Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Pokojowy Trump w obliczu chaosu. Czy USA mogą znów stać się silne?
Słynący ze skandali i nieprzewidywalny Donald Trump powrócił do Białego Domu. Wielu światowych przywódców mierzy sobie ciśnienie i szuka uspokojenia, bo świat czeka piekielna przejażdżka
Kapelusz uniemożliwił Trumpowi ucałowanie żony. Fot: Rex Features/East News
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Dzisiejszy Trump bardzo różni się od tego, który objął urząd siedem lat temu. Podczas inauguracji był bardziej konserwatywny i skoncentrowany na Ameryce, co znalazło odzwierciedlenie nie tylko w jego lakonicznych stwierdzeniach, ale nawet menu bankietowym z lokalnymi przysmakami, takimi jak stek z Omaha czy wino z Kalifornii.
Chociaż Trump często jest nazywany przyjacielem Putina, znajomym Orbana i cynicznym biznesmenem, lwia część jego przemówienia była poświęcona Stanom Zjednoczonym. Motywem przewodnim było twierdzenie, że Ameryka „znów będzie szanowana na całym świecie”.
– Złota era Ameryki zaczyna się teraz. Od dziś nasz kraj będzie prosperował. Będziemy przedmiotem zazdrości wszystkich narodów i krajów. Każdego dnia administracja, ja osobiście, zawsze będziemy stawiać Amerykę na pierwszym miejscu – powiedział 47. prezydent Stanów Zjednoczonych.
To ambitna i odważna deklaracja, biorąc pod uwagę coraz częściej powtarzaną w zachodnich kręgach opinię, że trudna sytuacja Ukrainy wynika ze słabego przywództwa Zachodu i jego ustępstw wobec Rosji i Chin
Kiedy Putin świętował aneksję Krymu i oklaskiwał utworzenie quasi-państw DRL i ŁRL, większość zachodnich przywódców uspokajała Kreml. Co więcej, szukały one sposobów na zrozumienie Rosjan i cieszyły się, gdy mogły zrzucić winę na ukraińskich radykałów i naszą korupcję.
Oklaskując słowa Trumpa o „silnej Ameryce” powinniśmy pamiętać o wielu innych rzeczach. Choćby o dość infantylnym stanowisku Baracka Obamy w sprawie Ukrainy i pragnieniu Angeli Merkel zarabiania pieniędzy na rosyjskim gazie. Nie wspominając już o dwóch ostatnich prezydentach Francji, którzy przymykali oko na wojny i spotykali się z międzynarodowym przestępcą Putinem, podając mu rękę. I nic to, że Ukraina krzyczała w ogniu, Polska próbowała dotrzeć do Zachodu głosem Lecha Kaczyńskiego, a kraje bałtyckie obnażali rosyjskie schematy hybrydowe. Do niedawna wschodni Europejczycy byli uważani za niekonstruktywnych rusofobów.
Podczas kampanii wyborczej Trump obiecywał zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej w 24 godziny. Szybko okazało się, że to iluzja, więc możemy śmiało powiedzieć, że nowy prezydent USA nie spełnił pierwszej obietnicy wyborczej
W przemówieniu do narodu złożył jednak nową obietnicę:
– Zakończymy wojny, których nawet nie zaczęliśmy. Będę człowiekiem, który zaprowadzi pokój na świecie.
Jest w tym coś ironicznego, bo tradycyjnie o pokoju na świecie z podobną naiwnością wypowiadały się finalistki konkursu piękności Miss Universe, którego właścicielem był nie kto inny jak Donald Trump.
Czy jednak taki pokój jest możliwy? Cóż, chciałabym zauważyć, że Ukraina zdecydowanie zasługuje na coś więcej niż krótkoterminowe porozumienie, w którym za swoje okrucieństwo Putin zostanie nagrodzony nowymi okupowanymi ziemiami. Jeśli Trump zwykł zrzucać winę za wszystkie swoje błędy na Joe Bidena, to teraz nie ma już alibi. Joe Biden i jego mażłonka Jill nie ukrywali radości, że globalne wyzwania nie są już ich zmartwieniem. I pozwolili Trumpowi zdać sobie z tego sprawę.
Co ciekawe, Trump zebrał rekordową kwotę 250 milionów dolarów w darowiznach na swoją inaugurację. Do zbiórki przyłączyły się czołowe firmy technologiczne, inwestorzy kryptowalutowi i banki. W zaprzysiężeniu wzięli udział prezesi Google, Apple, Open AI, Amazona, a także Elon Musk i Musk Zuckerberg – wszyscy ci, których określa się mianem oligarchów technologicznych.
Teraz i oni będą kojarzeni z Trumpem, więc muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy są gotowi na nowe wyzwania, na potencjalną III wojnę światową
Ponadto – na co mogą się przydać iPhone’y i algorytmy Facebooka, gdy Chiny rozbudowują swoją armię i marynarkę wojenną w imponującym tempie, by rzucić wyzwanie Stanom Zjednoczonym. I co sądzą o apetytach Chin, skoro jeszcze wczoraj Pekin był bodaj najważniejszym partnerem handlowym Ameryki.
Podczas gdy Trump obiecywał pokój na świecie, rosyjski dyktator publicznie mu pogratulował i zadeklarował, że jest gotowy negocjować „trwały pokój”. Na świecie nie brakuje pożytecznych idiotów i naiwniaków marzących o innej, lepszej Rosji. Tyle że źródło deklaracji Putina wydaje się oczywiste: zaledwie dziesięć dni przed zakończeniem kadencji prezydenckiej Bidena Departament Skarbu ogłosił nowe surowe sankcje wobec Rosji, wymierzone głównie w jej przemysł naftowy i gazowy.
Członkowie zespołu Trumpa, tacy jak nowy sekretarz stanu Marco Rubio czy doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Walz, przyznali, że szukają możliwości nacisku na Moskwę. Tyle że stara administracja już przekazała je nowej, by siłą przekonać Putina do kompromisu.
Dlatego Departament Skarbu opublikował listę 100 objętych sankcjami rosyjskich podmiotów, w tym takich gigantów, jak jeden z największych rosyjskich producentów broni czy Moskiewska Giełda Papierów Wartościowych
Zmniejszenie dochodów z rosyjskich węglowodorów może stać się dźwignią nacisku. Oczywiście pakiet pomocowy z nowymi rakietami i samolotami byłby lepszy, ale to też nie jest złe. Zaledwie w ciągu tygodnia obowiązywania nowych sankcji napływ dolarów do Rosji spadł do poziomu z 1990 roku, zaś jedna trzecia zysków walutowych największych rosyjskich kompanii utknęła za granicą. A rosyjskie małe prywatne firmy jęczą, bo są na skraju bankructwa.
Dlatego Putin zastanawia się teraz, skąd wziąć dolary na wojnę i jak uniknąć zamieszek głodowych w Rosji.
By Trump nie uległ pokusie zniesienia choćby niektórych sankcji, Biden dodał do tego „kukułcze jajo”: tylko Kongres może dokonać zmian na ich liście. A ponieważ Republikanie będą mieli w nim większość, Putin i petrodolary są już ich bólem głowy.
W swoim orędziu o stanie państwa Donald Trump obiecał położyć kres chaosowi na świecie. Jednak pytanie o to, czy dojdzie do eskalacji i III wojny światowej, oraz o to, kto następny po Ukraińcach znajdzie się w okopach, by bronić wolnego świata, pozostaje otwarte.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Ukraińska dziennikarka, konsultant polityczny i medialny. Przez ponad 10 lat pracowała jako felietonistka parlamentarna. Pracuje zarówno z Censor.net, jak i Espresso. Jest autorem popularnych kanałów YouTube Censor.net i Showbiz. Specjalizuje się w polityce, ekonomii i technologiach medialnych.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
25 lutego ubiegłego roku nagą, nieprzytomną Elizawietę znalazł dozorca w bramie przy ul. Żurawiej w Warszawie. Wezwał na miejsce pogotowie i policję, Elizawieta została przewieziona do szpitala. Była w stanie krytycznym. Nie odzyskała przytomności, zmarła 1 marca. W dniu, w którym doszło do napaści, zatrzymano sprawcę, Doriana S.
23-letni mężczyzna dostał zarzuty rozboju, przestępstwa na tle seksualnym i usiłowania zabójstwa z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Sąd zdecydował, że trafi do aresztu.
Liza
Teraz w Sądzie Okręgowym w Warszawie Dorian S. został skazany na dożywocie za zgwałcenie i zamordowanie 25-letnie Lizy. Jej rodzina otrzyma zadośćuczynienie. "Oskarżonego należy jak najszybciej wymazać z pamięci, by zło, jakie uczynił, nie stało się atrakcją" - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Paweł Dobosz. I to właśnie uzasadnienie w tej sprawie należy uznać za przełomowe. Czytałam i słyszałam wiele uzasadnień w sprawach o przemoc, także seksualną. Czytałam uzasadnienia umorzeń, decyzje sądu o oddaleniu zażaleń na umorzenia. Nigdy w żadnym nie spotkałam się z traktowaniem skrzywdzonej osoby jako podmiotu. Nigdy nie znalazłam krzty empatii. W wielu nie było nawet zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Tylko prawnicze stwierdzenia, artykuły, paragrafy. W tych uzasadnieniach nie było nic o tych, które i którzy doznali krzywdy. Dlatego uzasadnienie, które przedstawił sędzia Paweł Dobosz, traktuję jako wyjątkowe. I dające nadzieję wszystkim tym, którzy decydują się walczyć o sprawiedliwość i o siebie.
O zamordowanej Elizawiecie sędzia Dobosz mówił: "Liza". Jak wyjaśniał, używał tego zdrobnienia, by "ofiara jej życia nie stała się bezosobowa"
"Liza doświadczyła bólu, przerażenia, w końcu śmierci. Dlatego w ten sposób będę mówił o pokrzywdzonej, by nie pozostała w naszej pamięci wyłącznie - używając prawniczego języka - jako przedmiot przestępstwa, jako obiekt czynności wykonawczych" - mówił. Opowiadał o życiu Lizy:"Razem z nim (partnerem Lizy - przyp. red.) znaleźli w Polsce, w Warszawie bezpieczne miejsce. Oboje, można powiedzieć, są uchodźcami. Liza pochodzi z Białorusi, a Danilo z Ukrainy. W lutym ubiegłego roku w związku z urodzinami Lizy wyjechali do Hiszpanii. Snuli jakieś własne plany, snuli swoje marzenia, by dalej prowadzić swoje życie".
We wszechobecnej narracji dotyczącej osób skrzywdzonych przemocą seksualną, wtórnie wiktymizowanych w sądach, na policji, w prokuraturze, w której wciąż słyszymy o tym, że "przecież była pijana", "miała krótką sukienkę", "była wyzywająca", jego słowa o tym, że sytuacja, w której była Liza, wracając do domu nad ranem po spotkaniu z przyjaciółką Anną po "babskim wieczorze", była naturalna, są przełomowe. To nie okoliczności czy zachowanie Lizy doprowadziły do tragedii.
Nasza córka, siostra, żona, przyjaciółka
"Ta sytuacja nie cechuje się żadną nadzwyczajnością, to naturalne. Przecież możemy sobie wyobrazić, że w podobnym czasie, o podobnej porze idzie tą ulicą, tą drogą, nasza córka, siostra, żona, partnerka, przyjaciółka (...). Liza przegląda coś w telefonie, za nią zbliża się młody mężczyzna, silniejszy od niej, wyższy. W ręku ma kominiarkę. Zbliża się do Lizy, zakłada tę kominiarkę. Okazuje się, że w ręku trzyma również nóż. Przystawia ten nóż do szyi Lizy, zatyka drugą ręką jej usta i spycha ją do ściany. Przygniata ją swoim ciałem, w pewnym momencie wyrywa jej telefon. Liza coś mówi do tego mężczyzny. Jest skrępowana ciałem, nie może uciec i nie może odejść" - mówił sędzia Dobosz.
W Polsce - choć nie tylko tutaj - ofiary przemocy nie są traktowane poważnie. Rzadko kto im wierzy, poddając w wątpliwość ich historie, próbując je zawstydzić i przerzucić na nie winę. To nagminne w postępowaniach. Najnowszy przykład: sprawa Wiktorii, młodej kobiety, która została zgwałcona, a od sędzi usłyszała pytanie, czy "się jej podobało". I dlaczego nie przerwała. Dlatego powstała petycja, skierowana na ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, o "podjęcie natychmiastowych działań na rzecz poprawy traktowania przez system sprawiedliwości osób, które doświadczyły przemocy seksualnej". Feminoteka apeluje o przeszkolenie sędziów, pracowników sądów, prokuratur oraz biegłych w zakresie rozpoznawania, rozumienia i odpowiedniego traktowania osób z doświadczeniem przemocy seksualnej, regularne monitorowanie i ocena procedur postępowania z osobami, które doświadczyły przemocy seksualnej w celu eliminacji systemowych zaniedbań oraz utworzenie specjalistycznych wydziałów w prokuraturach i sądach wszystkich szczebli, do których trafiałyby sprawy o przemoc domową, seksualną, ze względu na płeć, i w których pracowałyby wyszkolone w tym temacie osoby.
Dlatego to uzasadnienie jest wyjątkowe. Powinno być lekturą obowiązkową dla policjantów, prokuratorów, sędziów i biegłych.
Bo to mogła być każda z nas. Córka, przyjaciółka, sąsiadka, siostra. Żadna z nas nie jest sygnaturą sprawy
I każda zasługuje na poszanowanie godności oraz - to naprawdę możliwe - szacunek i empatię.
Gdyby trzy lata temu poproszono mnie o opowiedzenie o wydarzeniach kulturalnych we Lwowie, powiedziałabym, że nie ma już żadnych wydarzeń kulturalnych. Wtedy, chociaż na krótki czas, wszyscy straciliśmy wiarę w kulturę wysoką. Byliśmy świadkami tego, co się z nią jdziewjest w reżimie totalnej obrony.
Wydarzeniem kulturalnym był wtedy schron w teatrze im. Łesia Kurbasa. To jeden z pierwszych nieakademickich teatrów we Lwowie, otwarty w 1989 roku i nazwany tak na cześć reżysera rozstrzelanego na szlaku sandarmochskim [Sandarmoch to uroczysko w lesie niedaleko miasta Miedwieżjegorsk w Republice Karelii w Rosji. W lipcu 1997 r. odnaleziono tam masowe groby ofiar „wielkiego terroru” z lat 1937–1938 – red.] wraz z innymi postaciami ukraińskiej kultury. Ten schron prowadzili aktorzy i reżyserzy teatru.
Wydarzeniami kulturalnymi było również ogłaszanie przez poetkę Katerynę Michalicynę przyjazdów – i odjazdów pociągów ewakuacyjnych. Albo przewożenie przez artystów ludzi do granicy. Albo zbieranie pieniędzy na opaski uciskowe i bieliznę termiczną.
Do bardziej znanych formatów działaności ludzie kultury zaczęli powracać dlatego, że chcieli pomóc odwrócić uwagę uchodźców od wojny. Zaczęli więc organizować w schronach odczyty i koncerty, otworzyli szkołę aktorską dla dzieci. Kuratorzy i historycy sztuki za dnia oprowadzali wycieczki po ulicach Lwowa, a wieczorami organizowali aukcje obrazów najsłynniejszych ukraińskich artystów, by zebrać pieniądze na potrzeby wojska.
W tamtym czasie odrzucałam wszelkie pomysły organizowania festiwali czy spotkań literackich zagranicznych autorów, którzy odważyliby się tu przyjechać. Nic z tego nie miało sensu: sztuka dla rozrywki, dla rozwoju, dla sztuki stała się dla nas niedostępnym przywilejem. Niemożliwe stało się przeczytanie książki czy obejrzenie długiego filmu, bo nie dało się na dłużej oderwać od wiadomości, komunikatów wolontariuszy i roboczych czatów. Wojna zabrała czas, który mieliśmy dla siebie. Pozbawiła nas również osobistych granic, pozostawiając tylko te wspólne.
Część II: Potrzeba rozmowy
Spotkaliśmy się z Peterem Pomerantsevem [brytyjskim dziennikarzem i pisarzem, ekspertem od współczesnej rosyjskiej propagandy – red.] w wiedeńskiej kawiarni pod koniec marca 2022 r., przed deokupacją obwodów kijowskiego, sumskiego i czernihowskiego. Peter pyta o to, jak się mam, jak idą moje projekty i praca. A potem o to, jakie daty planuję na tegoroczny festiwal.
Nad miastem latają pociski, rosyjskie wojska mogą posunąć się dalej w głąb kraju, a my możemy planować tylko na kilka najbliższych godzin. Mówię, że ta rzeczywistość nie jest tłem dla organizacji festiwalu literackiego. Ale Peter przypomina mi festiwal Live Aid. I dodaje:
– Twój festiwal będzie miał takie samo znaczenie jak koncerty, które były organizowane w Sarajewie, zwłaszcza jeśli będziecie transmitować go w języku angielskim. Pisarze przyjadą, by stać się częścią historii. Jeśli ja przyjadę, zbierzemy dziewiętnastu innych autorów z całego świata, którzy nie będą się bać. I będziemy rozmawiać o zbrodniach wojennych, nalegać na zorganizowanie trybunału i obalać mity o Ukrainie.
Kilka dni później region Kijowa został wyzwolony, a 10 dni później przeprowadziłam tam wywiady ze świadkami okupacji. W przerwach między podróżami pisałam koncepcję festiwalu. Starałam się przekazać w niej emocje związane z widokiem traktora w Makarowie, pracującego na świeżo zaminowanym polu, wśród resztek pocisków, między zniszczonymi domami. Chciałam opowiedzieć o tym, jak kwitły drzewa, a służby komunalne zamiatały chodniki w pobliżu cerkwi Świętego Andrzeja Apostoła w Buczy, na której dziedzińcu odkryto grób z ciałami ciała 117 mieszkańców miasta. Nasze przeżycia stały się tak intensywne, że nie sposób było nie wyrazić ich poprzez kulturę.
Wciąż nie mogliśmy wchłaniać doświadczeń innych, ale rozmowa o naszych własnych doświadczeniach stała się niezbędna
W maju 2022 r. rozpoczęliśmy współpracę z NAY Festival, który pomógł nam opisać i rozpowszechnić nasze wydarzenia w języku angielskim i hiszpańskim. Festiwal odbył się w październiku, a w lwowskim schronie odbyło się 30 ukraińskich i 20 zagranicznych wydarzeń. Ważne było dla nas połączenie ukraińskich uczestników z zagranicznymi, ponieważ festiwal był okazją dla naszych gości do rozmowy, tworząc gęste środowisko intelektualne sprzyjające generowaniu pomysłów.
Zaprosiliśmy zagranicznych gości, by zaoferować im doświadczenie, które zmieni ich w świadków naszej wojny, pozwali im dać własne świadectwo o naszej wojnie przed szerszą publicznością. Po raz pierwszy musieliśmy napisać protokoły bezpieczeństwa, by chronić uczestników. W sumie wydarzenia te obejrzało około dziesięciu milionów ludzi w ponad stu krajach. Podczas festiwalu alarm przeciwlotniczy włączył się tylko raz. Uznaliśmy to za sukces i niesamowite szczęście.
Potem, rano 10 października, wraz z niektórymi uczestnikami pojechaliśmy nocnym pociągiem do Kijowa. Tego samego dnia w stolicy miał miejsce najbardziej zmasowany ostrzał od początku inwazji (w całym Lwowie przez jakiś czas nie było wtedy prądu, bo rosyjskie rakiety uderzyły w instalacje energetyczne). Dziesięciu gości festiwalu schroniło się w schronie kijowskiego hotelu, następnego dnia ewakuowaliśmy ich z Ukrainy. Podczas tej wizyty chcieliśmy pokazać im konsekwencje okupacji regionu kijowskiego – ale to, czego doświadczyli w Kijowie w ciągu tego jednego poranka, było znacznie bardziej intensywne, niż mogli się spodziewać. Potem dali temu świadectwo.
Badania dowodzą, że w drugim roku inwazji Ukraińcy zaczęli czytać więcej niż w przedwojennym roku 2021. Najpopularniejsze były książki historyczne i literatura klasyczna. Ludzie szukają w tekstach odpowiedzi na pytanie, dlaczego Rosja nas zaatakowała, albo uzupełniają luki w wiedzy o ukraińskiej kulturze. Czasy zagrożenia suwerenności państwa stają się czasami zwiększonego zainteresowania kulturą i literaturą. Wspólne dziedzictwo spaja nasze doświadczenia.
Część III: Pamięć
Stoimy z Gregiem nad grobem ukraińskiej pisarki Wiktorii Ameliny na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Greg kładzie kwiaty na grobie. Przygląda mi się w milczeniu, gdy wkopuję azalię w ziemię i usuwam gruz. Kiedy kończę, pyta:
– Czy byłoby właściwe, gdybym zrobił kilka rzeczy, takich moich rytuałów?
Najpierw czyta wiersz irlandzkiego poety. Nie pamiętam nazwiska ani tytułu. Pamiętam tylko, jak w głowie zaczęłam z nim dyskutować o wersie: „Miłość odeszła wraz z tobą”. Naprawdę chciałam go przekonać, że miłość nie przemija.
Następnie odczytał „Kadisz”. Bardzo chciałam usłyszeć dźwięk tej modlitwy, bo przed wojną tłumaczyłam Allena Ginsberga i miałam zamiar przetłumaczyć jego „Kadisz” – wiersz poświęcony żydowskości poety, którego przodkowie mieszkali w Kamieńcu Podolskim i we Lwowie. Szukałam sposobów, by poczuć „Kadisz”, bo moim zdaniem to właśnie w dźwięku tej modlitwy tkwił klucz do przekładu. I nagle ja, która nie tłumaczyłam od ponad dwóch lat, nagle usłyszałam, jak „Kadisz” brzmi.
Zdałam sobie sprawę, że moje ręce tkwią w mokrej ziemi.
Trzecia rzecz to kamienie.
– Moi ludzie nie przynoszą kwiatów, zostawiają kamienie. Mam nadzieję, że cię to nie urazi.
Na grobie było już kilka innych kamieni.
Niestety musimy chodzić na pogrzeby wielokrotnie częściej niż, powiedzmy, Europejczycy. Właściwie pogrzeby poległych na wojnie cywilów i żołnierzy odbywają się każdego dnia. I za każdym kolejnym razem ceremonia w sposób doskonalszy oddaje cześć i szacunek dla zmarłego. Naprawdę mam nadzieję, że Europejczycy nie dowiedzą się, jak to jest jechać autobusem w kondukcie ze zmarłym, a po drodze patrzeć na przechodniów, którzy, widząc procesję, klękają. Patrzysz na ich twarze w deszczu, a oni podnoszą głowy i patrzą na ciebie.
Wiesz, że teraz oddają cześć nie tylko tym, którzy leżą w trumnach przed nimi, ale także tym, którzy muszą żyć ze stratą. Przemowy poświęcone zmarłym pocieszają i wspierają żyjących, którzy pozostają w żałobie
Kiedy była chowana Wiktoria, ukraiński zespół Pyrig i Batih odśpiewał nad grobem piosenkę opartą na wierszu Wasyla Stusa, jej ulubionego poety. Wasyl Stus zginął w rosyjskim obozie koncentracyjnym w 1985 roku. Wiktoria zginęła w ataku Rosjan na restaurację w Kramatorsku w 2023 roku. Wciąż mam w głowie dźwięk ziemi uderzającej o wieko trumny i słowa: „Wróć do mnie, moja pamięci”, śpiewane przy akompaniamencie skrzypiec i gitary. Stałam tam z naręczem kwiatów, które nieśliśmy za trumną. A gdy tylko grabarze przestali kopać, zaczęłam układać je na grobie, żeby się czymś zająć i nie zwariować z żalu. Ale jeszcze nie można, bo trzeba pracować z archiwami zmarłych, myśleć o pomniku.
Nasza zbiorowa trauma spowodowana przez Sowiety skłania nas do dokumentowania i archiwizowania naszego dziedzictwa, umieszczania go w książkach, wystawiania.
Boimy się zapomnieć i staramy się opowiadać o tych ludziach, gdzie tylko się da, by pamięć o nich żyła w jak największej liczbie osób. Bo za każdym razem, gdy zapominamy, przestajemy istnieć jako państwo
Część IV: Pocieszenie
Po raz pierwszy usłyszałam Pyrig i Batih z ich nowym projektem w maju 2022 roku. Postanowiliśmy zorganizować koncert ku pamięci Marka Iwaszczyszyna, menedżera kultury, który w latach 90. założył kultową organizację pozarządową „Dzyga”. Po przeprowadzce do Lwowa marzyłam o byciu częścią społeczności „Dzygi”, ponieważ gromadzili się tam najlepsi ludzie. Marek zmarł nagle w 2019 roku. Każdego roku w rocznicę jego śmierci zbieraliśmy się, by grać na jego cześć. W 2022 roku uznaliśmy, że wojna to nie powód, by nie uczcić pamięci Marka, więc i wtedy się zebraliśmy się.
„Zamordowany przez kacapa” – taki tytuł nosił nowy program zespołu. Chłopaki grali piosenki oparte na wierszach zabitych przez Rosjan od początku okupacji w 1921 roku. Mykoła Leontowycz jest autorem aranżacji utworu „Szczedryk”, na świecie znanego też jako „Carol of the Bells”. Wasyl Stus. Mychajło Semenko – legendarny ukraiński futurysta, zastrzelony w Kijowie w 1937 roku. Hryhorij Czuprynka – poeta zabity w 1921 roku za udział w ruchu zbrojnym przeciwko Związkowi Sowieckiemu.
Marian Pyriżok [frontman zespołu Pyr?g i Batih – red.] zdołał pokazać poprzez muzykę, jak żywi byli oni wszyscy.
Teraz zbierają pełne sale. A wtedy, na drugim piętrze „Dzygi”, po raz pierwszy od rozpoczęcia inwazji na kilka minut zapomniałam o wojnie.
Po „Dzydze” poszliśmy do baru „Facetka”. To miejsce spotkań naszej społeczności we Lwowie. Na początku inwazji uzgodniliśmy, że jeśli stracimy ze sobą kontakt, bar stanie się miejscem wymiany wiadomości. Ale tego majowego wieczoru w 2022 roku nadal graliśmy na ulicy. Podeszła do nas policja i poprosiła, byśmy przestali grać, bo zbliża się godzina policyjna: „Bawicie się tutaj, podczas gdy ludzie walczą i umierają”.
Nie wiem, jak zebrałam się na odwagę, by odpowiedzieć: „Nasi ludzie chcieliby, żebyśmy nadal się bawili, podczas gdy oni chwilowo nie mogą”. Policja odsunęła się od nas. Zagraliśmy ostatnią piosenkę dla Marka i poszliśmy do domu.
Część V: Szew społeczeństwa. Nadzieja
Propozycję napisania tego tekstu otrzymałam podczas pobytu w Charkowskim Muzeum Literatury.
Ostatni wieczór w Charkowie spędziliśmy na imprezie w mieszkaniu. Rozmawialiśmy z charkowskimi menedżerami kultury o potrzebie stworzenia listy rzeczy, które jednoczą nas wszystkich, by skuteczniej przeciwdziałać rosyjskiej propagandzie. Mit prorosyjskiego Wschodu i banderowskiego Zachodu zostały zbudowane w ramach rosyjskiej wojny hybrydowej przeciwko Ukrainie, która rozpoczęła się na długo przed 2014 rokiem. Rosja nadal wykorzystuje ten stereotyp, by siać zamęt w Ukrainie. Ale możemy temu przeciwdziałać.
Tam, w mieszkaniu Jurija Szewelowa, ukraińskiego slawisty i profesora uniwersytetów Harvarda i Columbia, który został zmuszony do ucieczki za granicę przed sowiecką machiną represji, myślałam o wszystkich wystawach i nowych centrach sztuki, które zostały otwarte we Lwowie od początku wojny na pełną skalę. I o nowych artystach, którzy zostali zmuszeni do przyjazdu do miasta, lecz zdecydowali się zostać. O nowych restauracjach, odczytach, wykładach w bibliotekach. Jeszcze dwa lata temu nie mogliśmy marzyć, że we Lwowie podczas wojny będą się odbywały wydarzenia kulturalne. Teraz życie kulturalne kwitnie w całym kraju – by pocieszać, szerzyć pamięć, uszczęśliwiać, a czasem też zasmucać ludzi.
Katie Leszkaszeli służy w Legionie Międzynarodowym. Urodziła się w Rosji, ma podwójne obywatelstwo. 24 lutego 2022 r. podarła swój rosyjski paszport, a w marcu była już w Ukrainie.
Wiedzieliśmy, czego się po nich spodziewać
Rodzice mieszkali w Rosji jeszcze na długo przed moim urodzeniem, spędziłam tam pierwsze 11 lat życia. Później przeprowadziliśmy się do Gruzji, gdzie ukończyłam szkołę i studia medyczne, z wykształcenia jestem lekarką ogólną. Przed inwazją pracowałam w Niemczech, przyjechałam tam podczas pandemii COVID-19 w ramach programu wymiany lekarzy. Chciałam kontynuować tam studia, przygotowywałam nawet dokumenty – ale okazało się, że na studiowanie nie ma już czasu. Spakowałam swoje rzeczy i pojechałam do Ukrainy. W moim gruzińskim paszporcie jest napisane, że urodziłam się w Rosji, więc ukraińscy pogranicznicy przesłuchiwali mnie przez cztery godziny. Sprawdzili mój telefon, wyjaśnili, jakie niebezpieczeństwa mogą mnie spotkać w Ukrainie. Ale już zdecydowałam.
W 2022 roku było tak, jakbym cofnęła się w czasie o 14 lat, do dni, w których Rosjanie zaatakowali Gruzję. Miałam wtedy 13 lat. Pamiętam, jak 5 sierpnia 2008 r. usłyszałam, że zaczęli strzelać, ale Gruzja nie chciała dawać pretekstu do konfliktu i dlatego nie odpowiedziała. Rosyjskie grupy dywersyjne wkroczyły na nasze terytorium i w końcu sprowokowały Gruzinów do wymiany ognia. Mieli już wtedy wiele pojazdów opancerzonych na granicy.
Oni wszędzie działają według tego samego scenariusza: najpierw „ćwiczenia wojskowe”, potem „ratowanie” ludzi, a na końcu zniszczone miasta i zabici cywile
7 sierpnia okupanci zastrzelili pierwszego gruzińskiego żołnierza, a już następnego dnia nasz prezydent Saakaszwili powiedział, że nie możemy milczeć – reagujemy. I nazajutrz rano zaczęła się wojna. Oczywiście wszyscy normalni ludzie bali się śmierci, a jeszcze bardziej utraty swojej ziemi. Rosjanie okupowali już wtedy naszą Abchazję, więc wiedzieliśmy, że gwałcą kobiety i torturują jeńców. Na jednego, który był związany, skoczyli w taki sposób, że złamali mu kręgosłup. Bo odmówił podeptania gruzińskiej flagi.
W piłkę nożną grali odciętymi ludzkimi głowami.
Wiedzieliśmy więc, co nas może czekać. Chociaż mieszkaliśmy z dala od walk, czuliśmy wojnę. Mój starszy o 15 lat brat od razu poszedł walczyć. Został ranny, a mój kuzyn zginął. Pamiętam tamten strach, ale on był inny niż teraz. Dziś mogę iść na pole bitwy i dać wrogowi odpowiedź. Mam szansę jakoś się na nim zemścić.
Chociaż 24 lutego 2022 r. podarłam swój rosyjski paszport, nie mogę formalnie zrzec się obywatelstwa. Głownie dlatego, że jestem poszukiwana przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych na terytorium Rosji. Więc jeśli przyjdę do którejś z ich ambasad, mogę zostać poddana ekstradycji. Rosjanie uważają mnie za zbrodniarza wojennego, bo biorę udział w wojnie. A ja jestem Gruzinką i udział w tej wojnie jest dla mnie kwestią honoru. Bo Rosja to także mój osobisty wróg.
Dwie różne wojny
Na początku musiałam przejść szkolenie wojskowe w Legionie Gruzińskim. Wyjaśnili nam taktykę poruszania się i walki. Powiedzieli wszystko o minach – jakie są ich rodzaje, jak wyglądają, jak brzmią, gdy wybuchają. Jednak najtrudniejsze było przygotowanie fizyczne: musieliśmy chodzić i biegać 10-15 km z dodatkowym obciążeniem. Wyobraź sobie, że dźwigasz 35 kilogramów: broń, plecak, hełm, wodę, jedzenie, kamizelkę kuloodporną – a ważysz 49 kg, jak ja. Ale dałam radę i dołączyłam do grupy bojowej „Wendetta”.
Mój pierwszy kontakt z wrogiem był w sektorze Charkowa w 2022 roku. Walczyłam przez pięć miesięcy bez kontraktu – podpisałam go dopiero we wrześniu 2022 r., z z Legionem Międzynarodowym. Wojna dwa lata temu i teraz bardzo się różnią. Wtedy nie było tyle artylerii, nie było tylu dronów. Było więcej walk kontaktowych.
Dziś wojna jest bardziej brutalna. Wróg często używa przeciw nam gazu łzawiącego i neurotoksyn. Mogą powodować halucynacje, ciemność przed oczyma, wymioty, odwodnienie
Jeśli chodzi o wsparcie medyczne, dzięki wolontariuszom zawsze mieliśmy wszystkiego pod dostatkiem. Ale w miarę nasilania się wojny czasami brakuje nam opasek uciskowych i plecaków medycznych. Potrzebujemy też suchego osocza krwi, od roku nie jesteśmy w stanie go zdobyć. Mieliśmy dwa opakowania. Jedno zostało zniszczone, gdy dron wleciał do naszego bunkra, a my skryliśmy się za kamizelkami kuloodpornymi i plecakami.
Drugie miał medyk, który zginął – jego plecak zniknął razem z nim. Potrzebujemy suchego osocza potrzebujemy, kiedy musimy przeprowadzić transfuzję krwi w pobliżu na polu walki. Zwykle staramy się zatamować krwawienie i dostarczyć rannego do punktu ewakuacji. Ale jeśli jesteś pod ostrzałem, widzisz umierającą osobę i nie możesz opuścić pola bitwy, to suche osocze jest szansą na ratunek.
Przyzwyczajona do śmierci
Mój pierwszy ranny był w sektorze charkowskim. 21-letni facet, miał połamane nogi i wciąż żartował, choć nie było mu do śmiechu. Opowiadał o swojej dziewczynie, pokazywał jej zdjęcia w telefonie. Później dowiedziałam się, że umarł w szpitalu. Był jedyną osobą, która zmarła po naszej ewakuacji. Tutaj ranni albo umierają bardzo szybko, bo nie możesz już nic zrobić, albo udaje im się przeżyć.
Najtrudniejszą częścią ewakuacji rannego jest dotarcie z pola bitwy do medevacu [pojazdu ewakuacyjnego – red.]. Każda ewakuacja jest przerażająca i trudna. Czasami po prostu jedziesz, bo musisz. Wszystko wokół jest doszczętnie spalone, na drzewach nie ma ani jednego liścia, nie masz gdzie się ukryć. Idziesz i czekasz na swoją kulę. Kiedy szliśmy do szturmu, czasami musieliśmy nieść rannego 8 kilometrów do punktu ewakuacji.
Najtrudniej było wtedy, gdy ja i moi towarzysze zostaliśmy ranni. Nie mogliśmy chodzić, więc czekaliśmy, aż ktoś przyjdzie i nas zabierze. Cały czas byliśmy pod ostrzałem. Jestem przyzwyczajona do śmierci, gorsza od niej jest utrata przyjaciół.
Jeszcze przed minutą się z nim śmiałaś, opowiadał ci o swoich życiowych planach – a tu naraz go nie ma
Kiedy ktoś umiera, w ciągu sekundy zmienia kolor, nawet jego zapach staje się inny. Świadomość tego, co się naprawdę stało, przychodzi później, kiedy widzisz jego rzeczy i zdajesz sobie sprawę, że już nie wróci. To bardzo trudne, leczyłam się nawet u psychiatry. Miałam ciężkie PTSD.
Nigdy się nie poddam
Najgorsze stało się wtedy, gdy byliśmy na pozycji obronnej w Nowoseliwce, w obwodzie ługańskim. Wróg ostrzelał z czołgu nasz punkt obserwacyjny. Odpoczywałam po służbie w bunkrze, pozostali byli na górze. Dwóch zginęło natychmiast, a dwóch zostało ciężko rannych.
Wyglądało to tak, jakby Rosjanie strzelali do nas ze wszystkiego, co mieli. Szara strefa, która nas dzieliła, była niewielka. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli nie będzie obserwacji tej ulicy z góry, to nas zaatakują. Nasze radio nie działało, więc nie mogliśmy powiedzieć innym towarzyszom, co się dzieje.
Siedzieliśmy tam w nadziei, że przyleci nasz dron i zobaczy, że dom, w którym jesteśmy, jest całkowicie zniszczony, że przyjdą nam na ratunek. Ale po półgodzinie zdaliśmy sobie sprawę, że nikt nie nadlatuje, a ostrzał nie ustawał. Nasza druga pozycja była się 700 metrów za nami. Jeden z chłopaków zgłosił się więc na ochotnika, że pobiegnie do naszych i sprowadzi pomoc. Wiedziałam, że jeśli wyjdzie na zewnątrz, zrobią z niego co najmniej trzysetkę [w wojskowym żargonie „300” oznacza ciężko rannego – red.]. Mimo to zdjął kamizelkę, zostawił broń i pobiegł.
Ja zostałam z rannymi. Nie wierzyłam, że wróci. Odbezpieczyłam granat i siedziałam tak przez 40 minut, czekając na wroga. Nigdy się nie poddam, bo wiem, co Rosjanie mogą mi zrobić
Ręce mi drętwiały, ale chciałam żyć. I nagle usłyszałam, że ktoś mówi po angielsku. Zrozumiałam, że to nasze wsparcie. Tamtemu żołnierzowi udało się dotrzeć do naszych.
Rosjanie krzyczą: NATO walczy!
Ukraińskie brygady i nasz legion bardzo się różnią. U nas wszyscy jesteśmy sobie równi – nie ma czegoś takiego, że ty jesteś dziewczyną, a ja facetem. Walczymy zgodnie ze standardami NATO. Kiedy żołnierze z innych jednostek spotykali mnie na polu walki, dziwili się: „O, jesteś pierwszą dziewczyną na polu bitwy”. Nie mamy systemu, w którym mogłabyś robić jedną rzecz, a innej już nie. Jesteś żołnierzem na stanowisku bojowym, idziesz i wykonujesz zadania. W naszym zespole jest wielu medyków i zawsze jeździmy z wojskiem na misje. Powiedziałabym, że jesteśmy medykami szturmowymi.
W mojej kompanii są tylko żołnierze mówiący po angielsku. Kiedy słyszymy obcy język, okupanci krzyczą, że to NATO z nimi walczy. Jeden z jeńców powiedział kiedyś, że u nich mówią, że wszyscy obcokrajowcy walczący po stronie Ukrainy to czarni i geje. Gadają też, że mamy drony, które mogą przenosić materiały wybuchowe o wadze do 2 tysięcy ton. Słuchamy tego i myślimy sobie: no i niby gdzie to wszystko?
Kiedyś bałam się iść na pole bitwy, więc przyjaciel dał mi drewniany krzyż. „Komukolwiek go dałem, wszyscy wrócili. Kiedy wrócisz, oddasz mi go ”– powiedział. Wróciłam. Dwóch ciężko było rannych, reszta zginęła. Oddałam mu ten krzyż, ale następnego dnia kupiłam sobie własny. Noszę go na kamizelce kuloodpornej.
Nigdy bym nie pomyślała, że większość z nas będzie wierzyć w przesądy
Dożyć zwycięstwa
Przed wojną byłam zakupoholiczką, wydawałam mnóstwo pieniędzy na niepotrzebne rzeczy. Dziś moje życie jest inne, potrzeby materialne zeszły na dalszy plan. Kiedyś uwielbiałem podróżować, teraz mieszkam w jakiejś wiosce, brudna i spocona, ale mnie to nie obchodzi. Jedyne, czego chcę, to dożyć zwycięstwa i cieszyć się spokojnymi wieczorami z rodziną.
Jeśli pozwolimy Putinowi wygrać, nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie będzie Ukrainy, a on ruszy na Europę
Polska zostanie zaatakowana – i oczywiście Gruzja, znowu. On chce przywrócić Związek Radziecki, tyle że nie spodziewał się takiego oporu Ukrainy. Nie spodziewał się też, że Ukraina będzie miała tak wielkie wsparcie USA i Europy. Teraz to dla niego kwestia honoru. Nie rozumie, jak Ukraina miałaby go pokonać, dlatego wydaje tak ogromne środki na tę wojnę.
Tak naprawdę Rosjanie nikogo nie lubią. Nas, Gruzinów, nazywają „czurkami” [pogardliwy epitet, używany przez Rosjan w stosunku do ludzi z Kaukazu, Azji Środkowej i innych regionów byłego ZSRR – red.], a Ukraińców – „chochołami”. To rasiści.
Jeśli chodzi o Gruzję, wierzę, że nasze terytoria wrócą do ojczyzny. Mieliśmy już w naszej historii momenty, kiedy coś nam zabierano, ale zawsze to odzyskiwaliśmy
Nie wiem, jak długo potrwa wojna w Ukrainie, sytuacja zmienia się tu z każdą sekundą. Ale to nie może trwać wiecznie. Jeśli będzie zawieszenie broni i podpiszą tylko jakiś rozejm, to będzie drugi Izrael i Palestyna, życie na tykającej bombie. Aż do chwili, gdy jakiś „Iwanuszka” upije się i zacznie strzelać.
Po naszym zwycięstwie pójdę na defiladę z moimi medalami. Mam Złoty Krzyż od Załużnego, dla mnie cenniejszy niż diamenty. Dostałam go za to, że broniłam rannych żołnierzy przed Rosjanami, siedząc przy nich z tym odbezpieczonym granatem.
1 stycznia Polska oficjalnie przejęła przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Polska prezydencja nastąpiła po prezydencji węgierskiej, więc ukraińskie MSZ ma wobec niej duże oczekiwania, zwłaszcza w zakresie integracji europejskiej. Warszawa przejęła przewodnictwo w Radzie UE w obliczu poważnych wyzwań globalnych i europejskich: oprócz wojny Rosji przeciwko Ukrainie – także początku prezydentury Donalda Trumpa, wyborów w Niemczech i kryzysu politycznego we Francji.
– Z niecierpliwością czekamy na aktywną współpracę z prezydentem elektem Trumpem w duchu koncepcji pokoju poprzez siłę. Przedyskutowaliśmy kwestię sankcji wobec Rosji za wojnę. Omówiliśmy też drogę Ukrainy do UE. Możemy otworzyć co najmniej kilka klastrów – powiedział prezydent Wołodymyr Zełenski podczas konferencji prasowej z Donaldem Tuskiem w Warszawie 15 stycznia.
Jakie będą priorytety polskiej prezydencji? Czy Kijów i Warszawa zdołają znaleźć wspólny język w kontrowersyjnych kwestiach? I czy Polska wzmocni swoją pozycję lidera w UE w ciągu najbliższych sześciu miesięcy?
Polskie przywództwo
Trudno znaleźć drugi kraj, który byłby lepiej przygotowany do przewodnictwa w UE w tym czasie – uważa Krzysztof Nieczypor, analityk w Ośrodku Studiów Wschodnich (OSW). Jego zdaniem Polska od wielu lat wskazuje na zagrożenie ze strony Rosji i stara się przekonać swoich europejskich partnerów do konieczności podjęcia zdecydowanych kroków w celu powstrzymania agresywnej polityki Federacji Rosyjskiej. Takie stanowisko państwa polskiego było niezależnie od tego, która siła polityczna sprawowała władzę w Polsce:
– Pomoc humanitarna, finansowa i wojskowa dla Ukrainy oraz kontynuacja sankcji wobec Federacji Rosyjskiej pozostają stałym elementem polskiej polityki zagranicznej, mimo zmiany rządu w ubiegłym roku – mówi Nieczypor. – Siły sprzeciwiające się tej polityce są na polskiej scenie politycznej marginalne.
Czyni to Polskę wiarygodnym i stabilnym krajem, z potencjałem politycznego przywództwa w sferze bezpieczeństwa w Europie. Zwłaszcza gdy inne ważne kraje UE doświadczają kryzysów wewnętrznych, a sytuacja międzynarodowa pozostaje niestabilna i nieprzewidywalna
Znalezienie równowagi między wzmacnianiem strategicznej autonomii Europy a podkreślaniem roli NATO, będącego fundamentem europejskiego bezpieczeństwa, może być ważną kwestią w ciągu najbliższych sześciu miesięcy polskiej prezydencji, zaznacza z kolei Martin Vokálek, dyrektor wykonawczy praskiego Instytutu Polityki Europejskiej EUROPEUM:
– Powrót Donalda Trumpa na urząd prezydenta USA rodzi obawy o potencjalne zmiany zobowiązań wobec NATO i więzi transatlantyckich. A Polska, jako silny zwolennik partnerstwa UE-NATO, będzie priorytetowo traktować utrzymanie silnej współpracy z Waszyngtonem.
Vokálek zaznacza, że jeśli chodzi o wewnętrzną dynamikę Unii Europejskiej, wyniki wyborów w Niemczech określą priorytety gospodarcze i polityczne UE:
– Polska prezydencja powinna działać jako siła stabilizująca, zapewniając, że transformacja w Niemczech nie zakłóci realizacji polityk UE. Wyzwania w Niemczech czy we Francji wzmacniają również pozycję Polski jako dużego, silnego i proaktywnego członka UE, co wcześniej częściej przypisywano właśnie Niemcom lub Francji.
Priorytety wewnętrzne i zewnętrzne
Jak zauważa Mykoła Kniażycki, dziennikarz, poseł do ukraińskiego parlamentu i współprzewodniczący grupy ds. stosunków międzyparlamentarnych z Rzeczpospolitą Polską, przed polskimi władzami stoją nie tylko wyzwania zewnętrzne, ale także wewnętrzne. To przede wszystkim wybory prezydenckie, w których często gra się antyukraińską kartą – w związku z polityką historyczną, rolnictwem i kwestiami tranzytowymi. Dlatego polskiemu rządowi będzie z jednej strony niezwykle trudno sprostać strategicznym interesom kraju, a z drugiej – oprzeć się politycznym oskarżeniom, które słyszą pod swoim adresem przed wyborami prezydenckimi.
– Mam jednak nadzieję, że Polska podniesie sprawę zamrożonych rosyjskich aktywów, które powinny zostać przeznaczone na pomoc Ukrainie, i kwestię wspólnej polityki obronnej Unii Europejskiej. To dla nas teraz niezwykle ważne, bo nie wiemy, jak będą wyglądały relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Gdy Polska poruszy kwestię naszej integracji europejskiej, mogą pojawić się problemy związane z polityką historyczną czy współpracą gospodarczą. Ale ogólnie rzecz biorąc jestem pozytywnie nastawiony do tego okresu, zwłaszcza po węgierskiej prezydencji. Następna będzie prezydencja duńska.
Myślę, że Polska i Dania w przyszłym roku mogą razem pomóc Ukrainie w sektorze obronnym i w integracji z Unią Europejską
Polska prezydencja w Radzie UE pod hasłem: „Bezpieczna Europa” opiera się na wzmacnianiu europejskiej odporności i stabilności – w odpowiedzi na rosnące wyzwania geopolityczne, gospodarcze i społeczne. Priorytety Polski mają na celu wzmocnienie zdolności obronnych, ochronę granic zewnętrznych, zwalczanie obcych ingerencji, zapewnienie Wspólnocie bezpieczeństwa energetycznego i promowanie procesu jej rozszerzenia, zwłaszcza o Ukrainę i Mołdawię, podkreśla Martin Vokálek:
– Po węgierskiej prezydencji to kluczowa szansa dla Ukrainy na drodze do członkostwa w UE. Oczekuje się, że Polska, jako jeden z najsilniejszych sojuszników Kijowa w UE, będzie naciskać na rozpoczęcie rozmów akcesyjnych podczas swojej kadencji
Wsparcie wojskowe i humanitarne pozostaje kluczowe, a Polska prawdopodobnie będzie opowiadać się za dalszą pomocą UE w celu przeciwdziałania rosyjskiej agresji. Ponadto polska prezydencja może przewodzić wysiłkom na rzecz zbliżenia Ukrainy do standardów UE, potencjalnie prowadząc do głębszej integracji z politycznymi i gospodarczymi ramami Unii – co oczywiście pozostaje głównym wyzwaniem, gdy Ukraina broni się przed bezprecedensową rosyjską agresją.
Zgodnie z programem opublikowanym przez polski rząd priorytetem polskiej prezydencji w UE jest wielowymiarowe bezpieczeństwo: zewnętrzne, wewnętrzne, informacyjne, energetyczne, gospodarcze, żywnościowe i zdrowotne. Co ważne dla Ukrainy, jak ocenia Krzysztof Nieczypor, Polska będzie starała się wykorzystać swoją prezydencję do przekonania partnerów, że rozszerzenie UE o Ukrainę jest geopolitycznym imperatywem i szansą na rozszerzenie strefy stabilności i rozwoju.
– Polska prezydencja będzie zabiegać o trwałe wsparcie dla Ukrainy i jej odbudowy, a także o zwiększenie presji na Rosję i jej popleczników, by jak najszybciej zakończyli agresję, uwzględniając prawo międzynarodowe, a tym samym kwestię integralności terytorialnej Ukrainy, pełnego zachowania jej suwerenności i niepodległości – mówi analityk.
Rozszerzenie UE i integracja europejska Ukrainy
Bardzo ważne są również procesy polityczne w UE. W 2025 r. Komisja Europejska przedstawi projekt Wieloletnich Ram Finansowych na okres po 2027 roku. W lutym 2025 r. polska prezydencja zorganizuje konferencję ekspercką wysokiego szczebla na temat tych projektów – kontynuuje Nieczypor. Ważne jest, aby państwa członkowskie już teraz zapewniły odpowiednie wsparcie finansowe w tym horyzoncie czasowym, który będzie obejmował możliwość rozszerzenia UE. Będzie to test na to, jak poważnie Unia myśli o rozszerzeniu i jak przygotowuje się do niego instytucjonalnie oraz finansowo:
Nieczypor: – Polska będzie starała się otworzyć pierwszy rozdział negocjacji w tzw. kwestiach fundamentalnych; mówił już o tym minister ds. unijnych Adam Szłapka. Warto jednak zaznaczyć, że ważnym elementem negocjacji będzie spełnienie przez Ukrainę warunków utrzymania standardów zawartych w niektórych rozdziałach negocjacyjnych. Dla Warszawy rozszerzenie jest najskuteczniejszym sposobem promowania europejskich wartości, na czele z demokracją i praworządnością, które decydują o bezpieczeństwie i stabilności w naszym sąsiedztwie. Z drugiej strony, rozszerzenie bez przestrzegania odpowiednich standardów niesie ze sobą ryzyko odwrotnego scenariusza: wzrostu niestabilności i ryzyka kryzysów wewnętrznych w Unii.
Dlatego tak ważne jest, aby Ukraina spełniła kryteria akcesyjne – przyjęła odpowiednie ustawodawstwo i wdrożyła je. Ale to zależy przede wszystkim od władz w Kijowie
Podczas polskiej prezydencji w UE zostanie otwarty pierwszy klaster, który jest niezbędny do rozpoczęcia negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. Jak przewiduje Mykoła Kniażycki, rozpoczną się też prace nad drugim klastrem:
– Pomimo wszystkich spekulacji politycznych, które słychać w Polsce, myślę, że w jej strategicznym interesie jest to zrobić – i zrobi to. Politycy, którzy obecnie sprawują władzę w Polsce, rozumieją spoczywającą na nich odpowiedzialność, są przekonanymi demokratami i opowiadają się za jednością Unii Europejskiej.
Jak podczas swojej ostatniej wizyty w Warszawie 15 stycznia zaznaczył Wołodymyr Zełenski, Polska prezydencja w UE to czas, który powinien przynieść konkretne rezultaty dla Ukrainy, Polski i całej Europy. Dodał, że tam, gdzie jest nasza integracja, wspólna siła i wzajemny szacunek, Rosja nie przejdzie.
Z kolei polski premier obiecał, że Polska będzie współpracować z Ukrainą w celu przyspieszenia integracji europejskiej.
Według Tuska polska prezydencja w UE pomoże przełamać impas, który był widoczny w ostatnich miesiącach
Natomiast polski prezydent nalega, by Ukraina natychmiast otrzymała zaproszenie od NATO. I chociaż zdaniem Andrzeja Dudy pełne członkostwo w Sojuszu nie jest możliwe do czasu zakończenia walk na Ukrainie, byłby to pierwszy krok w kierunku zapewnienia jej realnych gwarancji bezpieczeństwa ze strony NATO.
Wyzwania dla jedności i bezpieczeństwa UE
Po spotkaniu z przedstawicielami Komisji Europejskiej premier Słowacji Robert Fico zagroził ograniczeniem pomocy humanitarnej i wsparcia dla ukraińskich uchodźców, a także zablokowaniem decyzji UE w sprawie Ukrainy. Wcześniej premier Węgier Viktor Orban wielokrotnie wyrażał zamiar zablokowania euroatlantyckiej integracji Ukrainy.
W ocenie Mykoły Kniażyckiego jest jednak mało prawdopodobne, by ich stanowisko było w stanie zniszczyć europejską jedność w kwestiach związanych z Ukrainą.
– Kiedy w ubiegłym roku zatwierdzono unijną pomoc dla Ukrainy, 50 mld euro, Węgry próbowały ją zablokować – przypomina Kniażycki. – Wtedy kanclerz Scholz półżartem powiedział Orbanowi, żeby wyszedł na kawę. Myślę, że także teraz prawdziwi partnerzy Ukrainy w Unii Europejskiej doradzą liderom Węgrom i Słowacji, by wyszli na kawę, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Polska prezydencja w UE będzie musiała strategicznie niwelować różnice, by utrzymać jednolitą reakcję na rosyjską agresję i chronić podstawowe zasady Unii, zauważa Martin Vokálek:
– Polska mogłaby przewodzić wysiłkom na rzecz tworzenia silniejszych koalicji wśród podobnie myślących państw członkowskich, w celu izolowania głosów sprzeciwu poprzez odwoływanie się do wspólnych wartości i znaczenia zbiorowego bezpieczeństwa dla całej Europy.
W razie braku jednolitej decyzji lub zablokowania wspólnych działań przez kraje takie jak Słowacja i Węgry, koalicje tego rodzaju mogłyby działać tak niezależnie, jak to tylko możliwe
Jednocześnie mechanizmy takie jak budżet UE mogą stanowić zachętę finansową dla niektórych państw członkowskich do dostosowania swoich wartości do wartości UE.
Węgry i Słowacja, mimo zainteresowania gazem z Rosji i innymi rosyjskimi nośnikami energii (czemu zwykle towarzyszą różne interesy korupcyjne), są znacznie bardziej zainteresowane otrzymaniem pomocy od Unii Europejskiej, ocenia Kniażycki:
– Dlatego kraje, które myślą strategicznie i opowiadają się za prawdziwą niezależnością UE i wartościami europejskimi, zrobią wszystko, by presja ze strony Węgier i Słowacji, wywierana pod wpływem Rosji, nie wpłynęła na przyszłość Ukrainy w Unii Europejskiej.
Premiera filmu „Putin” Patryka Vegi w polskich kinach powinna zachęcić widza do rozejrzenia się wokół, spojrzenia w przeszłość oraz zadania sobie pytania: jak do tego doszło? Czy prezydent Rosji zawsze był potworem? A jeśli nie zawsze, to jak się w niego zmienił?
Film Patryka Vegi częściowo odpowiada na to pytanie. Ważne jest jednak, by zrozumieć: TEN potwór nie jest jedyny. Przed nim wiele monstrów sięgało po władzę w różnych miejscach i w różnym czasie: dyktatorzy, tyrani, królowie, cesarze. A współczesne kino nie raz mierzyło się z tym tematem.
Na przykład w jednym z mało znanych seriali telewizyjnych mężczyzna o nazwisku Schicklgruber zamienia się w Hitlera – gdy tego aspirującego artystę w obecności niemieckiej dziewczyny zawstydza pewien Żyd. W innym filmie, ukraińskim, prawdziwa natura Lenina ujawnia się podczas powodzi – gdy przyszły wódz rewolucji ucieka na łódź. W ślad za nim do łodzi próbują wskoczyć przerażone zające, lecz ten zaczyna zabijać je wiosłem...
Jedynym pytaniem, które pozostaje bez odpowiedzi, jest to, dlaczego ludzkość takie potwory toleruje.
„Śmierć Stalina” (2017), reż. Armando Iannucci
Wydaje się, że Patryk Vega, kręcąc swojego „Putina”, przynajmniej częściowo nawiązywał do filmu „Śmierć Stalina”. I nawet jeśli Iannucci nie pokazał życia i ewolucji radzieckiego tyrana, to jego śmierć i upadek Stalinowskiego kultu jednostki pokazują, jak kończą się takie historie. Świta Stalina to główni bohaterowie filmu, rewizjonistycznego i demaskatorskiego. Dyktator pokazany jest poprzez antybohaterów z jego najbliższego otoczenia – przyjaciółmi i współpracownikami „ojca narodów” byli, zbrodniarze, szumowiny i idioci. Włoski reżyser pokazuje ich w optyce groteskowej hiperboli. Szalenie zabawnie ogląda się mocarzy Związku Radzieckiego w 1953 roku, gdy boją się nawet dotknąć ciała swojego pana – nieważne, czy już martwego, czy jeszcze nie. Iannucciemu udało się doskonale to, co kompletnie nie wyszło Vedze – wykreować atmosferę upiorno-groteskowego blefu, która otaczała krwawego sowieckiego dyktatora.
„Makbet” (2015), reż. Justin Kurzel
przepowiedziano, że zostanie królem, który zdradził swojego przyjaciela – króla, i zdobył władzę, by na koniec stracić ją wraz z życiem. Szekspir opowiadał o współczesnym mu królu Jakubie I, choć akcja jego dramatu została osadzona w jedenastowiecznej Szkocji. Kurzel nie uwspółcześnił tego dzieła, nie zmienił tła, lecz zrealizował własne zamierzenia. Jego „Makbet” to sztuka plus moralność, szaleństwo i odwaga w sposobie przedstawiania bitew i natury – plus rozdzierająca serce historia zdrady, władzy i śmierci. Szlachetny i silny wojownik i jego szlachetne intencje idą na marne, gdy ulega zwodniczym, łechcącym jego próżność podszeptom swojej żony. Ten szablon, który wydaje się być zszyty z biblijnych historii, pokazuje obraz człowieka staczającego się w otchłań piekła.
„Rzym” (2005-2007)
To jeden z pierwszych seriali nowego typu, kiedy pokazywanie wielkiego i kosztownego kina stało się możliwe w telewizji. „Rzym” opowiada historię odnoszącego sukcesy polityka, sędziego, konsula, wielkiego dowódcy, a wreszcie dożywotniego dyktatora i cesarza Gajusza Juliusza Cezara, który zginął zakłuty sztyletami przez swoich towarzyszy. W 22 odcinkach serial pokazuje, jak ten utalentowany, inteligentny i przeklęty Rzymianin urósł na ofiarach i krwi, zdradach i łapówkach, kłamstwach i strachu, w rezultacie doprowadzając do upadku siebie i Rzym. 12 odcinków pierwszego sezonu to droga bohatera na szczyt, zakończona jego śmiercią. 10 odcinków drugiego to opowieść o upadku wszystkiego, co zbudował.
„Ostatni król Szkocji” (2006), reż. Kevin Macdonald
Sposób, w jaki człowiek przeobraża się, odsłaniając swą mroczną istotę, doskonale pokazał Forest Whitaker w jednej ze scen tego filmu: uśmiecha się przyjaźnie, by już w następnej scenie przyjaźń spłynęła z jego twarzy, ukazując kamienne oblicze wroga. Po obaleniu poprzedniego prezydenta w wojskowym zamachu stanu, generała Idi Amina, nowy prezydent Ugandy zaprasza szkockiego lekarza do swojego pałacu, mówiąc, że jest szansa na stworzenie najlepszego leku w Afryce. Urzeka swego gościa – i rodaków – namiętnymi przemowami i obietnicami. Zamienia bluzę z epoletami na kitel lekarza. Niszcząc opozycję, zapewnia, że to dla dobra kraju...
Jak stał się potworem? Nie „stał się”, tylko zawsze nim był. Bo ludzie nie dostrzegają potworów, dopóki te kryją się pod łóżkiem. A kiedy wychodzą na świat, jest już za późno, by zrzucać winę na bajki.
„Car” (2009), reż. Pawło Łungin
Jeszcze zanim wypadł z łask rosyjskiego establishmentu artystycznego i putinowskich władz, Łungin stworzył portret samodzierżawcy – w pewnym sensie czarne zwierciadło rosyjskiej duszy, która pragnie iść do raju, ale nie może. W bardzo trafnej kreacji aktora komicznego Piotra Mamonowa (skądinąd – aktora komicznego) Groźny (Iwan Groźny) jawi się jako modelowy pacjent Freuda, ponieważ wypowiada skądinąd słuszne i prawe myśli, lecz jego działania, którymi kieruje lęk, prowadzą do piekła, topiąc szesnastowieczną Moskwę we krwi. To wymowny obraz formowania się potwora, w którym Łungin przewyższa talentem Hieronima Boscha – w przedstawianiu piekła na ziemi, które Rosjanin sprowadza z zaświatów na ziemię.