Exclusive
20
min

Reporterka Monika Andruszewska: Niewiele wiem o prawdziwym życiu, ale widziałam prawdziwe śmierci

Nie pozwalam sobie myśleć o końcu wojny. Nie wiem nawet, czy go dożyję. Najważniejsze jest przetrwanie. To wojna o przetrwanie, od której zależy istnienie nie tylko Ukrainy, ale i Europy – mówi Monika Andruszewska, polska wolontariuszka i korespondentka wojenna

Natalia Żukowska

Monika Andruszewska na linii frontu. Zdjęcie: z prywatnego archiwum

No items found.

Jest wolontariuszką i polską korespondentką wojenną, mieszka w Ukrainie od Rewolucji Godności. W 2014 roku pojechała z wolontariuszami na wschód Ukrainy. Relacjonowała sytuację w kraju, pisała reportaże z frontu. W 2019 r. otrzymała nagrodę Związku Dziennikarzy Polskich za reportaż „Bierz ciało, póki dają”, poświęcony ukraińskim matkom poszukującym synów zaginionych w czasie wojny. Obecnie Monika angażuje się w wolontariat i we współpracy z warszawskim Centrum Lemkina zbiera dowody rosyjskich zbrodni wojennych na terytorium Ukrainy.

Wolontariuszka i polska korespondentka wojenna Monika Andruszewska. Zdjęcie: Timofey Klubenko

Natalia Żukowska: Mimo że zeszłego lata zawiesiłaś swoje dziennikarstwo wojenne, nadal jeździsz na linię frontu. Teraz masz inną misję. Opowiedz o niej.

Monika Andruszewska: Moja misja i cel są niezmienne od 2014 roku: robię, co w mojej mocy, by opowiedzieć światu o wszystkim, co dzieje się w Ukrainie i pomóc w zwycięstwie. I robię to w każdy dostępny mi sposób. W rzeczywistości to, co się teraz dzieje, jest dokładnie tym, co działo się wcześniej. Po prostu teraz Rosja zajęła więcej ukraińskiego terytorium. Zabijanie ludzi za ich flagę, za ich miłość do ojczyzny, próby zniszczenia narodu ukraińskiego, gwałty na kobietach, torturowanie więźniów – wszystko to działo się już wcześniej. To nie zaczęło się teraz. Dziś ludzie, którzy zostali schwytani przez Rosjan w 2014 roku, nadal są przetrzymywani w rosyjskich komorach tortur.  

Wraz z wybuchem wojny na pełną skalę widzimy po prostu kontynuację tego, co robi Federacja Rosyjska. Ona próbuje zniszczyć Ukrainę


Współpracujesz z Centrum Lemkina, które od kwietnia 2022 roku zbiera dowody na zbrodnie wojenne Rosji. Jak rozpoczęła się wasza współpraca?

Centrum Lemkina działa w ramach Instytutu Pileckiego, który jest częścią polskiego Ministerstwa Kultury. Zostało otwarte przez profesor Magdalenę Gawin. Instytut Pileckiego od wielu lat dokumentuje zbrodnie totalitaryzmu. To, co dzieje się na Ukrainie, jest kontynuacją tego samego totalitaryzmu, który przez wiele lat niszczył Europę Wschodnią. Magdalena Gawin zaproponowała mi współpracę, a ja się zgodziłem. Po pierwsze dlatego, że ideologia Centrum pokrywa się z moim spojrzeniem na sprawę. Po drugie, to okazja do dokumentowania zbrodni na poziomie państwa polskiego. Stworzyłam grupę, która pracuje w Ukrainie i zbiera dowody. Oprócz mnie w naszym zespole jest Iryna Dowgan, która była torturowana przez Rosjan w Doniecku w 2014 roku, a teraz pracuje z mężem. Współpracuje z nami również Wiktoria Godik z Irpienia. Zbieramy dowody wszystkich zbrodni wojennych. W maju przedstawimy raport na temat ostrzelania przez Rosjan pokojowego konwoju w obwodzie kijowskim. Po raz kolejny chcemy pokazać światu, jaka jest Rosja. Chcemy przekazać informację, że sytuacja na froncie jest katastrofalna. Brakuje broni i amunicji.

Ukraina potrzebuje pomocy świata zachodniego, bo w tej chwili Siły Zbrojne Ukrainy są jedynym gwarantem bezpieczeństwa nie tylko Ukrainy, ale całej Europy


Jestem Polką, ale mieszkam w Ukrainie. Musimy pokazać wszystkim, co grozi nam ze wschodu.

Monika Andruszewska: liczba zbrodni wojennych w Rosji rośnie z każdym dniem. Foto: archiwum prywatne

Ile zeznań ofiar rosyjskich zbrodni wojennych udało się do tej pory zebrać?

Warszawskie biuro Centrum Lemkina, które zbierało zeznania od uchodźców z Ukrainy, ma ich prawie tysiąc. A my, pracując na terytoriach okupowanych i na froncie, zebraliśmy już około 700 zeznań ofiar rosyjskich zbrodni wojennych. Trudno podać dokładną liczbę, ponieważ jesteśmy w trakcie gromadzenia zeznań. Nawet teraz nie policzyliśmy zeznań z naszych ostatnich wyjazdów do regionu Chersonia. Mogę jedynie powiedzieć, że liczba ta stale rośnie.

Jak i gdzie znajdujecie świadków zbrodni wojennych?

Pracujemy w pobliżu frontu i na terytoriach nieokupowanych. Czasami ktoś mówi nam, że coś wydarzyło się w wiosce, wtedy po prostu idziemy do rady tej wioski – zazwyczaj mają listę osób, które ucierpiały. Czasami udajemy się do ośrodków kultury, do lokalnych ratowników medycznych, a ci kierują nas do osób, których szukamy. Zdarza się, że podczas rozmowy ocalały dzieli się z nami kontaktami do osób, z którymi przebywał w areszcie. Staramy się objąć pomocą wszystkie regiony Ukrainy, które zostały dotknięte rosyjską agresją.

Naszym celem jest stworzenie mapy wojny, aby pokazać, że gdziekolwiek rosyjskie wojsko postawi stopę, popełniane są te same zbrodnie


Niestety wiele miejsc, w których pracowaliśmy, nie znajduje się już pod kontrolą Ukrainy. Na przykład niektóre wioski w pobliżu Awdijiwki czy Bachmutu. Niektóre obszary znajdują się bezpośrednio na linii frontu. Nie możemy więc sprawdzić, co stało się z ludźmi, którzy zeznawali nam o zbrodniach wojennych w pobliżu Wuhłedaru. Nie wiemy, czy żyją. W końcu Rosja po prostu wymazuje osady z mapy. Niektórzy z naszych świadków nie mogli wyjechać i nie wyobrażali sobie życia gdzie indziej. Dotyczy to zwłaszcza osób starszych. Jest takie powiedzenie w języku polskim: „Starych drzew się nie przesadza”. Ci ludzie wybrali miejsce, w którym chcą żyć i umrzeć. To bardzo smutne.  

Co jest dla Ciebie najtrudniejsze w pracy? Do czego nie potrafisz się przyzwyczaić?

Kiedy dokumentujemy zeznania ofiar, nie powinniśmy mówić i okazywać tego, co czujemy. To nie jest w porządku. Musimy mówić o ludziach, o tym, jacy są odważni, ponieważ czasami rozmawiamy trzy kilometry od Rosjan. Ci ludzie, ryzykując własne życie i zdając sobie sprawę, że rosyjskie wojsko może w każdej chwili znów ruszyć naprzód, wciąż mówią o zbrodniach. Najtrudniejsze jest to, że pracujemy na terytorium, które jest nieustannie atakowane. Obecnie na Ukrainie nie ma bezpiecznych miejsc, ale są miejsca szczególnie niebezpieczne. Rosja nieustannie atakuje terytoria okupowane i strefę przygraniczną. Próbuje zabić wszystko, co się rusza, w tym nas. Ponadto terytorium okupowane jest silnie zaminowane. Gdy tylko zejdziesz z asfaltu, istnieje ryzyko, że wejdziesz na minę. Rosja zrzuca też miny przeciwpiechotne z dronów.  

Dom zniszczony przez Rosjan w obwodzie donieckim. Zdjęcie: archiwum prywatne

Wspierasz też rodziny, których krewni są w niewoli. Jak dokładnie im pomagasz?

Więźniami i zaginionymi zajmuję się od 2014 roku. To wtedy pierwsza jednostka, którą dobrze znałam, batalion „Donbas”, znalazła się w kotle iłowajśkim, a wielu moich znajomych trafiło do niewoli [w sierpniu 2014 r. pod Iłowajśkiem rozegrała się jedna z najkrwawszych bitew ówczesnej wojny w Donbasie – red.]. Od tego czasu mocno angażuję się w sprawy jeńców wojennych i osób zaginionych. Wsparcie jest różne. Miałam okazję pomagać finansowo, a także realizować różne projekty, na przykład przy wsparciu polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ambasady RP. Organizowaliśmy kursy dla rodzin więźniów, kupowaliśmy telefony i laptopy. Ale najważniejsze w przypadku więźniów jest wsparcie informacyjne. To szczególnie ważne w przypadku więźniów cywilnych, którzy zostali schwytani przez Rosjan na początku ATO [antyterrorystyczna operacja sił ukraińskich przeciw wspieranym przez Rosjan separatystom z obwodów donieckiego i ługańskiego, rozpoczęta wiosną 2014 r. – red.] pod fałszywymi zarzutami. Na przykład w 2016 r. donieckie MGB [Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego, samozwańcza struktura władzy separatystów stworzona na wzór sowiecki – red.] aresztowało 18-letniego Bohdana Kowalczuka, a sąd Donieckiej Republiki Ludowej skazał go na 10 lat więzienia. Ten chłopak ma tylko dziadków, jest osobą całkowicie niemedialną. Wsparcie informacyjne jest jedyną rzeczą, która może uratować ludzi takich jak on.
Albo Ołena Pech, historyczka sztuki i badaczka w muzeum sztuki w Horliwce. Została aresztowana w 2018 roku i nadal przebywa w więzieniu. W niewoli była torturowana, gwałcona i zmuszana do podcinania sobie żył. Stan jej zdrowia jest katastrofalny. To bardzo smutne, że nawet w Ukrainie, jeśli zapytasz ludzi, jakich więźniów kojarzą, powiedzą: z Azowstali – i to wszystko. Wcześniej mówili, że Sencowa [Ołeh Sencow, ukraiński reżyser, pisarz i aktywista, był więźniem Rosjan w latach 2014-2019 – RED.]. Tymczasem od września 2014 r. w niewoli przebywa Walentyn Wygiwskij, aresztowany przez Rosjan na Krymie i oskarżony o szpiegostwo. O nim i o wielu innych nic nie wiedzą nie tylko w Europie, ale nawet na Ukrainie – z wyjątkiem tych, którzy są, że tak powiem, wtajemniczeni. Dlatego takie sprawy należy nagłaśniać w mediach. To może uratować im życie. Wymiana takich ludzi nie obejmie. To, co możemy zrobić, to krzyczeć na cały światy, że oni żyją i trzeba ich ratować.

W 2014 roku pojechałaś z wolontariuszami na wschód Ukrainy. Miałaś jakieś wątpliwości, obawy?

Pojechałam na Majdan, kiedy byłam studentką. Po Rewolucji Godności wszyscy ludzie, których znałam, zaczęli podróżować na wschód. Już wtedy było dla mnie jasne, że Majdan się nie skończył. Trwał dalej na wschodzie. Nie miałam wątpliwości co do słuszności mojej decyzji – chociaż 10 lat później zdałam sobie sprawę, że nie rozumiałam wtedy, że był to punkt bez powrotu. Wtedy nie myślałam, że zostanę w Ukrainie tak długo i że spędzę tu całe życie. Mówiąc: „tutaj”, mam na myśli nie Ukrainę, ale wojnę.

Przez długi czas pracowałaś jako korespondentka wojenna. Skąd wzięło się pragnienie bycia w miejscu, w którym każdy dzień oznacza ryzyko?

Zawsze chciałam być dziennikarką, dlatego poszłam na polonistykę. Jeśli chodzi o dziennikarstwo wojenne, to ono przyszło naturalnie. W 2014 roku, po Iłowajśku, zaczęłam pisać posty na Facebooku i zobaczył je redaktor jednego z polskich mediów. Zaproponował mi pisanie dla nich materiałów o wojnie. Korespondentką wojenną uczyniła mnie wojna.

Jakie materiały są dla Ciebie najcenniejsze?

Nie mogę powiedzieć, że któryś materiał jest najcenniejszy. Dla mnie cenne było to, że miałam okazję pisać o ukraińskim podziemiu w Doniecku, o donieckich patriotach, którzy pozostali w mieście, którzy koordynowali ogień ukraińskiej artylerii, którzy blogowali podczas okupacji. To dla mnie cenne, że miałam zaufanie tych ludzi, jestem z tego dumna. Dla mnie materiał nie jest cenny sam w sobie – jest cenny, gdy coś daje. Na przykład gdy pomaga przeprowadzić zbiórkę pieniędzy na potrzeby wojska. Kiedyś napisałam o szpitalu psychiatrycznym w Swatowe w obwodzie ługańskim. W rezultacie ten szpital otrzymał pomoc, a my sprawiliśmy, że świat tych pacjentów na chwilę stał się lepszy. Jednak kiedy Swatowe znalazło się pod okupacją, Rosjanie uprowadzili naszych pacjentów do Rosji. To było szczególnie przykre, ponieważ zaprzyjaźniliśmy się z tymi ludźmi. Niektóre Polki pisały listy do pacjentów tego szpitala i ci ludzie myśleli, że mają rodzinę w Polsce. Dla mnie cenne jest, gdy udaje ci się zmienić coś na lepsze.

Uważam, że dziennikarstwo jest potrzebne do zmiany rzeczywistości. Inaczej po co to robić?


W którym momencie zdałaś sobie sprawę, że chcesz zamienić dziennikarstwo na wolontariat?

Nigdy nie miałam takiego pragnienia. Wolontariatem zajmowałam się od samego początku, równolegle z dziennikarstwem. Jeśli dziennikarstwo nie pomaga rozwiązać problemu, jeśli reportaże nie pomagają bohaterom historii, nie pomagają zmienić sytuacji, to jaki jest sens dziennikarstwa? Jestem człowiekiem, nie hieną.  

W marcu 2022 roku, ryzykując życie, uratowałaś 30 Ukraińców, którzy pod ostrzałem zostali wywiezieni z Irpienia w obwodzie kijowskim. Kim są ludzie, których uratowałaś?

Z zasady nie komentuję wydarzeń ze swojego życia. Uważam, że moje zachowanie w tamtym momencie nie było niczym nadzwyczajnym. I nie chcę, żeby ludzie mówili, że Monika Andruszewska jest bohaterką, bo pomogła ludziom opuścić niebezpieczny teren. Tu znowu chodzi o dziennikarstwo. Byli tam moi koledzy, którzy tylko kręcili reportaże, ale nie zrobili nic, by pomóc tym ludziom. Wyglądało to tak: starsza pani biegła z ciężkimi torbami, rozpoczął się ostrzał, a ona upadła na ziemię. W tym momencie podbiegli dziennikarze. Myślała, że przynajmniej pomogą jej wstać, ale oni tylko robili jej zdjęcia. Wyglądało to przerażająco. Moje zachowanie było zachowaniem zwykłej osoby, a nie nadzwyczajnej. Było mi jednak wstyd za moich kolegów, bo zachowali się nieludzko. Nie wiem też, kim byli ludzie, których uratowałam. Byli z różnych miejscowości, nawet z Hostomla, którzy przeszli wiele kilometrów pod ostrzałem, by uciec przed okupantem. Większość z nich pochodziła z Irpienia i Buczy.

Utrzymujesz z nimi kontakt?

Nie było warunków do wymiany namiarów i późniejszego utrzymywania kontaktu. Jedyną osobą, z którą wymieniłam dane, była dziewczyna o imieniu Wiktoria, która szła tylko z dwoma psami i kotem. Po dotarciu do ukraińskiego punktu kontrolnego wymieniłyśmy się kontaktami na Facebooku. Byłam pod wrażeniem: nie zabrała żadnych rzeczy osobistych i zrobiła wszystko, by uratować swoich czworonożnych przyjaciół. W samochodzie powiedziała mi, że jest weterynarką. Pomyślałam, że fajnie byłoby mieć w Kijowie znajomego weterynarza, bo czasami zabieraliśmy zwierzęta, które były pod ostrzałem, a ja nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Przynosiliśmy je więc potem do kliniki weterynaryjnej, w której była Wiktoria. Tak się zaprzyjaźniłyśmy. A tak przy okazji: ona pracuje ze mną w Centrum Lemkina i razem jeździmy front i na tereny okupowane. Jest członkinią naszego zespołu.

Wiktoria, która wraz ze swoimi zwierzętami uciekła z okupowanego obwodu kijowskiego. Zdjęcie: archiwum prywatne

Jak krewni reagują na twoją pracę? Namawiają Cię do powrotu do domu?


Wszyscy moi przyjaciele w Ukrainie to ludzie zaangażowani w walkę z Rosją. Wszyscy mężczyźni, z którymi się przyjaźnię, to wojskowi. Cała moje środowisko to weterani i patrioci. Dlatego wszyscy doskonale rozumieją, że musimy walczyć z wrogiem, bo Moskwa sama z siebie nie zniknie. Nikt z moich przyjaciół nigdy nie zapytał mnie, czy chcę wrócić do Polski. Moje stanowisko jest dla wszystkich jasne.

Ale w moim polskim środowisku temat powrotu pojawia się często. Mam tylko kilku przyjaciół w Polsce, którzy rozumieją, że nie wrócę. Dość często słyszałam stwierdzenia w stylu: „To jest wojna, a nie prawdziwe życie, musisz wrócić i żyć prawdziwym życiem. Żyj wygodnie w Warszawie, pij latte z mlekiem sojowym i idź do pracy”.  

Może nie wiem zbyt dużo o prawdziwym życiu, ale widziałam prawdziwe śmierci. I szkoda, że dla niektórym ludziom – zarówno w Ukrainie, jak w Europie – dopiero pojawienie się rosyjskich czołgów na sąsiedniej ulicy byłoby w stanie uświadomić, co się naprawdę dzieje


I dopiero wtedy pęknie ta bańka, w której żyją, te iluzje. I zaczną dostrzegać, jak katastrofalna jest sytuacja. Bo to wojna o przetrwanie, od której zależy istnienie nie tylko Ukrainy, ale i Europy.  Jeśli chodzi o moją rodzinę, mama od 10 lat żyje z tym, że nie wie, czy ja żyję – dopóki do niej nie napiszę. To niełatwe, ale wychowała mnie na niezależną i świadomą osobę, która podejmuje własne decyzje. Rodzina nigdy nie próbowała mnie do niczego przekonywać. Rozumieją, co robię i dlaczego.

Kiedy ostatni raz byłaś na wakacjach? Jak spędzasz wolny czas?

Jestem uzależniona od morza. Kiedy tylko mam okazję, staram się tam pojechać. Morze to moja jedyna psychoterapia. Dlatego interesuje mnie wyzwolenie ukraińskiego Krymu, aby piękne i ciepłe morze było bliżej.

Myślałaś o tym, co zrobisz, gdy wojna się skończy?

Wojna się nie skończy, dopóki istnieje Federacja Rosyjska. Może dojść do zamrożenia konfliktu, który ostatecznie powróci do aktywnych faz wojny. Dopóki Rosja istnieje, będzie próbowała zniszczyć Ukrainę i inne kraje, którymi jest zainteresowana na różne sposoby. Walki mogą na chwilę przycichnąć, ale później powrócą. Jest takie powiedzenie, że tylko martwi widzieli koniec wojny. To prawda. Ta wojna pozostaje z nami. Nadal będziemy z nią żyć, ponieważ straciliśmy naszych przyjaciół, bliskich, krewnych. A kraj jest bardzo zaminowany, zaminowany od dziesięcioleci. Więc nawet jeśli wojna przejdzie w fazę zamrożenia, nadal będą ofiary – ludzie, którzy zginą przez miny.

Ponadto wielu ludzi będzie załamanych psychicznie. Ci, którzy stracili swoich bliskich, jeńców wojennych, o których ich rodziny będą walczyć jeszcze przez wiele lat.  Może wzrosnąć liczba samobójstw


Powrót zaginionych również jest wyzwaniem, z którym ich rodziny będą musiały się mierzyć przez długi czas. Nawet teraz mamy matki, które czekają na powrót synów z niewoli od 10 lat i nic o nich nie wiedzą. A po inwazji na pełną skalę takich matek będą dziesiątki tysięcy. Przerażające, ale zajmie to dużo czasu. O czym będę pisała? Jest wiele tematów, które będą trwać latami.

Nie myślę o tym, kiedy skończy się wojna, nie pozwalam sobie o tym myśleć. Teraz najważniejsze jest skoncentrowanie się na przetrwaniu. Myślenie o tym, co będzie po wojnie, to nonsens. Nie wiem nawet, czy dożyję jej końca. Zawsze jednak byłam – i jestem – przekonana, że Ukraina wygra. Pytanie tylko, czy my tego dożyjemy. Mam nadzieję, że tak. A to zależy od wsparcia Sił Zbrojnych Ukrainy. Tu i teraz.

No items found.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Rosja metodycznie torturuje i zabija ukraińskich jeńców wojennych, porywa cywilów, którzy nie popierają tak zwanego ruskiego miru. Uprowadza też ukraińskie dzieci, próbując je reedukować zgodnie z propagandowymi narracjami, a niektóre oddaje rosyjskim rodzinom, które zmieniają im nawet imiona. Kraj Putina za nic ma prawa człowieka.

Sestry rozmawiają z Dmytro Łubincem, ukraińskim rzecznikiem praw obywatelskich – o deportacjach ukraińskich dzieci do Rosji, szczegółach wymiany więźniów, zbrodniach wroga na ukraińskich jeńcach wojennych i cywilach oraz o braku reakcji społeczności międzynarodowej na rosyjskie zbrodnie.

Logika Rosji? To pytanie retoryczne

Natalia Żukowska: O ilu ukraińskich jeńcach – wojskowych i cywilnych – możemy dziś mówić?

Dmytro Łubinec: Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że nie możemy ogłosić liczby jeńców wojennych – zarówno ukraińskich żołnierzy pojmanych przez Federację Rosyjską, jak rosyjskich żołnierzy pojmanych w Ukrainie. Bo to kwestia bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o cywilów, to oni nie są jeńcami wojennymi. To nielegalnie przetrzymywani obywatele Ukrainy, których Rosja nie miała prawa pozbawiać wolności. Na dziś wiemy, że w wyniku rosyjskiej agresji zaginęło około 14 000 osób. Natomiast w Rosji nielegalnie przetrzymywanych jest prawie 1700 ukraińskich cywilów. To są liczby, o których możemy mówić.

Dmytro Łubinec: „Pracujemy nad uwolnieniem wszystkich naszych obywateli”. Zdjęcie: Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich Ukrainy

Jako rzecznik praw obywatelskich wezwał Pan rosyjskie władze do dostarczenia list jeńców wojennych z Ukrainy, których Rosja byłaby gotowa natychmiast uwolnić. Jakie są największe trudności związane z uwalnianiem tych ludzi?

Ogólnie największą trudnością jest to, że Rosja nie przestrzega międzynarodowego prawa humanitarnego i konwencji genewskiej dotyczącej traktowania jeńców wojennych. Jednocześnie międzynarodowe prawo humanitarne stanowi, że wymiana jeńców powinna odbywać się po zakończeniu działań wojennych. Wyjątek stanowią ciężko ranni lub ciężko chorzy, którzy podlegają repatriacji nawet podczas konfliktu zbrojnego. Jest to określone w konwencjach genewskich.

Mając to na uwadze, chciałbym skupić się na dwóch kwestiach. Po pierwsze, obecnie prowadzimy wymianę jeńców wojennych podczas konfliktu zbrojnego. Żaden inny kraj na świecie nigdy tego nie zrobił, to pierwszy taki przypadek w historii. Fakt, że do dziś odzyskaliśmy 3767 naszych obywateli i przeprowadziliśmy 58 wymian, jest naprawdę czymś znaczącym.

Po drugie, Rosja powinna bezwarunkowo uwolnić wszystkie ciężko ranne, ciężko chore ukraińskie kobiety. Ale tego nie robi, chociaż jest to przewidziane w konwencjach genewskich.

Pierwsza wymiana kobiet. 17 października 2022 r. Zdjęcie: STR/AFP/East News

Aby przyspieszyć ten proces, Ukraina utworzyła mieszaną komisję medyczną w celu obiektywnego określania stanu zdrowia jeńców wojennych. Umożliwiająca to klauzula konwencji genewskich została wykorzystana tylko dwa razy od połowy XX wieku: podczas wojny w Wietnamie i wojny irańsko-irackiej. Mieszane komisje medyczne składają się z kilku ekspertów. Ich członkowie mają przedstawiać propozycje repatriacji jeńców wojennych, wykluczenia ich z repatriacji lub odroczenia decyzji do czasu dalszych badań. Mamy nadzieję, że będzie to krok w kierunku ustanowienia przez Rosję podobnej komisji mieszanej we własnym kraju. Ale Rosja jeszcze tego nie zrobiła.

Kolejnym problemem jest to, że Kreml gra na emocjach krewnych ukraińskich jeńców wojennych. Agresor celowo dokonuje pewnych manipulacji, by wpłynąć na nastroje w naszym społeczeństwie.

Zatrzymanie procesu wymiany, propaganda w mediach społecznościowych, listy osób, których Ukraina rzekomo nie chce zabrać – to celowe działania Rosji. Rosja po prostu bawi się ludźmi, wykorzystując ich ból

Ostatnia wymiana odbyła się 18 października. Wtedy udało nam się odzyskać żołnierzy, którzy zostali skazani przez Rosję na dożywocie, a także bojowników pułku Azow. Co decyduje o kształcie list naszych wojskowych do wymiany?

Pracujemy nad powrotem wszystkich naszych obywateli, ale jeśli chodzi o jeńców wojennych, pierwszeństwo mają ciężko ranni, ciężko chorzy i kobiety. Przedkładamy stronie rosyjskiej różne propozycje i listy. Wszyscy ukraińscy żołnierze, którzy znajdują się w rejestrach Narodowego Biura Informacyjnego, są automatycznie umieszczani na listach do wymiany niezależnie od ich statusu: czy są zaginieni, czy potwierdzeni przez MKCK [Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża – red.] jako jeńcy wojenni. Ukraina traktuje wszystkich jednakowo i pracuje nad tym, by wszyscy wrócili z niewoli. Zawsze to podkreślam.

Mamy również dane o tym, że około 40% ze wszystkich osób, które powróciły z rosyjskiej niewoli, uznano wcześniej za zaginione. Dlatego ciągłe przekazywanie list do wymiany z nazwiskami wszystkich obrońców jest jednym ze sposobów odnajdywania ludzi. Ukraina szuka różnych sposobów na uwalnianie swoich obywateli. Na przykład gdy muzułmanie na całym świecie świętowali koniec postu Ramadan Bajram, a katolicy obchodzili Wielkanoc, Ukraina zainicjowała wymianę tych jeńców wojennych, którzy wyznają islam, i tych, którzy są katolikami. Jednak Rosja zignorowała wysłane listy. Czy można zrozumieć logikę Rosji? To pytanie retoryczne.

Ukraińscy żołnierze po uwolnieniu. Zdjęcie: Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich Ukrainy

Nakazów aresztowania powinno być więcej

Jaka jest największa trudność z odzyskiwaniem więzionych cywilów?

Cywilów najtrudniej odzyskać, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że Rosja nie ma podstaw prawnych do ich przetrzymywania. Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym powinni zostać natychmiast uwolnieni. Jednak Federacja Rosyjska to prawo ignoruje, uprowadza cywilów, torturuje ich i przetrzymuje w aresztach. Jeśli spojrzymy na trudności związane z ich powrotem, największym problemem jest weryfikacja danych dotyczących cywilów: kiedy i gdzie zostali uprowadzeni, gdzie są teraz. Rosja nie dostarcza żadnych informacji.

Udało nam się ustalić, że obecnie w Rosji przetrzymywanych jest około 1700 cywilów. Uznajemy jednak, że liczba ta jest znacznie wyższa

Rosja systematycznie i celowo popełnia przestępstwa. Moim zdaniem rosyjscy urzędnicy powinni otrzymać nowe nakazy aresztowania od Międzynarodowego Trybunału Karnego za uprowadzanie ludności cywilnej, ponieważ tego rodzaju przestępstwo można zaklasyfikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości.

Według Associated Press do 2026 roku Rosja planuje utworzyć 25 nowych „kolonii poprawczych” i sześć innych cywilnych ośrodków zatrzymania na okupowanych terytoriach Ukrainy. Co wiadomo o warunkach przetrzymywania ukraińskich więźniów? Czy znamy miejsca, w których są przetrzymywani?

Rosja nie udziela żadnych informacji o cywilach. W większości przypadków nie znamy miejsc ich pobytu, ich stanu ani warunków, w jakich są przetrzymywani. Oczywiście są wyjątki, gdy udaje nam się uzyskać informacje o danej osobie za pośrednictwem partnerów międzynarodowych lub w inny sposób. Nie jest to jednak zbyt duży odsetek wszystkich przypadków.

Jeśli chodzi o warunki przetrzymywania cywilów, Rosja stosuje wobec nich najbardziej przerażające tortury. Wszyscy są przetrzymywani w fatalnych warunkach, bez opieki medycznej, odpowiedniej żywności i wody. Mogą być przetrzymywani w komorach tortur i piwnicach przez wiele miesięcy. Znamy historię Ukrainki Ołeny Pech, która została niedawno uwolniona z rosyjskiej niewoli. Musiała wrócić do tymczasowo okupowanego obwodu donieckiego, by opiekować się matką, która doznała udaru mózgu. Po bezprawnym zatrzymaniu była torturowana elektrowstrząsami, duszona workiem, wkręcano jej śruby w kolana i przeprowadzono pozorowaną egzekucję. Została bezprawnie skazana, zapadła na szereg chorób.

To tylko jedna z dziesiątek tysięcy historii o tym, co Federacja Rosyjska robi z naszymi obywatelami. Ponadto od 2014 r. „wymuszone zaginięcia” ludzi na tymczasowo okupowanych terytoriach są powszechne. W każdej okupowanej osadzie Rosja tworzy izby tortur.

Ołena Pech, ofiara rosyjskich tortur. Zdjęcie: ulotka/AFP/East News

W jaki sposób Rosja odpowiada na ukraińskie prośby o informacje na temat miejsca pobytu ukraińskich więźniów? Jak kraje trzecie mogą pomóc w tej sprawie?

Jak już powiedziałem, Rosja bardzo rzadko udziela jakichkolwiek informacji. W większości przypadków wróg ignoruje nasze prośby i ogranicza się do wymówek. Jeśli chodzi o pomoc w uwalnianiu cywilów, mówiliśmy już publicznie o Katarze i Watykanie. Mieliśmy szereg kontaktów z Katarem w sprawie umożliwienia powrotu Ukraińców do domu, a dzięki Watykanowi 28 czerwca udało się skłonić Rosję do odesłania do Ukrainy 10 naszych obywateli.

Na spotkaniach grupy roboczej zajmującej się punktem 4. „formuły pokoju” [dotyczy on wyzwolenia wszystkich jeńców i osób deportowanych – red.], które odbyły się już siedem razy, podnosimy kwestię powrotu do domu wszystkich obywateli bez wyjątku: dzieci, cywilów, jeńców wojennych. Do spotkań grupy regularnie dołącza około 50 krajów i siedem organizacji międzynarodowych: MKCK, Misja Monitorowania Praw Człowieka ONZ na Ukrainie, OBWE, UNICEF, UE, Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka oraz Koordynator Rezydentów ONZ w Ukrainie. Zawsze doceniam wysiłki Kanady i Norwegii, które współprzewodniczą grupie roboczej. Chciałbym również przypomnieć, że stworzyliśmy Międzynarodową Platformę na rzecz Uwolnienia Cywilów Nielegalnie Przetrzymywanych przez Federację Rosyjską. W jej pierwszym spotkaniu wzięły udział 52 kraje i organizacje międzynarodowe.

Nie poprzestajemy jednak na tym, co już osiągnęliśmy. Pod koniec października w Montrealu odbyła się konferencja ministerialna na temat ludzkiego wymiaru „formuły pokoju”, w której uczestniczyłem jako członek ukraińskiej delegacji. Jej uczestnicy przyjęli wspólny komunikat, którego głównym punktem było zatwierdzenie tzw. zobowiązania montrealskiego, które zawiera kluczowe mechanizmy sprowadzania naszych ludzi do domu. Mam nadzieję, że ten komunikat zadziała i zobaczymy realne rezultaty.

Kolejnym rezultatem konferencji będzie utworzenie grupy krajów, które będą ściśle współpracować z Ukrainą w celu gromadzenia i wyszukiwania szczegółowych informacji o ukraińskich jeńcach wojennych, nielegalnie przetrzymywanych cywilach i uprowadzonych dzieciach.

Dmytro Łubinec: „Stworzyliśmy międzynarodową platformę uwalniania nielegalnie zatrzymanych cywilów przez Federację Rosyjską”

Walczymy z podstępnym wrogiem

Rosja zezwoliła rzecznikowi praw obywatelskich Turcji Serefowi Malkocowi na odwiedzenie miejsc, w których przetrzymywani są ukraińscy jeńcy wojenni. Czego Kijów spodziewa się po tej wizycie?

Myślę, że jest zbyt wcześnie, aby mówić o jakichkolwiek rezultatach. Przede wszystkim powinniśmy poczekać, aż to się faktycznie wydarzy. Możemy wiele oczekiwać, ale nie zapominajmy, z jak podstępnym wrogiem walczymy.

Doniecka Prokuratura Okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie kolejnej zbrodni wojennej popełnionej przez Rosjan. Chodzi o rozstrzelanie sześciu wziętych do niewoli ukraińskich żołnierzy. To niepierwszy taki przypadek. Za każdym razem zwracacie się z takimi informacjami do ONZ i Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża. Jaka jest ich reakcja? Czy w ogóle reagują?

Niestety nie widzimy odpowiedniej reakcji. ONZ odnotowuje takie egzekucje w swoich raportach i czasami podaje je do wiadomości publicznej, ale to nie wystarczy. Potrzebujemy konkretnych kroków, by powstrzymać takie zbrodnie okupantów.

Moim zdaniem Czerwony Krzyż powinien również publicznie ogłosić naruszenie przez Rosję konwencji genewskiej dotyczącej traktowania jeńców wojennych. W końcu egzekucje ukraińskich jeńców wojennych są celową polityką Federacji Rosyjskiej

Takie zbrodnie wojenne są tolerowane przez najwyższe kierownictwo Rosji. Jednocześnie nie widzimy żadnej reakcji społeczności międzynarodowej na nie. Nadal nie ma nakazów aresztowania zbrodniarzy wojennych za egzekucje jeńców. Dlatego po każdym przypadku egzekucji, o którym wiem, wysyłam listy do ONZ i MKCK, by odnotować te zbrodnie. To, co możemy dziś zrobić, to przynajmniej nadal otwierać oczy światowych organizacji na zbrodnie Rosji.

Prokuratura Generalna Ukrainy wszczęła ponad 450 postępowań karnych w sprawie złego traktowania i torturowania jeńców wojennych oraz ponad 2100 w sprawie torturowania cywilów. O jakich torturach mówimy? W jaki sposób są one rejestrowane i czy mogą być uznane w przyszłości przez sąd międzynarodowy za dowód zbrodni wojennych popełnionych przez Federację Rosyjską?

Według ONZ ponad 95% ukraińskich jeńców wojennych było w Rosji torturowanych. Mówimy tu o biciu i rażeniu prądem. Ale Rosjanie stosują nie tylko przemoc fizyczną. Nie tylko biją, torturują, zmuszają więźniów do stania na mrozie i szczują ich psami. Wywierają też presję psychiczną: mówią im, że nikt nie czeka na nich w domu, i zmuszają do nauki i śpiewania rosyjskiego hymnu narodowego każdego ranka. Nieodpowiednie warunki przetrzymywania też są torturą. Proszę spróbować sobie wyobrazić, jak to jest być karmionym łyżką owsianki każdego dnia – prawie bez wody. Albo że trzymają ludzi w ciasnych celach, zmuszają ich do stania i nie pozwalają usiąść. Ci, którzy wrócili z niewoli, opowiadają takie historie, że włosy się jeżą.

Inwazja kremlowskich porywaczy dzieci

Rosja uprowadziła prawie 20 000 ukraińskich dzieci, ale to tylko przybliżona liczba. O ilu naprawdę możemy mówić?

Według różnych źródeł sama Rosja potwierdza, że zabrała ponad 700 000 ukraińskich dzieci, lecz nie podaje ich list. Nie znamy więc prawdziwej liczby uprowadzonych dzieci, choć na pewno jest ich znacznie więcej niż 20 000.

Gdyby każdego dnia zwracano jedno dziecko z tych 20 000, odzyskanie wszystkich zajęłoby Ukrainie ponad 55 lat

Powrót Ukraińców do domu. Zdjęcie: Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich Ukrainy

Ukrainie udało się już odzyskać 1001 dzieci z terytoriów okupowanych i z Federacji Rosyjskiej. Gdzie były przetrzymywane? Jaki jest mechanizm ich uwalniania?

Staramy się zbierać informacje o tym, dokąd są deportowane. Jak dotąd, według dostępnych danych, są wywożone do Włodzimierza, Omska, Rostowa, Czelabińska, Saratowa, Moskwy, obwodu leningradzkiego, terytorium Krasnodaru i na wyspę Sachalin – czyli do nawet najbardziej odległych regionów. Zarazem wiemy, że dzieci są również umieszczane na tymczasowo okupowanych terytoriach. Rosjanie nie udzielają informacji na ich temat – przeciwnie: ukrywają je tak bardzo, jak to tylko możliwe. Często przenoszą je do różnych miejsc i regionów, co ma na celu utrudnienie nam ich odszukania i odzyskania.

Jak powszechne jest zjawisko militaryzacji i indoktrynacji uprowadzonych ukraińskich dzieci? Jak Rosja to robi? Jaki jest cel?

Konkretny: zniszczyć ich tożsamość. To zjawisko na bardzo dużą skalę, ponieważ każde dziecko jest poddawane reedukacji.

Od 2014 roku Federacja Rosyjska prowadzi politykę militaryzacji dzieci: angażuje je w ruch „Junarmii” [organizacja młodzieżowa o charakterze paramilitarnym, wspierana i finansowana przez Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej – red.] i posyła do szkół kadetów. Rosja propaguje też toksyczne narracje, że ich rodzima Ukraina jest wrogiem, z którym należy walczyć z bronią w ręku.

Rosjanie zmieniają postrzeganie historii i wojny przez ukraińskie dzieci. Robią to nie tylko po to, by zmienić ich tożsamość. Dla Rosji nasze dzieci są nowym pokoleniem żołnierzy. Znamy wiele przypadków, że nawet nieletnie dzieci otrzymały wezwania do rosyjskiej armii

Systemową rosyjską politykę niszczenia ukraińskiej tożsamości dzieci można znaleźć w raporcie specjalnym „Przekwitłe”. To drugi raport specjalny Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Pierwszy był zatytułowany „Nierozkwitłe”. Dotyczył deportacji i indoktrynacji ukraińskich dzieci. Przedstawiciele Federacji Rosyjskiej nadal wysyłają je „na leczenie”. Tzw. Centrum Humanitarne partii Jedna Rosja poinformowało, że od momentu swego powstania w kwietniu 2022 r. do kwietnia 2024 r. wysłało 1500 dzieci z okupowanego terytorium Ukrainy i obwodu biełgorodzkiego Federacji Rosyjskiej do klinik federalnych na „leczenie” i nie planuje zaprzestania tej „pomocy”.

Poza tym Rosjanie uprowadzone ukraińskie dzieci adoptują, śledzenie ich losów jest często niemal niemożliwe. W kwietniu 2024 r. odnotowano kolejny taki przypadek. Rosjanka przejęła opiekę nad chłopcem, który został uprowadzony z okupowanego terytorium obwodu donieckiego wraz z bratem i siostrą, a potem umieszczony w szkole z internatem w regionie moskiewskim. Ta „matka zastępcza” odmówiła przyjęcia brata i siostry chłopca. W rezultacie został adoptowany, a jego dane osobowe – imię, nazwisko, patronimik i miejsce urodzenia – zmienione. Mimo oporu dziecka.

Odzyskiwanie dzieci uprowadzonych przez Rosję jest najtrudniejsze. Zdjęcie: SIERGIEJ CHUZAVKOV/AFP/Eastern News

W okresie od 2021 r. do czerwca 2024 r. reżim Alaksandra Łukaszenki przeniósł co najmniej 2219 ukraińskich dzieci z terytoriów okupowanych na Białoruś. Dane te zostały opublikowane w raporcie ukraińskich i białoruskich obrońców praw człowieka. Znane są nazwiska konkretnych urzędników zaangażowanych w deportację młodych Ukraińców. Dlaczego nadal nie ma nakazu aresztowania Łukaszenki i jego zwolenników, tak jak stało się to w przypadku Putina i Lwowej-Biełowej [Marija Lwowa-Biełowa jest pełnomocniczką przy prezydencie Federacji Rosyjskiej do spraw Praw Dziecka – red.]?

To pytanie można zadać w wielu przypadkach. Dlaczego nie ma nakazów aresztowania za porwania cywilów? Dlaczego nie ma nakazów aresztowania za torturowanie i egzekucje jeńców wojennych?

Jakie sankcje grożą porywaczom ukraińskich dzieci?

Przede wszystkim dyplomatyczne. Jednym z rezultatów konferencji ministerialnej w Montrealu jest to, że Kanada przygotowuje nowy pakiet sankcji wobec Rosji za deportacje ukraińskich dzieci i innych cywilów. Moim zdaniem nałożenie sankcji jest jedną z metod wywierania presji na Rosję. I ta metoda jest naprawdę skuteczna.

Ukraina rozszerzyła grupę negocjacyjną, która przygotowuje wymianę jeńców wojennych. Jak to wpływa na skuteczność wymiany?

To przede wszystkim sprawa Sztabu ds. Koordynacji Postępowania z Jeńcami Wojennymi. Ze swojej strony mogę mówić tylko o moich kontaktach, czyli interakcji między rzecznikami praw obywatelskich Ukrainy i Rosji.

Podczas spotkania z Komisarzem Praw Człowieka w Federacji Rosyjskiej. Zdjęcie: Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich

Nawiasem mówiąc, niedawno spotkałem się z rosyjską rzeczniczką praw obywatelskich Tatianą Moskalkową. Spotkanie odbyło się na granicy z Białorusią – z udziałem przedstawicieli MKCK. Uzgodniliśmy repatriację ciał poległych, wymianę list jeńców wojennych odwiedzanych przez obie strony oraz wymianę listów. Uruchomiliśmy też nowy format: przekazaliśmy listy od krewnych do ukraińskich jeńców wojennych w Rosji.

Czasami ludzie pytają mnie, jak komunikować się z przedstawicielem Federacji Rosyjskiej. Robię wszystko, co w mojej mocy, by chronić interesy Ukraińców i sprowadzić ich do domu z rosyjskiej niewoli.

20
хв

Dmytro Łubinec: - Rosja tworzy izby tortur w każdej okupowanej osadzie

Natalia Żukowska

Po podpisaniu umów pierwsza grupa ochotników udała się na poligon Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, by przejść podstawowe szkolenie wojskowe, które potrwa 35 dni.

Następnie, jak stwierdził podpułkownik Petro Gorkusza, przedstawiciel dowództwa Legionu Ukraińskiego, żołnierze będą mogli kontynuować szkolenie w wybranych przez siebie specjalnościach wojskowych w bazach NATO w Europie.

– Do tej pory centrum rekrutacyjne Legionu Ukraińskiego zarejestrowało prawie 700 wniosków od obywateli Ukrainy mieszkających w Polsce, Czechach, Niemczech, Irlandii i innych krajach – powiedział Petro Goruszka. – Po przejściu badań w wojskowej komisji lekarskiej i podpisaniu umów oni również wstąpią w szeregi Legionu.

– To ważny krok, który pokazuje determinację Ukraińców mieszkających za granicą, gotowych bronić swojej ojczyzny. Nasz konsulat wraz z ambasadą i wszystkimi ukraińskimi placówkami dyplomatycznymi na świecie wspiera Legion Ukraiński i zapewnia kompleksowe wsparcie wszystkim, którzy chcą wstąpić w jego szeregi – stwierdził z kolei Konsul Generalny Ukrainy w Lublinie Ołeh Kuts.

Centrum Rekrutacyjne Legionu Ukraińskiego w Lublinie nadal przyjmuje zgłoszenia od obywateli Ukrainy. Wnioski można składać za pośrednictwem oficjalnej strony internetowej Legionu Ukraińskiego lub w ukraińskich konsulatach i ambasadach w Europie.

<span class="teaser"><img src="https://cdn.prod.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/670064b9371ecfa3749d7347_8f98b1a7b04779a144640363f279fdba2fe1e982.avif">Legion Ukraiński w Polsce rozpoczyna rekrutację wolontariuszy</span>

Wszystkie zdjęcia: Ministerstwo Obrony Ukrainy

20
хв

Pierwsi ochotnicy Legionu Ukraińskiego podpisali kontrakty z Siłami Zbrojnymi Ukrainy

Sestry

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress