Ma 32 lata i jest mistrzynią świata i Europy w trójboju siłowym. Przed wojną jej życie było wypełnione sportem, podróżami, wędrówkami – i miłością. Mąż Pawło był jej trenerem i mentorem. Zginął na wojnie w listopadzie 2022 roku. Kilka miesięcy później Oksana sama poszła na front.
Wciąż na ciebie czekam, chociaż znam prawdę/ Po prostu nie mogę zostawić wszystkiego za sobą/ Moje życie nie jest już moje, jest tylko nasze/ I bez względu na to, co się stanie, nie będę w stanie żyć inaczej
To fragment wiersza, który Oksana napisała po śmierci męża. Pisała wiersze już wcześniej i wszystkie dedykowała jemu.
– Mam ich całą książkę – mówi nam Oksana. – Przeżyliśmy razem pięć lat. Pawło był kulturystą. Kiedy się poznaliśmy – a stało się to na długo przed tym, jak zaczęliśmy się spotykać – i on, i ja byliśmy w innych związkach. Kiedy byliśmy już wolni, przychodziłam na jego siłownię, żeby podszkolić się w crossficie. Któregoś dnia zaprosił mnie do kina, do którego długo nie byliśmy w stanie się wybrać z powodu naszych napiętych harmonogramów. Szybko przyszło silne uczucie.
Pawło nauczył mnie żyć pełnią życia
Oksana Wedmid: Przed nim skupiałam się wyłącznie na sporcie i treningach. Pokazał mi, że nic złego się nie stanie, jeśli trochę odpocznę. Razem zaczęliśmy podróżować, wędrować i wspinać się po górach. Kiedy zaczęła się inwazja, byliśmy na szczycie Howerli. Natychmiast zeszliśmy do najbliższej wioski, kupiliśmy bilety na pociąg i wróciliśmy do domu, do Dniepru.
Kateryna Kopaniewa: Mimo że większość ludzi ewakuowała się wtedy ze wschodnich i centralnych regionów do zachodnich...
Byłam gotowa iść na wojnę, ale Pawło się sprzeciwiał. Sam natomiast chciał dołączyć do lokalnej obrony terytorialnej, lecz nie został przyjęty – w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę było zbyt wielu chętnych. Zajął się więc wolontariatem, a ja kontynuowałam przygotowania do mistrzostw świata w trójboju siłowym..
Zostałaś wtedy mistrzynią świata. W mediach społecznościowych są filmy, na których podnosisz ukraińską flagę i płaczesz podczas ceremonii wręczenia nagród.
Chciałam, by świat usłyszał nasze wołanie o pomoc. Chociaż zostałam mistrzynią, w tamtym momencie to nie były łzy radości.
Latem mój mąż otrzymał wezwanie do wojska. Poszłam z nim do biura werbunkowego, mając nadzieję, że mnie też wezmą. Nie wzięli. A Pawło dostał nawet odroczenie, by pomóc mi przygotować się do mistrzostw Europy. Nie tracił jednak czasu na pomaganie: całkowicie zmienił swój trening, skupił się na wytrzymałości – przygotowywał się do służby. A po tym, jak zostałam mistrzynią Europy, poszedł na wojnę.
Podobno brał udział w wyzwoleniu Charkowa.
Tak, a konkretnie wyzwalał Izium. Był wtedy ze mną w codziennym kontakcie. Jak się później dowiedziałam, to było przed kontrofensywą. Pisał: „Przyjdę, kiedy przyjdę. Takie są okoliczności”. Później widziałam film, na którym on i chłopaki podnoszą ukraińską flagę w Iziumie.
Zginął w listopadzie. W obwodzie charkowskim, na samej granicy z Rosją. Był na misji jako zwiadowca. Wróg zaatakował ich pojazd i nikt nie przeżył... Krótko przed tym chcieli mu dać urlop, ale odmówił. Powiedział, że dopiero co był w domu i nie chce tak często jeździć tam i z powrotem. Dopiero teraz go rozumiem: trudno się przestawić z sytuacji wojennej na pokojową.
Rozmawialiśmy jeszcze rankiem tego dnia. A potem – pamiętam, byłam wtedy na ulicy – zadzwonił jego towarzysz broni. O mało nie zemdlałam.
Jeśli coś mi się stanie, możesz iść dalej
Nie mogliśmy go pochować od razu – identyfikacja przez kod DNA trwała cztery miesiące. Pamiętam ten dziwny stan, kiedy wierzysz – i jednocześnie nie wierzysz w to, co się stało. Próbujesz odgrodzić się niewidzialnym murem, przekonać siebie, że nic się nie zmieniło, że on wciąż tam jest.
Po wybuchu wojny na pełną skalę często rozmawialiśmy o śmierci. Powtarzał: „Jeśli coś mi się stanie, możesz iść dalej”. Zapewniał mnie, że dusza się odradza i że to, kim się będzie w następnym życiu, zależy od tego, jak dobrym się było. Jeśli to prawda, to jestem o niego spokojna.
Jak to się stało, że poszłaś na front?
Na początku chciałam nauczyć się pierwszej pomocy i choćby tego, jak trzymać karabin. Potrzebowałam czegoś do roboty, gdy czekaliśmy na te wyniki testów DNA. Poszłam na jeden kurs, potem na drugi. Wzięłam udział w czterech kursach dla młodych wojowników i zdobyłam szewron. To było odwrócenie uwagi, ulga.
Zdecydowałam się iść na wojnę nie dlatego, że chciałam się zemścić. Chciałam na nią iść już wcześniej
Pamiętam, jak Pawło powiedział mi: „Możesz iść na wojnę tylko wtedy, gdy ja zginę”. Więc teraz mam jego pozwolenie.
Przygotowując się do wyjazdu na wojnę, przygotowywałam się też do kolejnych zawodów i występowałam. Udało mi się nawet pojechać w góry. Sama, na trasę, którą kiedyś razem przeszliśmy. Myślałam, że tam będzie mi łatwiej, ale było tylko gorzej i szybko wróciłam. Przez znajomych dostałam się na rozmowę kwalifikacyjną do batalionu Ajdar i przyjęli mnie. Sam zasugerowałem dowódcy mój znak wywoławczy – „Kokarda”. Na uniwersytecie wołali na mnie „Ksenia Bantik”, bo grzywkę upinałam w kokardę.
Tu, na froncie, jest mi łatwiej
Przeszłam odpowiednie kursy, by zostać operatorką dronów, ale na początku przydzielono mnie do nasłuchu radiowego. Wcale tego nie chciałam. Robiłam to przez trzy miesiące, nieustannie przypominając dowódcy, że chcę iść na linię frontu. W końcu zostałam wysłuchana..
Jakie to jest zostać operatorką drona bez żadnego doświadczenia w tej dziedzinie? Jakie są twoje obowiązki?
To niełatwe, zwłaszcza jeśli nigdy wcześniej nie interesowałaś się czymś takim. Pierwsze kursy dronowe były dla mnie prawdziwym wyzwaniem, uczyłam się informacji na pamięć i oglądałam filmy instruktażowe setki razy.
Ale najlepiej uczyć się w praktyce. Na pierwszej linii frontu są niuanse, o których instruktorzy ci nie powiedzą. RPV, „mawiki”, „nietoperze” – w mojej pracy pożądana jest znajomość specyfiki każdego typu drona.
Do moich obowiązków należy sprawdzenie sprzętu przed akcją i praca z dronem w parze: jedno z nas jest przy konsoli, drugie wypuszcza drona, którym wysyłamy prezent do okupantów. Po 4-6 godzinach zastępuje nas kolejna para. Potem mamy trzy dni odpoczynku, ale mamy swoją rutynę. I trening, bez którego nie da się dobrze latać i trafiać w cel.
Sportowe doświadczenie i samodyscyplina pomagają mi to wszystko wytrzymać. Doświadczenie w pieszych wędrówkach pomogło mi szybko przyzwyczaić się do życia na wojnie. Na froncie można nie mieć możliwości umycia się przez długi czas, ale można się do tego przyzwyczaić.
Nie jestem z tych, co robią milion maseczek na twarz – mam jeden szampon na każdą okazję
Pamiętam swoją rozpacz, gdy w krytycznej sytuacji biegłam przez błoto z plecakiem ze sprzętem i nie mogłam wsiąść do samochodu – przez to moje metr pięćdziesiąt cztery wzrostu. Potem martwiłam się tym przez długi czas, ponieważ życie moich kolegów zależało od szybkości moich działań.
Jakich chwil nigdy nie zapomnisz?
Niedawno straciliśmy towarzysza. Biegliśmy z noszami ratować rannego kierowcę, gdy rozpoczął się ostrzał – wróg nieustannie ostrzeliwuje drogi ewakuacyjne. Facet, który chciał z nami iść, zginął. Powiedział, że chce się przydać. Takich rzeczy się nie zapomina. Tak samo jak momentów, kiedy budzą cię i mówią, że w naszą stronę jedzie kolumna rosyjskich czołgów. Na zawsze zapamiętam też dzień, w którym zniszczyliśmy z drona czołg wroga.
Czujesz strach?
Udaje mi się zachować spokój. Pewnego razu bardzo się przestraszyłam, gdy dowiedziałam się, że wroga dywersyjna grupa zwiadowcza weszła do sąsiedniego lasu i odcięła nasz punkt. Potem przez cały dzień trzymałam karabin szturmowy przy sobie. Kiedy wstąpiłam do wojska, próbowałam sobie wyobrazić, co czuł mój mąż w ostatnich sekundach swojego życia. Jak bym się czuła, gdyby to samo przydarzyło się mnie? Pracuję z dronami, dlatego teraz najbardziej boję się wrogich dronów. Wiem, jak precyzyjne są i kiedy słyszę ich charakterystyczny dźwięk, czuję niepokój.
A kiedy słyszysz ten dźwięk w Dnieprze, na wakacjach czy na rotacji?
W domu podczas alarmów lotniczych jestem dość ostrożna. Jeśli wiem, że latają drony lub rakiety, biorę kota i idę z nim za dwie ściany. Jednak brak nalotów martwi mnie jeszcze bardziej.
Kiedy rozlega się alarm, jest to już w jakiś sposób znajome. Cisza wydaje się czymś naprawdę niebezpiecznym
Kiedy wracam do domu, pierwszego dnia nie wiem, co robić. Normalny prysznic i czyste ubrania pomagają mi dojść do siebie. Bardzo kocham Dniepr, to moje rodzinne miasto, mój dom. Mój mąż i ja podróżowaliśmy do wielu krajów i za każdym razem byliśmy przekonani, że nigdzie nie jest tak dobrze, jak w domu. Tutaj wszystko jest twoje, jesteś u siebie. To jeden z powodów, dla których jestem teraz na pierwszej linii frontu: bronię mojego domu, w którym czuję się dobrze.
Są jeszcze jakieś powody?
Chcę kontynuować to, co zaczął mój mąż. Odnieść zwycięstwo, którego tak bardzo pragnął. Poza tym jako kobieta, która straciła ukochaną osobę, chcę, by jak najmniej osób przez coś takiego przechodziło.
Idę ulicą i widzę ból i cierpienie w oczach innych kobiet. Niektóre straciły mężów, inne synów, braci. Chcę, żeby to się skończyło. Walczę także dlatego, że na froncie jest mi łatwiej. W domu pochłonęłyby mnie moje myśli, tutaj po prostu nie mam na nie czasu.
Powiedziałeś kiedyś, że już nigdy nie będziesz w stanie poczuć zwycięstwa, bo straciłaś to, co najcenniejsze.
Dla mnie słowo „zwycięstwo” oznacza, że wszystko zostało osiągnięte. A tutaj się nie udało, bo jest za dużo żalu, za dużo strat. Tu nie będzie euforii. Będzie tylko ulga, że to się wreszcie skończyło.
Zdjęcia z prywatnego archiwum Oksany Wedmid
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/660fa25260eed30ffd7b8966_hrystyna%20kudryava%20ukraine%20.jpg">„Przeczytaj także: „Walczę o to, abyśmy już nigdy nie czuli się gorsi”, - oficer Christina „Kudryava”</span>
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!