Polska jest jednym z największych przyjaciół i sojuszników Ukrainy, ale kampania wyborcza w tym kraju pokazała, że retoryka polityków może się diametralnie zmienić w jednym lub drugim kierunku. Na przykład przed wyborami parlamentarnymi w Polsce niektóre siły polityczne wezwały nawet do zaprzestania pomocy dla Ukrainy, w szczególności dla ukraińskich uchodźców. Rozmawiamy o sytuacji z Martą Lempart, liderką Strajku Kobiet.
"Sytuacja, w której pobyt kobiety w ciąży w polskim szpitalu jest obarczony ryzykiem śmierci, musi się natychmiast zmienić".
- Pani Marto, jakie zmiany przyniosły ostatnie wybory parlamentarne w Polsce?
- Udowodniliśmy, że można mieć całą władzę, armię i system bezpieczeństwa, formalnie zdobyć większość w wyborach, ale nie wygrać wyborów (rządząca partia PiS zajęła pierwsze miejsce, ale nie jest w stanie utworzyć rządu - red.). W tym roku do urn poszło znacznie więcej młodych ludzi (w 2019 roku było to 46,4 procent, a w tym roku 68,8 procent), a Koalicja Obywatelska (największa partia opozycyjna w Polsce - red.) zdobyła ponad 28 proc. głosów młodych ludzi. Kluczowe jest jednak to, jak bardzo aktywne były kobiety, ze wszystkich grup wiekowych, ale przede wszystkim młode. To one są przyszłością.Jestem dziś w euforii i mam nadzieję, że w kraju będzie lepiej.
- Pod rządami konserwatywnej partii Prawo i Sprawiedliwość, uchwalono jedną z najsurowszych na świecie ustaw aborcyjnych, pozbawiającą kobiety jakichkolwiek praw, nawet w sytuacji zagrożenia życia. Jak to powinno się teraz zmienić i co należy zrobić w pierwszej kolejności?
- Cytując transparent z marszów Strajku Kobiet - teraz chodzi nam o wszystko. Nasza walka zaczęła się od aborcji i to kwestia aborcji pokonała ten koszmarny rząd. Legalizacja aborcji to pierwsze i główne hasło na naszym sztandarze. W nim ogniskuje się to, jak dane państwo widzi prawa kobiet, szerzej - prawa człowieka oraz to, czy jest państwem świeckim. Świeckim, czyli takim, którego ustawodawstwo jest wolne od absurdów wynikających z tej czy innej religii. Ale spraw jest mnóstwo - chociażby przemoc domowa. Nowy rząd nie będzie dążył do wycofania się Polski z Konwencji Stambulskiej, przywróci fundusze odebrane organizacjom antyprzemocowym przez poprzedni rząd podczas likwidacji przezeń systemu wsparcia ofiar przemocy.
Znów - to tylko przykład. Bo mówiąc bardziej ogólnie - będzie państwo, które szanuje swoje obywatelki i swoich obywateli, czyli zapewnia im usługi, które państwo powinno zapewnić. Tak, teraz jesteśmy państwem na granicy bankructwa, w chaosie, z zerowym zaufaniem społeczeństwa do państwa, ale wszystko można przywrócić, wszystko można zbudować. Nie jesteśmy pierwsi, którzy to robią, na pewno sobie poradzimy.
Muszę jednak podkreślić, bo to często umyka - nie mamy prawa do aborcji w polskim systemie ochrony zdrowia, ale mamy dostęp do aborcji bardziej powszechny i bardziej profesjonalny niż kiedykolwiek, poza systemem.
22 29 22 597, czyli numer do Aborcji Bez Granic jest trzecim najbardziej rozpoznawalnym numerem w Polsce, po policji i straży pożarnej.
Ten pozasystemowy system oparty jest na tym, że po pierwsze, przerwanie własnej ciąży jest w Polsce zawsze legalne, po drugie - informowanie o tym, jak można przerwać ciążę - też. W przypadku samej Aborcji Bez Granic, czyli jednego kolektywu, mówimy o prawie 50 000 aborcjach rocznie, czyli ⅓ rocznego zapotrzebowania. Mówienie, że w Polsce nie ma aborcji, bo jest zakaz, to bzdura. Nie ma prawa do aborcji, nie ma aborcji w państwowych szpitalach, ale aborcje są. Twierdzenie, że zakaz aborcji powoduje, że aborcji nie ma, to piramidalna bzdura, którą zostawiamy Kościołowi i politykom prawicy. Aborcje były, są i będą. Powinny być legalne zgodnie z wytycznymi WHO, także jeśli chodzi o osoby pomagające w aborcjach, dlatego konieczna jest przede wszystkim - najpierw - dekryminalizacja, czyli wykreślenie przepisów dotyczących aborcji z kodeksu karnego (teraz na ich podstawie ścigane są np. matki córek potrzebujących aborcji czy aborcyjne aktywistki). Oraz legalizacja - czyli wprowadzenia świadczenia medycznego, jakim jest aborcja, do państwowego systemu ochrony zdrowia, nie w drodze wyjątku, tylko jako normalnego świadczenia.
Do tego doprowadzenie przepisów o zawodzie lekarza do postaci świeckiego prawa w świeckim państwie, czyli usunięcie z przepisów religijnej bzdury - tzw. “klauzuli sumienia” - pozwalającej religijnym fanatykom udającym lekarzy na wykorzystywanie swojej funkcji w celu znęcania się nad kobietami.
Sytuacja, w której pobyt kobiety w ciąży w polskim szpitalu jest obarczony ryzykiem śmierci, musi się natychmiast zmienić, ponieważ dla wielu polskich lekarzy płód jest ważniejszy niż matka, do tego stopnia, że pozwalają umrzeć kobietom w ciąży, które mają nagłe problemy ze zdrowiem. A oprócz tych, które umarły, są dziesiątki, które cudem przeżyły. I to, podkreślam, nie jest kwestia przepisów - mówimy o lekarzach, którzy odmawiają wykonywania aborcji nawet w przypadkach, które są dozwolone, oszukując, że mogą być za to pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Taka sytuacja nigdy nie miała miejsca od czasu wprowadzenia zakazu aborcji 30 lat temu! Lekarze nigdy nie byli karani za legalne aborcje.
To nie jest kwestia zmiany przepisów, tylko zrobienia porządku przez nowy rząd. Teraz przez lekarzy, którzy chętnie dołączyli do stworzonej przez poprzedni rząd atmosfery absolutnej pogardy, wręcz nienawiści do kobiet, pójście do polskiego szpitala, jeśli się jest w ciąży, grozi utratą życia. Trzeba mieć ze sobą numer do prawniczki, najlepiej do Federy - organizacji, która jest w stanie pomóc, interweniując na miejscu lub pomagając w dostaniu się do innego, trzeba być gotową do rozmowy z mediami - to wielokrotnie ratowało ludziom życie!, gotową do kłócenia się do upadłego. Rodzina powinna być przygotowana na walkę ze szpitalem, na konieczność interwencji. Nie wolno wierzyć w ani jedno słowo lekarzy - trzeba niestety zakładać, że kłamią (szczególnie, kiedy mówią, że trzeba “czekać” - bo to jest czekanie na własną śmierć).
Oczywiście wszystko to wpływa na poziom lęku i decyzję o nie zachodzeniu w ciążę. W efekcie w ciągu ostatniego roku mieliśmy w Polsce najniższy przyrost naturalny od czasów II wojny światowej. Tak wygląda "prorodzinna" polityka Polski.
"Istnieje różnica w podejściu do uchodźców w zależności od ich koloru skóry".
- Przed wyborami parlamentarnymi w Polsce politycy, a nawet urzędnicy państwowi sugerowali ograniczenie lub zniesienie pomocy społecznej dla ukraińskich uchodźców. Na ile jest to realne?
- Specjalna ochrona uchodźców z Ukrainy zapisana w polskiej ustawie wygasa 4 marca 2024 roku. Kraje UE postanowiły przedłużyć ten okres do 3 marca 2025 roku. Moim zdaniem nowy demokratyczny polski rząd przedłuży również okres ochrony uchodźców. Nie wyobrażam sobie innego scenariusza.
Całkowite zniesienie pomocy socjalnej dla uchodźców ukraińskich w Polsce jest otwarcie dyskutowane tylko w Konfederacji (skrajnie nacjonalistyczna partia w Polsce, która uzyskała 7% w wyborach - red.). Twierdzili oni, że Polacy są przeciwni wyrównywaniu dostępu do świadczeń takich jak 500+ i Dobry Start dla polskich obywateli i uchodźców z Ukrainy. Wyniki wyborów dowodzą jednak, że Konfederacja się myli.
- Czy nowy rząd w Polsce dokona przeglądu tych świadczeń socjalnych dla Ukraińców, czy nie?
- Mam nadzieję, że tak, bo poprzedni zaczął pokazywać swoją prawdziwą twarz - ograniczając dostęp do świadczeń i skrócenie okresu ich pobierania. To były takie testowe ruchy, połączone z sączeniem propagandy o tym, że na różne wydatki nie ma pieniędzy, bo pomoc dla Ukrainek kosztuje nas, rzekomo, tak dużo. Czyli z takim wstępnym szczuciem, które widzieliśmy już w Polsce wiele razy za ich rządów - które przeradzało się potem w pełnowymiarowe kampanie hejtu wobec poszczególnych grup społecznych. Tymczasem największy wkład i koszt nie był po stronie poprzedniego rządu, tylko społeczeństwa obywatelskiego, organizacji pozarządowych, samorządu lokalnego, tysięcy ludzi dobrej woli. Polskie służby nie pomagały, tylko kradły dary z punktów pomocowych, żeby mogli się z nimi fotografować ministrowie. Propaganda byłego rządu o jego rzekomej “pomocy” osobom z Ukrainy to chyba największe kłamstwo ich kadencji - bo kłamali też o tym, skutecznie, na poziomie międzynarodowym, wyłudzając pod tym pretekstem pieniądze z UE i jednocześnie załatwiając sobie zielone światło do niszczenia praworządności w Polsce i prześladowania społeczeństwa obywatelskiego.
--Jaka będzie polityka nowego rządu wobec migrantów? I czy polskie społeczeństwo rzeczywiście jest wrogo nastawione do uchodźców?
- Niestety widoczna jest różnica w poziomie akceptacji dla osób przybywających do Polski w zależności od koloru ich skóry - dużo niższa w przypadku osób niebiałych. W przypadku migracji do Polski zderzały się dwa obrazki - polscy pogranicznicy częstujący nowoprzybyłe osoby herbatą na granicy polsko - ukraińskiej i ludzie w tych samych mundurach bijący na śmierć ludzi w lesie na granicy z Białorusią. Na to niestety była zgoda lub przynajmniej obojętność części polskiego społeczeństwa. A propos - sąd w Warszawie właśnie umorzył sprawę wytoczoną mi przez wojskowego prokuratora za mówienie o tym, że polskie służby mordują ludzi na tamtej granicy. Prokuratura uznała mówienie o tych śmierciach za obrazę munduru.
Na szczęście to się zmienia, m. in. dzięki “Zielonej granicy”, filmowi Agnieszki Holland, który był wściekle zwalczany przez poprzedni rząd. Spowodowało to, że pójście na ten film stało się wyrazem buntu przeciw władzy - poszły więc na niego osoby, które inaczej niekoniecznie by się wybrały. Często właśnie takie, które mimo postrzegania samych siebie jako demokratek, demokratów, zwolenników praw człowieka, po cichu uważały, że życie tych niebiałych osób w lesie jest troszeczkę mniej warte. I ten film je zmienił, wyciągnął to na wierzch, i spowodował, że już tak nie myślą. Bardzo w to wierzę.
- Polacy często posługują się tym pięknym hasłem "Za wolność naszą i waszą". Czy wierzycie, że Ukraina walczy o całą Europę? A może Polacy bardziej polegają na ochronie NATO?
-Nie widziałam żadnych badań socjologicznych na ten temat, ale nie sądzę, że wszyscy wierzą w NATO. Kiedy stało się jasne, jak niewystarczająco inne kraje pomagają Ukrainie w jej walce, stało się jasne, że my też nie możemy liczyć na zbyt wiele.
To Ukraina nas chroni, to ukraińska armia walczy za nas.
Jest we mnie mnóstwo rozczarowania. Nie uważam się już za pełnoprawną obywatelkę Unii Europejskiej, nie mówię, że jestem Europejką, bo na początku pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę prysnął mit europejskiego partnerstwa. W ciągu tygodnia jako obywatelka tej części Europy stałam się petentką, osobą, którą łaskawy Zachód ma prawo strofować, pouczać, ignorować. To była bolesna lekcja, ale przynajmniej mamy jasność. Nie jestem Europejką, jestem ze Wschodu.
-Wiele ukraińskich uchodźczyń ma wyższe wykształcenie i bogate doświadczenie zawodowe. Ale musisz być wybitnym naukowcem lub światowej sławy artystą, w przeciwnym razie będziesz zmywać naczynia lub montować chińskie samochody na linii montażowej w Polsce.
-Poprzedni rząd powinien był mieć jasną politykę migracyjną i zapewnić tym ludziom dostęp do rynku pracy. No ale o czym my mówimy, czy raczej żartujemy? Poprzedni rząd w ogóle nie był rządem, tylko zbieraniną niekompetentnych ludzi i religijnych oszołomów - przez to mieliśmy państwo, które nie działało, nie było w stanie świadczyć żadnych usług na godnym poziomie, ratowały nas samorządy i samoorganizacja obywatelska. Trzeba to zrobić jak najszybciej, aby uniknąć nieporozumień i niepokojów społecznych. Wierzę, że w resorcie pracy znajdą się teraz odpowiednie osoby, które nie zostawią tematu otwarcia rynku pracy na osoby przybyłe z Ukrainy tak, żeby mogły pracować zgodnie ze swoim wykształceniem i kompetencjami.
"To nie "źli" ukraińscy najemcy, ale polscy właściciele podnieśli ceny mieszkań w Polsce"
-Niektórzy narzekają, że Ukraińcy wpłynęli na rynek nieruchomości. W Warszawie i innych miastach bardzo trudno jest wynająć mieszkanie. Ceny są po prostu straszne.
-To polscy właściciele mieszkań chcieli zarobić na wojnie. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Nie bójmy się, że jak powiemy prawdę, to ktoś się obrazi albo nacjonaliści podniosą głowę. To nie “źli” (ukraińscy) najemcy podnieśli ceny, zrobili to polscy chciwi właściciele. Biznesmeni od siedmiu boleści.
Jestem bardzo wyczulona na takie tezy, niby niewinne, ale bardzo ksenofobiczne, wprost antyukraińskie. My niestety jesteśmy podatni na taką miękką propagandę, bo jesteśmy bardzo monolitycznym narodem. Polska nadal nie uznaje języka śląskiego za język! Co jest wstydem kompletnym, jakimś takim polskim kompleksem - jak przyznamy, że w Polsce mówi się więcej niż jednym językiem, to odpadną nam husarskie skrzydła. Dla mnie oczywiste jest, że instytucje publiczne muszą gwarantować obsługę w języku ukraińskim (tym bardziej, że to już się dzieje, bo po prostu jest konieczne), że język ukraiński powinien być nauczany w polskich szkołach, jako język ogromnej mniejszości żyjącej w Polsce. To powinno być oczywiste.
- Rząd PiS często podnosił kwestie dotyczące tragicznych momentów w polsko-ukraińskiej histori. Czy jest sens robić to teraz, w czasie wojny?
- Poprzedni rząd był rządem, który był gotowy kłócić się ze wszystkimi, przypominając im o historycznych krzywdach i przestępstwach, uchwalając prawa, które dyskredytowały nas na świecie. Politycy składali oświadczenia na szczeblu międzynarodowym, które sprawiały, że czuliśmy się zawstydzeni swoją nienawiścią. Pochodzę z rodziny, której część nie przeżyła tragedii wołyńskiej, ale politycy nie reprezentują mnie w tej sprawie. Pojednałam się z Ukrainą, moja mama promowała pojednanie polsko-ukraińskie, więc niech wreszcie zamkną temat Wołynia, bo nie wypowiadają się na ten temat w dobrej wierze. Nie zależy im na Polsce, nie zależy im nawet na Ukrainie. Chodzi o ciągłe atakowanie z pozycji wiecznej ofiary. Niech wreszcie odejdą z rządu. Nie mogę się doczekać - już niedługo.
Zdjęcie tytułowe jest autorstwa Marty Lempart, zdjęcie Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl
Politolożka, prezenterka telewizyjna, redaktorka, tłumaczka. Ekspertka wiodących kanałów telewizyjnych i stacji radiowych. Pracowała w Radzie Najwyższej Ukrainy, a także doradczyni Dyrektora Delegacji Polskiej Akademii Nauk w Kijowie. Była autorką i prezenterką programu „Anatomia życia” w radiu krymsko-tatarskim.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!