Exclusive
20
min

Białoruskie cierpienie

Białoruś pozostaje jednym z najbardziej problematycznych punktów na politycznej mapie Europy. A oficjalny Kijów nie wykazał się jeszcze głębokim zrozumieniem ważnych procesów

Jewhen Magda

Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Kraj, który w swojej najnowszej historii miał tylko jednego prezydenta, jest ostoją autorytaryzmu w Europie. Przeciwnicy samozwańczego prezydenta Aleksandra Łukaszenki są albo więzieni w swojej ojczyźnie, albo przebywają na wygnaniu.

Nie Baćka, ale geopolityczny robotnik na dniówkę

Aleksander Łukaszenka jest europejskim rekordzistą pod względem czasu sprawowania władzy: rządzi Białorusią już od ponad 29 lat. Wybrany w 1994 r. - w tym samym czasie co jego ukraiński odpowiednik Leonid Kuczma (wizerunek "człowieka ludu", działacza antykorupcyjnego i bojownika o odbudowę Związku Radzieckiego był wówczas popularny) - szybko zbudował system osobistej władzy w formacie republiki superprezydenckiej.

Przeciwnicy polityczni nagle zniknęli, znaczenie parlamentu było niwelowane - aż do jego wymuszonego rozwiązania. A mediacja Moskwy w dialogu z przeciwnikami politycznymi białoruskiego prezydenta przerodziła się w poparcie dla Łukaszenki. Ten ostatni w latach 90. marzył o zastąpieniu na Kremlu schorowanego i biernego Borysa Jelcyna, dlatego pod koniec lat 90. promował ideę państwa związkowego. Jednak pojawienie się energicznego podpułkownika FSB Putina zniweczyło te plany. Wpływy Łukaszenki ograniczyły się do Białorusi, gdzie osiągnęły maksimum. Aparat policyjny białoruskich władz działa, lecz od ponad 20 lat Łukaszenka żywi niechęć do Putina, do której boi się przyznać nawet przed samym sobą.

Aleksander Łukaszenka i Władimir Putin. Fot: Tatyana Zenkovich/AP/East News

"Baćka" to nie popularny pseudonim Łukaszenki, ale produkt białoruskiej propagandy, a właściwie element wsparcia informacyjnego dla superprezydenckich uprawnień stałego przywódcy Białorusi. Pragnę zauważyć, że kampania prezydencka w 2020 r. okazała się punktem zwrotnym dla kraju, natomiast wyniki głosowania zostały tak rażąco sfałszowane (Łukaszence przypisano 90% poparcia), że wywołały masowy protest Białorusinów. Ludzie wyszli na ulice Mińska i innych miast pod biało-czerwono-białymi flagami narodowymi (oficjalne symbole Białorusi to nieco zmodernizowana wersja symboli BSRR; kraj nie został zdekomunizowany, a językami urzędowymi są białoruski i rosyjski, co doprowadziło do dominacji rosyjskiego w większości dziedzin życia). Władze brutalnie stłumiły protesty, a protestującym nie udało się wykorzystać ukraińskich doświadczeń rewolucyjnych i "omajdanizować" Białorusi.

Jednak nie wszyscy przeciwnicy Łukaszenki opuścili kraj po 2020 roku. Nie więcej niż dziesięć procent obywateli kraju znalazło się poza granicami Białorusi. I nie wszyscy oni są zwolennikami białoruskich sił demokratycznych (przeciwnicy Łukaszenki proszą, aby nie nazywać ich "opozycją").

Po 2020 r. Łukaszenka tylko pozornie wzmocnił swoją pozycję; w rzeczywistości stał się znacznie bardziej zależny od Kremla. Wymuszone lądowanie w Mińsku w maju 2021 r. odrzutowca pasażerskiego RyanAir, na pokładzie którego młody lider opozycji Roman Protasiewicz wracał z Aten do Wilna ze swoją dziewczyną, zniszczyło resztki zaufania do Łukaszenki wśród europejskich polityków i zamknęło białoruską przestrzeń powietrzną dla europejskich linii lotniczych. Jesienią tego samego roku na granicy Białorusi z Polską i Litwą wybuchł kryzys migracyjny. Politycy ze Starego Świata powoli zaczęli postrzegać Putina jako inicjatora tego dramatu granicznego na dużą skalę z udziałem tysięcy ludzi z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu - chociaż kryzys migracyjny, jak się później okazało, był jedynie przykrywką dla rozmieszczenia rosyjskich wojsk na Białorusi w przededniu inwazji na Ukrainę.

Łukaszenka stracił możliwość prowadzenia dialogu z Zachodem.

Jeśli chodzi o Ukrainę, sytuacja jest bardziej interesująca: nieuznanie Łukaszenki za prawowitego prezydenta nie przeszkodziło Białorusi w osiągnięciu nadwyżki handlowej z Ukrainą w wysokości 3 miliardów dolarów w 2021 roku.

Na początku lutego 2022 r. w wywiadzie dla telewizyjnego rosyjskiego propagandysty Władimira Sołowjowa Łukaszenka wyraził przekonanie, że Ukraina szybko się podda i "stanie się nasza". 24 lutego wojska rosyjskie rozpoczęły inwazję z terytorium Białorusi, której celem było zajęcie Kijowa. Chociaż białoruskie wojsko nie było bezpośrednio zaangażowane w inwazję, kraj ten stał się niezawodnym zapleczem agresora - logistycznym, szpitalnym i naprawczym.

Z terytorium Białorusi wystrzelono na Ukrainę kilkaset pocisków rakietowych różnych klas, ale ostrzał ustał jesienią 2022 roku. "Państwowy geopolityk" Łukaszenki został ostrzeżony z Kijowa o konsekwencjach statusu współagresora we współczesnym świecie, a ostrzeżenie poparto listą obiektów, które są atakowane. Nawiasem mówiąc, ambasador Ukrainy na Białorusi Ihor Kyzym został odwołany w lipcu, a jego białoruski odpowiednik Ihor Sokół został zwolniony w listopadzie, chociaż stosunki dyplomatyczne między Białorusią a Ukrainą nie zostały jeszcze zerwane.

Jednak publiczne poparcie Łukaszenki dla Putina nie zniknęło, a samozwańczy prezydent Białorusi przypomina geopolitycznego lokaja Kremla.

Jednak na początku grudnia Łukaszenka szybko pospieszył do Chin, "na dywanik" do Xi Jinpinga, który dość uważnie przygląda się wszystkiemu, co dzieje się w przestrzeni poradzieckiej. Warto również przypomnieć, że Łukaszenka, korzystając ze zmiany władzy w Polsce, próbuje wznowić dialog z Warszawą - tak jakby działacz polonijny i dziennikarz Andrzej Poczobut nie siedział za kratkami na Białorusi pod sfingowanymi zarzutami.

Nieznany sąsiad

Po rozpadzie Związku Radzieckiego, podpisanym przez przywódców Rosji, Ukrainy i Białorusi w Wiskulach w Puszczy Białowieskiej 8 grudnia 1991 r., Kijowowi i Mińskowi nie udało się pozbyć statusu "mniejszych braci" Moskwy, który istniał od XIX wieku.

Postkolonialna mentalność białoruskiego i ukraińskiego establishmentu uniemożliwiała im nawiązanie dialogu bezpośrednio, z pominięciem rosyjskiego "pośrednika". Taka sytuacja trwała do 2014 r., kiedy Rosja zajęła Krym. Ostateczne załamanie nastąpiło po 24 lutego 2022 r., gdy przeciwnicy Łukaszenki zdali sobie sprawę, że w Ukrainie lepiej mówić źle po białorusku niż dobrze po rosyjsku.

Brak informacji o sytuacji na Białorusi doprowadził do zauważalnego zniekształcenia oglądu sytuacji w tym kraju wśród ukraińskich sąsiadów. Podczas gdy współudział Białorusi w rosyjskiej agresji ma zrozumiały wpływ na ukraińską optykę, ukraińska polityka informacyjna państwa w niewielkim stopniu promuje porozumienie z przeciwnikami Łukaszenki.

Przypomnę, że głównym przeciwnikiem Łukaszenki na Zachodzie jest Switłana Cichanouska, jego rywalka w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Nazywa siebie prezydentem-elektem (wybraną głową państwa) i jest aktywna w sprawach międzynarodowych. Oprócz Biura Switłany Cichanouskiej, które wspiera jej działalność polityczną, w sierpniu 2021 r. utworzono również wspólny gabinet tymczasowy, prototyp władzy wykonawczej.

Switłana Cichanouska przemawia podczas ceremonii wręczenia Nagrody Sacharowa w Parlamencie Europejskim w Brukseli, 16 grudnia 2020 r. Zdjęcie: Shutterstock

Jeszcze podczas masowych protestów w 2020 r. powołano Radę Koordynacyjną ds. Przekazania Władzy, protoparlament sił demokratycznych. Na początku 2023 r. uformował się jej drugi skład, którego przewodniczącym został Andrij Jegorow. Kolejny skład ma zostać wybrany w przyszłym roku.

Dzisiejsza Białoruś przedstawia sobą obraz pełen sprzeczności. Z jednej strony przeciwnicy Łukaszenki (o czym nie należy zapominać) są albo w więzieniu w swojej ojczyźnie (bankier i kandydat na prezydenta Wiktar Babaryka, aktywistka Maryja Kolesnikowa, laureat Nagrody Nobla Aleś Bialacki itp.), albo na wygnaniu (Switłana Cichanouska i dziesiątki innych). Nawiasem mówiąc, siły demokratyczne powielają model republiki superprezydenckiej, który istnieje na Białorusi. Z drugiej strony białoruski kompleks wojskowo-przemysłowy działa wyłącznie w interesie Rosji, która w podzięce hojnie obdarowuje Białoruś pieniędzmi. W rezultacie poziom dobrobytu obywateli Białorusi w 2023 r. był najwyższy we wszystkich latach niepodległości.

25 lutego 2024 r. na Białorusi odbędą się jednodniowe wybory: wyłonionych zostanie 110 członków Izby Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego i rad lokalnych. Już teraz możemy powiedzieć, że nie znajdą się wśród nich przedstawiciele sił opozycyjnych, a obywatele Białorusi mieszkający za granicą nie będą mogli głosować. Latem przyszłego roku Łukaszenka może świętować 30 lat u steru Białorusi, zaś w 2025 roku może wystartować (czytaj: zostać ponownie wybrany) w kolejnych wyborach prezydenckich, które nie będą miały nic wspólnego z demokracją.

Jednak nawet hipotetyczna nieobecność Łukaszenki na liście wyborczej nie oznaczałaby, że ludzie Białorusini mogliby wybrać polityka, który wprowadziłby kraj do UE i NATO. O wiele bardziej prawdopodobne jest, że kraj ten pozostanie rosyjskim satelitą.

"Droga do wolności" poprzez próbę konsolidacji

Pod koniec listopada w Kijowie odbyła się konferencja "Droga do wolności" zorganizowana przez Pułk "Kastusia" Kalinowskiego (PKK). Ta jednostka Sił Zbrojnych Ukrainy (SZU) została sformowana na początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę, chociaż białoruska grupa taktyczna była częścią ukraińskich sił zbrojnych od 2015 roku. PKK jest najbardziej znaną medialnie, choć niejedyną białoruską jednostką w SZU. Łączna liczba obywateli Białorusi w szeregach obrońców Ukrainy wynosi kilkaset osób. Podczas konferencji "Droga do wolności" uczczono pamięć czterdziestu białoruskich ochotników, którzy oddali życie za Ukrainę. Kwestia odszkodowań dla rodzin poległych ochotników pozostaje nierozwiązana.

"Kalinowcy" wykonali dobry ruch, organizując konferencję w przeddzień dwóch podróży Switłany Cichanouskiej: do USA, by wziąć udział w pierwszym dialogu strategicznym USA - Białoruś, i do Brukseli, by przemówić do ministrów spraw zagranicznych krajów UE.

Ochotnicy z pułku "Kastusia" Kalinowskiego wzięli udział w walkach pod Bachmutem, gdzie zdobyli czołgi i transportery opancerzone wroga. Zdjęcie: @legionoffreedom

W rzeczywistości pod koniec listopada Kijów rozpoczął strategiczny dialog z białoruskimi siłami demokratycznymi. Chociaż "Kalinowcom" nie udało się skonsolidować przeciwników Łukaszenki, zdobyli poparcie niektórych ukraińskich władz. Jednak oficjalny Kijów nie wykazał się jeszcze głębokim zrozumieniem procesów zachodzących w białoruskim społeczeństwie.

Po tym jak nie udało się zebrać podpisów innych przedstawicieli białoruskich sił demokratycznych pod memorandum w sprawie utworzenia platformy konsultacyjnej "Droga do wolności", grupa Kalinowskiego ogłosiła utworzenie tymczasowego komitetu wojskowego, który miał zająć się rozbudową organizacji wojskowej Białorusi. Oczywiście prezentacja nowego umundurowania przyszłej białoruskiej armii, która odbyła się w Kijowie podczas konferencji, również była z tym związana. Musimy jednak zrozumieć, że jeśli proces dialogu między różnymi ośrodkami wpływu białoruskich sił demokratycznych nie rozpocznie się przed świętami Bożego Narodzenia, będzie musiał rozpocząć się od nowa w 2024 roku.

Krótkie sugestie

Tym, którzy nie zrezygnowali z czytania o sytuacji w białoruskich siłach demokratycznych, przedstawię najważniejsze stanowiska z ukraińskiej agendy na temat rozwoju stosunków dwustronnych:

- Mamy przed sobą 1000 kroków podróży, aby lepiej się zrozumieć. Proces zrozumienia już się rozpoczął, ale jego tempo pozostaje powolne;

- Wskazane jest uznanie istnienia trójkąta "oficjalny Kijów - oficjalny Mińsk - białoruskie siły demokratyczne" za rzeczywistość i budowanie relacji w oparciu o tę konstrukcję;

- Kwestia więźniów politycznych pozostaje drażliwa dla białoruskich sił demokratycznych, coraz bardziej przypominając pułapkę na przeciwników Łukaszenki. O wiele bardziej właściwe jest dla nich sformułowanie "wyjątkowej oferty" dla "trybików reżimu", by spróbować podważyć reżim od wewnątrz;

- Siła aparatu policyjnego na Białorusi i lojalność aparatu państwowego wobec Łukaszenki są znaczące, co jest typowe dla reżimów autorytarnych - lecz nie należy tego faktu idealizować;

- Białoruś nie powinna znajdować się poza Trójkątem Lubelskim (Litwa-Polska-Ukraina), ale w centrum skoordynowanej polityki państw, z którymi graniczy.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Jewhen Magda to ukraiński politolog, historyk, dziennikarz, dyrektor Instytutu Polityki Światowej. Autor książek „Wojna hybrydowa. Przetrwaj i wygraj” oraz „Agresja hybrydowa Rosji: lekcje dla Europy”. Znalazł się w pierwszej dziesiątce ekspertów politycznych i analityków Ukrainy w rankingu edycji „Komentari” w 2020 roku.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz
Trump podczas spotkania z Meloni w Gabinecie Owalnym. Waszyngton, 17 kwietnia 2025 r. Zdjęcie: Alex Brandon/Associated Press/East News

Na oficjalnych zdjęciach z włoską premierką prezydent USA jest uśmiechnięty i nie ukrywa, że darzy Meloni szczególną sympatią. Złośliwi podejrzewają nawet, że się w niej podkochuje – i to dlatego jego stosunek do Meloni jest znacznie lepszy niż do Emmanuela Macrona, Keira Starmera i Olafa Scholza, którym nie szczędził krytyki w serwisie X.

W rzeczywistości Meloni ma do wykonania aż dwie misje. O pierwszej świat dowiedział się po słynnym skandalu z udziałem Trumpa, J. D. Vance’a i Wołodymyra Zełenskiego w Gabinecie Owalnym. Następnego dnia włoska premierka spotkała się z ukraińskim przywódcą w Londynie, gdzie wezwała go do unikania napięć ze Stanami Zjednoczonymi i udzieliła kilku cennych rad.

– Uważam, że bardzo ważne jest, abyśmy unikali ryzyka rozłamu Zachodu. Myślę też, że w tej kwestii Wielka Brytania i Włochy mogą odegrać ważną rolę w budowaniu mostów – powiedziała wówczas.

Wskutek wsparcia tych dwóch państw Stany Zjednoczone wznowiły wymianę danych wywiadowczych i wyraziły zgodę na dalsze dostawy broni dla Ukrainy

Meloni wysoko oceniła spotkanie Trumpa i Zełenskiego, które odbyło się podczas pogrzebu papieża. Podczas rozmowy w bazylice św. Piotra obaj przywódcy już się nie kłócili, lecz spokojnie wymienili uwagi na temat ram planu pokojowego. W poście na oficjalnym koncie partii Meloni, Braci Włochów, nawiązano do działań dyplomatycznych włoskiej przywódczyni, które były „starannie i dyskretnie zaplanowane, bez dążenia do bycia w centrum uwagi, nawet gdy na Rzym, stolicę chrześcijaństwa, były skierowane oczy całego świata”.

Spotkanie Zełenskiego z Meloni w Rzymie. Zdjęcie: OPU

Premierka Włoch odbyła też w Watykanie rozmowę z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Unia Europejska ma nadzieję, że Meloni może skłonić amerykańskiego prezydenta do zawarcia nowej umowy handlowej i ponownego przeglądu ceł, by Europejczycy mogli uniknąć wojny handlowej z USA. Meloni wzięła na siebie misję posłańca Europy, zwłaszcza że amerykański przywódca unika rozmów telefonicznych z przewodniczącą KE.

Unia Europejska ma trzy miesiące na to, by przekonać Trumpa do niewprowadzania 20-procentowych ceł na unijny eksport do USA. Obecnie produkty unijne są opodatkowane podstawową stawką 10 procent, a 25-procentowymi cłami na stal, aluminium i samochody.

Dla samej Meloni sytuacja ta oznacza wzmocnienie jej pozycji w Unii Europejskiej

W grudniu ubiegłego roku „Politico” nazwało włoską premierkę gwiazdą europejskiej polityki. Napisano nawet wprost, że liderka Braci Włochów w ciągu kilku lat „przeobraziła się z marginalnej postaci politycznej w jedną z kluczowych figur na europejskiej i światowej arenie”.

Premierka Włoch została uznana przez „Politico” za najbardziej wpływową osobę w Europie w 2025 roku. Zdjęcie: IPA/ABACA/Abaca/East News

„Dzisiaj jeśli chcesz rozmawiać z Europą, to telefon do Giorgii Meloni jest oczywistym wyborem. Nawet takie postaci jak Elon Musk, najbogatszy człowiek świata i doradca nowo wybranego prezydenta USA Donalda Trumpa, zwracają się do włoskiej premierki w celu omówienia kwestii strategicznych” – napisał wspomniany opiniotwórczy serwis.

Co takiego jest w Meloni? Przed jej zwycięstwem w wyborach w 2022 roku twarzą włoskiej prawicy był Silvio Berlusconi – znany ze skandalicznych imprez magnat medialny, lubiący oszukiwać na podatkach, a przy tym przyjaciel Putina

Partia Meloni pojawiła się na scenie politycznej, gdy ekscesy tego kontrowersyjnego miliardera zaczęły wywierać destrukcyjny wpływ na życie polityczne we Włoszech.

Bracia Włosi stali się zdrową alternatywą, która przekonała wyborców, że prawica jest zdolna zajmować się pracą na rzecz państwa, a nie tylko taplać się w basenach z gwiazdami telewizji i hostessami. Z czasem Meloni, ideowo ultranacjonalistyczna i radykalna, zdołała zaprezentować się światu jako polityczka, z którą gotowi są współpracować zarówno w Brukseli, jak w Waszyngtonie.

Meloni jest też jedną z nielicznych osób w Europie, które mogą jak równa z równym dyskutować Emmanuelem Macronem, twardo spierając się z nim o politykę fiskalną, społeczną i kryzys migracyjny
Macron i Meloni podczas szczytu „koalicji chętnych” w Paryżu. 27 marca 2025 r. Zdjęcie: LUDOVIC MARIN/AFP/East News

Zachodni analitycy twierdzą, że sukces w stosunkach z Trumpem Meloni zawdzięcza nie tylko urodzie i wyrafinowanemu stylowi. Potrafi bowiem znaleźć równowagę między radykalnymi ideami swojej partii a pragmatyczną współpracą z międzynarodowymi partnerami. Jej przywództwo zapowiada nową erę zmian w polityce europejskiej, w której liberalne podejście ustępuje miejsca nowym twarzom silnie skupionym na kwestiach narodowych. Można również z całą pewnością stwierdzić, że Giorgia Meloni, Kaja Kallas i Ursula von der Leyen to zespół na trudne czasy, który będzie sprzątał europejską stajnię Augiasza, pozostawioną przez mężczyzn chcących przyjaźnić się z Putinem.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Ulubienica Trumpa. Jak Giorgia Meloni stała się arbitrem między Waszyngtonem, Brukselą i Kijowem

Marina Daniluk-Jarmolajewa
Donald Trump, Kamalv Harris, Times Square, Nowy Jork

Kiedy rozmawiałam z ludźmi w Polsce o tym, które imperium wybraliby, gdyby ich kraj był w potrzebie, odpowiedź zawsze brzmiała: „Amerykę”. Teraz wydaje się, że to się zmienia.

Myślę, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak źle było w Ameryce przed Trumpem. Jeśli już, to uważam Trumpa za osobę po prostu otwarcie mówiącą o rzeczach, które amerykański rząd robił przez wieki. W żadnym wypadku nie twierdzę, że to, co Trump robi, jest w porządku – ale on jest w tym szczery. W końcu administracja Bidena deportowała średnio 57 000 osób miesięcznie, podczas gdy administracja Trumpa odesłała w zeszłym miesiącu 37 660 osób, a mimo to nigdy nie słyszeliśmy o planach Bidena dotyczących deportacji. Chwalimy liberałów za ich zaangażowanie na rzecz praw człowieka, ale co tak naprawdę osiągnęli? Nie chronią praw kobiet, pozwalają na ludobójstwo Palestyńczyków, aresztują studentów za udział w protestach, umożliwiają Rosji kontynuowanie jej zbrodni i ograniczają naszą wolność słowa.

I mimo to oczekuje się, że będziemy na nich głosować, bo są „mniejszym złem”? Wciąż słyszę, że odpowiedzialność za naszą przyszłość „spoczywa w rękach młodych ludzi”, ponieważ to starsze pokolenie spowodowało cały ten bałagan. Oczekuje się ode mnie, że będę protestować, głosować, organizować się – podczas gdy jestem od tego wszystkiego odcinana. Jaką demokracją była Ameryka, skoro mamy wybór tylko między dwoma złami, a oba są wspierane przez te same potężne interesy?

Myślę, że patrząc na Amerykę musimy zadać sobie pytanie: „Dla kogo ona kiedykolwiek była dobra?” To zawsze był kraj dobry dla białego Amerykanina, a teraz jest dla niego prawdopodobnie jeszcze lepszy. Jednak czy kiedykolwiek to był dobry kraj dla kobiet? Czy kiedykolwiek ten kraj był dobry dla ludzi o innym kolorze skóry niż biały? Myślę, że zapominamy o tym, idealizując Amerykę.

To nigdy nie był wielki kraj i nigdy nie będzie „znowu wielki”, chyba że przeszłością, do której się odnosimy, jest to kolonialne, rasistowskie imperium, które Trump chce przywrócić

Patrząc na „amerykański sen” z perspektywy postkomunistycznego kraju w Europie Wschodniej można dość łatwo go idealizować. Niemniej zawsze staram się przypominać ludziom z Europy Wschodniej, że społeczeństwo, bezpieczeństwo, edukacja i opieka zdrowotna, które mamy tutaj, są milion razy cenniejsze niż wyidealizowana wersja tego, jak mogłoby wyglądać ich życie w kapitalistycznej utopii Ameryki.

Niedawno odwiedziłam Nowy Jork. Chociaż jest to jedno z najdroższych miast w USA, wzrost cen, do którego doszło w ciągu ostatniego roku, zszokował mnie. Słyszałam od znajomych, że nie stać ich na czynsz, bo został podniesiony o 25%. Niektórzy z nich nie byli w stanie znaleźć pracy od zeszłego lata – a mówiąc o pracy mam na myśli jakąkolwiek pracę, w tym w kawiarni lub sklepie spożywczym. A to są ludzie, którzy ukończyli prestiżowe uniwersytety, jak Columbia czy Uniwersytet Nowojorski.

William Edwards i Kimberly Cambron biorą ślub w Walentynki na Times Square w Nowym Jorku 14 lutego 2025 roku. Zdjęcie: Kena Betancur/AFP

Ceny żywności wciąż rosną. W zeszłym roku za artykuły spożywcze, które wystarczały mi na około 10 dni, płaciłam około 120 dolarów. Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku ostatnio, ta kwota się podwoiła. Oczywiste jest, że Trump chce załamania gospodarki, by na wszystko było stać 1% społeczeństwa – ale co dalej?

Czy ci wszyscy ludzie, których nie stać na nic, mają trafić do aresztu i stać się kolejną grupą świadczącą niewolniczą pracę na rzecz amerykańskiego supermocarstwa? Taki jest plan Trumpa?

Bezdomność w Ameryce to kolejna rzecz, którą zauważyłam dopiero po roku mojej nieobecności tam. Ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że Amerykanie są na nią jeszcze bardziej obojętni niż wcześniej. Wzrost liczby ludzi biorących narkotyki na ulicach jest przerażający, a epidemia fentanylu szybko zmienia kolejne miasta w „miasta zombie”. To był poważny problem już w czasie pandemii, lecz teraz jest jeszcze poważniejszy. Coraz więcej osób nie stać na opłacenie czynszu – i coraz więcej z nich ląduje na ulicy. Chociaż widok narkotyzujących się ludzi budzi u mnie strach, jeszcze silniejsza jest we mnie złość. Dlaczego nikt im nie pomaga? Jak Amerykanie mogą być tak nieczuli, patrząc na ludzi umierających codziennie na ulicach?

Teraz Trump chce zdelegalizować bycie bezdomnym. Wykorzysta tych, których nie da się zamknąć w kapitalistycznym systemie, jako kolejną siłę niewolniczej pracy w amerykańskich więzieniach.

Bezdomni jedzą lunch w Święto Dziękczynienia, przygotowany przez organizację non-profit Midnight Mission dla prawie 2000 osób w dzielnicy Skid Row w centrum Los Angeles, 25 listopada 2021 r. Zdjęcie: Apu GOMES/AFP

Ameryka powoli się rozpada, jak każde imperium, tyle że jej problemy nie pojawiły się z dnia na dzień. Narastały od dawna – problemy systemowe, które zostały przegapione lub zlekceważone przez obywateli. Pęknięcia w fundamentach istniały od lat w kraju, którego rdzeń oparto na ludobójstwie i niewolnictwie, tyle że teraz nie można ich już zignorować.

Jak więc obywatele tego kraju mogą nadal odwracać wzrok i nie podejmować działań? Bo łatwiej im siedzieć w domu, rozpraszając się rozrywką, mediami społecznościowymi lub codziennymi obowiązkami, niż konfrontować się z trudnymi realiami tego, co dzieje się wokół. Ze smutkiem uświadamiam sobie, że powaga sytuacji dociera do wielu Amerykanów dopiero wtedy, gdy ucierpi ich własność. Dopiero gdy zagrożony jest ich dobytek, poczucie bezpieczeństwa czy codzienne życie, zaczynają rozumieć, że zmiana nie nastąpi poprzez bierne obserwowanie albo czekanie. Pilna potrzeba wyjścia na ulice, domagania się działań, staje się jasna dopiero wtedy, gdy osobiście odczuwa się skutki bezczynności. Ale z historii wiemy, że wtedy jest już za późno.

„Najpierw przyszli po socjalistów, ale ja milczałem, bo nie byłem socjalistą.

Potem przyszli po związkowców i znów nie protestowałem, bo nie należałem do związków zawodowych.

Potem przyszła kolej na Żydów i znowu nie protestowałem, bo nie byłem Żydem.

Wreszcie przyszli po mnie i nie było już nikogo, kto wstawiłby się za mną”.

Martin Niemöller

20
хв

Upadek Ameryki, jaką znamy

Melania Krych

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Skąd się wzięła wędzona gruszka, czyli Jewhen w krainie przysmaków

Ексклюзив
20
хв

Dwóch na jednego. Dlaczego Trump, Vance i Zełenski wybuchli?

Ексклюзив
20
хв

Oscar, Cannes, BAFTA: 10 sukcesów ukraińskiego kina w 2024 roku

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress