Exclusive
20
min

Bohaterki Aleksandry Hirszfeld budują nowy ład społeczny

Rozwiązaniem dla przyszłości nie jest matriarchat, lecz zrównoważone społeczeństwo, w którym zarówno pierwiastek kobiecy, jak i męski harmonijnie się uzupełniają. Filozofka, artystka i entuzjastka Aleksandra Hirszfeld opowiada o tym, jak kobiece liderki widzą przyszłość świata, o pierwszym World Women Summit oraz o roli mężczyzn w nadchodzących czasach

Irena Tymotiewycz

Alexandra Hirszfeld i Agnieszka Holland. Zdjęcia z prywatnego archiwum

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Aleksandra Hirszfeld jest filozofką i artystką, której projekty koncentrują się na analizie i kształtowaniu świadomości społecznej. Jest autorką i reżyserką 100-odcinkowego cyklu dokumentalnych wywiadów z liderkami społecznymi „Entuzjastki”, stworzonego z okazji 100. rocznicy uzyskania przez Polki praw wyborczych i emitowanego na antenie CANAL+. Jako inicjatorka, producentka kreatywna i reżyserka, współzorganizowała pierwszy World Women Summit we współpracy z producentem tego wydarzenia -  Pocket Project Foundation. Jest także pomysłodawczynią jednej z pierwszych w Polsce platform informacyjnych realizujących „dziennikarstwo rozwiązań”, które analizowało problemy współczesnego świata z perspektywy ich rozwiązywania.

Aleksandra Hirszfeld

Kim jesteś?

Entuzjazm to piękne słowo, mówiące o energii, która motywuje. Kim są „Entuzjastki”? Co zmotywowało Cię do stworzenia tego projektu?

Od zawsze działałam na przecięciu teorii i praktyki. Interesuje mnie badanie zjawisk społecznych, zwłaszcza świadomości społecznej, a jednocześnie wywodzę się z działań artystycznych. Sztuka, zwłaszcza współczesna, daje możliwość przekazania pewnych treści w bardziej przekonujący sposób dla odbiorcy.

Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Kiedy w 2015 roku do władzy w Polsce doszła prawica, sytuacja w kraju stała się nieprzyjemna: pojawiły się kwestie natury politycznej, dotyczące sądownictwa i praw kobiet. 

Wydawało się, że ktoś kradnie naszą demokrację. Że to, co z takim wysiłkiem udało nam się zdobyć, wyrzuca się do kosza

Dlatego też idea „Entuzjastek” zrodziła się z potrzeby serca. Miałam poczucie, że jeśli nie zapalę sobie światła, to popadnę w marazm. Mimo braku funduszy na starcie projektu, zdecydowałam się podjąć ryzyko i zaraz po otrzymałam grant od ambasady Stanów Zjednoczonych. Było to też zasługą wspaniałych osób, które spotkałam po drodze i które wsparły mnie w realizacji inicjatywy – mam na myśli m.in. Magdę Sobolewską, producentkę czy Joannę Piotrowską z Fundacji Feminoteka. Bez nich ten projekt by się nie udał. Oraz sztab innych cudownych postaci. Ten projekt to wysiłek udanej pracy zespołowej. Pomyślałam wtedy: skoro świat otwiera przede mną drzwi i wszystko się układa, to jestem na dobrej drodze.

Tak powstało sto wywiadów z kobietami z całej Polski, które swoją działalnością przywracają znaczenie działaniom prospołecznym w naszym kraju. Wśród nich znajdują się zarówno postacie z pierwszych stron gazet, jak i mniej znane szerokiej publiczności. To aktywistki działające w różnych dziedzinach: praw człowieka, praw kobiet, ochrony zwierząt, ochrony środowiska, zdrowia, edukacji, kultury czy technologii. Są również bizneswomen, nauczycielki i lekarki, co potwierdza, że aktywistką można być niezależnie od wykonywanego zawodu. Aby uniknąć subiektywnego wyboru, powołaliśmy kapitułę ekspercką w skład której wchodzili m.in przedstawiciele uczelni czy wiodących gazet. To oni wyłonili sto kandydatur według określonych kryteriów.

Aleksandra Hirszfeld na planie z Aleksandrą Przegalińską, bohaterką projektu „Entuzjaści”

Kiedy przeglądałam rozmowy z tymi kobietami, zauważyłam, że każdej z nich zadano powtarzającą się serię pytań, która zaczynała się od kluczowego: „Kim jesteś?”.

To jedno z fundamentalnych pytań, na które każdy człowiek musi odpowiedzieć sobie sam. Ważne jest, aby spojrzeć na siebie z perspektywy filozoficznej i uświadomić sobie własną esencję jako człowieka oraz swoją rolę na świecie.

Seria zaś wynikała z tego, że zależało nam na wydobyciu jakiegoś wspólnego mianownika dla tych 100 kobiet. Okazało się, że każda z nich, w pewnym momencie życia, musiała zmagać się z problemami – walczyć o swoje czy innych prawa lub przetrwanie. Poszukiwanie wyjścia z trudnych sytuacji trwało często wiele lat, lecz dzięki temu mogły teraz dzielić się bogatym doświadczeniem, aby inne osoby mogły uniknąć podobnych trudności i osiągnąć cele znacznie szybciej.

To ich wspólna cecha jest bardzo wzruszająca.

Jesteś entuzjastką?

Myślę, że tak. Ten projekt stał się dla mnie bardzo osobisty. W tych kobietach szukałam odpowiedzi zarówno dla siebie, jak i dla świata, a rozmowy z nimi miały również dodatkowy wymiar terapeutyczny. Już podczas realizacji tego projektu zapragnęłam, aby kiedyś rozszerzyć go na skalę światową i dowiedzieć się, jak buduje się świadomość kobiet działających prospołecznie na poziomie globalnym.

World Women Summit również narodził się w czasie kryzysu?

Tak. Pandemia, wojna, kryzys ekonomiczny, napięcia geopolityczne i dodatkowo kryzys osobisty... Pod koniec pracy nad Entuzjastkami byłam wypalona i nie byłam w stanie niczego stworzyć. Wtedy postanowiłam przerwać pracę w świecie zewnętrznym i skupiłam się na pracy wewnętrznej. Trafiłam na książkę „Collective Trauma Healing” Thomasa Hübla [Thomas Hübl jest austriackim pedagogiem i pisarzem, który zajmuje się badaniem i terapią traumy kolektywnej – red]. Szukałam informacji o autorze w Internecie i dowiedziałam się, że wkrótce ma się odbyć prowadzony przez niego kurs w Niemczech.

Pojechałam – i poznałam Thomasa osobiście. Opowiedziałam mu o „Entuzjastkach”, a on opowiedział mi o założonej przez siebie fundacji Pocket Project. Wtedy fundacja ta zajmowała się m.in. problematyką przywództwa kobiet w kontekście terapii kolektywnej traumy (collective trauma healing). Chciałam, by zostali partnerem „Entuzjastek”, ale dostałam propozycję od CEO Fundacji, Koshy Joubert, nie do odrzucenia: stworzyć dla nich osobny projekt.

W Świat pojedynczy kobiet (WWS) Skoncentrowaliśmy się na trzech obszarach tematycznych: budowaniu pokoju, przeciwdziałaniu polaryzacji świata (w szczególności budowaniu dialogu) oraz leczeniu zbiorowej traumy. W tych obszarach szukaliśmy osób, które mają praktyczne doświadczenie i mogą się nim dzielić. Między innymi mamy specjalistów z regionów, w których trwają konflikty zbrojne. W sumie udało nam się przyciągnąć 28 mówców i mówców.

— Czyli mężczyźni są nadal obecni na szczycie kobiet?

Energia kobiet jest silna, ale mężczyźni też. Wśród naszych prelegentów — Tomasz Hübl, a także Sami Awad— Palestyński aktywista, bojownik pokojowy, założyciel Holy Land Trust. Podkreśla, że pokój na świecie osiąga się poprzez duchową pracę każdego człowieka. Jeśli w nas toczy się wojna, to wokół będzie wojna. Efekt lustra. Z jednej strony nie ma nic nowego w jego pomyśle, ale mimo to światu brakuje dobrych liderów.

Moim zdaniem obecnym przywódcom brakuje energii tradycyjnie kojarzonej z kobiecą.

---- Kiedy mówisz o kobiecej energii, co dokładnie masz na myśli?

Każdy z nas — niezależnie od płci — ma w sobie zarówno męską, jak i żeńską energię. Zarówno pozytywne, jak i negatywne. Współczesny świat jest zbudowany w taki sposób, że przebywanie w agresywnych mężczyznach czyni nas... bezpieczniejszymi. Aby przetrwać, nawet kobiety często przyjmują męski wzorzec zachowania. To, czego światu brakuje obecnie dla równowagi, to energia związana z miłością, empatią, troską, intuicją. Chodzi również o to, jak myśleć w sposób holistyczny, a nie w oddzielnych elementach. O przejrzystości, współpracy, komunikacji, umiejętności słuchania.

Kobiety są w stanie rozwiązywać problemy w niestandardowy sposób. W przypadku kryzysu w systemie - w rządzie lub firmie - kobieta zostaje powołana na stanowiska kierownicze, aby uratować sytuację

Dobrym przykładem takiej decyzji jest na przykład Nowa Zelandia i przywództwo Jacindy Ardern.

Przyszłość (nie) należy do matriarchatu

Wybraliście format online dla pierwszego WWS. Jak poszło? Kim są kobiety, które potrafią zmienić świat i które zrobiły największe wrażenie?

Szczyt trwał 5 dni na platformie Pocket Project, która specjalizuje się w wydarzeniach online. W konferencji wzięło udział około 3000 osób. Wtedy dostęp do sesji był darmowy, teraz cały pakiet wystąpień można wykupić na stronie internetowej.

Wśród naszych mówczyń jest na przykład Pat McCabe, kobieta, która mnie oczarowała swoim uziemieniem i haryzmą. Jest rdzenną Amerykanką z plemienia Navajo, aktywistką, artystką i pisarką. W swoich praktykach opiera się na tradycyjnych naukach Indian. Uważa, że pierwszą i fundamentalną zasadą, którą musimy szanować, jest prawo Matki Ziemi, które powinno być uwzględnione w każdej konstytucji.

Niezwykła Feride Rushiti  z Kosowa, której wywiad szczególnie polecam. W 1999 roku, po wojnie domowej, jako młoda lekarka założyła Kosowskie Centrum Rehabilitacji dla Ofiar Tortur. Działała intuicyjnie, pomagając ofiarom, mimo że w tamtych czasach przyznanie się do np. gwałtu było wstydem dla całej rodziny. Feride stworzyła kompleksowe programy rehabilitacyjne, obejmujące leczenie, wsparcie psychologiczne i pomoc prawną, co miało istotny wpływ na reintegrację społeczną ofiar wojny.

Nie można oczywiście pominąć wywiadu z Ołeksandrą Matwijczuk, ukraińską prawniczką i działaczką na rzecz praw człowieka. Centrum Wolności Obywatelskich, którym kieruje, otrzymało Pokojową Nagrodę Nobla w 2022 roku za zbieranie świadectw ofiar rosyjskich zbrodni wojennych. Ich praca koncentruje się na wykorzystaniu nowoczesnych technologii do śledzenia i dokumentowania przypadków łamania praw człowieka. Zadziwiające jest, jak Ołeksandra zachowuje wewnętrzną miękkość i subtelność, nawet w obliczu najstraszniejszych ludzkich tragedii.

Ołeksandra Matwijczuk. Zdjęcie: Dasza Tenditna

Poruszyła mnie też rozmowa z Kelsey Blackwell, ekspertką od pracy z ciałem, której podejście koncentruje się na wykorzystaniu praktyk cielesnych do leczenia i dekolonizacji, szczególnie w przypadku kobiet kolorowych. Zachęcam do przeczytania jej książki na ten temat.

Przyszłe matki mogą się zainspirować wywiadem z Ibu Robin Lim, cenioną położną, znaną ze swego holistycznego podejścia do zdrowia matki i dziecka. Robin pracuje na Bali, gdzie założyła klinikę Bumi Sehat, promując naturalne porody oraz praktyki wspierające zdrowie fizyczne i emocjonalne kobiet. 

Spośród Polek w szczycie wzięła udział Paulina Bownik. Jest lekarką, która pracowała na granicy polsko-białoruskiej, pomagając tym, którzy wycieńczeni z zimna i głodu próbowali przetrwać nieludzkie pushbacki. To doświadczenie miało ogromny wpływ na nią i jej stan emocjonalny. Jej przykład pokazuje też, że nie można zrzucać ważnych spraw na barki jednostek. Problem na naszej granicy z Białorusią wciąż pozostaje nierozwiązany i wymaga działań systemowych.

Osobny blok szczytu poświęcono medytacji. Był też i polski w nim akcent, z czego się ogromnie cieszę. Nitya Patrycja Pruchnik reprezentuje ruch niedualności. Jest jedną z liderek zajmujących się transformacjami duchowymi.

Jednak najbardziej utkwił mi w pamięci wieczór, kiedy połączyliśmy się z przedstawicielami Parents Circle – Families Forum (PCFF). Organizacja ta zrzesza palestyńskie i izraelskie rodziny pogrążone w żałobie po stracie najbliższych, przekształcając ich wspólny ból w potężną siłę na rzecz pokoju. Słuchając historii Robi Damelin i Laily AlSheikh, miałam ciarki na plecach. Te kobiety, które straciły swoje dzieci podczas konfliktów zbrojnych, apelują o pokój. 

Wierzę, że gdyby takie osoby zarządzały światem, wojny by nie istniały

Musimy dążyć do stworzenia sieci liderek i liderów, którzy pragną dobra społeczeństwa i mówią prawdę z poziomu serca, zamiast recytować polityczne programy.

Potrzebujemy siebie nawzajem

Sądzisz, że przyszłość należy do matriarchatu? Na czym polega problem z „męskim” światem i patriarchalnym społeczeństwem?

Nie zapominajmy, że klasycznie pojmowana męska energia ma również pozytywne aspekty: odwagę, determinację, zdolność do ochrony i podejmowania ryzyka. Jednak patriarchalne społeczeństwo często przejawia się w agresji, rywalizacji, kontroli i hierarchiczności, co wpływa na każdy aspekt życia społecznego, politycznego i gospodarczego.

Rozwiązaniem dla przyszłości nie jest matriarchat, lecz zrównoważone społeczeństwo, w którym pierwiastki kobiece i męskie harmonijnie się uzupełniają

Odwaga i determinacja mogą doskonale współistnieć z intuicją i troską. Potrzebujemy siebie nawzajem.

W chwili obecnej jednak często my kobiety musimy dokonywać przebiegłych sztuczek, aby przeciwdziałać sile patriarchatu i wprowadzać jakości związane z pokojem i harmonią. Kiedyś zajmowałam się badaniem seksualności. Znalazłam ciekawy moment w historii świata: w Liberii, w okresie długotrwałej wojny domowej, Leymah Gbowee zjednoczyła chrześcijańskie i muzułmańskie kobiety w międzywyznaniowym ruchu, Women of Liberia Mass Action for Peace. Udało im się zatrzymać krwawy konflikt, ciągnący się od 14 lat, m.in. bardzo nietypowym sposobem: zorganizowały strajki seksualne. Czyli odmówiły uprawiania seksu ze swoimi mężami, dopóki ci nie dojdą do porozumienia.

Jak widać, kobiecy spryt w walce o pokój nie zna granic. Gbowee wraz z prezydentką Ellen Johnson Sirleaf, która objęła po tym okresie rządy, otrzymały wspomnianą pokojową Nagrodę Nobla. Ta historia nie powinna mieć jednak miejsca.

Czy wydarzenia w Ukrainie wpłynęły na Twoją twórczość? Jak postrzegasz rolę Ukrainy i Polski w procesie budowania nowoczesnego systemu pokojowego?

W obliczu coraz bardziej wymagających wydarzeń geopolitycznych, trudno skupić się na twórczości. Nie wiemy, kiedy zakończy się wojna w Ukrainie – z tego, co słyszę, nie nastąpi to szybko. Nieznany jest również wpływ tej wojny na geopolitykę innych krajów.

Poza tym, wojna ta, podobnie jak inne wspomniane w tym wywiadzie kryzysy, będzie miała głęboki wpływ na naszą psychikę. Już teraz nasze społeczeństwa doświadczają traumy na wielu poziomach – osobistym, kulturowym, narodowym i informacyjnym. I tym powinniśmy się zająć. Dodatkowo stykamy się na codzien z traumą międzypokoleniową. Na przykład, jeśli twoja prababka przeżyła gwałt, to doświadczenie może wpłynąć na ciebie. Związek ten potwierdzają badania naukowe, pokazujące, jak traumy mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Polska i Ukraina znajdują się na pograniczu świata zachodniego i wschodniego.

Jednocześnie niezwykle ważne jest, abyśmy zmienili wektor przekazywania wiedzy. Wojna w Ukrainie wynika również z bagatelizowania informacji i wiedzy płynących ze Wschodu na Zachód.

Obserwujemy znaczącą tendencję, gdzie to Zachód przekazuje wiedzę “jak żyć”. Musimy zmienić zasady gry

Nie można patrzeć na świat przez jedną soczewkę – konieczna jest wzajemna wymiana perspektyw. Rolą obu naszych krajów w tym procesie jest dzielenie się wiedzą i doświadczeniem, aby zyskać pełniejszy obraz rzeczywistości.

To także misja innych regionów odległych od Europy – Ameryki Południowej, Indii, Chin i krajów afrykańskich. Społeczności na całym świecie potrzebują rozwiązań, które sprawdziły się niezależnie od kraju, polityki czy wyznania. Aby budować lepszą wizję przyszłości, potrzebujemy szerszej perspektywy, która zainspiruje nas do wspólnego działania. Trudno jednak budzić nadzieję na lepsze urządzenie świata, jeśli brakuje w przestrzeni publicznej pozytywnych wzorców. Moją misją jest dzielenie się przykładami liderów, którzy mimo kryzysów osiągnęli znakomite rezultaty – zjednoczli w pokoju swoje społeczeństwo.

Głęboko wierzę, że narracja kształtuje rzeczywistość – jaką narrację szerzymy, taką rzeczywistość stworzymy

Dużo teraz mówi się o tzw. nowej erze. Na czym ona polega?

Nadchodzi czas kolektywu, w którym zaczynamy rozumieć, że prawdziwa moc tkwi nie w jednostkowych osiągnięciach, ale w zdolności do łączenia sił i wspólnego dążenia do jednego celu. Jednak ta nowa era powiedzie się tylko wtedy, gdy każdy z nas wykona niezbędną pracę na poziomie wewnętrznym. Prawdziwe przywództwo zaczyna się od zbudowania pokoju wewnątrz siebie. W ciszy własnego serca, w przestrzeni medytacji i refleksji, odnajdujemy siłę i klarowność potrzebne do działania na rzecz innych. To połączenie wewnętrznej harmonii i zewnętrznej współpracy jest kluczem do sukcesu. Wierzę, że to właśnie w tej kolektywnej mocy tkwi nadzieja na lepsze jutro.

Zdjęcia z prywatnego archiwum

No items found.
Р Е К Л А М А

Dziennikarka, redaktorka, fotografka. Od 2022 roku zajmuje się sprawami społecznymi i kulturowymi związanymi z wojną w Ukrainie.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Opuszczając swoje domy w 1986 roku, mieszkańcy strefy Czarnobyla nie zdawali sobie sprawy, że to na zawsze. Włączyli mieszkania na alarm, ukryli przed żonami stragany pod listwami przypodłogowymi. Zostawili zwierzęta. Ludzie ewakuowani rzekomo na trzy dni...

Czarnobylskie „bioroboty” ratują świat

26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa katastrofa spowodowana przez człowieka w historii ludzkości. W nocy w elektrowni jądrowej w Czarnobylu odbył się eksperyment. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i jedna po drugiej miały miejsce dwie eksplozje. Czwarty reaktor został całkowicie zniszczony, w wyniku czego do atmosfery dostała się ogromna chmura pyłu radioaktywnego.

Władze radzieckie przez długi czas uciszały katastrofę, a nawet organizowały tradycyjne parady majowe.

Świat nie wiedział nic o eksplozji przez dwa dni

10 dni — od 26 kwietnia do 6 maja — trwało maksymalne uwalnianie substancji radioaktywnych z uszkodzonego reaktora. 11 ton paliwa jądrowego dostało się do atmosfery. Największa chmura osiadła na terytorium Białorusi. 30 pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu zmarło w wyniku eksplozji lub ostrej choroby popromiennej w ciągu miesiąca.

Szacuje się, że w wyniku katastrofy w Czarnobylu ucierpiało około 5 milionów ludzi. Około 5 tysięcy osad na Białorusi, Ukrainie i Federacji Rosyjskiej zostało skażonych radioaktywnymi nuklidami. Spośród nich na Ukrainie jest 2218 osad i miast o populacji około 2,4 miliona osób.

Likwidacja konsekwencji wypadku kosztowała Związek Radziecki 18 miliardów dolarów. Co najmniej 600 000 osób zostało wrzuconych do walki z „pokojowym atomem” ze wszystkich jego zakątków, a ilu z nich zmarło z powodu choroby popromiennej, nie wiadomo. Według różnych źródeł — od 4 do 40 tysięcy osób.

„Bioroboty” to ludzie, którzy uratowali świat przed rozprzestrzenianiem się substancji radioaktywnych kosztem życia. Zdjęcie: Europejski Instytut Czarnobyla

Unikalne jednostki facetów, którzy zrzucili radioaktywne kawałki grafitu z dachu reaktora, zostały nazwane przez obcokrajowców „biobotami”. W końcu ci ludzie pracowali w tak niebezpiecznych warunkach, że nawet specjalnie stworzone do pracy podczas katastrof zawodowych zepsuły się. Aktywność promieniowania na dachu wynosiła od 600 do 1000 promieni rentgenowskich na godzinę — co jest śmiertelną dawką promieniowania. „Bioroboty” weszli na dach na kilka minut, wrzucili jedną łopatę grafitu do płonącego reaktora i wyszli, ustępując miejsca następnemu. Dla większości z nich to naprawdę heroiczne dzieło kosztowało ich życie.

Dawne miasto marzeń Prypecat jest teraz miastem duchów, nie ma go na współczesnych mapach.

Magnes dla prześladowców i turystów z 75 krajów świata

Pierwsi prześladowcy w Czarnobylu pojawili się na początku lat dziewięćdziesiątych, zaraz po rozpadzie Związku Radzieckiego. Na początku 2000 roku zaczęli tu przyjeżdżać turyści. A w 2010 roku postanowiono otworzyć Strefę dla wszystkich, którzy chcieli - trzeba było uzyskać na to oficjalne pozwolenie i zapłacić od 500 hrywien do 500 dolarów. Na polecenie Ministra Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy przeprowadzono badania radiologiczne i utworzono trasy dla zwiedzających. Zauważono, że na terenie tych tras w strefie 30-kilometrowej można przebywać do 4-5 dni bez szkody dla zdrowia, aw strefie 10-kilometrowej - 1 dzień.

Strefa wykluczenia. Zdjęcie Maria Syrchyna

Wycieczka do 30-kilometrowej strefy Czarnobyla stała się liderem na światowej liście wyjątkowych miejsc i egzotycznych wycieczek (Antarktyda i Korea Północna są niższe w rankingu). Im więcej czasu minęło od wypadku, tym więcej przyjeżdżało turystów. W sumie z 75 krajów na całym świecie.

Strefa, która jest równa rozmiarom trzem Kijowie lub pięciu Warszawom, była podróżowana z całego świata, aby zobaczyć możliwy model przyszłości ludzkiej cywilizacji

Poczuj atmosferę opuszczonego domu. Zrozum, co się dzieje, gdy ludzkie życie jest cenione mniej niż zysk z taniej energii elektrycznej lub tajemnicy państwowej.

„Kilka lat temu widziałem kobietę opalającą się tutaj” - powiedział Serhiy Chernov, były eskorta turystyczna w Strefie. „W tym samym czasie obok niej przeszli miejscowi pracownicy, ubrani w ochronne, obcisłe garnitury. „Ja” - powiedziała, „przeczytałem w moskiewskiej gazecie, że opalenizna w Czarnobylu jest najbardziej stabilna, rok się nie zmywa!”

Czarnobyl po rosyjskiej okupacji

Już pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na pełną skalę elektrownia jądrowa w Czarnobylu, która była zachowana przez 36 lat i chroniona przed dalszym rozprzestrzenianiem się promieniowania, została zajęta przez wojska rosyjskie. Miejsce, w którym niegdyś gościł się najgorszy cywilny incydent nuklearny na świecie, po raz kolejny stał się obszarem zwiększonego zagrożenia.

Wojska rosyjskie przebywały w Strefie nieco ponad miesiąc — do 2 kwietnia. I chociaż nie było tam większych walk (tylko starcia ze strażą graniczną i ostrzał we wczesnych dniach), okupacja zmieniła te specjalne ziemie na wiele lat.

Imponująca opowieść o Rosjanach w strefie Czarnobylu kopających okopy w Czerwonym Lesie — jednym z najbrudniejszych miejsc w okolicy. Pracownicy stacji, którzy pozostali tam podczas okupacji, wyjaśnili, że kopanie ziemi w Czarnobylu jest bardzo niebezpieczne. Ale nikt ich nie słuchał. Co więcej: Rosjanie wyprowadzili radioaktywny pył poza Strefę na gąsienice swoich czołgów.

Rosyjskie pozycje w najbrudniejszym Czerwonym Lesie. 2022. Zdjęcie: Energoatom Ukrainy

W strefie Czarnobyla nadal obowiązywała zasada, że lepiej nie schodzić z asfaltu. Ale teraz, oprócz niebezpieczeństwa związanego z promieniowaniem, dodano zagrożenie minami i rozstępami. Teraz nie ma mowy o żadnej turystyce ani wędrówkach prześladowców, ponieważ 95-98% terytorium strefy wykluczenia jest uważane za wyminowane (ponieważ nie zostało jeszcze zbadane pod kątem obecności urządzeń wybuchowych).

W wyniku rosyjskiej inwazji na elektrownię jądrową w Czarnobylu uszkodzono i splądrowano sprzęt biurowy i komputerowy o wartości ponad 230 milionów hrywien. Policja Narodowa Ukrainy ogłosiła podejrzenie naruszenia prawa i zwyczajów wojennych zastępcy dyrektora Rosatomu Nikołajowi Mulyukinowi. Według śledztwa Muliukin prowadził napad na elektrownię jądrową podczas rosyjskiej okupacji Czarnobyla wiosną 2022 roku. Okupcy nie wiedzieli, co tam robić i po prostu ukradli własność. Trzymali zakładników pracowników stacji i Gwardii Narodowej, którzy go chronili.

Aby doprowadzić CHNPP do stanu przedwojennego i przywrócić wszystko, co niezbędne, potrzeba 1,6 miliarda hrywien, według Państwowej Agencji Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia.

Ale najgorsze jest to, że 103 żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy strzegli elektrowni jądrowej w Czarnobylu, wciąż są w niewoli Rosjan. Według żony jednego z schwytanych żołnierzy Natalii Kushnarevy okupanci schwytali ich podczas inwazji 24 lutego 2022 r.

5
хв

Tragedia w Czarnobylu: 39. rocznica wybuchu

Sestry
Dom Ukraiński Przemyśl Ihor Horków

Dom Ukraiński w Przemyślu to miejsce, o którym nie wspomina się podczas turystycznych wycieczek po mieście. W ciągu ostatnich kilku lat byłam na paru takich wycieczkach i za każdym razem zauważałam, że lokalni przewodnicy pomijają kwestię Ukraińców, choć są oni jedną z kluczowych społeczności w mieście. Społecznością, która pozostawiła po sobie dziesiątki architektonicznych i historycznych artefaktów.

Ponadto ukraińska społeczność Przemyśla jest często określana przez miejscowych jako „prawosławna”, choć nie jest to określenie precyzyjne. W latach 60. XIX wieku, kiedy Przemyśl zaczął się dynamicznie rozwijać dzięki budowie fortecy [Twierdza Przemyśl, podówczas trzecia największa twierdza w Europie – red.], mieszkało tu zaledwie 10 tysięcy osób. Do 1910 roku liczba mieszkańców wzrosła do 56 tysięcy. Wśród nich 12,3 tys. było Ukraińcami, w większości wyznania grekokatolickiego.

Dom Ukraiński stoi w centrum miasta, przy ulicy Kościuszki 5. Ten modernistyczny budynek wzniesiono w latach 1903-1904 z inicjatywy dr. Teofila Kormosza, prawnika i członka lokalnej społeczności ukraińskiej. Ihor Horkiw, obecny kierownik Domu Ukraińskiego, wyjaśnia, jak i dlaczego to miejsce stało się dla Ukraińców kluczowe.

Niebo nie tak niebieskie, trawa nie tak zielona

Halyna Halymonyk: Z tego, co wiem, historia Pańskiej rodziny jest bezpośrednio związana z historią Domu Ukraińskiego w Przemyślu. I w pewnym stopniu odzwierciedla historię wielu Ukraińców, którzy mają swoje korzenie na południowo-wschodnich ziemiach Polski.

Ihor Horków: Rodzina moich dziadków została deportowana podczas akcji „Wisła”, którą przeprowadzono pod hasłem „ostatecznego rozwiązania problemu ukraińskiego w Polsce” – w ramach porozumienia między komunistycznymi rządami ZSRR i Polski – wraz ze 150 tysiącami innych Ukraińców z Łemkowszczyzny, Chełmszczyzny, Nadsania i Podlasia. Wcześniej, bezpośrednio po II wojnie światowej, około pół miliona Ukraińców zostało deportowanych z terenów dzisiejszej południowo-wschodniej Polski do sowieckiej Ukrainy, z której w przeciwnym kierunku wywieziono większość ludności polskiej. W 1947 roku kolejnych 150 000 Ukraińców zostało deportowanych do zachodniej i północnej części Polski, na tak zwane „ziemie odzyskane”.

W ten sposób prokremlowski rząd komunistycznej Polski chciał wymazać ukraińską tożsamość i spolonizować Ukraińców. Surowo zabroniono im powrotu na ziemie, które były ich ojczyzną

Jednak na zachodnich ziemiach Polski nie widzieli dla siebie przyszłości, bo nie było tam „ukraińskiego życia”: żadnej grupy teatralnej, żadnego czasopisma, żadnej cerkwi, żadnej szkoły. Czasami dotarcie do najbliższej cerkwi zabierało cały dzień – a po dwugodzinnym nabożeństwie kolejny dzień upływał im na wędrówce powrotnej.

Ukraińcy to naród bardzo przywiązany do ziemi. W nowym miejscu wszystko było dla nich inne: niebo nie tak błękitne, trawa nie tak zielona, słońce nie grzało tak mocno.

Mimo zakazu, szukali sposobu, by wrócić do domu. Przemyśl, w którym były Dom Ukraiński i cerkiew, stał się dla nich mitycznym miastem, dającym nadzieję na odrodzenie ukraińskiego życia społecznego. Zaczęli więc tam napływać, ukradkiem albo podstępem, i meldować się w okolicznych wsiach. By poczuć ducha „ukraińskiego życia”.

Czy ta idea przyświecała budowie Domu Ukraińskiego w Przemyślu?

W czasie gdy on powstawał, w całej Galicji był boom na wznoszenie takich domów. Ukraińcy budowali domy ukraińskie, Polacy – polskie. Ludzie chcieli się jednoczyć, ale w odrębnych społecznościach. Ukraińcom zajęło to dużo czasu, dlatego ich dom w Przemyślu powstał znacznie później niż inne. Został zbudowany ze zbiórek lokalnej społeczności i okolicznych wsi, które były w większości ukraińskie, a także przy wsparciu ukraińskiej diaspory.

Ten dom miał stać się symbolem zmartwychwstania Ukrainy-Rusi, która powstanie jako niepodległe państwo na mapie Europy. Nawet kopułę zbudowano, jak dla cerkwi. Fasada została ozdobiona niebieskimi i żółtymi ornamentami, a w sali teatralnej są ornamenty odnoszące się do różnych regionów Ukrainy.

Dom Ukraiński w Przemyślu

Społeczność ukraińska w Przemyślu miała rozwiniętą świadomość obywatelską i ukraińskocentryczną mentalność. W odrodzeniu ukraińskości Przemyśl odegrał niezwykle ważną rolę. To właśnie to miasto ukraiński historyk Mychajło Hruszewski nazwał „głównym ośrodkiem ukraińskiego życia na zachodniej granicy”. To tu po raz pierwszy wykonano pieśń „Ukraina jeszcze nie umarła”, która później stała się hymnem państwowym, a we wsi pod Przemyślem urodził się i został pochowany kompozytor Mychajło Werbycki. Iwan Franko recytował tu zaś swój proroczy poemat „Mojżesz”.

8 i 9 marca, czyli w urodziny i imieniny Tarasa Szewczenki, ukraiński biznes w Przemyślu wprowadził dni wolne, które wypełniały wydarzenia kulturalne i edukacyjne

Nic dziwnego, że Ukraińcy w Polsce, których prokremlowscy komuniści chcieli pozbawić tożsamości, szukali miejsc, gdzie mogliby poczuć się Ukraińcami bez strachu, gdzie byłoby „ukraińskie życie”.

Co w tym czasie działo się z Domem Ukraińskim w Przemyślu?

W 1947 r. cały majątek społeczności ukraińskiej, podobnie jak majątki innych społeczności, został znacjonalizowany. Po śmierci Stalina zaczęła się w Polsce odwilż. W 1956 r. rząd komunistyczny przyznał mniejszościom narodowym prawo do tworzenia własnych stowarzyszeń. Białorusini, Ukraińcy i inne mniejszości miały po jednym takim stowarzyszeniu.

Tyle że Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne było w pełni nadzorowane przez polskie władze komunistyczne: donosy, kontrola wypowiedzi i poglądów. Jednak, nawet działając w tej formie, pomogło ono Ukraińcom ożywić swoją społeczność – głównie dzięki działalności kulturalnej. Była grupa teatralna, było pismo „Nasze Słowo” i centrum języka ukraińskiego.

Przez lata społeczność ukraińska w Przemyślu apelowała do lokalnych władz o zwrot budynku, lecz bezowocnie. Przez trzy pokolenia, by zachować budynek, wynajmowano część pomieszczeń. Na początku to był jeden pokój, potem dwa, trzy, sala teatralna, piętro nad nią… Ukraińcy dbali o ten dom, starali się ocalić go od zniszczenia i zapomnienia.

1 procent kosztów, 100 procent tożsamości

Pamięta Pan dzień, w którym po raz pierwszy przyszedł do Domu Ukraińskiego?

Urodziłem się w północnej Polsce, ale moja rodzina dużo słyszała o Domu Ukraińskim w Przemyślu. Rodzice dbali o to, bym miał świadomość, że jestem Ukraińcem, obywatelem polskim ukraińskiego pochodzenia. W domu mówiliśmy po ukraińsku, chodziłem do ukraińskiej szkoły. Dlatego zawsze czułem szczególny związek z tym miejscem, a przeprowadzka do Przemyśla była dla mnie świadomą decyzją.

Po raz pierwszy zobaczyłem Dom Ukraiński w 2007 roku. W tym czasie były w nim mieszkania komunalne, otwarto tu nawet publiczną toaletę. Stan obiektu był okropny.

Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne istniało do 1989 roku. Zostało zlikwidowane z powodu bliskich związków z reżimem komunistycznym i zastąpione przez Związek Ukraińców w Polsce. Zgodnie z polską ustawą mniejszościami narodowymi są te mniejszości, które mieszkają w Polsce co najmniej od 100 lat.

A Ukraińcy byli we wschodniej Polsce zawsze. Całkowita ich asymilacja była i jest niemożliwa, o czym świadczy m.in. to, że w spisie powszechnym z 2011 roku ukraińską tożsamość narodową zadeklarowało więcej osób niż w spisie z 2002 roku

Porozumienie w sprawie przekazania budynku udało się osiągnąć dopiero w 2011 roku: Związek Ukraińców w Polsce odkupił go od gminy za symboliczny 1 procent wartości. Decyzja ta wiązała się ze zwrotem Polakom Domu Polskiego we Lwowie.

Później społeczność ukraińska zebrała 6,5 mln zł z prywatnych darowizn i dotacji na remont budynku, którego całkowity koszt oszacowano na 12,5 mln zł. Prace zaczęliśmy od sali teatralnej, bo chcieliśmy, by jak najszybciej można było organizować w niej wydarzenia kulturalne i integracyjne.

Ale to miejsce służy nie tylko na rzecz społeczności ukraińskiej. Jest przestrzenią dialogu międzykulturowego i przełamywania stereotypów. Bo nikt nie powinien być zamknięty we własnej bańce kulturowej.

Czy to prawda, że lokalne władze często ignorują przyjazne gesty ze strony Domu Ukraińskiego?

Przemyśl to miasto o skomplikowanej historii.

Niemal wszyscy politycy wykorzystują wątek ukraiński podczas kampanii wyborczych, nie wyciągając wniosków z błędów popełnionych w przeszłości

A że wybory są zawsze, wydaje się, że to niekończący się proces. Robimy wszystko, co w naszej mocy, by przezwyciężyć stereotypy i uprzedzenia wobec Ukraińców. Jednak wielu politykom łatwiej jest grać na emocjach wyborców, wskazując jakiegoś wroga. Często tematy historyczne są wykorzystywane jako grunt do manipulacji.

Jak z tym walczymy? Mówimy o faktach, na przykład o wkładzie Ukraińców w polski system emerytalny i podatkowy. Kiedy w Przemyślu wybuchły protesty rolników, skupiliśmy się na stratach poniesionych przez polskich przedsiębiorców z powodu blokowania granicy.

Zapraszamy polską społeczność do udziału we wszystkich naszych wydarzeniach, nasze drzwi są zawsze otwarte. To jedyny sposób na budowanie wspólnoty ukraińsko-polskiej.

Na ścianie Domu Ukraińskiego widnieje napis: „Nie ma wolnej Ukrainy bez wolnej Polski, nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”. Ukraińscy i polscy politycy oraz społeczności po obu stronach granicy muszą zdać sobie z tego sprawę

Inni odchodzą, my zostajemy

Zarazem Dom Ukraiński w Przemyślu zawsze był miejscem wsparcia dla Ukraińców, nie tylko tych w Polsce. Zwłaszcza po wybuchu wojny na pełną skalę.

Tak, zawsze byliśmy po stronie Ukrainy we wszystkich próbach, przez które przechodziła. Kiedy był Euromajdan, a później Rewolucja Godności, Ukraińcy w Polsce i Polacy zbierali pomoc humanitarną. Kiedy Ukraina, kierowana przez ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza, zakazała importu artykułów humanitarnych, dzieliliśmy je na małe partie, wwozililiśmy do Ukrainy pojedynczymi samochodami i rozwoziliśmy po kraju.

Przed wojną zebraliśmy się, by pomyśleć, w jaki sposób Dom Ukraiński w Przemyślu może pomóc Ukraińcom. Opracowaliśmy plan pomocy. Wolontariusze, którzy na dworcu kolejowym w Przemyślu pomagali ukraińskim uchodźcom dostać się do właściwego pociągu, autobusu czy udzielali informacji, byli ukraińskimi i polskimi wolontariuszami z naszego Domu.

Byliśmy dobrze przygotowani, mieliśmy opracowane precyzyjne protokoły udzielania pomocy.

Sala teatralna, w której występowali ukraińscy i polscy twórcy – Sołomija Kruszelnicka, Łesia Kurbas, Oksana Zabużko, Olga Tokarczuk, Andrzej Stasiuk – została przekształcona w tymczasowy hostel z 24 łóżkami

Potem dostawialiśmy kolejne łóżka: 50, 80... W sumie w ciągu sześciu miesięcy przyjęliśmy około 5000 osób, zapewniając im zakwaterowanie i wyżywienie.

Sala teatralna przekształcona w schronisko dla uchodźców, 2022 r. Zdjęcie: Adam Jaremko

Dom Ukraiński w Przemyślu zorganizował ponad 1000 dni dyżurów wolontariuszy na dworcu kolejowym. Nasi wolontariusze pomagali kobietom z dziećmi nosić walizki, zajmowali się logistyką. Przygotowywaliśmy pakiety niezbędnych informacji, które można było przekazywać uchodźcom w 100 sekund – także te, które pomagały unikać oszustów i złodziei. Pracowaliśmy również w pokoju dla matek z dziećmi.

Za tym wszystkim stał zespół Związku Ukraińców w Polsce – polscy i ukraińscy wolontariusze, którzy byli gotowi do pracy w dni powszednie i święta

Dzięki wsparciu sponsorów udało nam się wyremontować część budynku, w którym obecnie działa schronisko dla uchodźców. To dom dla osób, które potrzebują tymczasowego schronienia, by odetchnąć i zdecydować, dokąd dalej pójść. Otwarto również schronisko dla osób niepełnosprawnych, przewidziane do krótkoterminowego zakwaterowania – od dwóch do trzech miesięcy. Trafiający tu ludzie borykali się z trudnościami już przed wojną, a teraz potrzebują dodatkowego czasu na dostosowanie się i powrót do zdrowia.

Naszym celem było pomóc tym ludziom zaplanować przyszłość: znaleźć pracę, szkołę dla dzieci, kursy językowe. Fakt, że po dwóch lub trzech miesiącach mogą już sobie sami poradzić, że odzyskali kontrolę nad swoim życiem, jest dla nas największą nagrodą.

Dzięki różnym programom grantowym mogliśmy np. organizować wizyty lekarskie w schronisku i pomoc psychologiczną. Teraz ze względu na zawieszenie wsparcia z USAID [Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego, likwidowana obecnie przez administrację Donalda Trumpa – red.] niektóre programy, w tym pomoc psychologiczna, musiały zostać ograniczone. Szukamy sposobów, by czymś to zastąpić, ponieważ społeczność ukraińska w Polsce jest zajęta zbieraniem funduszy głównie dla frontu. Wiele organizacji wycofuje się z pomocy, choć zapotrzebowanie na nią nie zniknęło. Nasza organizacja nadal pomaga Ukraińcom w wielu sprawach: tłumaczeniach, organizacji pogrzebów, wsparciu kobiet, które mają urodzić dziecko.

Mamy więcej pracy, bo gdy inni odchodzą, my zostajemy – jako jedni z nielicznych
Przez ponad 1000 dni inwazji wolontariusze z Domu Ukraińskiego byli osobami pierwszego kontaktu dla Ukraińców przyjeżdżających na dworzec kolejowy w Przemyślu. Zdjęcie: Adam Jaremko

Coraz częściej pojawiają się opinie, że część uchodźców wojennych może pozostać w Polsce na zawsze. Jaka powinna być polityka Polski w zakresie integracji Ukraińców?

Państwo nie powinno wykluczać z tego procesu organizacji pozarządowych, które mają wieloletnie doświadczenie w pracy integracyjnej. Odkąd Dom Ukraiński w Przemyślu wznowił swoją działalność, zorganizowaliśmy dziesiątki polsko-ukraińskich wydarzeń. U nas jest miejsce dla wszystkich mieszkańców Przemyśla, nie tylko Ukraińców.

Nie budujemy muru wokół naszej społeczności, ale otwieramy drzwi. Tylko dzięki stałym kontaktom osobistym i otwartej przestrzeni kulturalnej możemy zbudować prawdziwy most porozumienia. To właśnie takie inicjatywy jak nasza udowadniają, że integracja nie jest asymilacją, ale współistnieniem, w którym każdy zachowuje swoją tożsamość, stając się częścią czegoś większego.

Zdjęcia: archiwum Domu Ukraińskiego w Przemyślu

9
хв

Ihor Horków: – Nie budujemy muru. Otwieramy drzwi

Halyna Halymonyk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
8
хв

Natalia Dunajska: – Dajemy ludziom marzenia

Ексклюзив
6
хв

Mąż walczy, a żona szyje mundury

Ексклюзив
5
хв

2024: najlepsze seriale z silnymi kobietami

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress