Exclusive
20
min

Żegnaj, "żelazny generale". Dlaczego Załużny został zastąpiony przez Syrskiego?

Prezydent Wołodymyr Zełenski zwolnił najlepszego żołnierza na polu bitwy. Zastąpienie genialnego głównodowodzącego sił zbrojnych Walerija Załużnego bardziej lojalnym Ołeksandrem Syrskim przez wielu zostało odebrane jako osobista tragedia. Co kryje się za tą rotacją?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

8 lutego 2024 r. Zełenski zwolnił Załużnego. Zdjęcie: Facebook / Hanna Malyar

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Zgodnie z ukraińską konstytucją Zełenski ma prawo odwoływać i mianować dowódcę ukraińskiej armii. Jednak oprócz prawa do dokonywania zmian personalnych ma on obowiązki wobec narodu ukraińskiego. Prezydent jest zobowiązany do komunikowania się, uwzględniania nastrojów społecznych i stanu ludzi, którzy od dwóch lat żyją w realiach inwazji na pełną skalę. Warto od razu powiedzieć, że zaufanie do Załużnego jest bezprecedensowe - wynosi 88%. W grudniu 2023 roku 72% Ukraińców sprzeciwiało się jego dymisji [dane z sondażu przeprowadzonego przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii (KIIS) - red.]

W swoim komunikacie na temat Załużnego Zełenski bał się użyć słowa "dymisja". Zamiast tego użył niejasnego sformułowania "odnowa, której potrzebują Siły Zbrojne Ukrainy". Wielu odebrało to jako osobistą zniewagę. W końcu Walerij Załużny był spoiwem, które jednoczyło ludzi o różnych poglądach partyjnych, religiach i światopoglądach w ukraińskim ruchu oporu. Był terapeutycznym środkiem uspokajającym, który dał Ukraińcom nowy mit w mrocznych czasach. I wiarę, że na pewno wygramy i zbudujemy nową, silną Ukrainę z silną armią. Tysiące ukraińskich dzieci otrzymało imię Walerij na cześć słynnego żołnierza.

Przed zwolnieniem Zełenski spotkał się z Załużnym. Kijów, 8 lutego 2024 r. Zdjęcie: telegram / Wołodymyr Zełenski

Ołeksandr Syrskij, nowy głównodowodzący ukraińskich sił zbrojnych, jest zawodowym oficerem. W ciągu 10 lat wojny z Federacją Rosyjską on i Załużny wielokrotnie współpracowali ze sobą na polu bitwy. To właśnie ich sojusz pozwolił Ukrainie wyzwolić obwód charkowski i prawobrzeżną część obwodu chersońskiego w 2022 roku. Ale Bankowa [ul. Bankowa w Kijowie, gdzie mieści się Biuro Prezydenta Ukrainy - red.]  zawsze była bardziej lojalna wobec cichego Syrskiego. Szef Kancelarii Prezydenta Andrij Jermak i prezydent Wołodymyr Zełenski lubili robić sobie zdjęcia obok dowódcy Wojsk Lądowych. Na tle chudego, zatroskanego generała, umazanego sadzą i błotem, wydawali się bardziej fotogeniczni i bohaterscy.

Dlaczego Załużny stał się problemem dla Zełenskiego? Najwyższy rangą generał i jego zespół byli niemal jedynymi, którzy przygotowywali się do rosyjskiej inwazji na pełną skalę 24 lutego 2022 r. w ramach swoich uprawnień i zasobów. Decyzja o pozostawieniu oddzielnej zmechanizowanej 72. brygady pod Kijowem pozwoliła uratować stolicę przed zdobyciem jej w trzy dni, jak chcieli Rosjanie. Pierwsze sukcesy militarne i powszechny opór na chwilę zjednoczyły prezydenta i generała. Załużny przeprowadził genialne operacje na polu bitwy, podczas gdy Zełenski pukał do wszystkich drzwi w poszukiwaniu broni. Ale gdy potem światowe media zaczęły pisać o geniuszu ukraińskiej armii, wrażliwemu na aplauz i pochwały Zełenskiemu przestało się to podobać.

Kiedy rozpoczęły się pierwsze badania notowań generała, Gazeta Wyborcza opublikowała na okładce zdjęcie Załużnego z podpisem: "Pierwszy ataman". Autor artykułu, Paweł Smoleński, napisał, że gdyby "Michał Anioł miał wyrzeźbić generała Załużnego, a nie widział oryginału, połączyłby Dawida z Mojżeszem, najpiękniejszego i najmądrzejszego człowieka na świecie". Nie spodobało się to Kancelarii Prezydenta, która uważa, że ukraińskie zwycięstwo powinno mieć tylko jedno oblicze.

Sprzeczności tylko narastały, ponieważ Zełenski chciał szybkich zwycięstw, a Załużny chciał zachować rezerwę kadrową armii. Dlatego na pewnym etapie kierownictwo polityczne zaczęło sobie robić więcej zdjęć z Ołeksandrem Syrskim i częściowo planować z nim operacje wojskowe.

Zelensky, Jermak i Syrski. Obwód charkowski, wrzesień 2022 r. Fot: Metin Aktaş / Anadolu Agency / Abacapress.com / East News

To podzielenie ukraińskiej armii nie przyczyniło się do skuteczności bojowej, wzajemnego zaufania ani sukcesu podczas letniej kontrofensywy. Bankowa zaczęła się więc skłaniać się ku pomysłowi zastąpienia Załużnego. Kampanię nękania byłego głównodowodzącego Sił Zbrojnych Ukrainy w Internecie rozpoczęła Mariana Bezuhla, członkini prorządowej partii Sługa Narodu, a także różni wewnętrzni analitycy polityczni oraz prorosyjska sieć na kanale społecznościowym Telegram. W praktyce w ciągu ostatnich kilku miesięcy Załużny został pozbawiony możliwości planowania operacji, dowodzenia wojskiem i ustalania priorytetów na froncie. Procesy na polu bitwy były upolityczniane tak, by odpowiadały życzeniom prezydenta Zełenskiego. Punktem kulminacyjnym była publikacja artykułu Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy w The Economist, w którym Załużny szczerze opisał stan frontu i to, co było potrzebne do zwycięstwa. Prezydent potraktował to jako wyzwanie i zagrożenie dla siebie.

Syrski, następca Załużnego, nie jest najgorszym wyborem w czasach wojny na pełną skalę. To nie gabinetowy generał, ale doświadczony praktyk. Jednak na tle ukraińskiego mitu zdecydowanego oporu, zwycięstwa i ducha ukraińskiego żołnierza, którego marką jest Załużny, talent i umiejętności Syrskiego pozostaną w cieniu. Fakt, że jego starzy rodzice i brat mieszkają w Rosji, nie zwiększa jego wiarygodności - tym bardziej że w mediach społecznościowych lajkują zdjęcia Putina i uczestniczą w marszach "Nieśmiertelnego Pułku" [coroczna akcja patriotyczna organizowana w Rosji w Dzień Zwycięstwa 9 maja - red.]. I choć sam Syrski nie kontaktował się z rodziną od wielu lat, wielu to irytuje.

Na polu bitwy generał ma reputację człowieka gotowego do walki bez względu na straty w ludziach. Był głównym dowódcą wyczerpującej operacji obrony Bachmutu. Wywołało to głośne kontrowersje wśród oficerów, którzy pod nim służą. Syrsky jest bardziej niż Załużny lojalny wobec władz politycznych i istnieją obawy, że z tego powodu nie zawsze będzie słyszał głosy piechoty gdzieś na skraju linii frontu.

Jednak bez względu na to, jak usilnie Zełenski przedstawia tę personalną roszadę jako poważną modernizację, zastąpienie Załużnego Syrskim nie jest magicznym sposobem na szybkie i piękne zwycięstwo. Aby nowy generał odniósł sukces, politycy powinni przestać ingerować w planowanie operacji wojskowych. Ani Zełenski, ani Jermak nie mają do tego odpowiedniej wiedzy, doświadczenia i umiejętności.

Przywódcy polityczni muszą wziąć odpowiedzialność za prawo mobilizacyjne, ponieważ armia potrzebuje świeżej krwi. Społeczeństwo musi zrozumieć, że ratowanie Ukrainy to sprawa wszystkich, a nie garstki ochotników, którzy tkwią w okopach od dwóch lat. Zełenski i jego zespół międzynarodowych ekspertów muszą zrobić wszystko, by na Ukrainę dotarła broń i pieniądze. I byśmy byli na pierwszych stronach z wiadomościami o reformach, a nie o inwigilacji dziennikarzy, szykanowaniu Załużnego i niechęci do zwolnienia ze stanowiska Olega Tatarowa, współwinnego rozstrzelania uczestników Rewolucji Godności.

Społeczeństwo ukraińskie będzie nadal walczyć o niepodległość i swoją przyszłość - bez względu na to, jak będzie się nazywał najważniejszy generał. W swoim pożegnalnym artykule dla CNN Załużny bardzo dobrze opisał receptę na zwycięstwo: lepsza obrona powietrzna i artyleria. Oznacza to również samodzielną produkcję wystarczającej liczby dronów, bez uzależniania się od tego, czy Republikanie w Kongresie wydadzą zgodę na duży pakiet pomocowy.

Syrski i Zełenski powinni wyjaśnić ludziom i naszym najbliższym partnerom, jakie są nasze cele i plany, czego potrzebujemy, aby wygrać, co możemy zrobić razem, aby pokonać Putina. Bo chodzi nie tylko o interes Ukrainy, ale także o pokój w całej Europie, na którą Kreml dybie od czasów sowieckich.

Po ostatnim wywiadzie kremlowskiego przywódcy z trumpowskim propagandystą Tuckerem Carlsonem jasne jest, że Rosja nie poprzestanie na Ukrainie.

"Nie jesteśmy zainteresowani Polską, Łotwą czy kimkolwiek innym. Dlaczego mielibyśmy być? Po prostu nie mamy żadnego interesu... To absolutnie nie wchodzi w rachubę" - powiedział Putin.

Jego słowa są bardzo podobne do tych, które wypowiedział w przeddzień ataku na Ukrainę. Wtedy Rosja również twierdziła, że nie jest zainteresowana Ukrainą ani wojną.

No items found.

Ukraińska dziennikarka, konsultant polityczny i medialny. Przez ponad 10 lat pracowała jako felietonistka parlamentarna. Pracuje zarówno z Censor.net, jak i Espresso. Jest autorem popularnych kanałów YouTube Censor.net i Showbiz. Specjalizuje się w polityce, ekonomii i technologiach medialnych.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Rzecz w tym, że ostatnie kontrowersyjne wypowiedzi Donalda Trumpa czy Elona Muska mogą mieć uzasadnienie. Może w nich bowiem chodzić o podniesienie stawki i wysłanie przez USA sygnału – w świat, ale przede wszystkim do Chin. Tych Chin, które przez ostatnie pół wieku tuczyły się na amerykańskiej gospodarce, a teraz uważają, że USA powinny utracić pozycję hegemona na ich rzecz.

Takie zachowanie Chin i ich sojuszników z osi zła – Rosji, Iranu i KRLD – opiera się na idei, że wielkie mocarstwa powinny dzielić świat na strefy wpływów, narzucając swoją wolę mniejszym sąsiadom.

Jednak ten taniec można odtańczyć tylko we dwoje. A Ameryka jasno dała do zrozumienia, że na swoim podwórku, czyli na półkuli zachodniej, Pekinu nie chce

„The Wall Street Journal” (WSJ) twierdzi, że po zdecydowanym zwycięstwie Trumpa w wyborach Chiny coraz bardziej prężą muskuły. Przeprowadziły największe ćwiczenia morskie od dziesięcioleci, zwodowały największy na świecie amfibijny okręt wojenny, prawdopodobnie niszczyły podmorskie kable w Azji i Europie i zhakowały system amerykańskiego Departamentu Skarbu, wprowadziły cztery nowe modele samolotów wojskowych, po raz pierwszy przećwiczyły blokadę morską Wysp Japońskich i zintensyfikowały działania szpiegowskie na Zachodzie.

Xi Jinping i Donald Trump podczas spotkania w 2017 roku. Zdjęcie: AFP/EAST NEWS
Kiedy mieszkasz w Europie Wschodniej, wydaje ci się, że Amerykanie, domagając się kontroli nad Kanałem Panamskim, oszaleli

Nie należy jednak zapominać, że to Stany Zjednoczone zbudowały ten strategicznie ważny obiekt, by ułatwić szybszy i łatwiejszy handel z Azją i między swoimi wybrzeżami. Z istnienia kanału wynika również dla nich korzyść militarna: to najszybsza i najłatwiejsza trasa przemieszczania się okrętów wojennych z Atlantyku na Pacyfik – i na odwrót. W 1999 r. kanał został przekazany pod jurysdykcję Panamy i wszystko zostałoby po staremu, gdyby w 2014 r. Chińczycy nie zaczęli się nim niezdrowo interesować.

Najpierw zaczęli wdrażać inicjatywę „Pasa i Szlaku” Xi Jinpinga, a następnie zerwali stosunki z Tajwanem. Natomiast wobec Panamy zastosowali swoją klasyczną łapówkę: inwestycje w infrastrukturę w zamian za wpływy.

Obecnie dwa z pięciu kluczowych portów w strefie Kanału Panamskiego są własnością firm z Hongkongu. To oznacza, że Chińczycy mogą monitorować przepływ amerykańskich ładunków cywilnych i wojskowych

Podczas pierwszej kadencji Trumpa i czteroletniej kadencji Bidena Amerykanie zmusili władze Panamy do porzucenia niektórych chińskich projektów, ale i tak wpływy Chin w tym rejonie znacznie wzrosły. Pekin planował nawet budowę dużej ambasady nad brzegiem Kanału Panamskiego, tyle że pod naciskiem Waszyngtonu władze Panamy zablokowały tę inicjatywę.

Chiny wyraziły poparcie dla Panamy w kwestii kontroli nad Kanałem Panamskim. Zdjęcie: Shutterstock

Jeśli chodzi o Grenlandię, Stany Zjednoczone mają tam ten sam interes: zabezpieczenie swojego wschodniego wybrzeża przed Chinami. Chociaż kwestia „sprzedaży wyspy” tu i ówdzie wywołała konsternację czy wręcz oburzenie – ruch Trumpa miał pewien sens.

Amerykański serwis informacyjny Axios, powołując się na własne źródła, donosi, że „duński rząd chce uniknąć publicznego starcia z nową administracją USA” i w tej sprawie „wysłał kilka wiadomości”. W ten sposób duńskie władze dały jasno do zrozumienia, że wyspa nie jest na sprzedaż, lecz są gotowe przedyskutować każdą inną prośbę USA. Ameryka ma już bazę wojskową na Grenlandii i umowę z 1951 r. z Danią w sprawie ochrony wyspy, co ułatwia dyskusję na temat zwiększenia tam sił amerykańskich.

Według mediów duńscy urzędnicy oświadczyli już, że rozważają umożliwienie zwiększenia inwestycji w infrastrukturę wojskową na Grenlandii – oczywiście w porozumieniu z grenlandzkim rządem.

Dlaczego Waszyngton tak bardzo interesuje się Grenlandią? Otóż podczas zimnej wojny odgrywała ona strategiczną rolę w systemie obronnym NATO i USA, jako część systemu wczesnego wykrywania radzieckich okrętów podwodnych i rakiet balistycznych.

Chiny, których okręty podwodne są coraz częściej widziane są w pobliżu wyspy – kluczowej dla potencjalnego szlaku handlowego przez Arktykę – doskonale tę rolę rozumieją

WSJ pisze, że w ostatnich latach Pekin zwiększył swoją obecność gospodarczą w regionie, w szczególności poprzez inwestycje w górnictwo na Grenlandii. W 2018 r. Pentagon doprowadził do zablokowania sfinansowania przez Chiny trzech lotnisk na wyspie.

Kontrolowanie Grenlandii, kluczowej dla wszystkich arktycznych szlaków żeglugowych, w tym Polarnego Jedwabnego Szlaku Pekinu, pozwoliłoby Chinom transportować swoje towary przez Arktykę, z ominięciem wąskiego gardła morskiego w Kanale Sueskim i Cieśninie Malakka. Nie zapominajmy też, że Grenlandia posiada ogromne rezerwy metali ziem rzadkich, które Chiny chciałyby przejąć, by zyskać przewagę w wojnie handlowej i gospodarczej – a tym samym wygrać wyścig o zaawansowane technologie ze Stanami Zjednoczonymi.

W walce o nadzór nad dostępem do Arktyki rola Kanady jest bardzo ważna, bo mając szeroką strefę dostępu do Bieguna Północnego, mogłaby stać się strategicznym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w rywalizacji z Chinami oraz Rosją o kontrolę nad północnymi szlakami i zasobami

Kanada jest drugim co do wielkości partnerem handlowym Stanów Zjednoczonych, lecz pozostaje daleko w tyle pod względem wydatków na obronność – nie wydaje na nią nawet 2% swojego PKB. Dlatego by zmusić swojego sąsiada do działania, Trump uciekł się do agresywnej retoryki.

Amerykańscy analitycy z obu głównych partii uważają, że takie podejście może ożywić mało popularny w Kanadzie temat obronności przed październikowymi wyborami parlamentarnymi. Partia Justina Trudeau, która w ostatnich latach bardziej skupiała się choćby na kwestiach równości płci, może przegrać.

Czy jednak nieszablonowe podejście Trumpa do ważnych kwestii należy przyjąć z zadowoleniem? Zdecydowanie nie, choć, z drugiej strony, świat zachodni musi przeżyć jakiś rodzaj szoku, by wyleczyć się z populizmu. I musi wreszcie zająć się najpoważniejszymi kwestiami, jak ocena zagrożeń i przygotowanie swych armii do wojny.

Tak aby w ostatecznym rozrachunku Ukraina, a potem Polska i kraje bałtyckie – jedyne, które na co dzień zwalczają kłamstwo o „niezgłębionej rosyjskiej duszy” – nie były tymi, którzy za to wszystko zapłacą.

Świat stoi przed realnym wyborem: żyć w demokracji albo stać się pożywieniem dla Chin

Kiedy sekretarz generalny NATO Mark Rutte, bądź co bądź powściągliwy biurokrata, ostrzega Europejczyków, że albo przeznaczymy pieniądze na obronę, albo „będziemy musieli wziąć nasze podręczniki do języka rosyjskiego i udać się do Nowej Zelandii” – to jest to wymowne przypomnienie, że zło nie śpi. I na pewno nie ograniczy się do zniszczenia wiosek w ukraińskim Donbasie.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Chiński syndrom, czyli po co Trumpowi Kanada, Grenlandia i Kanał Panamski

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Czy naprawdę można to nazwać próbą generalną przed wyborami? Oczywiście dziwne jest myślenie w kategoriach pokoju teraz, gdy wciąż nie ma widoków na zawieszenie broni, a nowy rok rozpoczął się od zniszczenia przez szahidy cywilnych budynków zaledwie 300 metrów od siedziby prezydenta.

Co więcej, Putin nie ma zamiaru przestać – bez względu na to, kto go o to poprosi, bo wojna jest nieodłączną częścią jego reżimu. Jest również gwarancją jego fizycznego istnienia, ponieważ jeśli nie będzie wojny, Rosja będzie musiała zmierzyć się z własnymi demonami

Obecne czasy są jednak dobrym momentem, by Ukraińcy spojrzeli na siebie krytycznie. I odpowiedzieli na pytania: „Czy to naprawdę dobrze, gdy masa krytyczna ludzi bez doświadczenia wchodzi do polityki?”. „Czy nowe twarze z branży rozrywkowej mogą stać się naprawdę dobrymi menedżerami w czasach gorącej wojny?”. I wreszcie: „Jakiej przyszłości chcemy i jakich zasobów potrzebujemy, by ją osiągnąć?”.

Międzynarodowy Instytut Socjologii w Kijowie podsumował rok 2024, przeprowadzając szeroko zakrojone badanie postaw Ukraińców wobec przyszłości.

Badacze zaczynają od złej wiadomości: „Po pierwsze, obserwuje się stałą tendencję spadkową odsetka osób optymistycznie nastawionych do przyszłości Ukrainy. Podczas gdy pod koniec 2022 r. 88% respondentów uważało, że Ukraina będzie zamożnym krajem w UE w ciągu 10 lat, do grudnia 2023 r. ich odsetek spadł do 73%, a do grudnia 2024 r. – do 57%. W tym samym czasie udział tych, którzy uważają, że Ukraina będzie miała zrujnowaną gospodarkę, wzrósł z 5% do 28%”.

„Po drugie, analizując wyniki, oprócz dynamiki musimy również skupić się na aktualnych wskaźnikach. Widzimy, że pomimo trudnego roku i jego trudnej końcówki, większość Ukraińców (57%) jest ogólnie optymistycznie nastawiona do przyszłości kraju” – piszą autorzy badań. To już słodka pigułka na otarcie łez.

A to natychmiast rodzi pytanie: „Kogo Ukraińcy widzą jako nowych liderów? Kto poprowadzi nas w tę optymistyczną przyszłość po wojnie?”.

Pod koniec listopada ubiegłego roku centrum „Monitoring Społeczny” opublikowało wyniki badań trendów w opinii publicznej. Pikantnym szczegółem jest, że są one dość zbliżone do innych, niepublicznych badań socjologicznych zleconych przez Bankową [w Kijowie na ul. Bankowej mieści się siedziba administracji prezydenta Ukrainy – red.]. Co więcej, trwają one około roku.

Ostatnie badanie pokazuje, że Ukraińcy bardziej ufają byłemu głównodowodzącemu Sił Zbrojnych Ukrainy, a obecnie ambasadorowi Ukrainy w Wielkiej Brytanii, Walerijowi Załużnemu, oraz szefowi wywiadu obronnego Ukrainy, Kyryło Budanowowi, niż prezydentowi Wołodymyrowi Zełenskiemu

Tym samym Załużny i Budanow są jedynymi osobami publicznymi, w przypadku których zaufanie przewyższa nieufność. Zainteresowanie opinii publicznej tymi nazwiskami jest zrozumiałe: obaj są oficerami wojska z bezpośrednim doświadczeniem bojowym.

Zełenski jest trzeci w tym rankingu, ciesząc się 44-procentowym zaufaniem (nie ufa mu 52% Ukraińców). W tym przypadku widoczne jest pewne zmęczenie urzędującym prezydentem oraz fakt, że globalny trend przezwyciężania populizmu i powrotu do klasycznej polityki z poważnymi liderami dociera także do naszego zakątka Europy.

W Załużny i Budanowie - dwaj główni rywale? Zdjęcie: OPU

Wybory 2019 roku w Ukrainie były triumfem poprzedniego trendu, kiedy ludzie szukali przyjemnych, charyzmatycznych twarzy i szczerze wierzyli w proste rozwiązania.

Wyzwań w nowej ukraińskiej rzeczywistości jest coraz więcej. W rzeczywistości typowy ukraiński wyborca będzie patrzył na każdą nową postać, która pojawi się na polu politycznym, przez mgłę rozczarowania.

Pomimo stresu i wyczerpania, badanie „Monitoringu Społecznego” pokazuje wysokie (32%) zapotrzebowanie na budowę armii wysokiej jakości i niepokój, że obecny rząd nie wykonuje dobrej pracy. Co więcej, wielu Ukraińców negatywnie zareagowało na smutną wiadomość przed Bożym Narodzeniem o tysiącach min niskiej jakości, które żołnierze rzekomo „niewłaściwie przechowywali” na froncie. Zostało to odebrane jako splunięcie w twarz tym, którzy walczą o utrzymanie linii frontu w Donbasie.

Istnieje też jednak pewien oczywisty trend: w 33. roku niepodległości przeciętny Ukrainiec zdał sobie sprawę, że trzeba rozbudować armię – o ile nie chce być zabity lub zgwałcony przez obcą
Sławiańsk po rosyjskim ataku 3 stycznia 2025 r. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Ta postawa jest stabilna, pomimo demonizowania TCK [Terytorialne Centrum Poboru i Pomocy społecznej – organ administracji wojskowej Ukrainy, prowadzący ewidencję wojskową i mobilizujący ludność – red.] i wielu problemów, które politycy zrzucają na głowę Sił Zbrojnych Ukrainy.

Dlatego gdy tylko pełnoprawne życie polityczne stanie się możliwe, te siły i jednostki, które mogą zaspokoić główne zapotrzebowanie na bezpieczeństwo, zyskają perspektywy polityczne.

Warto zauważyć, że w wielu badaniach od razu zidentyfikowano poważnye postaci: ochotników, weteranów i zawodowych polityków, takich jak Serhij Sternenko, Andrij Bilecki, Taras Chmut, Ołena Zerkal, Bohdan Krotewycz i Dmytro Kułeba.

Te nazwiska są warte uwagi. Prawdopodobnie zobaczymy je na listach partyjnych i wśród kandydatów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Jakich polityków i zmian chcą Ukraińcy po wojnie? Przegląd głównych trendów

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Andre Tan: „Już dwa razy byłem bankrutem. Trzeciego nie przeżyję”

Ексклюзив
20
хв

Chiński syndrom, czyli po co Trumpowi Kanada, Grenlandia i Kanał Panamski

Ексклюзив
20
хв

Nie uspokajajcie zła

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress