Exclusive
20
min

Najcenniejsze dla mnie słowa w 2023 roku? "Mamo, cześć! Żyję, nasz dom jest bezpieczny". Ankieta

Sestry zapytał ukraińskich imigrantów w Niemczech, co przyniósł im rok 2023, a co im odebrał

Larysa Krupina

Kolaż Sestry

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

W przededniu nowego roku 2024 portal Sestry zapytał ukraińskie kobiety, które schroniły się przed wojną w Niemczech, o podsumowanie roku mijającego. Zadaliśmy następujące pytania: Co przyniósł ci rok 2023? Jakie były Twoje osiągnięcia, ważne wydarzenia i sukcesy? Co straciłaś w 2023 roku? Jakie są Twoje oczekiwania w 2024? Gdzie będziesz świętować Nowy Rok? Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć w mijających 12 miesiącach?

Публікуємо відповіді українок з Берліна, Бонна, Дрездена та Фюрстенау. А як на ці запитання відповіли б ви?

Jewgenia Mosałowa

42 lata. Jest działaczką na rzecz praw zwierząt. Od kwietnia 2022 r. mieszka w Fürstenau w Dolnej Saksonii.

Jewgenija Mosałowa straciła brata w 2023 roku. Ale uratowała dziesiątki zwierząt, nauczyła się niemieckiego i poznała nowych przyjaciół. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Kiedy wybuchła wojna, wraz z rodziną i zwierzętami przebywałam w Buczy, gdzie cudem przetrwaliśmy okupację. W kwietniu 2022 r. niemiecka organizacja ochrony zwierząt PETA ewakuowała za granicę moje zwierzęta - 30 psów i 19 kotów - a także mnie i moje bliźniaki Iwankę i Andrija (mają teraz prawie pięć lat). Nasi przyjaciele z Niemiec zaplanowali tę podróż i cała rodzina pojechała do granicy w karawanie trzech autobusów. PETA czekała na nas w Mukaczewie ze specjalnym dużym samochodem do transportu zwierząt oraz samochodem dla mnie i dzieci.

Tegorocznym osiągnięciem jest dla mnie nauka języka niemieckiego, która pozwala mi porozumiewać się bez tłumacza z Lidią i Eduardem, którzy od wielu lat wspierają moje zwierzęta i szukają dla nich nowych rodzin. To oni zainicjowali naszą ewakuację i jako pierwsi otworzyli przed nami drzwi swojego domu.

Poznałam też nowych przyjaciół. To babcia Angelica i dziadek Harold, którzy otoczyli moje dzieci miłością, troską i prezentami. Cieszę się, że mogę komunikować się bezpośrednio z moimi przyjaciółmi Rolfem i Susanne, którzy stali się prawdziwą rodziną dla moich dwóch psów z Buczy. Oni również pomagają mi i moim zwierzętom, wysyłając góry prezentów dla dzieci i zwierząt.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

Mój brat Iwan zginął na wojnie. Miał 21 lat. Był tylko dzieckiem, a jednak odważnym człowiekiem, bohaterem, który stanął w obronie swojej ojczyzny, a nawet zdołał ukraść wrogowi transporter opancerzony. Powiedział swojej matce: "Jeśli nie my, to kto obroni Ukrainę?". Kiedy po raz ostatni rozmawiałam z nim przez Vibera, zalałam się łzami i podziękowałam mu za ochronę i możliwość wypicia kawy w bezpiecznym miejscu. A on uśmiechnął się tak nieśmiało i powiedział: "No dalej, nie płacz, pokaż mi swoich siostrzeńców...". A dziś nie ma go już wśród nas.

Oprócz tej strasznej straty, cały 2023 rok za granicą spędziłam na walce z rakiem u kilku moich zwierząt. Będąc tutaj, kontynuowałam ratowanie skrzywdzonych psów w Ukrainie. Zapewniłam schronienie ośmiu zwierzętom.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Mam nadzieję, że w 2024 roku spełni się marzenie prawie całego świata: wojna się skończy, żołnierze i cywile wrócą do swoich domów, by budować pokój i wychowywać następne pokolenie w szczęściu i miłości.

Moje dzieci, jak wszystkie dzieci w Ukrainie, wiedzą, czym jest wojna: kiedy jest głośny ostrzał i wszystko płonie, kiedy wrogie oddziały przejeżdżają przez podwórko i trzeba uciekać do korytarza, żeby się schować, kiedy małymi rączkami kruszysz tak cenny suchy chleb i leczysz najsłabsze i chore psy, bo one też muszą przeżyć. Kiedy obcy ludzie przystawiają ci karabin maszynowy do głowy, a ty masz dopiero trzy lata. I przez następne dwa lata nie zapominasz o tym wydarzeniu i opowiadasz o nim ze szczegółami, jakby to wydarzyło się wczoraj.

Kiedy wyjechaliśmy do Niemiec, myślałam, że koszmary Iwana: "Mamo, wstawaj, tam są czołgi!" się skończyły. Ale nie. On i Andrij czasem krzyczeli przez sen coś o wojnie, a czasem o śwince Peppie albo mamrotali coś po niemiecku. A raz, nie otwierając oczu, Iwanko wspiął się na brata i wszystkie psy śpiące z dziećmi w łóżku, przylgnął do moich pleców i krzyknął: "Nie, nie, nie strzelaj, nie!".

4. Gdzie przywitasz Nowy Rok?

W Fürstenau, w czysto rodzinnym gronie: ja, dzieci, zwierzęta. A świętować będziemy po zwycięstwie.

5. Jakie zdanie najgłębiej zapadło Ci w pamięć - albo takie, które sama często powtarzasz?

"Chcę wrócić do domu!" i "Niech oni wszyscy umrą!".

Liubow Butkowska

60 lat. Mieszka w Berlinie. Z zawodu bibliotekarka. Jej 55-letni mąż jest na wojnie. 22-letni syn pracuje w Kijowie.

Mąż Liubow Butkowskiej bronił Ukrainy od początku wojny. W 2023 r. dostał krótki urlop, który spędzili razem. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Do Berlina, gdzie od ponad dekady mieszka moja córka z mężem i wnukami, przyjechałam 10 marca 2022 roku. W 2023 roku, po 9 miesiącach nauki, zdałam egzamin z niemieckiego na poziomie B1. Uważam to za swoje osiągnięcie, biorąc pod uwagę fakt, jak trudny jest niemiecki.

Moim atutem, a tym samym sukcesem, są nowi niemieccy przyjaciele, którzy nas wspierają. Mam gdzie mieszkać i co jeść: Niemcy troszczą się o mnie, zwykłą uchodźczynię z Ukrainy, nie wspominając o pomocy w trudniejszych sytuacjach, np. w bezpłatnym leczeniu chorych na raka z Ukrainy. Każdego ranka w duchu dziękuję Niemcom za moje spokojne życie.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

W wieku 94 lat zmarła osoba, która była bardzo ważna dla mnie i mojego syna. Była Honorową Nauczycielką Ukrainy, nauczycielką historii z prawie 60-letnim doświadczeniem, matką mojej bliskiej przyjaciółki Marii Fiedorowny Gotowcewej, która zmieniła nasze życie. Przez ostatnie 20 lat była dla mnie jak matka, ponieważ opiekowała się mną, a ja czułam jej ciepło całym sercem. Mój syn, poznawszy ją, tak zainteresował się historią, że wstąpił na wydział historyczny instytutu.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Pomóc mojej rodzinie i przyjaciołom, którzy zostali w Ukrainie. Marzę o tym, by częściej widywać miłość mojego życia, mojego męża Giennadija. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Wcześniej nigdy w coś takiego nie wierzyłam, ale stało się to w pierwszej chwili. I to nie była jakaś romantyczna randka, lecz czysto biznesowa znajomość. Musiałam naprawić samochód, a ten zielonooki facet zgłosił się na ochotnika, by mi w tym pomóc. Od tego momentu prawie się nie rozstawaliśmy.

Poznaliśmy się jako dorośli ludzie, zakończyliśmy związki z naszymi byłymi, byliśmy wolni i gotowi na nowy etap w naszym życiu. Każde z nas miało jednak jasny plan na przyszłość i wytrwale dążyło do realizacji swoich celów. To spotkanie zmieniło wszystko. Jestem wdzięczna losowi, że do niego doszło. Wybrałam najlepsze z najlepszych: w lutym 2022 roku Gena wstąpił do Gwardii Narodowej.

Nie było sensu go powstrzymywać. W końcu skoro zdecydował się coś zrobić, zrobił to. Latem 2022 roku wyszkolił się na pilota drona i otrzymał nagrodę. Jestem z niego dumna.

W tym roku pozwolili mu na dwutygodniowy urlop w Berlinie, skąd pojechaliśmy do Włoch. Był szczęśliwy, że choć przez krótki czas mógł zanurzyć się w normalnym, spokojnym życiu. A potem znów wrócił na Ukrainę. Na wojnę.

4. Gdzie przywitasz Nowy Rok?

W Berlinie, z nowymi przyjaciółmi, z którymi zbliżyłam się w ciągu ostatniego roku.

5. Jakie zdanie najgłębiej zapadło Ci w pamięć - albo takie, które sama często powtarzasz?

"Wierzę w zwycięstwo! Wszystko będzie Ukrainą!"

Natalia Kłoczanina

48 lat, nauczycielka języków obcych. Mieszka w Bonn. Uczy niemieckiego w szkole. Przebywa w Niemczech od 1 kwietnia 2022 roku.

Наталя Клочаніна самотужки витягла себе й сина з тяжкої депресії та посприяла збору 200 тисяч євро для матерів у біді. Фото з приватного архіву

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Ból, strata, świadomość własnej bezradności, niesprawiedliwość świata - to trwa od 2022 roku. Nie zamierzałam wyjeżdżać, bo przydawałam się w domu, w rejonie Kijowa. Zbierałam mieszanki zapalające, wspinałam się na dachy w poszukiwaniu czujników rozrzuconych na drodze ostrzału artyleryjskiego, zawoziłam leki do przychodni, napełniałam worki z piaskiem, dawałam schronienie sąsiadom z małymi dziećmi w moim garażu itp.

Wyjechałam, bo byłam jedyną osobą z całej licznej rodziny, która mogła wywieźć noworodka siostrzenicy za granicę i ochronić go przed atakami rakietowymi. Granicę przekraczaliśmy pieszo: mój syn z kotem w plecaku, siostrzenica z dzieckiem i ja z walizkami. Moja mama miała ataki paniki, więc zostawiliśmy ją w Ukrainie. Przyjechała do nas pół roku później.

Zrobiłam wiele rzeczy, które można uznać za osiągnięcie: zabrałam moje dzieci i dzieci, które nie były moje, w bezpieczne miejsce; walczyłam o przetrwanie (zmieniłam trzy prace, trzy mieszkania, próbowałam zmagać się z niemiecką biurokracją, ale zostałam przez nią zmiażdżona); jestem aktywnie zaangażowana w stowarzyszenie Ukrainer in Bonn e V., pomagające Ukrainie. Prowadzę grupę dziewiarską, materiały dostarczam szwaczkom przy wsparciu międzynarodowej organizacji Wool for Ukraine. Uczestniczę też w biegach praw człowieka i demonstracjach wspierających Ukrainę. No i sama wyciągnęłam siebie i mojego syna z ciężkiej depresji.

Udzieliłam licznych wywiadów niemieckiej prasie, w tym wywiadu na żywo dla talk show Kölner Treff w stacji WDR. Podczas tego wieczoru zebrano ponad 200 000 euro darowizn dla matek w potrzebie (Mütter im Not).

Nie mam z czego być dumna. Wszystko, co robię, robię z bólem i przeszkodami.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

Rok 2023 odebrał mi szczęśliwe życie. Mój najstarszy syn jest w Ukrainie, nie mieszkam w swoim pięknym mieszkaniu. Straciłam związek z mężem, zdrowie i lekkość. Straciłam rodzinę, zwierzaka, pieniądze i samochód. Zepsuł się tuż przed polską granicą - oczywiście kanistry, które sprzedali mi rodacy, nie zawierały benzyny. A moja kotka Bella uciekła gdzieś w stresie i się zgubiła.

W Niemczech czuję się jak gość. Jak turystka, która utknęła w miejscu, w którym złamała wszystkie prawa i zgubiła dokumenty, więc odsiaduje wyrok. I przywraca te wszystkie dokumenty, bo w przeciwnym razie nie będzie mogła wrócić do domu. Widzę piękne domy, piękno krzewów i tramwajów, czuję ciepło ogrzewania w szkole podstawowej, w której uczę, i w pociągach, ale uczucie domu nigdy nie nadeszło. Nie jest nawet blisko.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Jedyną rzeczą, której naprawdę chcę, jest zakończenie wojny. Wszystko inne to nonsens.

4. Gdzie przywitasz Nowy Rok?

W Turyngii, z moją matką. Mieszkałam tam, potem znalazłam pracę w Bonn. Pół roku szukałam tam mieszkania, pomieszkiwałam u życzliwych ludzi, śpiąc na dmuchanym materacu. W końcu mieszkanie znalazłam.

5. Jakie zdanie najgłębiej zapadło Ci w pamięć - albo takie, które sama często powtarzasz?

Najbardziej zapadającym w pamięć zwrotem jest ten, który najczęściej słyszę od niemieckich władz: Es tut mir leid - "Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc". A ja staram się powtarzać sobie słowa dzielnego żołnierza Szwejka: "Jakoś to będzie, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było".

Wyszło smutno, ale to naprawdę był najgorszy rok w moim życiu.

Natalia Marenko

Artystka, z zawodu dziennikarka, pracowała w Zaporoskiej Telewizji i Radiu ALEX. Od marca 2022 roku mieszka w Dreźnie.

Natalia marzy o otwarciu sklepu w Niemczech i sprzedawaniu w nim dzieł sztuki i rękodzieła ukraińskich kobiet. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Po wielu moich znajomych na Ukrainie i w Niemczech widzę, że ludzie przestali gonić za dobrami materialnymi i nauczyli się doceniać zwykłe rzeczy: ciche niebo, uścisk dziecka, spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Więc oto jestem. Kto by pomyślał, że ja, osoba, która kochała barwne życie z wyjazdami służbowymi, podróżami, wystawami i koncertami, teraz za najwyższą wartość uznam słowa: "Mamo, cześć, żyję, nasz dom jest bezpieczny".

Każdy poranek zaczyna się od tych słów mojego najstarszego syna, który obecnie mieszka w Zaporożu i pracuje w firmie zbrojeniowej. I te codzienne słowa są dla mnie najważniejszym wydarzeniem w ciągu całego roku.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

Punkt odniesienia dla tego, kiedy wojna się skończy. Trudno bez niego żyć.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

W przyszłym roku marzę o otwarciu sklepu w Dreźnie, promującego ukraińską sztukę i sztukę ludową moich rodaków, sprzedającego ich produkty - haftowane koszule, biżuterię, obrazy, naczynia z petrykiwskimi motywami [ukraińskie dekoracyjne i ozdobne malarstwo ludowe, które pochodzi ze wsi Petrykiwka w regionie Dniepru - red.], ceramikę itp. Sprzedaję też własne wyroby - cztery lata temu zaczęłam robić biżuterię z kamieni naturalnych.

Pomysły czerpię z natury: kwiaty, owady, pająki, motyle, koniki morskie często stają się elementami moich naszyjników, koralików i kolczyków. W Zaporożu jeszcze przed inwazją na pełną skalę odbyło się kilka wystaw mojej kamiennej biżuterii. W Niemczech brałam również udział w kilku imprezach charytatywnych poświęconych Dniu Niepodległości Ukrainy, Wielkanocy i Bożemu Narodzeniu. Niemcy chętnie kupują biżuterię wykonaną w kolorach ukraińskiej flagi.

Jako że w Dreźnie istnieje bardzo silna i aktywna ukraińska diaspora, nasza sztuka jest szeroko promowana i doceniana. Ukraińcy stworzyli w Dreźnie znany chór o nazwie "Wola", który występuje w całej Saksonii, a także organizuje amatorskie występy w języku ukraińskim. Marzę o zorganizowaniu charytatywnej wystawy mojej biżuterii o nazwie "Kwitnąca Ukraina" w Niemczech, a może nawet w Polsce - i przekazaniu dochodu z niej na rzecz Ukraińskich Sił Zbrojnych.

4. Gdzie przywitasz Nowy Rok?

Boże Narodzenie i Nowy Rok spędzę z rodziną mojego najmłodszego syna, który mieszka w Niemczech od 13 lat.

5. Jakie zdanie najgłębiej zapadło Ci w pamięć - albo takie, które sama często powtarzasz?

"Trzymajmy się!". Pamiętam, jak od pierwszego dnia wojny zwykli mieszkańcy Zaporoża zaczęli robić koktajle Mołotowa, tkać siatki maskujące, piec ciasta dla obrońców, chwytać za broń i umacniać brzeg Dniepru workami. Dziś, dzięki Bogu, Zaporoże jest wolne, choć nadal jest tam bardzo niebezpiecznie. Ale życie toczy się pełną parą. Mimo ciągłych nalotów działają teatry, filharmonia, duże i małe przedsiębiorstwa. Nasi ludzie są niezłomni i nie do pokonania.

Inwestujemy w zwycięstwo tak bardzo, jak tylko możemy. Każdy jest na swoim miejscu. Nasi wolontariusze w Dreźnie nadal pomagają naszym wojskowym. Oprócz darowizn, niedawno wysłałam naszym chłopakom małe żółte i niebieskie aniołki, aby ich chroniły. Tak więc dla mnie hasło na 2023 rok brzmi: "Trzymajmy się!". A kolejne to "Do zobaczenia po zwycięstwie"...

Przeczytaj także ankietę przeprowadzoną wśród ukraińskich kobiet z Holandii, Francji, Danii i Czech w artykule "W tym roku najczęściej wypowiadałam zdanie "Kocham Cię!"".

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka i scenarzystka. Członkini Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy. Autorka wielu znaczących materiałów śledczych  i społecznych. Przez większość swojego życia pracowała jako felietonistka i redaktorka w czasopismach i gazetach, w szczególności w gazecie „Fakty”.

Po opuszczeniu okupowanego Irpienia, dołączyła do projektu dla mediowego międzynarodowej organizacji Media in Cooperation and Transition — MICT (wspiera dziennikarzy ze stref konfliktów i działań wojennych) w Berlinie. W Niemczech współpracuje z Inicjatywą Pamięci Eckerwald, która utrwala pamięć więźniów obozów koncentracyjnych w miejscach masowych egzekucji więźniów podczas II wojny światowej.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz
Kateryna Bakalczuk-Kłosowska Ukraińcy za granicą

Zaczęło się tak, jak w przypadku dziesiątek tysięcy innych ukraińskich uchodźczyń: długa podróż, pierwsze trudne miesiące adaptacji, pełna obaw codzienność, strach przed utratą siebie w nowym kraju.

– Najpierw trafiliśmy do Bytomia – wspomina Kateryna Bakalczuk-Kłosowska. – Przez tydzień mieszkaliśmy w tamtejszej szkole policealnej. To była zwykła sala, w której rozstawiono łóżka polowe, a na cały pięciopiętrowy budynek był tylko jeden prysznic. Kto wstał najwcześniej, ten mógł umyć się w ciepłej wodzie.

Kateryna ma polskie korzenie, w Ukrainie była członkinią Żytomierskiego Obwodowego Związku Polaków. Organizacją ewakuacji członków związku zajmowała się Wiktoria Laskowska-Szczur, przewodnicząca związku. Autobusy, które wywoziły żytomierzan do Polski, wracały do Ukrainy pełne pomocy humanitarnej. Zorganizowano 16 takich kursów, Kateryna przyjechała przedostatnim, 5 marca 2022 r. Jej rodziców udało się ewakuować dopiero 3 tygodnie później.

Kolędnicy z Żytomierza

– Rodzice mieszkali na Lewym Brzegu, w okolicach Kijowa – mówi Kateryna. – Te straszne wydarzenia, które miały miejsce w Buczy i Irpieniu, nie dawały mi spokojnie spać. Chociaż rodzice byli już wtedy po drugiej stronie Dniepru, blisko Boryspola, i tak bardzo się martwiłam, bo transport nie działał. Mój tato jest po udarze mózgu, ma całkowicie sparaliżowaną prawą stronę ciała. Był ogromny problem z doprowadzeniem ich na dworzec kolejowy, ale bardzo chciałam ich zabrać, gdy tylko nadarzyła się okazja. Gmina Pilica zgodziła się przyjąć całą naszą rodzinę.

Począwszy od 2012 r. Kateryna co roku razem z artystami i zespołami Związku Polaków jeździła na koncerty na Śląsk, organizowane przez Wiktorię Laskowską-Szczur w ramach festiwalu „Kolędnicy z Żytomierza”. Patronem festiwalu był Marszałek Mojewództwa Śląskiego, więc w Pilicy zespoły z Żytomierza były dobrze znane. Rodzinę Kateryny przyjęli tam, jak swoich.

– To było coś podobnego do pensjonatu albo obozu dziecięcego – wspomina Kateryna. – Cztery kilometry od miasta, mieszkaliśmy w domkach letniskowych. Pomogli mi także z pracą w szkole i w bibliotece. Na początku do pracy podwoziły mnie mamy ukraińskich dzieci, które chodziły do szkoły w Pilicy, albo jeździłam szkolnym autobusem. Potem przeprowadziłam się do miasta i mieszkałam tam przez ponad dwa lata. Bardzo się cieszymy, że trafiliśmy do Pilicy. Opiekowali się tam nami, jak własną rodziną.

Występ na koncercie charytatywnym na Stadionie Śląskim, 2022. Zrzut ekranu

Pierwsze występy

Kateryna szukała każdej możliwości udziału w koncertach. Angażowała się w liczne projekty muzyczne, głównie charytatywne. Pierwszy taki koncert odbył się już 10 marca, zaledwie 5 dni po jej przyjeździe do Polski, na Stadionie Śląskim.

– Koncert był ogromny, z transmisją w polskiej telewizji – mówi Kateryna. – Udało się zebrać pół miliona złotych na potrzeby Ukrainy

Miała też wiele występów solowych. Za udział w ważnych społecznie wydarzeniach otrzymała tytuł Honorowego Ambasadora Żytomierszczyzny. W bibliotece prowadziła zajęcia muzyczne dla dzieci i dorosłych. To była przyjemna praca, ale jej największą pasją było śpiewanie na scenie.

Pierwsze porażki

– Szukałam wszelkich sposobności, by dostać się do muzycznej wspólnoty – mówi Kateryna. – Wysyłałam CV, jeździłam na przesłuchania, pytałam znajomych o oferty. W końcu przyszła mi do głowy myśl, by pójść na studia, więc spróbowałam dostać się na Akademię Muzyczną w Katowicach. Podczas przesłuchania zasugerowano mi jednak, że na studia jestem już trochę za stara, a na doktorat mają jedno miejsce na całą akademię, więc w pierwszej kolejności przyjmują swoich.

Powiedziałam, że jestem gotowa pójść na studia magisterskie, lecz usłyszałam, że nie ma sensu powtarzać tego, czego już się nauczyłam w Ukrainie

Próbowała też dostać się na Akademie Muzyczne we Wrocławiu, w Szczecinie i Warszawie. We Wrocławiu powiedzieli jej to samo co w Katowicach. Do Szczecina i Warszawy się dostała, ale nie zdążyła złożyć dokumentów na czas. Mimo to nie poddała się. Chodziła na koncerty, starała się poznawać wpływowych ludzi. I ukraińskich muzyków, którzy mieszkali w Polsce.

– Pierwsze ważne spotkanie miałam przy okazji koncertu w Operze Śląskiej – wspomina. – Podczas występu wyszłam na chwilę z sali, a kiedy wróciłam, już nie poszłam na swoje miejsce, tylko stanęłam przy drzwiach i tam słuchałam występu. Z drugiej strony drzwi stała dyrygentka chóru. Po koncercie podeszłam do niej i powiedziałam, że jestem śpiewaczką z Ukrainy, ukończyłam akademię i chciałabym śpiewać tutaj.

„Świetnie, bo akurat teraz potrzebujemy artystów do chóru” – odpowiedziała pani Krystyna Krzyżanowska. I zaprosiła mnie na przesłuchanie.

Podczas warszawskiego występu na charytatywnej aukcji ikon malowanych przez współczesnych ukraińskich i polskich artystów udało się zebrać kilkadziesiąt tysięcy złotych na rehabilitację dzieci poległych żołnierzy

Jednak do chóru jej nie przyjęli. Dyrektor opery stwierdził, że ma głos solistki, a kiedy przyjmowali solistów, to ich ambicje szkodziły spójności zespołu

Jednak znajomość ze znaną dyrygentką zaowocowała. Pani Krystyna zaprosiła Katerynę do swojego amatorskiego chóru.

– To był wolontariat – wspomina Kateryna. – Jeździłam na próby i koncerty za własne pieniądze. Daleko, z przesiadkami. Wracałam późno, a rano musiałam iść do biblioteki. Bywało, że uciekał mi ostatni pociąg i musiałam nocować u koleżanek. W takim rytmie żyłam przez pół roku.

Powiedziałam sobie: „Dasz radę”

Jednak nie zamierzała się poddać. Przeglądała ogłoszenia na stronach instytucji muzycznych, wysyłała CV, jeździła na przesłuchania konkursowe, szukała projektów, składała wnioski. W końcu uzyskała dwumiesięczne stypendium w Filharmonii Śląskiej. A kiedy dowiedziała się o wolnym miejscu w zespole Camerata Silesia, wysłała swoje CV.

– Dużo o tym zespole słyszałam, ale bałam się, że to dla mnie za wysokie progi. Oni pracują z różnymi gatunkami muzyki, mają szeroki repertuar, od współczesnej klasyki, muzyki operowej, barokowej – po jazz i muzykę rozrywkową. Zespół jest mały, tylko 19 osób, podczas gdy w chórze Filharmonii Śląskiej jest 50 artystów. Dlatego trzeba ciężej pracować, a tempo uczenia się nowych utworów jest oszałamiające.

W Ukrainie Kateryna była solistką, w Polsce musiała nauczyć się pracy w zespole

Od pierwszego przesłuchania do propozycji pracy na etacie minęło pięć miesięcy.

– Oficjalnie w Cameracie pracuję od 23 października 2024 r. Na pierwszym przesłuchaniu, w maju, dali mi nuty i powiedzieli: „Przyjdziesz za kilka dni i pokażesz, co zrobiłaś”. Ja patrzę na te nuty i myślę: „Boże, od czego zacząć?” Ale powiedziałam sobie: „Dasz radę” – i dałam. Potem w Cameracie śpiewałam utwory wybitnych ukraińskich kompozytorów epoki baroku i klasycyzmu — Dmytra Bortnianskiego, Maksyma Berezowskiego i Artema Wedla. Podczas prób robiłam transkrypcje i uczyłam Polaków, jak poprawnie wymawiać ukraińskie słowa.

Przyjeżdżaj jutro

Po tych koncertach trzeba było wrócić do zwykłego życia. Powiedzieli jej, że na razie nie ma etatu – ale obiecali, że będą ją zapraszać na projekty. Wróciła do biblioteki.

– Chciało mi się płakać – wyznaje artystka. – Wtedy wynajmowałam już mieszkanie i brakowało mi pensji, którą zarabiałam w bibliotece. Myślałam, jak tu przeżyć, tym bardziej że ceny rosły w strasznym tempie.

Jakoś pod koniec września zadzwoniła do mnie nasza dyrygentka, pani Anna Szostak: „Jeśli chcesz, przyjeżdżaj na miesiąc próbny”.

„Kiedy?” – zapytałam. „Jutro”. Poprosiłam dyrektora biblioteki o miesięczny urlop bezpłatny. Wiedziałam, że taka okazja już się nie powtórzy

Dziś Katarzyna śpiewa w Cameracie, w katowickim NOSPR-ze, i planuje własne projekty: nagranie płyty z ukraińskimi pieśniami oraz koncert solowy z ukraińskim kompozytorem.

Camerata Silesia

Rady dla tych, którzy szukają siebie

Droga do samorealizacji może być trudna, zwłaszcza w nowym środowisku. Jednak historia Kateryny dowodzi, że znalezienie swojego miejsca pod słońcem jest możliwe. Oto kilka jej wskazówek dla tych, którzy nie chcą porzucić marzeń.

Próbuj. Każde doświadczenie to krok naprzód. Nawet jeśli coś się nie uda, porażki przyniosą ci cenną wiedzę i przybliżą sukces.

Pukaj do wszystkich drzwi. Nie bój się nawiązywać znajomości, pytać o możliwości, angażować się w projekty. Z setki drzwi przynajmniej jedne się otworzą.

Nie bój się. Często blokują nas opinie innych lub własne lęki. Katerynę powstrzymywała myśl, że do Cameraty trudno dostać się nawet Polakom. Mimo to poszła na przesłuchanie. Nie ulegaj swoim obawom. Dopóki nie spróbujesz, nie dowiesz się, na co cię stać.

Nie porzucaj swoich pasji. Rób to, co kochasz. Przekwalifikowanie się jest dobre, szczególnie na początkowym etapie adaptacji – ale nie rezygnuj z tego, co kochasz. To właśnie pasja pomoże ci odnaleźć swoje miejsce pod słońcem.

Doceniaj każdą chwilę. Nawet mały sukces jest ważny. Każda nowo poznana osoba czy nowe wydarzenie może otworzyć przed tobą nowe możliwości.

Wierz w siebie. Nawet jeśli wszystko wydaje się beznadziejne, pamiętaj: najciemniej jest tuż przed świtem. Droga do spełnienia marzeń może być trudna, ale każda próba przybliża cię do celu. Nie poddawaj się, idź naprzód i ciesz się samą podróżą.

Zdjęcia: archiwum prywatne Kateryny Bakalczuk-Kłosowskiej

20
хв

Z biblioteki na scenę. Opowieść o Ukraince, która żyje, by śpiewać

Tetiana Wygowska
ołeksandr kanibołocki wolontariat ukraina

Najtrudniej, gdy konto jest puste

Oksana Szczyrba: Jak się Pan dziś czuje? Wiem, że ostatnie wyprawy znacznie podkopały Pana zdrowie.

Ołeksandr Kanibołocki: Przejechałem na rowerze około 400 kilometrów z otwartym wrzodem. Jechałem z Jaremcza do Użhorodu, a potem przez obwód lwowski. Teraz jestem pod opieką lekarską. Przygotowuję się do kolejnej przejażdżki. Może już w maju, zależy od zdrowia.

Kiedy postanowił Pan zbierać pieniądze na wojsko?

W 2014 roku, gdy zaczęła się rosyjska agresja na Krymie. Rozumiałem, że nie będę w stanie walczyć, bo to już nie te lata, ale chciałem pomóc. W 2019 roku po raz pierwszy zacząłem zbierać pieniądze dla wojska w mojej wsi. Wysłałem dwie przesyłki do batalionu Szejka Mansura.

Ale samo tylko chodzenie i proszenie to nie moja bajka. W 2022 roku postanowiłem więc połączyć pomaganie wojsku z czymś, co mnie uspokaja. A uspokaja mnie jazda na rowerze. Wtedy odbyłem swoją pierwszą przejażdżkę: 500 km na rowerze „Ukraina”, 250 km do Baturyna i z powrotem. Zebrałem 12 000 hrywien, które przeznaczyłem na zakup opon dla samochodów 72 brygady.

Angażował się Pan w politykę?

W 2018 roku byłem zastępcą szefa rady sołeckiej. Chciałem służyć ludziom i kontrolować władze, lecz spotkałem się z presją i groźbami. Na przykład wtedy, kiedy ujawniłem, że podczas kampanii wyborczej w 2018 roku jeden ze sztabów przekupywał wyborców, dając im po 300-400 hrywien, i zamawiał brudne artykuły o przeciwnikach. By ukoić nerwy, jeździłem na rowerze po okolicy. A potem pomyślałem: dlaczego nie połączyć tego z wolontariatem?

Mój rower jest dla mnie niezawodnym pomocnikiem. Jest prosty, bez przerzutek, ale bardzo wytrzymały. Ma ponad 40 lat, mam go bodaj od 1982 roku. Jeśli coś pójdzie nie tak, coś dokręcę, coś nasmaruję – i jadę dalej. Zawsze mam ze sobą części zamienne. Nigdy mnie nie zawiódł.

Podobno chciał Pan wstąpić do wojska, ale Pana odrzucili.

Zadzwoniłem do batalionu ochotniczego „Słoneczko”. Poradzili mi, żebym pozostał na tyłach i robił to, co robiłem wcześniej.

Bliscy nie próbowali Pana odwieść od pomysłu z rowerem?

Próbowali. „Masz wnuki, masz dzieci” – mówili. Ale ja się uparłem.

Pierwsza przejażdżka była testem. Kiedy dotarłem do Romn [miasto w Ukrainie – red.], zacząłem szukać miejsca na nocleg. Dzwoniłem do znajomych, ale nikt nie odbierał, bo był dzień wolny. Postanowiłem więc jechać dalej, do Łypowej Dołyny. Tyle że jakieś 3-4 kilometry przed nią mój organizm przestał funkcjonować, serce zaczęło mi walić. Zatrzymałem się, a potem próbowałem dojść z tym rowerem do jakichś ludzi, ale nie miałem siły.

Stanąłem na poboczu, położyłem rower na ziemi. Było ciemno, padał deszcz, a ja na kolanach, nie wiedząc, co dalej robić

Wtedy zadzwoniła córka. Zapytała, gdzie jestem. Zrazu nie byłem w stanie odpowiedzieć, ale gdy doszedłem do siebie, powiedziałem jej, że wszystko w porządku, że jestem już prawie w Łypowej Dołynie. Tyle że ona zrozumiała, że nie wszystko jest w porządku.

Tak czy inaczej, bez względu na to, jak było ciężko, pedałowałem dalej. Bo nie mogłem strzelać, a chciałem pomóc.

Dotarłem do szpitala w Łypowej Dołynie, wolontariusze załatwili mi przyjęcie. Zbadali mnie. Deszcz nie przestawał padać, więc zostałem na dwa dni. A gdy pogoda się poprawiła, wróciłem na rower i kontynuowałem podróż. Tym razem bez komplikacji.

Planuje Pan swoje trasy?

Tak, ale czasami zmieniam je w zależności od sytuacji. Pytam miejscowych, gdzie jest najlepsza droga, gdzie mogę się zatrzymać. Wolontariusze pomagają mi znaleźć miejsca na nocleg.

Czasami nocowałem na posterunkach policji, w szpitalach albo hotelach opłacanych przez ludzi wspierających moją sprawę. Nawet przez posłów

Która wyprawa była najdłuższa?

Trzecia, 1200 km. Zebrałem wtedy około 1,6 mln hrywien.

Nie spodziewałem się, że uzbieram aż tyle. Przeżyłem nawet pewne rozczarowanie, gdy na początku nie było na koncie niemal nic. Ale wtedy niewiele osób o mnie jeszcze słyszało. Później dziennikarze zrobili o mnie materiał. I zadzwonił jakiś mężczyzna, który powiedział: „Chcę ci pomóc”. Ludzie zaczęli przekazywać darowizny.

Zbieram fundusze na własnych kontach. Nigdy nie daję pieniędzy komuś innemu, bo widziałem już, że czasami dary trafiają w niepowołane ręce. Wszystko sam mam pod kontrolą.

Gdy wolontariusze prosili o jakiś materiał o moich wyprawach, płaciłem za jego produkcję. Mam wszystkie rachunki, paragony, raporty – wszystko upubliczniam, pełna przejrzystość. Za zebrane przeze mnie pieniądze kupowaliśmy opony, drony, a nawet samochody. Ludzie to widzą i ufają.

Ile w sumie kilometrów przejechał Pan na rowerze?

Pierwsza przejażdżka to 500 km, druga 850 km, trzecia 1200 km, a czwarta 1100 km. Łącznie ponad 3600 kilometrów. Zebrałem już ponad 2 mln hrywien. Jedna wyprawa trwa 10-12 dni, w zależności od trasy. Przemierzyłem już wiele dróg.

Co jest najtrudniejsze podróży?

Moment kiedy sprawdzasz konto i nic tam nie ma. To bardzo trudne psychicznie. A fizycznie – podjazdy w Karpatach. Drogi są tam dobre, ale jest dużo zjazdów i podjazdów, a mój rower nie ma przerzutek, więc często muszę go nieść.

Bywa, że spędzam w trasie nawet 12 godzin dziennie. Czasami ludzie mi pomagali i mnie karmili, ale takie przekąski w pośpiechu podkopywały moje zdrowie.

Muszę jeździć w różnych warunkach pogodowych, także w ulewnym deszczu albo w upale. Ale zawsze jadę dalej, bo robię to dla tych, którzy trzymają front

Wyznaczam sobie cel, na przykład: „Dziś muszę dojechać do Sum”. Jak komputer – ustawiasz program i go wykonujesz. Czasami wyjeżdżałem w trasę o 2 nad ranem. Był też taki dzień, kiedy przejechałem 186 km. Wszystko jest możliwe, gdy masz cel.

To jest nasza Ukraina

Co Pan odkrył w czasie tych podróży?

Dużo piękna, wielu dobrych ludzi. To zmieniło mój ogląd spraw. Lecz chociaż podarowali mi rower sportowy, nadal jeżdżę na mojej starej, dobrej „Ukrainie”.

Jak ludzie reagują, gdy dowiadują się o Pana misji?

Bardzo dobrze. Szczególnie dobrze pamiętam okolice Iwano-Frankiwska. Sceneria była niesamowita – piękne domy, zadbane drogi. Zatrzymałem się i zacząłem robić zdjęcia. I wtedy z podwórka wyszedł mężczyzna: „Kim jesteś?”. Potem wyszedł kolejny, z sąsiedniego podwórka. Zanim zdążyłem to wyjaśnić, zaczęli przynosić mi pomidory, smalec, herbatniki. Podziękowałem, ale nalegali: „Bierz, jesteś wolontariuszem”.

Innym razem jechałem z Kijowa do Niżyna. Był ranek, miałem ochotę na coś gorącego. Zobaczyłem kobietę i zapytałem ją, gdzie mogę zjeść śniadanie. Była zaskoczona: „Co się stało?”. Wyjaśniłem, kim jestem, a ona otworzyła swoją torbę i wyjęła kilka kawałków domowego ciasta: „Weź, jeszcze gorące, właśnie upiekłam”. To było bardzo wzruszające. Tacy ludzie są prawdziwi, to jest nasza Ukraina. I to daje mi siłę, by iść dalej.

Jakieś zabawne historie?

Z Boryspola do Żytomierza wyjeżdżałem o 2 nad ranem, chciałem zdążyć przed końcem godziny policyjenj. Jechałem autem, w punkcie kontrolnym zatrzymała mnie policja. „A ty kto, dokąd, dlaczego tak wcześnie?” Wyjaśniam, że jestem wolontariuszem, jadę do Żytomierza. „A ty w ogóle wiesz, gdzie jesteś?”.

Już miałem im pokazać moje dokumenty, strony w Internecie, na których o mnie pisali, ale jeden mnie rozpoznał: „Więc to jest ten wolontariusz, który jeździ po całej Ukrainie!”. Pośmialiśmy się, zrobiliśmy sobie zdjęcie i ruszyłem w dalszą drogę.

Nieraz sprawdzali moje bagaże i pytali, czy nie mam w nich czegoś niebezpiecznego. Zawsze mam tylko ubrania i jedzenie.

Nie myślał Pan o jeżdżeniu w grupie?

Myślałem, ale nie każdy pojedzie na takim rowerze, jak mój. To nie jest rower sportowy. Kiedy jeździsz z kimś, musisz się dostosować, a ja jestem przyzwyczajony do własnego tempa. Gdy poczuję się źle, siadam, odpoczywam, piję wodę, a potem wracam na drogę. Jestem swoim własnym szefem.

Czuje Pan satysfakcję?

Tak. Naprawdę chciałem być przydatny i udało mi się. Zebrałem sporo pieniędzy, więcej niż mogłem sobie wyobrazić. Wolontariusze dzwonili i prosili mnie o pomoc dla różnych jednostek, a ja pomagałem.

Ludzie w Pana wsi są teraz życzliwsi?

Tak. Wiele osób podchodzi do mnie, dziękuje i życzy sukcesów. Są jednak tacy, którzy nadal wspierają lokalne władze, a te, delikatnie mówiąc, nie zawsze działają otwarcie. W mojej wsi sytuacja wciąż jest trudna: dużo polityki, opozycja pod presją, władze mi groziły. Ale ja zawsze mówię ludziom prawdę, dlatego większość mnie popiera.

Kiedyś zapytano mnie, dlaczego pensje w radzie sołeckiej są tak wysokie. Gdy oficjalnie poprosiłem o informacje na ten temat, zaczęła się nagonka. Poszedłem na policję. Jednak odkąd zacząłem działać jako wolontariusz, wszystko się uspokoiło.

Jak wolontariat zmienił Pana życie?

Przywrócił mi godność. Ci, którzy mnie atakowali lub kłamali na mój temat, przestali to robić. Bo poznali moją sprawę.

Ale najbardziej wzruszające jest to, że nawet wojskowi mi dziękują.

Gdy byłem w szpitalu, zadzwonił do mnie pewien żołnierz i powiedział: „Dziękuję za to, co zrobiłeś”. To dla mnie ważniejsze niż jakikolwiek medal

Zdjęcia: prywatne archiwum bohatera

20
хв

Ołeksandr Kanibołocki: – Wolontariat przywrócił mi godność

Oksana Szczyrba

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Z biblioteki na scenę. Opowieść o Ukraince, która żyje, by śpiewać

Ексклюзив
20
хв

Przetrwałam Hitlera, przetrwałam Stalina, to i Putina przetrwam

Ексклюзив
20
хв

Piękna przyroda, obojętne państwo. Jak się żyje Ukraińcom w Turcji

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress