Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
W czasach gdy większość Ukraińców zaczyna i kończy dzień od przerażających wiadomości, znalezienie odskoczni jest ważniejsze niż kiedykolwiek. Mogą pomóc filmy, muzyka albo inspirujące blogi – jak blog Kateryny Babasz o Paryżu na Instagramie. Nastrojowe zdjęcia, miejsca niezbadane przez turystów, praktyczne podpowiedzi: jak dostać się do Luwru bez stania w kolejkach, gdzie znaleźć pamiątki niepochodzące z Chin czy niezbyt drogie restauracje Michelin.
Czytając ten blog można odnieść wrażenie, że Katia jest w Paryżu od dawna – tymczasem przyjechała tutaj na stałe trzy lata temu, na początku inwazji. Wcześniej trafiła tu w 2014 roku, gdy w jej rodzinnym Doniecku wybuchła wojna. Dlatego dobrze wie, jak to jest zaczynać życie od nowa. Robiła to już dwukrotnie.

Najtrudniej o mieszkanie
Życie w Paryżu jest romantyczne, piękne i... drogie. Ukraińcy zdają sobie z tego sprawę, gdy zaczynają szukać zakwaterowania – nie tymczasowego, turystycznego, ale stałego. Znalezienie mieszkania było dla Katii jednym z największych wyzwań:
– Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, że będzie tu tak trudno. Przed inwazją przyjeżdżałam do Paryża cztery razy jako turystka. Miałam tu już przyjaciół, którzy zaprosili mnie do siebie, gdy wybuchła wojna. Przez pierwsze trzy miesiące mieszkałam z nimi w dużym mieszkaniu, w którym ludzie wynajmują pokoje i żyją jak wspólnota.
Ukraińcy, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, mogli liczyć na pomoc władz. Osoby, które zgłosiły się do specjalnego ośrodka, najpierw umieszczano w hotelu pod Paryżem, a potem przydzielano do mieszkań socjalnych (najczęściej w akademikach). Później zaczęto wysyłać ich do regionów, gdzie problem z mieszkaniami nie był tak dotkliwy – na prowincji można było nawet dostać osobne mieszkanie dla rodziny.
Po trzech miesiącach mieszkania z przyjaciółmi znalazłam mieszkanie w Paryżu na podnajem. Ze względu na dotkliwy niedobór mieszkań, ta opcja jest tutaj bardzo popularna. Wynajmujesz pokój lub mieszkanie nie bezpośrednio od właściciela, ale od innego najemcy – zazwyczaj na krótko. Do tej pory udało mi się w takich przemieszkać nie dłużej niż pięć miesięcy.
Wynajem bezpośrednio od właściciela jest trudny nie tylko ze względu na ceny, ale także z powodu surowych wymagań wobec najemców – jak konieczność udowodnienia wysokich dochodów, posiadania umowy o pracę z francuską lub międzynarodową firmą i itp.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Wynajmujący nie lubią samozatrudnionych (takich jak ja) – potrzebują gwarancji stabilnego dochodu. Podnajem jest więc dobrą, choć niestabilną, opcją. Kolejnych mieszkań szukam w mediach społecznościowych.

Na prowincji o mieszkania znacznie łatwiej, ale ja zostaję w Paryżu. To miłość od pierwszego wejrzenia. Fascynacja tym miastem, która zrodziła się już podczas mojej pierwszej wizyty tutaj, trwa do dziś. Architektura, muzea, na każdym kroku historia – to wszystko ratuje moją psychikę, gdy czytam wiadomości z domu.
Kiedy w pierwszych miesiącach wojny byłam przytłoczona beznadzieją, wychodziłam na zewnątrz, rozglądałam się – i wszystko stawało się łatwiejsze
Nadal znajduję czas na spacery, nadal odkrywam Paryż i jego mniej znane miejsca. I robię zdjęcia...
Jako profesjonalna fotografka Katia znalazła pracę niemal natychmiast po przyjeździe. Jej pierwszą klientką była znajoma przyjaciółki, która chciała sesji zdjęciowej na ulicach Paryża. Po tej sesji wieści o Katii – ukraińskiej fotografce zaczęła się rozchodzić, liczba klientów zaczęła rosnąć:
– Miałam ze sobą sprzęt. Już raz zabrałam go z Doniecka, a teraz zabrałam go z Kijowa: plecak ze sprzętem i walizkę z niezbędnymi rzeczami. To pozwoliło mi szybko rozpocząć pracę.
Ale rok po moim przyjeździe ten mój sprzęt wart 5 tysięcy euro został skradziony...
To się stało to w paryskiej kawiarni, do której poszłyśmy z klientką po sesji zdjęciowej. Myślę, że złodzieje zauważyli mój drogi sprzęt podczas sesji zdjęciowej, a potem poszli za mną do kawiarni.
Klientka i ja siedziałyśmy na tarasie, plecak cały czas leżał u moich stóp. Jeśli się rozpraszałam, to co najwyżej na kilka sekund. Ale nawet tyle wystarczyło, by złodzieje mogli ukraść jego zawartość. Kiedy miałyśmy już wychodzić, wzięłam plecak, lecz w środku były tylko puste butelki.
To był dla mnie szok. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie ta klientka. Zapłaciła za moje usługi z trzymiesięcznym wyprzedzeniem, dzięki czemu miałam 1500 euro na nowy aparat. Później dokupiłam obiektyw.
Od tego czasu gdziekolwiek idę, przywiązuję plecak ze sprzętem do nogi

Sesja zdjęciowa przed rozstaniem
Katia jest fotografką podróżniczką, wykonuje sesje zdjęciowe w znanych i mniej znanych miejscach Paryża:
– 90 procent moich klientów to Ukraińcy. Zarówno ci, którzy mieszkają w Paryżu, jak turyści. Zdarzają się bardzo wzruszające spotkania – gdy rodzina specjalnie przyjeżdża z Ukrainy, by zobaczyć swoich bliskich, którzy wyjechali za granicę na zawsze. Ludzie decydują się spędzić razem czas w Paryżu i chcą mieć sesję zdjęciową na pamiątkę.
Lubię też obserwować emocje tych, którzy są tu po raz pierwszy, zwłaszcza gdy widzą wieżę Eiffla. Przez te trzy lata, które tu spędziłam, zyskałam kilka swoich ulubionych miejsc. Na przykład Jardin des Tuileries w pobliżu Luwru, piękny o każdej porze roku. Uwielbiam też park Luksemburski i plac Batignolles, wspaniałe miejsce w 17. dzielnicy Paryża, które nie jest zbyt dobrze znane turystom. Mieszkam w pobliżu i często tam chodzę. Innym moim ulubionym miejscem jest Muzeum Romantyzmu w pobliżu Montmartre’u. To ciekawe, bardzo klimatyczne miejsce.

Moja praca zależy od pory roku i pogody. Teraz jest niewiele zamówień na sesje, bo w lutym i marcu w Paryżu jest wietrznie, zimno i wilgotno. Klienci zapisują się na kwiecień i maj, kiedy robi się cieplej i wszystko zaczyna kwitnąć. By mieć bardziej stabilny dochód, zaczęłam też fotografować dla różnych marek.
Płaca minimalna we Francji wynosi około 1400 euro netto. Według Katii to minimum potrzebne do przetrwania w Paryżu:
– Tu trudno przeżyć za te pieniądze, ale to możliwe – pod warunkiem, że wynajmujesz pokój, a nie mieszkanie (to plus minus 600 euro). Ale jeśli jest was dwoje i każde zarabia 1400 euro, to możecie już wynająć małe mieszkanie. Jeśli chcesz żyć w Paryżu, nie wiążąc końca z końcem, ale kupując ubrania, chodząc do restauracji i wyjeżdżając na wakacje, musisz zarabiać co najmniej 2500-3000 euro miesięcznie.
Na lunch musisz mieć czas
Francja ma system ubezpieczeń społecznych i zasiłki dla bezrobotnych (teraz dostępne dla Ukraińców), ale to zdecydowanie nie wystarczy na życie w Paryżu. Z tego, co wiem, świadczenie wynosi około 400 euro na osobę. Wątpię, by te pieniądze wystarczyły na życie nawet na prowincji, bo we Francji nie ma darmowych mieszkań. Za socjalne, te w akademikach, też trzeba płacić.
Śmieszą mnie wypowiedzi niektórych polityków opozycji na temat uchodźców, którzy „wiszą na państwie”. Bo Francja nie jest krajem, w którym coś takiego jest możliwe
Łatwo odróżnić migranta od miejscowego, bo my zawsze gdzieś biegniemy. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni, nie ma innego wyjścia: myślisz o tym, jak zarobić pieniądze, jak zapewnić sobie jako taką stabilność. A Francuzi nigdzie nie biegną. Są zrelaksowani, większość nie myśli o karierze – nie mają kultury osiągnięć, którą my tak dobrze znamy. Tu dominuje kultura cieszenia się życiem.

Jeśli planujesz zjeść lunch w 30 minut, nawet nie wybieraj się do restauracji, bo nikt nie obsłuży cię w tym czasie. W porze lunchu ludzie przychodzą do restauracji na około półtorej godziny. Są przystawki, danie główne, potem kawa albo kieliszek wina (dla Francuzów picie wina w środku dnia jest czymś normalnym). Nikt nie spieszy się z powrotem do biura. Nikt też nie zostaje w biurze do późna: jeśli dniówka kończy się o 18, to wszyscy wychodzą o 18.
Oczywiście osoby wykonujące niektóre zawody nie mogą sobie pozwolić na półtorejgodzinny lunch w restauracji, a pracownicy metra czy kierowcy transportu publicznego mają różne grafiki. Osoby o niskich dochodach nie mają takiej możliwości z założenia. Sprawa z restauracjami dotyczy głównie pracowników biurowych.
Nawiasem mówiąc, pójście do restauracji na lunch o 4 czy 5 po południu często nie ma sensu – prawdopodobnie nie dostaniesz żadnych dań z menu, bo pora obiadowa już minęła. Będą dostępne bliżej 7 wieczorem, kiedy Francuzi jedzą kolację. Zauważyłam, że oni zawsze jedzą o tej samej porze: śniadanie, obiad, kolację – bez przekąsek pomiędzy. Być może dlatego pozostają szczupli pomimo tej swojej miłości do babeczek.
Boulangerie to ich miłość. Nie wszystkie tutejsze piekarnie są dobre, ale nigdy nie jadłam tak pysznych wypieków, jak we Francji
Croissanty, pan au chocolat (francuskie ciasto z czekoladą)... I choć bywałam w restauracjach z gwiazdkami Michelin, moim ulubionym jedzeniem jest chrupiąca francuska bagietka z masłem.
Jeśli chodzi o kuchnię Michelin, to prawdziwa sztuka. Ceny takich dań nie są przystępne dla każdego, ale znam restauracje Michelin, w których możesz zjeść lunch (przystawka, danie główne i deser) za 50 euro. To sporo, ale jak na Paryż nieszczególnie dużo. Nawiasem mówiąc, chociaż Francja ma wyjątkową kuchnię, Francuzi uwielbiają McDonald’s.

Angielski? Są inne języki
Według Katii popularny serial „Emily w Paryżu” wcale nie pokazuje jej Paryża:
– W serialu widzimy Paryż bogatych ludzi, nawet nie z klasy średniej – z wyższej. Hotele i restauracje są luksusowe. Obejrzałam wszystkie cztery sezony i mogę powiedzieć, że zarówno Francuzi, jak Amerykanie są tam pokazani w bardzo stereotypowy sposób.
Oczywiście niektóre rzeczy w serialu są prawdziwe, np. Francuzi naprawdę dużo palą. Możesz też tu zobaczyć rodziny, w których byli partnerzy są stale obecni – dla wielu ludzi normalne jest przyjaźnienie się z „byłymi” i zapraszanie ich na rodzinne wakacje.
A mężowie i żony mają kochanków, których jakoś specjalnie nie ukrywają
Jednak serial w niewielkim stopniu pokazuje Paryż takim, jakim jest teraz, z ludźmi różnych narodowości i kultur we wszystkich możliwych sferach.
Jeśli chodzi o podejście Francuzów do języka angielskiego, to w Paryżu, zwłaszcza w rejonach turystycznych, owszem, mówi się po angielsku. Natomiast w małych miasteczkach łatwo spotkasz ludzi, którzy powiedzą ci, że nie rozumieją po angielsku ani słowa. Francuzi mają powściągliwe podejście do angielszczyzny – zdecydowanie nie uważają jej za główny język na świecie i stale podkreślają, że istnieją inne języki.
Wielu z nich uczy się hiszpańskiego lub niemieckiego jako drugiego języka. Trauma wojny stuletniej między Anglią i Francją jest odczuwalna do dziś. I Francuzi uwielbiają, gdy obcokrajowcy mówią do nich po francusku. ?
Nawet jeśli jego poziom nie jest u ciebie wyższy niż A2, nawet jeśli długo szukasz odpowiedniego słowa i mylisz przypadki, docenią taki francuski bardziej niż płynny angielski
W większości Francuzi są przyjaźni i łatwo się z nimi dogadać. Ale jedną rzeczą jest przyjazna rozmowa, a zupełnie inną zaprzyjaźnienie się. Niełatwo zostać przyjacielem Francuza, oni nie są gotowi na wpuszczanie nowych ludzi do swojego życia. Jeśli chcesz poznać przyjaciół, radzę dołączyć do lokalnych społeczności i klubów hobbystycznych: kursy rysunku, taniec, kluby książki – cokolwiek. Wspólne zainteresowania łączą. I mów po francusku!

Katia posługuje się tym językiem już biegle i płynnie, komunikuje się za jego pomocą z lokalnymi przyjaciółmi i klientami:
– Interesuję się francuskim. Ludzie w moim otoczeniu są w większości bardzo inteligentni, zainteresowani polityką, wspierają Ukrainę i znają historię.
Francuz zna swoje prawa
Poza tym francuskie społeczeństwo zna swoje prawa i wie, jak ich bronić. Jednym z tego przykładów są związki zawodowe: strajki wybuchają tu często, a co najważniejsze – przynoszą rezultaty. Możesz zwrócić się o pomoc do związku, nawet jeśli nie jesteś jego członkiem. Jeśli twoje prawa pracownicze zostały naruszone, otrzymasz pomoc.
Tutaj ceni się zarówno pracę, jak odpoczynek od niej. W niedzielę w małych miasteczkach absolutnie wszystkie sklepy są zamknięte, bo ich pracownicy mają prawo do dnia wolnego. W Paryżu niektóre supermarkety będą otwarte, lecz bez kasjerów: ludzie płacą w kasach samoobsługowych w obecności ochroniarza. Zawsze ostrzegam klientów spoza kraju, by robili zakupy z wyprzedzeniem. To nie Ukraina, nie dostaniesz tu niczego w nocy ani o 8 rano. W Paryżu pierwsze piekarnie otwierają się dopiero o 8:30.
Ukraińcy we Francji są też zaskoczeni biurokracją, jest dużo papierkowej roboty.
Na przykład akt urodzenia jest ważny tylko przez 3 miesiące, a jeśli dana osoba potrzebuje tego dokumentu, musi go ponownie uzyskać za każdym razem, gdy chce coś załatwić
Na stronie internetowej ukraińskiej ambasady wyjaśniono nawet francuskim władzom, że w Ukrainie takie zaświadczenie jest ważne przez całe życie.
W pracy Francuzi wolą e-maile od komunikatorów, bo adresat nie może ich usunąć. Przejście na WhatsApp ma sens tylko wtedy, gdy ludzie pracują ze sobą już długo i sobie ufają.
Biurokracja rozciąga się nawet na tymczasową ochronę Ukraińców: we Francji odnawiamy nasz status co sześć miesięcy, a nie raz w roku, jak w większości krajów UE.

Nawiasem mówiąc, już ogłoszono, że niezależnie od rozwoju wydarzeń w Ukrainie, przedłużenie tymczasowej ochrony po marcu 2026 r. będzie niemożliwe. Władze już teraz doradzają naszym ludziom, by pomyśleli o przejściu na inne rodzaje wiz. Na razie nie mówi się o stworzeniu osobnego programu dla Ukraińców [jak np. w Czechach – red.]; w ofercie są już istniejące programy imigracyjne. We Francji zarówno osoby pracujące na etatach, jak samozatrudnieni, mają możliwość przejścia na wizę pracowniczą. Zarobki muszą wtedy sięgać określonej kwoty, ale to możliwe.
Ja nie miałam jeszcze do czynienia z tą kwestią. Nie wiem, co będzie za rok.
Na razie mieszkam w Paryżu, pracuję i planuję rozwijać się jako profesjonalistka. A potem – życie pokaże
Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterki
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!