Exclusive
Portrety siostrzeństwa
20
min

Gdyby nagle moje ukraińskie koleżanki wyjechały z Polski

Zrobiłoby mi się bardzo smutno. Wiem, że wszystkie o tym marzą i bardzo im tego życzę. Dlatego doceniam, że mogę z nimi teraz pracować. Podziwiam ich siłę i determinację. I codziennie doświadczam, jak jesteśmy podobne.

Joanna Mosiej-Sitek

Joanna Mosiej-Sitek i Anna Radionova. Zdjęcie: Łukasz Sokół dla Sestry.eu

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

<frame>Publikujemy drugi materiał z cyklu artykułów zatytułowanego „Portrety siostrzeństwa”. Chcemy w nim opowiedzieć o przyjaźni między Ukrainkami i Polkami, wsparciu zwykłych ludzi, ale nie tylko o tym – także o nieporozumieniach, które ostatecznie stworzyły nową wiedzę obu narodów o sobie nawzajem. Opowiedzcie nam swoje historie – historie spotkań z polskimi lub ukraińskimi kobietami, które zmieniły Wasze życie, zaimponowały Wam, nauczyły Was czegoś, zaskoczyły lub skłoniły do myślenia. Piszcie do nas na adres: redakcja@sestry.eu<frame>

Przez pierwszych kilka miesięcy wojny większość moich polskich znajomych dzwoniła do mnie, ilekroć któreś z nich potrzebowało pani do sprzątania lub opiekunki do dzieci. Nie mogłam polecić żadnej Ukrainki, bo te, z którymi pracuję, są lepiej wykształcone i mądrzejsze ode mnie. Nie marzą o tym, by sprzątać nasze mieszkania. Tak ja my o tym byśmy nie marzyły, gdybyśmy miały z powodu wojny uciekać do Niemiec czy Anglii.

Z czego będziemy żyły, gdy ty sprzątać nie umiesz?

Hanna, 35 letnia Ukrainka z Kijowa, opowiadała mi, jak po 24 lutego 2022 cztery dni jechała z mamą i dwójką małych dzieci samochodem do Polski. Przez Rumunię, Węgry, Słowację. Mama ze złamaną ręką, dzieci z chorobą lokomocyjną – i ten stres, gdy się jedzie w nieznane. Kolejna godzina na rumuńskich serpentynach, dzieci wymiotują – a tu mama nagle wybucha płaczem.
Ania już nawet nie zatrzymuje samochodu, bo nigdy nie dojadą do Polski, jeśli będą co chwilę stawać. Tylko pyta mamę: „Co się stało? Dlaczego płaczesz?”
A mama na to: „Co my będziemy tam robić, jak żyć w tej Polsce, skoro ty nawet kawy nie doniesiesz do pokoju, żeby nie rozlać. Kelnerką na pewno nie będziesz, sprzątać nie umiesz, gotować też nie. Co to będzie?” Do wojny Ania była producentką spotów reklamowych dla największych międzynarodowych koncernów, w Ukrainie i Gruzji. Nie wiem jaką intencję miała mama Hani, ale domyślam się, że powiedziała tak również dlatego, że do lutego 2022 większość Ukrainek przyjeżdżała do Polski do takiej właśnie pracy.

Stąd do lutego 2022 nasze pierwsze skojarzenie z Ukrainką, to tania siła robocza, do prac fizycznych, niskopłatnych

Jeśli nie jesteś częścią Unii Europejskiej i jej otwartego rynku pracy, trudniej emigrować zarobkowo na równych prawach. Szczególnie gdy pochodzisz z biedniejszej, wschodniej części Europy.  My znamy to bardzo dobrze, bo za chlebem, do pracy na budowie, do sprzątania, opieki na dziećmi, ale również na szparagi czy truskawki jeździły całe pokolenia Polaków.

Zdjęcie: Sestry.eu

Stereotypy

Wiemy, jak to jest być postrzeganym tylko przez ich pryzmat. Pewnie do dzisiaj dla Anglika, Irlandczyka czy Niemca, Polacy najczęściej kojarzą się z panią do sprzątania lub robotnikiem na budowie. Pewnie niejednokrotnie usłyszeliśmy taki komentarz, o jakim w wywiadzie dla Wysokich Obcasów opowiedziała Aneta Cebula-Hickinbotham, producentka m.in. „Bożego Ciała”, filmu nominowanego do Oscara. Podczas kolacji u zamożnych Brytyjczyków ze świata filmu, pierwsze co usłyszała od gospodarza, gdy okazało się, że pochodzi z Polski, było: „na mojej ulicy wszystkie sprzątaczki są Polkami”. „A wie pan, dlaczego tak jest? - odparowała producentka. - Bo wiele lat temu pana premier sprzedał mój kraj w Jałcie.

Prawo Kalego

Rozumiem, że stereotypy, to często nasz pierwszy, automatyczny program, a kształtowane latami kody kulturowe często stają się nasza drugą natura.

Ale jak to ostatnio powiedziała w wywiadzie dla Gazety Wyborczej, Agnieszka Holland, wybitna polska reżyserka, również członki polsko-ukraińskiego Siostrzeństwa: „Dziś nie możemy pozwolić sobie na myślenie powierzchowne”.  

Musimy być bardzo uważni czy nasze uprzedzenia są na pewno nasze czy są już może wytworem rosyjskiej propagandy, którą nasiąkamy w mediach społecznościowych. Dobrze obrazują to często pojawiające się w przestrzeni publicznej komentarze na temat drogich samochodów na ukraińskich numerach i luksusowych apartamentów, które Ukraińcy podobno masowo wykupują w Polsce. Oburza to również niektórych moich warszawskich znajomych. Ale tym samym znajomym nie przeszkadza to planować kupna apartamentów w Hiszpanii lub Portugalii na wypadek, gdyby wojna dotarła również do Polski. Rozumiem, że oczekujemy, iż Hiszpanie przyjmą nas z otwartymi ramionami i nie będą komentować naszych luksusowych samochodów i drogich apartamentów?

Doceniamy otwarte granice, lecz głównie wtedy, gdy my sami możemy je swobodnie przekraczać. I wtedy, kiedy nasze dzieci masowo udają się na studia do Niemiec czy Holandii

Ale ukraińskie dzieci w polskich szkołach to już jest poważny problem, bo przecież jak powtarza wielu ludzi, nie mówią czysto po polsku i obniżają poziom. Zapomnieliśmy już, ile polskich dzieci, które z rodzicami trafiły do Niemiec, Anglii czy Irlandii, było w podobnej sytuacji? Też musiały uczyć się obcego języka i integrować – choć było im dużo łatwiej, bo tamte kraje mają doświadczenie w wieloetniczności i odpowiednie programy, a my się tego dopiero uczymy. I jak widać, idzie nam to raczej opornie.

Gala Siostrzeństwa. Zdjęcie: Sestry.eu

Ocalmy życzliwość

I żeby była jasność, to oczywiste, że z powodu wojny przyjechał do nas „cały przekrój społeczeństwa”. Przyjechali wykształceni i ci bez wykształcenia. Starzy i młodzi. Kobiety, dzieci.
Poznałam lekarki, prawniczki, menadżerki, dziennikarki. Nosimy takie same bluzy Abercrombie, oglądałyśmy te same seriale na Netflixie, lubimy te same miejsca w Egipcie czy Berlinie. Do dzisiaj przeraża mnie myśl, że mogłabym być na ich miejscu.
Poznałam rolniczki, kobiety, które wcześniej nie pracowały zawodowo, bo zajmowały się dziećmi. Kobiety, które wcześniej rzadko opuszczały swoją wieś. Nie były nigdy za granicą, nie były nawet w Kijowie. A teraz, gdy ich wsie są zniszczone lub zajęte przez Rosjan, one same często straumatyzowane, przerażone znalazły się w nowym miejscu.
Wszystkie straciły swoje poprzednie życie i muszą w Polsce zaczynać je od nowa.

Mam nadzieję, że w gronie czytających ten tekst, zgadzamy się z tym, że każdy ma prawo do godnego życia. Do ratowania swoich najbliższych przed wojną i do bycia szanowanym. Do tego, żebyśmy zobaczyli w nim najpierw człowieka, dopiero potem, jeśli w ogóle, jego narodowość, płeć, wiek, wykształcenie  

Przez ostatnie dwa lata najpierw, dzięki polsko-ukraińskiemu Siostrzeństwu powołanemu przez Dominikę Kulczyk, a następnie dzięki pracy w redakcji Sestr, poznałam mnóstwo wspaniałych, zaangażowanych, empatycznych Polek, które każdego dnia niestrudzenie wspierają walcząca Ukrainę oraz te Ukrainki, które próbują żyć w naszym kraju tymczasowo albo urządzić sobie tu życie na stałe. O wielu piszemy na naszych łamach, wiele poznałyśmy osobiście na naszej Gali Siostrzeństwa. Bo w tych mrocznych i niepewnych czasach, w których przemoc, kłamstwo i propaganda zewsząd wkradają się w nasze życie, chcemy ocalić choć odrobinę człowieczeństwa, okruch zwyczajnej ludzkiej życzliwości i najmniejsze choćby ziarnko prawdy. Dlatego będziemy kontynuować naszą akcję Portrety Siostrzeństwa.

Joanna Mosiej-Sitek i Ludmyla Vaskovska. Zdjęcie: archiwum prywatne

Wytrwałe

Więc może jeszcze tylko dwa słowa o Ludzie, anestezjolożce, jednej z bohaterek filmu „20 dni w Mariopolu”. Gdy słuchałam, jak opowiadała o swojej pracy w szpitalu, o trzech tygodniach w oblężeniu, o setkach zabitych i rannych, na których widok żaden człowiek, nawet lekarz, nie jest przygotowany, to chciałam krzyczeć: „Run, Luda, run!”. Bo ja uciekłabym pierwszego dnia.

Wyobraźcie sobie, że Luda przyjeżdża do pracy w Polsce, a wy zatrudniacie ją do sprzątania. Albo narzekacie, że jej dzieci zaniżają poziom w szkole, bo nie mówią płynnie po polsku i pani musi poświęcić im więcej czasu.

Naprawdę czulibyście się z tym OK?

Nie myślmy powierzchownie, nie ulegajmy stereotypom. Nie mówmy, że już jesteśmy zmęczeni wojną i pomaganiem. Pamiętajmy co od początku wybuchu wojny powtarza Oksana Zabużko: „To nie Kijów bombardują, to bombardują dzień jutrzejszy. Pani, pani rówieśników, tu w Polsce i dalej na Zachód, do Lizbony.”

Gala Siostrzeństwa. Zdjęcie: Sestry.eu

Nie cynizmowi i ruskiej propagandzie

Miałam przedstawić Wam kilka wspaniałych dziewczyn z Ukrainy. Powiedzieć, za co je cenię i czego się od nich nauczyłam. Ale nie jestem w stanie. Bo czuję w tym jakiś fałsz, jakąś niesprawiedliwość, że trzeba je reklamować, że w tym przesiąkniętym stereotypami, nietolerancyjnym świecie one muszą coś jeszcze udowadniać.

Napiszę za to, choć wiem, że to egoistyczne, że byłoby mi bardzo smutno, jakby nagle z powrotem stąd wyjechały. Wiem, że wszystkie o tym marzą i bardzo im tego życzę. Dlatego doceniam, że mogę z nimi pracować. Podziwiam ich siłę i determinację. Mobilizuję siebie każdego dnia, do empatii, zaangażowania. A z drugiej strony codziennie doświadczam, jak jesteśmy podobne, jak odkrywam w nich to dobrze nam znane połączenie mocnego wschodniego charakteru i słowiańskiej duszy.

I nie pozwolę sobie wmówić, że to co napisałam jest naiwne, bo wtedy będę musiała zgodzić się również z tym, że cynicy, konformiści i rosyjska propaganda zawsze mają rację.

Wręcz przeciwnie, pamiętajmy, że naszych oczach toczy się walka Ukrainy o godne życie we wspólnej Europie. Również nasze postawy, nasze wybory mają wpływ na to jak ona się skończy

Bo po raz kolejny cytując Agnieszkę Holland: „Uważam, że ludzkość jest zdolna do najpotworniejszych rzeczy i że ta zdolność jest immanentna. A mechanizmem rozwoju i przetrwania jest nieustanna walka z tą skłonnością”.

<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/66471d9dc1f1e5f5ead552d7_Ukrainian%20refugees%20world%20war%20two-Sestry.jpg">Ukraińskie uchodźczynie w Europie często są postrzegane przez pryzmat upokarzających stereotypów (sestry.eu)</span>

No items found.

Dziennikarka, medioznawczyni. Była dyrektorka zarządzająca Gazety Wyborczej i dyrektorka wydawnicza Wysokich Obcasów. Twórczyni wielu autorskich projektów mediowych budujących zaangażowanie społeczne i wspierających kobiety

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Ukraińcy pomagają Amerykanom z Los Angeles dotkniętym pożarem

Los Angeles płonie. Pożary w stanie Kalifornia są jednymi z największych w historii regionu. Ogień objął obszar 12,5 tysiąca hektarów, zmuszając setki tysięcy ludzi do ewakuacji. Zginęło co najmniej 25 osób, spłonęło ponad 10 tysięcy budynków. Strażacy pracują bez wytchnienia, lecz najpotężniejsze pożary nie zostały jeszcze w pełni opanowane.

Tragedię spowodowało samoczynne zapalenie się lasu po długiej suszy, swoje zrobił też huraganowy wiatr. Zewsząd płynie wsparcie dla osób dotkniętych przez katastrofę, powstają inicjatywy wolontariackie. W pomoc włączają się również Ukraińcy. Sestry rozmawiały z przedstawicielami ukraińskiej społeczności w Kalifornii, którzy pracują w jednym z centrów wolontariackich w pobliżu Los Angeles.

Ołeksandra Chułowa, fotografka z Odesy, przeprowadziła się do Los Angeles rok temu. Mówi, że kiedy wybuchły pożary, wciąż pojawiały się kolejne wiadomości o tym, ile osób straciło swoje domy. Ukraińcy natychmiast zaczęli się organizować:

– Aleks Denisow, ukraiński aktywista z Los Angeles, szukał wolontariuszy do pomocy w dystrybucji ukraińskiej żywności wśród poszkodowanych – mówi. – Posiłki są przygotowywane przez Ukrainki z organizacji House of Ukraine w San Diego. Przygotowały już ponad 300 litrów barszczu ukraińskiego i około 400-500 krymskotatarskich czebureków. Zebraliśmy się z naszymi przyjaciółmi i postanowiliśmy przyłączyć się do tej inicjatywy.

Rozwoziliśmy jedzenie w okolicach tej części miasta, w której doszło do pożarów. Na obóz dla wolontariuszy udostępniono nam duży parking. Było nasze jedzenie, był duży ukraiński food truck z Easy busy meals – serwowano z niego pierogi. Inni rozdawali ubrania, pościel, produkty higieniczne itp. Każdy robił, co mógł. Naszym zadaniem było nakarmienie ludzi. Zaczęliśmy o 10.00 i skończyliśmy o 20.00.

W sumie było nas około 30. Panią, która smażyła chebureki przez 10 godzin bez odpoczynku, w pełnym słońcu, żartobliwie nazwaliśmy „Generałem”. Jak przystało na prawdziwą Ukrainkę, wzięła sprawy w swoje ręce i przydzieliła każdemu z nas zadanie. To silna, lecz zarazem miła kobieta.

Rozdaliśmy około 1000 talerzy barszczu. Obszar, na którym działaliśmy, był dość rozległy, więc chodziliśmy po nowo utworzonym „centrum pomocy” z głośnikiem, przez który informowaliśmy, że mamy pyszne ukraińskie jedzenie – za darmo. Na początku miejscowi trochę obawiali się jeść nieznane im potrawy, ale kiedy spróbowali, nie mogli przestać. Czebureki bardzo im zasmakowały, przypominały im lokalne danie empanadas. Ustawiła się po nie bardzo długa kolejka.

Anna Bubnowa, wolontariuszka, która uczestniczyła w inicjatywie, napisała: „To była przyjemność pomagać i proponować ludziom nasz pyszny barszcz. Wszyscy byli zachwyceni i wracali po więcej”.

Aleks Denisow, aktor i aktywista, jeden z organizatorów pomocy mieszkańcom Los Angeles dotkniętym kataklizmem, mówi, że społeczność ukraińska w południowej Kalifornii jest liczna i aktywna. Dlatego była w stanie szybko skrzyknąć wolontariuszy, przygotować posiłki i przybyć na miejsce.

Na swoim Instagramie Aleks wezwał ludzi do przyłączenia się do inicjatywy: „Przynieście wodę i dobry humor. Pomóżmy amerykańskiej społeczności, która przez te wszystkie lata pomagała społeczności ukraińskiej”.

– Wielu Ukraińców, jak ja, mieszka na obszarach, z których ewakuowano ludzi – lub na granicy z takimi obszarami – mówi Aleks. – Trudno nam było się połapać, co się naprawdę dzieje. To było tak podobne do naszej wojny i tego żalu po stracie, który odczuwamy każdego dnia. To Peter Larr, Amerykanin w trzecim pokoleniu z ukraińskimi korzeniami, wpadł na ten pomysł, a my wdrożyliśmy go w ciągu zaledwie 24 godzin.

Niestety mieliśmy ograniczone możliwości, więc musieliśmy podziękować wielu osobom, które chciały pomagać wraz z nami. Amerykanie byli niesamowicie wdzięczni i wręcz zachwyceni naszym jedzeniem. Rozmawiali, dzielili się swoimi smutkami i pytali o nasze.

Naszego barszczu, pierogów, chebureków i innych potraw spróbowało 1000, a może nawet 1500 osób. Jednak wiele więcej było tych, którzy podchodzili do nas, by po prostu porozmawiać, zapytać o wojnę w Ukrainie, o nasze życie, kulturę.

Lokalni mieszkańcy masowo opuszczają niebezpieczne obszary, powodując ogromne korki na drogach. Pożary ogarnęły już 5 dzielnic miasta, wszystkie szkoły są zamknięte. Już teraz ten pożar został uznany za najbardziej kosztowny w historii. Swoje domy straciło też wiele hollywoodzkich gwiazd, m.in. Anthony Hopkins, Mel Gibson, Paris Hilton i Billy Crystal.

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Ołeksandry Chułowej i Aleksa Denisowa

20
хв

Barszcz dla pogorzelców. Jak Ukraińcy pomagają ofiarom katastrofy w Los Angeles

Ksenia Minczuk

Starszy dżentelmen na rowerze zatrzymuje się przy kawiarni „Krajanie” na obrzeżach Tokio. Wchodzi do środka, kłania się, wyjmuje z portfela banknot o największym nominale, 10 tysięcy jenów (2700 hrywien), wkłada go do słoika z ukraińską flagą, ponownie się kłania i w milczeniu wychodzi.

– O mój Boże, on spróbował naszego barszczu wczoraj na festiwalu! – wykrzykuje Natalia Kowalewa, przewodnicząca i założycielka ukraińskiej organizacji non-profit „Krajanie”.

Ukraińska kawiarnia „Krajanie” na obrzeżach Tokio

To właśnie dzięki jedzeniu na wielu festiwalach, które są w Japonii niezwykle popularne, miejscowi nie tylko dowiadują się o Ukrainie od samych Ukraińców, ale także chętnie im pomagają. W ciągu ostatnich 2,5 roku w tej skromnej kawiarni i na imprezach charytatywnych organizowanych przez „Krajan” zebrano prawie 33 miliony hrywien (3,3 mln zł). Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę domów w Buczy i Irpieniu, zakup leków, generatorów prądu, karetek pogotowia i pojazdów ewakuacyjnych do Ukrainy.

Przed inwazją w 127-milionowej Japonii mieszkało zaledwie 1500 Ukraińców. Jednak w 2022 r. ten kraj, tradycyjnie zamknięty dla obcokrajowców, wykonał bezprecedensowy ruch, przyznając zezwolenia na pobyt kolejnym 2600 Ukraińcom. To trzykrotnie więcej niż liczba uchodźców ze wszystkich innych krajów w ciągu ostatnich 40 lat.

Uchodźcom z Ukrainy zapewniono zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne i wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie. Ponadto ponad stu ukraińskim studentom, którzy uczą się japońskiego lub kontynuują naukę na uniwersytetach, umożliwiono naukę bezpłatną.

Japonia organizuje również rehabilitację fizyczną i psychiczną dla ukraińskich żołnierzy i opłaca zakładanie im protez bionicznych

Dla ukraińskich imigrantów Japończycy byli niezwykle serdeczni . Gdy do Komae, 83-tysięcznego miasta w prefekturze Tokio, przybyła Ukrainka ubiegająca się o azyl, lokalna społeczność zapewniła jej m.in. ogród warzywny – bo Japończycy dowiedzieli się, że Ukraińcy uwielbiają uprawiać warzywa w ogródkach. Stało się tak, mimo że większość japońskich domów ogródków nie ma, ponieważ ziemia tam jest bardzo droga.

– W maju 2022 r. burmistrz Komae zorganizował nawet ukraiński festyn – mówi Natalia Kowalowa. – Wszyscy zostali poczęstowani barszczem, było też pudełko na datki. Za te pieniądze „Krajanie” byli później w stanie uruchomić projekty wolontariackie, także w Ukrainie. Idąc za przykładem Komae, inne japońskie miasta też zaczęły organizować podobne imprezy. Zaczęliśmy prowadzić wykłady, ponieważ wielu Japończyków poprosiło nas o wyjaśnienie, dlaczego wybuchła ta wojna. „Jesteście braterskim narodem” – mówili, a my opowiadaliśmy o głodzie, represjach, historii Krymu. Japończycy są pełni troski, współczują i chcą pomóc.

Rodzina Natalii mieszka w Kraju Kwitnącej Wiśni od ponad 30 lat. Z zawodu jest nauczycielką. Uczyła w japońskiej szkole i wraz z mężem założyła ukraińską szkołę niedzielną „Dżerelce” [Źródło – red.] – oraz „Krajan”. W 2022 roku postanowiła bez reszty poświęcić się działalności społecznej i wolontariackiej.

Japonia to kraj festiwali. „Krajanie” reprezentują swoją ojczyznę na różnych takich wydarzeniach w całym kraju niemal co tydzień, a czasem nawet 5-6 razy w miesiącu. Rozdają ulotki, współpracują z lokalnymi mediami, częstują Japończyków barszczem i gołąbkami

– Droga do japońskiego serca wiedzie przez jedzenie – mówi Natalia. – Bo jedzenie to ich największa rozrywka i ulubione zajęcie. Na festiwalach jesteśmy jedynymi, którzy prezentują coś z zagranicy, reszta to jedzenie japońskie. Na początku myślałam, że nasze dania będą dla miejscowych zbyt ciężkie. W przeciwieństwie do kuchni japońskiej, my gotujemy długo i jemy dość tłuste potrawy. Ale nie – im to smakuje. Zazwyczaj ostrożnie podchodzą do wszystkiego, co nowe, ale kiedy już spróbują, szczerze to doceniają. W zeszłym roku niechętnie próbowali ukraińskiego jedzenia na festiwalach, ale w tym są już kolejki: „Byliście tu w zeszłym roku! Chcemy zamówić jeszcze raz, tak nam zasmakowało”.

Chociaż Japończycy z natury są ostrożni wobec wszystkiego, co nowe, bardzo polubili ukraińską kuchnię

Natalia wspomina, jak niedawno „Krajanie” wzięli udział w festiwalu o trzystuletniej historii w tokijskiej dzielnicy Asakusa. Podeszła do nich japońska rodzina, kobieta dużo wiedziała o Ukrainie. Powiedziała, że ugotowała już barszcz ukraiński według przepisu z Internetu, nawet pokazała zdjęcie. A żegnając się, zakrzyknęła: „Chwała Ukrainie!”.

To właśnie po jednym z takich festiwali pewna 80-letnia Japonka podeszła do Ukraińców i zaproponowała im otwarcie kawiarni w lokalu, którego była właścicielką. Na początku bez czynszu, a potem – w miarę możliwości.

– Oczywiście na początku nic nam nie wychodziło, ale z czasem zaczęliśmy sobie radzić – wspomina Natalia Łysenko, wiceszefowa „Krajan”.

Przyjechała do Japonii 14 lat temu – i wyszła tu za mąż. Szukała ukraińskiej szkoły dla swojej córki i tak poznała Natalię Kowalową, założycielkę szkoły „Dżerelce”. Dziś nadzoruje pracę kawiarni, choć jej głównym zajęciem jest nauczanie angielskiego w japońskiej szkole.

Napływowi Ukraińcy natychmiast zaczęli szukać pracy, choć nie mówili po japońsku. Dlatego kawiarnia od razu ustaliła priorytety: zatrudni osoby ubiegające się o azyl, nawet jeśli nie są profesjonalnymi kucharzami. I tak nawet te Ukrainki, które nigdy wcześniej nie gotowały, po pracy w kawiarni zaczęły uszczęśliwiać swoje rodziny domowym jedzeniem.

W kawiarni Japończycy mogą skosztować tradycyjnych ukraińskich potraw

W menu znajdziesz barszcz, gryczane naleśniki, pierogi z pikantnym i słodkim nadzieniem, a także naleśniki, racuchy, kotlet po kijowsku i zestawy obiadowe. Ciasto z dżemem jagodowym jest niezwykle popularne, szczególnie na festiwalach. Ceny są ukraińskie: pierogi – 700 jenów (160 hrywien), naleśniki – 880 jenów (200 hrywien), barszcz ukraiński – 1100 jenów (260 hrywien).

Buraki kupują od lokalnych rolników, kaszę gryczaną można dostać w sklepie Ukrainki, która importuje ją z Europy. Koperek pochodzi od innej Ukrainki, która uprawia go specjalnie dla tej kawiarni

Robią też własny smalec, a zamiast kwaśnej śmietany używają japońskiego jogurtu bez dodatków. Warto również wspomnieć o doskonałym wyborze ukraińskich win, które nawet w ukraińskich restauracjach nieczęsto są oferowane. Jest więc „Beykush”, jest „Stakhovsky”, „Biologist”, „Fathers Wine”, są miody pitne „Cikera”. Wszystko importowane z drugiego krańca świata przez dwie firmy.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat. Znajduje się daleko od centrum Tokio, nawet nie w pobliżu stacji metra. Ale ludzie przychodzą tu nie tylko z sąsiednich dzielnic – przyjeżdżają także z innych miast i regionów, czasem oddalonych o setki kilometrów. Raz nawet przyjechali w czasie tajfunu! Japończycy chcą spróbować egzotycznej kuchni, ale także wziąć udział w organizowanych tu wydarzeniach.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat

„Krajanie” marzą o ukraińskim centrum w Japonii, założyli już zresztą mały ośrodek kulturalny – właśnie w kawiarni. Co miesiąc odbywają się tu wystawy fotograficzne, warsztaty i wykłady w języku ukraińskim i japońskim: jak malować w stylu petrykiwki [Petrykiwka to osiedle w obwodzie dniepropietrowskim, które słynie z malowideł z motywami roślinnymi i zwierzęcymi – red.], jak robić ukraińską biżuterię i diduch [ukraińska dekoracja świąteczna ze słomy – red.]. Czasami nawet Ukraińcy są zszokowani. Niektórzy mówią, że musieli przyjechać aż do Japonii, by nauczyć się robić symbole ukraińskiego Bożego Narodzenia.

Kuchnia kawiarni przygotowuje również dania do degustacji na festiwalach. By wziąć udział w takich wydarzeniach, musisz najpierw dostarczyć organizatorom plan pomieszczenia, w którym będziesz gotować, a także listę wszystkich produktów – bo na przykład latem gotowanie potraw z mlekiem jest zabronione. Kuchnia „Krajan” uczestniczyła też w przygotowaniu potraw na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie Ukrainy w Japonii.

Osobną pracą są kulinarne kursy mistrzowskie dla Japończyków. Cieszą się ogromną popularnością

– Kuchnia w kawiarni jest na to za mała, dlatego tanio wynajmujemy kuchnie miejskie, przygotowane do prowadzenia zajęć kulinarnych – zaznacza Natalia Łysenko. – W tym miesiącu zorganizujemy trzy takie wydarzenia, każde dla 20 osób. Oznacza to, że 60 Japończyków będzie mogło ugotować sobie nasz barszcz we własnym domu. Wybór dań na kursy mistrzowskie jest różnorodny: pierogi, zrazy, naleśniki, kapuśniak, grochówka z grzankami, faszerowana papryka, sałatka z buraków i fasoli. Rozpoczęliśmy również współpracę z kawiarnią „Clare & Garden”. Ten lokal w stylu angielskim został otwarty przez Japonkę na dziedzińcu jej domu i zaprasza Ukraińców na ukraiński lunch dwa razy w miesiącu.

Najnowszą innowacją jest dostarczanie jedzenia przez Uber Eats. Yuki Tagawa, menedżerka ds. obsługi klienta, przyszła do kawiarni, by omówić szczegóły współpracy. Mówi, że zrobiła to z własnej inicjatywy. Chce, by Japończycy nie tylko próbowali nowych potraw, ale też bardziej zainteresowali się Ukrainą – poprzez jedzenie.

– Kuchnia ukraińska ma bardziej wyraziste smaki niż japońska – wyjaśnia Yuki Tagawa. – Czuję w niej smak warzyw, np. pomidorów czy kapusty. Ogólnie rzecz biorąc, te smaki są zupełnie inne, bo podstawą kuchni japońskiej jest bulion rybny dashi, pasta miso lub sosy, które mają specyficzny smak. Wiem, że większość Japończyków, którzy nigdy wcześniej nie próbowali ukraińskich potraw, mówi, że mieli o nich zupełnie inne wyobrażenie. Nie sądzili, że aż tak przypadną im do gustu.

Dla tych, którzy chcą zagłębić się w ukraińską kuchnię, „Krajanie” we współpracy z Instytutem Ukraińskim przetłumaczyli książkę „Ukraina. Jedzenie i historia”. Opowiada o przeszłości i teraźniejszości kuchni ukraińskiej, przedstawia przepisy na dania, które każdy może ugotować, lokalne produkty i specjały Ukrainy

– Praca nad tłumaczeniem była ciekawa, lecz niełatwa – mówi Natalia Kowalowa. – Po pierwsze, chcieliśmy, by nazwy były jak najbardziej zbliżone do ukraińskiego brzmienia. Po drugie, nie wszystkie produkty można kupić w japońskich sklepach. Bo gdzie tu znaleźć rjażenkę [ukraiński napój powstały w wyniku fermentacji mleka – red.]? To była najtrudniejsza część: opisanie niezbędnych produktów, dostosowanie ich do realiów Japonii, zastąpienie ich podobnymi smakami.

Część dochodu ze sprzedaży książki, a także ze wszystkich działań „Krajan” przeznaczana jest na projekty wolontariackie na rzecz Ukrainy.

Natalia Kowalewa (z lewej) i Natalia łysenko
20
хв

Jak Ukraińcy rozkochali Japończyków w barszczu i diduchu

Darka Gorowa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ukrainki na emigracji: adaptacja, strategia przetrwania, czy szansa na emancypację

Ексклюзив
20
хв

Edukacja dla uchodźców: Czy Ukraina na tym straci?

Ексклюзив
20
хв

Polsko-ukraińska integracja nie zwalnia tempa

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress