Przez większość swojego życia Roman Rewakowicz przybliżał Ukraińcom polską muzykę, a Polakom – ukraińską muzykę akademicką. Jest inicjatorem i dyrektorem artystycznym festiwalu „Dni Muzyki Ukraińskiej w Warszawie” i co roku organizuje koncerty muzyki polskiej w Ukrainie. W rozmowie z Sestrami przyznaje, że chciałby, aby Ukraińcy mieszkający w Polsce uczestniczyli w jego koncertach, pokazując, że jego sprawa jest naprawdę ważna.
Świadomie zaniedbana obecność kultury
Oksana Honczaruk: Inwazja trwa już ponad tysiąc dni. Jak bardzo w tym czasie zmienił się stosunek do ukraińskiej muzyki na świecie, w szczególności w Polsce?
Roman Rewakowicz: Niewiele. Po 24 lutego 2022 roku odebrałem wiele telefonów z różnych polskich instytucji muzycznych z pytaniami o ukraiński repertuar. Ale po sześciu miesiącach zainteresowanie muzyką ukraińską wróciło do poprzedniego poziomu. Czyli zniknęło.
W sezonie 2024-2025 w repertuarze Filharmonii Narodowej nie znajdziecie ani jednego utworu ukraińskiego. Jednak 5 grudnia wystąpiła tam Narodowa Orkiestra Symfoniczna Ukrainy, która wróciła z tournée po Europie, więc na tej scenie wykonano kilka ukraińskich utworów.
I tu ciekawa uwaga: w lutym 2025 r. ukraiński dyrygent Kyryło Karabic wystąpi w tej samej Filharmonii Narodowej, lecz jego koncert nie został jeszcze zaanonsowany jako zawierający utwory ukraińskie. Oznacza to, że dyrygent nie uważa za konieczne, by zaoferować publiczności coś z muzyki swojego ojczystego kraju.
Po rozmowach z muzykami zdałam sobie sprawę, że proces promowania naszej muzyki na świecie jest dziś zadaniem dla osób, które jej nieobecność boli. I że ten proces będzie długi.
By leczyć, musimy określić stan choroby: dziś ukraińska kultura wysoka jest praktycznie na świecie nieobecna
Bez względu na to, jak głośno Ukraińcy, będąc we własnej bańce, mówią, że Ukraina jest ważna i że ukraińska kultura ma znaczenie globalne – tak nie jest. I są ku temu wyraźne powody.
Przez wieki Ukraina nie miała państwowości, a sowieckie rządy wymazały z niej wszystko, co nierosyjskie. A podczas 30 lat ukraińskiej niepodległości nie zrobiono tego, co powinno się zrobić. I bez ogromnych wysiłków ukraińskich instytucji państwowych ta sytuacja się nie zmieni.
Dziś Ukraina głośno mówi światu, że bez jego pomocy w sferze militarnej przestanie istnieć. Na tej samej zasadzie Ukraińcy powinni sygnalizować światu: poznajcie nas, mamy ciekawe i ważne rzeczy, umieramy za nasze wartości, więc dlaczego się nimi nie zainteresować?
Niestety pojedyncze inicjatywy, takie jak moja, nie zmienią sytuacji. Macie Instytut Ukraiński, którego zadaniem jest promowanie ukraińskiej kultury na świecie, ale dotychczas nie udało mi się nawiązać z nim żadnej współpracy.
Co jako menedżer kultury uważa Pan za ważne w promowaniu naszej kultury na Zachodzie?
Pierwszym krokiem w jej promowaniu jest udostępnienie jak największej ilości informacji o kulturze ukraińskiej w języku angielskim i ułatwienie dostępu do nich wszystkim na świecie. Drugą rzeczą, jeśli chodzi konkretnie o muzykę, jest to, że potrzebujemy dużo materiałów muzycznych.
Istnieje strona internetowa ukrainianlive.org, która oferuje nuty. Ale kiedy poprosisz o nuty do konkretnych utworów – to nie ma tego albo tamtego. A powinno być wiele różnych partytur, powinny być odpowiednio wykonane i łatwo dostępne. I oczywiście płatne.
Świat płaci za nuty. Jednak Ukraina, ze względu na wieloletni brak zrozumienia, czym są prawa autorskie, nie wykształciła w swoich instytucjach muzycznych świadomości, że nuty mogą przynosić zyski zarówno autorom utworów, jak tym, którzy je drukują. Świat płaciłby Ukrainie za wypożyczanie nut, gdyby wiedział, do kogo się zwrócić.
Proszę odwiedzić stronę internetową Polskiego Wydawnictwa Muzycznego (PWM), a zobaczy pani zupełnie inny obraz. Miałem w tym roku pięć koncertów w Ukrainie, na których wykonywaliśmy polską muzykę. Fundacja Pro Musica Viva, którą prowadzę od ponad ćwierć wieku, była organizatorką tych koncertów. Wypożyczyliśmy i opłaciliśmy cały materiał nutowy polskich utworów.
Polskie Wydawnictwo Muzyczne jest instytucją państwową i utrzymuje się z wypożyczania istniejących już nut i sprzedaży nowych nut. Polska muzyka ma takie muzyczne „lokomotywy” jak Penderecki, Lutosławski, Kilar czy Górecki. Ci kompozytorzy są wykonywani na całym świecie. W przyszłym roku planuję wykonać III Symfonię Henryka Mikołaja Góreckiego w Ukrainie. Wypożyczenie nut do tego utworu kosztuje 600 euro za jeden koncert.
Skąd bierze Pan nuty, gdy przygotowuje kolejne „Dni Muzyki Ukraińskiej w Warszawie”?
Wykonuję głównie muzykę żyjących ukraińskich kompozytorów, więc podpisuję umowy z nimi. Tylko jeden współczesny ukraiński kompozytor ma poważnego wydawcę – Walentyn Silwestrow. Twórczość Myrosława Skoryka jest obecnie wydawana przez Ołeksandra Piriewa, więc zwracam się do niego. Jeśli chodzi o twórczość Bohdana Froliaka, Zoltana Ałmaszy’ego, Ołeksandra Szymka i innych, w każdym przypadku podpisujemy umowy.
Rosyjska muzyka a image kremlowskich bandytów
Trwa walka o odwoływanie koncertów muzyki rosyjskiej na świecie. Co Pan o tym sądzi?
Rosyjski repertuar muzyczny powinien być teraz wszędzie odrzucany. Wiem, że to niełatwe, a może nawet niemożliwe. Twierdzę jednak, że konieczne jest maksymalne ograniczenie obecności Rosji w różnych publicznych miejscach kultury, ponieważ im dalej te miejsca znajdują się od Rosji, tym mniej tamtejsi ludzie rozumieją rosyjskie zagrożenie.
Obecność rosyjskiej muzyki na światowych scenach neutralizuje image kremlowskich bandytów. Słuchając na przykład Rachmaninowa człowiek myśli: jak oni mogą być źli, skoro mają tak wspaniałą kulturę? Nie mówię, że należy ją porzucić na zawsze, ale trzeba do czasu klęski Rosji, kiedy Rosja przejdzie taką samą sanację, jaką kiedyś przeszły hitlerowskie Niemcy.
Tylko wtedy Rosja może zostać wpuszczona z powrotem, ale powoli: najpierw na korytarz, a dopiero potem możemy pomyśleć o pokojach
Jednak to nie jest mój dylemat, nie jestem zapraszany na światowe estrady pod warunkiem: „jeśli zagrasz Czajkowskiego, to wystąpisz”. Ale rozumiem, że ukraińscy muzycy, którzy grają w ważnych miejscach, prawdopodobnie są, nawet prowokacyjnie, stawiani w podobnych sytuacjach i nadal w nich będą stawiani. W końcu duża część operacji specjalnych rosyjskich służb jest przeprowadzana w celu zdjęcia z Rosjan piętna bandytów.
Dziś rosyjscy i ukraińscy muzycy ścierają się na wielu wydarzeniach muzycznych. Czy powinniśmy wycofywać się z projektów, w które zaangażowani są Rosjanie? A może taka polityka doprowadzi do tego, że Ukraina nie będzie reprezentowana nigdzie?
Pytanie brzmi, z jak wielkim hukiem Ukrainiec opuszcza taki projekt. Jeśli manifestujesz swoje stanowisko głośno i za pośrednictwem mediów, to takie poświęcenie ma sens. Bo dzięki takiemu stanowisku łączysz się z tymi, którzy bronią wolności Ukrainy na froncie.
Jak image migrantów zarobkowych Ukraińców wpływa na zainteresowanie świata Ukrainą i popularność ukraińskiej kultury?
Raczej pozytywnie. Ukraińcy pokazali, że są uczciwi, pracowici i zdolni. Ale to nie wpływa bezpośrednio na ekspansję ukraińskiej kultury.
Paradoksalnie ta wojna dała światu impuls, by zacząć rozumieć podmiotowość Ukrainy. To jest kultura: literatura, muzyka itp. Teraz powinna nastąpić silna ekspansja tej podmiotowości. I nie ma co mówić, że dbanie o kulturę w Ukrainie to nie ten czas. Pamięta pani słynne zdanie Winstona Churchilla, kiedy poproszono go o obcięcie pieniędzy na kulturę przy tworzeniu budżetu? Powiedział: „Jeśli oszczędzamy na kulturze, to o co walczymy?”.
Niestety w Ameryce czy Kanadzie ekspansja kulturalna Ukrainy pozostaje na dość mizernym poziomie. Tamtejsze ukraińskie społeczności nie bombardują lokalnych orkiestr pytaniami o to, dlaczego nie mają ukraińskiego repertuaru w kontekście utworów symfonicznych lub operowych. I znowu: w kontekście globalnym sam Silwestrow nie wystarczy, by zainteresować świat ukraińską muzyką. Przed wami dużo pracy, choć teraz najważniejszą rzeczą jest utrzymanie frontu.
Dawne zbrodnie to już historia
Od 2014 roku często wracał Pan do Ukrainy. Co Pan czuł, gdy zaczęła się inwazja?
To było straszne – cóż mogę powiedzieć? My, w Polsce, też żyliśmy w strachu, że za trzy dni Ukraina przestanie istnieć, nerwowo przeglądaliśmy wiadomości i cieszyliśmy się, że Ukraina się trzyma. A potem chcieliśmy działać. Przyjechałem do Ukrainy we wrześniu 2022 roku i razem z orkiestrą „Kyiv Camerata” zorganizowaliśmy koncerty muzyki polskiej w czterech miastach: Kijowie, Żytomierzu, Kropywnyckim i Czerkasach. Koncert w Kropywnyckim został przerwany przez nalot – muzycy i publiczność musieli zejść do schronu.
Cieszę się, że wszystkie moje projekty, w których prezentuję polską muzykę w Ukrainie, są wspierane przez polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. I że ukraińskie instytucje muzyczne, w szczególności Filharmonia Narodowa Ukrainy, pozytywnie reagują na moje propozycje i udostępniają swoje orkiestry.
W ten sposób możemy pokazać ukraińskiej publiczności zarówno wartościową polską muzykę, jak polskie zaangażowanie w sprawy Ukrainy.
Już od 30 lat robi Pan świetną robotę, promując ukraińską muzykę w Polsce. Co dziś leży Panu na sercu? I dlaczego Pan to wszystko robi?
Bo moi rodzice są Ukraińcami – jak mogłoby być inaczej? Chociaż prawdopodobnie lepiej mówię po polsku niż po ukraińsku.
Czasami żartuję, że jestem Wschodnioeuropejczykiem, bo żyję w dwóch kulturach. Ale moi rodzice nie mieli wątpliwości, kim są. W naszym domu zawsze mówiło się po ukraińsku, a ja przejąłem od rodziców ukraińskiego ducha.
W latach 90. myślałem o profesjonalnym kontakcie ze sceną muzyczną w Ukrainie, ale jakoś nie doczekałem się odpowiedzi na moje prośby.
Wtedy wpadłem na pomysł Dni Muzyki Ukraińskiej w Warszawie, czyniąc je, że tak powiem, formą mojego życia. Z entuzjazmem organizowałem pierwsze festiwale i miałem jedno życzenie: żeby to się nie skończyło
Uczyniłem z tego festiwalu swój zawód. Od kilku lat wszystkie koncerty są nagrywane i umieszczane na YouTube do bezpłatnego i nieograniczonego użytku. To kolejna forma rozpowszechniania ukraińskiej muzyki.
W Polsce mieszka tylu Ukraińców, a tylko Pan organizuje Dni Muzyki Ukraińskiej.
Bardzo bym chciał, żeby Ukraińcy mieszkający w Polsce przychodzili na moje koncerty. Kupili bilet i pokazali, że moja sprawa jest ważna. To jest wskaźnik nie tylko dla mnie, ale także dla instytucji, które nas wspierają. Tak, mamy wsparcie miasta Warszawy, które przeznaczyło trzyletnią dotację na festiwal, polskie Ministerstwo Kultury też zapewniło nam trzyletnią dotację. Dla agencji rządowych ważne jest, czy to, co robię, jest pożądane przez publiczność. Tymczasem w warszawskiej sali, w której jest 400 miejsc, są puste krzesła.
Jak zareagowali Pana rodzice, kiedy jako polski dyrygent zaczął Pan koncertować z legendarnym ukraińskim chórem „Żurawli”, a następnie stworzył własny festiwal?
Mój ojciec zmarł w 1986 roku, kiedy pojechaliśmy do Ameryki z „Żurawli” [męski chór Związku Ukraińców w Polsce – red.]. Mama zmarła kilka lat temu, więc miała okazję zobaczyć, jak promuję kulturę ukraińską w Polsce. Dla niej moje stanowisko było naturalne i zdziwiłaby się, gdybym tego nie robił. Ukraińskość była dla niej ważna, żyła nią, prenumerowała ukraińską gazetę „Nasze Słowo” [tygodnik mniejszości ukraińskiej – red.], która ukazuje się w Polsce od 1956 roku. Chodziła do oddalonej o 25 kilometrów cerkwi greckokatolickiej, bo w naszym mieście takiej nie było. Była z pokolenia, które ucierpiało podczas akcji „Wisła” – jej matka została pobita, a ona do końca życia pamiętała ten straszny okres.
Ale choć ukraińskość była dla moich rodziców ważna, to po ukraińsku rozmawialiśmy tylko w domu – a za drzwiami już tylko po polsku. Ta dwoistość była dla mnie zarówno problemem, jak zagadką. Po jakimś czasie tę rodzinną traumę zamieniłem w misję budowania polsko-ukraińskiego porozumienia
I nie jestem wyjątkiem, bo akcja „Wisła” objęła 140 tysięcy ludzi. Wielu z nich się zasymilowało, lecz z tej społeczności wyszło wielu ukraińskich aktywistów – znam na przykład trzech Ukraińców, którzy są posłami na Sejm RP. Są też muzycy – potomkowie ofiar akcji.
Dziś tamte zbrodnie to już historia. Zostawmy historię historykom i pozwólmy naszym współczesnym budować naszą lepszą przyszłość.
Ukraińska dziennikarka, piosenkarka i kompozytorka (pierwotnie była muzyka, która do tej pory nigdzie nie zniknęła). Swoją pracę w dziennikarstwie rozpoczęła od artykułów w magazynie muzycznym „Galas”. Przez wiele lat pracowała jako felietonistka kulturalna gazety „KP w Ukrainie”, była również redaktorką naczelną magazynu „Atelier”. Przez ostatnie kilka lat była krytykiem muzycznym w Vesti.ua, a wraz z wybuchem wielkiej wojny odnalazła się jako dziennikarka w reportażu społecznym.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!