Exclusive
20
min

Bohaterki Aleksandry Hirszfeld budują nowy ład społeczny

Rozwiązaniem dla przyszłości nie jest matriarchat, lecz zrównoważone społeczeństwo, w którym zarówno pierwiastek kobiecy, jak i męski harmonijnie się uzupełniają. Filozofka, artystka i entuzjastka Aleksandra Hirszfeld opowiada o tym, jak kobiece liderki widzą przyszłość świata, o pierwszym World Women Summit oraz o roli mężczyzn w nadchodzących czasach

Irena Tymotiewycz

Alexandra Hirszfeld i Agnieszka Holland. Zdjęcia z prywatnego archiwum

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

<frame>Aleksandra Hirszfeld jest filozofką i artystką, której projekty koncentrują się na analizie i kształtowaniu świadomości społecznej. Jest autorką i reżyserką 100-odcinkowego cyklu dokumentalnych wywiadów z liderkami społecznymi „Entuzjastki”, stworzonego z okazji 100. rocznicy uzyskania przez Polki praw wyborczych i emitowanego na antenie CANAL+. Jako inicjatorka, producentka kreatywna i reżyserka, współzorganizowała pierwszy World Women Summit we współpracy z producentem tego wydarzenia -  Pocket Project Foundation. Jest także pomysłodawczynią jednej z pierwszych w Polsce platform informacyjnych realizujących „dziennikarstwo rozwiązań”, które analizowało problemy współczesnego świata z perspektywy ich rozwiązywania. <frame>

Aleksandra Hirszfeld

Kim jesteś?

Entuzjazm to piękne słowo, mówiące o energii, która motywuje. Kim są „Entuzjastki”? Co zmotywowało Cię do stworzenia tego projektu?

Od zawsze działałam na przecięciu teorii i praktyki. Interesuje mnie badanie zjawisk społecznych, zwłaszcza świadomości społecznej, a jednocześnie wywodzę się z działań artystycznych. Sztuka, zwłaszcza współczesna, daje możliwość przekazania pewnych treści w bardziej przekonujący sposób dla odbiorcy.

Kiedy w 2015 roku do władzy w Polsce doszła prawica, sytuacja w kraju stała się nieprzyjemna: pojawiły się kwestie natury politycznej, dotyczące sądownictwa i praw kobiet. 

Wydawało się, że ktoś kradnie naszą demokrację. Że to, co z takim wysiłkiem udało nam się zdobyć, wyrzuca się do kosza

Dlatego też idea „Entuzjastek” zrodziła się z potrzeby serca. Miałam poczucie, że jeśli nie zapalę sobie światła, to popadnę w marazm. Mimo braku funduszy na starcie projektu, zdecydowałam się podjąć ryzyko i zaraz po otrzymałam grant od ambasady Stanów Zjednoczonych. Było to też zasługą wspaniałych osób, które spotkałam po drodze i które wsparły mnie w realizacji inicjatywy – mam na myśli m.in. Magdę Sobolewską, producentkę czy Joannę Piotrowską z Fundacji Feminoteka. Bez nich ten projekt by się nie udał. Oraz sztab innych cudownych postaci. Ten projekt to wysiłek udanej pracy zespołowej. Pomyślałam wtedy: skoro świat otwiera przede mną drzwi i wszystko się układa, to jestem na dobrej drodze.

Tak powstało sto wywiadów z kobietami z całej Polski, które swoją działalnością przywracają znaczenie działaniom prospołecznym w naszym kraju. Wśród nich znajdują się zarówno postacie z pierwszych stron gazet, jak i mniej znane szerokiej publiczności. To aktywistki działające w różnych dziedzinach: praw człowieka, praw kobiet, ochrony zwierząt, ochrony środowiska, zdrowia, edukacji, kultury czy technologii. Są również bizneswomen, nauczycielki i lekarki, co potwierdza, że aktywistką można być niezależnie od wykonywanego zawodu. Aby uniknąć subiektywnego wyboru, powołaliśmy kapitułę ekspercką w skład której wchodzili m.in przedstawiciele uczelni czy wiodących gazet. To oni wyłonili sto kandydatur według określonych kryteriów.

Aleksandra Hirszfeld na planie z Aleksandrą Przegalińską, bohaterką projektu „Entuzjaści”

Kiedy przeglądałam rozmowy z tymi kobietami, zauważyłam, że każdej z nich zadano powtarzającą się serię pytań, która zaczynała się od kluczowego: „Kim jesteś?”.

To jedno z fundamentalnych pytań, na które każdy człowiek musi odpowiedzieć sobie sam. Ważne jest, aby spojrzeć na siebie z perspektywy filozoficznej i uświadomić sobie własną esencję jako człowieka oraz swoją rolę na świecie.

Seria zaś wynikała z tego, że zależało nam na wydobyciu jakiegoś wspólnego mianownika dla tych 100 kobiet. Okazało się, że każda z nich, w pewnym momencie życia, musiała zmagać się z problemami – walczyć o swoje czy innych prawa lub przetrwanie. Poszukiwanie wyjścia z trudnych sytuacji trwało często wiele lat, lecz dzięki temu mogły teraz dzielić się bogatym doświadczeniem, aby inne osoby mogły uniknąć podobnych trudności i osiągnąć cele znacznie szybciej.

To ich wspólna cecha jest bardzo wzruszająca.

Jesteś entuzjastką?

Myślę, że tak. Ten projekt stał się dla mnie bardzo osobisty. W tych kobietach szukałam odpowiedzi zarówno dla siebie, jak i dla świata, a rozmowy z nimi miały również dodatkowy wymiar terapeutyczny. Już podczas realizacji tego projektu zapragnęłam, aby kiedyś rozszerzyć go na skalę światową i dowiedzieć się, jak buduje się świadomość kobiet działających prospołecznie na poziomie globalnym.

World Women Summit również narodził się w czasie kryzysu?

Tak. Pandemia, wojna, kryzys ekonomiczny, napięcia geopolityczne i dodatkowo kryzys osobisty... Pod koniec pracy nad Entuzjastkami byłam wypalona i nie byłam w stanie niczego stworzyć. Wtedy postanowiłam przerwać pracę w świecie zewnętrznym i skupiłam się na pracy wewnętrznej. Trafiłam na książkę „Collective Trauma Healing” Thomasa Hübla [Thomas Hübl jest austriackim pedagogiem i pisarzem, który zajmuje się badaniem i terapią traumy kolektywnej – red]. Szukałam informacji o autorze w Internecie i dowiedziałam się, że wkrótce ma się odbyć prowadzony przez niego kurs w Niemczech.

Pojechałam – i poznałam Thomasa osobiście. Opowiedziałam mu o „Entuzjastkach”, a on opowiedział mi o założonej przez siebie fundacji Pocket Project. Wtedy fundacja ta zajmowała się m.in. problematyką przywództwa kobiet w kontekście terapii kolektywnej traumy (collective trauma healing). Chciałam, by zostali partnerem „Entuzjastek”, ale dostałam propozycję od CEO Fundacji, Koshy Joubert, nie do odrzucenia: stworzyć dla nich osobny projekt.

W Świat pojedynczy kobiet (WWS) Skoncentrowaliśmy się na trzech obszarach tematycznych: budowaniu pokoju, przeciwdziałaniu polaryzacji świata (w szczególności budowaniu dialogu) oraz leczeniu zbiorowej traumy. W tych obszarach szukaliśmy osób, które mają praktyczne doświadczenie i mogą się nim dzielić. Między innymi mamy specjalistów z regionów, w których trwają konflikty zbrojne. W sumie udało nam się przyciągnąć 28 mówców i mówców.

— Czyli mężczyźni są nadal obecni na szczycie kobiet?

Energia kobiet jest silna, ale mężczyźni też. Wśród naszych prelegentów — Tomasz Hübl, a także Sami Awad— Palestyński aktywista, bojownik pokojowy, założyciel Holy Land Trust. Podkreśla, że pokój na świecie osiąga się poprzez duchową pracę każdego człowieka. Jeśli w nas toczy się wojna, to wokół będzie wojna. Efekt lustra. Z jednej strony nie ma nic nowego w jego pomyśle, ale mimo to światu brakuje dobrych liderów.

Moim zdaniem obecnym przywódcom brakuje energii tradycyjnie kojarzonej z kobiecą.

---- Kiedy mówisz o kobiecej energii, co dokładnie masz na myśli?

Każdy z nas — niezależnie od płci — ma w sobie zarówno męską, jak i żeńską energię. Zarówno pozytywne, jak i negatywne. Współczesny świat jest zbudowany w taki sposób, że przebywanie w agresywnych mężczyznach czyni nas... bezpieczniejszymi. Aby przetrwać, nawet kobiety często przyjmują męski wzorzec zachowania. To, czego światu brakuje obecnie dla równowagi, to energia związana z miłością, empatią, troską, intuicją. Chodzi również o to, jak myśleć w sposób holistyczny, a nie w oddzielnych elementach. O przejrzystości, współpracy, komunikacji, umiejętności słuchania.

Kobiety są w stanie rozwiązywać problemy w niestandardowy sposób. W przypadku kryzysu w systemie - w rządzie lub firmie - kobieta zostaje powołana na stanowiska kierownicze, aby uratować sytuację

Dobrym przykładem takiej decyzji jest na przykład Nowa Zelandia i przywództwo Jacindy Ardern.

Przyszłość (nie) należy do matriarchatu

Wybraliście format online dla pierwszego WWS. Jak poszło? Kim są kobiety, które potrafią zmienić świat i które zrobiły największe wrażenie?

Szczyt trwał 5 dni na platformie Pocket Project, która specjalizuje się w wydarzeniach online. W konferencji wzięło udział około 3000 osób. Wtedy dostęp do sesji był darmowy, teraz cały pakiet wystąpień można wykupić na stronie internetowej.

Wśród naszych mówczyń jest na przykład Pat McCabe, kobieta, która mnie oczarowała swoim uziemieniem i haryzmą. Jest rdzenną Amerykanką z plemienia Navajo, aktywistką, artystką i pisarką. W swoich praktykach opiera się na tradycyjnych naukach Indian. Uważa, że pierwszą i fundamentalną zasadą, którą musimy szanować, jest prawo Matki Ziemi, które powinno być uwzględnione w każdej konstytucji.

Niezwykła Feride Rushiti  z Kosowa, której wywiad szczególnie polecam. W 1999 roku, po wojnie domowej, jako młoda lekarka założyła Kosowskie Centrum Rehabilitacji dla Ofiar Tortur. Działała intuicyjnie, pomagając ofiarom, mimo że w tamtych czasach przyznanie się do np. gwałtu było wstydem dla całej rodziny. Feride stworzyła kompleksowe programy rehabilitacyjne, obejmujące leczenie, wsparcie psychologiczne i pomoc prawną, co miało istotny wpływ na reintegrację społeczną ofiar wojny.

Nie można oczywiście pominąć wywiadu z Ołeksandrą Matwijczuk, ukraińską prawniczką i działaczką na rzecz praw człowieka. Centrum Wolności Obywatelskich, którym kieruje, otrzymało Pokojową Nagrodę Nobla w 2022 roku za zbieranie świadectw ofiar rosyjskich zbrodni wojennych. Ich praca koncentruje się na wykorzystaniu nowoczesnych technologii do śledzenia i dokumentowania przypadków łamania praw człowieka. Zadziwiające jest, jak Ołeksandra zachowuje wewnętrzną miękkość i subtelność, nawet w obliczu najstraszniejszych ludzkich tragedii.

Ołeksandra Matwijczuk. Zdjęcie: Dasza Tenditna

Poruszyła mnie też rozmowa z Kelsey Blackwell, ekspertką od pracy z ciałem, której podejście koncentruje się na wykorzystaniu praktyk cielesnych do leczenia i dekolonizacji, szczególnie w przypadku kobiet kolorowych. Zachęcam do przeczytania jej książki na ten temat.

Przyszłe matki mogą się zainspirować wywiadem z Ibu Robin Lim, cenioną położną, znaną ze swego holistycznego podejścia do zdrowia matki i dziecka. Robin pracuje na Bali, gdzie założyła klinikę Bumi Sehat, promując naturalne porody oraz praktyki wspierające zdrowie fizyczne i emocjonalne kobiet. 

Spośród Polek w szczycie wzięła udział Paulina Bownik. Jest lekarką, która pracowała na granicy polsko-białoruskiej, pomagając tym, którzy wycieńczeni z zimna i głodu próbowali przetrwać nieludzkie pushbacki. To doświadczenie miało ogromny wpływ na nią i jej stan emocjonalny. Jej przykład pokazuje też, że nie można zrzucać ważnych spraw na barki jednostek. Problem na naszej granicy z Białorusią wciąż pozostaje nierozwiązany i wymaga działań systemowych.

Osobny blok szczytu poświęcono medytacji. Był też i polski w nim akcent, z czego się ogromnie cieszę. Nitya Patrycja Pruchnik reprezentuje ruch niedualności. Jest jedną z liderek zajmujących się transformacjami duchowymi.

Jednak najbardziej utkwił mi w pamięci wieczór, kiedy połączyliśmy się z przedstawicielami Parents Circle – Families Forum (PCFF). Organizacja ta zrzesza palestyńskie i izraelskie rodziny pogrążone w żałobie po stracie najbliższych, przekształcając ich wspólny ból w potężną siłę na rzecz pokoju. Słuchając historii Robi Damelin i Laily AlSheikh, miałam ciarki na plecach. Te kobiety, które straciły swoje dzieci podczas konfliktów zbrojnych, apelują o pokój. 

Wierzę, że gdyby takie osoby zarządzały światem, wojny by nie istniały

Musimy dążyć do stworzenia sieci liderek i liderów, którzy pragną dobra społeczeństwa i mówią prawdę z poziomu serca, zamiast recytować polityczne programy.

Potrzebujemy siebie nawzajem

Sądzisz, że przyszłość należy do matriarchatu? Na czym polega problem z „męskim” światem i patriarchalnym społeczeństwem?

Nie zapominajmy, że klasycznie pojmowana męska energia ma również pozytywne aspekty: odwagę, determinację, zdolność do ochrony i podejmowania ryzyka. Jednak patriarchalne społeczeństwo często przejawia się w agresji, rywalizacji, kontroli i hierarchiczności, co wpływa na każdy aspekt życia społecznego, politycznego i gospodarczego.

Rozwiązaniem dla przyszłości nie jest matriarchat, lecz zrównoważone społeczeństwo, w którym pierwiastki kobiece i męskie harmonijnie się uzupełniają

Odwaga i determinacja mogą doskonale współistnieć z intuicją i troską. Potrzebujemy siebie nawzajem.

W chwili obecnej jednak często my kobiety musimy dokonywać przebiegłych sztuczek, aby przeciwdziałać sile patriarchatu i wprowadzać jakości związane z pokojem i harmonią. Kiedyś zajmowałam się badaniem seksualności. Znalazłam ciekawy moment w historii świata: w Liberii, w okresie długotrwałej wojny domowej, Leymah Gbowee zjednoczyła chrześcijańskie i muzułmańskie kobiety w międzywyznaniowym ruchu, Women of Liberia Mass Action for Peace. Udało im się zatrzymać krwawy konflikt, ciągnący się od 14 lat, m.in. bardzo nietypowym sposobem: zorganizowały strajki seksualne. Czyli odmówiły uprawiania seksu ze swoimi mężami, dopóki ci nie dojdą do porozumienia.

Jak widać, kobiecy spryt w walce o pokój nie zna granic. Gbowee wraz z prezydentką Ellen Johnson Sirleaf, która objęła po tym okresie rządy, otrzymały wspomnianą pokojową Nagrodę Nobla. Ta historia nie powinna mieć jednak miejsca.

Czy wydarzenia w Ukrainie wpłynęły na Twoją twórczość? Jak postrzegasz rolę Ukrainy i Polski w procesie budowania nowoczesnego systemu pokojowego?

W obliczu coraz bardziej wymagających wydarzeń geopolitycznych, trudno skupić się na twórczości. Nie wiemy, kiedy zakończy się wojna w Ukrainie – z tego, co słyszę, nie nastąpi to szybko. Nieznany jest również wpływ tej wojny na geopolitykę innych krajów.

Poza tym, wojna ta, podobnie jak inne wspomniane w tym wywiadzie kryzysy, będzie miała głęboki wpływ na naszą psychikę. Już teraz nasze społeczeństwa doświadczają traumy na wielu poziomach – osobistym, kulturowym, narodowym i informacyjnym. I tym powinniśmy się zająć. Dodatkowo stykamy się na codzien z traumą międzypokoleniową. Na przykład, jeśli twoja prababka przeżyła gwałt, to doświadczenie może wpłynąć na ciebie. Związek ten potwierdzają badania naukowe, pokazujące, jak traumy mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Polska i Ukraina znajdują się na pograniczu świata zachodniego i wschodniego.

Jednocześnie niezwykle ważne jest, abyśmy zmienili wektor przekazywania wiedzy. Wojna w Ukrainie wynika również z bagatelizowania informacji i wiedzy płynących ze Wschodu na Zachód.

Obserwujemy znaczącą tendencję, gdzie to Zachód przekazuje wiedzę “jak żyć”. Musimy zmienić zasady gry

Nie można patrzeć na świat przez jedną soczewkę – konieczna jest wzajemna wymiana perspektyw. Rolą obu naszych krajów w tym procesie jest dzielenie się wiedzą i doświadczeniem, aby zyskać pełniejszy obraz rzeczywistości.

To także misja innych regionów odległych od Europy – Ameryki Południowej, Indii, Chin i krajów afrykańskich. Społeczności na całym świecie potrzebują rozwiązań, które sprawdziły się niezależnie od kraju, polityki czy wyznania. Aby budować lepszą wizję przyszłości, potrzebujemy szerszej perspektywy, która zainspiruje nas do wspólnego działania. Trudno jednak budzić nadzieję na lepsze urządzenie świata, jeśli brakuje w przestrzeni publicznej pozytywnych wzorców. Moją misją jest dzielenie się przykładami liderów, którzy mimo kryzysów osiągnęli znakomite rezultaty – zjednoczli w pokoju swoje społeczeństwo.

Głęboko wierzę, że narracja kształtuje rzeczywistość – jaką narrację szerzymy, taką rzeczywistość stworzymy

Dużo teraz mówi się o tzw. nowej erze. Na czym ona polega?

Nadchodzi czas kolektywu, w którym zaczynamy rozumieć, że prawdziwa moc tkwi nie w jednostkowych osiągnięciach, ale w zdolności do łączenia sił i wspólnego dążenia do jednego celu. Jednak ta nowa era powiedzie się tylko wtedy, gdy każdy z nas wykona niezbędną pracę na poziomie wewnętrznym. Prawdziwe przywództwo zaczyna się od zbudowania pokoju wewnątrz siebie. W ciszy własnego serca, w przestrzeni medytacji i refleksji, odnajdujemy siłę i klarowność potrzebne do działania na rzecz innych. To połączenie wewnętrznej harmonii i zewnętrznej współpracy jest kluczem do sukcesu. Wierzę, że to właśnie w tej kolektywnej mocy tkwi nadzieja na lepsze jutro.

Zdjęcia z prywatnego archiwum

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktorka, fotografka. Od 2022 roku zajmuje się sprawami społecznymi i kulturowymi związanymi z wojną w Ukrainie.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
portret, Natalka Panczenko, Euromajdan Warszawa, żółto-niebieska flaga

Ta rozmowa odbyła się na kilka dni przed tym, jak Natalia Panczenko padła ofiarą wielu wymierzonych w nią ataków medialnych i kampanii dezinformacyjnej zorganizowanej prawdopodobnie - jak podkreśla sama Panczenko - w jakiejś mierze przez rosyjskiej służby. Media podchwyciły fragment wywiadu, którego Panczenko udzieliła jednej z ukraińskich stacji. "Wzrastanie wrogości między Ukraińcami a Polakami jest już bardzo niebezpieczne, zwłaszcza dla Polski. Ponieważ na terytorium Polski zaczną się walki, bo na terytorium Polski rozpoczną się podpalenia sklepów, domów i tak dalej" - miała powiedzieć, co natychmiast podchwyciły prawicowe ugrupowania i media, choć nie tylko, bo w sprawie wypowiedział się także były premier Leszek Miller. "Jestem zdumiony, że tego rodzaju sformułowania ze strony ukraińskich aktywistów padają. Pani Panczenko powinna dziś już być w ABW i być przesłuchana, czy ma informacje, które mogą wskazywać na przygotowywanie jakichś zamachów, czy jest powiązana ze środowiskami, które chciałyby zakłócić w Polsce proces wyborczy. Powinna być deportowana" — powiedział na antenie Radia Zet.

Kiedy, po kilku dniach medialnej burzy i bezprecedensowej nagonki, głos zabrała sama zainteresowana, zaprzeczyła, jakoby miała wypowiedzieć te słowa. Dodała, że cała wypowiedź była dłuższa i została wyjęta z kontekstu, przy okazji zachęcając do zapoznania się z oryginalnym materiałem. W związku z nagonką na aktywistkę - która w Polsce mieszka od wielu lat i ma polskie obywatelstwo - powstał list poparcia.

"Z niepokojem obserwujemy, jak w czasie kampanii wyborczej niektórzy politycy próbują podsycać napięcia i wykorzystywać antyukraińską retorykę dla doraźnych celów politycznych. Bezpośrednim efektem tych działań jest nagonka na Natalię Panczenko, która stała się celem kłamliwej kampanii dezinformacyjnej. Jest to atak wymierzony przede wszystkim w społeczność ukraińską w Polsce, a co najstraszniejsze – w uchodźców i uchodźczynie wojenne z Ukrainy, którzy i które znaleźli w naszym kraju schronienie przed rosyjską agresją" - piszą sygnatariusze i sygnatariuszki listu. 

W tym kontekście słowa o populizmie, które  Natalia Panczenko wypowiedziała w czasie wywiadu, który właśnie publikujemy, brzmią szczególnie donośnie. 

Anna J.Dudek: Rząd wprowadza ograniczenia w zakresie przyznawania świadczenia 800 plus dla obywateli i obywatelek Ukrainy.  Do sprawy odniósł się prezydent Warszawy i kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski a także drugi z kandydatów, Karol Nawrocki. Jak pani ocenia ten krok?

Natalia Panczenko: To jest bardzo niebezpieczny trop i kierunek, w którym politycy zdecydowali się iść. I tutaj podkreślam, że nie tylko Trzaskowski i Nawrocki, ale także przedstawiciele innych partii. To szerszy problem, który pokazuje niebezpieczną tendencję. To sprawa, która bezpośrednio dotknie nie tylko tę grupę, która nie dostanie 800 plus, ale także polskiego społeczeństwa. Sięgając po populistyczną narrację, politycy otwierają puszkę Pandory, której skutków mogą już nie zatrzymać.

Dlaczego?

Ponieważ granie na emocjach w taki sposób nigdy nie kończy się dobrze, zwłaszcza, kiedy pomija się fakty. A fakty są takie: mieszkający w Polsce Ukraińcy przynoszą co roku do budżetu Polski ok. 15 miliardów złotych, zaś wypłata 800 plus dla tej grupy to ok. 2 mld zł

Więc Polska zyskuje na Ukraińcach co najmniej 13 miliardów, co oznacza, że tego problemu, nie ma. Został on sztucznie wykreowany pod kampanię wyborczą. Co zresztą potwierdziła Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreślając, że z danych wynika jednoznacznie, że ten problem - na który takie proponowane rozwiązanie miałoby odpowiadać - to jest problem nieistniejący, w związku z czym w jej resorcie nie toczą się żadne prace mające wprowadzić zmiany w zasadach wypłaty 800 plus. Podążanie tą drogą Natomiast jeżeli zaczną w to iść i nie zatrzymają się na czas, to może się nagle okazać, że jest za późno. Że już znaleziono kozła ofiarnego - Ukrainki i Ukrainców oraz ich dzieci - i rozbudzono do nich nienawiść w społeczeństwie.

W tym społeczeństwie mamy ogromną grupę obywatelek i obywateli Ukrainy, w tym uchodźczyń, które przyjechały tu w lutym 2022 roku i później. 

Szacuje się, że co dziesiąty mieszkaniec Polski to Ukrainiec. W każdej szkole i przedszkolu są ukraińskie dzieci, w każdej firmie pracują Ukraińcy. Jeżeli nastawić jednych przeciwko drugim, może naprawdę dojść do  sytuacji, które będą nieprzyjemnie i wręcz niebezpiecznie dla obu stron.

Z badań i sondaży wynika, że grunt na takie nastroje stał się podatny. Pomysł ograniczenia w dostępie do 800 plus dla Ukraińców popiera 80 proc. Polaków, a blisko 60 proc.  ankietowanych nie wyobraża sobie członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej i NATO bez rozwiązania kwestii zbrodni wołyńskiej. I to właśnie temat Wołynia stał się jedną z części trwającej kampanii prezydenckiej Karola Nawrockiego. Ten rodzaj populizmu działa, a solidarność Polaków wobec Ukraińców, ogromna na początku wojny, teraz wyraźnie się zmniejszyła. 

Zmniejszyła się i to jest normalne. To samo dokładnie obserwowaliśmy w 2014 roku, kiedy poparcie dla Ukrainy i solidarność były ogromne, a później w latach 2015-2016 roku to spadło. To jest normalne. Widać to też na innych przykładach (nie tylko ukraińsko-polskich relacjach). Przytoczę przykład z powodzianami. Nasza fundacja też robiła zbiórkę i jesteśmy nadal aktywnie zaangażowani we wsparcie ludzi, którzy ucierpieli wskutek powodzi. Kiedy przejechaliśmy w pierwsze dni powodzi, nasi wolontariusze nie mieli co tam robić, bo tak dużo było chętnych do pomocy. Kiedy podczas ostatnich wyjazdów nasza ekipa wolontariuszy tam była, to już oprócz nas i harcerzy nikt tym ludziom nie pomagał. I to nie dlatego, że już nie ma problemów, czy ci ludzie się uporali, czy ich mieszkania już są suche i odnowione. Absolutnie nie. Tylko dlatego, że ten temat już nie jest medialny, ludzie już zaczęli żyć swoje życie dalej i powodzianie tak naprawdę zostali sami ze swoimi problemami, podobnie jak ukraińscy uchodźcy. Wojna wciąż trwa. Na jej początku uchodźców, którzy przybywali w pierwszych tygodniach, witano z otwartymi ramionami – każdy chciał pomóc. Dziś, gdy taka sama kobieta z dzieckiem uciekająca od rosyjskich bomb do Polski spotyka się z zupełnie innym przyjęciem. Warto podkreślić, że obecnie Polska nie oferuje uchodźcom z Ukrainy żadnych specjalnych świadczeń socjalnych. „Zasiłki dla uchodźców”, o których tak głośno trąbi rosyjska propaganda i w które tak wielu ludzi bezrefleksyjnie wierzy, w rzeczywistości nie istnieją.

Dla wielu ukraińskich uchodźczyń jedyną realną formą wsparcia było 800+, którego teraz chce się ich pozbawić. Co więcej, to świadczenie przysługuje wszystkim uprawnionym cudzoziemcom, więc Ukraińskie uchodźczynie nie stanowią tutaj żadnego wyjątku

Jaki to będzie miało wpływ na ukraińską diasporę w Polsce?

Na diasporę nie będzie miało wpływu, z kolei na losy uchodźczyń wojennych i ich dzieci duży. Wyobraźmy sobie taką kobietę z dwójką lub trójką dzieci, mąż której jest na froncie albo nie daj Boże zginął, a ona nie może pracować, lub kobietę, która dopiero przyjechała do Polski nie zna jeszcze języka i ma ogromną traumę wojenną. I musi sobie poradzić. Takie osoby po prostu nie będą w stanie sobie w takich warunkach poradzić, więc pojadą albo dalej (jeśli będzie miała siłę), albo wróci tam, skąd wygnały ją bomby.

Ale tak sobie myślę, że duża część z tych osób tutaj zostanie. I teraz pytam o to, czy my się już nauczyliśmy razem żyć, szanować się wzajemnie, uczyć się od siebie, czy jeszcze musimy się dużo nauczyć? 

Ogromnie dużo musimy się nauczyć. Przede wszystkim chciałabym, żebyśmy w dyskusji operowali faktami, a nie lękiem i stereotypami. Weźmy to 800 plus. W Polsce pracuje 93 proc. Ukraińców, a tych, którzy przyjechali po wojnie - 78 proc. To jest bardzo wysoki wskaźnik aktywizacji zawodowej. Dla porównania, jeżeli bierzemy Polaków, to wśród Polaków pracuje tylko 56 proc. 

24.08.2022, Spotkanie na Placu Zamkowym w Warszawie z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. N/z: Rafał Trzaskowski. Zdjęcia: Piotr Molecki/East News Warszawa

Kto nie pracuje z tych ludzi?

Nie pracują uchodźczynie, które mają kilkoro dzieci, opiekują się dziećmi ze schorzeniami lub same borykają się z problemami zdrowotnymi. W związku z tym nie są w stanie podjąć pracy na pełny etat, więc szukają zajęcia dorywczego. Niestety, w Polsce często oznacza to brak stabilności – jeśli dziecko zachoruje, taka kobieta może zniknąć na kilka dni, a jeśli sama gorzej się poczuje, nie przyjdzie do pracy.

Pracodawca nie jest zainteresowany – podobnie jak w przypadku wielu Polek – i nie chce dać jej umowy, zatrudniając na czarno. Czy to jej wina? Nie. To wina systemu, w którym wszyscy funkcjonujemy. Sytuacja ta dotyczy nie tylko Ukrainek czy innych migrantów, ale także wielu Polek, które napotykają te same bariery na rynku pracy.

Tyle że o tym się nie mówi. W tej kampanii wyborczej uchodźcy – a wraz z nimi cała społeczność ukraińska – stali się wygodnym celem ataków i kozłem ofiarnym politycznych rozgrywek. Mam jednak nadzieję, że polskie organizacje broniące praw człowieka oraz prawdziwi liderzy polityczni nie pozostaną obojętni i nie pozwolą, by bezbronne ofiary putinowskich zbrodniarzy były cynicznie wykorzystywane do celów wyborczych.

Politycy lekcji nie wyciągnęli. A my, społeczeństwo?

Jesteśmy w trakcie nauki, cały czas się uczymy, ale nie mogę powiedzieć, że wiele się  już nauczyliśmy. Mówię i o Polakach, i Ukraińcach. Bo z migracją i generalnie z migrantami jest tak, że z jednej strony muszą być na to przygotowani migranci, ale z drugiej strony musi być też przygotowana strona przyjmująca. Kiedy przyjechałam do Polski w 2009, to w Polsce było mało migrantów i w ogóle obcokrajowców. Teraz jest coraz więcej. Myślę, że my jako polskie społeczeństwo cały czas jesteśmy w trakcie tego, żeby się uczyć ze sobą funkcjonować po prostu i widzieć w tym, że tu jesteśmy, plusy. I właśnie tutaj mi bardzo brakuje w Polsce takiego przywództwa. 

Mądrego przywództwa, przykładu? 

Brakuje polityków, którzy potrafiliby – i chcieliby – prowadzić merytoryczny dialog oparty na faktach i danych. A prawda jest taka, że Polska na migrantach zyskuje

Niestety, zamiast rzetelnie przedstawiać rzeczywistość, politycy wolą grać na emocjach, sięgać po populistyczne narracje i kierować się wyłącznie słupkami poparcia. Zamiast edukować i budować świadomą debatę, wybierają straszenie społeczeństwa i kreowanie sztucznych problemów, bo to po prostu łatwiejsze.

Koncentrujemy się na kobietach z oczywistych względów - jest ich tu najwięcej. Jeśli mówi się o mężczyznach z Ukrainy, to często krytycznie - jako o tych, którzy schowali się, uciekli przed poborem. Często - "stchórzyli". Co z facetami?

Odpowiedź jest bardzo prosta. I tutaj też są fakty. Ja ukończyłam kierunek nauk ekonomicznych, więc dla mnie wszystko jest bardzo proste i na wszystko mamy fakty i liczby. A fakty i liczby są takie, że do momentu, dopóki rozpoczęła się wojna na pełną skalę, w Polsce już mieszkało około 1,5 miliona Ukraińców. Niemała część to byli mężczyźni, którzy przyjechali tu do pracy, byli to więc migranci zarobkowi, którzy po prostu chcieli utrzymać rodziny. Mieszkają w Polsce 10, 15, 20, 30 lat. Nikt ich wcześniej nie zauważał, ale teraz mężczyzna, który mówi z ukraińskich akcentem, jest podejrzany. Wrócę do liczb. 

Proszę.

Od momentu, kiedy się zaczęła wojna na pełną skalę, z Ukrainy wyjechało około 7 milionów osób jako uchodźców. Szacuje się, że ok. 20 proc. z tej grupy to mężczyźni, reszta - kobiety i dzieci. Z kolej ukraińska strona podaje dane, które  mówią że wyjechało z Ukrainy i nie wróciło ok.300 tysięcy mężczyzn. Czyli to są te osoby, co złamały prawo. 300 tysięcy w skali 7 mln uchodźców - mniej niż 1%. To świadczy o tym, że szansa, że Ukrainiec, którego widzimy na ulicy, nielegalnie wyjechał z Ukrainy, jest znikoma, tym bardziej, że istnieją konkretne regulacje, kategorie, które determinują, kto może wyjechać z Ukrainy. 

Jacy mężczyźni mogą legalnie opuszczać Ukrainę?

Ojcowie trojga lub więcej dzieci. Wyjechać może mężczyzna, który sam jest chory lub choruje ktoś w jego rodzinie - ma wysoki stopień niepełnosprawności czy raka. Lub kiedy w rodzinie jest niepełnosprawność, lub kiedy jest jedynym opiekunem np. dziecka. Jest i kategoria mężczyzn, która ma dokumenty, z których wynika, że nie mogą iść na front. To są duże grupy mężczyzn. Mówienie o nich jako o tych, którzy oszukali, uchylają się od poboru to wpisywanie się w szeroko zakrojoną rosyjską dezinformację. Z drugiej strony nie mówi się o tych, którzy mieszkali w Polsce czy innym kraju przez całe lata, mieli tu pracę, życie, rodzinę, a kiedy wybuchła wojna, rzucili to wszystko i pojechali na front. Jak tylko się zaczęła wojna na pełną skalę, to rzucili wszystko i pojechali do Ukrainy, żeby bronić ojczyzny. Takich mężczyzn mamy setki tysięcy z całego świata. Ale nagonka trwa, byłam świadkiem kilku absurdalnych sytuacji. 

Jakich? 

Podczas jednego z wydarzeń organizowanych przez naszą fundację obecny był młody mężczyzna, Ukrainiec. Ktoś go agresywnie zapytał: Co ty tu w ogóle robisz? A to był ojciec dziewczynki, który przyjechał do Polski, żeby leczyć córkę, która chorowała na raka. Ze szpitala wyrywał się na demonstracje, żeby pokazać wsparcie ojczyźnie. Inny mężczyzna: przeszedł rosyjską niewolę, później został wymieniony, wrócił do Ukrainy, przeszedł wszystkie komisje i kontrole, został uznany za osobę, która więcej nie może iść na front. Przyjechał do swojej rodziny, która mieszkała w Polsce. I w jednym i w drugim przypadku ani jeden, ani drugi mężczyzna nie chcieli tłumaczyć, dlaczego oni są w Polsce. 

My to widzieliśmy, bo my znamy ich historię. Ale te przykłady pokazują, jak niektóre osoby są pochopne w ocenach.

Jak doświadczenie tej agresji, tej wojny - nie pierwsze przecież trudne w historii Ukrainy - zmieniło ten naród, zmieniło was?

Myślę, że przede wszystkim wyzwoliło siłę i determinację do walki, bo kiedy chcą ci zabrać to, co najważniejsze - to, kim jesteś, twoją tożsamość, udowadniając ci, że jesteś nagle Rosjaninem, kiedy od zawsze wiedziałeś, że ty i twoi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie są Ukraińcami - to wyzwala w tobie siłę do walki i nawet, co zresztą Ukraińcy udowodnili swoim przykładem, jesteś gotów za to umierać. Ja nie wiedziałam, że mam tyle siły, nie widziałam, że mając dwójkę malutkich dzieci będę w stanie robić tyle wszystkiego, jak robię dla zwycięstwa Ukrainy. Myślę, że wielu Ukraińców ma podobnie. Przecież w Ukrainie teraz na froncie walczą wszyscy:  kobiety, osoby w różnym wieku, różnych zawodów i ci, którzy jeszcze 10 lat temu czy nawet 5 lat temu, czy nawet 3 lata temu absolutnie nie pomyśleliby nawet, że pójdą na front. A dzisiaj to robią, bo rozumieją, dlaczego to robią. Wiemy, że walczymy o swój kraj, wiemy, że walczymy o siebie, przetrwanie  i jesteśmy gotowi do tego, żeby płacić za to najwyższą cenę. Na pewno nas to wzmocniło jako naród, na pewno nas to zjednoczyło jako naród i na pewno już komukolwiek na świecie będzie bardzo ciężko podważyć ukraińską tożsamość i to, że Ukraina jest państwem niepodległym. Naszym dzieciom i wnukom będzie już dużo łatwiej zrozumieć, kim są i nie błądzić tak, jak błądziło moje pokolenie i pokolenie moich rodziców. 

24.08.2022, Spotkanie na Placu Zamkowym w Warszawie z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. Zdjęcie: Karina Krystosiak/REPORTER

W Ukrainie wzrosła liczba osób, które popierają "kompromis". Chcą, by wojna się skończyła i otwarcie mówią, że trzeba w tyle celu oddać Rosji wschód. 

Oczywiście, że są ludzie, którzy tak myślą i wyrażają podobne opinie. Myślę, że to wynika z poczucia rozpaczy i bezsilności. Widzą, jak świat – zwłaszcza kraje partnerskie, które na początku deklarowały wsparcie „aż do zwycięstwa” – stopniowo się wycofuje. Pomoc uchodźcom maleje, dostawy broni słabną, a obietnice wsparcia coraz częściej pozostają tylko słowami. W takiej sytuacji niektórzy czują się porzuceni i dochodzą do punktu, w którym są gotowi zgodzić się na wszystko, byle tylko ta wojna się skończyła.

Partnerzy mogą mówić, mogą udawać zaangażowanie, mogą nawet częściowo pomagać – ale to nie oni płacą najwyższą cenę. To Ukraińcy codziennie chowają swoich bliskich, to Ukraińcom giną córki i synowie, to Ukraińcy od trzech lat żyją pod nieustannym ostrzałem rakiet i bomb. Oni mają prawo czuć się porzuceni przez świat i pytać: A może powinniśmy się poddać?

Są jednak i tacy, którzy wciąż mają determinację do walki i są gotowi walczyć dalej. Pytanie tylko – jak długo Ukraina będzie musiała zmagać się z obecną sytuacją w osamotnieniu? Czy Europa i jej partnerzy, którzy na początku jednoznacznie deklarowali wsparcie do zwycięstwa, rzeczywiście dotrzymają swojego słowa?

Bo jeśli zostawią Ukrainę samą, to nie ma realnych szans, by mogła wygrać z Rosją w pojedynkę. Tak samo jak żadne inne europejskie państwo nie wygrałoby tej wojny w samotności

Jakie są nastroje w Ukrainie po wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich?

Różne. Ludzie zawsze dzielą się na optymistów i pesymistów. Prawdą jest, że za czasów Bidena USA trzymały Ukrainę na takiej kroplówce, która pozwalała się nie poddawać, że nie była na tyle silna, żeby zrobić ofensywę i wygrać.  To oczywiście podtrzymywało Ukrainę, ale też  nie było w 100 proc. takim rodzajem wsparcia, jakiego Ukraina potrzebowała. Co do Trumpa: to jest jedna wielka niewiadoma.

Bardzo ciężko jest przewidzieć, jak to dalej się potoczy. Najpierw wszyscy napierali na Ukrainę, żeby Ukraina usiadła do rozmów, tylko zapomnieli, że do rozmów potrzeba dwóch stron co najmniej. Mam nadzieję, że już do wszystkim dotarło, ze Putin nie ma zamiaru z nikim rozmawiać. On nie chce żadnego pokoju; pytanie, co świat z tym zrobi. Rosja rozumie tylko język siły. Jeśli nie będziemy silni, to czekamy na Putina w kolejnych krajach europejskich, bo na Ukrainie na pewno się nie zatrzyma. To chyba już każdy rozumie. Tak samo jak mówiliśmy w 2014 roku, że Putin się nie zatrzyma na Krymie, tak samo dzisiaj mówimy, że się nie zatrzyma na Ukrainie.

20
хв

Kto chce nas skłócić?

Anna J. Dudek

Seks to nie multiwitamina

Kiedy my, uchodźczynie, zaczęłyśmy dyskutować o tym, czy wielomiesięczny brak fizycznej bliskości nie szkodzi organizmowi, okazało się, że niemal każda z nas ma za sobą doświadczenie wizyty u ginekologa, który zamiast fachowej pomocy proponował „dodanie do swojego życia więcej seksu” jako uniwersalnego „lekarstwa” na wszystkie choroby.

„Częściej niż dwa razy w tygodniu - a twój cykl menstruacyjny się poprawi”, "Regularne życie seksualne rozwiąże problemy z bólem skóry i piersi, a jeśli to nie pomoże, po prostu musisz mieć dziecko".

Nawet strona internetowa Ministerstwa Zdrowia Ukrainy stwierdza, że „stymulacja pochwy u kobiet może zablokować przewlekły ból pleców i nóg, zmniejszyć skurcze menstruacyjne, dyskomfort związany z zapaleniem stawów i bóle głowy”. Pojedyncze badanie jest cytowane jako dowód naukowy: mężczyźni, którzy uprawiają seks co najmniej dwa razy w tygodniu, są o połowę mniej narażeni na śmierć z powodu chorób serca niż ci, którzy prowadzą nieregularne życie seksualne. Nie jest więc jasne, kto kogo leczy.

Ginekolog Natalia Leliukh mówi, że kiedyś wytrwale szukała publikacji opartych na dowodach na to, że seks jest dobry dla zdrowia kobiet. Słyszała bowiem takie stwierdzenia od kobiet: „Jedna z moich przyjaciółek spotykała się z mężczyzną dla seksu, nazywając stosunki seksualne 'moimi multiwitaminami'. Cóż, specjalistka również nie znalazła niczego naukowo udowodnionego.

Opierając się na swojej praktyce medycznej i osobistym doświadczeniu, Natalia Leliukh twierdzi, że najgorsze szkody dla zdrowia można wyrządzić, uprawiając seks i nie czerpiąc z niego przyjemności.

Badania naukowe potwierdzają, że wysokiej jakości seks z ukochaną osobą poprawia nastrój, sen, pracę serca, poczucie własnej wartości, a nawet kolor skóry. Wzrasta poziom endorfin i oksytocyny. Czasami regularna satysfakcja seksualna może nawet opóźnić objawy menopauzy.

Jednocześnie nie ma jak dotąd dowodów na to, że abstynencja seksualna ma negatywny wpływ na zdrowie kobiet.

Innymi słowy, bez seksu ciało kobiety nie rozpadnie się, hormony nie zawiodą, a przedwczesna starość nie nadejdzie.

- Szczerze i staroświecko wierzę, że seks polega na zakochaniu się i intymności, a nie na zapobieganiu żylakom i krzywicy” - podsumowuje lekarka

Napięcie możesz rozładować i bez partnera

- „Strasząc kobiety chorobami wynikającymi z braku seksu, niektórzy lekarze próbują zwolnić się z odpowiedzialności” - mówi dziennikarka medyczna, biolog i promotorka zdrowego stylu życia Darka Ozerna - „Zamiast dogłębnej analizy przyczyn problemów zdrowotnych, przerzucają winę na samą kobietę: mówią, że to jej styl życia jest przyczyną. I radzą pilnie szukać partnera „dla zdrowia”, choć sytuacja może wynikać z pewnych przyczyn fizjologicznych”.

Victoria Burgo, ginekolog endokrynolog, jest przekonana, że kobieta może łatwo rozładować napięcie seksualne, jeśli je ma, masturbując się pod nieobecność partnera. I należy to nawet robić, aby napięcie się nie kumulowało.

Inną rzeczą jest to, że relacje z mężczyzną, partnerem, nie polegają na rozładowywaniu napięcia. A kiedy mówimy, że brakuje nam intymności, mamy na myśli głównie czułość, przyjemność z bycia pożądanym i uczucie ciepłego, rodzimego ciała obok nas.

Czynnik wojny i jego wpływ na libido

 „Jeśli pytasz mnie o seks, czy za nim tęsknię, to nie” - mówi moja 46-letnia przyjaciółka Kateryna S. Mieszka w Polsce z dwójką dzieci, jej mąż był okupowany, udało mu się stamtąd wydostać dopiero po roku, a teraz pracuje w jednym z najważniejszych przedsiębiorstw w Ukrainie.

Przede wszystkim brakuje jej tego wszystkiego, czym jest małżeństwo: bycia razem, zasypiania w swoich ramionach, „ja mówię, a on słucha”, wieczornych spacerów, wspólnego oglądania filmów, wspólnego gospodarstwa domowego, czułości.

Mężczyznom również tego brakuje, choć rzadziej to wyrażają, mówi Tasya Osadcha, psycholog, psychoterapeuta i doradca seksualny. I często, kiedy mężczyźni mówią, że chcą seksu, mówią też o tym świecie intymności i bliskości, a nie o nagim stosunku.

- Pomyślałabym, że namiętność opadła”, mówi Kateryna, ”ponieważ nie jesteśmy już młodymi kochankami. Nawet po rozstaniu nie wskakujemy od razu do łóżka. Jednak kiedy rozmawiam z moimi przyjaciółmi, którzy są 10-15 lat młodsi ode mnie, czują to samo. Kiedy idziemy na zakupy przed powrotem do domu, żartujemy, że musimy kupić tę uwodzicielską bieliznę, aby założyć ją na „randkę” z mężem. A potem śmiejemy się z siebie - ukraińscy mężczyźni nie są zaskoczeni bielizną.

Problem w tym, że długa rozłąka odciska piętno na intymnej sferze związku.

Kiedy ludzie nie mieszkają ze sobą przez długi czas, chemia, uczucie partnera, zdolność do osiągnięcia szczytu przyjemności podczas stosunku słabną lub zanikają.Potrzeba czasu, aby ponownie się do siebie przyzwyczaić.
Status uchodźcy, żony lub dziewczyny żołnierza jest rzeczywistością dla setek tysięcy ukraińskich kobiet. Zdjęcie: ROMAN PILIPEY/AFP/East News

- Po zdjęciach z Buczy moje libido całkowicie zniknęło, po prostu nie chcę już uprawiać seksu, jakby coś zostało wyłączone. I nie jestem jedyna - słyszę to także od moich przyjaciół” - mówi inna Ukrainka, Jewhenija.

„Jest to naturalna reakcja na silny stres związany ze słuchaniem o zbiorowych gwałtach, codziennych zgonach, ciągłym niebezpieczeństwie i niepewności co do przyszłości.

- Na początku inwazji na pełną skalę powszechne były dwie przeciwstawne reakcje: albo silnie zwiększone pożądanie seksualne, o którym wstyd było mówić, ponieważ „wszystko płonęło, a ja miałam seks tylko w głowie”, albo odwrotnie - gwałtowny i znaczny spadek libido. Aby się podniecić, kobieta potrzebuje poczucia spokoju i bezpieczeństwa, co jest trudne do osiągnięcia w sytuacji wojennej. Istnieją indywidualne osobliwości, ale przeważnie działa to w ten sposób” - mówi Tasya Osadcha.

Jednocześnie ekspertka zwraca uwagę na fakt, że w ciągu trzech lat wojny problemy z libido mogą mieć nie tylko przyczyny psycho-emocjonalne, ale także zależeć od bardzo konkretnych zaburzeń zdrowotnych.

- Depresja, zaburzenia lękowe, dysfunkcje tarczycy, cukrzyca - wszystko to może prowadzić do spadku popędu seksualnego. Warto poddać się badaniom kontrolnym, aby wykluczyć te czynniki lub leczyć zaburzenia.

Ponowne poczucie pożądania

Kobiety, z którymi rozmawiałam, twierdzą, że pragnienie intymności czasami powraca tak nagle i niespodziewanie, jak zniknęło na początku wojny na pełną skalę.

Najczęściej libido skacze w górę, gdy podstawowe codzienne kwestie zostają rozwiązane: znaleziono stabilną pracę, podpisano umowę najmu, nie trzeba myśleć o pieniądzach w każdej minucie i jest miejsce na osobisty komfort i prywatność.

Sport, jogging, spacery, joga i medytacja również pomagają przywrócić pożądanie, ponieważ zmniejszają stres i pomagają uwolnić endorfiny. Nie należy tego lekceważyć.

A kiedy pożądanie powraca, ale niemożliwe jest odwiedzenie partnera, na ratunek przychodzi komunikacja wideo i różne stymulatory seksualne - od ekscytujących słów po użycie wibratora lub womanizera, dzielą się kobiety.

Tasya Osadcha wyjaśnia, że podniecenie jest odruchem warunkowym, który powstaje w odpowiedzi na określone bodźce, ale jeśli nie otrzyma wzmocnienia, z czasem zanika. Żart „co nie działa, zanika” jest całkiem prawdziwy w odniesieniu do sfery intymnej. „Jeśli nie robimy nic, aby aktywować podniecenie seksualne, to naturalne, że libido spada, a nawet zanika” - wyjaśnia Osadcha.

Natura kobiecego podniecenia i orgazmu jest subtelna i kapryśna. Wojna stwarza kobietom jeszcze więcej przeszkód w ujawnianiu swojej zmysłowości. Zmysłowość można jednak zachować nawet podczas wojny, jeśli zadba się o siebie i swoje potrzeby.

Rozmowa z ukochaną osobą zamiast prac domowych

— „Nawet w ośrodkach dla uchodźczyń, akademikach i hostelach są łazienki i prysznice, w których można zachować prywatność” - kontynuuje Tasia Osadcha. „Jeśli kobieta dzieli z kimś przestrzeń, musi uzgodnić to z innymi kobietami w pokoju, aby każda miała czas na prywatność. Jeśli masz dzieci, kiedy są w szkole, z przyjaciółmi lub na spacerze, nie powinnaś chwytać za obowiązki domowe w tych wolnych chwilach. Powinnaś chwycić za telefon, aby spędzić czas ze sobą i swoim partnerem. Lub tylko dla siebie - jest to również przydatne i pomaga przywrócić zmysłowość.

Masturbacja, sexting (wysyłanie intymnych zdjęć, wiadomości o intymnej treści - red.) i zabawki erotyczne to rzeczy, które mogą podtrzymać ogień nawet na odległość.

Ale najważniejsze jest, aby więcej się komunikować. Rozmawiajcie ze sobą o swoich uczuciach, emocjach i codziennych drobiazgach przez telefon, wideo, listy lub wiadomości audio. Śmiejcie się, żartujcie, płaczcie razem. Każdego dnia. Flirtujcie, wspominajcie szczęśliwe chwile i planujcie przyszłe, oglądajcie razem filmy, słuchajcie tej samej muzyki, tańczcie i gotujcie „na odległość”. Utrzymuj więź emocjonalną. Jest to klucz do utrzymania relacji na odległość. To właśnie więź emocjonalna pomaga zmniejszyć poczucie samotności, które jest wrogiem w związku na odległość. Pamiętaj: to tymczasowe, ale musisz przez to przejść. I to właśnie więź emocjonalna wywołuje pasję i energię miłości - nie tylko do partnera, ale do samego życia.

Zdjęcia: Shutterstock

Data publikacji:

13.2.2025

20
хв

„Libido zniknęło po Buczy”: jak wojna i status uchodźcy wpływają na życie intymne ukraińskich kobiet

Halyna Halymonyk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Mąż walczy, a żona szyje mundury

Ексклюзив
20
хв

2024: najlepsze seriale z silnymi kobietami

Ексклюзив
20
хв

Przestrzeń na wdech, wydech

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress