Gdyby te wiadomości nadeszły w spokojnych czasach, cała Ukraina świętowałaby na ulicach, a szampan płynąłby strumieniami.
Jednak smutek po śmiertelnych atakach na Dniepr i Charków, dwa główne ośrodki w pobliżu linii frontu, nieco zagłuszył świadomość tego, co naprawdę się wydarzyło i dlaczego któregoś dnia niejedną z dawnych ulic Puszkina nazwiemy imieniem Ursuli von der Leyen.
Dobrym zbiegiem okoliczności grupa ukraińskich dziennikarzy, w tym autorka tych słów, odbyła serię spotkań z najwyższymi urzędnikami UE w Brukseli. Warto więc wyjaśnić, czego chce od nas UE i czy naprawdę jest zainteresowana Ukrainą.
Po pierwsze, brutalna agresja Rosji na Ukrainę w końcu zmusiła Europejczyków do spojrzenia na Moskwę bez różowych okularów. Nasi rozmówcy, którzy kształtują politykę zagraniczną UE, mówili w rozmowach jeden na jeden o imperialnych i kolonialnych postawach w dzisiejszej Rosji.
Szczegóły zbrodni wojennych w Ukrainie i ciągłe groźby zrzucenia bomby atomowej na Paryż, Londyn czy Berlin sprawiły, że Europejczycy zaczęli myśleć o swojej przyszłości i nowej strategii geopolitycznej, w której Ukraina będzie pełniła rolę bramy do Europy
I w której przystąpienie Kijowa przyniesie wyraźne korzyści wszystkim. Bo tak jak dziś rosyjscy okupanci zrzucają bomby szybujące na Charków, tak w przyszłości mogą nie mieć nic przeciwko atakowaniu krajów bałtyckich, które nie milczą i w ciągu minionych dwóch lat stały się najlepszymi interpretatorami prawdziwej natury Rosji.
Unijni urzędnicy nie łączą kwestii przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej z nazwiskami konkretnych ukraińskich polityków, a wyłącznie z oporem i determinacją narodu ukraińskiego. „Zapłaciliście zbyt wysoką cenę” – tak brzmiało przesłanie Petera Stano, Petry Gombalovej i Věry Jourovej, trojga najwyższych unijnych urzędników, którzy bezpośrednio współpracują z Ukrainą.
Najbardziej wymownym symbolem tej wysokiej ceny jest słynne zdjęcie z Buczy, na którym brelok z flagą UE leży obok poczerniałej dłoni z bladoróżowym manicure’em
Biorąc pod uwagę zachowanie Węgier, a raczej ich przywódcy Viktora Orbana, wiele osób zastanawiało się, co by się stało, gdy nasz skandaliczny sąsiad przez pół roku będzie przewodniczył Radzie Unii Europejskiej. Zwłaszcza że od samego początku węgierski premier domagał się od Wołodymyra Zełenskiego jednostronnego przerwania ognia i rozpoczęcia negocjacji z Rosją, a na dodatek podsunął nam chińskie projekty planu pokojowego – do przemyślenia.
W rozmowie z ukraińskimi obserwatorami rzecznik UE Peter Stano dał jasno do zrozumienia, że Węgry stały się pariasem. Ich szantaż i arogancja denerwują już wielu. W końcu to coś znaczy, jeśli zawsze neutralna Austria już teraz prosi o pozbawienie Budapesztu prawa głosu w UE.
– Prezydencja węgierska nie będzie miała żadnego znaczącego wpływu. Może próbować opóźnić postęp w agendzie Rady Unii Europejskiej w ramach swoich uprawnień, ale w tym przypadku większość państw członkowskich zawsze może wywrzeć presję na Budapeszt i znaleźć sposoby na zmianę tej agendy – oświadczył dyplomatycznie Stano.
W mniej oficjalnej retoryce dyplomata był zadowolony, że część tej połowy roku pochłaniają wakacje i najważniejsze wydarzenie: szczyt NATO w Waszyngtonie. Po jednym i drugim do czasu, gdy Polska przejmie prezydencję w Radzie UE, pozostanie już tylko chwila.
Dla Ukrainy sześciomiesięczna prezydencja Warszawy może być dodatkową trampoliną do członkostwa w UE
Dlatego chcemy wierzyć w zdrowy rozsądek obu rządów, polskiego i ukraińskiego, i w to, że nie powtórzą się przerażające historie z rozsypywaniem zboża, blokadami granic i wzajemnymi oskarżeniami w mediach społecznościowych.
Rosja nienawidzi Polski być może nieco mniej niż Ukrainy, czego zdawał się dowodzić wywiad Putina z Tuckerem Carlsonem. Dlatego jest to szansa dla Polaków na odsunięcie linii frontu od swoich granic.
Rozmowy z najwyższymi urzędnikami UE sprawiły, że jako obserwatorka polityczna tęsknię za czasami, gdy parlament i rząd były źródłem debaty i decyzji politycznych. Europejscy urzędnicy wzdychali ciężko na każdą wzmiankę o korupcji w Ukrainie, próbie rozpoczęcia operacji whistleblowingu w państwowej agencji informacyjnej Ukrinform czy wzmianki o problemach kompleksu wojskowo-przemysłowego. Chętnie współpracowaliby z takimi jak oni biurokratami w Ukrainie, ale z powodu ich braku są zmuszeni współpracować z tymi, którzy zostali wybrani przez Ukraińców w wyborach. Dlatego w pierwszych powojennych wyborach warto będzie dokładnie przemyśleć jakość naszych przedstawicieli politycznych. By później się nie rumienić.
Stany Zjednoczone przechodzą własny kryzys, a UE przygotowuje się do pracy nad planem B, jeśli Trump zostanie prezydentem. Europa bardzo trzeźwo patrzy na Chiny i ich dążenie do uczynienia ze wszystkich niewolników. Dlatego myśli o wzmocnieniu swoich granic i bezpieczeństwa, w co praktyczne doświadczenia milionów Ukraińców będą cennym wkładem.
Skoro Siły Zbrojne Ukrainy, weterani i wolontariusze są naszą najbardziej udaną marką eksportową, powinniśmy w pełni to wykorzystać
Powinno być więcej ukraińskich głosów w Brukseli. Nasi studenci powinni odbywać staże u europejskich parlamentarzystów. Nasi analitycy powinni stale współpracować z ekspertami, którzy zajmują się rosyjskimi IPSO [chodzi o operacje psychologiczne mające na celu przekazanie odbiorcom wybranych informacji w celu wywarcia wpływu na ich motywy i obiektywne rozumowanie, a ostatecznie na zachowanie rządów, organizacji, grup i obcych mocarstw red.], manipulacjami i zniekształcaniem historii. Jak powiedziało nam kilku rozmówców, „widzimy, że lwia część rosyjskiego know-how jest skierowana na Ukrainę, a następnie trafia dalej na Zachód”.
Kiedy byłam dzieckiem, każdy kanał nadawał wiadomości z Moskwy i Petersburga. Wiedziałam więc o rosyjskim świecie więcej, niż potrzebowałam. Ukraińscy dziennikarze i analitycy powinni być obecni w Brukseli cały czas, bo wiele strategicznych decyzji politycznych jest podejmowanych jako owoc bezpośrednich powiązań i osobistych sympatii.
Bruksela jest na nas otwarta i gotowa do poważnej pracy. Kluczową kwestią jest to, jak przyciągnąć do niej specjalistów ze strony ukraińskiej
Bo bohaterska aura Ukraińców i urok osobisty pana Wołodymyra Zełenskiego nie wystarczą, jeśli chodzi o rutynę biurową w brukselskim centrum decyzyjnym czy biznesowym, gdzie ukraińska agenda powinna być obecna 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. I gdzie Ukraina powinna być postrzegana nie jako ubogi krewny, lecz jako aktywny gracz, dzięki któremu Rosjanie zawiesili jeszcze swoich trójkolorowych flag na budynkach unijnych instytucji.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!