Exclusive
20
min

„Hewon”, czyli być normalnym w Holandii

Po co się stroić i krzykliwie malować, skoro to nienaturalne i pozbawia luzu? Po co pchać się przed szereg, jeśli trzeba pracować w zespole? Po co siedzieć po godzinach, skoro robotę robi się w godzinach pracy? Jak żyje się ukraińskim imigrantom w Holandii i czym różnią się nasze mentalności

Kateryna Kopanieva

Holandia to kraj rowerów. Tutaj w każdej rodzinie są co najmniej 2-3, ludzie jeżdżą na nich w każdą pogodę. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Statystyki zatrudnienia Ukraińców w Holandii mile zaskakują – zwłaszcza w porównaniu z innymi krajami europejskimi, gdzie liczba zatrudnionych nie stanowi nawet połowy liczby ukraińskich uchodźców (w Niemczech, choć istnieją tam specjalne programy integracyjne, oficjalnie zatrudnionych jest tylko 20 procent Ukraińców). W Holandii, gdzie tymczasowe schronienie znalazło około 120 tysięcy naszych rodaków, oficjalnie zatrudnionych jest 65 procent. Nie ma tam programów integracyjnych – większość Ukraińców szuka możliwości nauki języka i zatrudnienia na własną rękę.

Trudności adaptacyjne Ukraińców w Holandii stały się gorącym tematem w mediach społecznościowych, gdy Ukrainka Natalia Misjuk opublikowała post o tym, dlaczego nie mogła tego znieść i opuściła kraj.  

Napisała, że holenderscy pracodawcy nie lubią ciężko pracujących i multidyscyplinarnych fachowców, a pensje na stanowiskach wymagających niskich kwalifikacji nie wystarczają nawet na opłacenie czynszu. Stwierdziła również, że miejscowi patrzyli na nią z ukosa, ponieważ używa perfum i ma zrobione paznokcie. Ogólnie – czuła silne uprzedzenie ze strony Holendrów.

By sprawdzić, czy tak jest naprawdę, poprosiłyśmy o rozmowę trzy Ukrainki, które mieszkają w Holandii od dłuższego czasu.

Bardzo wydajni i produktywni – tylko w godzinach pracy

Hałyna Palijczuk z Kijowa przyjechała do Holandii zaraz po wybuchu wielkiej wojny. Nie miała tu krewnych, ale jej decyzja o przeprowadzce do tego kraju była świadoma.

– Znając biegle angielski, masz tu większe szanse na znalezienie pracy niż na przykład w Niemczech, gdzie mieszka moja siostra – mówi Hałyna. – Holandia to kraj imigrantów, prawie każdy tutaj zna angielski i nie ma problemu z porozumiewaniem się w nim. W Ukrainie pracowałam w komunikacji marketingowej w sektorze technologicznym, w Holandii szybko znalazłam pierwszą pracę w swojej dziedzinie. Pomogła mi umiejętność nawiązywania kontaktów i relacji.

Dobra praca pozwoliła Galinie na współwynajem mieszkania w Lejdzie. Był to jednak dopiero początek jej drogi.

Hałyna Paliczuk

– Miałam roczną umowę o pracę, lecz pracodawca jej nie przedłużył – mówi. – Nie wiedziałam wtedy, że umowy tymczasowe są w Holandii normą. Wynika to z niuansów prawa, które po pewnym czasie zobowiązuje pracodawców do przenoszenia pracowników na umowy na czas nieokreślony. Wiele firm robo to niechętnie z wielu powodów – także dlatego, że wynagrodzenia są uzależnione od wieku, a pracownicy na umowach na czas nieokreślony mogą zostać zwolnieni tylko przez sąd.

Przez pierwsze trzy miesiące po wygaśnięciu umowy miałam prawo do państwowego zasiłku dla bezrobotnych, którego wysokość zależała od otrzymywanego wcześniej wynagrodzenia. Zgodnie z prawem pierwsze dwa miesiące to 75 procent mojego wynagrodzenia, a kolejne dwa – 70 procent. Otrzymałam również zasiłek przejściowy od pracodawcy.

Nie wiedziałam, jak długo tym razem potrwa znalezienie pracy, więc musiałam poprosić o pomoc lokalne władze. Dzięki nim przeprowadziłam się do akademika, w którym mieszkali inni Ukraińcy.

Obecnie dostanie się do takich miejsc jest niemal niemożliwe, jednak w latach 2022-2023 Ukraińcy, którzy nie mieli gdzie mieszkać, byli przesiedlani do akademików, hoteli i domów wielorodzinnych. To opcja nie tylko dla bezrobotnych – wiele osób pracuje, mieszkając w akademikach, bo ich pensje nie wystarczają na wynajem mieszkań.

Wszyscy Ukraińcy, których tu znam, pracują. Pomoc społeczna to nieco ponad 300 euro na osobę i jest wypłacana tylko wtedy, gdy nie masz żadnych dochodów

Kwota ta wystarcza tylko na zakup artykułów spożywczych (średni tygodniowy rachunek w supermarkecie to około 75 euro na osobę, choć oczywiście wiele zależy to od tego, jak się odżywiasz). System zachęca ludzi do pracy. Wielu Ukraińców dostaje pracę za pośrednictwem agencji, które wysyłają ich na przykład do sprzątania lub magazynów. Najczęściej są to tzw. „umowy zerowe”: jest praca – to ją dostaniesz, nie ma – to siedzisz i nie dostajesz nic (choć po 3 miesiącach pracy masz prawo poprosić o zatrudnienie na średnią liczbę godzin, które przepracowałaś w minionym czasie). W takiej sytuacji osoba pracuje, lecz nie ma stałego dochodu. Może się on zmieniać z miesiąca na miesiąc.

Dla mnie mieszkanie w hostelu było dobrym doświadczeniem – ten okres w pewnym sensie pomógł mi zejść z nieba na ziemię. Mimo płynnego angielskiego, dobrych kwalifikacji i doświadczenia zawodowego (w tym za granicą, gdzie mieszkałam w różnych okresach mojego życia), nie mogłam znaleźć pracy. Odbyłam rozmowy kwalifikacyjne z różnymi firmami, lecz mnie odrzucali.

Nie popadłam w rozpacz tylko dlatego, że potrafię trzymać głowę wysoko. Nadal robiłam wszystko, co w mojej mocy, ale zmieniłam swoje nastawienie do tego, co było poza moją kontrolą

Na przykład wcześniej myślałam, że posiadanie wolnego czasu jest wymówką do robienia rzeczy, na które wcześniej nie miałam czasu. W mojej pierwszej pracy zaczęłam szkolić innych Ukraińców i pomagać im jako profesjonalny trener. Miałam więc czas na zdobycie międzynarodowej akredytacji coachingowej.

W tym okresie zaczęłam też pracować jako wolontariuszka. Dawno temu właśnie to pomogło mi znaleźć pracę w Kanadzie – kiedy jesteś wolontariuszem, zostajesz zauważona i masz szansę nawiązać przydatne kontakty. Na jednym z wydarzeń poświęconych prawom człowieka, gdzie byłam tłumaczką wolontariuszką, zwrócił na mnie uwagę dyrektor projektu. Szukali prawnika (a ja jestem z wykształcenia prawniczką), który mówiłby po angielsku, ukraińsku i rosyjsku. Teraz jestem prawniczką w Juridisch Loket, w programie dla migrujących pracowników, którym pomagamy. Do tej pracy muszę też znać holenderski, więc intensywnie się go uczę. Kursy językowe zapewnia pracodawca (darmowe kursy językowe można znaleźć bez pracodawców, jeśli ich poszukasz).

Hałyna lubi i swoją nową pracę, i zespół. Nie ma problemów w relacjach z holenderskimi kolegami, mimo swojego multidyscyplinarnego wykształcenia i ambicji.

– Pracując w mojej drugiej holenderskiej organizacji mogę powiedzieć, że rzeczywiście tu jest inaczej niż w Ukrainie – choć nie jest pewne, że dostrzegając różnice, nasi właściwie interpretują sytuację. Na przykład nie zgadzam się z opinią, że nie lubią tu ciężko pracujących ludzi: Holendrzy sami są bardzo wydajnymi i produktywnymi ludźmi, tyle że tylko w godzinach pracy.

Jeśli dniówka trwa od 9 do 17, to nie ma sensu pisać do kogoś maila o 17:02 – nikt na niego nie zareaguje, podobnie jak na telefon. Równowaga między pracą a życiem prywatnym jest tu bardzo ważna, a praca w nadgodzinach to dla Holendrów coś dziwnego. Tutaj nie mają nic przeciwko przejmowaniu inicjatywy, jednak musisz wiedzieć, jak to robić.

Sztuczne paznokcie i usta nie są „hewon”

W kulturze holenderskiej istnieje słowo o nazwie „hewon” (gewoon), które dosłownie tłumaczy się jako „zwyczajny” czy „być normalnym”. By zrozumieć, co to znaczy być normalnym w Holandii, musisz tu mieszkać i pracować.

Bycie nowicjuszem nie jest „hewon”. Przychodzenie na rozmowę o pracę i mówienie ludziom, jaką to jesteś „gwiazdą”, bo planujesz zostać dyrektorem działu w ciągu roku, nie jest „hewon”. „Hewon” jest wtedy, gdy jesteś graczem zespołowym

A praca zespołowa nie jest czymś typowym dla większości Ukraińców. U nas ludzie pracują w zespołach, ale są odpowiedzialni za samych siebie. Tutaj praca zespołowa jest jedną z kluczowych wartości kultury. Każdy w grupie wie, co ma robić. Nikt nie stara się wyróżnić ani pokazać, że jest bardziej proaktywny niż inni. Świeże pomysły są mile widziane, lecz istnieje procedura ich zgłaszania, by nie zakłócać dynamiki grupy. I zdecydowanie nie chodzi tu o pójście do szefa i zadeklarowanie już od progu, jak chcesz tu wszystko zmienić. Holendrzy są ludźmi dość prostolinijnymi. Powiedzą ci wprost, jeśli zrobiłaś coś źle. Nikt tutaj nie obraża się za bezpośrednią informację zwrotną, a rozmowa z kolegami o popełnionych błędach jest czymś normalnym.

Zrozumienie tej kultury wymaga czasu i dotyczy to nie tylko zachowania w pracy. Kiedy Ukrainki dziwią się, że Holenderki nie malują paznokci co dwa tygodnie, zapominają o „hewon”. „Hevon” jest wtedy, gdy kobiety akceptują siebie takimi, jakimi są. Same robią sobie manicure i nie widzą potrzeby przedłużania paznokci czy nakładania na nie trwałego lakieru. Bardzo długie paznokcie nie są „hewon”, a napompowane usta są bardzo „nie hewon”. Z drugiej strony nigdy nie spotkałam tu zaniedbanych kobiet z brudnymi paznokciami. Moim zdaniem Holenderki są piękne, tyle że ich koncepcja piękna różni się nieco od ukraińskiej. Nawiasem mówiąc, sama już stałam się „hewon” i robię paznokcie w domu.

Styl ubioru miejscowych jest zazwyczaj swobodny. Noszą rzeczy wysokiej jakości, jednak nikt nie poświęca czasu na dobieranie „odpowiedniej” torebki czy markowych akcesoriów. Na wiele rzeczy patrzy się tu bardziej swobodnie. Mogę też powiedzieć, że Holendrzy nauczyli mnie umiejętności finansowych. Wiedzą, jak oszczędzać pieniądze – wiedzą, gdzie i kiedy są zniżki, i cierpliwie na nie czekają.

Korzystają z różnych mobilnych aplikacji supermarketów i kuponów, które również pomagają im oszczędzać.

Nie widzą sensu w wydawaniu dużych pieniędzy na ogrzewanie mieszkania, skoro mogą się po prostu cieplej ubrać. Ze względu na wzrost cen gazu żartują, że kiedyś było ich stać na ogrzewanie domów do 20 stopni, a teraz to tylko 17,5

Dziś znowu mieszkam w mieszkaniu (wynajmuję je razem z moim chłopakiem w Hadze) i jestem przyzwyczajona do oszczędnego korzystania z gazu i elektryczności.

Czuję się społecznie chroniona

– Holendrzy naprawdę wiedzą, jak oszczędzać pieniądze – mówi Roksolana Prokopiuk, która przyjechała do Holandii na początku rosyjskiej inwazji, a teraz mieszka i pracuje Kaatsheuvel [miasteczko w Brabancji Północnej]. – Na przykład jeśli zauważysz, że ktoś ma nowe ubranie, najprawdopodobniej powie ci: „Dostałem to z dobrą zniżką tam i tam”.

Mieszkam w hostelu, który został stworzony dla Ukraińców w budynku starej szkoły. Warunki są dobre, są nowe meble i sprzęt. Szybko znalazłam pracę w lokalnym parku rozrywki. Pracuję jako sprzątaczka, sprzątam hotele i bungalowy. W Holandii jest dużo pracy, jeśli tylko chcesz jej szukać.

To, co mi się tu podoba, to podejście do ludzi – wszystkich zawodów.

Tutaj jesteś szanowana, dziękują ci za twoją pracę. W oczach miejscowych sprzątaczka, motorniczy tramwaju, lekarz czy profesor uniwersytetu są sobie równi

Holendrzy są bardzo bezpośredni. Jeśli kogoś lubią, nawiązują kontakt, jeśli nie, komunikacja sprowadza się do: „cześć” i „pa”. Mam dobre relacje z kolegami. Ostatnio byłam chora i zaskoczyło mnie, jak wiele osób dzwoniło i pisało do mnie, pytając, jak się czuję i czy potrzebuję pomocy. To, że nie mówię po holendersku (chociaż teraz intensywnie się go uczę), nikomu nie przeszkadza – nawet kasjer w supermarkecie przeprosi i przejdzie na angielski, jeśli zauważy, że czegoś nie rozumiesz.

Roksolana Prokopiuk

Pracując przy sprzątaniu, czuję, że jestem społecznie chroniona. Moja umowa przewiduje wynagrodzenie za urlop i chorobowe. Wiem, że jeśli zachoruję, otrzymam 80% mojej pensji. Ubezpieczenie zdrowotne też daje mi poczucie bezpieczeństwa. Musiałam chodzić do różnych lekarzy i robić badania. W regionie, w którym mieszkam, nie trzeba czekać na nie miesiącami, a wyniki otrzymałam w ciągu dwóch tygodni.

Holendrzy są dość zadowoleni z lokalnej służby zdrowia. Nawiasem mówiąc, jest wśród nich wielu długowiecznych ludzi

Być może wynika to również ze stylu życia: Holandia to kraj rowerów. Każda tutejsza rodzina ma co najmniej 2-3 rowery, ludzie jeżdżą na nich w każdą pogodę. To pomaga utrzymać formę. Mam już dwa rowery. Większość ludzi ubezpiecza swoje rowery na wypadek kradzieży. To kolejna lokalna cecha: ludzie ubezpieczają rzeczy, nieruchomości i zwierzęta domowe (usługi weterynaryjne bez ubezpieczenia są drogie).

Nauczyłam się też oszczędzać pieniądze, chociaż dopóki mogę mieszkać w hostelu, nie muszę płacić czynszu –  a to zdecydowanie duży plus. W kraju panuje kryzys na rynku mieszkaniowym i bardzo trudno coś wynająć, nawet jeśli jesteś miejscowym. Krąży tu nawet taki żart, że w Holandii to nie ty wybierasz swoje zakwaterowanie, ale ono wybiera ciebie, bo wynajmujący weźmie cię pod uwagę tylko wtedy, gdy możesz pokazać umowę o pracę i udowodnić, że masz stabilny dochód. Niemniej Ukraińcom udaje się znaleźć zakwaterowanie – znam wiele przykładów.

Chociaż formalnie Holandia nadal przyjmuje ukraińskich uchodźców i przyznaje im status tymczasowej ochrony, ci, którzy nie mają gdzie zostać po przyjeździe, mogą napotkać trudności. Obecnie wiele gmin oficjalnie deklaruje nieprzyjmowanie już Ukraińców. Powodem był kryzys mieszkaniowy: centra recepcyjne są przepełnione, nie ma wolnych miejsc (czy to w hostelach, czy hotelach). Na przykład w gminie Amerstfort mówią, że jeśli gdzieś pojawią się wolne miejsca, natychmiast są one przekazywane Ukraińcom, którzy od dawna stoją w kolejce.

Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterek

No items found.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Ukraińcy pomagają Amerykanom z Los Angeles dotkniętym pożarem

Los Angeles płonie. Pożary w stanie Kalifornia są jednymi z największych w historii regionu. Ogień objął obszar 12,5 tysiąca hektarów, zmuszając setki tysięcy ludzi do ewakuacji. Zginęło co najmniej 25 osób, spłonęło ponad 10 tysięcy budynków. Strażacy pracują bez wytchnienia, lecz najpotężniejsze pożary nie zostały jeszcze w pełni opanowane.

Tragedię spowodowało samoczynne zapalenie się lasu po długiej suszy, swoje zrobił też huraganowy wiatr. Zewsząd płynie wsparcie dla osób dotkniętych przez katastrofę, powstają inicjatywy wolontariackie. W pomoc włączają się również Ukraińcy. Sestry rozmawiały z przedstawicielami ukraińskiej społeczności w Kalifornii, którzy pracują w jednym z centrów wolontariackich w pobliżu Los Angeles.

Ołeksandra Chułowa, fotografka z Odesy, przeprowadziła się do Los Angeles rok temu. Mówi, że kiedy wybuchły pożary, wciąż pojawiały się kolejne wiadomości o tym, ile osób straciło swoje domy. Ukraińcy natychmiast zaczęli się organizować:

– Aleks Denisow, ukraiński aktywista z Los Angeles, szukał wolontariuszy do pomocy w dystrybucji ukraińskiej żywności wśród poszkodowanych – mówi. – Posiłki są przygotowywane przez Ukrainki z organizacji House of Ukraine w San Diego. Przygotowały już ponad 300 litrów barszczu ukraińskiego i około 400-500 krymskotatarskich czebureków. Zebraliśmy się z naszymi przyjaciółmi i postanowiliśmy przyłączyć się do tej inicjatywy.

Rozwoziliśmy jedzenie w okolicach tej części miasta, w której doszło do pożarów. Na obóz dla wolontariuszy udostępniono nam duży parking. Było nasze jedzenie, był duży ukraiński food truck z Easy busy meals – serwowano z niego pierogi. Inni rozdawali ubrania, pościel, produkty higieniczne itp. Każdy robił, co mógł. Naszym zadaniem było nakarmienie ludzi. Zaczęliśmy o 10.00 i skończyliśmy o 20.00.

W sumie było nas około 30. Panią, która smażyła chebureki przez 10 godzin bez odpoczynku, w pełnym słońcu, żartobliwie nazwaliśmy „Generałem”. Jak przystało na prawdziwą Ukrainkę, wzięła sprawy w swoje ręce i przydzieliła każdemu z nas zadanie. To silna, lecz zarazem miła kobieta.

Rozdaliśmy około 1000 talerzy barszczu. Obszar, na którym działaliśmy, był dość rozległy, więc chodziliśmy po nowo utworzonym „centrum pomocy” z głośnikiem, przez który informowaliśmy, że mamy pyszne ukraińskie jedzenie – za darmo. Na początku miejscowi trochę obawiali się jeść nieznane im potrawy, ale kiedy spróbowali, nie mogli przestać. Czebureki bardzo im zasmakowały, przypominały im lokalne danie empanadas. Ustawiła się po nie bardzo długa kolejka.

Anna Bubnowa, wolontariuszka, która uczestniczyła w inicjatywie, napisała: „To była przyjemność pomagać i proponować ludziom nasz pyszny barszcz. Wszyscy byli zachwyceni i wracali po więcej”.

Aleks Denisow, aktor i aktywista, jeden z organizatorów pomocy mieszkańcom Los Angeles dotkniętym kataklizmem, mówi, że społeczność ukraińska w południowej Kalifornii jest liczna i aktywna. Dlatego była w stanie szybko skrzyknąć wolontariuszy, przygotować posiłki i przybyć na miejsce.

Na swoim Instagramie Aleks wezwał ludzi do przyłączenia się do inicjatywy: „Przynieście wodę i dobry humor. Pomóżmy amerykańskiej społeczności, która przez te wszystkie lata pomagała społeczności ukraińskiej”.

– Wielu Ukraińców, jak ja, mieszka na obszarach, z których ewakuowano ludzi – lub na granicy z takimi obszarami – mówi Aleks. – Trudno nam było się połapać, co się naprawdę dzieje. To było tak podobne do naszej wojny i tego żalu po stracie, który odczuwamy każdego dnia. To Peter Larr, Amerykanin w trzecim pokoleniu z ukraińskimi korzeniami, wpadł na ten pomysł, a my wdrożyliśmy go w ciągu zaledwie 24 godzin.

Niestety mieliśmy ograniczone możliwości, więc musieliśmy podziękować wielu osobom, które chciały pomagać wraz z nami. Amerykanie byli niesamowicie wdzięczni i wręcz zachwyceni naszym jedzeniem. Rozmawiali, dzielili się swoimi smutkami i pytali o nasze.

Naszego barszczu, pierogów, chebureków i innych potraw spróbowało 1000, a może nawet 1500 osób. Jednak wiele więcej było tych, którzy podchodzili do nas, by po prostu porozmawiać, zapytać o wojnę w Ukrainie, o nasze życie, kulturę.

Lokalni mieszkańcy masowo opuszczają niebezpieczne obszary, powodując ogromne korki na drogach. Pożary ogarnęły już 5 dzielnic miasta, wszystkie szkoły są zamknięte. Już teraz ten pożar został uznany za najbardziej kosztowny w historii. Swoje domy straciło też wiele hollywoodzkich gwiazd, m.in. Anthony Hopkins, Mel Gibson, Paris Hilton i Billy Crystal.

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Ołeksandry Chułowej i Aleksa Denisowa

20
хв

Barszcz dla pogorzelców. Jak Ukraińcy pomagają ofiarom katastrofy w Los Angeles

Ksenia Minczuk

Starszy dżentelmen na rowerze zatrzymuje się przy kawiarni „Krajanie” na obrzeżach Tokio. Wchodzi do środka, kłania się, wyjmuje z portfela banknot o największym nominale, 10 tysięcy jenów (2700 hrywien), wkłada go do słoika z ukraińską flagą, ponownie się kłania i w milczeniu wychodzi.

– O mój Boże, on spróbował naszego barszczu wczoraj na festiwalu! – wykrzykuje Natalia Kowalewa, przewodnicząca i założycielka ukraińskiej organizacji non-profit „Krajanie”.

Ukraińska kawiarnia „Krajanie” na obrzeżach Tokio

To właśnie dzięki jedzeniu na wielu festiwalach, które są w Japonii niezwykle popularne, miejscowi nie tylko dowiadują się o Ukrainie od samych Ukraińców, ale także chętnie im pomagają. W ciągu ostatnich 2,5 roku w tej skromnej kawiarni i na imprezach charytatywnych organizowanych przez „Krajan” zebrano prawie 33 miliony hrywien (3,3 mln zł). Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę domów w Buczy i Irpieniu, zakup leków, generatorów prądu, karetek pogotowia i pojazdów ewakuacyjnych do Ukrainy.

Przed inwazją w 127-milionowej Japonii mieszkało zaledwie 1500 Ukraińców. Jednak w 2022 r. ten kraj, tradycyjnie zamknięty dla obcokrajowców, wykonał bezprecedensowy ruch, przyznając zezwolenia na pobyt kolejnym 2600 Ukraińcom. To trzykrotnie więcej niż liczba uchodźców ze wszystkich innych krajów w ciągu ostatnich 40 lat.

Uchodźcom z Ukrainy zapewniono zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne i wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie. Ponadto ponad stu ukraińskim studentom, którzy uczą się japońskiego lub kontynuują naukę na uniwersytetach, umożliwiono naukę bezpłatną.

Japonia organizuje również rehabilitację fizyczną i psychiczną dla ukraińskich żołnierzy i opłaca zakładanie im protez bionicznych

Dla ukraińskich imigrantów Japończycy byli niezwykle serdeczni . Gdy do Komae, 83-tysięcznego miasta w prefekturze Tokio, przybyła Ukrainka ubiegająca się o azyl, lokalna społeczność zapewniła jej m.in. ogród warzywny – bo Japończycy dowiedzieli się, że Ukraińcy uwielbiają uprawiać warzywa w ogródkach. Stało się tak, mimo że większość japońskich domów ogródków nie ma, ponieważ ziemia tam jest bardzo droga.

– W maju 2022 r. burmistrz Komae zorganizował nawet ukraiński festyn – mówi Natalia Kowalowa. – Wszyscy zostali poczęstowani barszczem, było też pudełko na datki. Za te pieniądze „Krajanie” byli później w stanie uruchomić projekty wolontariackie, także w Ukrainie. Idąc za przykładem Komae, inne japońskie miasta też zaczęły organizować podobne imprezy. Zaczęliśmy prowadzić wykłady, ponieważ wielu Japończyków poprosiło nas o wyjaśnienie, dlaczego wybuchła ta wojna. „Jesteście braterskim narodem” – mówili, a my opowiadaliśmy o głodzie, represjach, historii Krymu. Japończycy są pełni troski, współczują i chcą pomóc.

Rodzina Natalii mieszka w Kraju Kwitnącej Wiśni od ponad 30 lat. Z zawodu jest nauczycielką. Uczyła w japońskiej szkole i wraz z mężem założyła ukraińską szkołę niedzielną „Dżerelce” [Źródło – red.] – oraz „Krajan”. W 2022 roku postanowiła bez reszty poświęcić się działalności społecznej i wolontariackiej.

Japonia to kraj festiwali. „Krajanie” reprezentują swoją ojczyznę na różnych takich wydarzeniach w całym kraju niemal co tydzień, a czasem nawet 5-6 razy w miesiącu. Rozdają ulotki, współpracują z lokalnymi mediami, częstują Japończyków barszczem i gołąbkami

– Droga do japońskiego serca wiedzie przez jedzenie – mówi Natalia. – Bo jedzenie to ich największa rozrywka i ulubione zajęcie. Na festiwalach jesteśmy jedynymi, którzy prezentują coś z zagranicy, reszta to jedzenie japońskie. Na początku myślałam, że nasze dania będą dla miejscowych zbyt ciężkie. W przeciwieństwie do kuchni japońskiej, my gotujemy długo i jemy dość tłuste potrawy. Ale nie – im to smakuje. Zazwyczaj ostrożnie podchodzą do wszystkiego, co nowe, ale kiedy już spróbują, szczerze to doceniają. W zeszłym roku niechętnie próbowali ukraińskiego jedzenia na festiwalach, ale w tym są już kolejki: „Byliście tu w zeszłym roku! Chcemy zamówić jeszcze raz, tak nam zasmakowało”.

Chociaż Japończycy z natury są ostrożni wobec wszystkiego, co nowe, bardzo polubili ukraińską kuchnię

Natalia wspomina, jak niedawno „Krajanie” wzięli udział w festiwalu o trzystuletniej historii w tokijskiej dzielnicy Asakusa. Podeszła do nich japońska rodzina, kobieta dużo wiedziała o Ukrainie. Powiedziała, że ugotowała już barszcz ukraiński według przepisu z Internetu, nawet pokazała zdjęcie. A żegnając się, zakrzyknęła: „Chwała Ukrainie!”.

To właśnie po jednym z takich festiwali pewna 80-letnia Japonka podeszła do Ukraińców i zaproponowała im otwarcie kawiarni w lokalu, którego była właścicielką. Na początku bez czynszu, a potem – w miarę możliwości.

– Oczywiście na początku nic nam nie wychodziło, ale z czasem zaczęliśmy sobie radzić – wspomina Natalia Łysenko, wiceszefowa „Krajan”.

Przyjechała do Japonii 14 lat temu – i wyszła tu za mąż. Szukała ukraińskiej szkoły dla swojej córki i tak poznała Natalię Kowalową, założycielkę szkoły „Dżerelce”. Dziś nadzoruje pracę kawiarni, choć jej głównym zajęciem jest nauczanie angielskiego w japońskiej szkole.

Napływowi Ukraińcy natychmiast zaczęli szukać pracy, choć nie mówili po japońsku. Dlatego kawiarnia od razu ustaliła priorytety: zatrudni osoby ubiegające się o azyl, nawet jeśli nie są profesjonalnymi kucharzami. I tak nawet te Ukrainki, które nigdy wcześniej nie gotowały, po pracy w kawiarni zaczęły uszczęśliwiać swoje rodziny domowym jedzeniem.

W kawiarni Japończycy mogą skosztować tradycyjnych ukraińskich potraw

W menu znajdziesz barszcz, gryczane naleśniki, pierogi z pikantnym i słodkim nadzieniem, a także naleśniki, racuchy, kotlet po kijowsku i zestawy obiadowe. Ciasto z dżemem jagodowym jest niezwykle popularne, szczególnie na festiwalach. Ceny są ukraińskie: pierogi – 700 jenów (160 hrywien), naleśniki – 880 jenów (200 hrywien), barszcz ukraiński – 1100 jenów (260 hrywien).

Buraki kupują od lokalnych rolników, kaszę gryczaną można dostać w sklepie Ukrainki, która importuje ją z Europy. Koperek pochodzi od innej Ukrainki, która uprawia go specjalnie dla tej kawiarni

Robią też własny smalec, a zamiast kwaśnej śmietany używają japońskiego jogurtu bez dodatków. Warto również wspomnieć o doskonałym wyborze ukraińskich win, które nawet w ukraińskich restauracjach nieczęsto są oferowane. Jest więc „Beykush”, jest „Stakhovsky”, „Biologist”, „Fathers Wine”, są miody pitne „Cikera”. Wszystko importowane z drugiego krańca świata przez dwie firmy.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat. Znajduje się daleko od centrum Tokio, nawet nie w pobliżu stacji metra. Ale ludzie przychodzą tu nie tylko z sąsiednich dzielnic – przyjeżdżają także z innych miast i regionów, czasem oddalonych o setki kilometrów. Raz nawet przyjechali w czasie tajfunu! Japończycy chcą spróbować egzotycznej kuchni, ale także wziąć udział w organizowanych tu wydarzeniach.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat

„Krajanie” marzą o ukraińskim centrum w Japonii, założyli już zresztą mały ośrodek kulturalny – właśnie w kawiarni. Co miesiąc odbywają się tu wystawy fotograficzne, warsztaty i wykłady w języku ukraińskim i japońskim: jak malować w stylu petrykiwki [Petrykiwka to osiedle w obwodzie dniepropietrowskim, które słynie z malowideł z motywami roślinnymi i zwierzęcymi – red.], jak robić ukraińską biżuterię i diduch [ukraińska dekoracja świąteczna ze słomy – red.]. Czasami nawet Ukraińcy są zszokowani. Niektórzy mówią, że musieli przyjechać aż do Japonii, by nauczyć się robić symbole ukraińskiego Bożego Narodzenia.

Kuchnia kawiarni przygotowuje również dania do degustacji na festiwalach. By wziąć udział w takich wydarzeniach, musisz najpierw dostarczyć organizatorom plan pomieszczenia, w którym będziesz gotować, a także listę wszystkich produktów – bo na przykład latem gotowanie potraw z mlekiem jest zabronione. Kuchnia „Krajan” uczestniczyła też w przygotowaniu potraw na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie Ukrainy w Japonii.

Osobną pracą są kulinarne kursy mistrzowskie dla Japończyków. Cieszą się ogromną popularnością

– Kuchnia w kawiarni jest na to za mała, dlatego tanio wynajmujemy kuchnie miejskie, przygotowane do prowadzenia zajęć kulinarnych – zaznacza Natalia Łysenko. – W tym miesiącu zorganizujemy trzy takie wydarzenia, każde dla 20 osób. Oznacza to, że 60 Japończyków będzie mogło ugotować sobie nasz barszcz we własnym domu. Wybór dań na kursy mistrzowskie jest różnorodny: pierogi, zrazy, naleśniki, kapuśniak, grochówka z grzankami, faszerowana papryka, sałatka z buraków i fasoli. Rozpoczęliśmy również współpracę z kawiarnią „Clare & Garden”. Ten lokal w stylu angielskim został otwarty przez Japonkę na dziedzińcu jej domu i zaprasza Ukraińców na ukraiński lunch dwa razy w miesiącu.

Najnowszą innowacją jest dostarczanie jedzenia przez Uber Eats. Yuki Tagawa, menedżerka ds. obsługi klienta, przyszła do kawiarni, by omówić szczegóły współpracy. Mówi, że zrobiła to z własnej inicjatywy. Chce, by Japończycy nie tylko próbowali nowych potraw, ale też bardziej zainteresowali się Ukrainą – poprzez jedzenie.

– Kuchnia ukraińska ma bardziej wyraziste smaki niż japońska – wyjaśnia Yuki Tagawa. – Czuję w niej smak warzyw, np. pomidorów czy kapusty. Ogólnie rzecz biorąc, te smaki są zupełnie inne, bo podstawą kuchni japońskiej jest bulion rybny dashi, pasta miso lub sosy, które mają specyficzny smak. Wiem, że większość Japończyków, którzy nigdy wcześniej nie próbowali ukraińskich potraw, mówi, że mieli o nich zupełnie inne wyobrażenie. Nie sądzili, że aż tak przypadną im do gustu.

Dla tych, którzy chcą zagłębić się w ukraińską kuchnię, „Krajanie” we współpracy z Instytutem Ukraińskim przetłumaczyli książkę „Ukraina. Jedzenie i historia”. Opowiada o przeszłości i teraźniejszości kuchni ukraińskiej, przedstawia przepisy na dania, które każdy może ugotować, lokalne produkty i specjały Ukrainy

– Praca nad tłumaczeniem była ciekawa, lecz niełatwa – mówi Natalia Kowalowa. – Po pierwsze, chcieliśmy, by nazwy były jak najbardziej zbliżone do ukraińskiego brzmienia. Po drugie, nie wszystkie produkty można kupić w japońskich sklepach. Bo gdzie tu znaleźć rjażenkę [ukraiński napój powstały w wyniku fermentacji mleka – red.]? To była najtrudniejsza część: opisanie niezbędnych produktów, dostosowanie ich do realiów Japonii, zastąpienie ich podobnymi smakami.

Część dochodu ze sprzedaży książki, a także ze wszystkich działań „Krajan” przeznaczana jest na projekty wolontariackie na rzecz Ukrainy.

Natalia Kowalewa (z lewej) i Natalia łysenko
20
хв

Jak Ukraińcy rozkochali Japończyków w barszczu i diduchu

Darka Gorowa

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress