Exclusive
20
min

Moje ukraińskie Boże Narodzenie: jak zachować rodzinne tradycje

Po raz pierwszy Ukraińcy będą świętować Boże Narodzenie z resztą cywilizowanego świata. Czy ukraińskie obchody Bożego Narodzenia, które wciąż konkurują z radzieckim Nowym Rokiem, będą w stanie pokonać tak uwielbiane "amerykańskie" Boże Narodzenie?

Lesia Wakuliuk

W Ukrainie w Boże Narodzenie na rogu stołu umieszcza się diduch - symbol pierwszego skoszonego podczas żniw snopu pszenicy, wróżba urodzaju i talizman przeciwko złym mocom Zdjęcie autorki

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Irlandczycy, których znam, pytali mnie, jak obchodzimy Boże Narodzenie w Ukrainie - opowiada moja pasierbica Teresa. Przez rosyjską inwazję wyjechała do Irlandii, trafiła do małego miasteczka. To będzie pierwsze Boże Narodzenie Teresy poza Ukrainą. I po raz pierwszy sama, nieprzymuszona prosi o przepisy na kutię i chudy barszcz z uszkami. Mówi, że chce ugotować przynajmniej dwie potrawy z 12 obowiązkowych, żeby choć trochę poczuć, że to święta.

Lesia Vakuliuk z mężem i pasierbicą. Zdjęcie autora

- W Irlandii święta są całkowicie zamerykanizowane - mówi Teresa. - Irlandczycy nie mają własnych kolęd, w supermarketach grają tylko Jingle Bellsy, dzieci przebierają się za elfy, a w Wigilię Irlandczycy pieką indyka. Wszystko jest tak, jak widzieliśmy w amerykańskich filmach. Kiedy opowiedziałam im o naszych obchodach Bożego Narodzenia, byli zaskoczeni, że w Wigilię mamy postne potrawy, a dania mięsne są dozwolone następnego dnia.  

Irlandia i Ukraina są bardzo podobne. Irlandczycy długo walczyli o niepodległość. Przetrwali wielki głód. Prawie zapomnieli swojego języka i dopiero teraz próbują go ożywić. A teraz, z opowieści Teresy, wiem, że całkowicie utracili swoje Boże Narodzenie.

"Namocz suszone grzyby, a następnie je ugotuj. W drugim garnku ugotuj kiszoną kapustę, a w trzecim  buraki" - piszę krok po kroku instrukcję przyrządzania chudego barszczu w mailu do Teresy. W rzeczywistości moja babcia nazywała go kwasem chlebowym. Podobno ze względu na lekką kwaskowatość, którą nadawał mu wywar z kiszonej kapusty. Barszcz gotuję tylko raz w roku: na Boże Narodzenie. Wraz z kutią i pampuchami jest w mojej pierwszej trójce ulubionych 12 postnych potraw.

Świąteczny stół Lesi Wakuliuk. Zdjęcie autora

Sekret jego przygotowania przekazała mi moja babcia. A ona poznała go dzięki swojej babci. Ten przepis na świąteczny kwas chlebowy ma zdecydowanie ponad sto lat. Jest niesamowicie odporny, biorąc pod uwagę to, co Ukraina i ukraińskie Boże Narodzenie przeszły w ciągu ostatniego stulecia.  

Władze radzieckie, niczym hollywoodzki Grinch, próbowały ukraść je Ukraińcom na wszelkie możliwe sposoby. W Związku nie było Boga, a zatem nie mogło być dnia jego narodzin. A jednocześnie nie mogło być wszystkich świąt Bożego Narodzenia: Wigilii, 12 potraw, Diducha, Wertepu, Kozła, Małanki i Wasyla, kolęd i szczedriwek. W ten sposób z wesołego i głośnego święta zmieniło się w święto za zamkniętymi drzwiami i zasłoniętymi oknami. W przeciwnym razie można było zostać oskarżonym o ukraiński nacjonalizm i, jeśli miało się szczęście, stracić pracę, a jeśli nie, pójść do więzienia lub zostać wysłanym do obozu. Na wsiach było nieco łatwiej zachować świąteczne tradycje, ale w miastach i miasteczkach było to ściśle kontrolowane.

- Podczas świąt Bożego Narodzenia nauczyciele musieli wieczorami patrolować ulice. Nosili specjalne czerwone opaski na rękawach i upewniali się, że żaden z uczniów nagle nie poszedł kolędować - tak moja mama wspomina swoje radzieckie dzieciństwo w małym miasteczku w zachodniej Ukrainie. Jej najbardziej żywe wspomnienie Bożego Narodzenia w Związku Radzieckim nie jest świąteczne, ani radosne. Moja babcia była nauczycielką języka ukraińskiego i literatury, a dziadek był dyrektorem Pałacu Pionierów. Jako nauczyciele musieli nie tylko uczyć swoich uczniów, jak kochać Związek Radziecki, ale także sami dawać właściwy przykład. W Wigilię w Pałacu Pionierów zawsze odbywała się zabawa taneczna dla uczniów szkół średnich. Organizowano ją właśnie tego dnia, aby dzieci nie zostawały w domu i żeby potajemnie nie pomagały rodzicom w przygotowaniu 12 potraw. Jako dyrektor Pałacu Pionierów mój dziadek musiał pilnować, by nikt nie opuścił potańcówki przed wyznaczonym czasem. Gdyby tego nie zrobił, miałby kłopoty, zarówno sam, jak jego uczniowie. Ponieważ "partia" widziała wszystko.

Moi dziadkowie mieszkali bardzo blisko Pałacu Pionierów. W domu w tym czasie babcia przygotowywała Wigilię. Oczywiście w tajemnicy. Dom wypełniały świąteczne zapachy tartego maku, pączków, sosu grzybowego, zupy... Dziadek od czasu do czasu wpadał do domu, aby pomóc w przygotowaniach. Świąteczny stół był już prawie nakryty. Wtedy ktoś zapukał do drzwi.

- Dobry wieczór, Myronie Mychajłowyczu! - słychać pytanie dobiegające z korytarza - Co to za smakowity zapach?

Razem z mamą, która była wtedy uczennicą, babcia chwyciła obrus i wyrzuciła wszystkie świąteczne potrawy do drugiego pokoju. Niespodziewanym gościem był przedstawiciel powiatowego wydziału oświaty. Kilkakrotnie wspominał o smakowitych zapachach. Dziadek próbował udawać, że wcale nie jest podekscytowany wizytą. Wyjaśnił, że właśnie zjedli obiad. Babcia wciąż patrzyła na ekran telewizora, jakby było w nim coś bardzo interesującego, coś, czego nie mogła przestać oglądać. Gościowi zaproponowano herbatę i przekąskę. Nie odmówił. Wciąż pytał, co u nich słychać, co się dzieje. Dopiero gdy dziadek powiedział, że musi wracać do Pałacu Pionierów - "bo dzieci są tam same..." - gość z sąsiedztwa poszedł z nim zobaczyć "jak się tam dzieci bawią...".

Kiedy drzwi zamknęły się za gościem, babcia łyknęłą proszek na uspokojenie. Mama wspomina, że też się trzęsła. Tymczasem świąteczny obrus zamienił się w wielką, wielokolorową plamę, a wszystkie 12 potraw zlało się w jedną. O świętach Bożego Narodzenia w tamtym roku można było zapomnieć...

Dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy Ukraina uzyskała niepodległość, znów można było hucznie obchodzić ukraińskie Boże Narodzenie. Kolędnicy zaczęli pukać do drzwi, a szopki wędrowały od domu do domu. Cała moja rodzina przychodziła do naszego domu na Wigilię. Jednak wiele rzeczy zostało zapomnianych. Więc mój dziadek brał skrzypce, mama siadała przy pianinie i ze śpiewnikami uczyliśmy się kolęd. Kiedy pierwszy raz poszłam do sąsiadów śpiewać kolędy, nie znałam nawet vinszevy, czyli krótkiego wierszyka z życzeniami wesołych świąt i dobrego roku.  Więc mój dziadek specjalnie napisał kilka rymowanych wierszyków z życzeniami dla mnie, małej dziewczynki:  

- Wesołych Świąt!

Chrystus się rodzi!

Chwała Ukrainie!

Ale Boże Narodzenie nie wróciło do życia na całej Ukrainie. W niektórych miejscach sowiecka machina zdołała zniszczyć to święto.

- Świętujemy Nowy Rok, to nowoczesne. Nie wierzymy w Boga, więc po co nam Boże Narodzenie - odpowiedzieli kiedyś koledzy z klasy Teresy w Kijowie, gdy przeczytała w klasie swoje wypracowanie z angielskiego. Miała opisać swoje ulubione święto. Napisała o Bożym Narodzeniu i o tym, jak systematycznie niszczono je w Ukrainie, zastępując jasełka koncertami noworocznymi, kolędy - noworocznymi porankami, świętego Mikołaja i jego anioły - Dziadkiem Mrozem i Śnieżną Panną, a 12 świątecznych potraw - oliwą, rybą laurową, kanapkami ze szprotkami i szampanem.

- To w zachodniej Ukrainie Boże Narodzenie jest głównym świętem. Nie musicie nam tego narzucać. Tutaj wszystko było inne - mówili koledzy Teresy.

Świąteczne poduszki Lesi. Zdjęcie autorki

Ale w regionie Kijowa na początku XX wieku było tak samo jak na zachodzie kraju. W zeszłym roku przygotowałam podcast o mojej ulubionej ukraińskiej książce: "Łowcy tygrysów" Ivana Bahrianego. Usiadłam więc, by przeczytać ją ponownie. Po raz trzeci. I muszę przyznać, że podczas inwazji na pełną skalę odczytałam ją na nowo. Opowiada o ukraińskim młodym intelektualiście, Hryhorim Mnohohrishnyim, który zostaje oskarżony o zdradę przez władze radzieckie i zesłany na Kołymę, jak to zrobiono ze wszystkimi "zdrajcami". Mnohosgrishny, którego jedynym grzechem jest to, że kocha Ukrainę i wszystko, co ukraińskie, próbuje dokonać niemożliwego - uciec z obozów. Podczas ucieczki przytrafiają mu się dramatyczne historie. Przypadkowo trafia do rodziny Ukraińców z regionu Kijowa, którzy od lat mieszkają na odległej, wiecznie zimnej Syberii. I tak, ponownie czytając "Łowcę tygrysów", zwróciłam uwagę na epizod, w którym Ivan Bahriany, który sam pochodzi z regionu Sumy, opisuje, jak ta rodzina obchodzi Boże Narodzenie:  

- Boże Narodzenie w domu Sirki obchodzono przestrzegając wszystkich odwiecznych obrzędów ludowych. O świcie ktoś zapukał do drzwi i zaproponował zaśpiewanie kolęd. Matka zaprosiła do domu kolędnika. Zaśpiewał dawną kolędę, której Hryhorii nigdy wcześniej nie słyszał. Stary Sirko sam kolędował, ponieważ nie było nikogo innego, kto mógłby to zrobić. Potem złożyli sobie życzenia i zasiedli do jedzenia i picia... W porze obiadowej - znowu. Wieczorem przyszli kolędnicy, Natalka i Hryćko, ubrani w piękne stare stroje. Dołączył do nich Hryhorij. Święta zaczęły się wesoło.

W powieści nie ma ani słowa o obchodach Nowego Roku. Jest za to wiele ciekawych informacji o tych, którzy naprawdę narzucili Ukraińcom sposób obchodzenia tego święta, czyli o władzy radzieckiej. "Łowca tygrysów" to książka niemal autobiograficzna, ponieważ on sam za młodu został wysłany do obozu za swoją miłość do Ukrainy i próbował z niego uciec.  

W końcu o ukraińskich świętach Bożego Narodzenia możemy przeczytać u Mikołaja Gogola. Jego opowiadanie "Noc przed Bożym Narodzeniem" zostało opublikowane na początku XIX wieku, sto lat wcześniej niż "Łowca tygrysów". I jest mało prawdopodobne, aby Gogol, który urodził się i wychował w regionie Połtawy, opisał obchody Bożego Narodzenia gdzieś na zachodniej Ukrainie. Ale władzom sowieckim zajęło zaledwie kilka dekad zakazanie wszystkiego, co ukraińskie. Setki tysięcy Ukraińców zostało zesłanych do obozów, a kilka milionów naszych rodaków zmarło z głodu.  

Boże Narodzenie z przyjaciółmi, 2020. Zdjęcie autora

Kiedy wyjechałam do pracy w Kijowie, a później zamieszkałam w Buczy, bardzo brakowało mi tego świątecznego ducha. Ze względu na harmonogram pracy nie zawsze mogłam pojechać do domu moich rodziców w Chodorowie. Dlaczego nie stworzyć świątecznego nastroju we własnym domu? Tak więc w Boże Narodzenie nasz dom w Buczy zamienił się w ul; prawosławni, greccy i rzymscy katolicy, poganie, muzułmanie i ateiści przychodzili do nas, aby śpiewać kolędy. Polacy, Żydzi, Rosjanie czy Białorusini. Byli ukraińskojęzyczni, zrusyfikowani i tacy, którzy w dorosłym życiu przeszli na ukraiński. Byli i tacy, którzy próbowali kutii po raz pierwszy w życiu i tacy, którzy nigdy nie kolędowali. Byli z nami ludzie, którzy nagle przypomnieli sobie swoje dzieciństwo, w którym "coś takiego działo się w domu mojej babci na wsi, pamiętam". Zapraszaliśmy wszystkich! Ale był jeden warunek: wpuszczaliśmy dopiero gdy zaśpiewali kolędę. A potem wszyscy razem, zarówno dzieci, jak i dorośli, siadaliśmy przy długim stole, braliśmy do ręki telefony komórkowe, sprawdzaliśmy tekst kolejnej kolędy i zaczynaliśmy śpiewać. To było prawie jak moje dzieciństwo w latach 90-tych. Tylko teraz zamiast śpiewaków były smartfony, a zamiast dziadka akompaniującego na skrzypcach i mamy na pianinie - YouTube. O dziwo, ukraińskie święta fascynowały wszystkich, którzy nas odwiedzali.

- Czy w przyszłym roku też to zrobimy? - pytali nasi goście. A my kiwaliśmy głowami twierdząco.  

Rodzina Lesi Wakuliuk z przyjaciółmi, 2021. Zdjęcie autorki

- Lesiu, jakie święta? Jakie kolędy? Nikogo to nie zainteresuje - tak zareagowała moja Teresa na pomysł, by któregoś roku zaprosić dzieci z sąsiedztwa do naszego domu i nauczyć je śpiewać kolędy. Była wtedy nastolatką. Co dziwne, do zorganizowania kolędowania dla dzieci zainspirowało mnie Halloween. Dzieci z sąsiedztwa przebrane za złe duchy biegały po naszym osiedlu, krzycząc "Cukierek albo psikus".

Dlaczego więc nie zarazić ich miłością do Bożego Narodzenia? - pomyślałam. W końcu to świetna zabawa! Kilka tygodni przed świętami napisaliśmy z mężem na grupie naszego osiedla, że możemy uczyć dzieci kolęd. Nasze osiedle zaczęli budować w 2014 roku, kiedy Rosja rozpoczęła wojnę na Ukrainie. Tak więc jego mieszkańcami były głównie rodziny, które uciekły z Krymu i Donbasu, regionów, w których obchody Bożego Narodzenia nie przetrwały represyjnych metod sowieckich.

- Ale nikt nie przyjdzie. A jeśli już, to może dwoje lub troje dzieci - jak zwykle narzekała Teresa.

- Jak przyjdzie dwójka, czy trójka dzieci nie będzie źle - odpowiedziałam.

Ale ku naszemu zaskoczeniu przyszło więcej dzieci. Dużo więcej! Opowiedziałam im o ukraińskim Bożym Narodzeniu, a one opowiedziały mi o sobie: skąd pochodzą, jak znalazły się w Buczy, co wiedzą o Bożym Narodzeniu. A potem wszyscy razem zaśpiewaliśmy:

- Hej, hej, hej! O Jezusie!

Hej, hej, hej! Bogu chwała!

Za szczęśliwą noc

Wieczna chwała Tobie.

Po kilku próbach chór młodych kolędników brzmiał świetnie! A w Wigilię zapukali do drzwi naszego mieszkania. Dzieci zrobiły świąteczną gwiazdę, niektóre miały ukraińskie szaliki, inne czapki Świętego Mikołaja. A najstarsze z nich trzymało wielki worek.

- Lesia! Lesia! Zobacz, co zrobiliśmy - są cukierki i bułeczki! I są hrywny! - wykrzykiwały jedno przez drugie.

- Czy w przyszłym roku pójdziemy kolędować? - zapytałam.

- Tak!

- I nauczymy się nowej kolędy?

— Таааак!

Wydawało mi się, że te dzieci wyglądały na jeszcze szczęśliwsze niż w Halloween. Ukraińskie Boże Narodzenie konkurowało z najpopularniejszym świętem na świecie! W następnym roku zamierzaliśmy zrobić z nimi prawdziwą ukraińską szopkę: z Herodem i Śmiercią, aniołem i diabłem, pasterzami i królami. Ale wtedy wydarzył się covid. A rok później w powietrzu czuć było napięcie przed rosyjską inwazją. Nie było czasu na kolędy... Nie wiem, jak okupacja Bucza wpłynęła na te dzieci. Nie wiem, gdzie teraz rzuciła je wojna i jak będzie wyglądało ich tegoroczne Boże Narodzenie. Chcę mieć nadzieję, że nasza wspólna kolęda pozostawiła po sobie ciepłe wspomnienie, do którego będą lgnęły, gdy pomyślą o Buczy i buczańskich świętach Bożego Narodzenia. I może kiedyś nauczą swoje dzieci kolęd, których zdążyłam je nauczyć.

Zamiast Świętego Mikołaja na drzwiach umieszcza się wizerunek kozy ze świątecznej szopki. Zdjęcie autora

Ukraińskie Boże Narodzenie żyje i ma się dobrze. Na początku XXI wieku, kiedy dopiero zaczynałam pracę jako dziennikarka, w obwodzie lwowskim było tylko kilku rzemieślników, którzy robili diduchy. Nasi przodkowie umieszczali tę ukraińską ozdobę wykonaną z kłosów zboża na rogu stołu w Wigilię Bożego Narodzenia, aby zapewnić bogaty rok. Obecnie diduchy nie są czymś egzotycznym, można je kupić w dowolnym rozmiarze i konfiguracji: na targu, w sklepie lub online.

- Byłam we Lwowie, teraz wracam do domu. Oczywiście z diduchem - napisała moja przyjaciółka z Buczy.

- W tym roku, oprócz choinki, postawię na stole diduch - powiedziała moja druga przyjaciólka.

Inwazja Rosji na pełną skalę rozbudziła zainteresowanie Ukraińców ukraińską tożsamością. Między innymi ukraińskimi świętami Bożego Narodzenia. Okazało się, że może być ono modne. Teraz, obok świątecznych obrusów z Mikołajem w czerwonym płaszczu z workiem na ramionach, sprzedawane są obręcze z ukraińskimi kolędnikami w haftowanych płaszczach i gwiazdą bożonarodzeniową. Oprócz naklejek na okna z saniami zaprzężonymi w renifery, można znaleźć naklejki z ukraińską kozą noworoczną, diabłem i aniołami.    

W tym roku po raz pierwszy Ukraińcy będą świętować Boże Narodzenie razem z resztą cywilizowanego świata. Czy ukraińskie obchody Bożego Narodzenia, które wciąż konkurują z radzieckim Nowym Rokiem, będą w stanie pokonać tak chwalone "amerykańskie" Boże Narodzenie? Czy dzieci będą teraz przychodzić siać rano 1 stycznia, tak jak robiły to w Stary Nowy Rok? Czy Ukraińcy rozproszeni po świecie przez wojnę zachowają swoje świąteczne tradycje? Pytań jest wiele...

Kiedy Teresa była uczennicą, co roku w Wigilię kłóciła się z nami, nie bardzo chcąc pomóc: "Po co te święta? Po co zadajesz sobie tyle trudu i gotujesz 12 potraw? Dlaczego zapraszacie tylu gości? Kiedy będę dorosła, na pewno nie będę obchodzić świąt tak jak wy!". A teraz Teresa jest studentką. I uchodźczynią. Z irlandzkiego kurortu, w którym znalazła się z powodu rosyjskiej inwazji, do Buczy jest kilka tysięcy kilometrów. W lokalnych supermarketach nie jest łatwo znaleźć produkty potrzebne do przygotowania ukraińskich potraw bożonarodzeniowych. Ale Teresa jest zdeterminowana, aby zrobić przynajmniej kutię i chudy barszcz z uszkami, aby poczuć świąteczną przytulność, której pozbawiła ją wojna. Dyktuję jej więc oba przepisy. W odpowiedzi otrzymuję wiadomość: - Dziękuję, Lesia! Wiesz, próbowałam wytłumaczyć Irlandczykom, czym jest kutia i jak się ją robi. Nie wiedziałam, jak przetłumaczyć słowa "makitra" i "makogin" na angielski. Powiedziałam im też, że do dziś zachowaliśmy nie tylko "Carol of the bells", czyli "Szczedryk", ale i inne kolędy. I że Irlandczycy chyba nam trochę zazdroszczą, że mimo wszystko zachowaliśmy nasze Boże Narodzenie....

Przepis na barszcz babci - świąteczna niespodzianka od Lesi Wakuliuk:

Umyj suszone grzyby (kilka garści) i namocz je w ciepłej wodzie przez kilka godzin. Jeśli weźmiesz mrożone (są również w porządku), nie musisz ich płukać i moczyć. Następnie gotujemy je, wyjmujemy z garnka i zostawiamy bulion, który będzie nam potrzebny.

Ugotuj kiszoną kapustę w innym rondlu. Następnie odcedź ją i wyciśnij kapustę, gdy trochę ostygnie. Przy okazji kapustę tę można następnie dusić z grzybami, dzięki czemu otrzymamy kolejne chude danie na wigilijny stół. Podobnie jak w przypadku grzybów, do barszczu potrzebujemy bulionu.

Ugotuj również dwa buraki. Wlej bulion z grzybów i kapusty do rondla. Zetrzyj ugotowane buraki na grubej tarce i dodaj trochę kaszy gryczanej, którą należy najpierw umyć. Posolić i doprawić do smaku. Ilość kaszy gryczanej zależy od tego, czy barszcz ma być gęsty, czy nie. W mojej rodzinie nie jest zbyt gęsty, ponieważ dodajemy do niego również uszka z grzybami. Wyglądają jak miniaturowe pierożki. Ciasto na nie trzeba zagnieść jak na pierogi. A nadzienie robimy z grzybów, które pozostały po przygotowaniu bulionu. W tym celu należy drobno posiekać grzyby (lub je zmiksować, ale nie do stanu płynnego), podsmażyć drobno posiekaną cebulę na złoty kolor i wszystko razem wymieszać i posolić.

Moja babcia zawsze podawała barszcz w filiżankach. Na dno wrzucała kilka ugotowanych grzybów i zalewała je barszczem. Więc robię tak samo.

Smacznego!

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka telewizyjna, dziennikarka, scenarzystka, felietonistka. Studiowała dziennikarstwo na Lwowskim Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki. Była specjalną korespondentką krajowych kanałów telewizyjnych, w tym korespondentką kanału Inter TV w Warszawie. Pracowała jako prezenterka w kanałach informacyjnych TV Channel 24, Pryamyi i Ukraine 24. Podczas inwazji na pełną skalę dołączyła do zespołu kanału Espresso TV, gdzie prowadziła maraton informacyjny poświęcony wojnie Rosji z Ukrainą. Również w czasie pełnej inwazji zaczęła komentować wydarzenia w Ukrainie w polskich stacjach telewizyjnych i radiowych. Jest współpracowniczką Gazety Wyborczej i Wysokich Obcasów. Jest współautorką scenariusza filmu dokumentalnego "Kvitka Tsysyk Kvitka. Głos w jednym egzemplarzu" (2013), który zdobył kilka nagród, a także scenariusza do projektu dokumentalnego "10 dni niepodległości" (2021). Była głosem programu Ukraine Speaks (ukraiński kanał telewizyjny), a jako wolontariuszka projektu Talking Books czyta książki z programu szkolnego dla dzieci niedowidzących. W ramach projektu żony prezydenta Ukrainy Oleny Zelenskiej, mającego na celu wprowadzenie ukraińskojęzycznych audioprzewodników, jej głos można usłyszeć w audioprzewodniku po zamku w Edynburgu.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Donald Trump, Kamalv Harris, Times Square, Nowy Jork

Kiedy rozmawiałam z ludźmi w Polsce o tym, które imperium wybraliby, gdyby ich kraj był w potrzebie, odpowiedź zawsze brzmiała: „Amerykę”. Teraz wydaje się, że to się zmienia.

Myślę, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak źle było w Ameryce przed Trumpem. Jeśli już, to uważam Trumpa za osobę po prostu otwarcie mówiącą o rzeczach, które amerykański rząd robił przez wieki. W żadnym wypadku nie twierdzę, że to, co Trump robi, jest w porządku – ale on jest w tym szczery. W końcu administracja Bidena deportowała średnio 57 000 osób miesięcznie, podczas gdy administracja Trumpa odesłała w zeszłym miesiącu 37 660 osób, a mimo to nigdy nie słyszeliśmy o planach Bidena dotyczących deportacji. Chwalimy liberałów za ich zaangażowanie na rzecz praw człowieka, ale co tak naprawdę osiągnęli? Nie chronią praw kobiet, pozwalają na ludobójstwo Palestyńczyków, aresztują studentów za udział w protestach, umożliwiają Rosji kontynuowanie jej zbrodni i ograniczają naszą wolność słowa.

I mimo to oczekuje się, że będziemy na nich głosować, bo są „mniejszym złem”? Wciąż słyszę, że odpowiedzialność za naszą przyszłość „spoczywa w rękach młodych ludzi”, ponieważ to starsze pokolenie spowodowało cały ten bałagan. Oczekuje się ode mnie, że będę protestować, głosować, organizować się – podczas gdy jestem od tego wszystkiego odcinana. Jaką demokracją była Ameryka, skoro mamy wybór tylko między dwoma złami, a oba są wspierane przez te same potężne interesy?

Myślę, że patrząc na Amerykę musimy zadać sobie pytanie: „Dla kogo ona kiedykolwiek była dobra?” To zawsze był kraj dobry dla białego Amerykanina, a teraz jest dla niego prawdopodobnie jeszcze lepszy. Jednak czy kiedykolwiek to był dobry kraj dla kobiet? Czy kiedykolwiek ten kraj był dobry dla ludzi o innym kolorze skóry niż biały? Myślę, że zapominamy o tym, idealizując Amerykę.

To nigdy nie był wielki kraj i nigdy nie będzie „znowu wielki”, chyba że przeszłością, do której się odnosimy, jest to kolonialne, rasistowskie imperium, które Trump chce przywrócić

Patrząc na „amerykański sen” z perspektywy postkomunistycznego kraju w Europie Wschodniej można dość łatwo go idealizować. Niemniej zawsze staram się przypominać ludziom z Europy Wschodniej, że społeczeństwo, bezpieczeństwo, edukacja i opieka zdrowotna, które mamy tutaj, są milion razy cenniejsze niż wyidealizowana wersja tego, jak mogłoby wyglądać ich życie w kapitalistycznej utopii Ameryki.

Niedawno odwiedziłam Nowy Jork. Chociaż jest to jedno z najdroższych miast w USA, wzrost cen, do którego doszło w ciągu ostatniego roku, zszokował mnie. Słyszałam od znajomych, że nie stać ich na czynsz, bo został podniesiony o 25%. Niektórzy z nich nie byli w stanie znaleźć pracy od zeszłego lata – a mówiąc o pracy mam na myśli jakąkolwiek pracę, w tym w kawiarni lub sklepie spożywczym. A to są ludzie, którzy ukończyli prestiżowe uniwersytety, jak Columbia czy Uniwersytet Nowojorski.

William Edwards i Kimberly Cambron biorą ślub w Walentynki na Times Square w Nowym Jorku 14 lutego 2025 roku. Zdjęcie: Kena Betancur/AFP

Ceny żywności wciąż rosną. W zeszłym roku za artykuły spożywcze, które wystarczały mi na około 10 dni, płaciłam około 120 dolarów. Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku ostatnio, ta kwota się podwoiła. Oczywiste jest, że Trump chce załamania gospodarki, by na wszystko było stać 1% społeczeństwa – ale co dalej?

Czy ci wszyscy ludzie, których nie stać na nic, mają trafić do aresztu i stać się kolejną grupą świadczącą niewolniczą pracę na rzecz amerykańskiego supermocarstwa? Taki jest plan Trumpa?

Bezdomność w Ameryce to kolejna rzecz, którą zauważyłam dopiero po roku mojej nieobecności tam. Ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że Amerykanie są na nią jeszcze bardziej obojętni niż wcześniej. Wzrost liczby ludzi biorących narkotyki na ulicach jest przerażający, a epidemia fentanylu szybko zmienia kolejne miasta w „miasta zombie”. To był poważny problem już w czasie pandemii, lecz teraz jest jeszcze poważniejszy. Coraz więcej osób nie stać na opłacenie czynszu – i coraz więcej z nich ląduje na ulicy. Chociaż widok narkotyzujących się ludzi budzi u mnie strach, jeszcze silniejsza jest we mnie złość. Dlaczego nikt im nie pomaga? Jak Amerykanie mogą być tak nieczuli, patrząc na ludzi umierających codziennie na ulicach?

Teraz Trump chce zdelegalizować bycie bezdomnym. Wykorzysta tych, których nie da się zamknąć w kapitalistycznym systemie, jako kolejną siłę niewolniczej pracy w amerykańskich więzieniach.

Bezdomni jedzą lunch w Święto Dziękczynienia, przygotowany przez organizację non-profit Midnight Mission dla prawie 2000 osób w dzielnicy Skid Row w centrum Los Angeles, 25 listopada 2021 r. Zdjęcie: Apu GOMES/AFP

Ameryka powoli się rozpada, jak każde imperium, tyle że jej problemy nie pojawiły się z dnia na dzień. Narastały od dawna – problemy systemowe, które zostały przegapione lub zlekceważone przez obywateli. Pęknięcia w fundamentach istniały od lat w kraju, którego rdzeń oparto na ludobójstwie i niewolnictwie, tyle że teraz nie można ich już zignorować.

Jak więc obywatele tego kraju mogą nadal odwracać wzrok i nie podejmować działań? Bo łatwiej im siedzieć w domu, rozpraszając się rozrywką, mediami społecznościowymi lub codziennymi obowiązkami, niż konfrontować się z trudnymi realiami tego, co dzieje się wokół. Ze smutkiem uświadamiam sobie, że powaga sytuacji dociera do wielu Amerykanów dopiero wtedy, gdy ucierpi ich własność. Dopiero gdy zagrożony jest ich dobytek, poczucie bezpieczeństwa czy codzienne życie, zaczynają rozumieć, że zmiana nie nastąpi poprzez bierne obserwowanie albo czekanie. Pilna potrzeba wyjścia na ulice, domagania się działań, staje się jasna dopiero wtedy, gdy osobiście odczuwa się skutki bezczynności. Ale z historii wiemy, że wtedy jest już za późno.

„Najpierw przyszli po socjalistów, ale ja milczałem, bo nie byłem socjalistą.

Potem przyszli po związkowców i znów nie protestowałem, bo nie należałem do związków zawodowych.

Potem przyszła kolej na Żydów i znowu nie protestowałem, bo nie byłem Żydem.

Wreszcie przyszli po mnie i nie było już nikogo, kto wstawiłby się za mną”.

Martin Niemöller

20
хв

Upadek Ameryki, jaką znamy

Melania Krych

Najważniejszą kobietą w politycznym otoczeniu Donalda Trumpa jest Susan Wiles, 68-letnia szefowa personelu Białego Domu, która kontroluje dostęp do prezydenta. To ona nie dopuściła, by Elon Musk urządził tam swój gabinet.

Pracę w politycznym PR Wiles rozpoczęła w 1979 roku. Jej pierwszym szefem był Jack Kemp, republikański polityk, a także gwiazda futbolu amerykańskiego z drużyny New York Giants, w której grał też ojciec Susan.

Susan Wiles jest z Trumpem od wielu lat. Zdjęcie: Anna Moneymaker/Getty Images/AFP/East News

Ta praca stała się dla młodej specjalistki trampoliną do świata wielkiej polityki: w 1980 roku dołączyła do kampanii prezydenckiej nowej republikańskiej gwiazdy – Ronalda Reagana. To właśnie pod wpływem Wiles Trump zaczął na każdym kroku cytować prezydenta, który wygrał wyścig zbrojeń, i ogrzewać się jego autorytetem.

Po pracy nad kampaniami prezydenckimi George’a W. Busha i Mitta Romneya Wiles postanowiła zająć się zarabianiem poważnych pieniędzy. Otworzyła firmy konsultingowe i lobbingowe, dzięki którym stała się bogata. W najlepszych latach wśród jej kilkudziesięciu klientów byli giganci tytoniowi, firma SpaceX Elona Muska, amerykański monopolista telekomunikacyjny AT&T, a nawet całe państwa, jak Katar i Nigeria.

Gdy w 2015 r. Donald Trump wpadł na pomysł, by powalczyć o prezydenturę USA, zatrudnił Wiles – znaną już ze swych sukcesów lobbystkę i stratega politycznego. Dziś prezydent USA nazywa ją „Ice baby”, a media ochrzciły ją mianem „Królowej lodu”

Współpracownicy za mocne strony Wiles jako stratega politycznego uznają to, że zaprowadziła porządek w kampanii prezydenckiej, kontrolowała jej narrację (na tyle, na ile jest to możliwe w przypadku Trumpa) i skutecznie potrafiła wykorzystać w niej swoje wybitne umiejętności organizacyjne.

Nie dziwi więc, że jest najdłużej urzędującym doradcą Trumpa – uczestniczyła we wszystkich jego kluczowych spotkaniach. Otoczenie prezydenta USA twierdzi, że często włącza ją do rozmów telefonicznych dotyczących kwestii politycznych.

O jej stylu zarządzania sporo mówi wywiad, którego udzieliła serwisowi Axios. Stwierdziła tam m.in.: „Nie cenię ludzi, którzy chcą pracować solo lub być gwiazdami. Mój zespół i ja nie będziemy tolerować wbijania noża w plecy, niewłaściwych spekulacji czy intryg”.

Podczas ostatniej kampanii wyborczej gubernator Florydy Ron DeSantis rzucił wyzwanie Trumpowi, a następnie zażądał zwolnienia przez niego Wiles. Kiedy w styczniu 2024 roku DeSantis odpadł z prezydenckiego wyścigu, Wiles pożegnała go w mediach społecznościowych słowami: „Bye, bye”.

Kampania wyborcza w 2024 r., którą Wiles prowadziła razem z weteranem doradztwa politycznego Chrisem LaSevitą, była udana i przebiegła bez większych skandali. Trump słuchał jej rad, był spokojny i mniej niż zwykle korzystał z mediów społecznościowych. Jednocześnie zwrócił się o wsparcie do młodych podcasterów, co pomogło w przyciągnięciu do niego nowych wyborców.

To Susan Wiles jest osobą, z którą należy się skontaktować, jeśli chcesz liczysz na dostęp do ucha prezydenta USA. To ona kontroluje też wszystkie ruchy przyjaciół i znajomych Trumpa wokół Białego Domu.

Charyzmatyczna Paula White ma na Trumpa spory wpływ. Zdjęcie: Brynn Anderson/Associated Press/Eastern News

Drugą najważniejszą polityczką w otoczeniu Donalda Trumpa jest charyzmatyczna chrześcijańska kaznodziejka Paula White. Niedawno stanęła na czele nowo utworzonego Biura Wiary Białego Domu (Office of Faith-Based Services), mającego, jak napisała na platformie X, „zwalczać dyskryminację chrześcijan w instytucjach federalnych i zapewnić przestrzeganie wolności religijnej w całym kraju”.

White zna rodzinę Trumpów od 2001 roku. Jest gwiazdą chrześcijańskich telewizji, a publiczność na jej występach zapełnia po brzegi sale koncertowe i stadiony.

Na Trumpie szczególne wrażenie zrobiła nie tylko jej teoria dobrobytu, zgodnie z którą sukces materialny ma być oznaką Bożej łaski, ale także styl jej występów. Prezydent USA wyraźnie naśladuje jej sposób mówienia i gestykulację.

Podczas pierwszej kampanii Trumpa White była przewodniczącą działającej przy nim ewangelickiej rady konsultacyjnej. 20 stycznia 2017 roku, podczas inauguracji pierwszej prezydentury Donalda Trumpa, White wygłosiła uroczystą inwokację – jako pierwsza duchowna w historii USA.

W wyścigach prezydenckich w 2020 i 2024 r. też poparła Trumpa, przysparzając mu wielu głosów chrześcijańskich wyborców. Z uwagi na to, że wielokrotnie publicznie popierała Izrael, zaliczono ją do grona „50 najlepszych chrześcijańskich sojuszników Izraela”

Jest też przychylna Ukraińcom. Od początku rosyjskiej inwazji organizowała pomoc charytatywną dla ukraińskich uchodźców w Europie, o czym regularnie informowała na swojej stronie internetowej.

Pam Bondi jest częścią najbliższego kręgu Trumpa. Zdjęcie: Ben Curtis/Associated Press/Eastern News

Na nowym stanowisku Paula White będzie intensywnie współpracować z Pam Bondi, nową prokuratorką generalną USA, która została też mianowana szefową grupy zadaniowej do „wykorzenienia antychrześcijańskich uprzedzeń”. Rolą Bondi będzie powstrzymywać „wszelkie formy antychrześcijańskich ataków i dyskryminacji w rządzie federalnym”.

Ta 59-letnia była prokuratorka generalna stanu Floryda obiecuje zachować niezależność Departamentu Sprawiedliwości i nie mieszać go w politykę. To odpowiedź na powszechne w amerykańskim środowisku politycznym obawy, że Trump dąży do przejęcia kontroli nad departamentem, by zemścić się na tych, którzy prowadzili przeciw niemu śledztwo w związku ze szturmem na Kapitol w 2021 roku.

Co ciekawe, Bondi nie była pierwszym wyborem prezydenta na stanowisko prokuratora generalnego. Początkowo Trump chciał powierzyć je Mattowi Gaetzowi. Jednak Komisja Etyki Kongresu USA ustaliła, że Gaetz uprawiał seks z nieletnią, a w latach 2017-2020 regularnie płacił za seks 12 kobietom i wielokrotnie zażywał narkotyki.

Jak na ironię, podczas pierwszej kadencji Trumpa Pam Bondi była przewodniczącą Komisji ds. Nadużywania Substancji i Opioidów. Ostatnio doradzała America First Policy Institute, organizacji, która ma duży wpływ na program prezydenta elekta.

Już pierwszego dnia na stanowisku prokuratorki generalnej USA Pam Bondi postanowiła zlikwidować specjalną jednostkę odpowiedzialną za konfiskowanie aktywów rosyjskich oligarchów. Zamiast nich wzięła na cel innego wroga – kartele narkotykowe.

Nie oznacza to jednak, że rosyjscy oligarchowie szybko odzyskają swoje jachty, ponieważ Bondi nie zapowiedziała anulowania postępowań toczonych przez grupę KleptoCapture, powołaną w 2022 r. dla egzekwowania sankcji wobec Rosjan. Prawdopodobnie będą one kontynuowane, choć nie będzie już osobnego działu zajmującego się działalnością rosyjskich bogaczy.

Najprawdopodobniej nie będzie też śledztwa w głośnej sprawie czatu na komunikatorze Signal, podczas którego sekretarz obrony Pete Hegseth omawiał plany amerykańskiego nalotu na cele w Jemenie.

Bondi uznała takie postępowanie za „mało prawdopodobne”, dowodząc tym samym swojej bezwarunkowej lojalności wobec Trumpa

Pani prokurator generalna nie ukrywa bowiem, że swojemu szefowi chce zapewnić ochronę prawną, chroniąc go też go przed licznymi sprawami z przeszłości. Podobnie jak Susan Wiles i Paula White, należy do najściślejszego wewnętrznego kręgu Trumpa i na pewno pozostanie z nim do końca kadencji.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Walkirie Trumpa

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Ексклюзив
20
хв

Umowa Trumpa o ukraińskich złożach: szansa czy pułapka

Ексклюзив
Dezinformacja
20
хв

Stalin miał „Prawdę”, Putin ma Pravdę

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress