Exclusive
20
min

2024: najlepsze seriale z silnymi kobietami

Oto siedem seriali z mijającego roku, które będą trzymać cię w napięciu do ostatniej chwili, budząc podziw dla siły kobiecego ducha

Jarosław Pidhora-Gwiazdowski

Kolaż: Sestry.eu

No items found.

Silna kobieta w filmie oczywiście różni się od silnego mężczyzny, ponieważ z reguły jej siła nie polega na muskulaturze i zdolności do narzucenia komuś czegoś w fizycznej walce. To już nie lata 80., czasy, w których porządek ustalały pięści Cynthii Rothrock – mistrzyni sztuk walki i aktorki. Teraz siłę kobiet manifestuje się albo poprzez efekty specjalne (jak w przypadku Gal Gadot w komiksowej „Wonderwoman”), albo poprzez siłę autorytetu (jak w przypadku Robin Wright w serialu „House of Cards”). Oczywiście pięści nadal są obecne (nie zapominajmy o Ginie Carano w „Knockout”), ale opcja przemocy stała się bardziej atrakcyjna i, jak widać, bardziej skuteczna. A wraz z nią powiększyła się paleta możliwości wpływania, przewodzenia, zabijania, mszczenia się i rządzenia. Choć czasem odbywa się to w sposób karykaturalny, czasem jest zbyt idealistycznie, a przez to mało realistycznie.

W tegorocznych serialach z mocnymi kobietami widz dostaje wszystko: zachwyt i przerażenie, czasem uśmiech – a czasem łzy. Są w nich nieokiełznane ekscentryczki, profesjonalistki z sił specjalnych, ambitne dyplomatki, utytułowane sportowczynie, mściwe córki i zakochane żony.

„Yellowstone” (USA, SkyShowtime)

Ten epicki dramat rodzinny Taylora Sheridana porównywany do literackiej „Sagi rodu Forsythów” Johna Galsworthy'ego. „Yellowstone” jest historią walki między postępem, z jego niszczeniem lasów, mórz i tradycyjnych kultur – i tradycją, z jej etosem bycia twardym i opornym na ciosy, by przetrwać we wrogim świecie. Beth Dutton (Kelly Reilly), kobieta z ranczerskiej rodziny, żyje w zgodzie z tradycyjnymi zasadami swojego ojca, Johna Duttona (Kevin Costner), choć jest świetną prawniczką i zna świat finansjery. Jest inteligentna, nieokiełznana, pewna siebie i seksowna. Najlepsza!

„Szogun” (USA, Disney+)

Mariko (Anna Sawai) jest z pozoru inna niż Beth Dutton z „Yellowstone”. W XVI-wiecznej Japonii, kraju, w którym obowiązuje okrutny system feudalny i bezwzględne posłuszeństwo kobiet wobec mężczyzn, wygląda na nieszczęśliwą i słabą. Ale jest silniejsza niż otaczający ją mężczyźni, choć już dawno temu chciała umrzeć, cierpiąc z powodu upokorzenia i zhańbienia swojej rodziny. Służy i jest uległa, pielęgnując w sercu pragnienie zemsty. Piękna, inteligentna, religijna (katoliczka) i oddana – jest świecącą gwiazdą pośród ciemności.

„Wiatr zmian” (Korea Południowa, Netflix)

Kiedy się żyje w demokratycznym społeczeństwie, gdzie każdy twój ruch jest chroniony przez system praw i zasad, a sama płeć nie daje przewagi – wówczas dwoje ludzi, mężczyzna i kobieta, będąc na szczycie struktur władzy, staje się potężnymi siłami yin i yang. Pod względem gatunkowym „Wiatr zmian” jest koreańskim odpowiednikiem amerykańskiego hitu politycznego „House of Cards”. Zasadniczo chodzi tu jednak o konfrontację prawdy/uczciwości z korupcją. Tak się złożyło, że prawda jest reprezentowana przez męskiego bohatera, a korupcja przez postać kobiecą. W tym przypadku dla nas liczą się jednak nie względy moralne, ale to, jak manifestuje się kobieca siła – a jest ona niezwykła. Bo tylko poprzez swoją śmierć bohater grany Kyung-gu Sola jest w stanie zdemaskować machinacje swojej przeciwniczki, granej przez Hee-ae Kim. Tylko w ten sposób mężczyzna może pokonać kobietę, która postanowiła pokazać swoją determinację i siłę perswazji. Pewnie ta bitwa zakończyłaby się inaczej, gdyby prawda była po jej stronie...

„The Serpent Queen” (USA, Starz)

Idealistka Katarzyna, dumna ze swojego pochodzenia (z rodu Medyceuszy), zakochuje się w swoim mężu, królu Henryku II z Walezjuszów [późniejszym ojcu polskiego króla Henryka Walezego – red.]. Niczego to jednak nie zmienia, a jedynie pogorsza jej egzystencję – kobieta dojrzewa, nieustannie się wszystkim kłaniając i rodząc kolejne dzieci. Aż w końcu zaczyna rozumieć, że aby przetrwać i wznieść się na wyżyny, musi nadepnąć na gardło każdemu, kto stanie na jej drodze. Inteligentne sztuczki, gry pozorów, zakulisowe negocjacje i intrygi, których staje się mistrzynią, sprawiają, że to ona przeżywa wszystkich swoich wrogów. Samantha Morton w roli Katarzyny zagrała życiową rolę.

„Scar” (Hiszpania, Amazon Prime/rtve)

Zemsta to najlepsza opowieść naszych czasów, szczególnie dla Ukraińców, wziąwszy pod uwagę już nawet nie te 300 lat krwawych „braterskich” stosunków z Rosjanami, ale obecną, najkrwawszą, wojnę.

W hiszpańskiem serialu mścicielką jest Ukrainka. Jej rodzina została brutalnie zamordowana przez rosyjskich najeźdźców, którzy w 2008 r. najechali małą wioskę Swesa w obwodzie sumskim. Od tego czasu cudem ocalała dziewczyna codziennie obiecuje sobie i światu: „Rozczłonkuję ich ciała tak, jak oni rozczłonkowali twoje, tato”. Dorastając jako sierota na ulicy, wśród bezdomnych, kieszonkowców i gangów, dziewczyna staje się twarda i zahartowana. Podróżuje po miastach i krajach, tropiąc przestępców i zabijając ich z nieuchronnością godną Nemezis. Jest furią Ukrainy, a imię jej Zemsta.

„Lioness” (USA, Paramount+)

Chociaż bohaterki tego serialu potrafią posługiwać się pięściami, główną metodą rozwiązywania problemów w „Lioness” jest polityka połączona z bronią. Bo dla kobiet to znacznie skuteczniejsze sposoby kontrolowania rzeczywistości. Reprezentantkami obu tych światów są postacie dwóch silnych kobiet, grane przez dwie znane aktorki: Nicole Kidman („Praktyczna magia”), której bohaterka reprezentuje rząd najpotężniejszego kraju na świecie, oraz Zoe Soldana („Strażnicy Galaktyki”), której umiejętność strzelania lub kontrolowania tych, którzy potrafią strzelać, jest równie duża. Do tej historii dodane zostają kobiety-komandosi, zdolne do latania helikopterami bojowymi i strzelania z wszelkiego rodzaju broni.

„Until I Kill You” (Wielka Brytania, ITV Studios)

W przeciwieństwie do „plastikowej” Wonderwoman, tutaj bohaterka nie posiada nadprzyrodzonych mocy ani hollywoodzkiego saksapilu. Wręcz przeciwnie: jej zwyczajność i fizyczna słabość pozwala jednemu maniakowi terroryzować ją, bić – i prawie zabić. Ale w tym serialu chodzi o siłę psychiczną i duchową postaci Delii, a grająca ją brytyjska aktorka Anna Maxwell jest bardziej przekonująca niż efekciarska Wonderwoman – Gal Gadot. Choć nie walczy i nie lata, to przezwycięża swój strach, by zeznawać w sądzie, przeżywa kolejny atak, a potem pisze o tym książkę. To naprawdę silna bohaterka, przezwyciężająca ból i przerażenie, pokonująca swoje naturalnie słabe ja i społeczeństwo z jego obłudnym kultem ekranowych supermocy. Bez wątpienia Maxwell zagrała jedną z najlepszych kobiecych ról tego roku.

Wszystkie zdjęcia: materiały prasowe

No items found.

Dziennikarz, krytyk filmowy, scenarzysta. Został opublikowany w ponad 60 czasopismach, gazetach i stronach internetowych. Opublikował ponad 3 tysiące materiałów. Był redaktorem działu „kina” w magazynie „SHO”, w magazynie „Cinema Digest” był redaktorem naczelnym, a także w ukraińskim przedstawicielstwie międzynarodowego magazynu Total Film. W 2015 roku rozpoczął festiwal „Tydzień Odrodzenia Strzelania” (przy wsparciu finansowym Państwowej Agencji Filmowej). W 2018 roku brał udział w tworzeniu festiwalu „Tydzień Odrodzenia Strzelania” (przy wsparciu finansowym Państwowej Agencji Filmowej). W 2018 roku brał udział w tworzeniu Związków Krytyków Filmowych Ukrainy, festiwalu „Tydzień Krytyków Filmowych”, a później — w tworzeniu nagrody Związku Krytyków Filmowych „Kinokolo”. W 2021 roku był współtwórcą Korosten Street Film Festival. W 2020 roku napisał scenariusz pełnometrażowego filmu fabularnego wojskowego filmu akcji „Prawo do zemsty” (we współpracy z Julią Czerniawską), aw 2021 roku scenariusz pełnometrażowego filmu fabularnego kryminalnego thrillera erotycznego „Klucze do piekła i raju”. Członek Związku Krytyków Filmowych Ukrainy, Ukraińskiej Akademii Filmowej, Związku Dziennikarzy Ukrainy.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Anna Łazar, portret, kuratorka

Anastazja Kanarska: Wygląda na to, że jesteś zaangażowana we wszystkie najciekawsze i najistotniejsze rzeczy związane z Ukrainą w Polsce. Jak to się zaczęło?

Anna Łazar: Moja Ukraina zaczęła się w latach dziewięćdziesiątych, a potem stale rozkwitała. Zrozumiałam, że interesuję się współczesną Ukrainą, która odważnie się sobie przygląda. Już jako studentka realizowałam projekty związane ze współczesną ukraińską sztuką i literaturą, pracowałam dla organizacji pozarządowych, które zajmowały się Ukrainą. Studiowałam filologię ukraińską i polską oraz historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Mogę powiedzieć, że nadal operuję w tych trzech dziedzinach. 

Poza tym zawsze interesowały mnie projekty zorientowane społecznie. Ze względu na mnogość zainteresowań i działań wygrałam konkurs na stanowisko zastępczyni dyrektora Instytutu Polskiego w Kijowie, gdzie  pracowałam siedem lat. Potem jeszcze blisko cztery w Petersburgu. W ostatnim pięcioleciu moja praca wiązała się z wieloma instytucjami, kuratorstwem, sztuką współczesną, literaturą i projektami interdyscyplinarnymi.

Drugi obszar to tłumaczenia literatury ukraińskiej i anglojęzycznych tekstów związanych z Ukrainą, a trzeci to działania wolontariackie, które są dla mnie bardzo ważne. To również sposób na utrzymywanie kontaktu z tym, co się dzieje w Ukrainie poza moimi tradycyjnymi kontaktami. Wolontariatem zajmuję się nieregularnie, staram się rozwiązywać wybrane problemy, które do mnie docierają. 

Do tego wszystkiego można jeszcze dodać czwarty obszar: czasami piszę o Ukrainie. To dla mnie trudne, bo choć sprawia mi to dużą satysfakcję, moje teksty powstają długo. Jednak w ostatecznym rozrachunku mają wartość właśnie dzięki temu długiemu procesowi, który pozwala na uniknięcie stereotypowych rozpoznań.

Kuratorka, historyczka sztuki, tłumaczka Anna Łazar podczas podróży przez Ukrainę. Zdjęcie z archiwum prywatnego

Ostatnią książką, którą przetłumaczyłam z ukraińskiego i angielskiego na język polski jest „Historia z wiedźmami. Procesy o czary w ukraińskich województwach Rzeczypospolitej XVII i XVIII wieku” autorstwa Kateryny Dysy. Opierając się o źródła od XVII do XIX wieku, Kateryna Dysa zbadała procesy czarownic w ukraińskich województwach Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Dogłębnie poznała kulturę prawną Ukrainy i mechanizmy rozwiązywania wewnętrznych konfliktów za pomocą procedur sądowych. Stworzyła opowieść o społeczeństwie ukraińskim, które już wtedy miało cechy, które dziś rozpoznalibyśmy jako charakterystyczne dla społeczeństwa obywatelskiego

Wcześniej przetłumaczyłam książkę, która nadal jest dla mnie bardzo ważna. To „Republika głuchych” Ilii Kamińskiego, poety, który w połowie lat 90. wraz z rodzicami wyemigrował z Ukrainy do Stanów Zjednoczonych. „Deaf Republic” przypomina sztukę teatralną, każdy wiersz może być osobną sceną. Cenię autora jako poetę i społecznika. Ilia od dawna pomaga uchodźcom w Stanach Zjednoczonych, zajmuje się kwestią rosyjskiej agresji od czasu aneksji Krymu. Od początku inwazji intensywnie pomaga ukraińskim poetkom i poetom. Często podróżuje do Ukrainy, a przy okazji odwiedzin swej rodziny w Odesie prowadzi warsztaty literackie dla dzieci.

W „Republice głuchych”, napisanej w 2018 roku, porusza kwestię żołnierzy, mówiących obcym językiem, którzy chcą „wyzwolić ludność”. Książka opisuje życie małego miasteczka w Europie Wschodniej, w którym ludzie mają swoje sprawy i troski, a inwazja niszczy ich świat. W centrum znajduje się rodzina lalkarzy, a pierwszą ofiarą najeźdźców staje się głuchy chłopiec. 

Książka porusza również temat kultury głuchych. Głuchota jest tu przedstawiona jako zjawisko polityczne. To bardzo mocna książka, w Polsce była omawiana i stała się przedmiotem licznych wywiadów oraz dyskusji. Bardzo się cieszę, że Ilia Kamiński zagościł na polskiej scenie literackiej. Po raz pierwszy zaczęłam pracować z tą książką  podczas Festiwalu Bliscy Nieznajomi, dzięki zaproszeniu Agaty Siwiak, jego dyrektorki artystycznej, kiedy to wraz z Danielem Kotowskim na podstawie „Republiki głuchych” stworzyliśmy wykład performatywny. Książka stała się również punktem wyjścia dla innych projektów. Na ukraiński przetłumaczyli tekst Łesyk Panasiuk i Daryna Hładun. Wkrótce w Warsztatach Kultury powinno ukazać się moje tłumaczenie zbioru opowiadań Tani Malarczuk „Jak zostałam świętą”.

Za cel stawiam sobie prezentowanie ukraińskiej literatury i kultury w szerszym spektrum, nie tylko w kontekście inwazji
Zdjęcie okładki polskiego wydania „Republiki głuchych” Ilii Kamińskiego. Zdjęcie: materiały prasowe

Co masz w planach? Które z książek, które nie zostały jeszcze przetłumaczone, Twoim zdaniem powinny być dostępne w języku polskim?

Jest wiele takich książek. Na szczęście literatura ukraińska jest regularnie tłumaczona na polski. Grono tłumaczy z ukraińskiego znacznie się powiększyło, są wydawnictwa, które zajmują się literaturą ukraińską. W szczególności chciałbym wymienić Warsztaty Kultury, z którymi współpracuję, a także Kolegium Europy Wschodniej i Pogranicze. To wydawnictwa, które za jeden z podstawowych wektorów wybrały Ukrainę. Cieszy mnie również to, że inne wydawnictwa, z szerszą ofertą, zaczynają postrzegać literaturę ukraińską jako jeden z naturalnych kierunków, a nie egzotyczny ozdobnik. 

Znani pisarze i pisarki są regularnie tłumaczone, mają już wydeptane ścieżki. Ja zawsze szukam czegoś nieoczywistego, czegoś, co powinno być zaskoczeniem lub w jakiś sposób uzupełniać kontekst. Teraz pracuję nad tłumaczeniem powieści „Kławka” Kateryny Hrymycz. „Kławka” opowiada o wydarzeniach wokół Związku Pisarzy Ukrainy w latach 40. Wybrałam tę książkę ze względu na ujawnienie schematu polityki Stalina wobec środowiska kulturalnego. Zatem refleksję nad obecną wojną obudowujemy obrazem długiego procesu represyjnej polityki wobec kultury ukraińskiej i innych kultur w Związku Radzieckim.

Wyprzedziłaś moje następne pytanie. Masz dużo kontaktów z czasu pracy w Instytucie Polskim, mogłabyś zostać tylko w tej bańce. Jak ważna jest nowa krew? Jak działają mechanizmy poszukiwania nowych nazwisk?

Jeżdżę do Ukrainy, rozmawiam z ludźmi i po prostu podążam za tym, co wydaje mi się ciekawą propozycją intelektualną. Moment, w którym zaczęłam pracować z ukraińską kulturą, był zupełnie inny niż czas obecny. Wtedy było niewielu ludzi, którzy rozumieli czy studiowali obie kultury.

Obecnie w Polsce mieszka dużo osób z Ukrainy, które pełnią bardzo ważną funkcję pośredniczenia

W Polsce są nie tylko intelektualiści, którzy interesują się tym, co dzieje się w Ukrainie, czy turyści, którzy piszą reportaże o podróżach na „dziki wschód”. Są też ludzie, którzy coraz głębiej integrują się z kulturą ukraińską. Nasze światy łączą się na nowych zasadach. Łączą się mimo stereotypów, również dlatego, że  są już pokolenia, które tych stereotypów nie dziedziczą i nie muszą się z nimi mierzyć.

Jak możemy wykorzystać dzisiejsze zainteresowanie Ukrainą, utrzymać je i rozwijać?

To bardzo trudne pytanie. Myślę, że Ukrainę trzeba silnie zintegrować z ogólnymi procesami kulturowymi Europy i nie budować „ukraińsko-polskiego getta”, chociaż o dwustronny dialog koniecznie trzeba dbać. Stosunki ukraińsko-polskie mają własną dynamikę. Są „wieloryby”, które kształtowały ten dyskurs, lecz teraz paleta osób zainteresowanych Ukrainą poszerza się o ludzi, którzy szukają Ukrainy jako kontekstu dla swoich badań i pracy,  postrzegają ją w szerszej, globalnej skali.

Szukam m.in. aspektów kultury ukraińskiej, które jednocześnie naświetlają oryginalnie specyfikę Polski czy Europy. Ukraina może się przejrzeć w lustrze Polski, a Polska może się przejrzeć w lustrze Ukrainy. Ale musimy pamiętać, że jest to także pokój luster, a nie tylko wzajemne poszukiwania. Chodzi o pracę z teraźniejszością i przyszłością, a także krytyczną refleksję nad przeszłością.

W styczniu 2022 roku w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie razem z Żanną Komar i Oksaną Barszynową przygotowałyśmy wystawę „Ukraina. Wzajemne spojrzenia”. Już w samym tytule zakodowane było zadanie dla publiczności: zastanowić się nad elementami ukraińskiego dyskursu widzianymi z polskiej perspektywy i ich przeformułowanie. Również sobie postawiłyśmy to zadanie wzywając do pomocy sztukę, poczynając od obiektów  średniowiecznych aż po czasy współczesne.

Wystawa „Ukraina. Wzajemne spojrzenia”. Zdjęcie: materiały prasowe MCK w Krakowie

Uważam, że najbardziej interesująca jest praca z dziełami współczesnych ukraińskich artystek i artystów, ponieważ świadomie i samodzielnie patrzą na różne punkty ukraińskiego spektrum kulturowego. Kiedy jesteś wrzucona w tak potworną sytuację, tak jak wojna, chcesz mieć czarno-biały świat. Ale czarno-biały obraz nie pomaga zrozumieć rzeczywistości. Ci, którzy rozumieją, że nadszedł czas, by myśleć strategii Ukrainy jako państwa wrażliwego i silnego, pracują z przyszłością.

Oczywiście istnieją obiektywnie złe rzeczy, z którymi nie możemy nic zrobić i które powinny być postrzegane takimi, jakie są. I w ten sposób musimy je komunikować. Myślę jednak, że kultura krytyczna jest największą szansą Ukrainy. To, że Ukraina wchodzi w moment takiej hipermodernizacji w czasie wojny, daje jej ogromną szansę na stworzenie nowoczesnego globalnego dyskursu na swój temat, który będzie połączony z humanistyką funkcjonującą na świecie, a jednocześnie nasyci tę humanistykę treścią własnej kultury.

Moim zdaniem to już coś znaczy, gdy ukraińska Dija [usługi państwowe online – red.] czy kolej działają sprawniej niż w Niemczech, rozumiejąc oczywiście, że jest to inna skala. Infrastruktura, zmodernizowana w latach dziewięćdziesiątych, jest już przestarzała. W Ukrainie jest ona niszczona, lecz odbudowuje i modernizuje się ją przy użyciu nowoczesnych technologii.

Ukraina ma największe w Europie doświadczenie na polu walki, w przeciwdziałaniu współczesnemu terroryzmowi wojskowemu. Kto jeszcze ma takie doświadczenie? A w ślad za tym doświadczeniem idzie cała infrastruktura

Nie mówię o korupcji, która częściowo niweczy efekty tej modernizacji, czy o nieodwracalnych zniszczeniach, nie mówię nawet o rosyjskich zabójstwach ludności cywilnej, ale o tym, że w tak napiętym środowisku intelekt działa szybciej i bardziej sprawnie. Nie traci czasu na rzeczy niekonieczne. Widać to w kulturze i innowacjach technologicznych Ukrainy.

To coś w rodzaju presji czasu, prawda? Kiedy mamy deadline, zaczynamy eliminować to, co niepotrzebne, i koncentrujemy się na najważniejszych rzeczach.

Tak, trafnie to ujęłaś.

Opowiedz nam więcej o swoich projektach wizualnych.

Ostatnią dużą wystawą była wspomniana wcześniej „Patrzcie na tę chwilę – jak drga” w Galerii Arsenał w Białymstoku. Tematem wystawy była ropa naftowa jako czynnik polityczny. Na wystawie można było zobaczyć pracę Rura gazowa, która reprezentowała Estonię na 11. Międzynarodowej Wystawie Architektury w Wenecji (2008). Projekt Rura gazowa, stworzony przez architektów Maarję Kask i Ralfa Lõoke, artystę Neeme Külma i kuratorkę Ingrid Ruudi.  Był to naturalnej skali rurociąg gazowy łączący pawilony niemiecki i rosyjski. Pracy towarzyszyły eseje o aspektach filozoficznych, politycznych i ekologicznych handlu ropą.

Fragment wystawy „Patrzcie na tę chwilę – jak drga”. Zdjęcie z archiwum prywatnego Anny Łazar

Wizualnie dominowały prace niesamowitego ukraińskiego rzeźbiarza Iwana-Walentyna Zadorożnego, m.in. autora rzeźbiarskiego wystroju restauracji „Bratyna” w dawnym hotelu Dnipro, który odnosił się do prasłowańskich bóstw. Nie zabrakło również dzieł Łady Nakonecznej i Katii Libkind, które podjęły - każda w niepowtarzalny sposób - refleksję na temat kultury wizualnej kształtowanej przez akademie sztuk pięknych, realizm i bezrefleksyjnie dziedziczone schematy wizualne. Katia Libkind namalowała akty ludzi bez kończyn, które zaczerpnęła z filmów pornograficznych. Prace te dotyczyły zbiorowej podświadomości i zmian w obyczajowości seksualnej w Ukrainie. Jak zmienia się seksualność ludzi, gdy tracą kończyny? Pokazałam też prace Denysa Pankratowa, Iwana Melnyczuka, Ewy Zarzyckiej i Jarosława Futymskiego, Mikołaja Smoczyńskiego i Ołeha Kałsznikowa, Petera Valka, Liliany Zeic i Anny Szczerbyny. 

Od ponad dwóch lat na zaproszenie Marcina Hamkało і miasta Gdańska tworzyłam program „Wolne Słowo” w ramach projektu Gdańsk Miasto Literatury. Był wielowymiarowy, z naciskiem na rozmowy, dyskusje i prezentacje różnych praktyk artystycznych i literackich, ale powstało też wiele ważnych interwencji ukraińskich artystów.

Nazwa programu Wolne Słowo odnosi się do Domu Słowa w Charkowie. Podstawowym partnerem jest dla nas, zgodnie z nurtem zadanym przez nazwę - Charkowskie Muzeum Literatury, zajmujące się intelektualną spuścizną twórców w latach 30. zamieszkujących Dom Słowa, którzy zostali w ramach czystek stalinowskich masowo rozstrzelani w 1937. Sam Dom Słowo ponownie ostrzelany został na początku pełnoskalowej inwazji Rosji przeciwko  Ukrainie. To właśnie ten Dom w połączeniu z ważnym dla Gdańska epitetem "wolne" dał nazwę programowi Wolne Słowo. 

Na szczególną uwagę zasługuje mural Wołodymyra Kuzniecowa zatytułowany „Tranzyt”, który zmienił atmosferę przestrzeni dawnej zajmowanej przez Rosyjskie Centrum Kultury i Nauki, któremu nie przedłużono umowy najmu z początkiem pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę i które to pomieszczenia przekazano je na rzecz przedsięwzięć dotyczących refleksji nad wojną.

Praca nad muralem „Tranzyt” Wołodymyra Kuzniecowa. Zdjęcie: Michał Algebra

Udało nam się nawiązać współpracę na bardzo wysokim poziomie z ze wspaniałymi ukraińskimi artystami. Gościliśmy Alewtynę  Kakchidze, Wołodymyra Kuzniecowa, Tanzlaboratorium, w skład którego wchodzili Larysa Vienediktowa, Mariana Matwijczuk i Ołeksandr Lebiediew. Byli u nas Jarosław Futymski, Stanisław Turina, Katia Libkind, Kateryna Badianowa, Ołeksandra Burłaka, Inga Lewi, Iwan Melnyczuk, Iwan Switłycznych, Liera Polanskowa, Mykyta Kadan, Iwanka Kozachenko, Andrii Dostliev, a także pisarze i pisarki: Serhij Żadan, Hałyna Kruk, Kostiantyn Moskalec, Bohdana Matiasz, Jurij Andruchowycz, Ija Kiwa. Przyjechała krytyczka Kateryna Jakowlenko, a także filmowcy Roman Bondarczuk i Daria Awerczenko, którzy pokazali „Ukraińskich szeryfów”. Odbyły się koncerty m.in. Karbido i Hajdamaków, gościliśmy też Ałłę Zahajkewycz. 

Naszymi gośćmi byli też Ewa Zarzycka, Aneta Szyłak, Jesica Zychowicz, Piotr Marecki, Tomasz Szerszeń, Maciej Piotrowski, Piotr Wyrzykowski, twórcy kultury z Czech, Niemiec, Stanów Zjednoczonych i Węgier. 

Intensywny program na styku wizualności i literatury z trzema wydarzeniami w miesiącu, dyskusje o tym, jak obraz Ukrainy, wojna i rosyjskie zbrodnie są rozumiane przez ukraińską kulturę. Kończę ten rok w Narodowym Muzeum Sztuki Ukrainy. 19 grudnia wraz ze współkuratorkami z Narodowego Muzeum Sztuki Urainy: Anną Alijewą, Tetianą Żmurko i Daryną Jakymową otworzyliśmy wystawę grupy R.E.P. (Rewolucyjna Przestrzeń Eksperymentalna: Lesia Chomenko, Ksenia Hnyłycka, Mykyta Kadan, Zhanna Kadyrowa, Wołodymyr Kuzniecow, Lada Nakonechna) „REP. Historia”. Wszystko się udało, mimo bombardowań i przerw w dostawach prądu, które są uciążliwe przy montażu. Współpracuję również z Muzeum Literackim w Charkowie.

Skoro mówimy o promocji kultury ukraińskiej w Polsce: czy uważasz, że należy coś zrobić dla tzw. masowego odbiorcy?

Infantylizacja kultury mnie drażni. Na tym opierała się m.in. radziecka polityka kulturalna, której celem było ukształtowanie niemyślącej publiczności. Tymczasem kultura jest czymś, co – wręcz przeciwnie – powinno pobudzać nas do bycia odpowiedzialnymi i myślącymi obywatelkami i obywatelami, ale nie w sposób ilustracyjny. Kultura kształtuje naszą wrażliwość. Ukraina zdała ten egzamin. To, że broni siebie i Europy, jest również wynikiem bardzo złożonego procesu kulturowego, w którym ludzie nie pozwolili się zinfantylizować i przekształcić w powolną masę.

Uważam, że wielu ludzi razem to nie tłum, a jednostki. I nie ma potrzeby tworzenia jakiegoś infantylnego przekazu

W przestrzeni publicznej powinno być też miejsce dla rozrywki, ale jestem przekonana, że nie musi być otępiająca. 

Jedno z licznych spotkań programu „Wolne Słowo” w ramach projektu Gdańsk Miasto Literatury. Zdjęcie: Kornelia Głowacka

Skupiasz się na sztuce wizualnej i literaturze. A jaki jest Twój związek z teatrem i muzyką?

W tej chwili interesuje mnie rozwój teatru weteranów, gdzie ludzie wykorzystują doświadczenie zdobyte podczas wojny do formułowania pewnych tez w sferze kultury. Wiele osób zostało wyrwanych ze sceny artystycznej i jest na froncie. Ale równie wielu zostało wyrwanych z innych środowisk zawodowych – i oni też są na froncie. Są różne podejścia i różne punkty widzenia.

Jeśli chodzi o teatr, to brałam kiedyś udział w projekcie „Bliscy nieznajomi”, stworzonym przez Joannę Wichowską i Agatę Siwiak. Dzięki temu projektowi można było zobaczyć propozycje z różnych części Ukrainy.

Bardzo interesujący jest moment aktywizacji ukraińskiego teatru, kiedy wyzwala się z powtarzania ludowych czy radzieckich schematów i proponuje kontakt z własnym doświadczeniem i przemyślenia na temat historii i teraźniejszości Ukrainy

Najbardziej interesują mnie działania Larisy Wieniediktowej, ale też Ołeny Apczel, Maksyma Kuroczkina, Wiktorii Myroniuk, Dimy Łewyckiego. Chcę też wspomnieć o nieodżałowanej Switłanie Oleszko i jej spektaklu “Charkiw, Charkiw”, o Rozie Sarkisjan - świetny spektakl “Fucking Truffaut / Bliadski Circus Queelektyw”. Jednak żeby zrozumieć dynamikę teatru, musisz w nim uczestniczyć, być tam. Jeżdżę do Ukrainy raz na dwa miesiące. Co mam czas zobaczyć? Dość regularnie odwiedzam otwarte pokazy studentek i studentów Larysy Wieniediktowej w Kijowskiej Miejskiej Akademii Sztuki Estradowej i Cyrkowej.

Muzyki po prostu słucham. Lubię nowoczesne eksperymenty, ale do tego też potrzebne są koncerty na żywo. Szybciej pójdę na koncert, niż podejmę jakąś świadomą decyzję o słuchaniu.

Co konkretnie lubisz?

Słuchanie muzyki wymaga czasu. Robię coś trochę innego. Jeśli jadę z jednego miejsca do drugiego, po prostu włączam radio.

A kiedy pracujesz, potrzebujesz ciszy?

Tak. A pracuję cały czas. Kontakt z przyjaciółmi jest dla mnie ważny. Wysyłają mi jakieś utwory, a ja ich słucham, lecz ich nie zapamiętuję. Interesuję się też ukraińską sceną alternatywną, współczesnymi kompozytorami, których znam od czasów kijowskich. To Iwan Switlycznyj i krąg Fotinusa, Ałła Zahajkewycz, Ołeksij Szmurak, Opera Aperta, bardzo lubię też działania Tomka Sikory i Karbido. Lubię muzykę tradycyjną, tęksnię za Danyłą Percowem, podobają mi Żadan i Psy. 

O tych ostatnich nie mogę nie wspomnieć, bo mam do Serhija ogromną sympatię i rozumiem, że muzyka jest dla niego ważną ekspresją. Więc śpiewam razem z nim: „Kwitną malwy na maminym ganku”. Ale sentymentalnej, ckliwej  muzyki słuchać nie potrafię.

20
хв

Ukraina na styku wojny i hipermodernizacji: szansa na stworzenie nowego globalnego dyskursu

Anastazja Kanarska

Nie da się zadowolić wszystkich jednym serialem. Bo każdy ma swój gust, swój wiek i swoje rozumienie tego, co nastrój poprawia, a co może go zepsuć. Dlatego dla każdego mam coś ciekawego.

Nikt tego nie chce (USA)

Nikt tak naprawdę nie chce dokonywać drastycznych zmian w swoim życiu, ale zakochanie się we właściwej osobie, zamiana samotności na związek, a przy okazji stanie się celebrytą z podcastu – przyznajmy, niejednemu by się spodobało. Ten serial od Netflixa jest przyjemny, wyjątkowy i optymalny na świąteczny czas. Tyle że lepiej go oglądać bez małych dzieci, biorąc pod uwagę skomplikowany klimat psychologiczny dorosłego życia bohaterów – wyluzowanej i inteligentnej kobiety oraz przystojnego, nieortodoksyjnego rabina w synagodze. Głównym ich dylematem jest to, że ona nie jest Żydówką, więc musi przejść na judaizm – jeśli on ma zostać głównym rabinem. W przeciwieństwie do mocnego „Unorthodox”, „Nikt tego nie chce” jest miękki i puszysty.

Star Wars: Skeleton Crew (USA)

Wszechstronnie dobry serial dla nastolatków to rzadki przypadek we współczesnym kinie. Ten jest jeszcze rzadszy i bardziej wyjątkowy, ponieważ jest atrakcyjny dla szerszej niż smarkata publiczności, a zatem może być oglądany przez wszystkich w rodzinie – w wieku od lat 7 do 107. Pełna przygód i wolna od dłużyzn opowieść wyciągnie cię natychmiast. Na początku łączy chłopców i dziewczęta z różnych cywilizacji, którzy od dawna żyją na tej samej planecie w społeczeństwie, które przypomina ziemskie, tyle że jest bardziej zaawansowane technologicznie. A potem wszyscy wyruszają w nieskończoną przestrzeń kosmiczną dzięki niespodziewanie odnalezionemu statkowi kosmicznemu, zakopanemu w leśnej gęstwinie nie wiadomo przez kogo i dlaczego. Piracki droid, baza na planecie bandytów, obalony kapitan i gwiezdne mapy Republiki – to świat Wyspy Skarbów Stevensona przeniesiony do uniwersum Gwiezdnych Wojen Lucasa. Ot, taki sympatyczny powrót do czasów naszej młodości.

Supersex (Włochy)

To oczywiste, że dobry seks sprawia, że czujesz się dobrze. Ale żeby go mieć, musisz być w dobrym nastroju. Oglądając historię giganta seksu, wzorowanego na włoskiej gwieździe porno Rocco Siffredim, taki nastrój można uzyskać. A jeśli nawet ta fikcyjna historia nie wywoła takich emocji, jakie wywołują prawdziwe filmy dla dorosłych – to przynajmniej będzie ciekawie. Wzloty i upadki przystojnego mężczyzny o nieprzeciętnych (w każdym tego słowa znaczeniu) przymiotach seksualnych pozwalają zajrzeć za kulisy pornobiznesu, a z drugiej strony zrozumieć, jaką płaci się cenę, gdy przyjemność zostaje odstawiona na dalszy plan, by nie przeszkadzać w pracy. 7 odcinków z udziałem Alessandra Borgi („Suburra”) to ścieżka do dobrego nastroju, na której poznasz tych, którzy za ów nastrój odpowiadają.

Maxima (Holandia)

Jeśli mógłby istnieć dobry serial o książętach i księżniczkach, bez dramatów i tragedii typu brytyjsko-francuskiego, byłby to serial o… holenderskich książętach i księżniczkach. Serial „Maxima” jest właśnie taki – miły, romantyczny, piękny, w dodatku pełen znaczeń i życiowych szczegółów „do przemyślenia”. Historia typowa dla współczesnej bajki: młodzieniec królewskiej krwi spotyka zwykłą kobietę. Ona, Maxima, jest pięknością, a on jest całkiem przystojny. By dostąpić wymarzonego szczęścia we dwoje, muszą pokonać wiele przeszkód. Bajka staje się rzeczywistością. Tyle że bajka pozytywna i pozbawiona brutalności, bez zamieniania w żaby, obdzierania ze skóry i palenia w piecu.

Dżentelmeni (Wielka Brytania)

Serial dla dużych chłopców, ze wszystkimi tymi zabawkami, które lubią – drogimi cygarami, szytymi na miarę garniturami, whisky single malt, grawerowanymi pistoletami, polowaniami, zabytkowymi samochodami i zamkami z epoki elżbietańskiej. Tak jak we wcześniejszych filmach, bohaterowie – ze swoimi kartami, pieniędzmi, rewolwerami, mosiężnymi kastetami, boksem i walkami psów – są mieszanką rodem z bohemy i świata ulicznych naciągaczy. Każdy, kto jakimś cudem przegapił „Dżentelmenów”, a teraz ma chwilę spokoju, by nadrobić zaległości, dostanie rozrywkę w pełnym pakiecie, śledząc losy zbankrutowanego, lecz nader pewnego siebie księcia próbującego pozbyć się mafii żyjącej z uprawy marihuany, która opanowała jego posiadłość.

Ludwig (Wielka Brytania)

Czasami, aby być w dobrym nastroju, musisz użyć mózgu i zagrać w intelektualną grę, zanurzając się w głębinach swoich myśli. Dobry serial detektywistyczny to w takim przypadku coś w sam raz. „Ludwig” oferuje ciekawą grę z widzem według najlepszych tradycji gatunku, ze sprytnymi zagadkami, nieoczywistymi sposobami ich rozwiązywania i dowcipnymi wątkami równoległymi. Sprawiają one, że serial nie jest tylko zestawem kolejnych konfliktów, które spadają na głowę widza w każdym odcinku, ale dobrze skrojoną i wartą uwagi dramatyczną historią horyzontalną. Reżyser prowadzi grę z widzem, a jednocześnie z głównym bohaterem – samotnikiem o nieprzeciętnej erudycji wynikającej z nieustannego rozwiązywania krzyżówek, który opuszcza swoje mieszkanie tylko dlatego, że zniknął jego brat…

The Chosen. Wybrani (USA)

Niesamowity serial. I wcale nie chodzi tu o cuda Jezusa Chrystusa czy jego czyny. Chodzi o sposób, w jaki opowiadane są znane historie biblijne. Wszystkie 4 sezony serialu to zwykłe rozmowy między ludźmi, którzy wyglądają niemal jak my – nieprzesadnie umięśnieni, dowcipni, na co dzień posługujący się środowiskowym żargonem. Jezus jest tutaj tak blisko człowieka, jak sam chciał, szczególnie podczas Kazania na Górze. Wnikliwy, zabawny i energiczny. I to też jest cud, bo przecież klasyczne seriale o Zbawicielu zwykle są przesycone patosem i pretensjonalnością. „Święta prostota” znakomicie spełnia tu swoją rolę, czyniąc rzeczy ważne jasnymi i przyjemnymi.

Wszystkie zdjęcia: materiały prasowe

20
хв

Na dobry nastrój: seriale Anno Domini 2024, które obejrzysz z przyjemnością

Jarosław Pidhora-Gwiazdowski

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Wojna, pokój i polityczne niespodzianki. Estoński poseł o głównych wyzwaniach 2025 roku

Ексклюзив
20
хв

„Nowa Jałta” określi podział stref wpływów w następnym stuleciu

Ексклюзив
20
хв

Rok 2024. Paradoks ukraińskiej odporności

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress