielstwa w radzeniu sobie ze stresującymi sytuacjami oraz współpracować z nauczycielami i asystentami międzykulturowymi. Wyzwaniem dla nas, jako organizacji niosących pomoc dzieciom z Ukrainy, jest lobbowanie na rzecz długofalowej narodowej strategii integracji uchodźców z polskim społeczeństwem jako całością.

Refleksje ukraińskich dzieci (z materiałów badawczych) na temat ich pobytu, nauki, adaptacji i przyjaźni w Polsce:

S., dziewczynka, 12 lat: "Kiedy byłam w domu, zawsze miałam swojego kota i czułam się z nim bardzo dobrze, ale nie ma go tutaj. Bardzo za nim tęsknię".

W., chłopiec, 15 lat: "Nic mi nie zostało w Ukrainie, (...) moje gimnazjum zostało doszczętnie spalone. Niedawno zniszczono też przyrodę [w wyniku ataku na zaporę w Kachowce - red.]. Co mogę powiedzieć? Miałem jednego przyjaciela, z jakiegoś powodu nasz kontakt został zerwany. Miałem trzech przyjaciół, jednego z [nazwa miasta], dwóch z [nazwa miasta]: jeden został zastrzelony, drugi zniknął. I [temu] z [nazwa miasta] bomba zniszczyła mieszkanie".

W., dziewczyna, 15 lat: "Jesteś za granicą w bezpiecznym miejscu, a twój ojciec jest w niebezpiecznej strefie. I nie wiesz, co może się z nim w każdej chwili stać - czy wróci do domu. Nie ma z nim żadnego kontaktu".

M., chłopiec, 10 lat: "Tutaj trzeba grać samemu. Jest trudniej, kiedy mój tata jest w Ukrainie. A tutaj moja mama pracuje 12 godzin dziennie. Zazwyczaj jestem w domu z bratem lub sam".

W., dziewczyna, 15 lat: "Tu jest pięknie, bez dwóch zdań. Ale prawdziwym domem jest własny dom".

A., chłopak, 17 lat: "Nie miałem tu prawie żadnych przyjaciół. Było kilka osób, z którymi rozmawiałem. Ale nie miałem tak serdecznych przyjaciół jak w Ukrainie".

Dziewczyna, 13 lat: "Moi ukraińscy przyjaciele przestali ze mną rozmawiać, ponieważ nie powiedziałam im, że wyjeżdżam. Byli na mnie bardzo źli. To był dla mnie bardzo trudny czas".

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka i dziennikarka. Ukończyła polonistykę na Wołyńskim Uniwersytecie Narodowym Lesia Ukrainka oraz Turkologię w Instytucie Yunusa Emre (Turcja). Była redaktorką i felietonistką „Gazety po ukraińsku” i magazynu „Kraina”, pracowała dla diaspory ukraińskiej w Radiu Olsztyn, publikowała w Forbes, Leadership Journey, Huxley, Landlord i innych. Absolwent Thomas PPA International Certified Course (Wielka Brytania) z doświadczeniem w zakresie zasobów ludzkich. Pierwsza książka „Kobiety niskiego” ukazała się w wydawnictwie „Nora-druk” w 2016 roku, druga została opracowana przy pomocy Instytutu Literatury w Krakowie już podczas inwazji na pełną skalę.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Zakładnicy kampanii wyborczej

23 stycznia opozycyjna Konfederacja złożyła w Sejmie projekt ustawy o zmianie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy.

– A potem wydarzenia potoczyły się z prędkością światła – mówi ukraiński prawnik Wasyl Ilnycki. – Pomysł ograniczenia dostępu do 800+ spodobał się siłom politycznym, które łącznie mają 80% miejsc w Sejmie. To rzadka sytuacja, gdy „wszystkie gwiazdy ustawiły się w jednej linii”, niezależnie od poglądów politycznych, a wszystkie kluczowe postacie w polskiej polityce poparły pomysł, by cudzoziemcy ze statusem „UKR” otrzymywali świadczenia socjalne tylko wtedy, gdy mieszkają, pracują i płacą podatki w Polsce.

– Wyborca nie będzie zagłębiał się w szczegóły, że Ukraińcowi ze statusem „UKR” zostanie ograniczony dostęp do zabezpieczenia społecznego – ale jeśli otrzyma kartę pobytu, to nie. Najważniejsze jest to, że w wiadomościach pojawiło się słowo „Ukrainiec”. W ten sposób każda partia stara się zadowolić swoich wyborców – dodaje Ilnycki.

Prawo do otrzymywania 800+ ma być zarezerwowane tylko dla tych Ukraińców, którzy mieszkają na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z dzieckiem, oficjalnie pracują lub prowadzą działalność gospodarczą w Polsce, płacą podatki i inne składki do polskiego budżetu.

Jeśli Ukrainiec otrzymuje 800+, ale nie spełnia choćby jednego z tych warunków, po wejściu w życie ustawy wypłaty zostaną mu wstrzymane. Dotyczy to wniosków złożonych od 01 lutego 2025. Jeśli jednak wnioskodawca będzie w stanie ponownie spełnić wszystkie wymagania w późniejszym terminie, świadczenia zostaną wznowione.

Rafał Trzaskowski. 2022. Fot: Wojciech Olkuśnik/East News

Mowa liczb

Według stanu na 14 stycznia 2025 r. w Polsce przebywało prawie 400 tys. ukraińskich dzieci poniżej 18. roku życia z PESEL-em oznaczonym „UKR”. Jednak według Aleksandry Gajewskiej, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w 2024 r. świadczenie 800+ było wypłacane tylko na 209 000 (według ZUS na 292 000). Oznacza to, że nie wszystkie dzieci, które uciekły przed wojną, otrzymały w Polsce pomoc.

Według danych opublikowanych przez polski rząd 23 stycznia 2025 r. 78% ukraińskich uchodźców jest oficjalnie zatrudnionych w Polsce. Według ZUS w 2024 r. na wypłaty dla ukraińskich dzieci wydano 2,8 mld zł, a w samym 2023 r. (dane za 2024 r. nie są jeszcze dostępne, ale liczba ta będzie wyższa) Ukraińcy wpłacili do budżetu państwa polskiego 15 mld zł w podatkach i składkach na NFZ i ZUS

Czy z tej różnicy nie da się zapewnić ukraińskim matkom, które nie mogą pracować, wspomnianych 800 złotych dopłaty?

Według ZUS Ukraińcy są największą grupą cudzoziemców płacących składki ubezpieczeniowe w Polsce. Na koniec listopada 2024 r. płaciło je około 800 tys. Ukraińców.

Ale to nie wszystko. Dane ZUS nie uwzględniają przecież tych Ukraińców, którzy pracują na podstawie umowy o dzieło. A od tego typu umów cywilnoprawnych nie odprowadza się składek na ubezpieczenie społeczne.

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia w reakcji na projekt ustawy oświadczył, że z nieszczęśliwych ukraińskich matek, których dzieci chodzą do szkoły, a które nie mogą pracować, nie będzie robił zakładników kampanii wyborczej.

Dlaczego w Polsce są ukraińskie uchodźczynie, które nie pracują?

Odpowiedź jest prosta: bo większość z nich to samotne matki wychowujące niepełnosprawne dzieci lub dzieci w wieku przedszkolnym. One nie mogą pracować, jeśli harmonogram pracy nie jest elastyczny, zaś w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby bezpłatnie zaopiekować się dziećmi, jeśli np. zachorują. A pensja takich kobiet zwykle ledwo wystarcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb.

Pod koniec 2024 r. napisałam artykuł badawczy pt. „Uchodźcy wojenni w Polsce: między domem a bezdomnością” do trzeciego tomu książki „Wojna w Ukrainie” pod redakcją prof. Stanisława Stępnia. Analizuje ona problemy adaptacji, integracji i wyzwań, przed którymi stanęli uchodźcy wojenni z Ukrainy w Polsce. W tym celu nagrałam ponad sto wywiadów z Ukrainkami w wieku od 25 do 75 lat, które przyjechały do Polski z powodu wojny. Były to wyznania uchodźczyń, w których podkreślały, że zgodziły się opowiedzieć o swoim życiu w Polsce tylko dlatego, że mnie znały. Wiedziały, że też jestem uchodźczynią, a więc uznały, będę w stanie je zrozumieć i nie skrzywdzić.

W trakcie naszych rozmów zobaczyłam, jak przejawia się tak zwany „czynnik milczenia” uchodźców. Oznacza on, że aby przetrwać w nowym środowisku, uchodźcy wojenni są gotowi milczeć w odpowiedzi na obelgi i nie wyrażać swojego stanowiska. Mówiły: „W domu w takiej sytuacji walczyłybyśmy, ale tutaj milczymy”

Przejawy „czynnika milczenia” uchodźczyń można wyraźnie dostrzec w ich opowieściach o pracy. Zwłaszcza jeśli są to kobiety z grup szczególnie wrażliwych – samotne matki wychowujące dzieci niepełnosprawne, dzieci w wieku przedszkolnym i szkoły podstawowej. To kobiety, które boją się utraty pracy, ponieważ potrzebują jej, by przetrwać. Na przykład jeśli dzieci uchodźczyń często chorowały, kobiety te zgadzały się pracować dłużej za niższe wynagrodzenie – albo były gotowe wziąć winę na siebie, jeśli w pracy pojawiały się problemy lub konflikty nie z ich winy.

Kraków 2022. Zdjęcie: Beata Zawrzel/Reporter

„Przez ostatnie półtora roku pracowałam w niepełnym wymiarze godzin – powiedziała 33-letnia Maria z obwodu sumskiego. – Pozwolono mi pracować 7 godzin zamiast 8, ale musiałam sprzątać kilka pomieszczeń o powierzchni 2500 mkw. Tymczasem osoby, które pracowały tam w pełnym wymiarze godzin przez 8 godzin, sprzątały nie więcej niż 1300 mkw. Oznacza to, że pracowałam za dwie osoby, a płacono mi o połowę mniej. Ale nie narzekałam, bo taki grafik był dla mnie ważny. We wrześniu moja siedmioletnia córka zaczęła ciągle chorować: ból gardła, zapalenie płuc, grypa, COVID. W końcu musiałam zrezygnować z pracy, żeby zająć się dzieckiem. Teraz znów szukam pracy”.

40-letnia Ołena Jacenko z obwodu charkowskiego: „Z zawodu jestem księgową. W Polsce najpierw pracowałam na kasie w sklepie. Czasami klient podchodził i głośno mówił coś obraźliwego, gdy słyszał mój ukraiński akcent. W takich przypadkach zawsze milczałam. Potem pracowałam jako pomoc kucharza w przedszkolu. Myślałam, że jeśli będę miała mniej kontaktu z ludźmi, będzie mi łatwiej. Ale miałam pecha, bo zespół był uprzedzony do Ukraińców. Często płakałam, ale i tam milczałam. W końcu nie wytrzymałam i odeszłam. Jeśli do wiosny nie znajdę pracy, przeprowadzę się do Ukrainy, z sześcioletnią córką i ośmioletnim synem. Nasza wioska leży w obwodzie charkowskim”.

„Przez ponad dwa lata pracowałam w niepełnym wymiarze godzin w firmie świadczącej usługi w zakresie kształtowania krajobrazu i sprzątania – wspominała z kolei Natalia z obwodu chersońskiego. – Na zimę ludzie są tam zwalniani. Zwykle pracowaliśmy na ulicy, a nasi koledzy rozmawiali ze sobą po rosyjsku, bo w zespole byli Białorusini i Gruzini. I często zdarzało się, że przechodnie krzyczeli na nas: ‘Jedźcie na swoją Ukrainę, nie bierzcie naszych 800+!’.

Poza 800+ nigdy nie otrzymałam żadnej innej pomocy socjalnej. To zasiłek na dzieci, które uratowałam od śmierci

Właścicielka mieszkania powiedziała mi, że mogę napisać podanie do MOPS-u, bo mam niskie dochody i w związku z tym mogę dostać dopłatę do obiadów w przedszkolu.

A tam, ni stąd, ni zowąd, jak gdybym złamała prawo, pracowniczka socjalna zapytała: ‘Dlaczego pani nie pracuje? Gdzie jest pani mąż? Dlaczego nie wraca pani do domu?’.

Odpowiedziałam: ‘Pracuję, ale zarabiam za mało, nie mogę pracować na pełen etat, bo jestem tu sama z dwójką dzieci w wieku przedszkolnym. Mój mąż zaginął ponad dwa lata temu, kiedy Rosjanie zajęli nasze miasto Oleszki, w lewobrzeżnej części obwodu chersońskiego. Później miasto zostało zalane w wyniku wysadzenia przez Rosjan elektrowni wodnej w Kachowce. Więc teraz nie mam dokąd wracać’.

Pracowniczka powiedziała, że powinnam wrócić w przyszłym tygodniu, ponieważ osoba, która zajmuje się tymi sprawami, jest na wakacjach. Ale nigdy więcej tam nie poszłam. Znów szukam pracy”.

Wsparcie nie może się skończyć, dopóki trwa wojna

W Polsce od 2022 roku realizowanych jest wiele projektów mających na celu integrację uchodźców z polskim społeczeństwem. Na przykład w Olsztynie na programy wsparcia i integracji przeznaczono setki tysięcy złotych z funduszy unijnych, budżetu państwa i budżetów regionalnych. Przez prawie trzy lata pieniądze te były wydawane na kursy języka polskiego, wykłady na temat polskiej kultury, literatury, historii, edukacji i medycyny itp. Organizowano także wydarzenia rozrywkowe w języku polskim, kupowano dla Ukraińców bilety do kina, teatrów i muzeów. Jednak pracujące Ukrainki zwykle w tych spotkaniach nie uczestniczyły, bo odbywały się one w godzinach pracy. Z tej pomocy korzystały głównie osoby z grup wrażliwych. Czyli te, które prawdopodobnie zostaną zmuszone do opuszczenia Polski, jeśli stracą jedyną pomoc socjalną na wychowanie dzieci, czyli 800+.

A ja mam pytanie: Po co przez prawie trzy lata wydawano pieniądze na integrację uchodźców z polskim społeczeństwem, skoro teraz tych ludzi wrzucono do kategorii „wyłudzacze zasiłków”?
Zajęcia dla ukraińskich uchodźczyń i dzieci w Olsztynie. Zdjęcie: Tetiana Bakocka

Uproszczenia i stereotypy są niebezpieczne, ponieważ nie uwzględniają ważnych wyjątków. Uchodźcy to osoby poszukujące pracy, uczące się, zdobywające nowe kwalifikacje, a także ludzie należący do grup szczególnie wrażliwych. Projekt ustawy o zmianie warunków wypłacania 800+ dla ukraińskich uchodźców nie mówi nic o takich osobach jak:

  • dzieci pod opieką emerytów;
  • dzieci rodziców niepełnosprawnych;
  • przewlekle chore dzieci wymagające stałej opieki;
  • dzieci niepełnosprawne;
  • dzieci wychowywane przez samotnych rodziców (w szczególności po śmierci polskiego małżonka, który od dłuższego czasu legalnie pracował w Polsce).

Zamiast epilogu

Ja również należę do wrażliwej grupy uchodźców – „wyłudzaczy zasiłków”. Jestem wdową po poległym żołnierzu samotnie wychowującą dwójkę dzieci. 4 sierpnia 2022 r. mój mąż, Rusłan Choda, dowódca plutonu zwiadowczego, zginął w akcji podczas ostrzału rosyjskiej artylerii w obwodzie chersońskim. Jego ciało pozostało na okupowanym terytorium. Wtedy nasze dzieci, 11-miesięczna Myrosława i 11-letni Mychajło, uchodźcy wojenni w Polsce, stały się także półsierotami.

Wyjechałam z Ukrainy, bo rosyjskie czołgi stały u bram mojego domu w obwodzie mikołajowskim. Zaczęłam legalnie pracować we wrześniu 2022 roku, gdy tylko moje najmłodsze dziecko skończyło roczek. W ciągu ostatniego roku miałam pięć umów o pracę. Teraz pracuję na podstawie umowy o dzieło. I pracuję nie dlatego, że chcę otrzymywać 800+, chociaż bez tych pieniędzy byłoby mnie i moim dzieciom znacznie trudniej przeżyć.

Opowieść o ojcu, który zginął na wojnie, Olsztyn, 2025. Zdjęcie: Tetiana Bakocka

Wyczerpujące procedury biurokratyczne mające przyspieszyć proces odzyskania ciała mojego męża trwały półtora roku. Dopiero w lutym 2024 roku otrzymałam fragmenty jego ciała i akt zgonu. Nadal nie otrzymałam nie tylko pomocy państwa w związku ze śmiercią mojego męża, ale nawet decyzji o jej przyznaniu. Jak więc z takim doświadczeniem mogę liczyć na pomoc społeczną w innym kraju?

Każdy kraj dba przede wszystkim o własne interesy (choć ukraińscy uchodźcy dbają również o polską gospodarkę). Ale nie wiem, co powiedzieć synowi żołnierza poległego na wojnie, gdy pyta: „Mamo, zawsze mówiłaś, że ta wojna nie toczy się tylko o terytorium. Że Ukraińcy oddają życie, by żyć w normalnym kraju, w demokratycznym społeczeństwie. Za europejskie wartości, które przecież są uniwersalne. Ale czym te wartości są, skoro tak łatwo przymknąć na nie oko, gdy chodzi o wybory?”.

20
хв

Sprawa 800 plus dla Ukraińców, czyli o europejskich wartościach

Tetiana Bakocka

Poranek. W zimowej Warszawie jest minus 5, ale masz wrażenie, jakby było minus 10. W pobliżu ambasady Ukrainy, przy ulicy Malczewskiego, kilka rodzin z małymi dziećmi. Dorośli szukają czegoś w telefonach, trzymając dzieci za kołnierze na oblodzonym chodniku. Ich dezorientacja znika, gdy tylko zauważają Namiot Wsparcia, z napisami w ojczystym języku. Tutaj na pewno znajdą pomoc.

Teren przed Konsulatem Ukrainy w Warszawie, 10 marca 2022 roku. Zdjęcie: Kuba Atys/Agencja Wyborcza.pl

To miejsce przed konsulatem sporo pamięta. Gdy wybuchła wielka wojna, ulicę zalała fala zdezorientowanych Ukraińców. Polacy zdali wtedy swój najważniejszy egzamin, z człowieczeństwa i empatii, zmieniając się w wielką ekipę ratunkową. Zjednoczył się Mokotów, na ratunek przyszła Warszawa, skrzyknął się cały kraj.

Dzięki pomocy Andrija Deszczycy, ówczesnego ambasadora Ukrainy w Polsce, przed ukraińskim konsulatem na Malczewskiego stanął Namiot Wsparcia. Początkowo to był namiot wojskowy, w którym ludzie mogli schronić się przed deszczem albo upałem, zjeść zupę czy kanapkę, wypić herbatę, otrzymać produkty higieniczne, a w razie potrzeby także odzież i inną pomoc. Był nawet kącik dla dzieci, z książkami i zabawkami.

Punkt pomocy w pobliżu konsulatu. Zdjęcie: „Humanitarni”

Później, gdy długa lista ośrodków pomocy dla Ukraińców zmniejszyła się do zaledwie kilku, Namiot Wsparcia pozostał jednym z ostatnich punktów pomocy.

Od tego czasu wsparcie znalazło w nim 100 000 ukraińskich uchodźców. I kolejni wciąż ją tu znajdują.

Cezary i Jowita

– Przede wszystkim przychodzą do nas ludzie w potrzebie, niepełnosprawni, starsze kobiety i mężczyźni. Nie tylko Ukraińcy. To miejsce, w którym mogą porozmawiać, wypłakać się, wiedząc, że zostaną wysłuchani – mówi Cezary Czarnecki. Dwa lata temu trzon Namiotu Wsparcia zorganizował się w fundację „Humanitarni”, a on został jej szefem.

Pan Cezary jest nauczycielem i działaczem ekologicznym, zaangażowanym w ochronę dzikiej przyrody, rzek i lasów. Kiedy zaczęła się inwazja, odłożył swoje sprawy na dalszy plan i włączył się w pomoc Ukraińcom.

– Będę to robił przynajmniej do końca wojny – mówi z przekonaniem.

Cezary Czarniecki i Jowita Malczewska. Zdjęcie autorki

Obok niego stoi Jowita Malczewska, druga osoba w fundacji. Jest aktywistką food-sharingu, członkinią społeczności, która ratuje jedzenie nieoddane przez sklepy do banków żywności. Była też wolontariuszką w domach dziecka, pomagała zwierzętom.

– Luty 2022 roku był dla mnie takim szokiem, że wszystko, czym żyłam wcześniej, stało się nieważne – wspomina. – Przez pierwszy tydzień słuchałam wiadomości i płakałam. A potem powiedziałam sobie: „Przestań, weź i zrób coś”. Tak zostałam wolontariuszką

„Humanitarni” nie otrzymują wsparcia finansowego od lokalnych władz. Działają dzięki darowiznom od osób prywatnych, kilku zaprzyjaźnionych firm i małych kawiarni, które dzielą się chlebem i ciastkami. Transport i gotowanie zapewniają na własny koszt. Prąd i wodę mają z ambasady – bezpłatnie. Ale za kawałek ziemi, na którym stoi teraz nowy, bardziej niezawodny, plastikowy namiot, płacą 800-1100 złotych miesięcznie do kasy samorządu dzielnicy Mokotów.

Chciałbyś tak żyć?

Rozmawiamy przy stoliku w namiocie. Kawa w papierowym kubku szybko stygnie.

Drzwi nie pozostają długo zamknięte: starsze kobiety wchodzą i biorą ciastka – niektóre jedzą je na miejscu, popijając herbatą, inne zabierają ze sobą. Wygląda na to, że są tu stałymi gośćmi.

Codziennie namiot odwiedza średnio czterdzieści osób w potrzebie – także ci, którzy przyjeżdżają do ambasady załatwić jakieś sprawy.

Cezary Czarnecki pamięta, że trzy lub cztery miesiące po wybuchu wielkiej wojny prywatna pomoc dla ukraińskich uchodźców zaczęła maleć, a trzon grupy wolontariuszy się rozpadł. A potem można było tu i ówdzie usłyszeć groźby, że namiot trzeba zlikwidować. Bo przecież Ukraińcy „już nieźle sobie radzą”:

– Jest taka narracja w polskim społeczeństwie. Ale proszę spojrzeć na tę panią, która właśnie przyszła. Jest mało prawdopodobne, żeby była samodzielna – ze względu na wiek, chorobę. Wielu takich ludzi żyje tylko dzięki pomocy, którą otrzymują w różnych ośrodkach.

– Ciekawe, czy ci, którzy mówią, że tacy ludzie mogą sami sobie poradzić, chcieliby tak żyć: stać w kolejkach po paczkę ryżu czy zupę? – pyta retorycznie pani Jowita
Dla wielu osób nawet rogaliki są cennym wsparciem. Zdjęcie autorki

Gdy tak rozmawiamy, ktoś znów wchodzi do namiotu, bierze ciastko, dziękuje nam i wychodzi. Zupełnie jak Nadia z Zaporoża, która nazywa namiot „domem słodyczy”. Teściowa i kilku innych starszych krewnych mieszkają z nią w miejscu tymczasowego zakwaterowania. Rogaliki, które stąd zabiera, są dla nich.

– W domu robimy kanapki, a wieczorami idziemy kupować chleb; od noszenia go bolą plecy – mówi pan Cezary. – Namiot jest otwarty od wtorku do piątku. W poniedziałki nie, bo musimy się wyspać i ogarnąć swoje sprawy. Nie mieliśmy ani jednego dnia urlopu.

Choć w namiocie są grzejniki, moje stopy marzną w zimowych butach.

Miło tu przyjść na kubek ciepłej zupy, zamienić kilka słów, lecz trudno wyobrazić sobie poświęcenie ludzi, którzy pracują tu przez cały rok, w każdej pogodzie

Ktoś to musi robić

Wśród organizacji, które wspomogły działalność Namiotu Wsparcia, są Fundacja LION, World Central Kitchen czy Polskie Stowarzyszenie Osób z Niepełnosprawnościami Intelektualnymi.

W czerwcu 2023 r. „Humanitarni” wysłali pomoc poszkodowanym w wyniku powodzi – po zniszczeniu przez Rosjan zapory w Nowej Kachowce. Teraz zamierzają wysłać 300 kg karmy do prywatnego schroniska w obwodzie kijowskim, w którym przebywa 150 psów. Ale trudno znaleźć przewoźnika.

Przez długi czas 30 świeżych domowych zup dla Namiotu Wsparcia sponsorował codziennie Bar Jedzonko. Teraz znów jest duże zapotrzebowanie na ciepłe jedzenie, bo pora roku zimna. Na zaspokojenie go wystarczyłoby 2500-3000 zł miesięcznie.

Chociaż „Humanitarni” proszą o pomoc organizacje charytatywne i zaprzyjaźnione firmy, środki na swoją działalność pozyskują głównie z wpłat na zrzutka.pl. Jedyną pomocą materialną, jaką otrzymali w tym roku, były prezenty przygotowane przez dzieci ze szkoły w Piasecznie.

Zaapelowali też do władz Warszawy, przesyłając im prezentację, w której szczegółowo opisali, jak i dla kogo pracują.

Mieli nadzieję, że zostaną włączeni do jednego z miejskich programów. W odpowiedzi dostali uprzejmy list: wasza praca jest ważna. I tyle

– A niechby tak urzędnicy zamienili się z nami miejscami na miesiąc, postali sobie w tym zimnie, zobaczyli, jak woda zamarza w naczyniach. Niechby popatrzyli na te kobiety, które nie mają już domu i nie mają do czego wracać – mówi z goryczą Cezary Charniecki. – My dajemy tym ludziom trochę więcej niż herbatę. Dajemy im nadzieję.

Gorąca herbata i słodki poczęstunek czekają na każdego, kto przyjdzie do namiotu. Zdjęcie: „Humanitarni”

Mimo to „Humanitarni” zachowują optymizm i planują dalsze działania. Tyle że w Namiocie Wsparcia brakuje fachowych rąk do pracy.

– Moglibyśmy tu organizować polsko-ukraińskie spotkania integracyjne, ale brakuje nam młodych, aktywnych ludzi – mówi Czarniecki. – Takich jak ci, którzy czasem protestują pod ambasadą Rosji. Chciałbym, żeby byli tu młodzi ludzie, żeby ktoś nas zastąpił choćby przez dwie godziny w tygodniu.

Chciałbym tu kogoś, kto by podał herbatę starszej pani i zapytał, jak się czuje, bo podawanie herbaty to też zajęcie

Wiele osób mówi mi: „Co robisz? Nie masz z tego nic, tylko długi. Komu pomagasz?”. Tyle że każda kolejna osoba, która tak mówi, przekonuje mnie, że robię dobrze, bo ktoś musi to robić. Wszyscy ci ludzie mają czyste niebo nad głowami. Nie wiedzą, że za kilka lat możemy być w takiej samej sytuacji. I wtedy to my będziemy szukać pomocy, ale możemy jej nie otrzymać.

20
хв

Dajemy ludziom więcej niż herbatę. Dajemy im nadzieję

Olga Gembik

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Przetrwałam Hitlera, przetrwałam Stalina, to i Putina przetrwam

Ексклюзив
20
хв

„Porcelanowa wojna”: ukraiński kandydat do Oscara

Ексклюзив
20
хв

„Korporacja potworów” ratuje kraj

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress