Exclusive
20
min

Najcenniejsze dla mnie słowa w 2023 roku? "Mamo, cześć! Żyję, nasz dom jest bezpieczny". Ankieta

Sestry zapytał ukraińskich imigrantów w Niemczech, co przyniósł im rok 2023, a co im odebrał

Larysa Krupina

Kolaż Sestry

No items found.

W przededniu nowego roku 2024 portal Sestry zapytał ukraińskie kobiety, które schroniły się przed wojną w Niemczech, o podsumowanie roku mijającego. Zadaliśmy następujące pytania: Co przyniósł ci rok 2023? Jakie były Twoje osiągnięcia, ważne wydarzenia i sukcesy? Co straciłaś w 2023 roku? Jakie są Twoje oczekiwania w 2024? Gdzie będziesz świętować Nowy Rok? Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć w mijających 12 miesiącach?

Публікуємо відповіді українок з Берліна, Бонна, Дрездена та Фюрстенау. А як на ці запитання відповіли б ви?

Jewgenia Mosałowa

42 lata. Jest działaczką na rzecz praw zwierząt. Od kwietnia 2022 r. mieszka w Fürstenau w Dolnej Saksonii.

Jewgenija Mosałowa straciła brata w 2023 roku. Ale uratowała dziesiątki zwierząt, nauczyła się niemieckiego i poznała nowych przyjaciół. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Kiedy wybuchła wojna, wraz z rodziną i zwierzętami przebywałam w Buczy, gdzie cudem przetrwaliśmy okupację. W kwietniu 2022 r. niemiecka organizacja ochrony zwierząt PETA ewakuowała za granicę moje zwierzęta - 30 psów i 19 kotów - a także mnie i moje bliźniaki Iwankę i Andrija (mają teraz prawie pięć lat). Nasi przyjaciele z Niemiec zaplanowali tę podróż i cała rodzina pojechała do granicy w karawanie trzech autobusów. PETA czekała na nas w Mukaczewie ze specjalnym dużym samochodem do transportu zwierząt oraz samochodem dla mnie i dzieci.

Tegorocznym osiągnięciem jest dla mnie nauka języka niemieckiego, która pozwala mi porozumiewać się bez tłumacza z Lidią i Eduardem, którzy od wielu lat wspierają moje zwierzęta i szukają dla nich nowych rodzin. To oni zainicjowali naszą ewakuację i jako pierwsi otworzyli przed nami drzwi swojego domu.

Poznałam też nowych przyjaciół. To babcia Angelica i dziadek Harold, którzy otoczyli moje dzieci miłością, troską i prezentami. Cieszę się, że mogę komunikować się bezpośrednio z moimi przyjaciółmi Rolfem i Susanne, którzy stali się prawdziwą rodziną dla moich dwóch psów z Buczy. Oni również pomagają mi i moim zwierzętom, wysyłając góry prezentów dla dzieci i zwierząt.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

Mój brat Iwan zginął na wojnie. Miał 21 lat. Był tylko dzieckiem, a jednak odważnym człowiekiem, bohaterem, który stanął w obronie swojej ojczyzny, a nawet zdołał ukraść wrogowi transporter opancerzony. Powiedział swojej matce: "Jeśli nie my, to kto obroni Ukrainę?". Kiedy po raz ostatni rozmawiałam z nim przez Vibera, zalałam się łzami i podziękowałam mu za ochronę i możliwość wypicia kawy w bezpiecznym miejscu. A on uśmiechnął się tak nieśmiało i powiedział: "No dalej, nie płacz, pokaż mi swoich siostrzeńców...". A dziś nie ma go już wśród nas.

Oprócz tej strasznej straty, cały 2023 rok za granicą spędziłam na walce z rakiem u kilku moich zwierząt. Będąc tutaj, kontynuowałam ratowanie skrzywdzonych psów w Ukrainie. Zapewniłam schronienie ośmiu zwierzętom.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Mam nadzieję, że w 2024 roku spełni się marzenie prawie całego świata: wojna się skończy, żołnierze i cywile wrócą do swoich domów, by budować pokój i wychowywać następne pokolenie w szczęściu i miłości.

Moje dzieci, jak wszystkie dzieci w Ukrainie, wiedzą, czym jest wojna: kiedy jest głośny ostrzał i wszystko płonie, kiedy wrogie oddziały przejeżdżają przez podwórko i trzeba uciekać do korytarza, żeby się schować, kiedy małymi rączkami kruszysz tak cenny suchy chleb i leczysz najsłabsze i chore psy, bo one też muszą przeżyć. Kiedy obcy ludzie przystawiają ci karabin maszynowy do głowy, a ty masz dopiero trzy lata. I przez następne dwa lata nie zapominasz o tym wydarzeniu i opowiadasz o nim ze szczegółami, jakby to wydarzyło się wczoraj.

Kiedy wyjechaliśmy do Niemiec, myślałam, że koszmary Iwana: "Mamo, wstawaj, tam są czołgi!" się skończyły. Ale nie. On i Andrij czasem krzyczeli przez sen coś o wojnie, a czasem o śwince Peppie albo mamrotali coś po niemiecku. A raz, nie otwierając oczu, Iwanko wspiął się na brata i wszystkie psy śpiące z dziećmi w łóżku, przylgnął do moich pleców i krzyknął: "Nie, nie, nie strzelaj, nie!".

4. Gdzie przywitasz Nowy Rok?

W Fürstenau, w czysto rodzinnym gronie: ja, dzieci, zwierzęta. A świętować będziemy po zwycięstwie.

5. Jakie zdanie najgłębiej zapadło Ci w pamięć - albo takie, które sama często powtarzasz?

"Chcę wrócić do domu!" i "Niech oni wszyscy umrą!".

Liubow Butkowska

60 lat. Mieszka w Berlinie. Z zawodu bibliotekarka. Jej 55-letni mąż jest na wojnie. 22-letni syn pracuje w Kijowie.

Mąż Liubow Butkowskiej bronił Ukrainy od początku wojny. W 2023 r. dostał krótki urlop, który spędzili razem. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Do Berlina, gdzie od ponad dekady mieszka moja córka z mężem i wnukami, przyjechałam 10 marca 2022 roku. W 2023 roku, po 9 miesiącach nauki, zdałam egzamin z niemieckiego na poziomie B1. Uważam to za swoje osiągnięcie, biorąc pod uwagę fakt, jak trudny jest niemiecki.

Moim atutem, a tym samym sukcesem, są nowi niemieccy przyjaciele, którzy nas wspierają. Mam gdzie mieszkać i co jeść: Niemcy troszczą się o mnie, zwykłą uchodźczynię z Ukrainy, nie wspominając o pomocy w trudniejszych sytuacjach, np. w bezpłatnym leczeniu chorych na raka z Ukrainy. Każdego ranka w duchu dziękuję Niemcom za moje spokojne życie.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

W wieku 94 lat zmarła osoba, która była bardzo ważna dla mnie i mojego syna. Była Honorową Nauczycielką Ukrainy, nauczycielką historii z prawie 60-letnim doświadczeniem, matką mojej bliskiej przyjaciółki Marii Fiedorowny Gotowcewej, która zmieniła nasze życie. Przez ostatnie 20 lat była dla mnie jak matka, ponieważ opiekowała się mną, a ja czułam jej ciepło całym sercem. Mój syn, poznawszy ją, tak zainteresował się historią, że wstąpił na wydział historyczny instytutu.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Pomóc mojej rodzinie i przyjaciołom, którzy zostali w Ukrainie. Marzę o tym, by częściej widywać miłość mojego życia, mojego męża Giennadija. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Wcześniej nigdy w coś takiego nie wierzyłam, ale stało się to w pierwszej chwili. I to nie była jakaś romantyczna randka, lecz czysto biznesowa znajomość. Musiałam naprawić samochód, a ten zielonooki facet zgłosił się na ochotnika, by mi w tym pomóc. Od tego momentu prawie się nie rozstawaliśmy.

Poznaliśmy się jako dorośli ludzie, zakończyliśmy związki z naszymi byłymi, byliśmy wolni i gotowi na nowy etap w naszym życiu. Każde z nas miało jednak jasny plan na przyszłość i wytrwale dążyło do realizacji swoich celów. To spotkanie zmieniło wszystko. Jestem wdzięczna losowi, że do niego doszło. Wybrałam najlepsze z najlepszych: w lutym 2022 roku Gena wstąpił do Gwardii Narodowej.

Nie było sensu go powstrzymywać. W końcu skoro zdecydował się coś zrobić, zrobił to. Latem 2022 roku wyszkolił się na pilota drona i otrzymał nagrodę. Jestem z niego dumna.

W tym roku pozwolili mu na dwutygodniowy urlop w Berlinie, skąd pojechaliśmy do Włoch. Był szczęśliwy, że choć przez krótki czas mógł zanurzyć się w normalnym, spokojnym życiu. A potem znów wrócił na Ukrainę. Na wojnę.

4. Gdzie przywitasz Nowy Rok?

W Berlinie, z nowymi przyjaciółmi, z którymi zbliżyłam się w ciągu ostatniego roku.

5. Jakie zdanie najgłębiej zapadło Ci w pamięć - albo takie, które sama często powtarzasz?

"Wierzę w zwycięstwo! Wszystko będzie Ukrainą!"

Natalia Kłoczanina

48 lat, nauczycielka języków obcych. Mieszka w Bonn. Uczy niemieckiego w szkole. Przebywa w Niemczech od 1 kwietnia 2022 roku.

Наталя Клочаніна самотужки витягла себе й сина з тяжкої депресії та посприяла збору 200 тисяч євро для матерів у біді. Фото з приватного архіву

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Ból, strata, świadomość własnej bezradności, niesprawiedliwość świata - to trwa od 2022 roku. Nie zamierzałam wyjeżdżać, bo przydawałam się w domu, w rejonie Kijowa. Zbierałam mieszanki zapalające, wspinałam się na dachy w poszukiwaniu czujników rozrzuconych na drodze ostrzału artyleryjskiego, zawoziłam leki do przychodni, napełniałam worki z piaskiem, dawałam schronienie sąsiadom z małymi dziećmi w moim garażu itp.

Wyjechałam, bo byłam jedyną osobą z całej licznej rodziny, która mogła wywieźć noworodka siostrzenicy za granicę i ochronić go przed atakami rakietowymi. Granicę przekraczaliśmy pieszo: mój syn z kotem w plecaku, siostrzenica z dzieckiem i ja z walizkami. Moja mama miała ataki paniki, więc zostawiliśmy ją w Ukrainie. Przyjechała do nas pół roku później.

Zrobiłam wiele rzeczy, które można uznać za osiągnięcie: zabrałam moje dzieci i dzieci, które nie były moje, w bezpieczne miejsce; walczyłam o przetrwanie (zmieniłam trzy prace, trzy mieszkania, próbowałam zmagać się z niemiecką biurokracją, ale zostałam przez nią zmiażdżona); jestem aktywnie zaangażowana w stowarzyszenie Ukrainer in Bonn e V., pomagające Ukrainie. Prowadzę grupę dziewiarską, materiały dostarczam szwaczkom przy wsparciu międzynarodowej organizacji Wool for Ukraine. Uczestniczę też w biegach praw człowieka i demonstracjach wspierających Ukrainę. No i sama wyciągnęłam siebie i mojego syna z ciężkiej depresji.

Udzieliłam licznych wywiadów niemieckiej prasie, w tym wywiadu na żywo dla talk show Kölner Treff w stacji WDR. Podczas tego wieczoru zebrano ponad 200 000 euro darowizn dla matek w potrzebie (Mütter im Not).

Nie mam z czego być dumna. Wszystko, co robię, robię z bólem i przeszkodami.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

Rok 2023 odebrał mi szczęśliwe życie. Mój najstarszy syn jest w Ukrainie, nie mieszkam w swoim pięknym mieszkaniu. Straciłam związek z mężem, zdrowie i lekkość. Straciłam rodzinę, zwierzaka, pieniądze i samochód. Zepsuł się tuż przed polską granicą - oczywiście kanistry, które sprzedali mi rodacy, nie zawierały benzyny. A moja kotka Bella uciekła gdzieś w stresie i się zgubiła.

W Niemczech czuję się jak gość. Jak turystka, która utknęła w miejscu, w którym złamała wszystkie prawa i zgubiła dokumenty, więc odsiaduje wyrok. I przywraca te wszystkie dokumenty, bo w przeciwnym razie nie będzie mogła wrócić do domu. Widzę piękne domy, piękno krzewów i tramwajów, czuję ciepło ogrzewania w szkole podstawowej, w której uczę, i w pociągach, ale uczucie domu nigdy nie nadeszło. Nie jest nawet blisko.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Jedyną rzeczą, której naprawdę chcę, jest zakończenie wojny. Wszystko inne to nonsens.

4. Gdzie przywitasz Nowy Rok?

W Turyngii, z moją matką. Mieszkałam tam, potem znalazłam pracę w Bonn. Pół roku szukałam tam mieszkania, pomieszkiwałam u życzliwych ludzi, śpiąc na dmuchanym materacu. W końcu mieszkanie znalazłam.

5. Jakie zdanie najgłębiej zapadło Ci w pamięć - albo takie, które sama często powtarzasz?

Najbardziej zapadającym w pamięć zwrotem jest ten, który najczęściej słyszę od niemieckich władz: Es tut mir leid - "Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc". A ja staram się powtarzać sobie słowa dzielnego żołnierza Szwejka: "Jakoś to będzie, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było".

Wyszło smutno, ale to naprawdę był najgorszy rok w moim życiu.

Natalia Marenko

Artystka, z zawodu dziennikarka, pracowała w Zaporoskiej Telewizji i Radiu ALEX. Od marca 2022 roku mieszka w Dreźnie.

Natalia marzy o otwarciu sklepu w Niemczech i sprzedawaniu w nim dzieł sztuki i rękodzieła ukraińskich kobiet. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Po wielu moich znajomych na Ukrainie i w Niemczech widzę, że ludzie przestali gonić za dobrami materialnymi i nauczyli się doceniać zwykłe rzeczy: ciche niebo, uścisk dziecka, spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Więc oto jestem. Kto by pomyślał, że ja, osoba, która kochała barwne życie z wyjazdami służbowymi, podróżami, wystawami i koncertami, teraz za najwyższą wartość uznam słowa: "Mamo, cześć, żyję, nasz dom jest bezpieczny".

Każdy poranek zaczyna się od tych słów mojego najstarszego syna, który obecnie mieszka w Zaporożu i pracuje w firmie zbrojeniowej. I te codzienne słowa są dla mnie najważniejszym wydarzeniem w ciągu całego roku.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

Punkt odniesienia dla tego, kiedy wojna się skończy. Trudno bez niego żyć.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

W przyszłym roku marzę o otwarciu sklepu w Dreźnie, promującego ukraińską sztukę i sztukę ludową moich rodaków, sprzedającego ich produkty - haftowane koszule, biżuterię, obrazy, naczynia z petrykiwskimi motywami [ukraińskie dekoracyjne i ozdobne malarstwo ludowe, które pochodzi ze wsi Petrykiwka w regionie Dniepru - red.], ceramikę itp. Sprzedaję też własne wyroby - cztery lata temu zaczęłam robić biżuterię z kamieni naturalnych.

Pomysły czerpię z natury: kwiaty, owady, pająki, motyle, koniki morskie często stają się elementami moich naszyjników, koralików i kolczyków. W Zaporożu jeszcze przed inwazją na pełną skalę odbyło się kilka wystaw mojej kamiennej biżuterii. W Niemczech brałam również udział w kilku imprezach charytatywnych poświęconych Dniu Niepodległości Ukrainy, Wielkanocy i Bożemu Narodzeniu. Niemcy chętnie kupują biżuterię wykonaną w kolorach ukraińskiej flagi.

Jako że w Dreźnie istnieje bardzo silna i aktywna ukraińska diaspora, nasza sztuka jest szeroko promowana i doceniana. Ukraińcy stworzyli w Dreźnie znany chór o nazwie "Wola", który występuje w całej Saksonii, a także organizuje amatorskie występy w języku ukraińskim. Marzę o zorganizowaniu charytatywnej wystawy mojej biżuterii o nazwie "Kwitnąca Ukraina" w Niemczech, a może nawet w Polsce - i przekazaniu dochodu z niej na rzecz Ukraińskich Sił Zbrojnych.

4. Gdzie przywitasz Nowy Rok?

Boże Narodzenie i Nowy Rok spędzę z rodziną mojego najmłodszego syna, który mieszka w Niemczech od 13 lat.

5. Jakie zdanie najgłębiej zapadło Ci w pamięć - albo takie, które sama często powtarzasz?

"Trzymajmy się!". Pamiętam, jak od pierwszego dnia wojny zwykli mieszkańcy Zaporoża zaczęli robić koktajle Mołotowa, tkać siatki maskujące, piec ciasta dla obrońców, chwytać za broń i umacniać brzeg Dniepru workami. Dziś, dzięki Bogu, Zaporoże jest wolne, choć nadal jest tam bardzo niebezpiecznie. Ale życie toczy się pełną parą. Mimo ciągłych nalotów działają teatry, filharmonia, duże i małe przedsiębiorstwa. Nasi ludzie są niezłomni i nie do pokonania.

Inwestujemy w zwycięstwo tak bardzo, jak tylko możemy. Każdy jest na swoim miejscu. Nasi wolontariusze w Dreźnie nadal pomagają naszym wojskowym. Oprócz darowizn, niedawno wysłałam naszym chłopakom małe żółte i niebieskie aniołki, aby ich chroniły. Tak więc dla mnie hasło na 2023 rok brzmi: "Trzymajmy się!". A kolejne to "Do zobaczenia po zwycięstwie"...

Przeczytaj także ankietę przeprowadzoną wśród ukraińskich kobiet z Holandii, Francji, Danii i Czech w artykule "W tym roku najczęściej wypowiadałam zdanie "Kocham Cię!"".

No items found.

Ukraińska dziennikarka i scenarzystka. Członkini Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy. Autorka wielu znaczących materiałów śledczych  i społecznych. Przez większość swojego życia pracowała jako felietonistka i redaktorka w czasopismach i gazetach, w szczególności w gazecie „Fakty”.

Po opuszczeniu okupowanego Irpienia, dołączyła do projektu dla mediowego międzynarodowej organizacji Media in Cooperation and Transition — MICT (wspiera dziennikarzy ze stref konfliktów i działań wojennych) w Berlinie. W Niemczech współpracuje z Inicjatywą Pamięci Eckerwald, która utrwala pamięć więźniów obozów koncentracyjnych w miejscach masowych egzekucji więźniów podczas II wojny światowej.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

W Mławie schroniła się już na początku inwazji, wraz z matką i dziećmi. Dziś pracuje nad dokumentem „Głos mamy”, opowiadającym o niezwykłej przyjaźni między polskimi i ukraińskimi matkami w obliczu wojny i kryzysów psychologicznych w ich rodzinach.

Oto opowieść Hanny Jarowenko.

Budzisz się w Kijowie, zasypiasz w Warszawie

Wojnę na pełną skalę poznałam w Kijowie. Nie przygotowywaliśmy żadnych plecaków ewakuacyjnych, tylko dokumenty. O 5 rano obudziły mnie wyjące alarmy samochodów. Moje okna wychodziły na Batyjewą Górę, krakało mnóstwo wron, jak w jakimś średniowieczu. Kiedy włączyłam telewizor, wszystko stało się jasne: Putin ogłaszał rozpoczęcie tak zwanej operacji specjalnej. Potem zadzwonił mój ojciec chrzestny i powiedział mi o pocisku, który spadł w pobliżu jego domu. Zabrałam dzieci, matkę, dokumenty i pojechaliśmy do wioski niedaleko Irpienia, do mojego ojca.

W latach 90., kiedy robiłam program o wojnie w Bośni i Hercegowinie, zapamiętałam pewną rzecz: kiedy zaczynają się walki, musisz jechać na wieś. Bo tam szanse na przeżycie są większe

Tam jest drewno na opał, woda w studni, warzywa w ogródku. Tyle że jeśli masz dzieci, jesteś trupem, bo spowolnią cię we wszystkim. Ledwie przyjechaliśmy, usłyszeliśmy toczącą się bitwę w Hostomlu, niedaleko nas. Nad naszym domem latały myśliwce.

Hanna z córką Malwą. Zdjęcie: archiwum prywatne

Zrozumiałam, że nie możemy tam zostać. Tej nocy spaliśmy w ubraniach, lecz ja nie potrafiłam zasnąć; od wybuchu wielkiej wojny nie spałam przez trzy dni. O pierwszej w nocy usłyszałam potężną eksplozję. „Wstawajcie! Mamy 10 minut, żeby się przygotować! Wyjeżdżamy!” – wrzasnęłam. Na drodze w kierunku Kijowa, wzdłuż autostrady warszawskiej, stały długie kolumny czołgów. Na początku myślałam, że to nasze, ale to były czołgi wroga. Później dowiedziałam się, że o 6 rano w Buczy strzelali do cywilnych samochodów. Te trzy godziny, które upłynęły od tamtej chwili, uratowały nam życie. Matka poszła ze mną, ale ojciec został. Rano został schwytany.

Rodzice Hanny podczas kręcenia filmu „Głos mamy”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Po prostu los

Na granicy ukraińsko-polskiej staliśmy przez 25 godzin. Przypomniałam sobie dziennikarkę, która kiedyś, podczas pokazu mojego filmu „Wolni ludzie” na Festiwalu Jagiellońskim w Lublinie, przeprowadzała ze mną wywiad. Napisałam do niej: „Marianno, bardzo mi przykro, ale w tej chwili stoję na granicy z mamą i dwójką dzieci. Co mi radzisz?”. Za pośrednictwem mediów społecznościowych Marianna niemal natychmiast znalazła polską rodzinę, która zgodziła się nas przyjąć.

Adaptacja w obcym kraju nie była łatwa. Po pierwsze – nic nie wiesz. Czujesz się, jakbyś została wrzucona do wody jak kociak. Od razu schodzisz do poziomu pięcioletniego dziecka

Jednak największym zaskoczeniem była dla mnie polska rodzina, do której trafiliśmy – Kaja i Janusz Prusinowscy. Kiedy oprowadzali nas po swoim domu, zobaczyłam na ścianie płytę zatytułowaną „Serce”. To była ta, którą przywiozłam ze Lwowa w 2015 r. Słuchaliśmy jej z moim byłym mężem dosłownie na okrągło – a tu pięć lat później spotykam autora tych piosenek. Całe życie zajmuję się etnografią, robię filmy o muzykach etnicznych, a teraz, w takich okolicznościach, trafiam do rodziny najsłynniejszych muzyków etnicznych w Polsce.

W domu Prusinowskich. Zdjęcie: prywatne archiwum

Polacy mają bardzo piękne słowo „los”. Jego odpowiednikiem jest nasza „dola” – coś, co jest nieuniknione. I właśnie taki „los” się nam przytrafił. Już następnego dnia po przyjeździe poszliśmy z Kają do miejscowej szkoły. Orest miał wtedy 13 lat, a Malwa 5. Syn został od razu przyjęty do siódmej klasy, córka do przedszkola.

Mieszkaliśmy w domu Prusinowskich przez trzy miesiące. I to właśnie tam narodził się pomysł nakręcenia kolejnego filmu dokumentalnego. Tym razem to miał być film autobiograficzny. Do realizacji tego pomysłu popchnęła mnie moja siostra Larysa. Pomogła też z finansami.

„Głos mamy”

Ten film jest historią o życiu z polską rodziną, opowiedzianą w moim imieniu. Traktuje o sile kobiet i wzajemnym wsparciu. O tym, jak moja córka tęskni za ojcem, a syn musi dorosnąć. W filmie splata się kilka wątków. Jest o kobiecej sile, o relacji między ojcem i córką, o wzajemnym smutku i niemożności spotkania. Są też sceny z moimi rodzicami. Mam sporo materiału, który na razie trafił do kosza; z nakręconych scen można by zrobić 4-odcinkowy serial. Każda mówi coś do widza.

Hanna: „Głos mamy” to film o sile kobiet i wzajemnej pomocy. Zdjęcie: archiwum prywatne

Najbardziej filozoficzny jest moment, gdy wczesnym rankiem siedzimy z Kają nad jeziorem. Po operacji gardła mój głos stał się szorstki, jakbym przez całe życie paliła. Chciałam porozmawiać o tym moim głosie nad jeziorem. Czy jest jakiś sposób, by go ożywić? Kaja dała mi radę, ćwiczyła ze mną głos, śpiewałyśmy. To był dziwny stan. Trawnik, jezioro skąpane w słońcu, a my trzymamy się za ręce i śpiewamy piosenkę o słońcu. Nikt tego nie reżyserował. Wtedy Kaja zagwizdała i powiedziała: „Słyszysz, jak żaby kumkają?”.

„Tak. Wszystkie żywe istoty mają swój własny głos, ale ja czuję się na wpół żywa” - odpowiedziałam. To właśnie od tej sceny wzięłam tytuł filmu „Głos mamy”.

Ciekawa jest też scena ze szmacianą lalką. Uczyłam Kaję, jak ją zrobić.

W trakcie rozmawiałyśmy o życiu, dzieciach, o tym, kto jak wyszedł za mąż, a potem stopniowo przeszłyśmy do wojny i Putina. Powiedziałam: „Zróbmy szmacianą lalkę Putina, porozmawiamy o tym i spalimy ją”

To był rodzaj protestu. Kazałam lalce zabrać ze sobą Putina. To wszystko było spontaniczne. Nie konsultowałam się z żadnymi czarownicami czy wróżbitami. Wszystko było impulsem, ale od serca. A potem chyba najtrudniejsze było oglądanie siebie na ekranie. To czysto psychologiczny moment, bo nie widzisz siebie obiektywnie, zauważasz tylko wszystkie swoje wady. Musiałam z tym walczyć. Wiesz, dwa razy miałam raka. Przedtem byłam zupełnie inną kobietą. Choroba znacznie pogorszyła mój stan fizyczny

Ogólnie rzecz biorąc, koncepcja filmu polegała na okazaniu wdzięczności Polsce za przyjęcie mojej rodziny i czterech milionów innych osób jak braci i sióstr.

Hanna Jaworenko i Kaja Prusinowska podczas kręcenia filmu „Głos mamy”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Ten film nie jest o tym, jacy jesteśmy biedni i nieszczęśliwi. Opowiada o kobiecej przyjaźni i podstawowych ludzkich wartościach. Zdjęcia rozpoczęły się 22 kwietnia 2022 roku, a zakończyliśmy je 2 stycznia 2024 roku, kiedy w Kijowie został zbombardowany dom stojący obok naszego. W naszym mieszkaniu fala uderzeniowa rozwaliła wszystkie okna i drzwi. Nie wiem, co wydarzy się jutro, dlatego kończę film właśnie tą sceną – i tym, że wojna trwa.

Chwile, które się nie powtórzą

Jednak żyję nie tylko kinem. Obecnie w Mławie, gdzie nadal mieszkamy, dzięki Fundacji Świętego Mikołaja urządziliśmy salę, w której pracujemy z ukraińskimi dziećmi. Niestety wiele z nich jest jeszcze rosyjskojęzycznych i to na moich zajęciach słyszą ukraiński. Dzielą się też swoimi problemami. Zorganizowałam między innymi sekcję historyczną; od czasu do czasu robię wycieczki do muzeów, by dzieci mogły poznać historię kraju. Odkryciem było dla mnie to, że nie wiedziały, czym była Rzeczpospolita Obojga Narodów, zwłaszcza te ze starszej grupy. Według jednej z ich wersji to był rodzaj kiełbasy, według innej – nazwa leku.

Do tego dochodzą zajęcia z robótek ręcznych: rzeźbimy, rysujemy, szyjemy. Teraz w pokoju jest nas trzy: ja, Ukrainka, która uczy angielskiego, i psycholożka. Ta ostatnia pomaga dzieciom po ósmej klasie zdawać testy i decydować o swym przyszłym zawodzie.

Oczywiście chcemy wrócić do Ukrainy, ale dopiero po zakończeniu wojny

Poza wszystkim innym, mam problemy zdrowotne; będę uzależniona od leków do końca życia. Obawiam się, że w Ukrainie potrzebne mi lekarstwa mogą nie być dostępne. Jestem pod obserwacją w warszawskim szpitalu onkologicznym, od czasu do czasu przechodzę badania. Przez pierwsze pół roku w Polsce nie było we mnie żadnych emocji. Nie mogłam ani płakać, ani się śmiać. Byłam jak Jack Sparrow, moja ulubiona postać. Nie wiem, dlaczego, ale czasami czuję się jak on. W końcu zawsze znajdował wyjście z każdej trudnej sytuacji.

Hanna: „Jestem bardzo zła, że ta wojna i Rosjanie odebrali mi możliwość kontaktowania się z ojcem, a moim dzieciom – z dziadkiem”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Czasami zastanawiam się, jak będzie wyglądać powojenna Ukraina. Chciałabym, żeby nasz sąsiad stał się oddzielnymi księstwami. Chcę, żeby Rosja się rozpadła. Chcę, żeby Ukraina stała się członkiem NATO i Unii Europejskiej. I żeby wszyscy przestali kłamać. Nie wiem, na ile to realne. Jestem bardzo zła, że ta wojna i Rosjanie odebrali mi możliwość kontaktowania się z ojcem, a moim dzieciom – z dziadkiem. To są chwile, które już nigdy się nie powtórzą. Jestem zła, że okna mojego mieszkania są niszczone, miasta i wioski są niszczone, a ludzie umierają. To przerażające, w jakim świecie żyją nasze dzieci.

Mój dziadek, który przeżył obóz koncentracyjny, zawsze uczył mnie, że w życiu najcenniejsza jest wolność. Marzę i wierzę, że naród ukraiński będzie ją miał już zawsze.

20
хв

Hanna Jarowenko: – Mój dziadek przeżył obóz koncentracyjny. Nauczył mnie, że najcenniejsza jest wolność

Natalia Żukowska
Franka Piotra Wilde'a

Gdy niektórzy są coraz bardziej zmęczeni wojną w Ukrainie, niemiecki stylista Frank Wilde niestrudzenie każdego dnia robi kolejne zdjęcie, by wesprzeć Ukrainę. Wytrwałość, z jaką pracuje, a także styl i trafność jego fotografii przyciągają uwagę tysięcy ludzi na świecie. Nie pozwalają im zapomnieć o ukraińskiej żałobie i sprawiają, że chcą dołączyć do walki, która może być piękna. Co łączy Wilde'a z Ukrainą? Dlaczego płacze, gdy podróżuje ukraińskimi pociągami? Czy sąsiedzi projektanta irytują się, kiedy okupuje windę, robiąc kolejne fotografie? Odpowiedzi na te i inne pytania – w jego wywiadzie dla Sestr.

Frank w Kijowie

Cyrylica jest bardzo trudna, ale i tak nauczę się ukraińskiego

Ksenia Minczuk: Na pytanie: „Dlaczego Pan wspiera Ukrainę?” – odpowiada Pan: „Jak mógłbym jej nie wspierać?”. Darzy Pan Ukrainę jakimś szczególnym uczuciem?

Frank Peter Wilde: Przed wojną nie miałem specjalnych związków z Ukraińcami. Raz, w 2004 roku, spędziłem w Ukrainie dwa dni. Kijów był wtedy zupełnie inny. Pamiętam, że na stole stała butelka wody. Podniosłem szklankę, żeby się napić, i okazało się, że to... wódka. A było południe! Wtedy zrobiło to na mnie duże wrażenie. Następnym razem w Kijowie byłem już po rozpoczęciu inwazji. I poznałem zupełnie inne społeczeństwo.

Moje wsparcie dla Ukrainy zrodziło się w sposób naturalny, widać to na moim Instagramie. Pierwszy mój post o agresji Rosji pojawił się dwa dni przed inwazją na pełną skalę, 22 lutego 2022. Zrobiłem sobie zdjęcie w masce Putina, z nożem i w czarnym skórzanym płaszczu. To nawiązanie do horroru „Nie oglądaj się teraz” z 1973 roku w reżyserii Nicholasa Roega, który opowiada o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Pomyślałem, że będzie to dobra ilustracja zagrożenia, jakie Putin stanowi dla Ukrainy i Europy.

Jako aktywista queer zawsze walczyłem o równe prawa i sprawiedliwość. Kiedy więc Rosja rozpoczęła agresję, nie mogłem nie interweniować. Nie mogę milczeć, gdy łamane są prawa człowieka, a ludziom odbierana jest wolność.

W listopadzie lub grudniu 2021 r. zdałem sobie sprawę, że Rosja przygotowuje się do inwazji na pełną skalę. W niemieckiej telewizji politycy mówili: „Putin nigdy tego nie zrobi”, „Putin się nie odważy”. Ale ja czułem, że on jest gotowy. Zrobił to z Krymem w 2014 r., z Gruzją w 2008 r. – i zrobi to ponownie. Bo taka jest historia rosyjskiego imperializmu. Proszę zapytać o to na przykład ludzi w Mołdawii. Dlatego opowiedzenie się po stronie Ukrainy było dla mnie logiczne.

Od czego zaczęło się to Pana szczególne nastawienie do Ukrainy?

Na początku wojny byłem w Warszawie, w pracy. Widziałem tam ogromną liczbę uchodźców, miasto było pełne Ukraińców uciekających przed wojną. Chciałem pojechać do Niemiec nocnym pociągiem, ale powiedziano mi, że to niemożliwe, bo wszystkie pociągi są pełne Ukraińców. Musiałem pojechać samochodem.

Wszędzie po drodze widziałem autobusy pełne uchodźców z Ukrainy. Było wtedy dość zimno, patrzyłem na przerażone dzieci w samochodach. Wyglądały przez okna, rozglądając się wokół ogromnymi, zdezorientowanymi oczami. Oczy ich matek były nie mniej zdezorientowane

Kiedy wróciłem do Berlina, postanowiłem, że zrobię wszystko, by wesprzeć Ukrainę.

To był kolejny etap wsparcia, które pojawiło się dzięki moim emocjom i głębszemu zrozumieniu tego, co się dzieje. Dostałem pracę jako wolontariusz na głównym dworcu kolejowym w Berlinie.

Następnym krokiem był film. Agencja ONZ ds. Uchodźców zaproponowała mi pracę nad filmem o ukraińskich uchodźcach. Natychmiast się zgodziłem. „Ale Frank, to jest darmowa praca, trzy noce zdjęć. Może masz asystenta, który mógłby to zrobić?”. Odpowiedziałem: „Przepraszam, czego nie zrozumiałeś z mojej odpowiedzi? Jestem gotów zrobić to za darmo”. I z ukraińską ekipą liczącą 60 osób stworzyliśmy film „Uprooted”. Udział w tym projekcie otworzył mnie na Ukraińców.

Słuchałem ich historii, przyglądałem się im. Mamy w głowach stereotyp tego, jak wygląda uchodźca. Na przykład powinien być nieszczęśliwy. Tyle że Ukrainki takie nie są. Oczywiście, były zszokowane i zdezorientowane, ale z nastawieniem: „OK, jesteśmy tutaj. Co możemy z tym zrobić?”. Pewne siebie i silne. Byłem pod ogromnym wrażeniem. Szanuję każdą Ukrainkę, która musiała wyjechać z powodu wojny.

Potem zacząłem uczestniczyć w demonstracjach, na których poznałem ukraińską społeczność w Berlinie. Zacząłem studiować ukraińską kulturę – okazała się bardzo interesująca.

Stopniowo Ukraina stała mi się bardzo bliska. Niestety, nie mówię jeszcze po ukraińskum – cyrylica okazała się dla mnie bardzo trudna. Mam jednak nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzę. Posiadam już zaproszenie od internetowej szkoły językowej. Chcę się nauczyć tego języka, by być jeszcze bliżej Ukrainy.

Ukraiński jest uważany za jeden z najtrudniejszych języków do nauki...

Proszę mi tego nie mówić! (śmiech)

...ale także jeden z najpiękniejszych! Czy nasz następny wywiad będzie po ukraińsku?

Być może. Na pewno powiem: „Cześć! Jak się Pani ma? Bo ja mam się świetnie!”

Czasami musisz zaszokować ludzi, by coś zmienić

Wiece, protesty, spotkania, filmy. Jak Pan teraz pomaga?

Przeprowadziłem już dwie duże kampanie fundraisingowe. Teraz rozpocząłem trzecią, tym razem dla NAFO [wirtualnej społeczności przeciwdziałającej rosyjskiej propagandzie i dezinformacji podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej – red.].

Jesienią 2023 roku w Kijowie wręczono mi nagrodę „Międzynarodowy Sojusznik Roku”. Przedstawiciele NAFO zapytali, czy byłbym zainteresowany przeprowadzeniem dla nich zbiórki na lekarstwa. Odpowiedziałem: „A co ze zbiórką na broń?”. Byli zaskoczeni: „Myślisz, że w Niemczech można zrobić taką zbiórkę?” Byłem pewien.

Wspieranie wojska jest teraz bardzo ważne. Szczerze chcę, aby Siły Zbrojne Ukrainy pokonały Rosjan. I chcę zebrać pieniądze na ich zwycięstwo

Jestem Niemcem, a Niemcy dużo mówią o pokoju, pokojowych sposobach zakończenia wojny. Jednak od samego początku mówiłem, że Ukraina powinna otrzymać broń. Zrobiłem sobie nawet tatuaż przedstawiający ukraińskiego „szopa z Chersonia” z bronią. To mój symbol niemiecko-ukraińskiej solidarności.

Teraz mam nową zbiórkę dla NAFO. Zbieramy na dwa funkcjonalne pojazdy specjalnie wyposażone do pracy w warunkach wojennych. Cel to 38 tysięcy dolarów. Zawsze dołączam do fundraiserów, którym ufam, i osobiście znam ludzi, którzy za nimi stoją. Dla mnie ważna jest świadomość, że każde euro trafi do wojska.

Mogę wykorzystać swoją popularność i wpływy. I widzę, że to działa. Jeśli jestem w stanie coś zmienić, na pewno to zrobię. Czasami mogę być prowokacyjny, czasem ostry i natrętny. Myślę, że to właściwa droga. Bywa, że musisz zaszokować ludzi, bo łagodność i ostrożność nie zawsze działają.

Teraz chodzę na protesty, wygłaszam przemówienia, rozmawiam z ludźmi, podpisuję petycje i spotykam się z niemieckimi politykami. Kiedy widzę, że ludzie rozumieją, jak ważne jest wspieranie Ukrainy, jestem szczęśliwy.

Czy Niemcy robią wystarczająco dużo dla Ukrainy?

Wielu polityków w Niemczech mówi: „To nie nasza wojna. Nie powinniśmy dostarczać Ukrainie broni”. Cóż, wszyscy ci, którzy tak mówią, nigdy w życiu nie byli w Ukrainie i nigdy nie rozmawiali z Ukraińcami

Jak więc możecie mówić, że Ukraina powinna oddać swoje terytoria, jeśli nigdy nie rozmawialiście z ani jednym Ukraińcem? Jak śmiecie?

Kiedy masz kontakt z Ukraińcami, rozumiesz rzeczywistość. Od początku inwazji byłem w Ukrainie trzy razy. Jestem w stałym kontakcie z różnymi tamtejszymi organizacjami charytatywnymi: United24, Kyiv Defenders, Głosy dzieci, UAnimals itp. Utrzymuję kontakty z wieloma Ukraińcami.

Dlatego rozumiem, że Niemcy nie robią dla Ukrainy wystarczająco dużo. Tak, mój kraj bardzo pomaga uchodźcom, ale musimy też pomagać z bronią. Powinniśmy wspierać ludzi, którzy bronią Ukrainy – czyli jej wojsko. Nie powinniśmy bać się Rosji. Przez pierwsze dwa lata wojny Niemcy bały się sprowokować Rosję do jeszcze większej agresji. Ciągle rysowali czerwone linie. Myśleli, że Rosja nigdy ich nie przekroczy. Widzimy jednak, że dla Rosji nie ma żadnych czerwonych linii. To wszystko nonsens. Dlatego musimy wspierać Ukrainę wszystkim, co mamy, by zwyciężyła.

Płaczę, kiedy podróżuję ukraińskimi pociągami

Proszę opowiedzieć o swoich podróżach do Ukrainy. Jaki jest ich cel?

Zawsze podróżuję do Ukrainy z własnej woli i na własny koszt. I za każdym razem, gdy jeżdżę ukraińskimi pociągami, jestem zachwycony. Dla mnie najbardziej romantyczną rzeczą, jaką możesz zrobić, jest wybranie się w długą podróż ukraińskim pociągiem. Podoba mi się wszystko: wagony sypialne, krajobrazy za oknem, specjalna herbata. Kiedy widzę te pociągi, chce mi się płakać ze szczęścia. I mi się płakać, ilekroć o tym mówię. Mam też wszystko, co można ukraść z pociągu (śmiech). W domu zgromadziłem już prawdziwe muzeum ukraińskich kolei.

W Ukrainie czuję się absolutnie bezpiecznie. Wiem, to dziwne, bo przecież Ukraina nie jest bezpieczna. Ale ufam waszej obronie powietrznej.

Pamiętam, jak we Lwowie stałem przed niesamowicie pięknym hotelem w centrum miasta. Petunie, spokój, 6 rano. I wtedy zaczął wyć alarm. Pomyślałem: jak można chcieć zniszczyć to piękno? Co jest nie tak z Rosjanami?

Ukraina chce żyć i kochać. A Rosja chce tylko niszczyć.

Miałem kiedyś w Berlinie rosyjskich przyjaciół – lecz kiedy zdałem sobie sprawę, że nie przyjmują do wiadomości tego, co się naprawdę dzieje, przestałem z nimi rozmawiać. Nie czuję już tych ludzi. I nie chcę czuć.

Podczas wojny zrobił Pan prawie tysiąc zdjęć w windzie, by wesprzeć Ukrainę. Jak wygląda proces przygotowań do takiej sesji zdjęciowej?

Tak, mam dokładnie tyle zdjęć z ukraińskiej windy, ile dni trwa ta wielka wojna. To mój pamiętnik z waszej wojny.

Zwykle rano decyduję, co będę fotografował. Kiedy mam ważne rzeczy do zrobienia, myślę z wyprzedzeniem, ale zazwyczaj nie mam planu. Gdy dzieją się jakieś ważne wydarzenia, reaguję na nie. Wybuch elektrowni wodnej w Kachowce, zmasowany ostrzał, ofensywa ukraińskich sił zbrojnych na Kursk.

Albo na przykład zabicie przez Rosję Iryny Cybuch. Albo tragedia w szpitalu dziecięcym. Takie rzeczy mnie dotykają, łamią mi serce, więc nie mogę nie reagować

Moje fotografowanie w windzie to cała przygoda: muszę przynieść rekwizyty, i wszystko zawczasu ustawić, by zrobić zdjęcie. Najpierw przygotowuję wszystko w mieszkaniu, a potem przenoszę to do windy – i robię szybkie zdjęcie bez jej zatrzymywania. Jeśli akurat winda jest przez kogoś ściągana, jadę nią do tej osoby.

Ale są też trudne ujęcia. Na przykład to, które chciałem zrobić bez światła – potrzebowałem świec, latarki albo lampy. Musiałem pomyśleć, jak wszystko zaaranżować. Albo zdjęcie na Boże Narodzenie: w jednej ręce trzymałem lalkę, niczym dziecko, a w drugiej siedem świeczek. I jakoś musiałem to zdjęcie zrobić. Zabrało mi to trzy godziny, ale się udało.

Moi poprzedni sąsiedzi nie byli z tego szczególnie zadowoleni. Poprosili zarządcę budynku, żeby ze mną porozmawiał. Ale potem się wyprowadzili. Nowi są bardzo mili, nie ma z nimi żadnych problemów

Pytają mnie: „Skąd bierzesz pomysły na te wszystkie zdjęcia i siłę, by je robić?”. A ja jestem po prostu uparty. Zawsze kończę, co zaczynam. Tak właśnie ludzie zmieniają świat

Jestem najlepszym przykładem na to, że zwykła, bezstronna osoba, nie polityk czy biurokrata, może mieć wpływ. Może przekonać ludzi, zmienić ich nastawienie do wojny w Ukrainie. Bo ta wojna nie jest zwykłą wojną. To także wojna informacyjna, czasami bez słów. Moje zdjęcia w windzie są językiem, który ludzie rozumieją bez słów.

Czego chciałby Pan życzyć Ukraińcom?

Widzę to tak: Ukraina wygrywa, dołącza do UE i NATO, Krym wreszcie powraca do macierzy, wszyscy więźniowie wracają do swoich rodzin, a Rosja płaci za wszystkie swoje zbrodnie.

To jest moje życzenie dla Ukrainy. I dla całej Europy. Bo jeśli ta wojna nie zostanie powstrzymana, rozprzestrzeni się na inne kraje Unii. A na to nie możemy pozwolić.

Zdjęcia z prywatnego archiwum

20
хв

Zdjęcia w windzie – mój osobisty pamiętnik z waszej wojny

Ksenia Minczuk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Anita Łucenko: Bez ćwiczeń Ukraińcom będzie coraz trudniej zachować zdrowy rozsądek

Ексклюзив
20
хв

Profesor Stępień: Prezydenci i rządy przychodzą i odchodzą. Znacznie ważniejsza jest postawa narodu

Ексклюзив
20
хв

Kareta dla uchodźczyni. Absurdalna historia rejestracji samochodu w Polsce

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress