Exclusive
20
min

Sztuka odpuszczania

Ukraińska aktorka Maria Bruni reżyseruje w Teatrze Nowym w Poznaniu własną sztukę. „Zamknięte pokoje” to spektakl o relacjach między ludźmi i krajami. Bohaterowie uczą się odpuszczać, a Ukraina i Polska dojrzewać do odpowiedzialności.

Jędrzej Pawlicki

„Zamknięte pokoje” w w Teatrze Nowym w Poznaniu. Zdjęcie: Dawid Stube

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Dziewczyna ma czarną sukienkę. Złączone dłonie trzyma na talii. Sprawdza bilety, gości kieruje na widownię. Włosy spięte niedbale, w oczach skupienie, czerwona szminka na ustach. Zamyka drzwi i przechadza się wzdłuż niewielkiej sceny. Męski głos z taśmy przypomina widzom o regulaminie muzeum. Wyłączyć telefon, nie robić zdjęć, przedmiotów nie dotykać. Dziewczyna idzie po linoleum, znika za zasłoną ustawioną na środku. Czarną i prostą sukienkę kustoszki zmienia na letnią, w bieli i błękicie. Strój uzupełnią wysokie trampki, kolorowa czapka z pomponem i bluza sportowa z późnych lat osiemdziesiątych. Ten sam model w „Stranger Things” nosi Sadie Sink. Opowieść rusza na dobre. Dziewczyna na scenie na imię ma Rita. Odsłania storę i zaprasza widzów do prywatnego muzeum, w którym odgrywa historie ze związku ze Staszkiem.

„Zamknięte pokoje” w w Teatrze Nowym w Poznaniu. Zdjęcie: Dawid Stube

Rita i Staszek poznali się na studiach malarskich w Krakowie. Rita to energiczna Ukrainka, która w Polsce rzuciła się w nowe życie. Staszek to wnuk słynnego polskiego malarza, w powszechnej opinii skazany na wybitność. Po dyplomie wyjechali do Kijowa i wzięli ślub. Małżeństwo pragmatycznej dziewczyny i niespokojnego chłopca rozpadło się, ale historia nie pozwoliła parze się rozstać. W niespokojnych miesiącach pod koniec 2021 roku wciąż trzymali się razem, aż rosyjskie czołgi zastały ich na działce w Irpieniu. Ruszyli do Krakowa. Przyjął ich stary wykładowca, przez studentów zwany Van Goghiem. W zamian za gościnę zażądał opieki i zakazał zaglądać do pomieszczeń w przestronnym mieszkaniu.

Zamknięci z niedołężnym starcem, Rita i Staszek czekają na śmierć profesora. Tylko wtedy odziedziczą mieszkanie i zajrzą do pozostałych pokojów. Krążą wokół łóżka Van Gogha po wytyczonej orbicie: ranią się i zdradzają jak wytrawni wrogowie

Rita i Staszek to bohaterowie „Zamkniętych pokojów”, sztuki napisanej i wyreżyserowanej przez ukraińską aktorkę Marię Bruni, której na scenie partneruje Tomasz Mycan. Spektakl właśnie pojawił się w repertuarze Teatru Nowego w Poznaniu.

Wszystkie miasta Marii

Maria Bruni pochodzi z Mariupola. Dzieciństwo spędza we wschodniej Ukrainie w latach dziewięćdziesiątych. Wychowuje się w artystycznej rodzinie. Mama to znana miejscowa malarka. Tata zrezygnował z marzeń o karierze śpiewaka dla dobrych pieniędzy w fabryce, ale wciąż śpiewa: na uroczystościach miejskich i zakładowych świętach. Maria kończy liceum muzyczne i też myśli o śpiewie. Odkrywa jednak inną scenę. Uczęszcza do studium aktorskiego przy Teatrze Dramatycznym w Mariupolu. Do teatru ma blisko, w studium uczy się aktorstwa, a po zajęciach do domu wraca piechotą.

W ukraińskim systemie edukacji maturę zdaje się wcześnie. Maria kończy szesnaście lat i zamienia przemysłowy, choć nadmorski Mariupol na akademię teatralną w Kijowie. Po dyplomie pracuje w teatrach w Białej Cerkwi, w Kijowie oraz w Odessie. We wrześniu 2013 roku rodzi córkę. 

Dwa miesiące później wybucha Rewolucja Godności. Kijowianie protestują przeciwko prezydentowi Wiktorowi Janukowyczowi, który stopniowo zmienia kraj w rosyjski protektorat. Na pierwsze protesty Maria chodzi z córeczką zawiniętą w chustę z napisem „Ukraina to wolny kraj”

Po kilku dniach służby zaczynają strzelać do manifestantów. Maria z córką wyjeżdżają do Mariupola. Na wschodzie Ukrainy jest wtedy bezpieczniej niż w stolicy, choć gdy za kilka lat wojna ruszy na pełną skalę, to właśnie Mariupol jako pierwszy znajdzie się pod rosyjskim ostrzałem.

Z córką na Majdanie Niepodległości w Kijowie. 2013 rok. Zdjęcie: archiwum prywatne

Dziecko rośnie, Maria wraca do pracy. Stawia na film i telewizję. Chodzi na castingi, zaczyna zarabiać w reklamach. Przychodzą główne role filmowe w Ukrainie i zagranicą, kariera nabiera rozpędu. 

Po pierwszym alarmie z 24 lutego 2022 roku Maria jest spakowana. Z córką i przyjaciółką Nataszą, ukraińską reżyserką, ruszają do Berlina. Maria pracowała w niemieckich filmach. Lubi i rozumie miasto, ale nie czuje, że to dobre miejsce do wychowania dziecka: ze zdziwieniem i złością obserwuje prorosyjską demonstrację w centrum Berlina. Gdy pojawia się propozycja rezydencji w Teatrze Nowym w Poznaniu, przyjmuje ją. Zamieszkuje w pokoju gościnnym. Natasza rusza dalej na zachód, robi projekty w Austrii i Portugalii, po roku wraca do Ukrainy.

Nasza Ukrainka

Z okna w teatrze Maria ma widok na ekran reklamowy, który pulsuje męczącym światłem i kamienicę, której elewacja zmienia się co kilka tygodni. Grafika przedstawia najnowszy serial z platform internetowych, czasami program rozrywkowy z udziałem polskich aktorów, którzy dorabiają w telewizji. Teatr stoi na Dąbrowskiego, w samym sercu betonowego miasta. Pokój nagrzewa się szybko, już w pierwsze dni wiosny Maria ucieka z córką na deskorolkę do parku.

Gdy wieczorem wychyla się przez otwarte okno, nad wejściem do teatru widzi dwie flagi: polską i ukraińską

W poznańskim słońcu błękit i żółć szybko płowieją.

Maria zapisuje się na lekcje języka dla obcokrajowców i w sierpniu przechodzi na polski. Wciąż ma lekki akcent, robi błędy w deklinacji i końcówkach czasowników. Nowi polscy przyjaciele powtarzają, że to urocze, ale Maria nie chce uchodzić za „naszą Ukrainkę”, której wciąż należą się pomoc i taryfa ulgowa. Po jednej z premier zbiera komplementy od starego, poznańskiego aktora: „Nieważne, jak mówisz. Ciebie chce się oglądać i słuchać”. W nowym sezonie przychodzi duże wyzwanie, Maria trafia do obsady Szekspira u głośnego polskiego reżysera. 

Festiwal Filmowy w Odessie. 2021 rok. Zdjęcie: archiwum prywatne

Z Szekspirem ma dawne, niewyrównane rachunki. Jeszcze w Ukrainie wyleciała z szekspirowskiej sztuki przez nieporozumienie z reżyserem. Maria czuje, że ten sam tekst wraca do niej właśnie teraz, gdy karierę buduje od nowa. Próby trwają kilka tygodni, do premiery brakuje miesiąca: głośny polski reżyser usuwa Marię z obsady przez akcent. Taki zawód – powtarza sobie.

Po wakacjach ruszają próby do nowych projektów. Maria otwiera plik z tekstem własnej sztuki. Tłumaczy go na polski, prosi o pomoc w redakcji. Do współpracy zaprasza kolegę z teatru, który pomaga w czytaniu performatywnym dramatu. Pomysły inscenizacyjne Marii działają. Aktorka dostaje budżet na przygotowanie pełnego spektaklu. „Zamknięte pokoje” debiutują na scenie w połowie marca.

Bardzo prosty mechanizm

W poniedziałki aktorzy nie pracują. Zostają w łóżkach i odsypiają stresy ze sceny. W poniedziałek 18 marca Maria je późne śniadanie, długo pije dwie kawy, patrzy przez okno na dziki orzech na podwórku. W weekend wystawiła swoją pierwszą sztukę. Córka w szkole, na dworze całkiem ciepło. Przed Marią tydzień wolnego. Od pół roku nie mieszka w teatrze.

Osiedlowe hiacynty rosną na skraju chodnika, pachną ostro i przyjemnie. Na schodkach kawiarni klienci z kawą i papierosem. Przed monopolowym sąsiad z piwem. Otwiera się miejscowa księgarnia. Blisko stąd do wegańskiej knajpy, w której siadamy z Marią. Rozpuszczone włosy, luźne spodnie w czarne i białe paski, jasny top i lekka, pstrokata, ale modna koszula jakby wyjęta z planu zdjęciowego młodzieżowego filmu o latach dziewięćdziesiątych.

„Zamknięte pokoje” w w Teatrze Nowym w Poznaniu. Zdjęcie: Dawid Stube

– Kiedy zaczęłaś pisać „Zamknięte pokoje”? 

– Przed wojną. Miałam w sobie jakiś niepokój. Dużo pracowałam, ale tuż przed wojną przyszedł wolny tydzień. Dla mnie wtedy to było dużo. Zostałam w teatrze w Odessie. Nie pamiętam już nawet, dlaczego nie wróciłam do Kijowa do dziecka. Moja przyjaciółka Natasza przeczytała właśnie moją sztukę dla nastolatków – „Przygody Sindbada”. I powiedziała, że to fajny materiał, że powinnam napisać coś dla dorosłego widza. 

– I co ty na to?

– Nie miałam tematu. Żeby pisać, muszę mieć jakiś temat. I Natasza rzuciła pomysł! Nie chcę o tym mówić, ale miałam skomplikowaną sytuację. Byłam po rozwodzie i pracowałam w Odessie, ale gdy wracałam do Kijowa, mieszkałam z byłym mężem. Natasza powiedziała: „Napisz sztukę o dwojgu ludzi, którzy nie chcą już żyć ze sobą, ale nadal mieszkają razem”. I tak przyszedł do mnie temat: para, która opiekuje się starym, chorym człowiekiem w oczekiwaniu na mieszkanie po jego śmierci. Już wtedy pomyślałam, że główny bohater będzie Polakiem.

– A co go przygnało do Ukrainy?

– Przyjechał na studia. Oboje byli malarzami. W ostatecznej wersji sytuacja się zmieniła: to dziewczyna przyjeżdża na studia do Polski i poznaje w Krakowie przyszłego męża.

– Mówisz, że to sztuka o…

– Na początku to była rzecz wyłącznie o relacjach. Potem sztuka zrobiła się wielowarstwowa. To spektakl o dojrzewaniu. Ale można powiedzieć, że chodzi też o dojrzewanie krajów, Polski i Ukrainy, że przez tych bohaterów widzimy, jak nasze kraje razem dojrzewają, jak uczą się brać na siebie odpowiedzialność

– Mówisz, że to sztuka o… 

– Na początku to była rzecz wyłącznie o relacjach. Potem sztuka zrobiła się wielowarstwowa. To spektakl o dojrzewaniu. Ale można powiedzieć, że chodzi też o dojrzewanie krajów, Polski i Ukrainy, że przez tych bohaterów widzimy, jak nasze kraje razem dojrzewają, jak uczą się brać na siebie odpowiedzialność. 

– Ale to też sztuka o uchodźcach. 

– Tak! I o tym, jak ludzie przeżywają wojnę, o tym, jak uczą się odpuszczać, uczą się słuchać siebie samych i siebie nawzajem. 

– O tym, że w każdym jest ziarno przemocy?

– Też, też… Rita i Staszek mają w sobie dużo przemocy. 

– Oni dojrzewają nie tylko do rozstania, ale po prostu robią się dorośli.

– O to chodzi. Spotyka się dwoje dzieciaków, którzy chcą żyć tu i teraz, bawić się i cieszyć. A tak się nie da, jeśli masz w sobie tyle bólu.

– Potrafią się razem bawić. Tam jest dużo żartów i drwin.

– Nieśmieszna zabawa w jednym akcie. Ten podtytuł zrodził się już w czasie prób.

– Ale te zabawy są upiorne. Nic ich poza poczuciem humoru nie łączy. Jeżeli mają spędzać czas razem, to tylko na śmiechu.

– To dla nich bezpieczna przestrzeń. Myślę, że to bardzo prosty mechanizm. Rita i Staszek spotkali się na studiach. W czasie prób powtarzałam, że razem jarali, bawili się, malowali i tak im zleciało piętnaście lat. Oni w tym związku nie dorastali.

– Oni nie rośli i związek nie rósł.

– Tak…

W domu w Poznaniu. 2024 rok. Zdjęcie: archiwum prywatne

Piętnaście słoików żurku

Na premierze „Zamkniętych pokojów” siedzę na widowni z dwiema przyjaciółkami Marii: dziennikarką z Kijowa i aktorką z Odessy. Pierwsza układa sobie życie w Poznaniu, druga pracuje w teatrze w Bydgoszczy. Ukrainki niosą spektakl. Śmieją się głośno, gdy aktorzy żartują z polskiej pretensji do zbawienia okupowanej Ukrainy. Polscy widzowie reagują powściągliwie. Patrzą i słuchają, ale milczą. Śmieją się w innych momentach.

– Pogadajmy o polityce. W spektaklu jest świetna scena polityczna. Rita i Staszek żartują z niemocy prezydentów Polski i Ukrainy. Polacy chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak Ukraińcy patrzą na politykę. Dla nas Zełenski to tytan, dla wielu z was nieudolny polityk.

– Tak. Wiesz… Ja chyba jestem na tyle oderwana, że sama nie ogarniam wszystkich niuansów. Społeczeństwo w Ukrainie zrobiło się wielowarstwowe. Wykształciło się tyle grup społecznych … Jedni korzystają z pomocy w bogatych krajach i nic nie robią, drudzy chwytają jakąkolwiek pracę w Polsce i ciężko tyrają, a trzeci zostali w Ukrainie, bo lepiej im pod ostrzałem, ale w domu. A w ogóle żeby zrozumieć Ukrainę, to trzeba czuć autoironię.

– Ukraińcy są bardziej sarkastyczni niż Polacy? – Są bardzo sarkastyczni. Jesteśmy bardzo złośliwi. I dla siebie, i dla innych

– Na premierze siedziałem z twoimi przyjaciółkami z Ukrainy. Śmiały się w momentach, w których Polacy byli zażenowani.

– Rita mówi Staszkowi, że jak każdy Europejczyk ma słabość do wielkiej rosyjskiej kultury. To żart o Europejczykach, ale i o nas. Sami przez lata mieliśmy słabość do tej kultury i niestety niektórzy wciąż mają. To działanie propagandy. Trudno się z tego wyzwolić w pięć lat. Trudno wyzdrowieć.

– A co było najtrudniejsze w pracy nad spektaklem?

– Lęk, że to będzie niezrozumiałe i niepotrzebne. Bałam się też – szczerze mówiąc – że Polacy się obrażą, że za grubo pożartowałam, ale na szczęście tam są sceny ironiczne nie tylko wobec Polaków, ale i Ukraińców. 

– A o reakcje Ukraińców się bałaś?

– Wiesz, teraz taka moda, żeby ze wszystkich robić zdrajców. Z jednej strony mogłabym stać się dla Ukraińców zdrajcą. Dzisiaj wystarczy napisać cokolwiek na Facebooku i ktoś skomentuje: „Ale wygodnie ci o tym pisać z Polski!”. Z drugiej strony Polacy mogą powiedzieć: „Ale jesteś niewdzięczna. Siedzisz u nas i jeszcze sobie ironizujesz”. Bałam się o scenę, w której Rita wspomina pierwszą Wielkanoc po wojnie: „Wróciłam z piętnastoma słoikami żurku i bez propozycji pracy”.

„Zamknięte pokoje” w Teatrze Nowym w Poznaniu. Zdjęcie: Dawid Stube

– Ale ja pytam o warsztat. Trudno połączyć pracę autorki, reżyserki i aktorki?

– Już po wszystkim myślę, że to nie było trudne. Pytali mnie o to potrójne wyzwanie. Miałam jeden lęk: zdarza się, że aktorzy robią złe spektakle. Projekt zaczął się od głośnego czytania i nikt by tego za mnie nie zrobił. Mówię jak Rita: „Nikt oprócz mnie by o to nie zadbał”.

– Kiedy Rita tak mówi?

– W monologu o śmierci taty. Kiedy sama kładzie prezenty pod choinką. Nikt by o to za mnie nie zadbał – to znaczy, że Rita robi to, bo tak trzeba. Zaczęłam to robić, bo to moje dziecko. Chciałam sama sobie poradzić. Tym bardziej że miałam doświadczenie w reżyserii i scenariopisarstwie. Piotr Kruszczyński zaproponował mi reżyserię, dał wsparcie, patrzył z boku i udzielał rad. Rzadko się zdarza, żeby ktoś zaufał dziewczynie z zewnątrz, którą zna od dwóch lat. Jestem w Teatrze Nowym dopiero od 2022 roku. 

– Lubisz pracę. 

– Wychodzę z założenia, że praca nie może być łatwa. Nie lubię, gdy ktoś pyta mnie, co w danym projekcie było wyzwaniem

– Chodzi mi o wyzwanie w rzemiośle. 

– Wiesz… Życie to wyzwanie. Wychodzisz rano z domu i to już wyzwanie.

– I wtedy otwierasz kalendarz ze złotymi myślami Paulo Coelho.

– Nie tylko Ukraińcy są złośliwi! 

Tęsknota i przemoc

Rita i Staszek zapraszają widzów do muzeum, w którym bawią się w radosne i upiorne sceny z dawnej miłości. Kłócą się o autorstwo powieści wydanej przez Staszka: Rita szydzi z byłego męża, który później dopuszcza się gwałtu. Bohaterowie karmią starego profesora. Rita opowiada wtedy o dzieciństwie. Wspomina mamę, morze i koniec lata w Mariupolu.

– Rita tęskni za Mariupolem. Lubiła to miasto?

– No co ty! Myślę, że nie. Mariupol był dla niej za szary, za nudny. To nie jest tęsknota za miastem, ale za dzieciństwem i prawdziwymi emocjami, o których szczerze sobie mówiła. Potem zrobiła się dorosła i jak wielu z nas zaczęła się okłamywać: że jest szczęśliwa w związku, że żyje pełnią życia.

Często tak bywa. Trafiamy do jakiegoś kołowrotka i nie jesteśmy szczęśliwi, ale żeby czuć się w porządku, okłamujemy się

– Rita faktycznie jest dobrą pisarką?

– Myślę, że tak. Ale nie wiem… Rita lubi pisać. To bardzo radosna i żywotna osoba.

– Ma dużo sił witalnych.

– Tak, może wziąć się za coś i to pociągnąć.

– A Staszek będzie hamletyzował.

– Tak! Ale to Staszek jest bardziej zdolny. Założyłam, że to geniusz, ale nie wiadomo, czy będzie sławny i czy to mu się uda.

– Po scenie gwałtu bohaterowie się nie rozchodzą. Dlaczego Rita została ze Staszkiem? 

„Zamknięte pokoje” w w Teatrze Nowym w Poznaniu. Zdjęcie: Dawid Stube

– Bo Rita była przez długi czas bardzo przemocowa wobec Staszka. Gdzieś w środku źle się z tym czuła. Kiedy pozwalasz sobie na przemoc – fizyczną czy psychiczną – to idzie dalej.

– Jako mężczyznę Rita go starła na proch. Jest taki moment, w którym Rita wywozi Staszka ze sceny na tronie z kibla. To upokorzenie.

– Tak, myślę, że Rita to rozumie i bardzo siebie za to nie lubi. Kiedy to się dzieje, Rita ma poczucie, że karze samą siebie rękami Staszka. Dlatego im tak dobrze. Przez jakiś czas.

– Tę scenę upokorzenia Staszka inaczej odbierają…

– Kobiety, a inaczej mężczyźni.

– Jak na to patrzą faceci, a jak kobiety?

– To bardzo zabawne: faceci przychodzą i mówią, że Rita jest okropna, ale milczą o scenie gwałtu. 

– Nie rozumieją, że ta scena przedstawia gwałt?

– Nie, nie o to chodzi. Po prostu nie mówią o tym, bo o takich rzeczach mówić nie można.

– Gwałt to coś złego. Co więcej mają powiedzieć?

– Tak, ale dziewczyny po tej scenie z upokorzeniem Staszka mówią: „Ja ją rozumiem. Rozumiem, dlaczego ona tak mówi”.

– Dlaczego Rita tak mówi o Staszku?

– Bo to naprawdę trudny człowiek. Męczy ją przez całe życie.

– On ją męczy?

– Pewnie!

– Czym?

– Myślę, że męczy ją swoją niechęcią do życia. Ciągnie ją w dół.

– Myślisz, że to częste doświadczenie u kobiet?

– Widzę takie przykłady w życiu, ale to nie znaczy, że on jest zły, a ona dobra. To znaczy, że źle się dobrali. Tak najczęściej wyglądają pierwsze związki.

Na planie serialu "Suicide" w reż. Haralda Franklina. Kijów 2021 rok. Kadr z serialu. Zdjęcie: materiały prasowe

Historie ze środka

„Zamknięte pokoje” mają wyraźną strukturę. Poszczególne gry i zabawy przerywają monologi bohaterów. W pierwszym Rita mówi o świetle i cieniu, które kryją się w Staszku. W drugim reinterpretuje mit o Meduzie, pięknej kobiecie zamienionej przez Atenę w potwora za karę za zbliżenie z Posejdonem w świątyni greckiej bogini. Rita przypomina, że Meduza tak naprawdę padła ofiarą gwałtu. Scena wyostrza gorzką prawdę: „Atena przeklęła Meduzę za to, że skusiła Posejdona”. Trzeci monolog to historia tajemniczej ryby, która żyje na dnie oceanu.

– Skąd wzięłaś historie opowiadane przez Ritę?

– Z wewnątrz. Pierwszy monolog mówi o tym, jak dobrze im było. Wyszła z tego historia o udanym seksie pary, która się właśnie poznała.

– To była historia o seksie? Myślałem, że Rita opowiada tam już o cieniu, który się rodzi w Staszku.

– Tak. I to właśnie kręciło Ritę, kiedy była młodsza. Ta destrukcyjna siła Staszka. Z kolei druga historia wzięła się z wykładu o micie o Meduzie, na który kiedyś trafiłam. Według tej interpretacji Meduza została po prostu zgwałcona przez Posejdona, a potem przeklęta.

– Za to, że skusiła mężczyznę.

– I za to, że on ją zgwałcił w świątyni Ateny. Potwora zrodziła przemoc. Dramaturgicznie to świetna historia, w pewnym sensie wręcz hollywoodzka. Mamy tu łuk narracyjny: rozumiemy, skąd się wzięła Meduza. Każdy potwór to wypadkowa jakichś czynników. Składają się na to dzieciństwo, społeczeństwo, otoczenie. Ale potem Rita opowiada historię o rybie. To moja ulubiona!

– To kolejna historia o morzu.

– Rita ciągle mówi o morzu. Zaczęłam szukać w Wikipedii informacji o dziwnych rybach. I znalazłam.

– Znalazłaś macropinnę microstomę. Co ci się w niej spodobało?

– Jestem wzrokowcem. Dla mnie to piękna ryba. Piękna i bardzo dziwna. Kosmitka.

– Macropinna jest przezroczysta. Rita też staje się przejrzysta dla siebie samej?

– Z jednej strony człowiek przezroczysty to ktoś bez skóry. To nagi nerw. Ale z drugiej strony Rita zrobiła się przezroczysta, czyli jasna, dla siebie i dla innych.

– Rita w końcu zobaczyła, co ma w środku, wreszcie dojrzała?

– O to chodzi. Do tego prowadzi ta scena.

Fantazja o dwoistości przedmiotów

Spektakl trwa dziewięćdziesiąt minut na małej i kameralnej scenie. Taniec aktorów przeradza się w bokserską walkę. Scenografia to pralka, toaleta i łóżko, które pełnią podwójne role. Sitko prysznicowe zmienia się w mikrofon, łóżko okazuje się wanną, toaleta z kolei – budką telefoniczną. Zmienność i podwójność kierują światem Rity i Staszka.

– Nie za dużo tam wrzuciliście? Widz się w tym nie gubi?

– Nie wiem! Ciebie muszę zapytać. Co ty pomyślałeś, kiedy pierwszy raz przeczytałam ci „Zamknięte pokoje”?

– Że oni są bardzo toksyczni. Może w życiu się tak nie zachowują, ale na siebie działają jak czynniki, która w reakcji chemicznej wyzwalają silne toksyny.

– Wydobywają z siebie najgorsze cechy. Staszek byłby szczęśliwy z kimś innym. Życie z Ritą to dla niego bomba atomowa z opóźnionym zapłonem.

– Mam wrażenie, że każde z nich daje sobie zgodę, żeby krzywdzić drugie.

– Kiedy ktoś pyta mnie, które z nich jest bardziej okropne, to nie wiem, co powiedzieć. Oboje tacy są.

– Z tego u widza się bierze współczucie?

– Współczucie wynika z tego, że tu nie chodzi o narodowość, o płeć, o wiek, a tylko o tę toksyczność.

– Zamknięta przestrzeń to jeszcze wyostrza.

– Chciałam na początku zimnego otoczenia, małego i zimnego pokoju z wanną pośrodku, a potem Piotr Kruszczyński, który odpowiadał za scenografię, zaproponował, żeby bohaterowie siedzieli w łazience. Tak zaczęła się cała seria fantazji o dwoistości przedmiotów. Scenografia zrobiła się nagle bardzo umowna. Pralka „Frania” działa też jak maszyna do pisania. Wymyśliłam, że sitko prysznicowe staje się mikrofonem. Emaliowana miska zamienia się w adapter. Zachciałam, żeby scenografia w pewnym momencie robiła się przytulna i budziła w widzu nostalgię

Kiedy pytają mnie: „Dla kogo są ‘Zamknięte pokoje?’, to myślę, że dla każdego, ale przede wszystkim dla milenialsów. Cały ten staff przywodzi na myśl dzieciństwo. Od tego robi się bardzo jasno. Nawet sukienka Rity przypomina taki fartuch, który nosiły nasze babcie – niezależnie czy w Polsce, czy w Ukrainie

– Cały przemysł rozrywkowy na tym zarabia.

– Nostalgia działa.

– Czyli łowisz milenialsów?

– Łowię. Pewnie, że łowię, bo wiem, jak to zrobić. Sama taka jestem. Kocham muzykę i modę z lat dziewięćdziesiątych. To na nas działa. I naprawdę uważam, że w kulturze to był wspaniały czas.

Na planie zdjęciowym. Kijów, 2021 rok. Zdjęcie: archiwum prywatne

Fatalistka w teatrze polskim

„Zamknięte pokoje” opowiadają o doświadczeniu pary uciekającej przed wojną, która wciąż się toczy i wchodzi właśnie w krytyczny moment. Rita sama próbuje przetworzyć artystycznie swój los: pisze powieść o pierwszych miesiącach wojny w Ukrainie i na głos zadaje pytanie o wartość sztuki robionej na gorąco, bez czasowego dystansu. Dzieli się wątpliwościami, nie tylko ze Staszkiem, ale i z widzami.

– Sztuka ma niezłą promocję, nie tylko w lokalnych mediach. O co pytają cię polscy dziennikarze?

– Czego brakuje polskiemu teatrowi.

– I co odpowiadasz?

– Myślę, że niczego mu nie brakuje. Polski teatr – jak każdy z nas – ma wszystko, co chce w danym momencie mieć. Jak wiesz, jestem fatalistką. Jak coś ma się wydarzyć, to się wydarzy. Teraz polski teatr ma też naszą sztukę, więc może trochę tego mu brakowało. Myślę, że w teatrze, nie tylko polskim, ale i ukraińskim, robi się za dużo spektakli politycznych.

– Zaczepnych i polemicznych, ale jednocześnie hermetycznych, zrozumiałych tylko dla środowiska.

– Tak. Nie widzę w teatrze miłości, także między kobietą a mężczyzną. Jestem heteroseksualną kobietą i nie znajduję na scenie tego, co mnie dotyka, choć może mówię teraz jak dziaders. Chciałam zrobić spektakl, w którym każdy się rozpozna. Nie mam na myśli płci i orientacji, ale to, co wspólne dla wszystkich, czyli wrażliwość.

– A jak to jest robić spektakl o wojnie w czasie wojny?

– To okropne. Przez dwa lata świadomie rezygnowałam z projektów o ukraińskich uchodźcach. Nie wiem, jak o tym mówić. Teraz trzeba kręcić dokumenty. Może ktoś potrafi to fajnie przełożyć na film, ja na razie nie.

– Jeśli dobrze zrozumiałem twój spektakl, to nie mówisz o wojnie…

– Nie mówię o tym.

– Tylko o mówieniu o wojnie. To chyba jedyny sposób, żeby teraz o tym opowiadać.

– Można działać z tego poziomu albo robić kino dokumentalne – jak Mścisław w „20 dniach w Mariupolu”, za które dostał Oscara. Ale wiesz, może komuś się to uda. Polski reżyser zrobił właśnie film „Ludzie”.

– Maciej Ślesicki, premiera w październiku. To film o początku wojny na pełną skalę widzianej oczyma pięciu kobiet.

– Mówią, że dobry. Zobaczymy! 

– A wiesz, co nakręcił Ślesicki?

– Mów!

– „Sarę”.

– Naprawdę? Widzisz, że nie ma przypadków!

– „Sarę” oglądałaś w ukraińskiej telewizji w latach dziewięćdziesiątych.

– Jak się ten aktor nazywa?

– Bogusław Linda.

– Właśnie! W tym szarym płaszczu i czarnej koszulce to był mój pierwszy crush! 

– Chyba faktycznie nie ma przypadków, bo „Sarę” obejrzeliśmy razem ledwie kilka dni temu. Ta historia nadal na ciebie działa?

– No nie.

– Ale Linda i Włodarczyk mają w mieszkaniu wannę jak Staszek i Rita…

– Więc ciesz się, że nie wpadłam na pomysł wzięcia z filmu sceny z rowerem!

Film "Stranger" w reż. Dmytro Tomaszpolskiego. 2016 rok. Zdjęcie: materiały prasowe

To nie moje życie

„Zamknięte pokoje” powstają etapami. Od pierwszego pomysłu do premiery mija kilka lat. W tym czasie życie Marii zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, a tekst przechodzi z ukraińskiego na polski.

– Jak się przekłada własny tekst na obcy język?

– We wspólnej pracy nad redakcją polskiej wersji ten tekst tak pięknie brzmiał. Cieszyłam się przy tym jak dziecko. Pamiętasz, jak czekałam na te chwile, gdy wieczorami siadaliśmy przy stole i redagowaliśmy moje tłumaczenie. Tak mnie to ciekawiło: patrzeć, jak z mojej sztuki powstaje coś innego, a przecież jest wciąż takie same.

– Język polski jest dla ukraińskiego ucha bardziej twardy?

– Bardziej twardy i bardziej zdecydowany. Szybszy i mniej poetycki. Mocniej działa. To jak uderzenie w łeb – nie wiem jak to wyjaśnić, ale tak to czuję. Tekst zrobił się…

– Mocniejszy?

– Chyba tak. Ale tego jeszcze nie wiemy.

Trzeba to zagrać w Ukrainie. Bardzo mi na tym zależy. Pojechać do kraju i zrobić to z ukraińskimi aktorami, zobaczyć, jak moją rolę gra inna aktorka. Nie jestem o Ritę i Staszka zazdrosna. Niech ta historia żyje

 Powiem jeszcze, że cieszy mnie praca w zespole. „Zamknięte pokoje” mają dobrą ekipę. Trafić na ludzi, którzy chcą pracować, to duże szczęście. Na początku zaniosłam tekst Piotrowi Kruszczyńskiemu. Byłam wtedy na rezydencji i musiałam przygotować projekt. Piotr wziął na siebie scenografię. To było zabawne, gdy dyrektor teatru przychodził na próby z kawałkami linoleum i mówił: „Marysiu, wiem, że jesteś bardzo wrażliwa na kolory. Wybierz, proszę, odcień podłogi do spektaklu”. Zabawne i bardzo miłe.

– Na rezydencji dopracowałaś sztukę, dałaś jej życie. 

– Nie lubię, gdy coś leży u mnie w szufladzie. 

– Tak, nawet moje książki oddajesz do antykwariatu!

– Właśnie! Ale teraz ja chcę cię zapytać o jedną rzecz. Wiedziałeś, że sztukę zainspirowało moje byłe małżeństwo. Jak ci się pracowało z tym tekstem? Nie było dziwnie?

– Nie…

– Widzisz. Ta historia ma tyle etapów… Inspiracja to mój poprzedni związek, ale nie przyjmuję Rity i Staszka w ten sposób.

– Historia oderwała się od pierwowzoru.

– Absolutnie. Rita i Staszek to w ogóle nie moje życie. 

Z córką. Portugalia. 2024 rok. Zdjęcie: archiwum prywatne

To mój teatr

Premiera „Zamkniętych pokojów” wypada w sobotę 16 marca. W czwartek i piątek aktorzy grają dwie próby otwarte dla pracowników teatru. Artyści nie lubią tych pierwszych pokazów. Występować przed zawodowcami z nieogranym materiałem to duży stres, do którego dochodzi oczekiwanie na właściwą premierę. Maria jest w miarę pewna pomysłów inscenizacyjnych, ale martwi się o emocje. Czy uda się tchnąć życie w Ritę?

– O czym myślałaś tuż przed premierą?

– Wstałam w sobotę i martwiłam się o mój polski, ale przed śniadaniem zajrzałam na Facebooka. Wtedy zrozumiałam, że 16 marca to rocznica zniszczenia mojego teatru w Mariupolu

– 16 marca 2022 roku rosyjscy okupanci zbombardowali Teatr Dramatyczny oznaczony napisem „Dzieci”.

– Schroniły się tam rodziny z dziećmi. Zabili ponad trzysta osób.

– Napisałaś do Piotra.

– Poprosiłam, żeby wspomniał o rocznicy tuż po spektaklu. Ja bym nie dała rady.

– To moment, w którym po premierze aktorzy, reżyser i cała ekipa dziękują sobie za wspólną pracę.

– Piotr powiedział o teatrze w Mariupolu rzeczowo. W takiej chwili słowa są potrzebne, ale słowa wystarczą. Niech mówią fakty.

Maria Bruni (1987) – urodzona w Mariupolu. Absolwentka Kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Teatru, Kina i Telewizji im. Iwana Karpenki-Karego oraz studiów podyplomowych z reżyserii telewizyjnej w Instytucie Telewizji, Radia i Prasy w Kijowie. W latach 2009-2022 aktorka teatrów w Kijowie, Odessie i Białej Cerkwi, nauczycielka warsztatu aktorskiego i aktorka dubbingowa. Znana z ról w licznych niemieckich i ukraińskich filmach i serialach. Współpracowniczka telewizji w Kijowie i Berlinie (ZDF) jak autorka i scenarzystka seriali dokumentalnych i fabularnych. Od 2022 roku w Teatrze Nowym w Poznaniu.
Jędrzej Pawlicki (1985) – urodzony w Gorzowie Wielkopolskim. Wykładowca literatury francuskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, tłumacz, dziennikarz, autor opowiadań. Publikował w „Twórczości”, „Fabulariach”, „Piśmie” i „Gazecie Wyborczej”.
Poznali się wiosną 2022 roku. Zamieszkali razem latem 2023.

No items found.

Wykładowca literatury francuskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autor prac i artykułów o pisarzach z Afryki Północnej, miłośnik algierskiego nieba i powietrza. Teksty literackie i dziennikarskie publikował w "Twórczości", "Fabulariach", "Piśmie", "Gazecie Wyborczej" i "Przeglądzie".

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Suspilne Kultura [kanał ukraińskiej telewizji publicznej – red.] wraz z ukraińskim Pen Clubem (Ukraiński PEN) rozpoczął publikację serii esejów ukraińskich intelektualistów na temat miejsca ukraińskiej kultury w kontekście globalnym. Temat przewodni ukraińskiego Pen Clubu na rok 2025 brzmi: „Być w świecie”. „Nasze przetrwanie zależy od nas. Ale bez innych to niemożliwe” – pisze Wołodymyr Jermolenko, filozof, pisarz, prezes Ukraińskiego PEN, autor pierwszego eseju.

Wołodymyr Jermolenko, ukraiński filozof, pisarz, dziennikarz. Zdjęcie: ukraiński PEN

Wojna zawęża przestrzeń. Wciskasz się w ziemię, skręcasz w sobie, zakopujesz w swoim doświadczeniu, jak w kryjówce. Twoje ciało coraz mniej przypomina linię prostą, a coraz bardziej elipsę; otulasz się sobą, próbując być swoją własną ochroną, początkiem i końcem.

Żegnaj, wielości światów, nie wierzymy już w twoje istnienie, coraz częściej postrzegamy inne światy jako nieporozumienie, zdradę, zbrodnię. Czyż przyjemność pośród cierpienia nie jest zbrodnią? Czy normalność pośród nienormalności nie jest zdradą? Czy spokojny, zrównoważony świat podczas ataków rakietowych nie jest iluzją? Nie opowiadajcie nam więcej o zamorskich krainach z rzekami, ptakami i ciepłymi wiatrami od mórz, wiemy, że one nie istnieją. Przynajmniej dla nas.

Mój świat to mieszkanie, piwnica, ziemianka, karetka, schron przeciwbombowy, okop, droga, ramiona mojego dziecka, miejsce na cmentarzu dla tych, których kochałem. Mogę zmierzyć swój świat linijką. Nie będzie dużo większy niż moje ciało

Radykalne zawężenie świata. Przynajmniej to jest uczciwe. Przynajmniej jesteśmy skupieni. Przynajmniej widzimy cel.

Ale... istnieje ryzyko przekroczenia cienkiej linii. Stania się skupionym i ślepym. Stania się wyrazistym i niewidocznym. Krzyczenia z bólu, gdy z drugiej strony, z wielkiego świata, słychać tylko głuchą ciszę.

Nasz własny świat to dla nas za dużo – ale i za mało

Czy nie tego właśnie chce wróg? Abyśmy stracili wielki świat, do którego chcemy dotrzeć, abyśmy wypuścili go z rąk, jak balon? Abyśmy oderwali go od siebie, jak ciężki plecak? Czyż wróg nie chce, byśmy zawsze patrzyli w dół? Czyż wróg nie chce wbić nas w naszą własną ziemię po szyję?

Wojna zawęża przestrzeń, niesie nas w strumieniu do wąskiego, ciemnego tunelu. Nie mamy innego wyboru, musimy być skupieni.

Ale wróg chce również, byśmy nie mieli powietrza, byśmy nie mieli czym oddychać. Chce, byśmy mówili tylko językiem własnego bólu, dla którego coraz bardziej będzie brakować tłumaczy.

Wołodymyr Jermolenko: „Dla dzisiejszych Ukraińców bycie w świecie oznacza widzieć wrażliwość innych poprzez wrażliwość własną”. Zdjęcie: East News

Czy pozwolimy mu na to? Czy pozwolimy mu pozbawić nas naszego języka? Czy pozwolimy mu pozbawić nas szansy na bycie zrozumianymi – tysiące kilometrów od naszych fortyfikacji?

Nie, nie możemy na to pozwolić.

Jednak by to zrobić, musimy nauczyć się sztuki tłumaczenia samych siebie. Tłumaczyć język naszych doświadczeń na języki doświadczeń innych.

Kultura jest przede wszystkim tłumaczeniem doświadczeń. To podróż przez gąszcz niezrozumienia

To tłumaczenie nieprzetłumaczalnego. Bo nigdy nie możesz w pełni przetłumaczyć doświadczenia. Każde doświadczenie jest hieroglifem, szyfrem, zagadką. Ale możesz zacząć próbować. Możesz zacząć się zbliżać.

Bo czyż nie mamy wielkiemu światu czegoś do powiedzenia? Czy nie musimy powiedzieć mu czegoś nie tylko o sobie, ale także o nim? Powiedzieć mu czegoś, czego sam o sobie nie wie?

Być może on nie wie, że doceniasz życie bardziej, gdy ono może od ciebie uciec. Że piękno pojawia się tam, gdzie wcześniej widziałeś to, co przyziemne, banalne, zwyczajne. Że miłość staje się silniejsza przez stratę. Że wolność jest cenna przede wszystkim wtedy, gdy jest pomimo. Że być – to być pomimo.

On być może nie wie, że bycie jest wyjątkiem, a nie regułą. Że życie, być może, istnieje tylko w maleńkiej części czasu i przestrzeni. Że jego mikroskopijna natura nie jest powodem, by je lekceważyć, lecz powodem, by kochać je jeszcze bardziej. Że wiara w przyszłość może uczynić cię niewrażliwym na cuda. I że kiedy tracisz tę pewność, w rzeczywistości zaczynasz coś rozumieć.

Byt i świat nie są tablicami pojęć wciskanymi nam przez autorytety z mądrych książek filozoficznych. Nie jesteśmy maleńkimi owadami na wielkim ciele istnienia ani niewidzialnymi bakteriami na wielkim ciele świata. Bo świat i istnienie również są małe, również mikroskopijne, również zagrożone na tle rozległego pustkowia, które je otacza.

My wszyscy – razem z tym istnieniem, razem z tym światem – jesteśmy krusi i bezbronni. Wszyscy jesteśmy poranieni i niepewni. Wszyscy jesteśmy piękni w swojej złamanej niezłomności. Wszyscy z desperacji zanurzamy się w czułości. Wszyscy jesteśmy rzeczywistością pomimo niemożliwości, kroplami niepojętego cudu

Dla dzisiejszych Ukraińców bycie w świecie nie oznacza zdrady tego, co do nich należy. Być w świecie oznacza widzieć wrażliwość innych poprzez wrażliwość własną. Widzieć niebezpieczeństwo tam, gdzie inni widzą tylko kolejne jutro. Być gotowym na konfrontację z tym, co jest silniejsze od ciebie.

Bycie w świecie oznacza dopuszczanie do siebie innych doświadczeń. Ale oznacza również przekonanie innych kultur i narodów, że bez naszego doświadczenia nie mogą się obejść. Uczyć się na pamięć historii plemion innych ludzi, wiedząc, że one wkrótce przetną się z naszymi. Rysować mapy odległych kontynentów, rozpoznając na nich nasze góry i rzeki.

Bycie w świecie oznacza bycie w domu. Tyle tylko, że ten dom stał się dziś nieco większy.

Wojna zawęża przestrzeń. Ale też nagle dramatycznie ją rozszerza. A my, wciskając się w swoją ziemię, zyskujemy zdolność objęcia całej planety.

Tekst eseju można również przeczytać na stronie Suspilne Kultura

20
хв

„Musimy nauczyć się sztuki tłumaczenia samych siebie”. Esej Wołodymyra Jermolenki

7 premier teatralnych Kijowa w styczniu i lutym 2025 r.:

1. „Kopanie”

Kiedy: 3 lutego
Gdzie: Teatr Operacji Wojennych – w pomieszczeniach Narodowego Centrum Łesia Kurbasa, ul. Wołodymyrska 23w

Teatr Operacji Wojennych to nowy teatr na mapie Kijowa. Został stworzony przez reżysera Aleksa Boroweńskego, a grają w nim wyłącznie wojskowi i weterani wojenni (nie wszyscy byli wcześniej aktorami).

„Kopanie” to sztuka oparta na biografii Wasyla Stusa, która bada mity o męskości i odbrązawia wyobrażenia o poecie. Wykorzystuje wiersze Stusa, materiały z protokołów jego przesłuchań, muzykę Rammstein i Bohren & der Club of Gore, a także ukraińskie pieśni ludowe i rocka syberyjskiego. Spektakl jest immersyjny, co oznacza, że publiczność będzie zaangażowana w proces twórczy.

2. „Falstaff”

Kiedy: 24 i 25 stycznia, 21 i 22 lutego
Gdzie: Opera Kijowska, ulica Meżyhirska 2

Opera Kijowska prezentuje pierwszą premierę 2025 roku: operę „Falstaff” Giuseppe Verdiego, komedię muzyczną o przebiegłym awanturniku i jego przygodach. To ostatnia, 26., opera słynnego włoskiego kompozytora i jego trzecia opera oparta na historii z Szekspira. To też prawdziwy ewenement w historii Opery Kijowskiej, ponieważ do tej pory dzieło to nigdy nie było wystawiane w Kijowie. Dzięki wysiłkom zespołu kreatywnego teatru błyskotliwa i pełna humoru opera buffo „Falstaff” pojawia się teraz na kijowskiej scenie po ukraińsku.

3. „Chudnę od poniedziałku”

Kiedy: 17 i 18 stycznia (pokaz przedpremierowy)
Gdzie: Teatr Dziki – w siedzibie Teatru Brawo, ul. Ołesia Honczara 79

Dramatopisarka Olga Maciupa stworzyła sztukę opartą na prawdziwych wydarzeniach – na podstawie ankiety dotyczącej problemów kobiet plus size. W ankiecie wzięło udział ponad 200 kobiet.

Byłe uczestniczki popularnego programu o odchudzaniu spotykają się na pogrzebie koleżanki, która zmarła w dziwnych okolicznościach. Nie widziały się od dwóch lat, ale każda otrzymała list od zmarłej, co sprawiło, że porzuciły swoje zajęcia i udały się na spotkanie. Jakie tajemnice poznają na pogrzebie. I po tym czy będą się w stanie ze sobą kontaktować?

Projekt jest realizowany przy wsparciu Ukraińskiego Funduszu Kobiet.

4. „Niebezpieczne związki”

Kiedy: 10 i 30 stycznia, 9 lutego
Gdzie: Teatr Młody, ul. Prorizna 17

Andrij Biłous, dyrektor artystyczny Teatru Młodego, przedstawia własną wizję powieści francuskiego pisarza Pierre’a Chauderlos de Laclosa, który w XVIII wieku, w przededniu rewolucji francuskiej, opisywał obyczaje francuskiej szlachty. W wersji Biłousa akcja rozgrywa się w latach 20. XX wieku – ponad 120 kostiumów i imponująca scenografia robią wrażenie.

Życie markizy Isabelle de Merteuil jest pełne gwałtownych namiętności i intryg. W swoją kolejną grę angażuje starego przyjaciela Valmonta, cynicznego zdobywcę kobiecych serc. Dla zabawy żąda od niego, by uwiódł 15-letnią Cecile Volange, która wkrótce ma zostać wydana za mąż. Podstępny plan intrygantki zostaje jednak pokrzyżowany przez niespodziewane zauroczenie Valmonta niedostępną dotąd Cecile.

Aby pokonać największą przeszkodę, markiza i Valmont są zmuszeni zawrzeć diabelski zakład. A ten zmienia ich życie w okrutną grę, z której nikt nie wyjdzie zwycięsko.

5. „Złote dziewczyny”

Kiedy: 18, 19 i 31 stycznia oraz 8, 9 i 23 lutego
Gdzie: Teatr na Padole, zejście Andrijiwskie 20a

Teatr na Padole i reżyser Ihor Matwijiw przedstawiają lekki dramat „Złote dziewczyny” – o tym, że można zacząć życie na nowo, nawet jeśli wydaje się, że wszystko się skończyło. Sztuka została napisana przez amerykańskiego dramaturga Ivana Menchella, znanego z pracy nad serialami telewizyjnymi „Filip z przyszłości” i „Jonas”.

Trzy wdowy spotykają się raz w miesiącu, aby wypić herbatę i poplotkować, a potem przyciąć bluszcz na grobach swoich mężów. Po jakimś czasie okazuje się, że Ida, Doris i Lucille nie mają nic przeciwko dobrej zabawie, a nawet romansowi z siwowłosym mężczyzną na cmentarzu.

6. „Syn”

Kiedy: 18 i 19 stycznia, 5 i 16 lutego
Gdzie: Teatr Dramatu i Komedii na lewym brzegu Dniepru, aleja Browarska 25

Po raz pierwszy w Ukrainie. Spektakl „Syn” oparty jest na kultowej sztuce z trylogii współczesnego francuskiego dramaturga Floriana Zellera, w tłumaczeniu Iwana Riabczija. Reżyserem jest Jewhen Rezniczenko.

Dlaczego członkowie rodziny czasami się nie słyszą lub nie rozumieją? Dlaczego coś, co wczoraj sprawiało przyjemność, dziś traci smak? I jak możesz uratować najbliższą osobę, jeśli nie potrafisz poradzić sobie ze swoimi wewnętrznymi demonami?

Pierre jest odnoszącym sukcesy prawnikiem, który zaczyna swoje szczęśliwe życie od zera. Ale czy będzie w stanie zostawić przeszłość za sobą?

7. „Tatuowana róża”

Kiedy: 1, 2 i 21 lutego
Gdzie: Teatr im. Łesi Ukrainki, ulica Bohdana Chmielnickiego 5

Reżyser Dmytro Bohomazow wraz z aktorem Andrijem Samininem, który dołączył jako drugi reżyser, wystawili sztukę Tennessee Williamsa, klasyka amerykańskiego dramatu XX wieku. Sam autor określił „Tatuowaną różę” jako „dramatyczny list miłosny do świata”.

Serafina przez długi czas żyła wyłącznie miłością do zmarłego męża Rosario. Odcinając się od świata, skupia się na przetrwaniu swojej tragedii. Plotki o jego licznych zdradach tylko podsycają ogień zazdrości w jej sercu, a kiełki pierwszej miłości jej młodej córki zostają poświęcone na ołtarzu matczynych lęków. Wydaje się, że nic nie może wstrząsnąć zaciekłym oddaniem Serafiny dla jej dawnej miłości. Ale wszystko nagle się zmienia, gdy w jej domu pojawia się dziwny młody mężczyzna, Alvaro.

„Tatuowana róża” to profesjonalny debiut studentów studia Dmitrija Bohomazowa. Warsztat młodych aktorów może nie jest jeszcze dopracowany, ale z pewnością są pełni pasji. A do wydarzeń na scenie przygrywa zespół muzyczny grający na żywo.

<span class="teaser"><img src="https://cdn.prod.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/6781332bd907b894cfc7b426_%D0%B2%D0%B0%D1%80%D1%88%D0%B0%D0%B2%D0%B0%20%D1%82%D0%B5%D0%B0%D1%82%D1%80.jpg">„Przeczytaj także: Polecamy: 7 warszawskich premier teatralnych w styczniu i lutym ”</span>

20
хв

Polecamy: 7 kijowskich premier teatralnych w styczniu i lutym

Oksana Gonczaruk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Odeszła Switłana Oleszko

Ексклюзив
20
хв

Wielka wojna zawsze wywołuje mikrowojny. W rodzinnych wszechświatach

Ексклюзив
20
хв

Diia, czyli ślub na polu bitwy

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress