Exclusive
20
min

Marina Kaljurand: Rosyjski reżim musi odpowiedzieć za tę wojnę

Nowy Parlament Europejski skręci w stronę prawicowego populizmu. To będzie niekorzystne także dla Ukrainy – mówi estońska eurodeputowana

Maryna Stepanenko

Marina Kaljurand, eurodeputowana, była ambasadorka Estonii w Rosji i szefowa estońskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Fot: Ints Kalnins / Reuters / Forum

No items found.

<frame>W tym miesiącu Ukraina podpisała z Finlandią i Łotwą umowy o współpracy w zakresie bezpieczeństwa i długoterminowego wsparcia. Estonia jest następna w kolejce. Tallin uzgodnił też pakiet pomocy Ukrainie o wartości ponad 20 milionów euro, poszukuje amunicji artyleryjskiej dla ukraińskiego wojska i wzywa zachodnich partnerów do zapewnienia Ukrainie systemów obrony powietrznej.

Jednak według Mariny Kaljurand na poziomie europejskim koordynacja pomocy dla Ukrainy stanie się trudniejsza. W przeszłości pełniła ona funkcję ministry spraw zagranicznych Estonii, a także ambasadorki Estonii w Stanach Zjednoczonych, Rosji, Meksyku, Kanadzie, Kazachstanie i Izraelu. Kaljurand jest obecnie posłanką do Parlamentu Europejskiego z Estonii. W rozmowie z serwisem Sestry mówi m.in. o tym, jak stanowisko UE może się zmienić po wyborach europejskich i co Ukraina powinna zrobić, by uzyskać wsparcie Globalnego Południa. <frame>

Maryna Stepanenko: Pod koniec lutego Parlament Europejski zagłosował za przyjęciem tak zwanego planu zwycięstwa Ukrainy. To rezolucja wzywająca do znacznego zwiększenia pomocy wojskowej dla Kijowa i wygospodarowania nowych środków na zakup amunicji. Estonia znalazła około miliona pocisków, ale potrzebne są pieniądze na ich zakup. Czy uda się to zrobić w najbliższej przyszłości?

Marina Kaljurand: Pod koniec ubiegłego roku zwróciliśmy się do Unii Europejskiej z apelem o znalezienie, zakup i wysłanie do Ukrainy miliona pocisków. UE obiecała, że dołoży starań, by zrobić to do marca, ale się nie udało. Komisarz UE ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton podczas przemówienia w Parlamencie Europejskim szczerze przyznał, że Unia po prostu nie ma dziś ani takich zapasów, ani możliwości. Jednak jako Unia Europejska nie porzucamy tego planu, tyle że może on zostać wdrożony nie wcześniej niż jesienią lub pod koniec tego roku.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i premierka Estonii Kaja Kallas. Fot: Administracja Prezydenta Ukrainy

Eurodeputowani wezwali do zwiększenia presji sankcyjnej na Rosję i Białoruś. Jakie osoby i dziedziny powinny zostać objęte kolejnym pakietem restrykcji?

Ta kwestia ma wiele warstw. Przyjęliśmy już 13. pakiet sankcji. Za każdym razem, gdy przyjmujemy kolejny pakiet, są pewne wyjątki. Państwa negocjują wyjątki dla siebie, aby ułatwić sobie przestrzeganie sankcji. Wydaje się więc, że wprowadzamy kolejny pakiet, ale moim zdaniem to nie wystarczy.

W marcu 2022 r. Parlament Europejski wezwał do całkowitego embarga na import energii z Rosji. Pamiętam, jak Ursula von der Leyen przemawiała w Parlamencie Europejskim i zapytaliśmy ją, czy to w ogóle możliwe. Odpowiedziała, że to trudne, ale możliwe. I co widzimy dwa lata później? Węgry budują elektrownię jądrową wspólnie z Rosją, a Austria kupuje od Rosji skroplony gaz ziemny. Wydaje się więc, że przyjmujemy sankcje, tyle że nie przyjmujemy ich w pełni. Pomogłoby całkowite embargo na handel z Rosją – bez jakichkolwiek wyjątków. To miałoby silniejszy wpływ na rosyjską gospodarkę. Z drugiej strony widzimy również, że firmy i kraje trzecie znajdują sposoby na obejście sankcji. Nie jest normalne, że niektóre kraje UE odnotowują 10-krotny wzrost obrotów handlowych z Azją Środkową.

Gdzieś popełniono błąd lub istnieje luka prawna, która pozwala na obejście sankcji lub w ogóle ich nieprzestrzeganie

Z drugiej strony, musimy bardzo uważnie monitorować, w jaki sposób ten system sankcji jest wdrażany. Nadszedł czas, abyśmy podążyli ścieżką, którą idą Stany Zjednoczone: trzeba wprowadzić pewne ograniczenia dla firm i krajów trzecich, które nie przestrzegają lub obchodzą sankcje.

Tak, to trudne. Obecnie Unia Europejska nie ma takich możliwości monitorowania przestrzegania sankcji, jakie mają Stany Zjednoczone. Po prostu nie mamy tylu ludzi, by zajmować się tymi ograniczeniami. Ale jeśli nie zostanie nałożone pełne embargo na handel i nie zaczniemy uważnie monitorować wdrażania sankcji, możemy przyjąć 15. czy choćby 20. pakiet, lecz nie będą one miały stuprocentowego wpływu na rosyjską gospodarkę.

„Ukraina szczególnie potrzebuje nowoczesnych systemów obrony powietrznej i rakiet dalekiego zasięgu, takich jak niemiecki TAURUS” – czytamy w rezolucji Parlamentu Europejskiego. Co mogłoby zmienić stanowisko Berlina w tej sprawie?

Berlin podejmuje decyzje raczej powoli, a to często irytuje innych. Jednak zachęcałbym wszystkich do poważnego traktowania tego, co robią Niemcy. W końcu – chociaż kanclerz Scholz podejmuje decyzje powoli – Berlin pomaga Ukrainie najbardziej spośród państw UE.

Poza tym gdyby ktoś powiedział mi pięć lat temu, że niemieccy socjaldemokraci zrewidują politykę Angeli Merkel i potraktują Rosję ostrzej, nie uwierzyłabym

Jestem byłą ministrą spraw zagranicznych Estonii. Wiem, jak irytujące może być powolne podejmowanie decyzji w Unii Europejskiej. Ale taka jest demokracja. Oczywiście chcielibyśmy, aby Niemcy działały szybciej, ale kanclerz Scholz ma własną politykę wewnętrzną. Też chciałbym, żeby działał szybciej, ale jestem wdzięczna za decyzje i kierunek, jaki obrały Niemcy i kanclerz Scholz.

Mam o wiele więcej pytań dotyczących sytuacji w Stanach Zjednoczonych, a w szczególności następnych wyborów w tym kraju. Będzie bardzo źle dla Unii Europejskiej, jeśli Donald Trump zostanie kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych. To byłaby katastrofa.

7 czerwca odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Styczniowy sondaż przeprowadzony przez Europejską Radę Spraw Zagranicznych (ECFR) przewiduje, że największy sukces odniosą prawicowi populiści. Jak zwiększona obecność eurosceptycznych, nacjonalistycznych i często skrajnie prawicowych partii w Parlamencie Europejskim wpłynie na poparcie dla Ukrainy?

Wszystkie sondaże pokazują, że prawicowi populiści i konserwatyści otrzymają większe poparcie w następnym Parlamencie Europejskim niż obecnie. I nie odbędzie się to kosztem socjaldemokratów czy Europejskiej Partii Ludowej. Odbędzie się to kosztem liberałów. Grupa polityczna Renew Europe, w której członkowie partii Emmanuela Macrona odgrywają ogromną rolę, oraz Europejska Partia Zielonych, w której jest wielu Niemców, stracą znaczną liczbę głosów. I te głosy z partii Macrona i Zielonych w Niemczech prawdopodobnie przejdą na prawo.

Jak wpłynie to na Parlament Europejski? To będzie ogromne wyzwanie dla Europy, bo, jak wiadomo, mamy własne problemy: Węgry, ochronę mniejszości, środowisko... Myślę, że następny Parlament Europejski będzie bardziej konserwatywny we wszystkich tych kwestiach.

Jeśli chodzi o wsparcie dla Ukrainy, słyszymy wypowiedzi Orbana i to co mówi nowo wybrany prezydent Słowacji. Zastanawiam się również nad rolą Włoch, chociaż premier Meloni do tej pory bardzo wyraźnie popierała Ukrainę. Teraz jednak za bardzo flirtuje z Orbanem i ze Słowacją. Myślę więc, że ten nowy parlament będzie trudniejszy dla Ukrainy. Będziemy słyszeć coraz więcej głosów typu: „pokój za wszelką cenę”, „nie potrzebujemy wojny”, „musimy rozpocząć negocjacje”. Innymi słowy, pojawią się wezwania do kapitulacji Ukrainy. Myślę, że pierwsze tego symptomy zobaczymy w drugiej połowie tego roku, kiedy Węgry obejmą prezydencję w Radzie Unii Europejskiej [lipiec-grudzień 2024 r. – red.].

Orban już pogratulował tak zwanemu prezydentowi Rosji zwycięstwa w tak zwanych wyborach. I jestem pewna, że pojedzie na Kreml

Będą uściski dłoni z Putinem, będą uściski dłoni z Trumpem – niezależnie od tego, czy ten drugi zostanie prezydentem, czy nie. Następny Parlament Europejski będzie charakteryzował wyraźny zwrot w kierunku prawicowego populizmu. Dla Ukrainy niestety nie ma w tym nic pozytywnego.

Politycy pokroju Viktora Orbana będą liczniejsi w następnym Parlamencie Europejskim. fot: Omar Havana/AP/East News

Słowacy wybrali na prezydenta Petera Pellegriniego, byłego premiera, który wezwał do zakończenia wojny w Ukrainie i zacieśnienia więzi z Rosją. Czy jego dojście do władzy może być postrzegane jako cios dla sił proeuropejskich. I czy może wpłynąć na stanowisko UE, zgodnie z którym Ukraina powinna wygrać, a Rosja przegrać?

Myślę, że nie wpłynie to na ogólne stanowisko Unii Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, dopóki Ursula von der Leyen będzie kierować Komisją Europejską. Sposób, w jaki ona i przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola wypowiadają się na temat Ukrainy, jest po prostu niezwykły. To wspaniałe, że mają tak silny głos. Nie wahają się i bardzo jasno wyrażają swoje poparcie dla Ukrainy.

Do czego to wszystko doprowadzi? Do reform w Unii Europejskiej. Musimy ponownie rozważyć prawo weta w najważniejszych decyzjach dotyczących polityki zagranicznej: w zakresie sankcji, praw człowieka i najbardziej fundamentalnych kwestii polityki zagranicznej w ogóle. Teraz gdy omawiana jest jakakolwiek kwestia związana z Ukrainą – czy to pomoc finansowa, czy wojskowa, czy jakieś sankcje wobec Rosji – już wiemy, że Orban będzie się opierał. Za każdym razem musimy mu coś obiecać, musimy go czymś przekupić. Taka polityka nie może trwać w nieskończoność.

Sądzę, że Parlament Europejski zreformuje system podczas swojej następnej pięcioletniej kadencji, tak aby kwestie polityki zagranicznej, w tym sankcje, były przyjmowane kwalifikowaną większością głosów

To będzie słuszne posunięcie. Od dawna popierałam prawo małych państw do weta, ponieważ uważałam, że ochroni to Estonię, jeśli pozostaniemy samotnym głosem w Unii Europejskiej. Ale wkrótce będziemy świętować 20 lat w UE i nigdy nie mieliśmy sytuacji, w której Estonia została pozostawiona sama sobie. Oznacza to, że potrzeba użycia weta może pojawić się tylko wtedy, gdy państwo sprzeciwia się zasadom, koncepcjom i podstawowym zasadom, za którymi opowiada się Unia Europejska. I dobrze będzie, jeśli takie państwo nie będzie miało prawa weta, a zdecydują za nie inne kraje UE.

Estonia i Luksemburg współdziałają z Ukrainą w ramach Koalicji IT, utworzonej w zeszłym roku dla wsparcia ukraińskich sił obronnych w dziedzinie IT, komunikacji i cyberbezpieczeństwa. Jak duże jest zagrożenie stwarzane przez Rosję w tym obszarze i jakie narzędzia pomagają mu przeciwdziałać?

O ile mi wiadomo, Ukraina jest na wysokim poziomie w zakresie cyberbezpieczeństwa. Z tego co wiem, wasza gospodarka cyfrowa i usługi cyfrowe szybko się rozwijają. I oczywiście jako członkinię Parlamentu Europejskiego z Estonii bardzo mnie to cieszy. Pamiętam, że kiedy byłam ministrą spraw zagranicznych, zawsze wspieraliśmy procesy demokratyczne w Ukrainie, reformy związane z cyberbezpieczeństwem, gospodarką cyfrową, usługami cyfrowymi itp. – bo wierzymy, że to jest przyszłość. Ale oczywiście niesie to ze sobą nowe problemy i nowe wyzwania. W 2007 r., gdy byłam ambasadorką Estonii w Rosji, ten kraj przeprowadził cyberoperacje przeciwko mojemu krajowi.

Wtedy, w 2007 r., po raz pierwszy w historii jedno państwo użyło broni cybernetycznej przeciwko drugiemu. Dziś takie ataki – hybrydowe, cyberataki – są rzeczywistością. Zdarzają się każdego dnia

My, estońscy politycy, rozumiemy, że nie ma powrotu do czasów poprzedzających cyberwojnę. Im szybciej przyzwyczaimy się do życia z wyzwaniami dotyczącymi cyberbezpieczeństwa i reagowania na nie, tym lepiej dla nas. Błędem jest nieangażowanie się w gospodarkę cyfrową. Musimy tylko określić, jak reagować na wyzwania związane z cyberbezpieczeństwem.

Wiem, że wasi eksperci przyjeżdżają do Tallina, gdzie znajduje się Centrum Cybernetyczne NATO zajmujące się kwestiami cyberbezpieczeństwa państw Sojuszu. Ukraińcy biorą udział w ćwiczeniach. To centrum jest otwarte nie tylko dla członków NATO, ale także dla naszych partnerów i innych krajów demokratycznych.

Musimy zrozumieć, że cyberataki nie znikną. To nowa normalność, musimy z nimi żyć i z nimi walczyć

Zastępca sekretarza generalnego NATO Mircea Geoană uważa, że Rosja wykorzysta dezinformację i cyberataki, by wpłynąć na europejskie wybory i zapewnić lepsze wyniki faworyzowanym przez siebie partiom politycznym. I niekoniecznie muszą to być siły prorosyjskie – byle były antyzachodnie. Czy Europa jest gotowa stawić czoło temu zagrożeniu?

Nie jestem pewna. Widzę i słyszę, co mówią na przykład niektórzy przedstawiciele Parlamentu Europejskiego, i czasami mnie to przeraża. Mówią takie bzdury, jakby czytali podręczniki z Kremla, powtarzają retorykę Putina. Słucham ich i zastanawiam się, czy są aż tak głupi, czy aż tak naiwni.... Czy aż tak trudno im zrozumieć prawdziwe cele Rosji?

W 2007 roku mój kraj był dla Rosji wrogiem numer jeden. Centrum Moskwy było usiane moimi plakatami i zdjęciami, na których dorysowywano mi wąsy Hitlera i dodano podpis: „Poszukiwana ambasador faszystowskiego państwa”. Dzisiejsze pranie mózgów i dezinformacja w Rosji nie są niczym nowym.

Choć od tamtej pory minęło kilkanaście lat, nadal nie w pełni radzimy sobie z wyzwaniami związanymi z dezinformacją. Owszem, jest kilka bardzo dobrych inicjatyw w Unii Europejskiej. Od 2015 r. działa grupa zadaniowa ds. komunikacji strategicznej, East StratCom Task Force, która odpowiada na dezinformację z Rosji. Ale to nie wystarczy, ponieważ ta walka zaczyna się od edukacji. Ludzie muszą być w stanie czytać wiadomości ze zrozumieniem, wiedzieć, kto i po co je publikuje, jakie powiązania kryją się za tym, co czytają. Musimy nad tym pracować, musimy uczyć ludzi, jak śledzić wiadomości, jak je czytać, jak sprawdzać, czy są prawdziwe.

Tak, jest nam trudniej, ponieważ w krajach demokratycznych wszystkie procesy trwają dłużej. W autorytarnej Rosji jest łatwiej. Tam jedna osoba podejmuje decyzję i wszyscy się podporządkowują. Jednak choć mamy trudniej, uważam, że moglibyśmy odpowiedzieć na te wyzwania znacznie lepiej.

Czy Rosja użyje dezinformacji podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego? Oczywiście. Rosjanie wciąż mają w Europie ludzi, którzy wspierają ich politykę. Parlament Europejski prowadzi dochodzenie w sprawie Tatjany Ždanoki, europosłanki z Łotwy, która według niektórych doniesień współpracowała z FSB, otrzymywała od Rosjan pieniądze i koordynowała z nimi swoje działania.

Ale nie potrzebuję śledztwa, kiedy słucham niektórych wypowiedzi niektórych członków Parlamentu Europejskiego. To jest to po prostu koszmar. To, mówią, oznacza, że Kreml również z nimi współpracuje

W styczniu ministrowie obrony Litwy, Łotwy i Estonii podpisali porozumienie o utworzeniu Bałtyckiej Linii Obronnej w celu wzmocnienia granic tych państw z Rosją i Białorusią. Łotwa rozpoczyna prace już teraz, podczas gdy Estonia wzmocni swoją granicę z Rosją dopiero w 2025 roku. Z czego wynikają te różnice? I jak kraje bałtyckie oceniają możliwość potencjalnego rosyjskiego ataku?

Po pierwsze, prace nad wzmocnieniem naszej wschodniej granicy nie rozpoczną się w 2025 roku. One trwają od lat. Wprowadzane są nowe technologie ochrony granic, ponieważ doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest to nie tylko granica między Estonią a Rosją, ale także granica między Unią Europejską a Rosją oraz granica między NATO a Rosją. Mogę zapewnić, że w pełni zabezpieczamy tę granicę.

Jednocześnie musimy być przygotowani na incydenty takie jak ten na Litwie rok temu lub tej zimy w Finlandii, kiedy Rosja wysyłała migrantów na granice. Musimy się na to przygotować. Nam może nam pomóc to, że większość granicy lądowej Estonii z Rosją przebiega wzdłuż jezior i bagien – taki teren trudno przekroczyć. W tym sensie być może łatwiej niż Finom, którzy mają z Rosją ponad 1300 km granicy.

Kwestia granicy – być może po raz pierwszy – została ostro podniesiona, kiedy przystąpiliśmy do Unii Europejskiej. Bo nie mamy umowy granicznej z Rosją. Ta granica została wyznaczona jednostronnie przez Rosję w 1994 roku. Na początku XXI wieku zapewniliśmy Unię Europejską, że sytuacja jest pod kontrolą. Od tego czasu to dla nas priorytet, ponieważ rozumiemy, że strzeżemy nie tylko własnej granicy.

Jeśli chodzi o atak na Estonię, to nie sądzę, by był on realistyczny. Atak na Gruzję czy Ukrainę to co innego. Przepraszam, ale jesteśmy w NATO, a to oznacza, że chroni nas artykuł 5 traktatu

Z drugiej strony, my, w Estonii, również od lat zajmujemy się kwestiami obronności. Byliśmy wśród krajów NATO, które konsekwentnie wydawały 2% PKB na obronność. A robiło tak tylko pięć krajów. Teraz liczba tych państw wzrosła do 20. Od momentu przystąpienia do NATO zdawaliśmy sobie sprawę, że naszą rolą jest nie tylko polegać na pomocy innych państw, ale też być w stanie samodzielnie bronić naszego kraju.

Francuska piechota morska podczas ćwiczeń NATO w Estonii. Fot: Jaap Arriens / AFP/East News

Kolejną cechą charakterystyczną Estonii jest to, że mamy armię ochotniczą. Ta tradycja sięga czasów Leśnych Braci [Leśni Bracia byli partyzanckim ruchem oporu w krajach bałtyckich, walczącym z sowiecką okupacją, która rozpoczęła się na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow – przyp. red.]. Mamy więc doświadczenie takiej ochotniczej siły zbrojnej.

Jestem członkinią oddziału kobiecego. Chociaż nie pójdę na front, wiem, jak pracować na tyłach. Zostałam przeszkolona w medycynie, gotowaniu jedzenia i pomaganiu w ewakuacji ludzi. Nasz ochotniczy komponent ochrony jest na bardzo wysokim poziomie. Te trzy warstwy: NATO, nasze siły zbrojne i ochotnicy – dają nam poczucie pewności siebie.

Powiedziała Pani, że wojna Rosji z Ukrainą jest postrzegana na świecie jako problem europejski. W jaki sposób Kijów mógłby zyskać poparcie globalnego Południa?

Przez kilka lat byłam doradczynią Sekretarza Generalnego ONZ ds. rozbrojenia i miałam okazję spotykać się z przywódcami bardzo różnych krajów. Odkąd Rosja zaatakowała Ukrainę, było takie stanowisko: „To jest ich sprawa, nie nasza, to nie jest sprawa ONZ, to jest sprawa Europy, to jest sprawa Rosji”. Jakie procesy zachodzą obecnie w Organizacji Narodów Zjednoczonych? Jeśli ONZ dyskutuje o integralności terytorialnej i suwerenności państwa, wszyscy to popierają, ponieważ chcą, aby ich integralność terytorialna i suwerenność zostały utrzymane, jeśli ktoś ich zaatakuje. Ale gdy potem idziemy z kolejnymi pytaniami: „A co z agresorem? Jak postawić agresora przed wymiarem sprawiedliwości? Co można zrobić, by znów przestrzegał prawa międzynarodowego?” – zapada kompletna cisza.

Unia Europejska wyszła z propozycją utworzenia specjalnego trybunału, który zajmowałby się zbrodniami agresji. Społeczność międzynarodowa nie ma sądu, który mógłby się tymi zbrodniami zająć, ponieważ po prostu nie mamy pojęcia, czym jest agresja. I kto o tym mówi o takim trybunale? Unia Europejska mówi, członkowie NATO mówią, ale nie słyszymy głosów z Afryki, nie słyszymy głosów z Azji, nie słyszymy głosów z Ameryki Łacińskiej. Kto odwiedza Kijów? Kto tam jeździ? Europejczycy.

Mam wielki szacunek dla pracy waszego prezydenta, który podróżuje po całym świecie, spotyka się z przywódcami bardzo różnych krajów i wyjaśnia im sytuację. Wiem, że prezydent mojego kraju był niedawno w Afryce i spotkał się z afrykańskimi przywódcami. Na wszystkich spotkaniach mówił o agresji Rosji i potrzebie postawienia jej przed wymiarem sprawiedliwości.

Ta wojna nie zakończy się zwycięstwem Ukrainy, jeśli rosyjski reżim nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za swoje działania

Przestępcy, którzy teraz walczą na waszej ziemi, muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności. I ci politycy, którzy podjęli te decyzje na szczeblu politycznym, również muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności.

Putin powtarza od samego początku, że to nie jest jego wojna z Ukrainą, że to wojna Rosji z NATO i Europą, które próbują zwiększyć swój wpływ na Rosję. I niestety udaje mu się to całkiem nieźle, ponieważ inne państwa nie są nazbyt gotowe do rozmowy o tym, jak powstrzymać agresora, jak powinien wyglądać pokój na warunkach ukraińskich i jak postawić agresora przed wymiarem sprawiedliwości.

Musimy nadal rozmawiać z innymi państwami i przekonywać, przekonywać, przekonywać. Wasz prezydent, mój prezydent i inni przywódcy Unii Europejskiej oraz krajów NATO – wszyscy musimy kontynuować tę pracę, by przekonać społeczność międzynarodową.

„Projekt współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu Wspieramy Ukrainę, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.”

No items found.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała w ukraińskim wydaniu Radio France international. Była starszą redaktorką anglojęzycznego projektu Multimedialnej Platformy Transmisji Zagranicznych Ukrainy. Pełniła funkcję felietonistki międzynarodowego działu wiadomości na kanale Inter TV. W przeszłości zajmowała się także filmowaniem dokumentalnym. Obecnie prowadzi ukraińskojęzyczny projekt YouTube jako scenarzystka.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Inwazja Rosji na Ukrainę w 2022 r. pomogła przekształcić Telegram z niszowej sieci społecznościowej w globalny fenomen. New York Times donosi, że za jego sprawą miliony ludzi śledzą wydarzenia na polu bitwy w czasie zbliżonym do rzeczywistego. Zdaniem rozmówców gazety zatrzymanie właściciela Telegramu znacznie skomplikuje pozyskiwanie funduszy przez jego firmę, stawiając pod znakiem zapytania jej przyszłą rentowność.

Z kolei kontekście faktu, że francuscy funkcjonariusze organów ścigania chcą uzyskać dostęp do prywatnych baz danych tej sieci, powstaje pytanie, czy Telegram pozostanie głównym światowym kanałem anonimowej komunikacji. Czy podejrzenia, że Durow i jego kanał współpracują z rosyjskimi służbami specjalnymi, są uzasadnione? Czy to jedyne niebezpieczeństwo związane z funkcjonowaniem Telegramemu? I czy możliwe jest uregulowanie tej i podobnych jej sieci? Oto opinie ekspertów zebrane przez Sestry.

Główny gracz

Według Christine Dugoin-Clément, badaczki z Wydziału Ryzyka Sorbonne Business School, interesujące jest to, że chociaż sam Durow zaprzecza jakimkolwiek powiązaniom z rosyjskimi władzami, wśród inwestorów Telegrama znajdują się oligarchowie bliscy prezydentowi Putinowi.

Wpływ Telegrama na rosyjski Internet, biorąc pod uwagę liczbę użytkowników i różnorodność jego działań, jest tak duży, że stał się on głównym graczem w rosyjskiej cyberprzestrzeni

– Telegram ma teraz znaczącą siłę, z którą należy się liczyć zarówno pod kątem współpracy, jak negocjacji – mówi Christine Dugoin-Clément. – Zobaczymy, co zrobi Durow w następstwie dekretów podpisanych przez Putina tego lata, które mają wejść w życie w listopadzie i styczniu. Zobowiązują one tę platformę do dostarczania informacji o swoich użytkownikach, a na żądanie Roskomnadzoru lub FSB – zamykania ich kont lub objęcia ich zakazem reklamowania.

Bracia na cenzurowanym

Paweł Durow to urodzony w Rosji miliarder, który ma obywatelstwa czterech państw: Rosji, Francji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i karaibskiej wyspy Saint Kitts i Nevis. Francuscy śledczy zarzucają mu, zorganizował platformę, na której wymieniano materiały pedofilskie, i współudział w handlu narkotykami. We Francji grozi za to 15 lat więzienia.

Telegram założył ze swoim bratem Nikołajem w 2013 roku. Według Politico, nakaz aresztowania obu braci został wydany w marcu i był poprzedzony długim tajnym dochodzeniem prowadzonym przez wydział ds. cyberprzestępczości paryskiej prokuratury. Francuski prawnik Durowa nazywa wszystkie oskarżenia „całkowicie absurdalnymi”.

Na wiece w obronie Durowa, które w 2018 r. odbywały się w Rosji, jego zwolennicy przychodzili m.in. z obrazami stylizowanymi na ikony. Zdjęcie: OLGA MALTSEVA/AFP/Eastern News

To, co naprawdę stało za aresztowaniem miliardera we Francji, jest bardziej kwestią dla służb wywiadowczych, podobnie jak kwestia jego bezpośrednich lub pośrednich kontaktów z rosyjskim rządem, uważa Nerijus Maliukevicius, badacz w Instytucie Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Wileńskim:

– Ale ostatnio pojawiło się badanie i raport na temat jego regularnych podróży do Rosji. Więc nawet to ilustruje jego zaangażowanie w relacje z rosyjskim rządem. Gdyby był opozycjonistą, jak Nawalny, jego swobodne podróżowanie tam i z powrotem do Rosji byłoby absolutnie niemożliwe.

Odrzucona propozycja

Dostęp do Telegrama władze Rosji próbowały zablokować już w 2018 r., ale ta próba się nie powiodła. Z czasem sieć stała się głównym kanałem komunikacji także dla rosyjskich urzędników państwowych i propagandystów.

W 2018 r., według źródeł Wall Street Journal, prezydent Francji osobiście interesuje się Telegramem. W 2018 r. Emmanuel Macron miał zaproponować Durowowi przeniesienie siedziby jego firmy do Paryża, ale ten odmówił.

Jak donosi powiązany z rosyjskimi służbami specjalnymi kanał Baza Telegram, natychmiast po zatrzymaniu Durowa we Francji pracownicy tych służb zostali zobowiązani do usunięcia kont na Telegramie ze swoich telefonów. Kremlowska propagandystka Margarita Simonjan wystosowała podobne zalecenie na swoim kanale na Telegramie, mówiąc, że ci, którzy są przyzwyczajeni do korzystania z sieci do przesyłania poufnych wiadomości, nie powinni już tego robić.

Ciemne powiązania

Istnieje więcej niż wystarczająco oznak, że Durow jest ściśle powiązany z rosyjską machiną władzy, mówi Maksym Wichrow, ekspert z Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacji:

– Na początek spójrzmy na pieniądze. Wiadomo, że wśród inwestorów w TON [kryptowalutę Telegrama – red.] byli David Jakobaszwili i Roman Abramowicz, którzy nie są obcy Kremlowi. Nawiasem mówiąc, Jakobaszwili jest objęty ukraińskimi sankcjami, podczas gdy Abramowicz znajduje się na listach sankcyjnych Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii, Kanady, Ukrainy i innych krajów. Nie mniej interesujący jest szlak finansowy prowadzący do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Telegram jest częścią portfela funduszu Mubadala, który ma długą historię współpracy z Rosją – łączne udziały tego funduszu w Rosji oszacowano na 3 miliardy dolarów.

Przyjrzyjmy się teraz łańcuchowi technologicznemu. Aby przesyłać ruch, Telegram korzysta z usług firm RETN i GLOBALNET LLC, pochodzących z Rosji. To samo dotyczy serwerów; jeszcze rok temu jeden z nich znajdował się w Petersburgu. Jeśli władze Rosji pozwoliły swoim urzędnikom i wojskowym na korzystanie z tej sieci społecznościowej, oznacza to, że były pewne, że cały ten ruch w sieci jest w dobrych rękach.

Zakres aktywności rosyjskich służb specjalnych na Telegramie też daje do myślenia. Gdyby ta platforma była im nieprzyjazna, nie istniałaby.

Rosjanom trudno jest funkcjonować na Facebooku, podczas gdy na Telegramie czują się, jak w domu

Toksyczna sieć

Według serwisów VPN Surfshark i Netblocks, od 2015 roku Telegram został tymczasowo lub na stałe zakazany w 31 krajach.

Jak podała brytyjska policja, na początku sierpnia w Wielkiej Brytanii sieć była wykorzystywana do planowania i koordynowania zamieszek antyimigranckich

Usługa została zakazana w Hiszpanii na kilka miesięcy po tym jak cztery główne grupy medialne w kraju – Mediaset, Atresmedia, Movistar i Egeda – złożyły przeciw niej pozew o systematyczne naruszanie praw autorskich.

W marcu 2023 r. Norwegia zakazała korzystania z Telegramu i TikTok-a urzędnikom służby cywilnej i doradcom politycznym na urządzeniach służbowych. Służby wywiadowcze tego kraju uważają, że obie platformy współpracują z Rosją i Chinami, co stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Norwegii.

W 2022 r. w Niemczech rozważano możliwość zakazania Telegrama po wykryciu na nim dziesiątek antysemickich kanałów. Ograniczono się jednak do grzywny w wysokości 5 milionów euro, a Telegram zadeklarował gotowość do współpracy z niemieckim rządem.

Dezinformacja bez ograniczeń

Po aresztowaniu Durowa Komisja Europejska rozpoczęła dochodzenie w sprawie Telegrama. Bruksela sugeruje, że sieć społecznościowa celowo zaniża liczbę użytkowników, by uniknąć regulacji. W lutym Telegram zgłosił 41 milionów aktywnych użytkowników w Unii Europejskiej, dzięki czemu uniknął sklasyfikowania go jako bardzo dużej platformy internetowej (VLOP).

Komisja Europejska podkreśliła, że jeśli liczba użytkowników okaże się wyższa, komunikator zostanie jednostronnie dodany do listy VLOP. Status ten oznacza znacznie surowsze obowiązki, w szczególności w odniesieniu do moderowania treści. Przewiduje też obowiązkową wymianę danych z Komisją Europejską.

Do 2023 r. w Ukrainie Telegram był najpopularniejszym komunikatorem i źródłem informacji. Główna komunikacja ukraińskich władz również odbywa się za pośrednictwem tej aplikacji. Jednocześnie nie ma praktycznie żadnych zabezpieczeń przed rozprzestrzenianiem się dezinformacji w tym medium społecznościowym. Według ukraińskich służb wywiadowczych Rosjanie wykorzystują Telegram np. do rekrutacji ludzi do przeprowadzania sabotażu na terytorium Ukrainy. Kwestia wprowadzenia zakazu korzystania z sieci w tym kraju wraca co jakiś czas.

Z takimi papierowymi samolocikami, nawiązującymi do logo Telegrama, zwolennicy Durowa pojawili się w pobliżu ambasady francuskiej w Moskwie 25 sierpnia 2024 r., Moskwa. Zdjęcie: ulotka/AFP/East News

Telegram bezbronny wobec szpionów

Żadna platforma społecznościowa nie jest bezpieczna, gdy ktoś rejestruje się pod fałszywym nazwiskiem i rozpowszechnia kłamstwa, podkreśla Maksym Wichrow. Facebook ma jednak mechanizmy zapobiegające niekończącemu się mnożeniu botów i budowaniu ekosystemów propagandowych. Te mechanizmy nie są doskonałe, ale istnieją.

– Tymczasem Telegram jest całkowicie bezbronny wobec rosyjskich służb wywiadowczych, które tworzą setki kanałów synchronicznie uczestniczących w operacjach dezinformacyjnych – mówi Wichrow. – W praktyce jest to dość łatwe do śledzenia, ale trudno cokolwiek z tym zrobić. I wtedy pojawia się pytanie: Czy bezpieczeństwo Telegrama jest naprawdę ofiarą, którą Durow składa w imię ideałów wolnego Internetu? A może to jest zamierzone?

Większość użytkowników Telegrama nie ma pojęcia, jak wiele informacji o nich zbiera ta aplikacja, nie mówiąc już o tym, jak wielu ma do nich dostęp

Istnieją poważne powody, by wątpić w to, że Telegram chroni dane osobowe swoich użytkowników. W rzeczywistości protokół szyfrowania MTProto, używany przez Telegram, jest zamknięty i żaden ekspert ds. cyberbezpieczeństwa nie może zweryfikować, czy jest naprawdę niezawodny. Warto również wspomnieć, że tylko w ubiegłym roku odnotowano ponad 100 przypadków technicznej ingerencji w kanały Telegrama. Na przykład podczas buntu Prigożyna większość kont Grupy Wagnera na Telegramie działała z przerwami lub nie działała w ogóle. Zdarzały się również przypadki usuwania całych ukraińskich kanałów lub poszczególnych treści, które okupanci uznali za wrażliwe.

Przestępcza przestrzeń

Od początku inwazji Telegram jest jednym z narzędzi szeroko wykorzystywanych przez Moskwę do dezinformacji. Ale zdaniem Christine Dugoin-Clément to niejedyne zagrożenie:

– Telegram to także ogromny rynek. Ograniczając moderację do minimum i zabezpieczając sieć – co, nawiasem mówiąc, nie jest ustawieniem domyślnym, ale musi być skonfigurowane ręcznie – platforma stała się przestrzenią, na której może opierać się działalność przestępcza, w tym oszustwa, handel narkotykami, finansowanie terroryzmu i pornografia dziecięca. To właśnie z tego powodu, a także dlatego, że Telegram odmawia współpracy z władzami w takich przypadkach, Durow został aresztowany.

Zawodnik wagi ciężkiej

Być może ta historia nie będzie miała jasnego zakończenia – a może to tylko prolog do skandalu szpiegowskiego dekady. W każdym razie pozycja Telegramu w przestrzeni informacyjnej staje się coraz bardziej niepewna, sugeruje Maxim Wichrow.

Christine Dugoin-Clément dodaje, że aresztowanie Durowa nie powstrzyma pracy jego machiny. Pytanie brzmi, jakimi nakazami zostanie objęta ta platforma, jeśli chodzi o moderację:

– Telegram został w przeszłości ukarany grzywną, oczywiście w Rosji. Ale Durow został również przyłapany przez SEC (Amerykańską Komisję Papierów Wartościowych i Giełd), gdy próbował uruchomić platformy kryptowalutowe TON i Gram. Nie powstrzymało to jednak rozwoju tego zawodnika wagi ciężkiej, z miliardem abonentów. Nic dziwnego, że w Rosji i wśród różnych skrajnie prawicowych grup słychać już głosy wzywające do uwolnienia Durowa z powodu rzekomego braku poszanowania wolności słowa.

Hashtag: Free Pavel

Obrońcy Durowa stanowią bardzo zróżnicowaną grupę. Jest wśród nich jeden z filarów reżimu Putina, rzeczniczka praw obywatelskich Rosji Tatiana Moskalkowa, jest płomienny rosyjski opozycjonista Ilja Jaszyn, jest miliarder i właściciel sieci X Elon Musk.

Kilka dni przed aresztowaniem Durowa ten ostatni ujawnił listę udziałowców X Holding Corp, którzy pomogli mu kupić Twittera. Wśród inwestorów platformy znaleźli się dwaj rosyjscy oligarchowie, Piotr Awen i Wadim Moskowicz.

„Teraz jest całkowicie jasne, skąd się bierze miłość Muska do Rosji” – napisał Roman Szeremeta, szef Ukraińskiego Domu w Stanach Zjednoczonych

Peter Awen jest rosyjskim miliarderem, założycielem Alfa Group, uważanej za jeden z portfeli Putina. Udział Awena w zakupie Twittera jest reprezentowany przez firmę, w której pracuje jego syn Denis Awen.

Wadim Moskowicz to objęty sankcjami rosyjski miliarder, który jest właścicielem największego rosyjskiego holdingu rolniczego Rusagro. I on zainwestował w Twittera za pośrednictwem firmy swego syna, Jewgienija.

Plan Putina i rola Muska

Nikt nie wie, czy wskazuje to na jakiekolwiek powiązania Muska i jego sieci z Kremlem, zastrzega Nerijus Maliukevicius. Ale zgadza się co do tego, że takie przypuszczenie nie jest bezpodstawne. Zdaniem Maliukevicius to nie sieć X jest jednak priorytetem Kremla:

– Najważniejszą rzeczą dla rosyjskiego rządu jest próba kontrolowania komunikacji na Telegramie.

Oznacza to stworzenie swego rodzaju iluzji wolności, gdy zarówno opozycjoniści, jak kremlowscy blogerzy wojenni mają tę samą platformę do dyskusji

To coś, co Putin próbuje zrobić szczególnie w środowisku Internetu i alternatywnych mediów: kontrolować bańkę informacyjną.

Maksym Wichrow przypomina, że Kreml nie angażuje się w działalność charytatywną i nie rozdaje pieniędzy za darmo:

– Pytanie brzmi: Jaka jest natura tych wpływów? Być może interesy Muska sytuacyjnie zbiegły się z interesami Putina, a może Rosja znalazła inny klucz do ekscentrycznego oligarchy. Tutaj wkraczamy w sferę domysłów i teorii. Ale jeśli spojrzysz na X z czysto użytkowego punktu widzenia, to zauważysz, że za rządów Muska mechanizmy bezpieczeństwa na tej platformie zostały niemal całkowicie zniszczone. A to otwiera szeroką przestrzeń operacyjną dla rosyjskich służb specjalnych do prowadzenia kampanii propagandowych. Na szczęście stosunkowo niewielu Ukraińców korzysta z platformy X. Ale Rosja wykorzystuje ją do pracy z zagranicznymi odbiorcami.

20
хв

Paweł Durow, więzień Telegrama. Co się stanie z jego siecią?

Kateryna Tryfonenko

Ukraina zapobiegła atakowi na obwody charkowski i sumski dzięki nalotowi w obwodzie kurskim Federacji Rosyjskiej. Poinformował o tym prezydent Wołodymyr Zełenski. Następnym krokiem jest uzyskanie zgody Stanów Zjednoczonych na użycie rakiet dalekiego zasięgu przeciwko celom na terytorium Rosji.

Kijów będzie próbował odblokować tę decyzję na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, które odbędzie się w Nowym Jorku za kilka tygodni. Ponadto Stany Zjednoczone rozważają dostarczenie Ukrainie pocisków JASSM, które mogą być wystrzeliwane z samolotówF-16 na odległość ponad 300 kilometrów.

Czy powinniśmy spodziewać się jakichkolwiek pozytywnych zmian, biorąc pod uwagę fakt, że wysocy rangą urzędnicy amerykańscy chłodno komentowali nalot na Kursk?Zapytaliśmy byłego specjalnego przedstawiciela USA ds. Ukrainy Kurta Volkera, obecnie pracownika naukowego Centrum Analiz Polityki Europejskiej.

Maryna Stepanenko: Minęły trzy tygodnie od rozpoczęcia ofensywy kurskiej. Jakie cele, poza oficjalnie deklarowanymi, udało się osiągnąć?

Kurt Volker: Myślę, że najważniejsze jest obalenie twierdzeń Putina, że nie prowadzi agresywnej wojny, że to tylko jakaś specjalna operacja wojskowa, którą Ukraina ostatecznie przegra a kwestią jest tylko kiedy i ile terytorium odda Kijów.

Wszystkie te pomysły, które Putin próbował sprzedać ludziom, zostały teraz zdyskredytowane. To jest prawdziwa wojna. Ma ona również wpływ na naród rosyjski.

Putin jest pierwszym rosyjskim przywódcą od czasów II wojny światowej, który sprowokował inwazję na rosyjskie terytorium. Trudno uznać to za sukces.

Chciał być Piotrem Wielkim lub Katarzyną Wielką, władcami, którzy rozszerzyli geograficzne granice Rosji. Zamiast tego może stać się jak Mikołaj II, który doprowadził do rosyjskiej katastrofy.

Budynek w Kursku uszkodzony po ukraińskich ostrzałach. Zdjęcie: Associated Press/Eastern News

Istnieje również militarne uzasadnienie tej operacji, które ma osłabić zdolność Rosji do ataków na Charków i region, a tym samym zapewnić większą ochronę ziem ukraińskich.

Innym celem jest stworzenie sytuacji, w której przyszłe negocjacje z Rosją będą wyglądać bardziej jak rokowania. Coś w rodzaju „my rezygnujemy z czegoś - wy rezygnujecie z czegoś”, a nie Rosja po prostu żądająca kapitulacji Ukrainy.

Komentarze amerykańskich urzędników na temat udanego nalotu sił ukraińskich do tej pory pozostawały raczej powściągliwe. Jakie są prawdziwe odczucia w Waszyngtonie?

Mieszane, zależy z kim się rozmawia. Ludzie w Kongresie i eksperci, którzy śledzą Ukrainę, a znam ich wielu, są bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy, ponieważ, jak powiedziałem, podważa to wszystkie narracje Putina.

Myślę, że administracja nadal obawia się eskalacji ze strony Rosji, ale operacja w Kursku pokazuje, że Rosja nie jest zdolna do eskalacji. Ten nalot podważa również argument, że musimy obawiać się eskalacji ze strony Rosji.

Powstaje więc pytanie, czy administracja USA powinna teraz znieść ograniczenia dotyczące użycia amerykańskiej broni do ataków dalekiego zasięgu? Myślę, że powinna.

Administracja wciąż jest bardzo niechętna, by to zrobić, wciąż czuje się z tym niekomfortowo. Istnieje pewne rozczarowanie, że nie powiedziano nam z wyprzedzeniem o operacji kurskiej, co moim zdaniem jest zrozumiałe. Trzeba było ją zaplanować w tajemnicy. Co więcej, jestem pewien, że Ukraińcy wiedzieli, że jeśli poproszą o pozwolenie, administracja odmówi, więc lepiej było zaplanować to na własną rękę. Biden nadal martwi się, co będzie dalej. Czy będzie więcej ataków z Ukrainy na Rosję? Czy Rosja odpowie w inny sposób? Wciąż jest wiele obaw. Jedną z rzeczy, które moim zdaniem są ważne dla Ukraińców, jest to, że wszystko to dzieje się na tle bardzo intensywnej prezydenckiej kampanii wyborczej w USA.

Prezydent Biden zdecydował się nie kandydować ponownie, a Partia Demokratyczna próbuje teraz z powodzeniem wprowadzić Kamalę Harris jako kandydatkę w listopadowych wyborach, mając nadzieję, że uda jej się wygrać.

Tak naprawdę nie chcą rozmawiać o Ukrainie ani w żaden sposób komentować Kurska. Dlatego reakcja administracji była stosunkowo cicha. Demokraci nie chcą odciągać uwagi od Kamali Harris i kwestii krajowych, na których może grać i zostać wybrana.

Wspomniał Pan o braku zgody na zaatakowanie Rosji amerykańską bronią dalekiego zasięgu z powodu pewnego „dyskomfortu” w administracji prezydenta USA. Czy może Pan to wyjaśnić?

Szczerze mówiąc, trudno to wyjaśnić, ponieważ nie ma to większego sensu. Ale administracja jest zdania, że możemy pomóc Ukrainie bronić się w kraju i nie chcemy, aby Ukraina używała amerykańskiej broni do atakowania Rosji. Wydaje się, że to popchnęłoby Władimira Putina do eskalacji, w tym do użycia broni nuklearnej.

W administracji panuje ciągłe poczucie, że musimy mieć pewną "czerwoną linię” i jej nie przekraczać. A jednak w ciągu ostatnich dwóch lat ta czerwona linia znacznie się przesunęła.
Ludzie w autobusie podczas ewakuacji z Pokrowska w obwodzie donieckim Zdjęcie: Evgeniy Maloletka/Associated Press/Eastern News

Do wyborów pozostało około stu dni. Kamala Harris prowadzi obecnie w sondażach z niewielką przewagą. Demokraci używają niejasnych sformułowań, mówiąc, że jej polityka wobec Ukrainy i Rosji będzie podobna do polityki Bidena. Nie jest jednak jasne, co dokładnie zamierza. Czego Pan oczekuje od jej administracji?

Spodziewam się, że jej stanowisko będzie bardzo podobne do tego, które już widzimy. Phil Gordon jest jej doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Był częścią administracji Biden-Harris od samego początku. Był na wszystkich spotkaniach. Podejrzewam więc, że nie zobaczymy żadnych dramatycznych zmian ze strony Kamali Harris, która będzie polegać na radach Phila Gordona. A fakt, że nie słyszeliście zbyt wiele od Kamali Harris o Ukrainie, jest zamierzony. Ona nie chce o tym rozmawiać. W ogóle nie chce omawiać wielu różnych kwestii politycznych. Jej zespół będzie bardzo ostrożny w kwestii konkretów, ponieważ największa szansa Harris na wygraną opiera się na fakcie, że jest nowa i świeża, że nie jest Donaldem Trumpem. Kamala Harris stara się zachować pewien dystans od administracji Bidena, aby pozycjonować się jako nowa postać. A zagłębianie się w kwestie polityczne i mówienie o tym, co by zrobiła, gdyby została wybrana, nie pomaga jej w tym względzie.

W tym momencie nie można wykluczyć zwycięstwa Donalda Trumpa. Wielokrotnie wyrażał swój plan zakończenia wojny w Ukrainie - ultimatum dla Moskwy i Kijowa. Czy sądzi Pan, że Trump ma wpływ na Putina, by zmusić go do negocjacji?

Myślę, że Trump uznałby, że Stany Zjednoczone są w tej kwestii relatywnie słabe w stosunku do Rosji. I powiedziałby, że musimy wzmocnić naszą pozycję, zanim zaczniemy negocjować.

Chciałbym zwrócić uwagę na artykuł w Wall Street Journal, który były sekretarz stanu Mike Pompeo i doradca polityczny Trumpa David Urban opublikowali około miesiąc temu. Przedstawiono w nim argument, że Trump uzna administrację Bidena za porażkę. Według nich opiera się ona na słabości i musimy odbudować naszą siłę. Myślę, że to przekonujący argument, ale tylko Trump zdecyduje, jaka będzie jego polityka. Ja, podobnie jak autorzy tego artykułu, uważam, że najpierw należy wzmocnić pozycję Ukrainy, a dopiero potem rozpocząć negocjacje.

Drugi szczyt pokojowy, zainicjowany przez Ukrainę, ma się odbyć przed końcem roku. Po ofensywie kurskiej Putin i jego marionetki powiedzieli, że negocjacje są niemożliwe. Na jakich warunkach staną się one możliwe?

Cóż, Putin nie miał zamiaru prowadzić poważnych negocjacji. Chciałby po prostu wykorzystać swoją obecność na takim forum, aby zażądać od Ukrainy rezygnacji z pewnych rzeczy, oddania terytoriów itp. Fakt, że nie jest w stanie tego zrobić, oznacza, że nie chce negocjować. Wciąż wierzy, że może wygrać. Wciąż wierzy, że może przetrwać dłużej niż Ukraina i dłużej niż Zachód. Chce więc poczekać na moment, w którym poczuje, że wszystko jest w porządku i będzie mógł zmusić Ukrainę do kapitulacji. W rzeczywistości musimy zmienić jego zdanie. Musimy dojść do punktu, w którym Putin i otaczające go elity zdadzą sobie sprawę, że przegrywają. I to jest jedyna szansa na jakiekolwiek znaczące negocjacje.

Niedawny artykuł w The Wall Street Journal sugeruje, że dla Rosji odzyskanie kontroli nad całym regionem Kurska może być celem drugorzędnym, w przeciwieństwie do wkraczania głębiej w region Doniecka. Jak taka priorytetyzacja może wpłynąć na sytuację w samej Rosji?

Naprawdę interesujące jest to, że reakcja Putina, reakcja w Rosji na inwazję na Ukrainę była bardzo, bardzo wyciszona, prawie żadna. A to dlatego, że gdyby zrobili z tego wielką sprawę, wyglądaliby na słabych i de facto przyznali się do porażki. Tak jak jest. Próbują więc to bagatelizować. Częścią tego planu bagatelizowania operacji w Kursku jest stwierdzenie, że skupią się na swoich strategicznych celach, którymi jest odzyskanie tego, co nazywają „rosyjskim terytorium” w Donbasie. Mówią: - Nie zatrzymamy się i  skupimy się na naszej strategii. Ale wrócimy i zajmiemy resztę Kurska później. To dlatego, że nie chcą wyglądać na tak słabych, jakimi są w rzeczywistości.

Czy na tym tle powinniśmy spodziewać się reakcji samych Rosjan?

Rząd nie może niczego ukrywać. Mają 200 000 ludzi, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów. Ukraińcy im pomagają. Inni Rosjanie przyjmują tych migrantów. Władze dają im 10 tysięcy rubli, 100 euro - śmieszna kwota. Społeczeństwo to widzi. Teraz ludzie w Rosji czują się pozbawieni praw obywatelskich. Nie czują, że mogą cokolwiek zrobić z Putinem, rosyjskim przywództwem lub sytuacją.

W większości są więc po prostu apatyczni. Starają się nie mieć do czynienia z rosyjskimi przywódcami. Nie sądzę, by doprowadziło to do wielkich protestów i ruchu na rzecz zmian, ponieważ ludzie nie wierzą, że jest to możliwe. Powoduje to jednak ogromną frustrację i niezadowolenie.

Sytuacja wokół Pokrowska, miasta w obwodzie donieckim, które otwiera okupantom drogę do Dniepru i Zaporoża, jest niezwykle trudna. Jakie są największe wyzwania dla  armii ukraińskiej i co może zmienić sytuację na naszą korzyść?

Największym wyzwaniem jest oczywiście ogromna liczba rosyjskich żołnierzy, pocisków artyleryjskich i dronów, które Rosja jest w stanie użyć, a także gotowość Moskwy do niewiarygodnych poświęceń w próbach przejęcia tego terytorium.

Nawet twoje pytanie sugeruje, że jeśli zajmą Pokrowsk, po prostu ruszą naprzód i zajmą jeszcze więcej terytoriów. To samo mówili o Bachmucie.

Bachmut był strategicznie ważny. W tamtym czasie myślano, że jeśli zajmą Bachmut, otworzy to drogę do pozostałych miast i jest w tym trochę prawdy. Ale faktem jest, że Rosjanie mają problemy ze sprzętem i liczebnością wojsk. I nawet jeśli zajmą Pokrowsk, będą musieli się przegrupować, bo to ich wyczerpie. Co Ukraina powinna z tym zrobić? Upewnić się, że mamy wystarczająco dużo sprzętu i amunicji. Stany Zjednoczone działały powoli, ale teraz sytuacja jest lepsza niż kilka miesięcy temu. Musimy kontynuować pracę i upewnić się, że mamy tam amunicję. Targetowanie jest niezwykle ważne. Ukraina jest znacznie lepsza w namierzaniu celów niż Rosjanie. I zmusić Rosję do rozmieszczenia wojsk z dala od regionu Doniecka. Nie mogą wiecznie ignorować utraty terytorium. Sądzę, że w miarę jak Ukraina będzie rozszerzać tę strefę buforową i przekazywać tę narrację rosyjskiej opinii publicznej, będzie to skuteczne. Powinno to zmniejszyć presję na rosyjskie natarcie w kierunku Pokrowska.

Niedawno prezydent Czech Petr Pavel wyraził opinię, że członkostwo Ukrainy w NATO jest możliwe, nawet jeśli Rosja częściowo okupuje nasze terytoria. Czy ta opinia jest wyjątkowa wśród państw członkowskich NATO? A kto obecnie najbardziej sprzeciwia się członkostwu Ukrainy?

To nie jest odosobniona opinia. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie: tylko Węgry, Niemcy i Stany Zjednoczone sprzeciwiają się już teraz członkostwu Ukrainy w NATO. To, co mówi prezydent Pavel, podziela wielu sojuszników. Przyjęliśmy Niemcy do NATO, gdy były podzielonym krajem. Stany Zjednoczone walczyły w Wietnamie, a Francja w Algierii i nie przeszkadzało im to w członkostwie w Sojuszu.

Istnieją sposoby, aby otwarcie przedyskutować i uzgodnić z Ukrainą, co dokładnie oznacza artykuł 5 (atak na jednego członka NATO jest atakiem na wszystkich członków i wywołuje reakcję wszystkich państw członkowskich - red.).

Powinniśmy natychmiast rozpocząć negocjacje w Radzie NATO-Ukraina w tej właśnie sprawie. Możemy zaprosić Ukrainę i przyjąć ją do NATO tak szybko, jak to możliwe, ograniczając artykuł 5 do terytorium kontrolowanego przez Ukrainę.

Myślę, że ostatecznie możemy do tego dojść. Ale nie teraz. Ale myślę też, że bardziej realistycznym scenariuszem, biorąc pod uwagę poglądy innych sojuszników, zwłaszcza Niemiec i Stanów Zjednoczonych, byłaby pomoc Ukrainie w odepchnięciu rosyjskich wojsk, odzyskaniu terytorium, osiągnięciu pozycji siły, z którą Rosja faktycznie chciałaby negocjować. A następnie, gdy rozwiązanie zostanie znalezione, jego częścią powinno być natychmiastowe członkostwo Ukrainy w NATO i UE, i to tak szybko, jak to możliwe. To powinno być częścią planu zakończenia wojny.

Premier Indii przyjechał do Polski, a następnie po raz pierwszy w historii odwiedził Ukrainę. Biorąc pod uwagę historycznie bliskie związki Indii z Rosją, jakie sygnały wysyła ta wizyta do Kijowa i świata? I czy może mieć globalny wpływ na dalszy rozwój wydarzeń w Ukrainie?

Myślę, że to świetna okazja. Opisałeś pozycję Indii jako taką, która zawsze była historycznie bliska Rosji. Myślę, że to nieco uproszczony pogląd. Z historycznego punktu widzenia pozycja Indii była niezaangażowana, a Indie myślą przede wszystkim o sobie. Zostały skolonizowane przez Wielką Brytanię i bardzo im się to nie podobało. Uzyskały niepodległość w chwalebny sposób - dzięki Mahatmie Gandhiemu itd. A teraz Indie starają się zaprezentować jako niezależny, odpowiedzialny moralnie kraj, który nie jest częścią konfrontacji supermocarstw- takie jest raczej stanowisko Indii.

W ostatnich latach Indie utrzymywały stałe stosunki handlowe i energetyczne z Rosją, podobnie jak wiele innych krajów, a także ze Stanami Zjednoczonymi i innymi krajami. Jednocześnie stosunki Modiego ze Stanami Zjednoczonymi stały się w ostatnich latach bliższe.

W rzeczywistości Indie nie odeszły od postrzegania świata przez pryzmat własnych interesów, a nie przynależności do obozu rosyjskiego.

Fakt, że Modi udał się do Rosji na początku tego roku, a teraz odwiedził Ukrainę, pokazuje, że chce zobaczyć obie strony konfliktu.

Myślę jednak, że na własnej skórze przekona się, że sytuacja Ukrainy, która została zaatakowana przez imperialistycznego sąsiada i walczy o swoją niepodległość w oparciu o międzynarodowe zasady, jest bardzo podobna do sytuacji samych Indii. Myślę więc, że będzie to miało wpływ na Modiego i nie sądzę, że zmusi Indie do odgrywania aktywnej roli po czyjejkolwiek stronie, ale pomoże stworzyć w Indiach przekonanie, że rosyjska agresja jest imperialistycznym działaniem, któremu Indie zawsze się sprzeciwiały.

Zdjęcie strony głównej: AA/Abaca/Abaca/East News

20
хв

Kurt Volker: - Teraz jest czas na przyjęcie Ukrainy do NATO

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

25-letnia Ukrainka i jej nienarodzone dziecko zmarli w polskim szpitalu

Ексклюзив
20
хв

Pokusa Tuska

Ексклюзив
20
хв

Za naszą i waszą obronę powietrzną: jak znaleźć wspólny język z Polską

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress