Exclusive
20
min

Białoruskie cierpienie

Białoruś pozostaje jednym z najbardziej problematycznych punktów na politycznej mapie Europy. A oficjalny Kijów nie wykazał się jeszcze głębokim zrozumieniem ważnych procesów

Jewhen Magda

Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Kraj, który w swojej najnowszej historii miał tylko jednego prezydenta, jest ostoją autorytaryzmu w Europie. Przeciwnicy samozwańczego prezydenta Aleksandra Łukaszenki są albo więzieni w swojej ojczyźnie, albo przebywają na wygnaniu.

Nie Baćka, ale geopolityczny robotnik na dniówkę

Aleksander Łukaszenka jest europejskim rekordzistą pod względem czasu sprawowania władzy: rządzi Białorusią już od ponad 29 lat. Wybrany w 1994 r. - w tym samym czasie co jego ukraiński odpowiednik Leonid Kuczma (wizerunek "człowieka ludu", działacza antykorupcyjnego i bojownika o odbudowę Związku Radzieckiego był wówczas popularny) - szybko zbudował system osobistej władzy w formacie republiki superprezydenckiej.

Przeciwnicy polityczni nagle zniknęli, znaczenie parlamentu było niwelowane - aż do jego wymuszonego rozwiązania. A mediacja Moskwy w dialogu z przeciwnikami politycznymi białoruskiego prezydenta przerodziła się w poparcie dla Łukaszenki. Ten ostatni w latach 90. marzył o zastąpieniu na Kremlu schorowanego i biernego Borysa Jelcyna, dlatego pod koniec lat 90. promował ideę państwa związkowego. Jednak pojawienie się energicznego podpułkownika FSB Putina zniweczyło te plany. Wpływy Łukaszenki ograniczyły się do Białorusi, gdzie osiągnęły maksimum. Aparat policyjny białoruskich władz działa, lecz od ponad 20 lat Łukaszenka żywi niechęć do Putina, do której boi się przyznać nawet przed samym sobą.

Aleksander Łukaszenka i Władimir Putin. Fot: Tatyana Zenkovich/AP/East News

"Baćka" to nie popularny pseudonim Łukaszenki, ale produkt białoruskiej propagandy, a właściwie element wsparcia informacyjnego dla superprezydenckich uprawnień stałego przywódcy Białorusi. Pragnę zauważyć, że kampania prezydencka w 2020 r. okazała się punktem zwrotnym dla kraju, natomiast wyniki głosowania zostały tak rażąco sfałszowane (Łukaszence przypisano 90% poparcia), że wywołały masowy protest Białorusinów. Ludzie wyszli na ulice Mińska i innych miast pod biało-czerwono-białymi flagami narodowymi (oficjalne symbole Białorusi to nieco zmodernizowana wersja symboli BSRR; kraj nie został zdekomunizowany, a językami urzędowymi są białoruski i rosyjski, co doprowadziło do dominacji rosyjskiego w większości dziedzin życia). Władze brutalnie stłumiły protesty, a protestującym nie udało się wykorzystać ukraińskich doświadczeń rewolucyjnych i "omajdanizować" Białorusi.

Jednak nie wszyscy przeciwnicy Łukaszenki opuścili kraj po 2020 roku. Nie więcej niż dziesięć procent obywateli kraju znalazło się poza granicami Białorusi. I nie wszyscy oni są zwolennikami białoruskich sił demokratycznych (przeciwnicy Łukaszenki proszą, aby nie nazywać ich "opozycją").

Po 2020 r. Łukaszenka tylko pozornie wzmocnił swoją pozycję; w rzeczywistości stał się znacznie bardziej zależny od Kremla. Wymuszone lądowanie w Mińsku w maju 2021 r. odrzutowca pasażerskiego RyanAir, na pokładzie którego młody lider opozycji Roman Protasiewicz wracał z Aten do Wilna ze swoją dziewczyną, zniszczyło resztki zaufania do Łukaszenki wśród europejskich polityków i zamknęło białoruską przestrzeń powietrzną dla europejskich linii lotniczych. Jesienią tego samego roku na granicy Białorusi z Polską i Litwą wybuchł kryzys migracyjny. Politycy ze Starego Świata powoli zaczęli postrzegać Putina jako inicjatora tego dramatu granicznego na dużą skalę z udziałem tysięcy ludzi z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu - chociaż kryzys migracyjny, jak się później okazało, był jedynie przykrywką dla rozmieszczenia rosyjskich wojsk na Białorusi w przededniu inwazji na Ukrainę.

Łukaszenka stracił możliwość prowadzenia dialogu z Zachodem.

Jeśli chodzi o Ukrainę, sytuacja jest bardziej interesująca: nieuznanie Łukaszenki za prawowitego prezydenta nie przeszkodziło Białorusi w osiągnięciu nadwyżki handlowej z Ukrainą w wysokości 3 miliardów dolarów w 2021 roku.

Na początku lutego 2022 r. w wywiadzie dla telewizyjnego rosyjskiego propagandysty Władimira Sołowjowa Łukaszenka wyraził przekonanie, że Ukraina szybko się podda i "stanie się nasza". 24 lutego wojska rosyjskie rozpoczęły inwazję z terytorium Białorusi, której celem było zajęcie Kijowa. Chociaż białoruskie wojsko nie było bezpośrednio zaangażowane w inwazję, kraj ten stał się niezawodnym zapleczem agresora - logistycznym, szpitalnym i naprawczym.

Z terytorium Białorusi wystrzelono na Ukrainę kilkaset pocisków rakietowych różnych klas, ale ostrzał ustał jesienią 2022 roku. "Państwowy geopolityk" Łukaszenki został ostrzeżony z Kijowa o konsekwencjach statusu współagresora we współczesnym świecie, a ostrzeżenie poparto listą obiektów, które są atakowane. Nawiasem mówiąc, ambasador Ukrainy na Białorusi Ihor Kyzym został odwołany w lipcu, a jego białoruski odpowiednik Ihor Sokół został zwolniony w listopadzie, chociaż stosunki dyplomatyczne między Białorusią a Ukrainą nie zostały jeszcze zerwane.

Jednak publiczne poparcie Łukaszenki dla Putina nie zniknęło, a samozwańczy prezydent Białorusi przypomina geopolitycznego lokaja Kremla.

Jednak na początku grudnia Łukaszenka szybko pospieszył do Chin, "na dywanik" do Xi Jinpinga, który dość uważnie przygląda się wszystkiemu, co dzieje się w przestrzeni poradzieckiej. Warto również przypomnieć, że Łukaszenka, korzystając ze zmiany władzy w Polsce, próbuje wznowić dialog z Warszawą - tak jakby działacz polonijny i dziennikarz Andrzej Poczobut nie siedział za kratkami na Białorusi pod sfingowanymi zarzutami.

Nieznany sąsiad

Po rozpadzie Związku Radzieckiego, podpisanym przez przywódców Rosji, Ukrainy i Białorusi w Wiskulach w Puszczy Białowieskiej 8 grudnia 1991 r., Kijowowi i Mińskowi nie udało się pozbyć statusu "mniejszych braci" Moskwy, który istniał od XIX wieku.

Postkolonialna mentalność białoruskiego i ukraińskiego establishmentu uniemożliwiała im nawiązanie dialogu bezpośrednio, z pominięciem rosyjskiego "pośrednika". Taka sytuacja trwała do 2014 r., kiedy Rosja zajęła Krym. Ostateczne załamanie nastąpiło po 24 lutego 2022 r., gdy przeciwnicy Łukaszenki zdali sobie sprawę, że w Ukrainie lepiej mówić źle po białorusku niż dobrze po rosyjsku.

Brak informacji o sytuacji na Białorusi doprowadził do zauważalnego zniekształcenia oglądu sytuacji w tym kraju wśród ukraińskich sąsiadów. Podczas gdy współudział Białorusi w rosyjskiej agresji ma zrozumiały wpływ na ukraińską optykę, ukraińska polityka informacyjna państwa w niewielkim stopniu promuje porozumienie z przeciwnikami Łukaszenki.

Przypomnę, że głównym przeciwnikiem Łukaszenki na Zachodzie jest Switłana Cichanouska, jego rywalka w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Nazywa siebie prezydentem-elektem (wybraną głową państwa) i jest aktywna w sprawach międzynarodowych. Oprócz Biura Switłany Cichanouskiej, które wspiera jej działalność polityczną, w sierpniu 2021 r. utworzono również wspólny gabinet tymczasowy, prototyp władzy wykonawczej.

Switłana Cichanouska przemawia podczas ceremonii wręczenia Nagrody Sacharowa w Parlamencie Europejskim w Brukseli, 16 grudnia 2020 r. Zdjęcie: Shutterstock

Jeszcze podczas masowych protestów w 2020 r. powołano Radę Koordynacyjną ds. Przekazania Władzy, protoparlament sił demokratycznych. Na początku 2023 r. uformował się jej drugi skład, którego przewodniczącym został Andrij Jegorow. Kolejny skład ma zostać wybrany w przyszłym roku.

Dzisiejsza Białoruś przedstawia sobą obraz pełen sprzeczności. Z jednej strony przeciwnicy Łukaszenki (o czym nie należy zapominać) są albo w więzieniu w swojej ojczyźnie (bankier i kandydat na prezydenta Wiktar Babaryka, aktywistka Maryja Kolesnikowa, laureat Nagrody Nobla Aleś Bialacki itp.), albo na wygnaniu (Switłana Cichanouska i dziesiątki innych). Nawiasem mówiąc, siły demokratyczne powielają model republiki superprezydenckiej, który istnieje na Białorusi. Z drugiej strony białoruski kompleks wojskowo-przemysłowy działa wyłącznie w interesie Rosji, która w podzięce hojnie obdarowuje Białoruś pieniędzmi. W rezultacie poziom dobrobytu obywateli Białorusi w 2023 r. był najwyższy we wszystkich latach niepodległości.

25 lutego 2024 r. na Białorusi odbędą się jednodniowe wybory: wyłonionych zostanie 110 członków Izby Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego i rad lokalnych. Już teraz możemy powiedzieć, że nie znajdą się wśród nich przedstawiciele sił opozycyjnych, a obywatele Białorusi mieszkający za granicą nie będą mogli głosować. Latem przyszłego roku Łukaszenka może świętować 30 lat u steru Białorusi, zaś w 2025 roku może wystartować (czytaj: zostać ponownie wybrany) w kolejnych wyborach prezydenckich, które nie będą miały nic wspólnego z demokracją.

Jednak nawet hipotetyczna nieobecność Łukaszenki na liście wyborczej nie oznaczałaby, że ludzie Białorusini mogliby wybrać polityka, który wprowadziłby kraj do UE i NATO. O wiele bardziej prawdopodobne jest, że kraj ten pozostanie rosyjskim satelitą.

"Droga do wolności" poprzez próbę konsolidacji

Pod koniec listopada w Kijowie odbyła się konferencja "Droga do wolności" zorganizowana przez Pułk "Kastusia" Kalinowskiego (PKK). Ta jednostka Sił Zbrojnych Ukrainy (SZU) została sformowana na początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę, chociaż białoruska grupa taktyczna była częścią ukraińskich sił zbrojnych od 2015 roku. PKK jest najbardziej znaną medialnie, choć niejedyną białoruską jednostką w SZU. Łączna liczba obywateli Białorusi w szeregach obrońców Ukrainy wynosi kilkaset osób. Podczas konferencji "Droga do wolności" uczczono pamięć czterdziestu białoruskich ochotników, którzy oddali życie za Ukrainę. Kwestia odszkodowań dla rodzin poległych ochotników pozostaje nierozwiązana.

"Kalinowcy" wykonali dobry ruch, organizując konferencję w przeddzień dwóch podróży Switłany Cichanouskiej: do USA, by wziąć udział w pierwszym dialogu strategicznym USA - Białoruś, i do Brukseli, by przemówić do ministrów spraw zagranicznych krajów UE.

Ochotnicy z pułku "Kastusia" Kalinowskiego wzięli udział w walkach pod Bachmutem, gdzie zdobyli czołgi i transportery opancerzone wroga. Zdjęcie: @legionoffreedom

W rzeczywistości pod koniec listopada Kijów rozpoczął strategiczny dialog z białoruskimi siłami demokratycznymi. Chociaż "Kalinowcom" nie udało się skonsolidować przeciwników Łukaszenki, zdobyli poparcie niektórych ukraińskich władz. Jednak oficjalny Kijów nie wykazał się jeszcze głębokim zrozumieniem procesów zachodzących w białoruskim społeczeństwie.

Po tym jak nie udało się zebrać podpisów innych przedstawicieli białoruskich sił demokratycznych pod memorandum w sprawie utworzenia platformy konsultacyjnej "Droga do wolności", grupa Kalinowskiego ogłosiła utworzenie tymczasowego komitetu wojskowego, który miał zająć się rozbudową organizacji wojskowej Białorusi. Oczywiście prezentacja nowego umundurowania przyszłej białoruskiej armii, która odbyła się w Kijowie podczas konferencji, również była z tym związana. Musimy jednak zrozumieć, że jeśli proces dialogu między różnymi ośrodkami wpływu białoruskich sił demokratycznych nie rozpocznie się przed świętami Bożego Narodzenia, będzie musiał rozpocząć się od nowa w 2024 roku.

Krótkie sugestie

Tym, którzy nie zrezygnowali z czytania o sytuacji w białoruskich siłach demokratycznych, przedstawię najważniejsze stanowiska z ukraińskiej agendy na temat rozwoju stosunków dwustronnych:

- Mamy przed sobą 1000 kroków podróży, aby lepiej się zrozumieć. Proces zrozumienia już się rozpoczął, ale jego tempo pozostaje powolne;

- Wskazane jest uznanie istnienia trójkąta "oficjalny Kijów - oficjalny Mińsk - białoruskie siły demokratyczne" za rzeczywistość i budowanie relacji w oparciu o tę konstrukcję;

- Kwestia więźniów politycznych pozostaje drażliwa dla białoruskich sił demokratycznych, coraz bardziej przypominając pułapkę na przeciwników Łukaszenki. O wiele bardziej właściwe jest dla nich sformułowanie "wyjątkowej oferty" dla "trybików reżimu", by spróbować podważyć reżim od wewnątrz;

- Siła aparatu policyjnego na Białorusi i lojalność aparatu państwowego wobec Łukaszenki są znaczące, co jest typowe dla reżimów autorytarnych - lecz nie należy tego faktu idealizować;

- Białoruś nie powinna znajdować się poza Trójkątem Lubelskim (Litwa-Polska-Ukraina), ale w centrum skoordynowanej polityki państw, z którymi graniczy.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Jewhen Magda to ukraiński politolog, historyk, dziennikarz, dyrektor Instytutu Polityki Światowej. Autor książek „Wojna hybrydowa. Przetrwaj i wygraj” oraz „Agresja hybrydowa Rosji: lekcje dla Europy”. Znalazł się w pierwszej dziesiątce ekspertów politycznych i analityków Ukrainy w rankingu edycji „Komentari” w 2020 roku.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium 2025 1938

Ale podobieństwa między tamtym momentem a obecnym są głębsze i warto się nad nimi zastanowić. Symetria między Niemcami a Czechosłowacją w 1938 r. i Rosją a Ukrainą w 2022 r. jest niesamowita, a zatrzymanie się na chwilę nad podobieństwami może pomóc nam spojrzeć na dzisiejsze czasy z szerszej perspektywy. Jesteśmy więźniami, teraz bardziej niż kiedykolwiek, plotek, dezinformacji i emocji chwili. Historia może dać nam przynajmniej spokojniejszą perspektywę. I tak zastanówmy się:

Hitler negował legalność państwa czechosłowackiego. Jako kanclerz Niemiec systematycznie zaprzeczał, że państwo to ma prawo istnieć. Chociaż jej przywódcy zostali wybrani w demokratycznych wyborach, twierdził, że nie mają prawa rządzić. Ponieważ jej mieszkańcy mówili różnymi językami, twierdził, że nie ma czegoś takiego jak obywatele Czechosłowacji. Hitler argumentował, że sama Czechosłowacja była sztuczna, była wynikiem historycznego punktu zwrotnego, który nigdy nie powinien mieć miejsca, czyli ugody po I wojnie światowej.
Twierdził, że istnienie mniejszości narodowej daje mu prawo do interwencji w czechosłowacką politykę. W maju 1938 r. nakazał swojej armii przygotowania do szybkiego uderzenia na Czechosłowację. Aktywował również swoich agentów wewnątrz kraju. 12 września Hitler wygłosił porywające przemówienie do Niemców na temat całkowicie fikcyjnej eksterminacji mniejszości niemieckiej w Czechosłowacji. Wiemy, co było dalej: Wielka Brytania i Francja, wraz z Niemcami i Włochami, zdecydowały w Monachium 30 września, że Czechosłowacja powinna oddać Niemcom kluczowe terytoria przygraniczne. Były to najbardziej obronne części kraju. Przywódcy Czechosłowacji, choć nie konsultowano się z nimi, zdecydowali się zaakceptować podział swojego kraju.

Premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain z niemieckim ministrem spraw zagranicznych Joachimem von Ribbentropem w Monachium, 15 września 1938 r. Zdjęcie: ASSOCIATED PRESS/Eastern News

Aby zobaczyć, gdzie jesteśmy teraz, pomocne może być jednak wyobrażenie sobie, jak sprawy mogły potoczyć się inaczej. A zatem, paragraf kontrfaktyczny, kursywą:

Przywódcy Czechosłowacji zdecydowali się stawić opór. Chociaż powszechnie oczekiwano, że prezydent Benesz ucieknie do zagranicznej stolicy i utworzy rząd na uchodźstwie, pozostał on w Pradze. Jego pozycja była silniejsza niż mogłoby się wydawać. Czechosłowacja, choć była nowym państwem i mało znanym europejskim potęgom, była dobrze prosperującą demokracją i potęgą przemysłową. Miała najlepszy przemysł zbrojeniowy w Europie, a seria fortyfikacji poprawiła naturalną obronę zapewnianą przez pasmo górskie na granicy z Niemcami. Chociaż w stolicach Europy mądre głowy spodziewały się, że Niemcy dotrą do Pragi w trzy dni, w rzeczywistości Wehrmacht zaciął się w górach. Wojna sudecka była w toku.

Europejska opinia publiczna zwróciła się przeciwko agresorom. Niemcy zostały zmuszone do sprowadzenia wojsk z innych sektorów, a następnie do mobilizacji większej liczby żołnierzy. W środku wojny o niepewnym wyniku było to niepopularne. Widząc sukces czechosłowackiego ruchu oporu, Brytyjczycy i Francuzi zaczęli udzielać pomocy, finansowej, a następnie wojskowej. Amerykanie pomogli Brytyjczykom pomóc Czechosłowakom. Francja ponownie zajęła terytoria, które kilka lat wcześniej pozwoliła zająć Niemcom. Rok po rozpoczęciu tzw. wojny sudeckiej Hitler zdecydował, że potrzebuje szybkiego zwycięstwa, aby zabezpieczyć swoją pozycję wewnętrzną i zastraszyć europejskie mocarstwa. Pod przykrywką kolejnej mobilizacji zarządził inwazję na polskie terytoria bałtyckie. Nie był jednak w stanie utrzymać operacji w tajemnicy. Niemcy zaczęli protestować. Polacy mieli czas na przerzucenie wojsk ze swojej wschodniej granicy. Hitler musiał odwołać operację. W międzyczasie Czechosłowacy wykorzystali chaos do przeprowadzenia serii zrzutów spadochronowych za linie niemieckie. Niemcy wyszli na ulice domagając się pokoju. Wojna sudecka dobiegła końca.

Z pewnością nie możemy powiedzieć szczegółowo, co mogło się wydarzyć. Gdyby jednak Czechosłowacja stawiła opór, możemy być całkiem pewni, że nie doszłoby do II wojny światowej, a przynajmniej nie takiej, jakiej Europa doświadczyła we wrześniu 1939 roku.

Wojna z Czechosłowacją w 1938 roku byłaby naprawdę trudna dla Niemców. Hitler nie blefował, ale jego armia nie była gotowa. Podział Czechosłowacji bez walki znacznie ułatwił mu sprawę. Kiedy Niemcy zaatakowały Polskę we wrześniu 1939 r., wykorzystały nienaruszone czechosłowackie czołgi i inną czechosłowacką broń. Kontrolował również czechosłowackie zasoby gospodarcze i ludzkie. Gdyby Czechosłowacja stawiła opór, tak by się nie stało. Nawet zakładając, że Czechosłowacja zostałaby ostatecznie pokonana przez Niemcy, nie ma możliwości, aby Niemcy były w stanie tak szybko ruszyć przeciwko Polsce. Ponadto: kiedy Niemcy napadły na Polskę we wrześniu 1939 r., były zależne od sojuszu ze Związkiem Radzieckim, przypieczętowanego w sierpniu tego roku umowami zapamiętanymi jako pakt Ribbentrop-Mołotow. Gdyby Czechosłowacja stawiała opór, tym trudniej byłoby Sowietom wybrać tę najbardziej aktywną formę łagodzenia nazistów. Nie jest jasne, czy Niemcy odważyłyby się w ogóle zaatakować Polskę bez sowieckiego wsparcia.

Rozsądne wydaje się więc założenie, że Niemcy zostałyby co najmniej spowolnione i pozbawione prestiżu i pewności siebie, które wynikały z kolejnych piorunujących zwycięstw nad Polską w 1939 roku, a następnie nad Francją w 1940 roku. Czechosłowacki opór sprawiłby, że uspokojenie Hitlera, do tego czasu główny nurt polityki europejskiej, stałoby się prawie niemożliwe.

Rozważmy teraz niektóre z głębszych podobieństw między rokiem 1938 a 2022. Zbieżność dwóch spotkań w Monachium jest częścią dwóch dłuższych historii, niesamowicie podobnych.

Putin zaprzeczył legalności państwa ukraińskiego. Chociaż jego przywódcy zostali wybrani w demokratycznych wyborach, twierdził, że nie mają prawa rządzić. Ponieważ jej mieszkańcy mówili różnymi językami, twierdził, że nie ma czegoś takiego jak ukraińscy obywatele. Hitler argumentował, że sama Ukraina jest sztuczna, jest wynikiem historycznego punktu zwrotnego, który nigdy nie powinien się wydarzyć, upadku Związku Radzieckiego. Twierdził, że istnienie mniejszości narodowej daje mu prawo do interwencji w politykę Ukrainy. W pewnym momencie w 2021 r. nakazał swojej armii przygotowanie się do szybkiego uderzenia na Ukrainę. Aktywował również swoich agentów wewnątrz kraju. W serii grudniowych przemówień Putin przedstawił preteksty do nadchodzącej inwazji na Ukrainę.

Tutaj oś czasu zmienia się w inny sposób. Na początku 2022 r. wydarzyło się coś, czego niewiele osób poza Ukrainą się spodziewało.

Przywódcy Ukrainy postanowili stawić opór. Choć powszechnie oczekiwano, że prezydent Zełenski ucieknie do zagranicznej stolicy i utworzy rząd na uchodźstwie, on pozostał w Kijowie. Jego pozycja była silniejsza niż mogłoby się wydawać. Chociaż Ukraina była nowym państwem i mało znanym europejskim mocarstwom, była demokracją i potęgą przemysłową. Miała jeden z najlepszych przemysłów zbrojeniowych w Europie, a jej dowódcy mieli plan, aby pozwolić siłom rosyjskim na penetrację, a następnie otoczyć je i zniszczyć. Chociaż mądre głowy w Moskwie i Waszyngtonie spodziewały się, że Rosjanie dotrą do Kijowa w ciągu trzech dni, w rzeczywistości Rosjanie zostali pokonani pod Charkowem i Kijowem, chociaż osiągnęli znaczące zyski na południowym wschodzie. Do końca 2022 roku Ukraina odzyskała około połowy terytoriów zajętych przez Rosję w pierwszych tygodniach wojny. Europejska opinia publiczna zwróciła się przeciwko agresorom. Ułaskawienie Rosji stało się trudne. Rosja została zmuszona do sprowadzenia wojsk z innych sektorów, a następnie do zwrócenia się o pomoc do Chin, Iranu i Korei Północnej.

Tym razem bez kursywy: tak właśnie się stało. I te wydarzenia dają nam poczucie tego, co mamy do stracenia.

Trzy lata później wynik wojny pozostaje niepewny. Pewne jest to, że nie rozpoczęła się żadna szersza wojna.

Ukraina zniszczyła znaczną część rosyjskich sił zbrojnych i odciągnęła rosyjskie wojska od granic NATO. Z pewną pomocą sojuszników, w efekcie wypełnia całą misję NATO własnymi siłami zbrojnymi i bez członkostwa w NATO. Pośrednio, ale znacząco, Ukraina przyczyniła się do upadku Assada w Syrii, odciągając rosyjskie lotnictwo i inne siły.

Stawiając opór, Ukraina zmniejszyła również prawdopodobieństwo innych wojen agresywnych. Chociaż pozostało to w dużej mierze niezauważone, Ukraińcy powstrzymali również rozprzestrzenianie się broni jądrowej. Rosja stosowała blefy nuklearne przez całą wojnę. Ignorując je i opierając się konwencjonalnej inwazji przy użyciu konwencjonalnej siły, Ukraina zakomunikowała światu, że broń nuklearna nie jest konieczna, aby oprzeć się potędze nuklearnej. To, podobnie jak wiele innych rzeczy, zależało od ciągłej zdolności Ukrainy do walki.

Chociaż nigdy nie można być pewnym, dokąd dokładnie prowadzi kontrfaktyczny przykład, wydarzenia w Czechosłowacji w 1938 roku pomagają wyjaśnić stawkę wojny w Ukrainie. W pierwszym przypadku oś czasu doprowadziła do wojny światowej, ponieważ niepotrzebne ustępstwa na rzecz Hitlera stworzyły możliwości, których inaczej by nie miał. Czechosłowacy, rzecz jasna, nie ponosili za to głównej winy. Gdyby Wielka Brytania i Francja nie dołączyły do Włoch i Niemiec w porozumieniu monachijskim, Czechosłowacji byłoby znacznie łatwiej stawić opór. Moim zdaniem Czechosłowacja nadal mogłaby to zrobić, a tym samym zapobiegłaby wojnie światowej. Należy jednak pamiętać, że wielkie mocarstwa również ponoszą odpowiedzialność.

Gdyby Czechosłowacja podjęła działania w celu zapobieżenia wojnie światowej, jest bardzo mało prawdopodobne, by czyjakolwiek wyobraźnia sięgnęła tak daleko. Jest bardzo mało prawdopodobne, że ktokolwiek podziękowałby Czechosłowakom za zapobieżenie temu, co się nie wydarzyło. Zamiast tego historia odnotowałaby wojnę sudecką, wojnę środkowoeuropejską lub coś podobnego. Warto o tym pamiętać.

Nie doceniamy tego, czemu zapobiegli Ukraińcy. Brakuje nam wyobraźni, a może hojności, która jest potrzebna, aby dostrzec nasze własne interesy.

Nikt na szczytach Musk-Trump, jak przypuszczam, nie zastanawia się nad tym, co by się stało, gdyby Ukraina nie stawiała oporu, ani co się stanie, jeśli amerykańska polityka uniemożliwi ten opór. Z jakiegoś powodu większość wysokich urzędników w administracji Trumpa przyjęła coś, co przypomina rosyjski pogląd na wojnę. Ale Rosja może wygrać tylko wtedy, gdy zostanie uspokojona, co oznacza pomoc. Po trzech latach Amerykanie wydają się spieszyć do Monachium, by uspokoić agresora. (Z wyjątkiem sekretarza stanu Marco Rubio, którego samolot, jak donoszą doniesienia, miał problem mechaniczny).

Jeden ze sposobów, w jaki można spojrzeć na obecny stan rzeczy, jest następujący: Ukraińcy utrzymują nas w swego rodzaju zawieszeniu w roku 1938, który trwa już trzy lata. Rok 1938 był daleki od ideału, ale był znacznie lepszy niż rok 1939 i wojna światowa. Stawiając opór, zasadniczo na własną rękę, Ukraińcy stworzyli oś czasu, która w przeciwnym razie by nie istniała. Reszta z nas, choć żyje w tej linii czasu, niewiele zrobiła, by na nią zasłużyć.

Jeden ze sposobów, w jaki można spojrzeć na obecny stan rzeczy, jest następujący: Ukraińcy utrzymują nas w swego rodzaju zawieszeniu w roku 1938, który trwa już trzy lata. Rok 1938 był daleki od ideału, ale był znacznie lepszy niż rok 1939 i wojna światowa. Stawiając opór, zasadniczo na własną rękę, Ukraińcy stworzyli oś czasu, która w przeciwnym razie by nie istniała. Reszta z nas, choć żyje w tej linii czasu, niewiele zrobiła, by na nią zasłużyć.

Niezależnie od innych motywów administracji Trumpa w uspokajaniu Rosji, ten brak uznania jest jednym z nich.

Trump, jego wiceprezydent, człowiek, który sprawuje władzę (Musk) i ogólnie ich środowiska mają tendencję do traktowania Ukrainy jako pewnego rodzaju irytacji, jako problemu, a nie jako rozwiązania. Są bardzo daleko od zrozumienia, że Ukraina powstrzymała chaos i wojnę daleko poza swoimi granicami. A może, w niektórych przypadkach, obwiniają Ukrainę za to osiągnięcie, ponieważ chcą wojny i chaosu.

Jakkolwiek by nie było, polityka Trumpa, przynajmniej w ciągu ostatnich kilku dni, była wyścigiem ustępstw. Próbował uczynić normalną rozmowę z Putinem. Jego administracja publicznie powiedziała, co Ukraina musi zrobić. I znowu, niezależnie od motywów, logika operacyjna jest taka: przyznanie ziemi agresorowi, ograniczenie suwerenności zaatakowanego kraju.

Historia może pomóc nam zapamiętać pewne wzorce przyczynowości. Może również, co być może ważniejsze, przypomnieć nam, że wiele rzeczy jest możliwych, w tym rzeczy, które, na dobre lub na złe, w rzeczywistości się nie wydarzyły. Od decyzji kilku osób w krytycznym momencie może zależeć przejście od jednego łańcucha wydarzeń do drugiego.

Amerykańscy i rosyjscy negocjatorzy w Monachium nie dostrzegą żadnej ironii. Rosyjscy dyplomaci zostali przeszkoleni, aby wierzyć, że rok 1938 był skierowany przeciwko Związkowi Radzieckiemu, a zatem, że to oni byli prawdziwymi ofiarami - co jest w zasadzie putinowską interpretacją historii. Ludzie, którzy instruowali amerykański zespół, raczej nie wiedzieli, co wydarzyło się w Monachium we wrześniu 1938 roku.

Nie trzeba jednak ironii, ani nawet historii, aby dostrzec zasadniczo logiczny problem z uspokojeniem Putina teraz.

Rosja jest agresorem. Rosja otwarcie mówi, że jej cele wojenne wykraczają daleko poza to, co osiągnęła obecnie. Rosja jest zainteresowana przerwą w wojnie, ponieważ radzi sobie słabo i ponieważ jej przywódcy uważają, racjonalnie, że zawieszenie broni zakończy wsparcie USA dla Ukrainy, odwróci uwagę Europejczyków i utrudni Ukrainie mobilizację ludności i zasobów po raz drugi do późniejszego rosyjskiego uderzenia. Rosja ma również naturalny interes w tym, by amerykańscy przywódcy rzekomo przyznali jej ukraińskie terytorium, w tym terytorium, którego nawet nie okupuje. Stanowi to precedens, że prawo międzynarodowe nie ma znaczenia i/lub że Ukraina nie jest prawowitym państwem chronionym przez takie prawo.

Uspokojenie Rosji, jeśli doprowadzi do rosyjskiego zwycięstwa teraz lub później, może bardzo dobrze stworzyć warunki do wojny światowej. Rosja, która zniszczy Ukrainę, w efekcie z amerykańską pomocą, będzie zupełnie innym krajem. Ukraińskie zasoby, podobnie jak zasoby Czechosłowacji w 1938 roku, uczyniłyby z agresora znacznie silniejszą potęgę.

Jest to niewygodny punkt, ale należy go wziąć pod uwagę. Ukraina ma najlepszą armię w Europie i najbardziej zaprawioną w bojach. Jest to jedyny kraj na Zachodzie, który stoczył poważną wojnę w tej dekadzie. Wprowadza innowacje szybciej, niż inni mogą je skopiować. Wszystko to, rolnictwo, minerały i porty mogą zostać utracone na rzecz Rosji. A potem, po pewnym czasie, Europa stanie w obliczu znacznie potężniejszego kraju, stworzonego do wojny, którego przywódcy wierzą, że wojna działa.

Rosyjskie zwycięstwo, zwłaszcza takie, które jest możliwe dzięki amerykańskiej dyplomacji, otwiera świat nie tylko na dalszą rosyjską agresję w Europie, ale na wojny agresji wszędzie. Prawie na pewno oznacza to również rozprzestrzenianie broni jądrowej, ponieważ zarówno przyszli agresorzy, jak i ci, którzy się ich obawiają, nauczą się, że broń jądrowa jest niezbędna.

Wojna rosyjsko-ukraińska jest straszna i powinna zostać zakończona. Ale ustępstwa to oczywista droga na skróty, która prowadzi do dłuższego i bardziej krwawego konfliktu. Nie byłoby tak trudno, przynajmniej w normalnych warunkach, zastosować amerykańską siłę, aby zakończyć wojnę Rosji w Ukrainie. Logika jest prosta: utrudnić działania Rosji i ułatwić je Ukrainie.

W tej chwili amerykańska polityka jest odwrotna.

Musk-Trump utrudnia Ukraińcom utrzymanie nas w naszym rozszerzonym 1938 roku. Oczywiście nie oznacza to, że amerykańska polityka będzie spójna, nie mówiąc już o sukcesie. Wojny nie da się powstrzymać bez udziału Ukrainy i Europy. Chęć szybkiego rozwiązania konfliktu najprawdopodobniej doprowadzi do nieoczekiwanych konsekwencji, do których Amerykanom najprawdopodobniej zabraknie cierpliwości. Chęć szybkiego porozumienia prowadzi do pośpiechu, który pomija ważne aspekty problemu.

Biorąc pod uwagę ogólny poziom niepokoju w całym rządzie federalnym, trudno sobie wyobrazić, że Amerykanie są bardzo dobrze przygotowani na te spotkania - chociaż Rosjanie będą. Amerykanie nie mogą oderwać oficjalnych samolotów od ziemi. Niżsi rangą urzędnicy próbują teraz zakwalifikować bardziej radykalne ustępstwa, które Trump i jego sekretarze obrony i stanu poczynili publicznie. Amerykański wiceprezydent miał spotkać się z ukraińskim prezydentem w Monachium. Ale teraz być może nie ma takiego zamiaru. Jest w tym wszystkim niepokojąca cecha "kto wie".

Niezależnie jednak od tego, jak potoczą się sprawy, pierwszym amerykańskim posunięciem pod rządami Muska-Trumpa była polityka ustępstw. Świadomie lub nie, i nie ośmielę się powiedzieć, który z nich, wybór ten popycha nas o krok w kierunku 1939 roku.

Źródło https://snyder.substack.com

20
хв

Polityka ustępstw w Monachium

Timothy Snyder

Byłą modelkę można nazwać najlepszym przykładem żony wpływowego i zamożnego mężczyzny. Perfekcyjna stylizacja, wysokie obcasy i kolekcja torebek Jane Birkin. Nic dziwnego, że gdy tylko stało się jasne, że Donald Trump po raz drugi wraca do Waszyngtonu, komentatorzy jednogłośnie uznali, że teraz to Amerykanka będzie kształtowała styl bycia wielu kobiet na świecie.

Mimo przeszłości modelki, również pozującej do rozbieranych zdjęć, Melanię trudno nazwać tylko ładną lalką
Dwukrotnie pierwsza dama. foto: AP/EAST NEWS

Gdy podczas kampanii prezydenckiej jeden z brytyjskich tabloidów wypomniał jej rzekomą przeszłość "panienki do towarzystwa" oburzona Melania złożyła pozew, wywalczyła oficjalne przeprosiny i odszkodowanie w wysokości około trzech milionów dolarów.

Takie kłamstwa można zwalić tylko na ludzką zawiść. Bo, jak się okazało, pani Trump wcale nie jest towarzyska. Nie miała nawet tradycyjnych druhen na swoim ślubie. Naprawdę blisko jest tylko z rodzicami i siostrą.

- Melania była jedną z najbardziej utytułowanych modelek i ma na koncie wiele sesji zdjęciowych, w tym okładki do najważniejszych magazynów. Działo się to, nim ją poznałam. W Europie takie zdjęcia są bardzo modne i powszechne - bronił swojej żony Trump.

Rzeczywiście, purytańscy amerykańscy dziennikarze najwyraźniej nie znali reality show z udziałem szwedzkiej księżniczki Sofii. Była modelka magazynów dla panów, której plakaty znajdowały się w kabinie każdego kierowcy ciężarówki, została wspaniałą żoną księcia Karola Filipa i matką czterech aniołków.

Melania i Donald po raz pierwszy spotkali się w 1998 roku w Nowym Jorku na imprezie towarzyszącej Tygodniowi Mody. Ówczesny przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych nie przyszedł na imprezę sam, ale z 25-letnią milionerką, spadkobierczynią marki kosmetycznej Celine Midelfart.

Gdy tylko blondynka poszła przypudrować nos, Trump wpadł przy barze na ciemnowłosą piękność. Zaiskrzyło między nimi na tyle mocno, że Trump poprosił o numer telefonu dziewczyny. Gdy modelka powiedziała, że sama do niego zadzwoni, a Donald dał jej swoją wizytówkę.

Melania Trump na okładce Vogue'a w 2005 roku

Kilka lat później Melania pozowała na okładce Vogue'a w sukni ślubnej autorstwa Johna Galliano i było to jedno z najbardziej udanych edycji magazynu.

Wiele osób chciałoby ponownie zobaczyć elegancką i silną żonę Trumpa na okładce. Na przeszkodzie stanęły jednak poglądy polityczne okropnej redaktorki Anny Wintour, która stanowczo odmówiła zrobienia okładki z żoną Trumpa podczas pierwszej kadencji i później. Michelle Obama miała trzy okładki, Jill Biden dwie. A Kamala Harris była częstym gościem w artykułach o silnych kobietach. W ciągu ostatnich ośmiu lat Melanii zaoferowano jedynie całostronicową rozkładówkę. Krnąbrna pierwsza dama grzecznie odmówiła i powiedziała, że ma mnóstwo czasu, może poczekać.

Mówi się jednak, że kierownictwo Conde Nast, które jest właścicielem Vogue'a, zamierza „zaprzyjaźnić się” z Donaldem Trumpem, więc możliwe, że Anna Wintour będzie musiała pójść na kompromis ze swoimi zasadami dotyczącymi Melanii. Jednak pierwsza dama może powiedzieć zimno: „nie”.

W wywiadzie udzielonym w 2020 roku Pete'owi Hegsethowi (obecnemu sekretarzowi obrony USA - red.) w Fox News, pani Trump powiedziała, że Vogue był wobec niej bardzo stronniczy. Hegseth zauważył nawet, że Wintour nienawidzi Republikanów, dlatego też Laura i Barbara, żony dwóch Bushów, nie miały takich okładek.

Anna Wintour musi więc teraz wybrać, co jest dla niej cenniejsze - jej lewicowe poglądy, czy wraz z pojawieniem się Melanii ma zamiar ogłosić oficjalny koniec programu „różnorodności i tolerancji”

Gdy fotografka pierwszej damy, Regine Mahaux, opublikowała oficjalny wizerunek pierwszej damy skomentowała:
- Zawsze jest we właściwym miejscu. Zawsze stoi za swoim mężem. On jest w świetle, a ona nie potrzebuje światła. Jest bardzo dobrym numerem dwa. Jej mąż zawsze jest na pierwszym miejscu i to mi się podoba, ma silne wartości rodzinne, jest dobrą żoną i upewnia się, że wszyscy są szczęśliwi.

Melania Trump zawsze za mężem. Fото: BRENDAN SMIALOWSKI/AFP/East News

Podczas pierwszej kadencji jej syn Barron stał się celem ataków hejterów. Dziesięcioletni chłopiec nudził się na imprezach państwowych i szukał rozrywki, a te obrazy były powielane przez niektórych zwolenników Demokratów w mediach społecznościowych. Z podpisem: „Proszę, najmłodszy syn Trumpa jest autystyczny!”.
To właśnie wtedy Melania rozpoczęła kampanię Be Best, mającą na celu pomoc dzieciom i walkę z cyberprzemocą. Odmówiła również przeprowadzki do Białego Domu, aby dziecko mogło spokojnie uczęszczać do prywatnej szkoły w Nowym Jorku.

Barron wyrósł na dwumetrowego przystojnego sportowca. A byli hejterzy podejrzewają, że pewnego dnia będzie kandydował na prezydenta.

Trumpowie i ich syn Barron. Fото: JIM WATSON/AFP/East News

Melania jest trzecią żoną Trumpa. Nic dziwnego, że w przededniu kampanii 2024 roku pierwsza dama postanowiła zmienić warunki intercyzy. Zaktualizowane warunki dotyczą finansów i majątku: mają na celu zwiększenie funduszu powierniczego utworzonego dla jedynego syna pary, 17-letniego Barrona. Wobec ogromnej liczby pozwów sądowych przeciwko Trumpowi i dochodzeń w sprawie jego działalności, Melania zdecydowała się zagrać tak, by zapewnić dziecku bezpieczną przyszłość.

Czy jest to cyniczne i materialistyczne? Absolutnie nie, biorąc pod uwagę, że Melania ma najdłuższy małżeński staż z Trumpem, jest arbitrem między jego licznymi dziećmi i wnukami oraz pełni funkcje Pierwszej Damy. Jest to taki poziom odpowiedzialności i ryzyka, że każda kobieta zrobiłaby to samo na jej miejscu.

Trump wielokrotnie podkreślał, że Melanie jest jego ulubioną spośród jego trzech żon

Osoby z otoczenia pary prezydenckiej twierdzą, że kiedy Melania jest obok, Donald się uspokaja i mniej publikuje w mediach społecznościowych. W 2018 roku Melania Trump stwierdziła, że nie zawsze zgadza się z tym, co jej mąż pisze na Twitterze. Poradziła mu nawet, aby schował przed sobą samym swój telefon. - Nie zawsze zgadzam się z tym, co pisze na Twitterze i mówię mu to otwarcie - powiedziała Trump podczas podróży po Afryce, jej pierwszej samodzielnej podróży jako pierwszej damy. - Mam własny głos i własne poglądy, a wyrażanie tego, co czuję, jest dla mnie bardzo ważne - dodała w rozmowie z The Hill

Melania wybiła się na niezależność - jej wywiady są bardziej przemyślane, przesłania - jasne, a mocny charakter coraz bardziej widoczny. Dlatego głosy, że „jest zdecydowanie najbardziej klasyczną pierwszą damą, jaką widzieliśmy od dziesięcioleci” są coraz głośniejsze i uważają tak również ci, którzy głosowali na Obamę i Bidena.

Pierwsza dama Melania Trump podczas inauguracji. Waszyngton, 20 stycznia 2025 r. Fото: DOUG MILLS/The New York Times Agency/East News

Krótko mówiąc, Trump dobrze zrobił, dając swoją wizytówkę Melanii na przyjęciu w 1998 roku. Nigdy nie było takiej pierwszej damy w Białym Domu.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu Wsparcie Ukrainy realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.

20
хв

Melania: ulubiona żona Trumpa (spośród trzech)

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Oscar, Cannes, BAFTA: 10 sukcesów ukraińskiego kina w 2024 roku

Ексклюзив
20
хв

Opowieść o kulturze we Lwowie (w czasie wojny)

Ексклюзив
20
хв

„Nowa Jałta” określi podział stref wpływów w następnym stuleciu

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress