Exclusive
20
min

„Wasze gospodarstwo domowe nie zostało wybrane”. Jak nasi starsi uchodźcy tracą nadzieję na przetrwanie w Polsce

Po anulowaniu 1 lipca programu pomocy społecznej 40+ wiele starszych Ukrainek zostało bez dachu nad głową. Nie mogą iść do pracy, by zarobić na czynsz, bo pracowały przez całe życie i teraz nie mają już siły. Kiedy program „40+” został zlikwidowany, obiecywano, że polskie państwo zajmie się wrażliwymi grupami Ukraińców w inny sposób. W praktyce wiele ukraińskich emerytów i emerytek jest teraz zmuszonych albo wyjechać do Niemiec, albo wr

Tetiana Bakocka

Ukrainki przed blokiem zniszczonym przez Rosjan w obwodzie donieckim, 2024 r. Zdjęcie: ANATOLII STEPANOV/AFP/East News

No items found.

1 lipca 2024 r. weszły w życie zmiany w ustawie o pomocy obywatelom Ukrainy, którzy przybyli do Polski w związku z agresją zbrojną Rosji. Przede wszystkim zniesiono rekompensatę w wysokości 40 zł dziennie dla właścicieli gospodarstw domowych, w których mieszkali uchodźcy w wieku emerytalnym, osoby niepełnosprawne i rodziny wielodzietne.

De iure uchodźcy nadal mogą liczyć na zakwaterowanie w gminnych lub państwowych ośrodkach pobytu. Tyle że de facto – na przykład w Olsztynie – takich ośrodków nie ma.

17 lipca 2024 r. mieszkający w Olsztynie ukraińscy uchodźcy należący do wspomnianych grup wrażliwych zostali poinformowani, że wojewoda warmińsko-mazurski nakazał władzom miasta wybudowanie (lub przygotowanie) dla nich internatu. Jednak nadal nie ma informacji na temat zasad, warunków i kosztów zakwaterowania. Ludzie są zdezorientowani i nie rozumieją, czy mają jakiekolwiek perspektywy na dach nad głową.

Gdzie mieszkają teraz starsi uchodźcy i uchodźczynie, od lipca pozbawieni mieszkań socjalnych? I co w tej sytuacji zamierzają zrobić?

Nie mogę już pracować, by opłacić czynsz. A w Ukrainie zapowiada się zima bez ciepła i światła

Raisa Odarżyj, 70-letnia uchodźczyni z Odessy, mieszkała w ramach programu 40+ za darmo w pokoju w prywatnym domu, który został przekształcony w schronisko dla uchodźców z grup osób szczególnie wrażliwych. Pod koniec czerwca właściciel ośrodka powiedział, że otrzymał od wojewody odmowę dalszego opłacania przez państwo zakwaterowania kilkunastu uchodźców, którzy u niego mieszkają. Więc jeśli chcą zostać, muszą płacić 1250 zł miesięcznie za pokój.

– Dla mnie to za drogo, ale nie mogłam znaleźć innego miejsca do zamieszkania – mówi pani Raisa. – Poprosiłam właściciela, by trochę obniżył cenę, bo mam najmniejszy pokój w domu, z miejscem tylko na łóżko i stół. Obiecał, że się zastanowi.

Muszę być w Polsce do końca lata, ponieważ w czerwcu miałam operację i powinnam dokończyć rehabilitację tutaj. Potem prawdopodobnie wrócę do Odessy

Kobieta przyjechała do Olsztyna na początku inwazji. Brała lekcje języka polskiego i gotowania. Uczestniczyła też w różnych przedsięwzięciach organizowanych dla uchodźców, szczególności w zajęciach sportowych – nordic walkingu i przejażdżkach na rowerze. To pomogło jej jakoś przejść przez trudny okres adaptacji.

Raisa Odarżyj. Zdjęcie z prywatnego archiwum

– Chciałabym pracować, ale moje zdrowie pogorszyło się z powodu chronicznego stresu. Przez 46 lat pracowałam jako księgowa, lecz moja emerytura nie wystarcza na przeżycie tutaj. A w Ukrainie już ostrzega się mieszkańców miast, by na zimę szukali mieszkań z piecami na przedmieściach, bo prąd będzie często odcinany. Ta perspektywa jest przerażająca, choć staram się nie tracić optymizmu – mówi pani Raisa.

Kiedy uciekałam przed Rosjanami, mieszkałam w leśnej jamie. Teraz znów jestem bezdomna

Ołena Demczuk, 74-letnia uchodźczyni z obwodu chersońskiego, musiała w lipcu przenieść się z prywatnego ośrodka dla uchodźców do mieszkania wynajmowanego przez jej córkę. Za zgodę na zamieszkanie pokoju z córką i dwójką wnuków pani Ołena płaci właścicielowi 600 zł miesięcznie.

W 2022 roku wolontariusze przywieźli jej córkę i wnuki do Olsztyna. Dzieci często chorowały, więc pani Ołena przyjechała do Polski, by pomóc w opiece nad nimi. Przez 51 lat pracowała jako nauczycielka matematyki.

– Samotna matka nie może przeżyć w Polsce, jeśli nie pracuje – mówi. – Wnuki często chorowały i nie chodziły do przedszkola. Wszystko, co zarobiła, moja córka musiała płacić niani. A nawet więcej niż wszystko, bo wiosną 2022 r. dostawała 16,50 zł za godzinę pracy, podczas gdy najniższa stawka ukraińskiej niani za opiekę nad jednym dzieckiem wynosiła 20 zł za godzinę.

Pani Ołena nie może wrócić do domu – został zniszczony. W jej rodzinnej wsi, która została wyzwolona spod okupacji, nie ma już apteki ani sklepu

A wojska nieprzyjaciela, stacjonujące kilkadziesiąt kilometrów dalej, nadal ostrzeliwują okolicę.

– Przeżyłam pod rosyjską okupacją prawie dziesięć miesięcy – wspomina. – Uwierz mi, to piekło na ziemi. Moja matka przeżyła okupację podczas II wojny światowej, kiedy wojska rumuńskie kontrolowały południową Ukrainę. Rumuni byli gorsi od Niemców, ale rosyjskie wojsko jest najgorsze.

Od początku okupacji ona i jej sąsiadka mieszkały w dole w pobliżu lasu, ukrywając się przed Rosjanami. Jeden z mieszkańców wsi doniósł okupantom, że sąsiadka pani Ołeny ma proukraińskie przekonania. Szukali jej, torturowali jej brata, by wyjawił, gdzie ukrywa się siostra. Nie powiedział, więc go zabili, a ciało porzucili na obrzeżach wsi.

Dopuszczali się różnych okrucieństw, plądrowali domy i sklepy. Nie było elektryczności ani internetu. Do wioski nie można było wjechać ani z niej wyjechać. Pani Ołena wspomina:

– Nie było jedzenia. Rozpalałyśmy mały ogień, żeby się ogrzać, i robiłyśmy naleśniki z mąki i otrębów. Piłyśmy deszczówkę. Nie było jak poprosić kogokolwiek o pomoc. Nie mam pojęcia, jak udało nam się przeżyć

W nadziei na dodatkowe pieniądze na czynsz córka pani Ołeny złożyła wniosek do kilku programów pomocowych.

– Tego, że program 40+ dla emerytów zostanie anulowany, bałyśmy się od końca ubiegłego roku – mówi pani Ołena. – Dlatego w marcu 2024 r. moja córka złożyła wniosek w imieniu naszej rodziny do programu „Krok do domu”. Spełnialiśmy wszystkie kryteria, mieliśmy łączny dochód w wysokości trzech tysięcy złotych.

Zadzwoniła do nas kobieta o imieniu Tetiana, pracująca w tym programie, z pytaniem, ile będziemy w stanie sami zapłacić za mieszkanie. Córka odpowiedziała, że do 2500 zł. Tetiana uznała, że to za mało i że wyśle nam pismo z odmową. Tylko czy ubiegałybyśmy się o pomoc, gdybyśmy mogły zapłacić za mieszkanie 3000 złotych albo więcej?

Pomoc, którą deklarowali w tym programie, miała również na celu opłacenie usług agenta nieruchomości i tłumacza. Tyle że mieszkanie znalazłyśmy same. I to był kolejny powód odmowy. Nie rozumiem, dlaczego fundacja chce płacić za usługi, których ludzie nie potrzebują. Okazuje się, że tak naprawdę oni nie pomagają ludziom w trudnej sytuacji. Pomagają tylko tym, którzy mogą pracować, czyli płacić podatki.

W innych programach nawet nie podawali powodu odmowy udzielenia pomocy. Wysyłali jedynie list lub esemes: „Dziękujemy za rejestrację w programie. Wasze gospodarstwo domowe nie zostało wybrane do udziału w programie”.

– Teraz ledwo wiążemy koniec z końcem – w głosie pani Ołeny słychać rezygnację. – Przyzwyczaiłyśmy się do Olsztyna, zakochałyśmy się w nim, ale nie możemy tu przetrwać. Zaczęłam często chorować i najbardziej obawiam się tego, że stanę się ciężarem dla mojej córki.

Poprosiłam ją więc, aby poszukała informacji o tym, jak mogłybyśmy przenieść się do jakiegoś przytułku w Niemczech. Nie mamy tam krewnych ani przyjaciół, ale mówią, że rodzinom takim jak nasza łatwiej tam przetrwać

W domu przeżyła apokalipsę. A tutaj oskarżenia, że uchodźcy – emeryci nadużywają unijnej pomocy

Wira Iwaniuk, 70-letnia uchodźczyni z Wołczańska w obwodzie charkowskim, mówi, że kiedy w zeszłym roku ona i inni uchodźcy zostali eksmitowani ze schroniska, wróciła z Olsztyna do domu w obwodzie charkowskim. Jednak gdy w maju 2024 r. wojska rosyjskie rozpoczęły nową ofensywę na Wołczańsk, znów przyjechała do Polski.

Od początku inwazji mieszka tu jej córka i dwoje wnucząt w wieku licealnym. Tydzień po przyjeździe do Olsztyna Wira dowiedziała się, że jej dom spłonął, trafiony pociskiem wroga.

– Dzięki mojej córce, która ma tu pracę i może płacić czynsz, nie zostałam bezdomna – mówi pani Wira. – Mam jednak ogromne poczucie winy, że przysparzam rodzinie takich kłopotów, że nie mam pieniędzy na wynajęcie osobnego mieszkania. W domu uprawiałam ogródek warzywny, miałam kury, kaczki i kozę. Tyle że moje wcześniejsze doświadczenia tutaj mi nie pomagają. No i ciężko nauczyć się języka, więc się denerwuję – w aptece, w sklepie, w autobusie.

Ukraińscy uchodźcy w Olsztynie w kolejce do rejestracji i po Pesel. 2022 r. Zdjęcie: Artur Szczepański/REPORTER

Pani Wira dodaje, że różne organizacje oferują rejestrację w projektach dla uchodźców finansowanych przez Unię Europejską. Nie może jednak uzyskać pomocy, której potrzebuje:

– Starszym osobom trudno mówić w obcym języku. Zwracałam się do różnych organizacji z prośbą o napisanie grantu, który pomógłby emerytom rozwiązywać różne problemy domowe. Na przykład chciałam, aby pieniądze z Unii zostały wykorzystane na opłacenie osób, które będą nam doradzać, towarzyszyć nam jako tłumacze w szpitalach, ośrodkach socjalnych czy instytucjach. By pomóc ludziom, którzy stracili swoje mieszkania socjalne, w szukaniu nowych – bo usługa pośrednika kosztuje tu 500 złotych. Chętnie wyjechałabym na wieś, by pomieszkać tam przynajmniej przez jakiś czas. Może ktoś ma dom, w którym teraz nikt nie mieszka, a ja mogłabym się nim zaopiekować? Problem w tym, że nie wiem, jak szukać takich informacji, a do tego mam problem z językiem.

Zamiast tego zostałam zaproszona na spotkanie, na którym za niewielką opłatą chcą nauczyć mnie, jak robić bransoletki z koralików lub rysować neurograficzne obrazy, które sprawią, że „w moim życiu pojawią się pieniądze”. Być może dwa lata temu, kiedy uchodźcy mieszkali w akademikach za darmo, takie zajęcia miały sens. Ale teraz ludzie nie mają czasu na zabawę.

Według pani Wiry spotkania dla uchodźców odbywają się zazwyczaj w ciągu dnia. Tyle że ludzie, którzy są zarejestrowani w projektach, ale pracują, nie mogą na nie przychodzić.

– Na ostatnim spotkaniu uchodźców byłam ja i inna emerytka, z Zaporoża. Powiedziała mi, że przyszła tylko dlatego, że mogła napić się tu darmowej kawy – mówi pani Wira

Od lipca pani Wira mieszka z synem i synową. Oszczędza każdy grosz, bo żyje tylko z ukraińskiej emerytury w przeliczeniu wynoszącej 400 złotych. Mówi, że gdyby ktoś pomógł jej zdobyć w Polsce dokumenty potwierdzające niepełnosprawność, mogłaby trafić do schroniska dla uchodźców w Olecku. Owszem, warunki życia nie są tam łatwe głównie ze względów psychologicznych: po trzy lub cztery osoby przykute do łóżka w każdym pokoju. Na dodatek w marcu 2023 r. przesiedlono tam wszystkich Romów, którzy przybyli z zachodniej Ukrainy.

– Ale przynajmniej jedzenie jest tam darmowe – przyznaje z goryczą pani Wira.

Co powinny zrobić osoby z Ukrainy, które nie są w stanie samodzielnie zapłacić za mieszkanie w Polsce?

– W lipcu zgłosiło się do mnie wiele osób z prośbą o pomoc w znalezieniu mieszkania socjalnego w Olsztynie – mówi Stepan Migus, szef olsztyńskiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce. – Dlatego oczywiste jest, że potrzeba ponownego otwarcia schroniska dla uchodźców jest duża. Osoby starsze i niepełnosprawne skarżą się, że nie mogą mieszkać w ośrodku dla uchodźców pod Oleckiem, bo są schorowane i nie mają dostępu do opieki medycznej. Dlatego podczas spotkania z wojewodą i marszałkiem ponownie poruszę kwestię otwarcia noclegowni. Nie możemy zostawić ludzi, którzy przeżyli okropieństwa wojny, samych ze swoimi problemami.

Czy wojewoda i marszałek województwa warmińsko-mazurskiego usłyszą nasz głos?

No items found.

Dziennikarka, redaktor Mikołajowskiego Oddziału Narodowej Publicznej Nadawczej Ukrainy. Autor programów telewizyjnych i radiowych, opowiadań, artikułów na tematy wojskowe, ekologiczne, kulturalne, społeczne i europejskie. Opublikowano w gazecie ukraińskiej diaspory w Polsce „Nasze Słowo”, na ogólnoukraińskich stronach dotyczących „Portal Integracji Europejskiej” Biura Wicepremiera ds. Integracji Europejskiej i Euroatlantyckiej oraz Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych. Międzynarodowe programy szkoleniowe dla dziennikarzy: Deutsche Welle Akademie, Media Neighbourhood (BBC Media Action), Thomson Foundation i inni. Współorganizatorka wielu dziedzin i szkoleń: projekty edukacyjno-kulturalnych dla uchodźców w Polsce, realizowane przez Caritas, Federację Organizacji Pozarządowych FoSA; „Kultura Pomaga”, realizowanych przez Osvitę (UA) i Zusę (DE). Jest współautorką książki „Serce oddane ludziom” o historii południowej Ukrainy. Opublikowano artykuł na temat wojskowe w książkach „Wojna na Ukrainie. Kijów - Warszawa: Razem do zwycięstwa” (Polska, 2022), „Lektury iczne: Zachowajmy dla otomności” (Ukraina, 2022)

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
run for light Kraków

Z powodu ostrzału, którym Rosjanie niszczą ukraiński sektor energetyczny, Ukraińcy od 2,5 roku żyją w realiach permanentnych niedoborów prądu.

47 osób przebiegło przez jeden z krakowskich parków – w ciemności, z latarniami. Według Marii Nowosielskiej, współorganizatorki biegu w Krakowie, krótki dystans wybrany do pokonania był odpowiedni dla początkujących, a neonowe świetlówki w ich rękach były jak symboliczna walka światła z ciemnością. W Krakowie zebrano ponad 700 euro. Rejestracja na bieg kosztowała 12 euro, ale możena było przekazać dowolną kwotę. Organizatorami były „Nowa Poszta” i Lotus Foundation.

Do biegu przyłączyli się Polacy i inni. Karol jest polskim studentem i mieszka w Krakowie. Uważa, że takie wydarzenia są bardzo ważne. Wspiera Ukrainę i regularnie włącza się w akcje charytatywne na jej rzecz. Jego przyjaciel Krzysztof mówi, że idea biegu Run For Light naprawdę do niego przemówiła. Chce wspierać Ukraińców, ponieważ uważa, że to, co dzieje się w ich kraju, jest nie do przyjęcia.

Karol i Krzysztof

Maria z obwodu rówieńskiego przeprowadziła się do Polski dwa lata temu. Przyjechała na bieg, by wesprzeć wojsko i medyków w Ukrainie.

– Takie wydarzenia łączą ludzi – mówi. – To także świetny sposób, aby pomóc tym, którzy zostali w Ukrainie. Zwłaszcza wojskowym i medykom, ponieważ ratują życie.

Tetiana z Zaporoża pobiegła z dużą ukraińską flagą. Uważa, że Ukraińcy za granicą powinni być aktywni i okazywać swoją solidarność. Opuściła Ukrainę w szóstym dniu wojny, a kiedy trochę się zaaklimatyzowała, zaczęła organizować biegi charytatywne w centrum Krakowa. Bierze też udział w innych biegach wspierających Ukrainę.

– Co roku biegniemy w Dzień Niepodległości – mówi. – W tym roku były z nami 73 osoby. Przebiegliśmy 3,3 km, co symbolizowało 33 lata niepodległości Ukrainy. W przyszłym roku to będzie 3,4 km. Takie wydarzenia wspierają ducha i jednoczą Ukraińców za granicą.

Bieg charytatywny odbył się już w 12 miastach. Na przykład w Berlinie zebrano 850 euro dla szpitala wojskowego w Czernihowie. Jeden z 59 uczestników tego biegu, Jarosław, pokonał trasę dwukrotnie: za siebie i za swoją dziewczynę, która nie zdążyła przyjechać z Portugalii. W Wilnie 101 uczestników zebrało 1291 euro. W Barcelonie 26. brygadzie artylerii udało się zebrać 659 euro na zakup systemów Starlink i generatorów. 24 października bieg odbędzie się w Londynie, po czym zostanie ogłoszona wysokość całkowitej zebranej kwoty.

Run For Light w Barcelonie. Zdjęcie: @ukrainianrunnersbcn

Szczególną cechą biegu charytatywnego Run For Light był integracyjny sygnał startowy, który zastąpił tradycyjny strzał z pistoletu – jego dźwięk może być traumatyczny dla osób z PTSD i innymi schorzeniami spowodowanymi wojną. Nowy sygnał to dźwięk trombity – i echo, które rozbrzmiewa do momentu rozpoczęcia biegu przez uczestników. Został opracowany przez „Nową Posztę” wraz z międzynarodowymi i ukraińskimi ekspertami: projektantami dźwięku z Los Angeles, psychologami, specjalistami psychoakustyki z Harvard Medical School, profesorami z największego uniwersytetu technicznego w Kijowie itp. A potem – przetestowany przez weteranów.

Zdjęcia Ksenia Minczuk

20
хв

Run for Light: jak Ukraińcy w Europie zbierają pieniądze na generatory dla szpitali

Ksenia Minczuk

10 października obrońcy praw człowieka opublikowali raport na temat przestępstw wobec ukraińskich dzieci popełnionych przez białoruskich urzędników, w tym Alaksandra Łukaszenkę. 13 września dokument ten został przekazany do Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK). Obrońcy praw człowieka wezwali Trybunał do postawienia sprawców przed sądem. Materiał dowodowy został opracowany wspólnie przez Centrum Praw Człowieka ZMINA, Regionalne Centrum Praw Człowieka, organizacje praw człowieka „Wiasna” i BelPol, przy wsparciu Freedom House.

Po raz pierwszy raport zawiera dane dotyczące ukraińskich dzieci, które zostały wywiezione – ich nazwiska, dane paszportowe itp. Ponadto obrońcom praw człowieka udało się zidentyfikować 18 obozów na Białorusi, w których ukraińskie dzieci z ukraińskich terytoriów okupowanych są poddawane reedukacji pod pozorem „rehabilitacji”.

O pracy nad zbieraniem dowodów i o tym, jak białoruski reżim wymazuje tożsamość ukraińskich dzieci, rozmawiamy z Onysią Syniuk, analityczką prawną, i Inną Ilczenko, kierowniczką projektu Centrum Praw Człowieka ZMINA.

Nowe dowody zbrodni reżimu Łukaszenki

Natalia Żukowska: MTK otrzymał nowe dowody zbrodni popełnionych przez Rosję i Białoruś na ukraińskich dzieciach. Co konkretnie mówi wasz raport? Czego możemy się spodziewać?

Onysia Syniuk: Nasz publiczny raport, ogłoszony 10 października, znacznie różni się od tego, co przekazaliśmy MTK. Trybunałowi dostarczyliśmy bowiem wiele poufnych materiałów, które będą ważne dla przyszłego śledztwa. Nie możemy ich upublicznić.

Ogólnie rzecz biorąc, staraliśmy się przenieść punkt ciężkości z wysiedlania dzieci jako zjawiska na to, co dzieje się z nimi po przybyciu [do nowego kraju], w szczególności na Białoruś. Nasze badania obejmują okres od 2021 roku. Wtedy to Łukaszenka osobiście podpisał dekret o „rehabilitacji grupy dzieci z obwodu donieckiego” w dziecięcym ośrodku edukacyjno-rekreacyjnym „Zubrania”. Pracę zakończyliśmy w czerwcu 2024 roku.

Niestety, proces przesiedlania ukraińskich dzieci wciąż trwa.

Do czerwca 2024 r. udało nam się zidentyfikować 2219 takich dzieci, z których co najmniej 27 zostało wywiezionych nie tylko na Białoruś, ale także do Rosji

Informacje te pokazują, w jaki sposób systemy rosyjski i białoruski są ze sobą powiązane.

Na przykład we wrześniu 2022 r. 12-letnia Leda Majorowa z Makiejewki w obwodzie donieckim była przetrzymywana w obozie „Dubrawa” na Białorusi. W styczniu 2023 r. zawieziono ją na oglądanie kremlowskiej choinki, a w sierpniu była już w Chanty-Mansyjskim Okręgu Autonomicznym [zachodnia Syberia – red.], ponad 3000 kilometrów od domu, na „leczeniu”.

Takich przypadków jest wiele. Jednak większość wywożonych dzieci pochodzi z terytoriów okupowanych i trudno uzyskać do nich dostęp – więc trudno zweryfikować każdy przypadek.

Pomagali nam białoruscy partnerzy, w tym byli funkcjonariusze organów ścigania, którzy w 2020 r., po sfałszowanych wyborach na Białorusi, opuścili kraj i przeszli na naszą stronę. Oni byli w stanie uzyskać poufne informacje. Mieliśmy ogromną listę z imionami dzieci, danymi kontaktowymi, w tym z numerami telefonów. W niektórych przypadkach mieliśmy nawet dane paszportowe i bilety kolejowe. Trasa wywózki tych dzieci wiodła zazwyczaj z Doniecka przez Rostów – do Mińska. Posiadamy nawet informacje o osobach towarzyszących tym dzieciom na Białorusi. Wiemy też, co stało się z nimi na terytorium Białorusi, i znamy tożsamość osób zaangażowanych w ten proceder. Przede wszystkim mówimy o Alaksandrze Łukaszence, paraolimpijczyku Aleksieju Tałaju i jego fundacji, o sekretarzu stanu Państwa Związkowego Dmitriju Miezencewie i premierze Federacji Rosyjskiej Michaile Miszustinie. Mamy zalecenie i prośbę do MTK o wszczęcie dochodzenia w sprawie tych osób – i o wydanie nakazów ich aresztowania.

Wcześniej Yale School of Public Health i zespół lidera białoruskiej opozycji Pawła Łatuszki złożyli już wnioski do MTK w sprawie Białorusi. Dotyczyły nielegalnego wywożenia ukraińskich dzieci. Co jest w nowym zgłoszeniu?

Oprócz nas, wniosek do MTK w sprawie Białorusi złożyła w tym roku Republika Litewska. Te wnioski są nieco inaczej ukierunkowane. Istotą naszego jest przesunięcie punktu ciężkości z wysiedlania dzieci na ich indoktrynację, militaryzację – i współudział Białorusi w tym procederze.

Podkreślamy bowiem, że to jest jeden system, stworzony przez Rosję, a Białoruś jest jej wspólniczką

Mówimy o tym jako o odrębnym naruszeniu, a nie elemencie deportacji. Twierdzimy, że należy to zakwalifikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości, dyskryminujące prześladowanie. Dzieci są dyskryminowane przede wszystkim dlatego, że są narodowości ukraińskiej. Z miejsca są traktowane jak obywatele rosyjscy.

Ukraińskie dzieci, uczniowie korpusu kadetów, w towarzystwie żołnierzy z 345. Oddzielnego Pułku Piechoty Powietrznodesantowej Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Zdjęcie: Konto Korpusu Kadetów na Telegramie

W swoim raporcie wzywacie MTK do wydania nakazów aresztowania Miezencewa, Miszustina i Tałaja. Jaka jest rola każdego z nich w uprowadzaniu ukraińskich dzieci?

Osobisty podpis Miszustina znajduje się na budżecie, tj. na przydziale pieniędzy na transfer i pobyt ukraińskich dzieci na Białorusi. Ostatnim razem było to prawie pół miliona dolarów. Najwięcej wiemy o udziale Aleksieja Tałaja. To on jest ideologiem tego procederu, który mocno wspiera Łukaszenkę i Putina. W maju tego roku Tałaj osobiście odebrał nagrodę od prezydenta Rosji za swą rolę w wysiedlaniu ukraińskich dzieci oraz ich indoktrynacji i militaryzacji na Białorusi. On konsekwentnie odnosi się do ukraińskich dzieci jako do Rosjan, ma też powiązania z szefami administracji okupacyjnych. Na przykład niedawno spotkał się z Denisem Puszylinem [tak zwanym szefem DRL – aut.]. Mają bezpośrednie umowy dotyczące tego, w jaki sposób będą sobie pomagać i wysyłać dzieci z Donbasu na „wakacje”. Tałaj ma też powiązania z tak zwanymi organizacjami pozarządowymi na terytoriach okupowanych, na przykład z organizacją „Delfiny” kierowaną przez Olgę Wołkową – osobą stale współpracują przy wywożeniu dzieci na Białoruś. Ponadto poprzez swoją fundację Tałaj finansuje wyjazdy dzieci i ideologicznie nadzoruje cały proces.

Władimir Putin nagradza Aleksieja Tałaja Orderem Przyjaźni na Kremlu. Zdjęcie: oficjalna strona Kremla

Jest doświadczonym mówcą motywacyjnym i kiedy rozmawia z dziećmi, stara się je przekonać, że są Rosjanami i że dobrze jest mieszkać na rosyjskich terytoriach.

Obozy dla dzieci: „zdrowie i wypoczynek”

W jaki sposób w miastach okupowanych przez Rosję organizowane są wyjazdy na białoruskie obozy dla dzieci?

Onysia Syniuk: Wszystko dzieje się przy wsparciu szefów administracji okupacyjnych. Puszylin i Wołodymyr Rogow [szef administracji okupacyjnej Melitopola – red.] sami o tym mówią. A Tałaj konsultuje decyzje tak zwanych ministerstw edukacji na terytoriach okupowanych. Prawdopodobnie to one wydają nakazy dla instytucji edukacyjnych, by tworzyły listy dzieci do „rehabilitacji”. Pomagają w tym również tzw. organizacje pozarządowe, które wykorzystują wrażliwe kategorie ludności, w tym dzieci niepełnosprawne. Co ciekawe, największe grupy dzieci są wywożone nie latem, ale jesienią i wiosną, w trakcie roku szkolnego. Podobnie jak w Rosji, są one zapisywane do lokalnych instytucji edukacyjnych.

Kadeci plutonu VI Korpusu Kadetów w okupowanym Doniecku. Zdjęcie: Telegram Korpusu Kadetów

W jaki sposób uprowadzone dzieci są „kształtowane” na Rosjan? Jak wygląda rosyjski system edukacji i jakie narracje są im narzucane?

Dzieci wywożone na Białoruś mają bardzo jasno określony harmonogram pobytu. Edukacja w placówkach prowadzona jest w języku rosyjskim i obejmuje między innymi promocję narracji „rosyjskiego świata” na temat charakteru i przebiegu II wojny światowej. Uderzającym przykładem jest tu ustawa „O ludobójstwie narodu białoruskiego” i związany z nią kurs, który przypisuje Ukraińcom i innym narodom okrucieństwa, które w rzeczywistości popełnił nazistowski reżim niemiecki. Kurs ten jest częścią programu nauczania rozpoczynającego się w szkole podstawowej. Oto cytat z podręcznika do historii:

„Cały świat wie dziś o tragedii we wsi Chatyń, gdzie 22 maja 1943 roku spalono żywcem 149 osób, w tym 76 dzieci. W operacji karnej brał udział 118 batalion, który składał się głównie z Ukraińców i specjalnego batalionu SS”

Zebraliśmy sporo takich wycinków z nowych podręczników, na podstawie których uczono dzieci nasze i białoruskie. Według naszych partnerów z organizacji praw człowieka „Wiasna” przed 2022 rokiem takich narracji nie było.

Według waszego raportu białoruski reżim jest współwinny rosyjskiej militaryzacji ukraińskich dzieci. Świadczy o tym m.in. działalność tzw. Korpusu Kadetów Zacharczenki, pierwszego przywódcy tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL), który jest powiązany z Fundacją Aleksieja Tałaja. Jak to działa?

To powiązanie można prześledzić w kilku punktach. Tałaj jest w bardzo bliskich relacjach ze wszystkimi [uczestnikami procederu – red.]. Osobiście finansuje wyjazdy kadetów na Białoruś, żeby między innymi wpływali na swoich rówieśników i brali aktywny udział w propagandzie. Na ścianach w siedzibie Korpusu Kadetów widnieją symbole jego fundacji, a dyrektor Korpusu osobiście się z nim spotyka, by omawiać współpracę. Ponadto ludzie z Korpusu często promują pracę Tałaja w mediach społecznościowych, nazywając go swoim „współpracownikiem” i „bardzo bliskim przyjacielem”. On z kolei regularnie na swoich kontach pisze o tym, co robi Korpus Kadetów.

Ukraińskie dzieci z okupowanego Doniecka podczas spotkania z żołnierzami białoruskich sił specjalnych. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

W 2024 r. Korpus liczył prawie 200 dzieci – chłopców i dziewcząt – z których niektóre były pierwszoklasistami. Podczas nauki i zajęć pozalekcyjnych kadetom mówi się, że są Rosjanami, a jednocześnie obywatelami tak zwanej DRL. Korpus świętuje „Dzień powrotu DRL do Rosji” i celebruje uroczyste wciągnięcia rosyjskiej flagi na maszt. Podczas inicjacji na kadetów dzieci proklamują: „Służę Federacji Rosyjskiej i Korpusowi Kadetów”. Innymi słowy, robi się wszystko, by te dzieci na koniec wstąpiły do rosyjskiej armii. Znamy już podobne przypadki.

Jeden z chłopców, którzy tam się uczyli, zginął na wojnie w Ukrainie. To dobitny przykład militaryzacji i prania dzieciom mózgów przez rosyjską propagandę

Co dzieje się z dziećmi po tych „obozach rehabilitacyjnych i reedukacyjnych”?

Celem nie jest pozostawienie ich na Białorusi. Celem jest przekształcenie ich w obywateli Rosji. Trudno sprawdzić, co dzieje się z nimi później, ponieważ do okupowanych terytoriów nie ma dostępu. Władze białoruskie co jakiś czas publikują informacje, że dzieci wróciły do domu, i pokazują ich zdjęcia na dworcu kolejowym w Mińsku. Sprawdzenie sytuacji ich wszystkich jest niemożliwe. 27 dzieci, o których mówiłam, udało  nam się zidentyfikować tylko dlatego, że pojawiły się w białoruskich i rosyjskich mediach.

Reżimy białoruski i rosyjski wykorzystują ukraińskie dzieci również do celów propagandowych. Do czego są zmuszane przed kamerami?

Ukraińskie dzieci są często wykorzystywane w propagandzie. Nie nazywa się ich inaczej, jak tylko „dziećmi z nowych terytoriów Rosji” lub po prostu „Rosjanami”. Są wykorzystywane w historiach pokazywanych na kanałach krajowych. Dziennikarze pytają je wprost: „Czy to straszne być pod ostrzałem na okupowanym terytorium?”, „Powiedz nam, co widziałeś?”, „Czy twoi krewni zostali ranni lub zabici?”.

Nikt nie myśli o powtórnej traumatyzacji tych dzieci. Pytania do nich są bezpośrednie, nie ma mowy o poufności. Dzieci są często nazywane po imieniu i nazwisku, podawany jest ich wiek, region czy miasto, z którego pochodzą – i tak dalej. Muszą powtarzać przed kamerą kłamstwa i frazesy rosyjskiej propagandy o „specjalnej operacji wojskowej”, o „Banderowcach”, o tym, jak „reżim w Kijowie” je ostrzeliwał i że Mariupol jest „odbudowywany”. Pytania, które są im zadawane, często prowadzą do łez, co oznacza, że Rosjanie grają na ich emocjach. W jednym z wywiadów ukraiński chłopiec został zapytany, czy jest gotowy walczyć za swoją „ojczyznę”, gdy dorośnie. Odpowiedział twierdząco. To są stałe narracje.

Dzieci są również zabierane na spotkania z białoruskimi wojskowymi i funkcjonariuszami organów ścigania. W szczególności z tymi, którzy zasłynęli z brutalności podczas tłumienia protestów w 2020 roku

Na tych spotkaniach mówi się im, jak dobrze służyć, pokazuje, jak obchodzić się z bronią i fotografuje je w mundurach z symbolem „Z”.

Ukraińskie dzieci z Korpusu Kadetów Zacharczenki na lekcji z okazji rocznicy utworzenia organów bezpieczeństwa tzw. Donieckiej Republice Ludowej w okupowanym Doniecku. Zdjęcie: konto Korpusu Kadetów na Telegramie

Praca nad raportem

Jak długo zbierała Pani informacje do raportu? Co było najtrudniejsze?

Inna Ilczenko: Zaczęliśmy gromadzić dokumentację w styczniu tego roku, a skończyliśmy na początku sierpnia. Wcześniej mieliśmy trochę przygotowań. To było nasze pierwsze doświadczenie z białoruskimi kolegami z „Wiasny”. Najtrudniejsze było rozpoczęcie wspólnej pracy, bo musieliśmy osiągnąć pewien poziom zaufania. Później stworzyliśmy silny zespół dokumentalistów, którzy bardzo sobie pomagali. Nie było łatwo znaleźć informacje, których potrzebowaliśmy, bo one były czyszczone. Zauważyliśmy tendencję, że po wydaniu międzynarodowego nakazu aresztowania Putina i Lwowej-Biełowej [Marija Lwowa-Biełowa, Pełnomocnik przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej do spraw Praw Dziecka – red.] władze białoruskie zaczęły w sposób kontrolować informacje trafiające do publicznej wiadomości. Odtąd trudniej było je znaleźć.

Zwykle zaglądaliśmy bezpośrednio do kont oskarżonych w mediach społecznościowych, także kont ich dzieci czy krewnych. Po opublikowaniu naszego raportu informacje zaczęły jednak z nich znikać. Na przykład profile oskarżonych na stronie Korpusu Kadetów Zacharczenki zostały wyczyszczone. Zniknęły też wszystkie informacje na temat doradcy dyrektora Departamentu Edukacji na terytoriach okupowanych, który często komunikował się z Tałajem. Ale i tak udało nam się wszystko udokumentować.

Ukraińskie dzieci z okupowanego Doniecka uroczystości noworocznych na Białorusi. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

Wszystkie listy dzieci, którymi dysponowaliśmy, przekazaliśmy do Biura Prokuratora Generalnego, do Komisarza Praw Człowieka Parlamentu Ukraińskiego i Służby Wywiadu Zagranicznego. Dzielimy się tymi informacjami z państwem ukraińskim.

Może Pani przywołać jakieś konkretne historie świadczące o niszczeniu ukraińskiej tożsamości?

Mieliśmy przypadek dziewczyny z Siewierodoniecka, która przed okupacją miasta była bardzo aktywna w swojej szkole i społeczności. Była nastawiona proukraińsko, brała m.in. udział w konkursie języka ukraińskiego im. Tarasa Szewczenki. Po okupacji dołączyła do „Junarmii”, jednego z rosyjskich paramilitarnych ruchów młodzieżowych. I zaczęła opowiadać, jak to wspaniale, że Siewierodonieck powrócił do swojego „macierzystego portu”, że to „rosyjskie miasto” i tak dalej. A minęło tylko trochę czasu.

Zauważyliśmy również na profilach dzieci w mediach społecznościowych zauważyliśmy też, że 5-6 lat temu zamieszczały różowe kucyki i pisały o tym, jak bardzo kochają króliczki. A teraz na zdjęciach noszą wojskowe mundurki z napisem „Kocham Rosję”, eksponują rosyjskie symbole

Wiemy, że program reedukacji, militaryzacji i indoktrynacji ukraińskich dzieci jest finansowany głównie z rosyjskich pieniędzy. Jednak na Białorusi zaangażowane są w to również przedsiębiorstwa państwowe, takie jak Białoruś Potaż i Bielnieft. Wiemy, że dzieci przebywały na Białorusi w hotelu prowadzonym przez jedno z tych przedsiębiorstw. Przedsiębiorstwa te prowadzą też sanatoria i obozy. To system sowiecki.

Sprawiedliwość zawsze czeka

Pod koniec stycznia 2024 roku Aleksiej Tałaj ogłosił rozszerzenie zakresu działalności swojej fundacji: deklaruje przywożenie na Białoruś dzieci z nowo zajętych przez Rosję rejonów Chersońszczyzny. Jak możemy to powstrzymać? I czy w ogóle możliwe jest powstrzymanie wywózek ukraińskich dzieci?

Onysia Syniuk: Trudno mówić o zatrzymaniu wywózek ukraińskich dzieci bez wyzwolenia okupowanych terytoriów. Możemy jednak mówić o pewnych próbach ograniczenia tego procesu. Mówimy tu w szczególności o wydawaniu nakazów aresztowania. Widzimy, że strona białoruska, w szczególności Łukaszenka, bardzo się tego boi. On naprawdę miał nadzieję, że ujdzie mu to na sucho i weźmie udział w rozmowach pokojowych.

Ważne są również sankcje. I powinna powstać międzynarodowa koalicja na rzecz odzyskania tych dzieci.

Jeśli chodzi o powrót ukraińskich dzieci na terytoria kontrolowane przez Ukrainę, każdy przypadek jest indywidualny. Za każdym razem Rosja wymyśla nowe sposoby, aby temu zapobiec. Obecnie nie ma jednego mechanizmu odzyskiwania dzieci. Musimy pomyśleć o stworzeniu w pełni międzynarodowego mechanizmu z konkretnymi działaniami, na które zgodzi się Federacja Rosyjska. Musimy potwierdzić tożsamość dzieci, które chcemy odzyskać, to kwestia liczb i identyfikacji. Zdarzały się przypadki, że strona ukraińska podawała listę 500 dzieci, strona rosyjska potwierdzała 30, a uwalniała jedno. To kwestia pracy na poziomie międzynarodowym. Musimy wywrzeć na nich presję, zwiększyć sankcje, sprawić, by przetrzymywanie dzieci kosztowało więcej niż ich oddanie.

Ukraińskie dzieci, członkowie Korpusu Kadetów Zacharczenki. Zdjęcie:konto Korpusu Kadetów na Telegramie

Dlaczego musimy czekać, aż tymi zbrodniarzami wojennymi zajmie się trybunał? Czy sprawiedliwość może czekać?

Sprawiedliwość, zwłaszcza międzynarodowa, zawsze czeka. To bardzo długi proces i lepiej się nie spieszyć.

Najgorsze jest to, że zbrodniarze są uniewinniani z powodu błędów formalnych lub niedociągnięć

Musisz mieć „żelazną” sprawę, by nikt z nich nie został uniewinniony. Ponadto ważne jest, by pozyskać wsparcie nie tylko naszych sojuszników, ale także tych krajów, które są neutralne lub skłaniają się ku Rosji. Musimy z nimi współpracować.

Wierzymy, że wszystko się ułoży i sprawiedliwości stanie się zadość. Pracujemy nad tym, by wszystkie dowody zostały zebrane, wszystkie przypadki udokumentowane i żeby nikt zamieszany w te zbrodnie nie uniknął kary. Dotyczy to zwłaszcza głównych sprawców tej krwawej wojny.

20
хв

Jak białoruski reżim pomaga Rosji wymazywać tożsamość ukraińskich dzieci

Natalia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress