Exclusive
Szkoła bez domu
20
min

„Uda nam się, mamo” – mówi mój syn. A ja mu wierzę

Przez te dwa lata wielkiej wojny mój syn bardzo wydoroślał. Zdał sobie sprawę, że jest jedynym mężczyzną, na którym mogę polegać. Stał się bardzo silny i niezależny. Kiedy jestem chora, nie pozwala mi wstać. Karmi mnie, leczy, współczuje. Wziął odpowiedzialność za rodzinę. Jest nas tu tylko dwoje, a on jest najsilniejszy. Przyjął rolę mężczyzny w naszej rodzinie

Ksenia Minczuk

Ksenia Minczuk i jej syn Kyryło. Zdjęcie autorki

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

<frame>Tylko 49 proc. ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, które z powodu wojny żyją w Polsce, uczęszcza do polskich szkół. A powinne do nich chodzić, żeby nie mieć wyrwy w edukacyjnym życiorysie i integrować się w polskim społeczeństwie. One jednak wolą uczyć się online w ukraińskich szkołach, bo w polskich czują się zagubione. Często są w kiepskiej formie psychicznej, nie znają wystarczająco dobrze polskiego, program szkolny nie jest przystosowany do ich poziomu wiedzy. Bywa, że padają ofiarami rówieśniczej przemocy. Czego potrzebujemy, żeby zachęcić dzieci do nauki w szkołach stacjonarnych? Jakie zmiany wprowadzić w modelu nauczania, jak pracować z dziećmi polskimi i ukraińskimi, żeby się integrowały? W redakcji sestry.eu wiemy, że to jeden z najważniejszych problemów uchodźczych i dlatego stworzyłyśmy cykl Szkoła bez domu. Opisujemy w nim kondycję naszych dzieci, polskie szkoły, współpracę ukraińskiego rządu z polskim. Sięgamy po dobre wzorce, rozmawiamy z nauczycielami, psychologami i urzędnikami. Jeśli masz problem z dzieckiem w szkole, wiesz, jak rozwiązać problem, jesteś rodzicem, nauczycielem, ekspertem – napisz do nas: [email protected] Jesteśmy dla Was. <frame>

24 lutego setki tysięcy ukraińskich matek obudziło się w strachu o życie swoich dzieci. Na początku myśleliśmy, że wojna szybko się skończy. Czekałyśmy. W wilgotnych schronach przeciwbombowych. Przez wiele dni. Zdając sobie sprawę, że niebezpieczeństwo jest zbyt blisko, w końcu zabrałyśmy nasze dzieci z Ukrainy, by je uratować. Pomimo ich łez i niezgody na opuszczenie ojczyzny. Tak też było z moim synem.

Kirył miał 16 lat, gdy wybuchła wielka wojna. On i ja przebywaliśmy w różnych miastach – ja w domu, on u babci. Zadzwonił do mnie i zapytał: „Wszystko w porządku?”. Strach, że mojego dziecka nie ma przy mnie, wyrwał mnie z rzeczywistości jeszcze bardziej niż wybuchy za oknem. Pierwszą rzeczą, jaką musiałam wtedy zrobić, było zabranie go do siebie. W ten sposób mogłabym kontrolować sytuację, chociaż w tamtym czasie nie można było niczego kontrolować. Pojechałam po niego. Przytulając go, zdałam sobie sprawę, że muszę opuścić Ukrainę. Musiałam uratować moje dziecko.

Nie chciał wyjeżdżać. Powiedział, że martwi się o swoją babcię, która była wtedy sama z dwójką małych wnucząt. On był najstarszy, był jedynym mężczyzną. Wtedy zdałam sobie sprawę, że czuł się odpowiedzialny.

Wojna uczyniła go dorosłym o 6:15, kiedy spadła pierwsza bomba. Zmienił się nawet fizycznie. Natychmiast. Jego wyraz twarzy stał się zupełnie inny, z jego spojrzenia biła determinacja, jego mowa stała się ostra i radykalna

Do wyjazdu musiałam go przekonać. Jest dorosły i nie mogę mu rozkazywać, nie mogę podejmować decyzji bez niego. I przekonałam, wyjechaliśmy. Od tamtej pory nie był w Ukrainie.

Czekaliśmy, aż wszystko się skończy, ale to się nie skończyło, więc czekaliśmy dalej. Przez długi czas Kyryło nie mógł pogodzić się z tym, że będzie musiał studiować poza Ukrainą. Tak bardzo marzył o powrocie. Każdego dnia pytał: „Kiedy?”. A ja nie wiedziałam, co powiedzieć. I nadal nie wiem.

Przegapił zakończenie szkoły, tak ważny dzień dla każdego dziecka. Martwiliśmy się, że jeśli pojedziemy do Ukrainy, może nie zostać dopuszczony do matury. Był podminowany – tak bardzo chciał zobaczyć swoją rodzinę i przyjaciół.

Podczas dwóch lat spędzonych w Polsce nie poznał nowych przyjaciół. Zamknął się w sobie, odciął od znajomości, rozmów, nowych doświadczeń. Komunikuje się z przyjaciółmi z Ukrainy. Jest mu łatwiej. To jest ta czerwona nić, która łączy go z Ukrainą i życiem przed wojną.

Teraz jest studentem. Namówiłam go, by został tutaj i studiował. Lecz nawet teraz, zdając sobie sprawę, że jest tu już długo, często pyta, kiedy będziemy mogli wrócić do domu. Czasami mówi, że wstydzi się, że nie jest w Ukrainie. Wstydzi się przed przyjaciółmi, którzy zostali. Pyta: „Dlaczego mnie zabrałaś?”. Czasami słyszę, jak mówią do niego przez telefon: „Cóż, nie żyjesz pod ostrzałem”. Dla niego to niesprawiedliwe.

Po wyjeździe z Ukrainy stracił kontakt z ojcem. Składają sobie tylko życzenia z okazji urodzin – to ich cała komunikacja. Oczywiście bardzo tęskni za męskim autorytetem u swojego boku. Chciałby podzielić się z ojcem swoimi chłopięcymi sprawami, poprosić o radę, nauczyć się czegoś od niego.

Mówi, że tego nie potrzebuje, ale widzę w jego oczach, że to nieprawda.

Lgnie do mężczyzn. Widzę, jak rozjaśniają mu się oczy, gdy dowiaduje się, że będzie miał okazję porozmawiać z innymi mężczyznami – moimi przyjaciółmi

Ale tej swojej radości nie okazuje, zachowuje ją dla siebie. Zupełnie jak dorosły.

Strasznie tęskni za bliskimi. W ciągu minionego roku straciliśmy dwie bardzo ważne osoby z naszej rodziny. Po raz pierwszy usłyszałam, jak mój dorosły syn głośno płacze. Zamknął się w łazience i płakał. Myślałam, że go nie usłyszę, ale słyszałam. I ja też płakałam, bo czułam jego ból. Ból straty i niemożność pożegnania się z rodziną.

Mój syn bardzo wydoroślał przez te dwa lata wielkiej wojny. Zdał sobie sprawę, że jest mężczyzną. Jedynym mężczyzną, na którym mogę polegać. Stał się bardzo silny i niezależny. Kiedy jestem chora, nie pozwala mi wstać. Karmi mnie, leczy, współczuje mi. Wziął odpowiedzialność za rodzinę. Jest nas tu tylko dwoje, a on jest najsilniejszy. Przejął funkcję mężczyzny w naszej rodzinie. Wciąż trudno mu podejmować poważne decyzje samodzielnie. Ale zdecydowanie jest na to gotowy.

Kiedyś Kyryło powiedział, że chce iść na wojnę. „Muszę bronić mojego kraju i mojej rodziny. Dlaczego miałbym się tu ukrywać?”. Słowa dorosłego mężczyzny w ciele mojego syna przeraziły mnie. Zdaję sobie sprawę, że wkrótce przestanę mieć na niego wpływ, a on to zrobi – pójdzie na wojnę. Jestem dumna z jego decyzji i strasznie się boję, bo jak każda matka chcę chronić jego życie.

Czasami zastanawiam się, czy podjęłam słuszną decyzję, wywożąc go z Ukrainy i odcinając od doświadczeń naszego narodu. Czy stanie się godnym Ukraińcem? Te pytania znikają jednak za każdym razem, gdy przeklina swoich przyjaciół, którzy wciąż mówią po rosyjsku. I kiedy mówi, że musi dać pieniądze na jakąś zbiórkę. I kiedy mówi: „Kiedy zwyciężymy?”.

Czy jest coś, co możemy zrobić, by pomóc dorosłym chłopcom, którzy musieli opuścić Ukrainę z powodu wojny? Jak możemy pomóc im nie czuć się winnymi z tego powodu? Myślę, że to jest możliwe tylko poprzez uczciwe, szczere rozmowy i wyjaśnienia

Chcę wierzyć, że pewnego dnia Kyryło wybaczy mi, że zabrałam go z jego rodzinnego kraju. I zrozumie, dlaczego podjęłam taką decyzję. Na razie obserwuję, jak mój mały syn wyrasta na dorosłego i silnego mężczyznę.

Czasami, gdy czuję rozpacz i bezradność, przytula mnie jak małe dziecko i zapewnia, że wszystko będzie dobrze. „Uda nam się, mamo” – mówi. A ja mu wierzę.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, pisarka, podcasterka. Uczestniczka projektów społecznych mających na celu rozpowszechnianie informacji na temat przemocy domowej. Prowadziła własne projekty społeczne różnego rodzaju: od rozrywki po film dokumentalny. W Hromadske Radio tworzyła podcasty, fotoreportaże i filmy. Podczas inwazji na pełną skalę rozpoczęła współpracę z zagranicznymi mediami, uczestnicząc w konferencjach i spotkaniach w Europie, aby rozmawiać o wojnie na Ukrainie i dziennikarstwie.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
World Press Photo 2025 скандал

Wybuchła burza komentarzy po ogłoszeniu tegorocznych zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo. W jednej kategorii bowiem znalazł się oprawca i ofiara.
Na pierwszym zdjęciu, autorstwa Floriana Bachmeiera, jest sześcioletnia Anhelina, uchodźczyni z jednej z przyfrontowych wiosek niedaleko Kupiańska. Dziewczynka  ma traumę spowodowaną wojną i cierpi na ataki paniki. Autor zdjęcia uwiecznił ją kilka chwil właśnie po takim ataku, który mógł być wywołały kolejnym rosyjskim bombardowaniem.

Ranny rosyjski żołnierz, który odniósł obrażenia w pobliżu miasta Bachmut, leży w szpitalu polowym urządzonym w podziemnej winnicy. Później amputowano mu lewą nogę i rękę. Donbas, Ukraina, 22 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Nanna Heitmann/Magnum Photos, dla The New York Times / World Press Photo

Drugie zdjęcie przedstawia rosyjski punkt stabilizacyjny, znajdujący się w podziemnej winiarni niedaleko okupowanego przez Rosję Bachmutu. Żołnierz ze zdjęcia został wcielony do armii wspieranej przez Rosję separatystycznej “Donieckiej Republiki Ludowej” dwa dni przed początkiem pełnowymiarowej inwazji. Gdzieś na polu boju, na terenach okupowanych przez Rosję, mężczyzna stracił rękę i nogę. 

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Z jakiegoś powodu uznano, że oba te zdjęcia można połączyć w jednym konkursie, w jednej, europejskiej kategorii. Że można postawić znak równości pomiędzy ofiarą, a oprawcą. Pokazać małe dziecko ze zniszczoną psychiką i tego, kto tę psychikę niszczy. Poprzez stylizację i symbolikę (nawiązanie do piety, zdjęcia Chrystusa z krzyża) stworzyć wrażenie, że obie osoby są ofiarami tej wojny, i obu stronom należy współczuć. Tymczasem to kolejny przykład normalizacji rosyjskich zbrodni, które, na rozkaz Putina, popełniane są w Ukrainie codziennie - zarówno na żołnierzach, jak i na ludności cywilnej. 

Świat powoli daje przyzwolenie na udział rosyjskich artystów w życiu kulturalnym świata. Występy muzyków, rozgrywki sportowe, oscarowe filmy, udział w światowych konferencjach i debatach. A teraz, w prestiżowym konkursie fotografii prasowej, znalazł się rosyjski żołnierz. Leży w winiarni, prawdopodobniej tej, w jakiej produkowano słynne ukraińskie wino, lubiane na całym świecie, a która została zrównana z ziemią przez rosyjską artylerię. Jego cierpienie wzbudza współczucie. I zapominamy, kto jest tu agresorem.

Wiele osób, po wyzwoleniu z okupacji Buczy, mówiło: tego świat przecież Rosji nie wybaczy.

A później były odkryte masowe groby w lesie w Iziumie, żółta kuchnia w przepołowionym rosyjską rakietą bloku mieszkalnym w Dnipro, czy zasypywanie ukraińskich żołnierzy zakazaną przez Konwencję Genewską bronią fosforową. Dziś potężne bomby lotnicze, spadające na centrum Zaporoża, na nikim nie robią już wrażenia. Nocne ataki Szahedów na ukraińskie miasta traktowane są w kategorii kolejnego już “newsa z wojny”, która jest gdzieś daleko i nas przecież nie dotyczy. Tej nocy znowu zginęli niewinni ludzie. 

A jurorzy konkursu World Press Photo stawiają znak równości między ofiarami i agresorami, idąc w sukurs rosyjskiej propagandzie.

Zmienia dyskurs społeczny, uczłowiecza działania nieludzi, którzy bezwstydnie i systematycznie, każdego dnia i nocy, mordują takie sześciolatki jak Anhelina, ich matki i ojców. 

20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Aldona Hartwińska

Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.

Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.

Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.

„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.

To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.

Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały

To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.

Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.

W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.

Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych

Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.

Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.

Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.

„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.

Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.

Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.

Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News

Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Zależy nam, żeby dzieci nie czuły sie ograbione ze swojej tożsamości kulturowej

Ексклюзив
20
хв

Lżejsze plecaki i nowe przedmioty. Co przyniesie nowy szkolny rok?

Ексклюзив
20
хв

Co czeka ukraińskich uczniów w nowym roku szkolnym?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress