Exclusive
20
min

Ponad 60% ukraińskich kobiet doświadcza przemocy w pracy

Pracują mimo choroby, nie biorą wolnego, a bywa, że pracodawca zabiera im paszport. Ponad 60 proc. zatrudnionych w polskich domach Ukrainek doświadczyło złego traktowania, nadużyć i przemocy. Ekspertki uważają, że to zaniżone dane.

Anna J. Dudek

Fot.: Shutterstock

No items found.

Zenia: Jest praca, jest dobrze. Co widzę, co słyszę, to moje. Ja sobie poradzę, co trzy miesiące jeżdżę do domu.. Jestem tu 20 lat, radzę sobie, ludzie mnie znają, pracuję z polecenia. Nawet jeśli coś się dzieje, puszczam to, bo po co mi problemy?

Marina: Ja tam nie narzekam. Zarabiam 4 tysiące, to więcej, niż miałabym szansę zarobić w domu. Jest ok, mam swój pokój, jestem dostępna całą dobę, ale na to się zgodziłam. Czasem się dziwię, ale nie narzekam. W sumie w domu mam więcej zajęć, jest całe gospodarstwo do ogarnięcia.

Sveta: Jak przyjeżdżam, oddaję paszport. Nie wiem czemu, nie wnikam, w sumie po co mi paszport, jak całe dnie pracuję. Zajęcia? Sprzątanie, gotowanie, dbanie o ogród, panią starszą. Czasem bym chciała mieć dzień wolny, ale jak siedzę i pracuję, nie wymyślam, to mam stałą pracę w dobrym domu.

***

Takich głosów są tysiące. W 2023 r. CASE we współpracy z CARE International in Poland przeprowadziło badanie, pytając zatrudnione w polskich domach kobiety z Ukrainy, jak są traktowane. To te kobiety, które dbają o dom, dzieci, starszych rodziców. Gotują, sprzątają, dają zastrzyki, pilnują leków. W Polsce praca reprodukcyjna, warta miliardy złotych i stanowiąca dużą część PKB, jest niewidoczna. Dana, oczywista, należąca się. Traktowana jako zajęcie, które nie jest prestiżowe. Ważne. Z tym pogardliwym podejściem mierzą się miliony Polek i setki tysięcy Ukrainek, które przyjechały tu, szukając schronienia przed wojną. Jak wynika ze statystyk, choć dokładnych danych brakuje, co jest systemowym problemem, w polskich domach zatrudnionych jest ok. 150 tys. Ukrainek.

Fot.: Shutterstock

Potworne statystyki

Wyniki badania wskazują, że aż 61 proc. pracownic domowych spotkało się z dyskryminacją lub nierównym traktowaniem, 52 proc.  musiało pracować mimo choroby, 46 proc.  było zmuszanych do pracy ponad siły i bez odpoczynku, a 30 proc. było nękanych fizycznie lub psychicznie.

"Jestem bardzo wdzięczna, więc nie będę cierpieć z powodu złego traktowania" — mówi 37-letnia kobieta, opiekunka osoby starszej, w Polsce od 1,5 roku.

6 proc. respondentek doświadczyło poważnego przestępstwa polegającego na zatrzymaniu dokumentów przez pracodawcę.

Wśród sposobów radzenia sobie z naruszaniem swoich praw respondentki często wyrażały gotowość do kompromisu z pracodawcami. W większości przypadków starają się unikać sporów i dyplomatycznie kierować swoimi stosunkami zawodowymi. Czasami w obliczu kryzysu niektóre z nich decydują się trwać w milczeniu, w niektórych przypadkach szukają alternatywnego zatrudnienia.

O potworne statystyki pytam szefową Feminoteki Joannę Piotrowską. "Jeśli ponad 60 proc. tych kobiet mówi o złym traktowaniu, to wydaje się oczywiste, że jest ich więcej" — mówię. "Zazwyczaj nawet ludzie, którzy wiedzą o tym, że spotkała ich przemoc, mówią o tym niechętnie nawet w anonimowych wywiadach. Te osoby mają w sobie lęk, nieufność, myślą, że ich opowieści zostaną źle odebrane'. Dodaje, że grupa kobiet, o których mowa, zwykle ma nie ma dużej świadomości na temat przemocy i jej mechanizmów, to często kobiety z niskim wykształceniem, a dodatkowo nie mają wiedzy na temat prawa pracy, a więc swoich praw i obowiązków, które ma wobec nich pracodawca. Nie wiedzą też, gdzie mogłyby szukać pomocy. Często dodatkową trudnością jest bariera językowa oraz samotność — w większości przyjechały do Polski same z dziećmi, i to jest ich główna motywacja: zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa, a więc dachu nad głową i spełnienie podstawowych potrzeb, jest dla nich priorytetem. Dlatego milczą.

Joanna Piotrowska: Pamiętajmy, że im silniejsza jest relacja władzy, a w tej sytuacji mamy z nią do czynienia, tym większa skłonność do jej nadużywania. Te zatrudnione w polskich domach kobiety są w gorszym położeniu pod wieloma względami, mają mniejsze zasoby nie tylko bytowe, finansowe, ale także, nazwijmy to, wsparciowe: nie mają tu bliskich, przyjaciół, często nie znają wystarczająco języka, są więc niejako wystawione na przemoc. Zdesperowane, podejmują się pracy w miejscach, których nie sprawdzają dokładnie — albo wcale — bo po prostu bardzo im na jakiejkolwiek pracy zależy, przystają więc nawet na nadużycia i przemoc, bo boją się tę pracę stracić.

Fot.: Shutterstock

Gdzie po pomoc?

Szefowa Feminoteki podkreśla jednak, że nie są same. W Polsce istnieje wiele organizacji, które specjalizują się w pomocy osobom z doświadczeniem uchodźctwa i tym, które są narażone na przemoc lub jej doświadczyły.

To między innymi Fundacja Ocalenie, Fundacja Ukraina, SIP, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, ale także Feminoteka, Centrum Praw Kobiety czy Federa. W tych trzech ostatnich fundacjach dostępne są telefony zaufania i linie telefoniczne, w których można uzyskać pomoc prawną i psychologiczną. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie dzwonić.

Choć na przemoc i nadużycia najbardziej narażone są pracownice z Ukrainy, to z wynikającymi z systemowych braków problemami mierzą się także zatrudnione jako pomoce domowe Polki. To dlatego, że sektor pracy domowej jest w Polsce słabo uregulowany, brakuje odpowiednich regulacji i rozwiązań, które zapewniałyby bezpieczeństwo pracującym w nich kobietom. Podkreślają to w raporcie jego autorzy i autorki. "Brak odpowiednich regulacji i rozwiązań dla sektora pracy domowej w Polsce skutkuje nieformalnym systemem, w którym pracownice są często wykorzystywane, a ich prawa są łamane.  Inne problemy, z jakimi borykają się ukraińskie pracownice domowe w Polsce, to brak ochrony prawnej i reprezentacji. Istnieje potrzeba zmian zarówno w zakresie tworzenia prawa, jak i świadomości społecznej" — brzmi fragment raportu.

Proponowane rozwiązania obejmują: zwiększenie monitorowania sektora przez władze publiczne w celu zapewnienia ochrony praw osób w nim zatrudnionych, uproszczenie procedur zatrudniania w sektorze pracy domowej oraz wzmocnienie współpracy między zainteresowanymi stronami. Ponadto informacje dotyczące praw pracownic domowych i ich pracodawców powinny być łatwo dostępne na wielu platformach, w językach, które one rozumieją.

"Przede wszystkim jednak zaleca się wspieranie samoorganizacji migranckich i uchodźczych pracownic domowych oraz wykorzystywanie ich potencjału do promowania równego traktowania i poprawy warunków pracy" — konkludują i podkreślają, że to sektor gospodarki w dużej mierze niewidoczny dla administracji, sektora pozarządowego i opinii publicznej.

Niewidoczność sektora prowadzi do luki informacyjnej, — piszą eksperci a raporcie

To dlatego pracownice pracują mimo choroby, wyrabiają nadgodziny, są poniżane, a bywa, że i nękane. Łączy się to także ze stereotypem Ukrainek, które, już wcześniej w dużych liczbach obecne na polskim rynku pracy, traktowane były — wciąż są - jako "tania siła robocza". Wiedzą o tym. Co mówią? "Wierzę, że karma powraca i jeśli ktoś traktuje innych źle, sam zostanie tak potraktowany" — zdradziła w raporcie 36-letnia pomoc domowa, która w naszym kraju pracuje od siedmiu lat.

Фото: Shutterstock

Z obserwacji Centrum Wsparcia Ukrainy Job Impulse wynika, że choć wśród uchodźczyń jest duża liczba dobrze wykształconych kobiet, które mogłyby pracować jako tłumaczki czy psycholożki, w praktyce większość ofert zatrudnienia obcokrajowców kierowana jest do mężczyzn, co sprawia, że kobiety zmuszone są podejmować pracę poniżej kwalifikacji. Z kolei z raportu NBP "Sytuacja życiowa i ekonomiczna migrantów z Ukrainy w Polsce wpływ pandemii i wojny na charakter migracji" wynika, że 65 proc. uchodźców i uchodźczyń podjęło zatrudnienie, natomiast kolejne 24 proc. aktywnie poszukuje odpowiedniego stanowiska. W przypadku kobiet podstawowym kryterium jest możliwość łączenia pracy z rodzicielstwem. Najczęściej poszukują etatów w regularnych godzinach, aby móc zaprowadzać i odbierać dzieci ze żłobka, przedszkola czy szkoły. Interesują się też pracą hybrydową lub na część etatu, co zapewnia im większą elastyczność. Oferty pracy zmianowej częściej zaś przyjmują kobiety, które są na innym etapie życiowym — mają starsze i samodzielne dzieci.

Dbaj o granice

O to, jak rozpoznać, że relacja z pracodawcą nosi znamiona przemocy, zapytałam Żannę Lison, mieszkającą w Warszawie psycholożkę z Kijowa. Lison mówi o dwóch rodzajach granic i poleca, by zwrócić uwagę, kiedy są przekraczane.  

Mówimy o granicach  fizycznych, a więc wszystkim, co dotyczy twojego ciała, rzeczy osobistych,  finansów, czasu, przestrzeni, które uważasz za swoje; i psychologicznych, które obejmują sferę emocjonalną, intelektualną i duchową. Ich naruszanie najczęściej wiąże się z wyrażaniem niezamówionych opinii, moralizowaniem, doradzaniem i próbami manipulowania człowiekiem — mówi psycholożka

Wskazuje, że najważniejszym wyznacznikiem tego, że ktoś te granice przekroczył, są twoje odczucia. -Złość, a także podobne uczucia i emocje: irytacja, złość, wściekłość, oburzenie, oburzenie, sygnalizują przekroczenie granic. Pełnią funkcję ochronną. Czasami ludzie, którym trudno jest chronić swoje granice, mogą odczuwać wstyd, urazę lub poczucie winy. Również po kontakcie z osobą możesz odczuwać załamanie, bezsilność lub odwrotnie, silny przypływ energii i irytację — wyjaśnia.  Jak rozmawiać o swoich granicach? — Chroniąc nasze osobiste granice, możemy posłużyć się algorytmem „ja —  komunikaty” (model Marshalla Rosenberga). Algorytm wygląda następująco: — Fakt; — Znaczenie faktu; — Uczucia dotyczące znaczenia faktu; — Potrzebować; — Wniosek. „Wiesz, złoszczę się i jestem smutna (uczucia), kiedy krytykujesz moje ubrania (fakt), ponieważ wydaje mi się to brakiem szacunku (znaczenie faktu). Ważne jest dla mnie, aby czuć Wasze wsparcie (potrzebę), a krytyka nie pozwala mi tego zrobić. Proszę nie poruszać w przyszłości tematu mojego wystąpienia (prośba).” Jeśli prośby i obrona nie działają, nie jesteś wysłuchany lub jesteś w sytuacji bezbronnej — to jest powód, aby poprosić o pomoc, podzielić się z kimś, poszukać sposobów na zabezpieczenie się lub zakończyć tę sytuację - dodaje.

No items found.

Dziennikarka, redaktorka, pisarka. Publikuje w „Wysokich Obcasach”, „Przeglądzie”, OKO.press. W pracy reporterskiej zajmuje się prawami kobiet w kontekście politycznym i społecznym, pisze o systemowym wypychaniu kobiet poza margines. Zrobiła to m.in. w książce „Poddaję się. Reportaże o polskich muzułmankach” oraz ostatnio w „Znikając. Reportaże o polskich matkach”

zdjęcie: Bartek Syta

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Kolejna taka śmierć w Nowym Targu

14 sierpnia 25-letnia Ukrainka w ciąży została przyjęta do szpitala w Nowym Targu. Podczas badania lekarze stwierdzili obumarcie płodu. Kobieta przeszła operację, dziecko urodziło się martwe. O sprawie poinformowali dziennikarze „Tygodnika Podhalańskiego”.

Później kobieta została przewieziona na oddział intensywnej terapii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie w bardzo ciężkim stanie. Tam zmarła – dziennikarze sugerują, że prawdopodobnie na sepsę. Lekarze, powołując się na tajemnicę lekarską i ustawę o prawach pacjenta, nie skomentowali sprawy.

To nie pierwszy zgon na oddziale okołoporodowym tego szpitala.

W maju ubiegłego roku na oddziale ginekologicznym nowotarskiego szpitala zmarła 33-letnia Dorota, która była w 5. miesiącu

Mimo zagrożenia jej życia, lekarze nie usunęli ciąży. Zapewniali rodzinę, że wszystko jest w porządku. Gdy Dorocie odeszły wody, zalecili jedynie leżenie w łóżku. Na aborcję zdecydowali się dopiero wtedy, gdy jej stan się pogorszył – ale było już za późno. Kobieta zmarła w wyniku wstrząsu septycznego. Prawnik rodziny zmarłej zauważył, że lekarze dopuścili się „rażących zaniedbań” zarówno w procesie leczenia, jak w przekazywaniu informacji o stanie zdrowia kobiety. Po tym tragicznym zdarzeniu w wielu polskich miastach odbyły się protesty w ramach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.

W 2023 r. w Warszawie odbył się duży protest. Bezpośrednim powodem była śmierć 33-letniej Doroty w Nowym Targu. Fot: Sestry

W oświadczeniu organizatorów protestów czytamy: „Dorota z Nowego Targu zmarła, ponieważ polska ustawa antyaborcyjna zabija i zamienia lekarzy w politycznych sługusów, a nie ekspertów od opieki zdrowotnej. Zmarła, bo lekarze nie wypełniają swoich obowiązków”.

Problem w chorym prawie

Polskie prawo aborcyjne jest jednym z najsurowszych w Europie. W 1993 roku przyjęto tak zwany „kompromis aborcyjny”. Zgodnie z nim aborcja była możliwa w trzech przypadkach: zagrożenia życia lub zdrowia matki, ciąży będącej wynikiem gwałtu oraz nieuleczalnej choroby lub nieodwracalnej wady płodu. W 2016 r. sejmowa większość w pierwszym czytaniu przyjęła projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji. Przewidziano odpowiedzialność karną zarówno dla kobiet, które chciałyby dokonać aborcji, jak dla lekarzy, którzy wykonywaliby takie zabiegi. W tym czasie kobiety wzięły udział w jednym z największych protestów w Polsce, który stał się znany na całym świecie jako Czarny Poniedziałek. Skandaliczny projekt ustawy został wycofany.

Jednak w 2020 r. Trybunał Konstytucyjny zakazał aborcji w przypadku wad rozwojowych płodu, a rok później decyzja ta weszła w życie. Obecnie w Polsce aborcja jest możliwa tylko w przypadku gwałtu, kazirodztwa lub zagrożenia życia bądź zdrowia matki. W pierwszym przypadku wiek płodu nie ma znaczenia, natomiast w drugim aborcja jest możliwa do 12. tygodnia ciąży.

Złagodzenie przepisów aborcyjnych było jednym z haseł partii Donalda Tuska przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku

Na początku 2024 r. premier oświadczył, że rząd jest gotowy złagodzić ograniczenia w dostępie do antykoncepcji awaryjnej i złagodzić przepisy antyaborcyjne.

Problem jednak pozostał. Sejm, reprezentowany przez marszałka Szymona Hołownię, blokował prace nad projektami ustaw liberalizujących przepisy aborcyjne. Pod koniec sierpnia 2024 r. premier Tusk przyznał, że w parlamencie nie ma wystarczającej liczby głosów, by złagodzić zakaz aborcji. Zadeklarował jednak, że rząd pracuje nad wprowadzeniem nowych procedur dla szpitali i prokuratorów, mających złagodzić niektóre z ograniczeń.

– Mogę tylko obiecać, że w ramach obowiązującego prawa zrobimy wszystko, aby kobiety cierpiały mniej, by aborcja była tak bezpieczna i dostępna, jak to tylko możliwe, gdy kobieta jest zmuszona do podjęcia takiej decyzji – stwierdził. – Chcemy zapewnić, że ludzie, którzy pomagają kobietom, nie będą prześladowani.

Minister zdrowia Izabela Leszczyna dodała, że do przeprowadzenia aborcji powinno wystarczyć jedno zaświadczenie lekarskie potwierdzające, że zdrowie kobiety jest zagrożone. I że może to być na przykład zaświadczenie od psychiatry.

Jednak nawet jeśli nowa ustawa aborcyjna zostanie uchwalona, musi ją podpisać prezydent Andrzej Duda. I tu pojawia się problem, bo Duda wielokrotnie deklarował, że jest przeciwny aborcji. – Dla mnie aborcja to zabijanie ludzi  – powiedział przy jednej z okazji.

Wkrótce nowe protesty

Wiadomość o śmierci Ukrainki podczas porodu w Nowym Targu oburzyła Martę Lempart, aktywistkę i liderkę ruchu Strajk Kobiet. Ma ona wiele pytań do lekarzy, którzy nie zdołali uratować kobiety:

– To ten sam szpital, w którym w zeszłym roku zmarła ciężarna Polka Dorota, a w tym roku rodząca kobieta z Ukrainy. Nie znam całej sytuacji, ale nadal obwiniam lekarzy. Mam pytanie: co zrobili źle, że doszło do sepsy? Nie znam odpowiedzi, ale nie wierzę już w ani jedno ich słowo. Powinni byli zrobić wszystko, by zapobiec śmierci tej kobiety. Znam podejście lekarzy opiekujących się kobietami w ciąży w Polsce i wiem, ile czasu poświęcają na szukanie winnego nagłych sytuacji, które czasem się zdarzają.

Żaden z nich nie chce być osobą decyzyjną, a czas w takich sytuacjach jest na wagę złota

Według Lempart to, że lekarz waha się z podjęciem decyzji, bo boi się odpowiedzialności, to kłamstwo. Bo niektórzy lekarze po prostu gardzą kobietami:

– Znamy dziesiątki przypadków, w których lekarze odmawiali wykonania aborcji nawet w sytuacjach dozwolonych przez prawo – mówi Lempart. – Swoją decyzję tłumaczyli strachem przed odpowiedzialnością karną. Nie pamiętam jednak ani jednego przypadku w ciągu ponad 30 lat obowiązywania zakazu aborcji w Polsce, kiedy lekarze zostali ukarani lub postawieni przed sądem za wykonanie legalnej aborcji.

Polskie kobiety od lat wychodzą na ulice, aby walczyć o prawo do aborcji. Zdjęcie: Sestry

Rekomendacje dla szpitali, ogłoszone niedawno przez Ministerstwo Zdrowia, Lempart nazywa bezsensownymi. Jej zdaniem nie są zgodne z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia:

– Chciałybyśmy, aby ministra zdrowia wysłuchała specjalistów od aborcji i opinii kobiet w ciąży w tej delikatnej kwestii – i to natychmiast! Co więcej, legalizacja aborcji jest zaleceniem komitetu ONZ, który wyraźnie wzywa Polskę do jej zalegalizowania i bezzwłocznego wprowadzenia moratorium na karanie w przypadku aborcji. Rząd musi zmienić prawo.

Dekryminalizacja aborcji powinna być ich sztandarowym projektem. Donald Tusk nie dopilnował, by jego partnerzy koalicyjni zagłosowali we właściwy sposób. Dlatego odpowiedzialność spoczywa na polskim rządzie

Ze względu na trudną sytuację z dostępem do antykoncepcji awaryjnej i zakaz aborcji, Polki są zmuszone szukać innych sposobów na przerwanie ciąży – szczególnie w krajach, w których jest to dozwolone. Pomagają im w tym największe kobiece organizacje non-profit: Aborcja Bez Granic i Aborcyjny Dream Team.

– Według samej tylko organizacji Aborcja Bez Granic mamy około 50 000 aborcji rocznie. To jedna trzecia całkowitego zapotrzebowania. Kobiety powinny mieć prawo do przerwania ciąży, kiedy tylko tego potrzebują. Żaden lekarz nie powinien im tego zabraniać – tym bardziej w przypadkach, gdy ich życie jest zagrożone. Osoby, które pomagają w przeprowadzaniu takich operacji, także powinny być chronione przez prawo.

Każda kobieta, która potrzebuje tego rodzaju pomocy, może skontaktować się z Aborcją Bez Granic pod numerem telefonu: 22 29 22 597. Lempart twierdzi, że to trzeci najpopularniejszy numer w Polsce, po policji i straży pożarnej. Jednocześnie zapowiada nową falę protestów w Polsce:

Już przygotowujemy się do protestów i akcji społecznych w obronie praw kobiet. Nie spoczniemy, dopóki nie będzie tak, jak być powinno

Tylko kobieta decyduje

„Martynka” to feministyczna organizacja, która od początku wojny rosyjsko-ukraińskiej wspiera i chroni ukraińskie uchodźczynie w Polsce. Jej założycielka Nastia Podorożna mieszka w Polsce od 10 lat. Mówi, że poza Watykanem niewiele jest krajów w Europie, które mają tak surowe ograniczenia prawne dotyczące aborcji i dostępu do antykoncepcji awaryjnej, jak Polska:

– Pigułki do antykoncepcji awaryjnej są skuteczne tylko do piątego dnia po stosunku bez zabezpieczenia. Jednak i na nie polscy ginekolodzy nie zawsze wypisują recepty. Niestety, wielu polskich lekarzy ma kompleks Boga. Wiem, że zabrzmi to ostro, ale w mojej pracy zdarzył się przypadek, że młoda 18-letnia dziewczyna, która została zgwałcona, poszła na policję. Policjanci zabrali ją do ginekologa, a ten odmówił wypisania recepty na antykoncepcję awaryjną.

Powiedział po prostu: „Taka jest wola Boża” – i że dziewczyna jest za młoda, by brać takie tabletki

Wielu polskich lekarzy boi się przeprowadzać nawet te aborcje, które są dozwolone przez prawo. Nastia podkreśla, że jednym z powodów jest strach przed odpowiedzialnością. Przywołuje przypadek, który przydarzył się ginekolożce ze Szczecina. Lekarka ta znana jest z tego, że nie boi się wykonywać legalnych aborcji, uznając, że nie robi niczego nielegalnego.

– Jednak w ubiegłym roku do jej gabinetu przyszło Centralne Biuro Antykorupcyjne. Podczas przeszukania zarekwirowano jej telefon, komputer i całą dokumentację pacjentek. W ten sposób wywierano na nią presję. Przy okazji policja uzyskała dostęp do bardzo intymnych zdjęć jej pacjentów – mówi Nastia.

„Ani jednej więcej” – pod takim hasłem protestują Polki. Fot: Sestry

Jak podkreśla Ukrainka, kobiety, które szukają pomocy u „Martynki”, nie chcą usuwać ciąży dla wygody – zdarzają się przecież na przykład przypadki gwałtów wojennych. Zmuszanie kobiety do donoszenia takiej ciąży Nastia nazywa torturą:

– Ofiary gwałtów przychodziły do nas po pomoc. Przede wszystkim zapewniliśmy im pomoc psychologiczną. To temat tabu. Kobiety rzadko kiedy przyznają się, że zaszły w ciążę w wyniku gwałtu dokonanego przez wroga. Ale nawet gdyby chciały pozbyć się płodu, lekarze nie pomogliby im tutaj, w Polsce, gdzie otrzymały tymczasowe schronienie.

Bo nie ma przeciwwskazań do przerwania ciąży, a sam gwałt nie został udowodniony. Moim zdaniem to jest rażące naruszenie praw kobiet

Nawet kobiety będące w upragnionej ciąży boją się rodzić w Polsce, bo nie ufają lekarzom:

– Lekarze czasami lekceważą bezpieczeństwo swoich pacjentek. Znam historię kobiety, która zaszła w upragnioną ciążę, ale badanie wykazało nieprawidłowości w rozwoju płodu. Istniało duże prawdopodobieństwo, że dziecko umrze po urodzeniu. Niestety w Polsce to nie jest powód do przerwania ciąży. Pomogliśmy tej kobiecie. Znaleźliśmy organizację, która zorganizowała dla niej aborcję w Holandii.

Chcę, by ukraińskie kobiety – niezależnie od tego, czy są w upragnionej, czy niechcianej ciąży – wiedziały, że mamy siebie nawzajem

Każda kobieta, która potrzebuje pomocy, może zwrócić się do „Martynki”. Kobietom, które chcą zostać matkami, organizacja pomoże znaleźć postępowego lekarza. A tym, które zaszły w niechcianą ciążę, doradzi, jak ją legalnie i bezpiecznie usunąć.

20
хв

25-letnia Ukrainka i jej nienarodzone dziecko zmarli w polskim szpitalu

Natalia Żukowska
Festiwal na Malcie

Poznański festiwal teatru i sztuki Malta uznawany jest za jedno z najważniejszych tego rodzaju cyklicznych wydarzeń w Europie. W programie znajdują się spektakle, koncerty oraz inne wydarzenia artystyczne i literackie. Hasło tegorocznego festiwalu, który po raz pierwszy odbywa się pod patronatem Dominiki Kulczyk, brzmi „For Love!”. Koncentruje się on na trzech tematach: kobieta, natura i przyszłość.

Część wydarzeń artystycznych jest poświęcona kwestiom, które dotyczą współczesnych kobiet – w szczególności uchodźczyń z Ukrainy. Dlatego ich patronkami są Sestry. I tak obejrzymy:

  • 12 września o 19.00 - kameralny spektakl „Zamknięte pokoje”, w którym Maria Bruni i Tomasz Mikan wcielą się postaci dwojga uciekających przed wojną ludzi, którzy, zamknięci w czterech ścianach, opowiadają swoje historie. Maria Bruni z Mariupola, od 2022 roku mieszkanka Poznania i aktorka tutejszego Teatru Nowego, przygotowała tę sztukę, by zwrócić uwagę na sytuację ukraińskich kobiet w polskim społeczeństwie.
„Zamknięte pokoje”
  • 11 września o 19.00 - spektakl „Kasandra” Olgi Grigorasz to interpretacja dramatu Łesi Ukrainki napisanego sto lat temu. W starożytnych mitach greckich córka króla Priama została przeklęta darem jasnowidzenia. Widzi przyszłość, ale nikt jej nie wierzy – a na jej oczach tragedie, którym można było zapobiec, stają się rzeczywistością. Współczesna wersja tej historii jest dziełem Teatru Emigrant, założonego w Poznaniu przez Ukrainki i Białorusinki.
„Kasandra”
  • 10 września o 18.00 - film „Syndrom Hamleta” w reżyserii Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego to dokument utkany z osobistych wspomnień i traum młodych ludzi, którzy muszą zmierzyć się z wojenną rzeczywistością. Roman opowiada o terrorze na froncie, Sławik zwierza się z myśli samobójczych, a Katia mówi o strachu przed gwałtem i seksizmie w wojsku. Po projekcji odbędzie się spotkanie z twórcami filmu.
Kadr z filmu „Syndrom Hamleta”
20
хв

Malta Festival 2024: kobiety, Ukraina, wojna. For love!

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Заміж за поляка: яка процедура та які документи потрібні?

Ексклюзив
20
хв

Przeprowadzka do Polski: lęk i inne stany psychiczne

Ексклюзив
Portrety siostrzeństwa
20
хв

Gdyby nagle moje ukraińskie koleżanki wyjechały z Polski

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress