<frame>Prezentujemy kolejny artykuł z cyklu „Portrety Siostrzeństwa”. Opowiadamy w nim o przyjaźni między Ukrainkami i Polkami, wsparciu zwykłych ludzi – lecz także o nieporozumieniach i problemach. Opowiedzcie nam swoje historie – historie spotkań z polskimi czy ukraińskimi kobietami, które zmieniły Wasze życie, zaimponowały Wam, nauczyły Was czegoś, zaskoczyły lub skłoniły do myślenia. Piszcie do nas pod adresem: redakcja@sestry.eu<frame>
Sport, modeling, film
W przeszłości byłam mistrzynią sportu, uprawiałam gimnastykę artystyczną. Do Domu Modelek „Chreszczatyk” w Kijowie trafiłam przez przypadek. W tamtym czasie to był najlepszy dom modelek promujących dzianiny w Związku Radzieckim, podbijał światowe wybiegi. Zobaczyłam ogłoszenie o castingu i postanowiłam pójść tam z dziewczynami. Tak dla towarzystwa.
Tak zaczęła się moja historia z modelingiem.
Podróżowałam do wielu krajów, w tym do USA, Brazylii, Meksyku, Korei Południowej, Wielkiej Brytanii, zjeździłam prawie całą Europę.
W 2002 roku, kiedy w stolicy byłam już rozpoznawalna, wraz z przyjaciółką Ksenią Kuźmenko otworzyłyśmy własną agencję. Poza modelingiem zaczęliśmy również organizować konkurs Miss Ukrainy. Po udanym konkursie w 2004 roku, który odbył się w Pałacu „Ukraina” i był transmitowany na żywo w telewizji, zaczęłam się zastanawiać, jak by to było samej wziąć udział w czymś takim. Chciałam lepiej zrozumieć dziewczyny i wspierać je.
Potem sama wzięłam udział w Miss Global USA i – zdobyłam koronę Mrs Globe Europe
Drugą moją pasją, obok modelingu, było kino. Zagrałam m.in. polską księżniczkę w filmie o Bohdanie Chmielnickim, a w przededniu inwazji wystąpiłam w udanym ukraińskim projekcie „Kijów dniem i nocą”. Byłam bardzo zapracowaną kobietą.
Szukając sensu w trudnych czasach
Ale gdy któregoś dnie nagle zmarła moja mama, coś we mnie pękło. Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Nic mi się nie chciało, potrzebowałam nowego sensu, by dalej żyć.
Zaproponowano mi kierowanie fundacją charytatywną, która prowadzi ośrodek rehabilitacyjny „Miasto Szczęśliwych Dzieci” – ale nie byłam pewna, czy sobie poradzę. To miejsce, w którym pomaga się dzieciom znalezionym na ulicy, porzuconym i zabranym z dysfunkcyjnych rodzin. Żyją tam sobie w komfortowych warunkach, przechodząc rehabilitację psychologiczną, podczas gdy dorośli szukają dla nich nowych rodzin.
Na początku po prostu tam jeździłam. Jednak z każdą kolejną wizytą angażowałam się coraz bardziej: dzieci czekały na spotkania ze mną, coraz bardziej mi ufały i przywiązywały się do mnie. Wtedy, tak jak teraz, podczas wojny – to było dla mnie zbawienie. Bo w trudnych czasach każdy szuka własnej motywacji i sensu życia. Resocjalizowałam dzieci, a one – mnie.
Moja Power Woman
W pierwszych dniach inwazji w pobliżu naszego sierocińca rozmieszczono działa obrony przeciwlotniczej. Podjęliśmy szybką decyzję o ewakuacji dzieci. Pracownicy zabrali je w różne bezpieczniejsze miejsca w Ukrainie – na własną odpowiedzialność.
Były propozycje przeniesienia sierocińca za granicę, ale mieliśmy nadzieję, że to wszystko niedługo się skończy. Jedna z takich propozycji przyszła od Olgi Bohomolec [znana ukraińska lekarka, polityczka i działaczka społeczna – red.].
I wtedy w moim życiu pojawiła się Elwira Niewiera, z którą stworzyliśmy internetowy plan ewakuacji dzieci. W tamtym czasie nie miałam pojęcia, kim jest ta kobieta, nie widziałam jej filmów i nie przypuszczałam, że kiedyś się z nią zaprzyjaźnię i będę ją podziwiać [Elwira Niewiera jest reżyserką i scenarzystką, a także społeczniczką i wolontariuszką, obecnie mieszka w Berlinie – red.].
Nie przeszło mi przez myśl, że to kobieta, której nigdy brakuje energii i chęci pomagania
Kobieta, która dla mnie jest dziś prawdziwą Power Woman.
W nieznane
W tym czasie Elwira była już zaangażowana w pomoc naszym żołnierzom. Poznała zamożną rodzinę vol Walzów z Bawarii, która – nie mogąc znieść bezczynności niemieckiego rządu – do dziś przeznacza znaczne fundusze na wsparcie ukraińskiej armii. Ulrike von Walz miała willę w lesie nad jeziorem, w której nikt nie mieszkał. Po długim namyśle Elwira zasugerowała, że można by tam ewakuować dzieci z naszego sierocińca.
Ale wyjazd nie był łatwy. Wojna trwała już od kilku miesięcy i podczas gdy wcześniej, gdy jeszcze panował chaos, całe sierocińce i szkoły wyjeżdżały z Ukrainy bez żadnych dokumentów – teraz trzeba już było uzyskać oficjalne pozwolenia od czterech ministerstw i administracji wojskowej. Poza tym dwadzieścioro naszych dzieci musieliśmy dosłownie pozbierać z całej Ukrainy, z obwodu kijowskiego, tarnopolskiego, wołyńskiego, lwowskiego…
Transport i relokację zorganizowała Elwira i rodzina von Walzów. Na granicy z Polską przesiedliśmy się do autobusu, który zawiózł nas do nowego domu. I my, dorośli, i dzieci byliśmy przerażeni. Bo jechaliśmy w nieznane.
Burmistrz, orkiestra dęta i dwa legowiska
W Niemczech byliśmy jedynymi, którzy znaleźli schronienie dla całego sierocińca, w tym dla nauczycieli. Nigdy bym nie pomyślała, że Niemcom może tak bardzo zależeć. Wystarczyło tylko o czymś wspomnieć, a oni już robili to za ciebie.
W małym bawarskim miasteczku na nasz autobus czekali lokalni mieszkańcy, burmistrz, a nawet orkiestra. Zablokowano dla nas całą drogę. W domu wszystko było przygotowane, nawet jedzenie i legowiska dla mojego psa i kota, które zabrałam ze sobą.
Minął rok, zanim udało nam się poukładać sobie życie i zaakceptować nową rzeczywistość – że dziś to nasz dom. I że mieszkamy pod jednym dachem – 20 dzieci i 10 opiekunów – jako nowa rodzina. Dopiero po roku, kiedy uleciał z nas cały ten stres, zaczęliśmy dostrzegać to, w jak magicznym miejscu się znaleźliśmy. Miejscowi pomagali nam w każdy możliwy sposób, organizując nawet zajęcia sportowe i aktywności dla dzieci. Taka opieka przez duże „O”.
Kiedy Elwira odwiedziła nas po raz pierwszy, by nas poznać – z uściskami i smakołykami dla dzieci – zorganizowaliśmy dyskotekę. Sfilmowała wszystko i obiecała, że pewnego dnia zrobi z tego film.
Tydzień z Rozą, czyli terapia przez teatr
Później, w Amsterdamie, dokąd zaprosiła mnie na premierę swego filmu [„Syndrom Hamleta” (2022 r.) – red.], odkryłam inną Elwirę: utalentowaną reżyserkę i wrażliwą artystkę, która nie boi poruszać poważne problemy społeczne.
I wtedy przytrafił nam się teatr.
Przyjaciółka Elwiry, reżyserka Roza Sarkisian, która grała w „Syndromie Hamleta”, przyjechała odwiedzić nasze dzieci. Wpadliśmy na pomysł, żeby zorganizować terapię teatralną – porozmawiać o naszych emocjach i doświadczeniach, o tym, co nas boli, wcielając się w różne postaci. To był ogromny krok naprzód w terapii dzieci. One mają za sobą straszne psychiczne traumy, ale kiedy udało się nam o tym z nimi porozmawiać – wszystko stało się łatwiejsze. Tydzień z Rozą okazał się skuteczniejszy niż miesiące pracy z psychologami.
Spokój bez względu na wszystko
Mam wrażenie, że Elwira myśli o Ukrainie 24 godziny na dobę. Nie tylko myśli – także działa. Każdego dnia. Niedawno wpadłam do niej na weekend do Berlina. Dowiedziałam się wtedy, że pomaga też kobietom w trudnych sytuacjach. W chwili gdy o niej opowiadam, szuka w Kijowie mieszkania dla kobiety, która przeżyła rosyjską niewolę.
Nie wiem, skąd bierze siłę, by robić to wszystko, nie wiem też, skąd bierze się ten jej spokój – nigdy nie widziałam u niej wybuchów złości czy choćby oznak zdenerwowania. Wewnętrzny spokój to wspaniała cecha. Na początku byłam przekonana, że jogę uprawia właśnie w tym celu – i też zaczęłam, bo w pracy z dziećmi bardzo ważne jest zachowanie równowagi, opanowanie i pozytywne nastawienie bez względu na wszystko.
Aż pewnego dnia Elwira zapytała mnie: „Wiesz, tak miło jest spędzać z tobą czas, jesteś taka spokojna i opanowana. Jak to robisz?”
Wierzę w siłę kobiet. Czasami wydaje się, że mężczyźni nie są w stanie dojść do porozumienia i iść ramię w ramię. A kobiety to potrafią. Mamy w sobie zdrowy rozsądek i wewnętrzną równowagę. Potrafimy się pozbierać i być elastyczne w krytycznych momentach. Jestem silną kobietą, ale Elwira jest absolutną siłą. Nie tylko realizuje własne cele, ale też prowadzi i wspiera innych w najtrudniejszych dla nich chwilach.
Ja, kobieta pracująca
Przez ostatnie dwa i pół roku byłam kucharką, pomywaczką, gospodynią domową, psycholożką, lekarką, kierowcą, kurierem. I zdałam sobie sprawę, że jeśli zdobędziesz nową wiedzę lub umiejętności, musisz je rozwijać. Bo nigdy nie wiesz, co przyniesie ci los.
W szkole miałam niemiecki, ale nigdy nie myślałam, że będzie mi potrzebny. Kobiety w mojej rodzinie były dobrymi kucharkami, jednak nie nauczyłam się dobrze gotować – dopóki nie musiałam stać się kucharką dla 30 osób. Zostałam także kierowcą, ponieważ mieszkamy w środku lasu i trzeba było wozić dzieci do i ze szkoły, no i do klubów. Mam też dyplom z fizjoterapii. To popularny zawód w Niemczech i gdybym nagle chciała zostać fizjoterapeutką, mogłabym z powodzeniem pracować w tym fachu.
Tak trudno oddać dzieci
Teraz nasze dzieci wracają do domu. Niektóre zostały adoptowane, inne wróciły do swoich rodzin, bo sądy zakończyły sprawy albo rodzice poradzili już sobie z problemami. Zostało z nami tylko trzech chłopców. Obiecałam im, że w Niemczech skończą szkołę – zwłaszcza najstarszy, bo uczy się w klasie niemieckiej. W ciągu dwóch lat udało mu się nauczyć niemieckiego od podstaw i zdać egzaminy na równi z Niemcami. Zaprosił mnie na swoją maturę. Ostatni raz byłam na maturze syna.
Oddanie dzieci jest bardzo trudne. Psycholodzy uczą nas, że trzeba natychmiast się odseparować, mniej komunikować. Ale w ciągu tych dwóch lat staliśmy się rodziną i nie jest mi obojętne, jak dzieci radzą sobie w nowych rodzinach.
Często konsultuję się z Elwirą w sprawie dzieci i zastanawiamy się, co jeszcze można by zrobić lepiej. Jest moją powierniczką
Nasz kijowski dom dla dzieci nadal pracuje. Sprawiliśmy, że jest czysty i przytulny, lecz nadal nie możemy znaleźć psychologa. Zadzwonimy do Rosy, poprosimy, by zorganizowała u nas tę swoją unikalną terapię teatralną. Dziś pomocy i opieki wymaga w Ukrainie ogromna liczba dzieci. Kraj rozpaczliwie potrzebuje takich ośrodków jak nasz.
23 lipca „Miasto Szczęśliwych Dzieci” otworzyło swoje podwoje dla nowych mieszkańców.
Pierwszym gościem na otwarciu była Elwira.
Tekst przygotowała Irena Tymotiewicz
Zdjęcia z prywatnego archiwum
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!