Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Dla sukcesu Ukrainy – i naszego wspólnego sukcesu – musimy zwiększyć swoje wpływy i zaangażowanie oraz ograniczyć władzę autorytarnych reżimów, które zagrażają naszej wspólnej wolności i dziedzictwu
Co czeka Ukrainę w 2025 roku? Zdjęcie: Francisco Seco/Associated Press/East News
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Wielu postrzega rok 2025 jako czas, w którym „wszystko musi się skończyć” – a przynajmniej musi skończyć się wojna rosyjsko-ukraińska, której zakończenie emocjonalnie obiecywał Donald Trump podczas swojej kampanii wyborczej. Zmiana władzy w Stanach Zjednoczonych to jednak tylko wierzchołek góry lodowej zmian, na które powinniśmy zwrócić uwagę.
Nikt nie może z całą pewnością stwierdzić, że wojna rosyjsko-ukraińska rzeczywiście zakończy się w 2025 roku
Wymagałoby to bowiem nie tylko chęci Trumpa czy zgody ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Zakończenia wojny musiałby chcieć także Putin, a nowy amerykański prezydent musiałby mieć na swojego rosyjskiego odpowiednika większy wpływ niż odchodząca administracja.
Nikt jednak nie wie, jakie są te dźwignie wpływu. Nie wie tego zwłaszcza sam Trump, który zdaje się chcieć porozumienia z rosyjskim przywódcą. A może nie? W końcu ostatnio, gdy mówi o zakończeniu wojny rosyjsko-ukraińskiej, w głosie Trumpa brakuje pewności siebie...
Możemy tylko mieć nadzieję, że nowy lokator Gabinetu Owalnego nie wie czegoś, czego nie wiedzą inni – i że będzie w stanie odpowiednio ocenić poziom wyzwań związanych z wojną rosyjsko-ukraińską
Kolejnym ważnym wyzwaniem dla cywilizowanego świata są „wojny hybrydowe” Rosji i Chin. W 2016 r., kiedy dyskutowano o domniemanej ingerencji Moskwy w wybory prezydenckie w USA, chodziło głównie o ataki hakerskie i wycieki informacji.
Dziś, jak pokazały wybory prezydenckie w Rumunii, miejsce hakerów zajęli menedżerowie mediów społecznościowych i założyciele komunikatorów. Ta nowa technologia zagraża wielu społeczeństwom, w których obywatele głosują kierując się nie swoimi poglądami, ale emocjami. Otwiera to szerokie możliwości dla oszustów, w tym wielu prawdziwych agentów wpływu Moskwy.
Nawiasem mówiąc, jeśli wyobrazimy sobie, że rok 2025 rzeczywiście będzie rokiem „zamrożenia” wojny rosyjsko-ukraińskiej i utoruje drogę do wyborów w Ukrainie, może to stać się problemem również dla ukraińskiego społeczeństwa. Jestem pewien, że w rosyjskiej stolicy już przygotowują się na taki obrót wydarzeń.
A co, jeśli wojna rosyjsko-ukraińska będzie kontynuowana z taką samą siłą? Może to doprowadzić nie tylko do problemów w samej Ukrainie, ale także do rozszerzenia konfliktu
Nie ma potrzeby dowodzić, że Moskwa i Pekin wykorzystują konfrontację w Europie, by osłabić Stany Zjednoczone, podzielić Zachód i wzmocnić wpływy autorytarnych reżimów w globalnej polityce i gospodarce. Trend ten będzie się nasilał, jeśli kraje demokratyczne nie będą przygotowane na sprostanie wyzwaniu.
Teraz sposoby reagowania będą zależeć od stanowiska nowej administracji USA i tego, jak szybko zostanie ono sformułowane. Tak czy inaczej, będziemy musieli poczekać kilka miesięcy, by się przekonać, jak będzie działał „prawdziwy Donald Trump” – nie ten z wieców wyborczych. Tyle że Putin i Xi Jinping nie będą czekać...
Nie oznacza to oczywiście, że w procesie politycznym nie mogą pojawić się „łabędzie” – czarne lub białe – które zmienią wszystko w ciągu zaledwie kilku dni, jak to było np. w przypadku upokarzającego upadku dyktatury Baszara al-Asada w Syrii
Ten upadek również powinien być lekcją, która uświadomi nam, jak ważne jest, by wytrwale przygotowywać swój sukces, by nie przegapić swojego czasu. I jak ważne jest utrzymanie wsparcia sojuszników, od których jesteś zależny. W końcu sojusznicy syryjskich rebeliantów, choć są praktycznie uwięzieni w jednej małej prowincji Syrii, w ostatnich latach tylko zwiększali swoje wpływy w regionie. A sojusznicy Assada – Rosja, Iran i Hezbollah – tylko je tracili.
Dla sukcesu Ukrainy – i naszego wspólnego sukcesu – musimy więc zwiększyć swoje wpływy i zaangażowanie oraz ograniczyć możliwości autorytarnych reżimów, które zagrażają naszej wspólnej wolności i dziedzictwu. I nie powinniśmy zakładać, że droga do tego sukcesu nie może szybka. Doświadczenie Syrii pokazuje, że być może musimy po prostu odpowiednio zaplanować nasze działania i osiągnąć cele we właściwym czasie.
Ukraiński publicysta, pisarz i znany dziennikarz, który od ponad 30 lat pracuje w demokratycznych mediach Europy Środkowo-Wschodniej. Jest autorem setek artykułów analitycznych w mediach ukraińskich, białoruskich, polskich, rosyjskich, izraelskich i bałtyckich. Jest prezenterem na kanale Espresso TV, ma własny kanał na YouTube i współpracuje z ukraińskimi i rosyjskimi serwisami Radia Wolna Europa. Prowadzi program "Drogi do wolności", poświęcony Ukrainie po Majdanie i przestrzeni poradzieckiej. Jest ona obecnie nadawana ze Lwowa jako wspólny projekt Radia Wolna Europa, "Nastojaszczeje Wriemia" i kanału Espresso TV.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Dzisiejszy Trump bardzo różni się od tego, który objął urząd siedem lat temu. Podczas inauguracji był bardziej konserwatywny i skoncentrowany na Ameryce, co znalazło odzwierciedlenie nie tylko w jego lakonicznych stwierdzeniach, ale nawet menu bankietowym z lokalnymi przysmakami, takimi jak stek z Omaha czy wino z Kalifornii.
Chociaż Trump często jest nazywany przyjacielem Putina, znajomym Orbana i cynicznym biznesmenem, lwia część jego przemówienia była poświęcona Stanom Zjednoczonym. Motywem przewodnim było twierdzenie, że Ameryka „znów będzie szanowana na całym świecie”.
– Złota era Ameryki zaczyna się teraz. Od dziś nasz kraj będzie prosperował. Będziemy przedmiotem zazdrości wszystkich narodów i krajów. Każdego dnia administracja, ja osobiście, zawsze będziemy stawiać Amerykę na pierwszym miejscu – powiedział 47. prezydent Stanów Zjednoczonych.
To ambitna i odważna deklaracja, biorąc pod uwagę coraz częściej powtarzaną w zachodnich kręgach opinię, że trudna sytuacja Ukrainy wynika ze słabego przywództwa Zachodu i jego ustępstw wobec Rosji i Chin
Kiedy Putin świętował aneksję Krymu i oklaskiwał utworzenie quasi-państw DRL i ŁRL, większość zachodnich przywódców uspokajała Kreml. Co więcej, szukały one sposobów na zrozumienie Rosjan i cieszyły się, gdy mogły zrzucić winę na ukraińskich radykałów i naszą korupcję.
Oklaskując słowa Trumpa o „silnej Ameryce” powinniśmy pamiętać o wielu innych rzeczach. Choćby o dość infantylnym stanowisku Baracka Obamy w sprawie Ukrainy i pragnieniu Angeli Merkel zarabiania pieniędzy na rosyjskim gazie. Nie wspominając już o dwóch ostatnich prezydentach Francji, którzy przymykali oko na wojny i spotykali się z międzynarodowym przestępcą Putinem, podając mu rękę. I nic to, że Ukraina krzyczała w ogniu, Polska próbowała dotrzeć do Zachodu głosem Lecha Kaczyńskiego, a kraje bałtyckie obnażali rosyjskie schematy hybrydowe. Do niedawna wschodni Europejczycy byli uważani za niekonstruktywnych rusofobów.
Podczas kampanii wyborczej Trump obiecywał zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej w 24 godziny. Szybko okazało się, że to iluzja, więc możemy śmiało powiedzieć, że nowy prezydent USA nie spełnił pierwszej obietnicy wyborczej
W przemówieniu do narodu złożył jednak nową obietnicę:
– Zakończymy wojny, których nawet nie zaczęliśmy. Będę człowiekiem, który zaprowadzi pokój na świecie.
Jest w tym coś ironicznego, bo tradycyjnie o pokoju na świecie z podobną naiwnością wypowiadały się finalistki konkursu piękności Miss Universe, którego właścicielem był nie kto inny jak Donald Trump.
Czy jednak taki pokój jest możliwy? Cóż, chciałabym zauważyć, że Ukraina zdecydowanie zasługuje na coś więcej niż krótkoterminowe porozumienie, w którym za swoje okrucieństwo Putin zostanie nagrodzony nowymi okupowanymi ziemiami. Jeśli Trump zwykł zrzucać winę za wszystkie swoje błędy na Joe Bidena, to teraz nie ma już alibi. Joe Biden i jego mażłonka Jill nie ukrywali radości, że globalne wyzwania nie są już ich zmartwieniem. I pozwolili Trumpowi zdać sobie z tego sprawę.
Co ciekawe, Trump zebrał rekordową kwotę 250 milionów dolarów w darowiznach na swoją inaugurację. Do zbiórki przyłączyły się czołowe firmy technologiczne, inwestorzy kryptowalutowi i banki. W zaprzysiężeniu wzięli udział prezesi Google, Apple, Open AI, Amazona, a także Elon Musk i Musk Zuckerberg – wszyscy ci, których określa się mianem oligarchów technologicznych.
Teraz i oni będą kojarzeni z Trumpem, więc muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy są gotowi na nowe wyzwania, na potencjalną III wojnę światową
Ponadto – na co mogą się przydać iPhone’y i algorytmy Facebooka, gdy Chiny rozbudowują swoją armię i marynarkę wojenną w imponującym tempie, by rzucić wyzwanie Stanom Zjednoczonym. I co sądzą o apetytach Chin, skoro jeszcze wczoraj Pekin był bodaj najważniejszym partnerem handlowym Ameryki.
Podczas gdy Trump obiecywał pokój na świecie, rosyjski dyktator publicznie mu pogratulował i zadeklarował, że jest gotowy negocjować „trwały pokój”. Na świecie nie brakuje pożytecznych idiotów i naiwniaków marzących o innej, lepszej Rosji. Tyle że źródło deklaracji Putina wydaje się oczywiste: zaledwie dziesięć dni przed zakończeniem kadencji prezydenckiej Bidena Departament Skarbu ogłosił nowe surowe sankcje wobec Rosji, wymierzone głównie w jej przemysł naftowy i gazowy.
Członkowie zespołu Trumpa, tacy jak nowy sekretarz stanu Marco Rubio czy doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Walz, przyznali, że szukają możliwości nacisku na Moskwę. Tyle że stara administracja już przekazała je nowej, by siłą przekonać Putina do kompromisu.
Dlatego Departament Skarbu opublikował listę 100 objętych sankcjami rosyjskich podmiotów, w tym takich gigantów, jak jeden z największych rosyjskich producentów broni czy Moskiewska Giełda Papierów Wartościowych
Zmniejszenie dochodów z rosyjskich węglowodorów może stać się dźwignią nacisku. Oczywiście pakiet pomocowy z nowymi rakietami i samolotami byłby lepszy, ale to też nie jest złe. Zaledwie w ciągu tygodnia obowiązywania nowych sankcji napływ dolarów do Rosji spadł do poziomu z 1990 roku, zaś jedna trzecia zysków walutowych największych rosyjskich kompanii utknęła za granicą. A rosyjskie małe prywatne firmy jęczą, bo są na skraju bankructwa.
Dlatego Putin zastanawia się teraz, skąd wziąć dolary na wojnę i jak uniknąć zamieszek głodowych w Rosji.
By Trump nie uległ pokusie zniesienia choćby niektórych sankcji, Biden dodał do tego „kukułcze jajo”: tylko Kongres może dokonać zmian na ich liście. A ponieważ Republikanie będą mieli w nim większość, Putin i petrodolary są już ich bólem głowy.
W swoim orędziu o stanie państwa Donald Trump obiecał położyć kres chaosowi na świecie. Jednak pytanie o to, czy dojdzie do eskalacji i III wojny światowej, oraz o to, kto następny po Ukraińcach znajdzie się w okopach, by bronić wolnego świata, pozostaje otwarte.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
25 lutego ubiegłego roku nagą, nieprzytomną Elizawietę znalazł dozorca w bramie przy ul. Żurawiej w Warszawie. Wezwał na miejsce pogotowie i policję, Elizawieta została przewieziona do szpitala. Była w stanie krytycznym. Nie odzyskała przytomności, zmarła 1 marca. W dniu, w którym doszło do napaści, zatrzymano sprawcę, Doriana S.
23-letni mężczyzna dostał zarzuty rozboju, przestępstwa na tle seksualnym i usiłowania zabójstwa z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Sąd zdecydował, że trafi do aresztu.
Liza
Teraz w Sądzie Okręgowym w Warszawie Dorian S. został skazany na dożywocie za zgwałcenie i zamordowanie 25-letnie Lizy. Jej rodzina otrzyma zadośćuczynienie. "Oskarżonego należy jak najszybciej wymazać z pamięci, by zło, jakie uczynił, nie stało się atrakcją" - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Paweł Dobosz. I to właśnie uzasadnienie w tej sprawie należy uznać za przełomowe. Czytałam i słyszałam wiele uzasadnień w sprawach o przemoc, także seksualną. Czytałam uzasadnienia umorzeń, decyzje sądu o oddaleniu zażaleń na umorzenia. Nigdy w żadnym nie spotkałam się z traktowaniem skrzywdzonej osoby jako podmiotu. Nigdy nie znalazłam krzty empatii. W wielu nie było nawet zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Tylko prawnicze stwierdzenia, artykuły, paragrafy. W tych uzasadnieniach nie było nic o tych, które i którzy doznali krzywdy. Dlatego uzasadnienie, które przedstawił sędzia Paweł Dobosz, traktuję jako wyjątkowe. I dające nadzieję wszystkim tym, którzy decydują się walczyć o sprawiedliwość i o siebie.
O zamordowanej Elizawiecie sędzia Dobosz mówił: "Liza". Jak wyjaśniał, używał tego zdrobnienia, by "ofiara jej życia nie stała się bezosobowa"
"Liza doświadczyła bólu, przerażenia, w końcu śmierci. Dlatego w ten sposób będę mówił o pokrzywdzonej, by nie pozostała w naszej pamięci wyłącznie - używając prawniczego języka - jako przedmiot przestępstwa, jako obiekt czynności wykonawczych" - mówił. Opowiadał o życiu Lizy:"Razem z nim (partnerem Lizy - przyp. red.) znaleźli w Polsce, w Warszawie bezpieczne miejsce. Oboje, można powiedzieć, są uchodźcami. Liza pochodzi z Białorusi, a Danilo z Ukrainy. W lutym ubiegłego roku w związku z urodzinami Lizy wyjechali do Hiszpanii. Snuli jakieś własne plany, snuli swoje marzenia, by dalej prowadzić swoje życie".
We wszechobecnej narracji dotyczącej osób skrzywdzonych przemocą seksualną, wtórnie wiktymizowanych w sądach, na policji, w prokuraturze, w której wciąż słyszymy o tym, że "przecież była pijana", "miała krótką sukienkę", "była wyzywająca", jego słowa o tym, że sytuacja, w której była Liza, wracając do domu nad ranem po spotkaniu z przyjaciółką Anną po "babskim wieczorze", była naturalna, są przełomowe. To nie okoliczności czy zachowanie Lizy doprowadziły do tragedii.
Nasza córka, siostra, żona, przyjaciółka
"Ta sytuacja nie cechuje się żadną nadzwyczajnością, to naturalne. Przecież możemy sobie wyobrazić, że w podobnym czasie, o podobnej porze idzie tą ulicą, tą drogą, nasza córka, siostra, żona, partnerka, przyjaciółka (...). Liza przegląda coś w telefonie, za nią zbliża się młody mężczyzna, silniejszy od niej, wyższy. W ręku ma kominiarkę. Zbliża się do Lizy, zakłada tę kominiarkę. Okazuje się, że w ręku trzyma również nóż. Przystawia ten nóż do szyi Lizy, zatyka drugą ręką jej usta i spycha ją do ściany. Przygniata ją swoim ciałem, w pewnym momencie wyrywa jej telefon. Liza coś mówi do tego mężczyzny. Jest skrępowana ciałem, nie może uciec i nie może odejść" - mówił sędzia Dobosz.
W Polsce - choć nie tylko tutaj - ofiary przemocy nie są traktowane poważnie. Rzadko kto im wierzy, poddając w wątpliwość ich historie, próbując je zawstydzić i przerzucić na nie winę. To nagminne w postępowaniach. Najnowszy przykład: sprawa Wiktorii, młodej kobiety, która została zgwałcona, a od sędzi usłyszała pytanie, czy "się jej podobało". I dlaczego nie przerwała. Dlatego powstała petycja, skierowana na ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, o "podjęcie natychmiastowych działań na rzecz poprawy traktowania przez system sprawiedliwości osób, które doświadczyły przemocy seksualnej". Feminoteka apeluje o przeszkolenie sędziów, pracowników sądów, prokuratur oraz biegłych w zakresie rozpoznawania, rozumienia i odpowiedniego traktowania osób z doświadczeniem przemocy seksualnej, regularne monitorowanie i ocena procedur postępowania z osobami, które doświadczyły przemocy seksualnej w celu eliminacji systemowych zaniedbań oraz utworzenie specjalistycznych wydziałów w prokuraturach i sądach wszystkich szczebli, do których trafiałyby sprawy o przemoc domową, seksualną, ze względu na płeć, i w których pracowałyby wyszkolone w tym temacie osoby.
Dlatego to uzasadnienie jest wyjątkowe. Powinno być lekturą obowiązkową dla policjantów, prokuratorów, sędziów i biegłych.
Bo to mogła być każda z nas. Córka, przyjaciółka, sąsiadka, siostra. Żadna z nas nie jest sygnaturą sprawy
I każda zasługuje na poszanowanie godności oraz - to naprawdę możliwe - szacunek i empatię.
Każda wojna, zwłaszcza tak krwawa i długotrwała, jak ta w Ukrainie, pogarsza sytuację demograficzną. Zmniejsza się liczba ludności, spada wskaźnik urodzeń, wzrasta śmiertelność, ludzie emigrują. Według Eurostatu ponad 4 miliony Ukraińców korzysta obecnie z tymczasowej ochrony w krajach europejskich. Instytut Demografii i Studiów Społecznych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy ocenia, że ich powrót należy rozważać już dziś.
Sestry rozmawiają z demografką Ellą Libanową, demografką i szefową Instytutu, o tym, co należy zrobić, by pomóc Ukraińcom w powrocie do domu, jaka jest korzyść z powstania nowego resortu – Ministerstwa Jedności Narodowej, czy sytuacja demograficzna w Ukrainie jest zagrożona i czy po zniesieniu stanu wojennego należy spodziewać się nowej fali migracji.
Natalia Żukowska: Niemiecki „Der Spiegel” nazwał niedawno sytuację demograficzną w Ukrainie „katastrofalną”. Zauważono, że kryzys, który rozpoczął się w latach 90., osiągnął groźne rozmiary z powodu masowej emigracji, liczby ofiar wśród żołnierzy i cywilów oraz okupacji niektórych terytoriów. Jaka jest rzeczywista sytuacja?
Ella Libanowa: Chciałabym wiedzieć, czy „Der Spiegel” może wymienić choćby jeden kraj, który był w stanie wojny przez dziesięć lat i nie miał katastrofalnej sytuacji demograficznej. Przeprowadzając te badania, oni przyglądają się skali migracji, wskaźnikowi wyludnienia, wskaźnikom urodzeń i zgonów. Oczywiście to głęboki kryzys demograficzny, nie nazwałabym go jednak katastrofą. Po 2022 r. sytuacja jest mniej więcej stabilna.
No i czy to dobrze, czy źle, że ludzie opuścili Ukrainę? To dobrze, bo pozostali przy życiu
Dla mnie największą wartością jest ludzkie życie. Nie chodzi o młodych mężczyzn, którzy uciekli przed wojną, ale o kobiety i dzieci. Dwoje moich wnuków jest w Ukrainie. Mieszkamy w wiosce, w której często są ostrzeżenia o nalotach. Nawet jeśli możesz wyłączyć telefon, to jadąc samochodem nie możesz wyłączyć głośników na ulicy. A te biedne dzieci słyszą alarmy pięć razy w ciągu jednej nocy. Nie wiem, co dzieje się w ich głowach. Jestem przerażona, gdy o tym myślę. Tak więc, dzięki Bogu, ludzie wyjechali. Mogę powiedzieć jedno: sytuacja z demografią w Ukrainie jest naturalna.
Jak wyjdziemy z tego kryzysu?
Kiedy wojna się skończy, wszystko stopniowo się odrodzi. Jest mało prawdopodobne, że będziemy w stanie przywrócić przedwojenną populację, ale nadwyżka w stosunku do przedwojennych wskaźników urodzeń i zgonów jest całkiem realna. Jestem daleka od oczekiwania wyżu demograficznego, jednak wskaźnik urodzeń z pewnością wzrośnie do 1,5 dziecka na kobietę (w 2021 r. wskaźnik ten wynosił 1,2, a w latach 2023-2024 – mniej niż 1).
Co państwo powinno zrobić w tym kierunku? Mam poważne wątpliwości co do długoterminowego wzrostu wskaźnika urodzeń poprzez zwiększenie dotacji w związku z urodzeniem dziecka. Oczywiście trzeba dawać pieniądze na zabezpieczenie rodzin przed ubóstwem, jednak wydaje mi się, że większy dostęp do placówek przedszkolnych i pozaszkolnych mógłby przynieść lepsze rezultaty.
Musimy przywrócić i rozwinąć ten system. Pozwoli to kobietom nie przerywać życia zawodowego na trzy lata lub dłużej bez utraty kwalifikacji i zubożenia rodziny
Według Eurostatu na dzień 31 października 2024 r. prawie 4,2 mln Ukraińców, którzy uciekli z Ukrainy z powodu rosyjskiej inwazji, otrzymało status tymczasowej ochrony w krajach UE. Jak wygrać walkę o nich? Co powinniśmy zrobić, by wrócili do domu?
Ważne jest to, kiedy wojna się skończy. Bo każdy jej kolejny miesiąc oznacza, że ludzie, którzy wyjechali za granicę, coraz bardziej przystosowują się tam do życia. Znajdują mieszkanie, pracę, dzieci przyzwyczajają się do szkoły, uczą się języka. Nawiasem mówiąc, Polacy szacują, a Eurostat to potwierdza, że ponad 80% naszych „migrantek wojennych” jest zdolnych do pracy i ją znalazło.
Z drugiej strony infrastruktura cywilna jest z miesiąca na miesiąc coraz bardziej niszczona, firmy są zamykane, ludzie tracą domy i pracę. Odsetek migrantów chętnych do powrotu jest odwrotnie proporcjonalny do czasu trwania wojny. Nie powinniśmy jednak przeceniać znaczenia odpowiedzi zawartych w ankietach.
Po pierwsze, dzisiejsze oceny i zamiary niekoniecznie będą pokrywać się z przyszłymi decyzjami, bo te najprawdopodobniej zostaną podjęte w innych warunkach.
Po drugie, osoby będące w centrum wydarzeń inaczej postrzegają sytuację niż osoby znajdujące się od niego w znacznej odległości i żyjące w innych okolicznościach. Dotyczy to zarówno tych za granicą, jak tych w Ukrainie.
Co powstrzymuje ludzi przed powrotem? Przede wszystkim niebezpieczeństwo
Ludzie boją się nie tylko obecnych bombardowań, ale także tego, że porozumienie pokojowe podpisane z Rosją nie będzie gwarancją długoterminowego bezpieczeństwa, że dojdzie do kolejnego ataku. Ponadto ludzie przebywający za granicą martwią się, że już teraz są negatywnie postrzegani w Ukrainie, więc po powrocie mogą spotkać się nie tylko z napiętnowaniem, ale nawet z marginalizacją. Myślą, że nie będą w stanie znaleźć mieszkania, że nie zostaną zatrudnieni. Jeśli nie mają w Ukrainie nikogo, jeśli cała ich rodzina wyjechała, to też nie pomaga w podjęciu decyzji o powrocie. Spójrzmy na to trzeźwo. Mam sytuację, w której pracownicy wyjechali z całymi rodzinami. Nie wierzę, że wrócą, bez względu na to, jak bardzo będą temu zaprzeczać.
Jeśli ktoś w Ukrainie nie ma już żadnego majątku, to też nie zechce wrócić
Rozumiem, że majątek nie jest najważniejszy, można go sprzedać, ale jednak jeśli go masz, jest to przynajmniej jakaś kotwica, która cię trzyma. Różnica w zarobkach też nie działa na naszą korzyść. Ponadto wielu rodziców myśli o przyszłości swoich dzieci: ich edukacji, perspektywach zatrudnienia, obywatelstwie itp.
Teraz o motywach powrotu. Według tych samych, polskich i niemieckich, ekspertów 70% naszych kobiet, które wyjechały, ma wyższe wykształcenie. Jak łatwo sobie wyobrazić, zdecydowana większość z nich pracuje za granicą w zawodach, które nie są związane z kierunkiem ich studiów i kwalifikacjami. Oznacza to utratę statusu społecznego, naturalnego kręgu towarzyskiego itp. Wiele z nich nie jest z tego zadowolonych. Co więcej, kiedy patrzą na migrantów, którzy wyjechali na długo przed wojną, zdają sobie sprawę, że tej sytuacji nie da się szybko zmienić, przynajmniej nie w ciągu jednego pokolenia. Oznacza to, że wszyscy ci, którzy wyjechali, są praktycznie skazani na kontakty w swoim wąskim kręgu. Nie wszystkim to odpowiada.
Po drugie, nie wszystkie ukraińskie dzieci, zwłaszcza te w wieku gimnazjalnym, przystosowują się do nauki w szkołach na Zachodzie.
A po trzecie, co dziwne, wiele osób nie jest zbyt zadowolonych z systemu opieki medycznej. Jak się okazuje, nie wszystko w Ukrainie jest takie złe.
Jeśli Ukraina po wojnie przeżyje boom gospodarczy – a wierzę, że tak będzie – to nie tylko Ukraińcy tu wrócą, ale i Europejczycy. Bo możliwości samorealizacji będą tu lepsze niż w większości krajów europejskich
W ubiegłym roku Ukraina utworzyła Ministerstwo Jedności Narodowej, które m.in. będzie współpracować z Ukraińcami za granicą. Czy Pani zdaniem jego utworzenie było słuszne?
Łatwiej byłoby powierzyć te zadania Ministerstwu Spraw Zagranicznych, dać mu uprawnienia, personel i wszystko inne. To by wystarczyło. Ale nie jestem urzędniczką państwową, więc nie znam wszystkich motywów tej decyzji. Spotkaliśmy się z ministrem Ołeksijem Czernyszowem. Podczas długiej rozmowy odniosłam wrażenie, że rozumie sytuację. Dzisiaj musimy nawiązać więzi ze wszystkimi Ukraińcami, którzy opuścili ojczyznę. Nie porzucałabym naszego poczucia ukraińskości, jeszcze go nie straciliśmy.
Ale nawet jeśli nie wrócą, mogą być „agentami wpływu” i pomóc poprawić wizerunek Ukrainy na świecie. A to jest bardzo ważne dla nich i dla nas. Jeśli ktoś mieszka za granicą i czuje więź z Ukrainą, nie wszystko stracone.
Ministerstwo zorganizuje Narodową Agencję Jedności, a ta otworzy oddziały w kluczowych krajach, w których mieszkają Ukraińcy – przede wszystkim w Niemczech, Polsce i Czechach. W stolicach tych krajów powstaną centra jedności. Co to da?
Przede wszystkim pomoże utrzymać więzi z Ukrainą; nie ma dziś nic ważniejszego. Nie możemy pozwolić ludziom zapomnieć o ich ukraińskości. Wszystkie kraje europejskie są zainteresowane wykształconymi, pracowitymi i stroniącymi od konfliktów ukraińskimi pracownikami.
Co więcej, zatrzymanie znacznej liczby ukraińskich kobiet oznacza po zniesieniu stanu wojennego drugą falę migracji – tym razem mężczyzn
O jej konsekwencjach dla Ukrainy nie trzeba nawet mówić. Takie ośrodki powinny więc powstawać nie tylko w Niemczech, Polsce i Czechach, ale także np. w Wielkiej Brytanii. By ludzie mieli gdzie się spotykać, otrzymywać różne usługi, w tym informacyjne, uczyć się języka i poznawać kulturę – a w efekcie brać udział w ukraińskich wydarzeniach i np. w wyborach.
Czernyszow obiecuje mężczyznom, którzy powrócą z zagranicy, zarezerwowanie miejsc pracy.
Obawiam się, że oni w to nie uwierzą, ale trzeba było to obiecać. Można dążyć do tego, by do Ukrainy wróciły te 4 miliony zarejestrowanych migrantów, w pełni zdając sobie jednak sprawę ze skuteczności takiego kroku. Bardziej realistyczne jest dążenie do powrotu, powiedzmy, 400 tysięcy. Takie podejście byłoby przejawem swoistego cynicznego optymizmu, bardzo dziś potrzebnego.
Jaki odsetek Ukraińców pozostanie Pani zdaniem za granicą na zawsze?
Skupiam się na powojennej sytuacji na Bałkanach. To kraje najbliższe nam zarówno geograficznie, jak pod względem stylu życia. Wróciła jedna trzecia tamtejszych emigrantów. Ja marzę o połowie, kiedyś marzyłam o 60 procentach. Powtarzam raz jeszcze: wszystko zależy od tego, kiedy skończy się wojna i jak poważne będą gwarancje bezpieczeństwa. Musimy sprawić, by ludzie uwierzyli, że pokój będzie trwał. Bo jeśli uznają, że cały ten pokój to tylko sześciomiesięczny rozejm, a potem wszystko zacznie się od nowa, to nie wrócą.
Niektórzy badacze przewidują, że do 2051 roku w Ukrainie będzie 25 milionów Ukraińców. Według ONZ takiej liczby należy spodziewać się w 2069 roku. Na ile realistyczne są te prognozy?
Tutaj musimy zrozumieć, w jakich granicach się poruszamy. W naszym instytucie szacujemy liczbę ludności na terytorium kontrolowanym przez legalne władze ukraińskie i w granicach z 1991 roku. Robimy prognozy dla wojska, Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Pracy i Funduszu Emerytalnego – ale w kilku wersjach, z których każda opiera się na dużej liczbie założeń dotyczących rozwoju wydarzeń (wojskowych, gospodarczych, politycznych) w Ukrainie. Szacunki ONZ opierają się na pewnych uogólnionych modelach zachowań demograficznych. To zupełnie różne podejścia i nie wiadomo, które okaże się lepsze.
Wielokrotnie podkreślała Pani, że po wojnie Ukraina doświadczy wzrostu gospodarczego. Czy to oznacza, że powinniśmy spodziewać się napływu migrantów? Z jakich krajów mogliby pochodzić?
Wszystko zależy od skali boomu, skali i struktury popytu na pracę, warunków pracy i płac. Nasze ubóstwo w rzeczywistości ochroni Ukrainę przed napływem migrantów, którzy liczyliby na wsparcie socjalne. Bardziej prawdopodobne jest, że przyciągniemy tych migrantów, którzy chcą pracować.
Jest taka książka Johna F. Kennedy’ego, zatytułowana „Naród imigrantów”, swego czasu obroniłam na jej podstawie doktorat. Kennedy argumentował, że Ameryka stała się wielkim krajem z potężną gospodarką właśnie dzięki imigrantom. Ludzie przyjeżdżali z dwiema walizkami i zaczynali od zera, ciężko pracując.
Trudno powiedzieć, z jakich krajów będą pochodzić nasi imigranci. Z reguły ludzie przenoszą się z biedniejszych krajów do bardziej rozwiniętych. Ale kto w pierwszej kolejności uprzemysłowił Związek Radziecki? Okazuje się, że to byli Amerykanie. To oni sprowadzili tu fabryki. A kto zbudował elektrownię wodną Dniepr?
Dlatego właśnie Europejczycy z bardzo rozwiniętych krajów mogą tu przyjechać – bo będą tu lepsze możliwości samorealizacji, spełnienia swoich planów twórczych, zawodowych i innych
Dlaczego spodziewam się boomu? Kiedyś marzyliśmy o byciu pomostem między Rosją a Europą. Teraz oczywiście nie widzę powodu do takich marzeń, jesteśmy raczej skazani na bycie barierą. Ale żeby być wiarygodną barierą, musimy być bogatym krajem z potężną armią. Inaczej nie wyrwiemy się z kajdan rosyjskiej propagandy.
Teraz świat pomaga nam nie tylko z empatii i poczucia sprawiedliwości, ale także ze względu na własne bezpieczeństwo. Tak samo będzie po wojnie. Niedawno uczestniczyłam w konferencji w Czerkasach. Był tam człowiek, który mieszka w Polsce i jest swego rodzaju pomostem między polskim biznesem a Ukrainą. Powiedział, że tysiące polskich firm jest gotowych inwestować w Ukrainie już dziś. Austriacy też są gotowi to zrobić. Dlatego po wojnie pojawią się pieniądze, choć na dobrą sprawę pieniądze są już teraz. Po prostu inwestycje są teraz realizowane w innych obszarach.
Zachodni partnerzy dużo dziś mówią o potrzebie mobilizacji 18-letnich mężczyzn. Matki próbują więc wywozić z kraju swoje dzieci już w wieku 17 lat. Czy Ukrainie grozi utrata całego pokolenia młodych ludzi?
Kiedy zaczęły się rozmowy o możliwości poboru 18-latków, zaczęłam czytać, co na ten temat mają do powiedzenia naukowcy. Brytyjska szkoła psychologów społecznych twierdzi, że człowiek jest ukształtowany psychicznie w wieku 25 lat. Zwróćmy uwagę: od kiedy ludzie w Wielkiej Brytanii mogą głosować, od kiedy mogą kupować alkohol w barze? Od 21. roku życia. Obaj moi dziadkowie i ojciec walczyli na wojnie. Mimo że byłam wtedy jeszcze mała, coś pamiętam. Mówili mi, że ci, którzy szli na front w wieku 18 lat, ginęli najszybciej, bo nie mieli pojęcia, jak się zachować. Dlatego jestem przeciwna mobilizacji w tym wieku.
W wieku 25 lat masz już coś w głowie. A 18-letni człowiek to wciąż dziecko
Uważam, że jesteśmy w stanie kształtować potencjał mobilizacyjny kosztem pokoleń starszych. Poza tym prezydent powiedział, że tego nie zrobi. Co do utraty pokoleń, to nie lubię takiego gadania. Pokolenie jest stracone, gdy zostanie zabite. Skoro ludzie wyjechali, to zróbmy wszystko, by wrócili. Powtarzam raz jeszcze: nie cieszę się z 4-milionowej migracji. Rozumiem jednak, że to lepsze niż gdyby ci ludzie pozostali w Chersoniu, Charkowie czy na terytoriach okupowanych.
Czy powinniśmy spodziewać się nowej fali migracji po zniesieniu stanu wojennego?
Zdecydowanie istnieje takie ryzyko. Jest ono związane z kilkoma czynnikami. Po pierwsze, z tym, czy mężczyźni będą w stanie znaleźć pracę z przyzwoitym wynagrodzeniem w Ukrainie. Czy będą mieli mieszkanie lub możliwość jego wynajęcia? Jakie będą warunki dla kobiet za granicą? I czy ludzie uwierzą, że pokój będzie trwał?
Myślę, że te czynniki odegrają decydującą rolę w podejmowaniu decyzji.
Zawieszenie amerykańskiej pomocy humanitarnej dla Ukrainy (pomoc wojskowa nie została zawieszona) wpłynie na wiele dziedzin życia: wynagrodzenia dla nauczycieli, pracowników służby zdrowia, urzędników służby cywilnej; cyberbezpieczeństwo i transformację cyfrową; odbudowę; wsparcie sektora energetycznego, rolnego, publicznego i mediów; reintegrację weteranów; dostawy leków i szczepienia; biznes; ewakuację ludności cywilnej ze strefy walk; wsparcie dla osób wewnętrznie przesiedlonych itd. A to tylko część obszarów w Ukrainie objętych dotychczas pomocą USAID.
W komentarzu dla Radia Liberty posłanka Inna Sowsun wyjaśnia, że pomoc USAID od początku inwazji była niezbędna dla budżetu Ukrainy. Jej zdaniem ten krytyczny obszar może ucierpieć najbardziej.
Według „Financial Times” amerykańscy urzędnicy z Biura Spraw Europejskich i Euroazjatyckich w Departamencie Stanu zwrócili się już do sekretarza stanu USA Marco Rubio o zrobienie wyjątku dla Ukrainy od nakazu zamrożenia pomocy USA dla innych krajów. „W tej chwili nie wiemy, czy wniosek ten zostanie zatwierdzony – w całości lub w części – ale z Waszyngtonu napływają pozytywne sygnały”– czytamy w e-mailu wysłanym 25 stycznia do pracowników USAID w Ukrainie.
26 stycznia Reuters opublikował szczegóły notatki, którą otrzymali pracownicy USAID. „Jesteśmy zobowiązani do wspierania prezydenta w realizacji jego wizji – napisał Ken Jackson, asystent administratora ds. zarządzania i zasobów. – Prezydent dał nam wspaniałą okazję, by zmienić nasze podejście do pomocy zagranicznej na nadchodzące dziesięciolecia – aby postawić Amerykę na pierwszym miejscu”.
Marco Rubio, nowy sekretarz stanu w gabinecie Trumpa, ogłosił te zmiany w przeddzień decyzji o zawieszeniu pomocy:
– Każdy dolar, który wydajemy, każdy program, który finansujemy, i każda polityka, którą wdrażamy, musi być uzasadniona trzema prostymi pytaniami: „Czy to czyni Amerykę bezpieczniejszą?”, „Czy czyni Amerykę silniejszą?”, „Czy to sprawi, że Ameryka będzie bardziej zamożna?”
Dlaczego pomoc USA została zamrożona
Przedstawiciele ukraińskich inicjatyw otrzymujących pomoc, z którymi rozmawiały Sestry, twierdzą, że spodziewali się zrewidowania przez nowy rząd USA polityki pomocy zagranicznej.
Podczas kampanii wyborczej Trump sprzeciwiał się udzielaniu pomocy zagranicznej, która zazwyczaj stanowi około 1% budżetu federalnego – z wyjątkiem sytuacji nadzwyczajnych, jak miało to miejsce w przypadku militarnego wsparcia Ukrainy. Skrytykował również wysokość środków przyznanych Ukrainie na obronę przed rosyjską agresją.
Jednak tym, co dla wielu odbiorców amerykańskiej pomocy jest szokujące, jest fakt, że decyzja ta wpłynęła na wcześniej uzgodnione programy, na które Kongres USA już przeznaczył fundusze. Podczas 90-dniowej przerwy na audyt i inspekcję wszelkie transakcje finansowe dotyczące projektów – nawet tych w trakcie realizacji, które wiążą się ze zobowiązaniami wobec wykonawców i pracowników – są zabronione. Niektórzy odbiorcy pomocy obawiają się, że po zakończeniu audytu nie wszystkie programy zostaną wznowione.
Pojawiają się nieoficjalne informacje, że programy, które podobno nie znajdują się w sferze zainteresowań nowej polityki rządu USA, zostaną zdecydowanie ograniczone. W szczególności te, które mają na celu ochronę praw kobiet, równości, integracji, sprawiedliwości społecznej i środowiska naturalnego
– Kierownik projektu uspokaja nas, że program może być kontynuowany. Nie ma paniki, ale [Amerykanie – red.] ostrzegają nas, że być może będziemy musieli zrezygnować z niektórych obszarów, takich jak zdrowie i prawa kobiet, równość płci itp. Nie możemy jeszcze w to uwierzyć – mówi nam anonimowo szef dużej ukraińskiej organizacji pozarządowej.
Uliana Mowczan, założycielka agencji Connection i ekspertka ds. komunikacji i pozyskiwania funduszy, podzieliła się z nami podobnym spostrzeżeniem:
– Trump wydał już osobny dekret o zamknięciu wszystkich biur i likwidacji stanowisk zajmujących się różnorodnością, równością, integracją i dostępnością (DEIA) oraz sprawiedliwością środowiskową. Bezpośredni cytat z zarządzenia jego administracji brzmi: „Administracja Bidena narzuciła nielegalne i niemoralne programy dyskryminacji pod nazwą 'różnorodność, równość i włączenie'... Oczekuje się, że będzie tak w przypadku wszystkich podobnych programów finansowania. Nie wiadomo jeszcze, czy będzie to miało również zastosowanie do programów przeciwdziałania przemocy”.
Można jednak założyć, że skoro administracja Trumpa uznaje przydatność pracy UNICEF, wsparcie dla dzieci i rodzin ma szansę pozostać priorytetem.
Jednak oficjalnego potwierdzenia tego stanowiska jeszcze nie ma. Anonimowy pracownik biura USAID w Kijowie powiedział Suspilne, że nie mają szczegółowych instrukcji dotyczących sposobu wdrożenia dyrektywy ani tego, czy będą wyjątki. Stosowny wniosek został już przekazany do Departamentu Stanu USA.
Jak decyzja Trumpa wpływa na Ukrainę
Decyzja administracji Donalda Trumpa wywołała silne reakcje społeczności ukraińskiej. „Zradofile” są przekonani, że USA to partner niewiarygodny, i powołują przykład Afganistanu, który ich zdaniem został porzucony przez Amerykanów.
Podobne obawy podzielają ci, którzy pracują w sektorze publicznym i są zaangażowani w dyskusje na temat decyzji o zawieszeniu pomocy: „Istnieje obawa, że Ukrainie zostanie narzucony niesprawiedliwy ‘pokój’, powrót do rosyjskiej agendy, a ludzie, którzy pracowali nad zapewnieniem demokracji, wolności i praw człowieka, zostaną pozostawieni sobie samym lub staną się wrogami”.
Są też tacy, którzy cieszą się z wiadomości, że „grantobiorcy Sorosa” zostaną bez funduszy
Inni nie pochwalają co prawda zawieszenia pomocy, lecz rozumieją pragnienie administracji Trumpa, by sprawdzić efektywność wydatków. Na przykład Wołodymyr Omelian, były minister infrastruktury Ukrainy, obecnie członek Sił Zbrojnych Ukrainy, napisał na FB: „Moim skrytym życzeniem jest, aby po wznowieniu pomocy co najmniej połowa środków z działań antykorupcyjnych została skierowana na dobre zarządzanie – stworzenie warunków do przyciągnięcia do służby cywilnej prawdziwie profesjonalnych, oddanych ludzi ”.
Według Oksany Kujancewej, członkini zarządu Fundacji Charytatywnej „Wschód SOS” i założycielki „Przytulna Space”, ogólnokrajowej sieci wsparcia psychospołecznego i prawnego, nie wszyscy w Ukrainie rozumieją, jak potężna była pomoc USA i jak bardzo jej utrata zagraża głównym beneficjentom tego wsparcia:
– Nasza fundacja działa od 2014 roku, a we współpracy z USAID – od 2022 roku. Dzięki temu wsparciu stworzyliśmy sieć bezpiecznych przestrzeni w Zaporożu, Charkowie, Mykołajowie, Czerkasach, Winnicy i Kropywnickim, gdzie zapewniamy pomoc psychospołeczną i prawną dorosłym, a także organizujemy zajęcia dla dzieci.
W ciągu dwóch lat ponad 50 tysięcy przesiedleńczyń wewnętrznych otrzymało wsparcie w ramach sieci. Od 2023 r. USAID finansuje połowę kosztów ewakuacji z obszarów frontowych
Od 2022 r. ponad 88 tysięcy osób (w tym 12 100 osób o ograniczonej sprawności ruchowej) opuściło strefę działań wojennych. Przy wsparciu USAID naprawiamy domy w obwodach charkowskim i donieckim, które zostały uszkodzone w wyniku ostrzału i w których nadal mieszkają ludzie – naprawiamy dachy i drzwi, wstawiamy nowe okna.
Obecnie fundacja prowadzi działania współfinansowane przez niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, regularnie gromadzi fundusze od różnych darczyńców, zbierając prywatne darowizny za granicą. I ma nadzieję, że nie będzie musiała czekać aż 90 dni na reaktywację programu USAID.
Według Otara Dowżenki, dyrektora kreatywnego Lwowskiego Forum Mediów, jeśli amerykańskie finansowanie nie wróci lub zostanie radykalnie zmniejszone, do końca 2025 r. z ukraińskiej przestrzeni znikną dziesiątki, jeśli nie setki mediów, wśród nich wiele bardzo wartościowych.
Dowżenko wyjaśnia, że przed 2022 r. ukraiński rynek medialny został osłabiony, ponieważ w ciągu ostatnich kilku lat otrzymał dwa potężne ciosy: najpierw był kryzys gospodarczy, wywołany w 2014 r. przez rosyjską agresję, potem kryzys w 2020 r., spowodowany epidemią koronawirusa. Z początkiem inwazji na pełną skalę dwa główne źródła przychodów mediów komercyjnych – reklama i sprzedaż treści – na pewien czas zniknęły. Rosjanie zniszczyli lub przejęli sieci telewizyjne i radiowe oraz redakcje, wielu pracowników mediów zostało zabitych, a większość pozostałych jest dziś na wygnaniu.
Jednocześnie właściciele mediów – politycy, oligarchowie, biznesmeni z ambicjami politycznymi – odmówili ich dotowania, ponieważ w czasie wojny w kraju nie ma wyborów, więc media nie mogą zapewnić „wyborczych dywidend”. W tych okolicznościach dotacje stały się jedynym sposobem na przetrwanie dla wielu ukraińskich redakcji.
– Typowa dla wielu regionów sytuacja, w której jest kilka wartościowych mediów, przejrzystych, odpowiedzialnych i wolnych od wpływów politycznych, mediów w dużej mierze jest możliwa dzięki dotacjom – mówi Dowżenko. – To właśnie te media ucierpią najbardziej i prawdopodobnie zostaną zamknięte
Media, które np. biorą pieniądze od lokalnych władz, by robić im PR, te, które nadal są finansowane przez swoich właścicieli lub publikują materiały kryptoreklamowe, będą miały większe szanse na przetrwanie. Chociaż amerykańskie pieniądze nie są jedynym źródłem dotacji, są one najważniejsze i największe. Anulowanie programów grantowych mających na celu wspieranie różnorodności – praw kobiet, mniejszości, równości, LGBT itp. – też będzie miało fatalne konsekwencje. Granty te umożliwiały bowiem mediom o ograniczonych zasobach zwrócenie uwagi na tematy rzadko będące w centrum zainteresowania przeciętnego ukraińskiego newsroomu. Nie oznacza to, że takie tematy nie będą poruszane w ogóle. Jednak bardzo odbije się to na ilości i jakości materiałów. A co za tym idzie – na ochronie kobiet i mniejszości.
<frame>Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID) jest instytucją rządową założoną w 1961 roku w celu zapewnienia pomocy międzynarodowej. USAID przyciąga inwestycje i wspiera 29 obszarów w 158 krajach. Według informacji na stronie internetowej tej agencji od początku inwazji dostarczyła ona Ukrainie pomoc humanitarną o wartości 2,6 mld dolarów. Ponadto ASAID przeznaczyła 5 mld dolarów na projekty rozwojowe i kolejne 30 mld dolarów w ramach bezpośredniego finansowania z budżetu. <frame>
Już dwa miesiące temu gorąco polecaliśmy obejrzenie tego filmu, gdy był wyświetlany w Warszawie w ramach największego ukraińskiego festiwalu filmowego „Ukraina! 9. Festiwal Filmowy”. Teraz dostał oficjalną nominację do Oscara.
Powtórka zeszłorocznego sukcesu filmu „20 dni w Mariupolu” Mścisława Czarnowa, który został nagrodzony przez Amerykańską Akademię Filmową, jest całkiem prawdopodobna. Choćby dlatego, że Oscary to wydarzenie nie tylko filmowe, ale także polityczne i społeczne. Uwaga świata jest Ukrainie nadal bardzo potrzebna, ponieważ pod koniec trzeciego roku wojny jego demokratyczna część nadal nie jest wystarczająco zjednoczona w swoim krytycznym stosunku wobec Rosji.
Nominacja „Porcelanowej wojny” wpisuje się w koncepcję politycznej roli Oscarów, podobnie jak politycznym krokiem było nominowanie „Zimy w ogniu” w 2015 r. Film ten opowiadał historię poprzedzającej obecną wojnę rosyjsko-ukraińską konfrontacji obywateli Ukrainy na Majdanie Niepodległości w Kijowie z prorosyjskim reżimem Wiktora Janukowycza zimą 2013-2014 r. Natychmiast po zakończeniu Rewolucji Godności, w lutym 2014 r., Rosja zaatakowała Ukrainę, a już w marcu zaanektowała Krym.
„Zima w ogniu”, „20 dni w Mariupolu” i „Porcelanowa wojna” to mistrzowskie dzieła, które w pełni realizują założenia kina dokumentalnego
Pokazując historię jak dokument, zanurzają widza w problemach naszych czasów, a to zanurzenie staje się ważnym i jednocześnie fascynującym procesem fizycznej obserwacji i duchowego doświadczenia, intelektualnego poznania i emocjonalnego zachwytu nad możliwościami kamery, która może pokazać takie rzeczy, że dusza drży. A także uświadamiać ludziom grozę zniszczenia i budzić pragnienie powstrzymania tej destrukcji. Po to właśnie jest kino, a w szczególności kino dokumentalne. By inspirować nas do lepszego działania.
Nawet jeśli zdamy sobie sprawę, że na krótkiej liście pretendentów do tegorocznych nominacji było więcej ukraińskich filmów, a pozostał tylko jeden, nie będziemy smutni. „Porcelanowa wojna” jest bowiem naprawdę wszechstronnym i bodaj najlepszym możliwym kandydatem z Ukrainy. Właśnie ze względu na dwoistość filmu, który został nakręcony przez Amerykanina i Ukraińca, filmowca i żołnierza, z użyciem ręcznej kamery i dronów, o życiu cywilnym i wojnie. Ten film łączy to, co działo się przed wojną, z samą wojną. I pokazuje przejście człowieka z etapu pokoju i szczęścia do stanu, w którym musisz chwycić za broń i zabijać tych, którzy przyszli zabić ciebie i twoją rodzinę.
Ogólnie rzecz biorąc, to film o człowieku i dla ludzi. Łączy historyczne wydarzenia z ludzkim życiem tak by, widz, zwłaszcza nieukraiński, mógł zrozumieć wszystko tak jasno, jak to tylko możliwe: to przyczyna, a to skutek.
Sława Leontiew jest wojskowym, który dawno temu odłożył broń, by zająć się sztuką, rzeźbiąc i malując gliniane figurki ze swoją żoną. Rzeczywistość zmusiła go jednak do porzucenia sztuki i ponownego chwycenia za ten rodzaj broni, której używa z największą wyobraźnią i talentem. Wspierają go w tym doświadczenia ze służby w Siłach Operacji Specjalnych, elitarnego oddziału ukraińskich wojsk.
W rezultacie „Porcelanowa wojna” opowiada o walce kruchego pokoju ze zgiełkiem wojny
Film umiejętnie buduje kontrast sztuki, kreatywności i życia z pustką, jednowymiarowością i chłodem śmierci. Bellamo i Leontiewowi udało się stworzyć kruche, a jednocześnie żywe tło przecięcia się życia i wojny, które symbolizuje porcelana: delikatna struktura powstała pod wpływem obróbki w ogniu.
Sława pochodzi z Charkowa, ukraińskiego miasta położonego w pobliżu rosyjskiej granicy, które Rosjanie wielokrotnie próbowali zdobyć i które codziennie jest ostrzeliwane. Mieszkał i pracował na Krymie, który został przez Rosję skradziony i okaleczony. Rosjanie ukradli jeden z jego domów, a teraz próbują zniszczyć drugi.
Kruchość – kontra brutalna siła, życie przeciw wojnie. Niby banalne, gdy myślimy o historii ludzkości, ale bardzo realne, gdy patrzymy przez okno czy oglądamy „Porcelanową wojnę”.