Występowała z najlepszymi orkiestrami w Polsce, Hiszpanii, Portugalii, Niemczech, USA, Chinach, Litwie, Turcji czy Meksyku. Po rozpoczęciu przez Rosjan inwazji Londyn docenił wyjątkowość jej stylu: trzykrotnie dyrygowała London Philharmonic Orchestra. Została zaproszona do współpracy z międzynarodową agencją, która pomaga w promowaniu muzycznej Ukrainy na całym świecie. Nadal jest głównym dyrygentem Kijowskiej Orkiestry Kameralnej Filharmonii Narodowej. Co miesiąc przyjeżdża do Ukrainy na koncerty.
Mój świat stał się czarny jak smoła
Oksana Honczaruk: W tym roku dołączyła Pani do międzynarodowej agencji IMG Artists, która promuje najbardziej utalentowanych muzyków i kultowe orkiestry na świecie. To owoc wybitnych koncertów, które dała Pani z London Philharmonic Orchestra. Ale nie przyjechała Pani do Londynu z powodów artystycznych.
Natalia Ponomarczuk: W maju 2022 roku otrzymałam list z zaproszeniem do Londynu, gdzie zaoferowano mi ochronę.
W pierwszych miesiącach wojny nie opuściłam Kijowa, nie miałam zamiaru wyjeżdżać. Mieszkałam z mamą w zabytkowym domu w centrum stolicy, niedaleko Majdanu Niepodległości. Podczas ostrzałów i bombardowań schodziłyśmy do piwnicy, ale stare pomieszczenia pod domem, do których prowadziły zniszczone schody, nie przypominały schronu: było tylko jedno bardzo wąskie wejście, a pomieszczenia były „udekorowane” skomplikowanym splotem rur z gorącą wodą. Zrozumiałam, że jeśli coś na nas spadnie, to się stamtąd nie wydostaniemy. Nie myślałam więc o tym, jak opuścić Kijów, ale jak zorganizować inne wyjście z tej piwnicy. Istniało, ale było zawalone. Zachęcałam miejscowych ludzi, by je oczyścili, lecz im się nie udało.
Na początku wojny w centrum Kijowa było bardzo niebezpiecznie [miasto nie miało jeszcze wtedy skutecznej obrony przeciwlotniczej – red.]. Zaczęłam więc szukać możliwości przeprowadzki. Mama, mój pies i ja pojechaliśmy najpierw do Lwowa, potem do Polski, gdzie otrzymaliśmy dużo pomocy, a stamtąd do Monachium. Moja mama nadal tam mieszka, mnie później zaoferowano ochronę w Londynie. Tak więc od października 2022 roku mieszkam w dwóch krajach: Ukrainie i Wielkiej Brytanii. Nadal intensywnie pracuję w Narodowej Filharmonii Ukrainy, gdzie co miesiąc prowadzę koncerty z Kijowską Orkiestrą Kameralną. Buduję nasze wspólne plany twórcze i mam nadzieję, że orkiestra kameralna, która jest znana w Ukrainie, w końcu stanie się sławna także za granicą.
Kiedy i jak udało się Pani powrócić do komponowania?
Na początku inwazji byłam tak zdezorientowana, że nie mogłam podejmować żadnych decyzji, niosła mnie fala wydarzeń. Mój świat w tamtym momencie nie był nawet czarno-biały, ale czarny jak smoła. Próbowałam tylko przetrwać psychicznie i się przystosować.
Ale miałam szczęście. Spotkałam fantastycznych ludzi, którzy zrobili wszystko, co możliwe i niemożliwe, by pomóc tym, którzy stracili spokój, poczucie bezpieczeństwa i sensu tworzenia sztuki.
A kiedy zobaczyłam, jak wielu ludzi na świecie wyznaje podobne wartości i jak zaciekle przeciwstawiają się przemocy i niesprawiedliwości, zaczęłam stopniowo wracać do życia
Znów stałam się stalowa. Teraz muszę pracować bez przerwy, dopóki nie wygram.
Wiem, że robię to, do czego się urodziłam. Dziś mam możliwość robienia kreatywnych rzeczy, o których marzyłam od wielu lat.
Posługa w świątyni Muzyki
Dyrygowała Pani wieloma orkiestrami, ale wiele z tych koncertów odbyło się poza stolicą i za granicą. Czy dobrze rozumiem, że do pewnego czasu Pani, jako kobieta dyrygent, nie mogła pracować w Kijowie, bo w tej branży istniało bardzo silne męskie lobby?
W mojej karierze nigdy nie próbowałam się „dopasować”. Zrozumiałam, że możesz opanować zawód nie na zajęciach akademickich, ale przy pulpicie dyrygenta, z orkiestrą, ćwicząc codziennie przez lata.
Dlatego na ostatnim roku studiów w Konserwatorium [obecnie Narodowa Akademia Muzyczna – przyp. aut.] podpisałam kontrakt na stanowisko głównego dyrygenta i dyrektora artystycznego Akademickiej Orkiestry Symfonicznej Ługańskiej Filharmonii Obwodowej i opuściłam Kijów. Przez trzy sezony prowadziłam dość dużą orkiestrę i muszę przyznać, że nie były to moje najłatwiejsze lata (choć jednocześnie było to nieocenione doświadczenie). Tak więc natychmiast rozpoczęłam karierę jako główny dyrygent orkiestry; nigdy nie pracowałam jako asystentka dyrygenta.
Jeśli chodzi o dyrygentki, to pod koniec lat 90. były wspaniałe młode dyrygentki: Ałła Kulbaba (obecnie dyrygentka Opery Narodowej Ukrainy) i Wiktoria Żadko. Ale tylko dwie.
Czy w latach 90. dziewczynom trudno się było dostać do dyrygentury symfonicznej?
Było trudno. Komisja rekrutacyjna musiała mnie przyjąć, ponieważ dobrze zdałam wszystkie egzaminy zawodowe. Ale wiem, jakie były komentarze na mój temat ze strony niektórych członków komisji rekrutacyjnej, która składała się z profesorów konserwatorium. Jak mi później powiedziano, jeden z profesorów powiedział do swoich kolegów:
Pomóżmy dziewczynie i dajmy jej 2 [ocenę niedostateczną – red.]. Wszyscy tu jesteście mężczyznami i wiecie, jakie ciężkie życie czeka ją w tym zawodzie, jaka to psia robota i jak trudne będzie jej życie
Ten zawód jest trudny z wielu powodów. Psychologicznych, bo wymaga od człowieka stuprocentowego skupienia się na pracy. Trudno połączyć dyrygenturę z obowiązkami rodzinnymi. Jeśli masz intensywny harmonogram koncertów i dużo podróżujesz, taki styl życia wymaga dużo energii i czasu, a oczywiście każde odwrócenie uwagi w stronę życia osobistego jest niekorzystne dla zawodu dyrygenta.
Chociaż teraz stało się to nieco łatwiejsze: profesjonalne organizacje i agencje przejęły dużą część spraw związanych z organizacją i harmonogramami pracy. Istnieje wiele przykładów udanego połączenia zawodu i życia rodzinnego, choć szczerze mówiąc, nadal nie wiem, jak ci ludzie to robią.
W końcu całe życie dyrygenta zbudowane jest wokół zawodu, skupia się na kreatywności i wymaga ścisłej dyscypliny wewnętrznej. Ten zawód – a raczej to powołanie – kojarzy mi się ze służbą w kościele. W istocie to posługa w świątyni Muzyki.
Bohaterka filmu „Tar”, słynna dyrygentka, mówi: „Naszym jedynym domem jest pulpit dyrygenta. Wszyscy żyjemy na walizkach”.
Cóż, nie chodzi o walizki. Chodzi o to, gdzie jesteś bardziej w domu, czy potrafisz podzielić siebie między kilka najważniejszych rzeczy w swoim życiu. Gdzie jest środek ciężkości. W dyrygenturze to zawód, reszta jest zbudowana wokół niego.
Jednocześnie Pani życie to nieustająca seria prób sięgnięcia poza horyzont.
Największym szczęściem zawodu dyrygenta jest wolność.
Dlaczego warto poświęcić swoje życie temu zawodowi? Bo horyzont nigdy się do ciebie nie zbliży. On nieustannie prowadzi cię naprzód
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że dyrygenci powinni uczyć się psychologii na akademiach muzycznych, by nie musieli poświęcać na to ogromnego wysiłku po ukończeniu studiów. Jak nauczyła się Pani znajdować wspólny język z orkiestrą?
Kto pani powiedział, że się nauczyłam?
Ważną kwestią jest, na ile jako dyrygent jesteś w stanie wydobyć z muzyka to, co najlepsze, a na ile masz prawo ograniczać jego wolność.
Jeśli dyrygent spędza większość czasu na tworzeniu tak zwanej „pozytywnej atmosfery” na próbie, czyli budując pracę na powierzchownej pozytywności – to otrzyma fałszywy teatr. To zła droga. Musisz zejść głębiej, a tam, w głębi, masz do czynienia z rzeczami, które wymagają nadzwyczajnych wysiłków.
Każdy utwór muzyczny został podarowany kompozytorowi za sprawą jego wglądu i niezwykłych wysiłków, często poprzez cierpienie i udrękę. Kompozytor przeszedł przez labirynt skomplikowanych myśli i uczuć i włożył w muzykę coś, czego czasami nie potrafił wyjaśnić nawet samemu sobie. Muzyk musi najpierw to zobaczyć i poczuć, a następnie spróbować to zamanifestować, ucieleśnić poprzez swój talent i umiejętności, by przekazać to słuchaczowi. To nigdy nie było łatwe.
Znaki na papierze to tylko kod. Muzykę można rozszyfrować tylko żywym sercem i umiejętnościami.
Żywa kultura bez szablonów
Planuje Pani zagraniczne tournée z Kijowską Orkiestrą Kameralną?
Oczywiście. Marzę o trasie koncertowej i wierzę, że muzyk i orkiestra muszą grać dla różnych odbiorców, w różnych miejscach koncertowych, spotykać kolegów z innych krajów i wymieniać się doświadczeniami.
Mam nadzieję, że zwiększając swoją muzyczną wiarygodność za granicą, będę w stanie wzbudzić zainteresowanie prowadzoną przeze mnie orkiestrą i przyciągnąć międzynarodowy management muzyczny oraz mecenasów, którzy będą w stanie wesprzeć kreatywne projekty orkiestry. Mam nadzieję, że Filharmonia Narodowa, której Kijowska Orkiestra Kameralna jest częścią, również włączy się w organizację życia koncertowego i wspólnie osiągniemy nasz cel.
Jak Pani ocenia obecny poziom ukraińskiej dyplomacji kulturalnej?
Podczas wojny ukraińska muzyka zaczęła brzmieć za granicą dość potężnie. Ukraińskie zespoły występują na prestiżowych koncertach w Europie i Ameryce. Moim zdaniem ukraińska muzyka powinna być prezentowana na Zachodzie w kontekście globalnym, powinna być grana obok muzyki kompozytorów z innych krajów. Po to, by pokazać naszą naturalną integrację z globalnym procesem.
Od kogo powinna wyjść ta inicjatywa? Niektórzy pianiści, na przykład Amerykanin Kevin Kenner, włączają utwory Latoszyńskiego [Borys Latoszyński, ukraiński kompozytor i dyrygent – red.] do swojego repertuaru. Ale jak można to wprowadzić do systemu?
To pytanie powinno być poważnie rozważone przez ludzi zaangażowanych w ideologiczne kształtowanie naszego państwa – a następnie przez kierownictwo muzyczne przy wsparciu państwa.
Jeśli państwo nie jest zainteresowane swoim produktem, żaden wysiłek nie pomoże zasadniczo zmienić tej sytuacji
Co jest potrzebne? By sprawić, że nasi kompozytorzy będą otrzymywać zamówienia od teatrów i najważniejszych organizacji koncertowych za granicą, planujemy i wspieramy w każdy sposób (w tym finansowo) udział naszych zespołów w światowej sławy festiwalach i forach muzycznych. Chciałabym, aby utwory ukraińskich kompozytorów były wydawane przez światowych wydawców.
Chciałoby się, aby inicjatywa wykonywania utworów ukraińskich kompozytorów za granicą wychodziła nie tylko od naszych, ale także od zagranicznych muzyków.
Dlatego potrzebujemy strategii państwowej. Wtedy taka inicjatywa będzie miała długotrwały oddźwięk, który doprowadzi do celu. Przykładem może być promocja muzyki polskiej. Polska ma fenomenalną współczesną szkołę kompozytorską, ale stała się ona szeroko znana na świecie m.in. dzięki konkretnym, konsekwentnym działaniom państwa.
Promowanie naszego dziedzictwa i dorobku kulturowego naszych czasów na świecie jest niezwykle ważne. Spójrzmy na to, co od wieków robi kraj – agresor. Metodycznie i agresywnie promuje swoje dziedzictwo kulturowe na całym świecie. Ostatnio rosyjskie przekazy kulturowe w ogóle przestały być kulturą. Są czystą polityką, są bronią. Federacja Rosyjska bardzo dobrze rozumie wartość wpływu kulturowego.
Dla Ukrainy promocja narodowego produktu kulturowego jest sposobem na prawdziwą integrację europejską. Musimy to zrozumieć i odpowiednio działać.
Pracując za granicą jest Pani zmuszona spotkać rosyjskich muzyków, bo oni są wszędzie. Piosenkarka Liudmyła Monastyrska powiedziała, że nie można odrzucać wszystkich projektów, w których występuje coś rosyjskiego, ponieważ oznaczałoby to rezygnację ze wszystkiego – a naszym zadaniem jest nadal reprezentowanie Ukrainy. Co Pani o tym sądzi?
Bez względu na to, jakiej odpowiedzi udzielę, doprowadzi to nie tylko do dyskusji – a jaka może być dyskusja, gdy jest wojna – ale do wrogości między nami, Ukraińcami. A tego nie chcę. Bo to jest wojna w sensie mentalnym. Takie dyskusje tylko pogłębiają cierpienie ludzi.
Powiem tylko, że w tym przypadku nie powinno być żadnych szablonów, którym trzeba by było wszystko i wszystkich podporządkować. Trzeba tylko uważać, bo Rosjanie zawsze prowadzą swoje działania ideologiczne pod płaszczykiem kultury. Organizują na przykład tak zwane „koncerty pokojowe”, na których zawsze wykonywana jest muzyka rosyjska. Zapraszają rosyjskich solistów, ale szukają ukraińskiego dyrygenta lub zapraszają ukraińskiego solistę z rosyjskim dyrygentem. Oczywiste jest, że takie ideologiczne koncerty są niemoralne w czasie straszliwej wojny i masowych mordów na Ukraińcach.
Zdjęcia z prywatnego archiwum
Ukraińska dziennikarka, piosenkarka i kompozytorka (pierwotnie była muzyka, która do tej pory nigdzie nie zniknęła). Swoją pracę w dziennikarstwie rozpoczęła od artykułów w magazynie muzycznym „Galas”. Przez wiele lat pracowała jako felietonistka kulturalna gazety „KP w Ukrainie”, była również redaktorką naczelną magazynu „Atelier”. Przez ostatnie kilka lat była krytykiem muzycznym w Vesti.ua, a wraz z wybuchem wielkiej wojny odnalazła się jako dziennikarka w reportażu społecznym.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!