Exclusive
20
min

Gwałcił ją na oczach ludzi, którzy nie reagowali. Jak to możliwe?

Liza nie żyje. Zmarła w szpitalu w wyniku obrażeń, które zadał jej gwałciciel. Zgwałcił i zamordował ją Dorian S., ale jej śmierci jesteśmy winni i my. Nasza choroba, która trawi społeczeństwo. Brak empatii.

Anna J. Dudek

Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Miała 25 lat. Pochodziła z Białorusi, a do Polski przyjechała szukać lepszego życia. Miała chłopaka. Tego wieczoru wyszła z koleżankami na karaoke. Wracała w nocy. Chciała się przejść. Droga prowadziła przez centrum Warszawy. To tutaj zaatakował ją Dorian S. Przystawił jej do szyi nóż, dusił. Zgwałcił. I zostawił na śmierć.

Z publikowanych w mediach relacji świadków wynika, że widzieli, że coś się dzieje w bramie. Nie reagowali. Sądzili, że jakąś parę "poniosło". Mówili, że nie zdawali sobie sprawy, że może dziać się coś złego, bo nie było słychać krzyków. Przyspieszali więc kroku i odwracali wzrok.

Skatowaną, nagą Lizawietę znalazł dozorca kamienicy. Wezwał pomoc. Liza trafiła do szpitala, w którym po kilku dniach zmarła w wyniku odniesionych obrażeń.

Sprawa wstrząsnęła opinią publiczną. Podobnie jak inne, równie potworne. O zamordowanej matce trojga dzieci. O zakatowanym Kamilku. O dziewczynce, którą zgwałcił kuzyn, ale sąd uznał, że gwałtu nie było, bo ofiara nie krzyczała. Opinia publiczna będzie wstrząśnięta przez kilka dni, a potem jej przejdzie. Wróci do swoich spraw, odwracania wzroku, przyspieszania kroku. Milczenia. A potem znowu się ocknie, kiedy zginie kolejne dziecko. Albo młoda kobieta.

Za późno.

Empatia to nie wpłacanie stówy za zrzutce. Empatia to reagowanie. Nawet na zapas. Tego nam, jako społeczeństwu, brakuje. Sąsiedzi nie reagują, kiedy słyszą krzyki. Przechodnie nie zwracają uwagi, kiedy rodzic krzyczy na dziecko lub je szarpie. Uważają, że to nie ich sprawa.

Dlatego nie żyje Kamilek zakatowany przez ojca - choć wielu widziało rany na jego ciele. Dlatego nie żyje Lizawieta. Dlatego nie żyje nastolatka, którą nikt się nie zainteresował, kiedy siedziała kilka godzin na mrozie.

I dlatego znowu za jakiś czas przeczytamy, że kogoś nie udało się uratować. Bo ktoś odwrócił wzrok. Przyspieszył kroku. Pospiesznie oddalił się do swoich spraw. Bo przecież nie słyszał żadnych krzyków.

Ten niedosłuch kosztował Lizę życie.

Warszawska policja zatrzymała 23-letniego mężczyznę, Doriana S., pod zarzutem przestępstwa seksualnego, napadu i usiłowania zabójstwa przy użyciu niebezpiecznej broni.
Zdjęcie: Główny Departament Policji w Warszawie

Rozciąga się na cały, głęboko wadliwy system, który wciąż chroni nie ofiarę, ale kata. Przykładów są setki. W Polsce, jak szacują organizacje zajmujące się pomocom osobom, które doświadczają przemocy, ofiar jest kilkaset tysięcy. Szacunki różnią się w zależności od źródła. Ze statystyk policji wynika, a dane gromadzone są na podstawie liczby Niebieskich Kart, że kobiet doświadczających przemocy jest około stu tysięcy. To liczba niedoszacowana o jakieś 700 tysięcy. To kobiety, które doświadczają przemocy psychicznej, fizycznej, seksualnej, ekonomicznej. System nie traktuje ich poważnie, a organizacje powołane do ich ochrony, zawodzą na całej linii. Siedem spraw na dziesięć jest umarzana, jeśli w ogóle dojdzie do procesu. To zdarza się rzadko, bo prokuratura chętnie umarza postępowania, za to niechętnie jest wszczyna.

Jak wynika ze statystyk Amnesty Internationa, w Polsce co  dwudziesta kobieta w Polsce doświadczyła gwałtu, a co najmniej co trzecia doświadczyła niechcianych zachowań seksualnych

Tylko 10 proc. z nich zwróciło się z tym na policję. Są nie tylko straumatyzowane tym, co jest spotkało. Wstydzą się. Nie wierzą w sprawiedliwość, wiedzą za to, że droga do ewentualnego skazania sprawcy jest długa. Boją się tego, jak zostaną potraktowane przez służby, Wtórnej wiktymizacji, która zdarza się nagminnie. Wiedzą, że będą pytane, czy stawiały opór, bo polskie archaiczne prawo zakłada konieczność stawiania oporu przez ofiarę. A potem czytam w absurdalnych uzasadnieniach umorzeń, że gwałtu nie było, bo "nie krzyczała". Nie broniła się. Dlatego konieczna jest zmiana definicji gwałtu.

Są jednak miejsca, w których można uzyskać pomoc. Pierwszy numer, który warto znać, to 112. Ogólny numer interwencyjny. Pomoc można też uzyskać w wielu fundacjach, między innymi Feminotece. Aktywistki uruchomiły specjalne numery. Dzwoniąc, można uzyskać pomoc prawną i psychologiczną. Te telefony prowadzone są w języku ukraińskim:

888 88 79 88

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktorka, pisarka. Publikuje w „Wysokich Obcasach”, „Przeglądzie”, OKO.press. W pracy reporterskiej zajmuje się prawami kobiet w kontekście politycznym i społecznym, pisze o systemowym wypychaniu kobiet poza margines. Zrobiła to m.in. w książce „Poddaję się. Reportaże o polskich muzułmankach” oraz ostatnio w „Znikając. Reportaże o polskich matkach”

zdjęcie: Bartek Syta

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
World Press Photo 2025 скандал

Wybuchła burza komentarzy po ogłoszeniu tegorocznych zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo. W jednej kategorii bowiem znalazł się oprawca i ofiara.
Na pierwszym zdjęciu, autorstwa Floriana Bachmeiera, jest sześcioletnia Anhelina, uchodźczyni z jednej z przyfrontowych wiosek niedaleko Kupiańska. Dziewczynka  ma traumę spowodowaną wojną i cierpi na ataki paniki. Autor zdjęcia uwiecznił ją kilka chwil właśnie po takim ataku, który mógł być wywołały kolejnym rosyjskim bombardowaniem.

Ranny rosyjski żołnierz, który odniósł obrażenia w pobliżu miasta Bachmut, leży w szpitalu polowym urządzonym w podziemnej winnicy. Później amputowano mu lewą nogę i rękę. Donbas, Ukraina, 22 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Nanna Heitmann/Magnum Photos, dla The New York Times / World Press Photo

Drugie zdjęcie przedstawia rosyjski punkt stabilizacyjny, znajdujący się w podziemnej winiarni niedaleko okupowanego przez Rosję Bachmutu. Żołnierz ze zdjęcia został wcielony do armii wspieranej przez Rosję separatystycznej “Donieckiej Republiki Ludowej” dwa dni przed początkiem pełnowymiarowej inwazji. Gdzieś na polu boju, na terenach okupowanych przez Rosję, mężczyzna stracił rękę i nogę. 

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Z jakiegoś powodu uznano, że oba te zdjęcia można połączyć w jednym konkursie, w jednej, europejskiej kategorii. Że można postawić znak równości pomiędzy ofiarą, a oprawcą. Pokazać małe dziecko ze zniszczoną psychiką i tego, kto tę psychikę niszczy. Poprzez stylizację i symbolikę (nawiązanie do piety, zdjęcia Chrystusa z krzyża) stworzyć wrażenie, że obie osoby są ofiarami tej wojny, i obu stronom należy współczuć. Tymczasem to kolejny przykład normalizacji rosyjskich zbrodni, które, na rozkaz Putina, popełniane są w Ukrainie codziennie - zarówno na żołnierzach, jak i na ludności cywilnej. 

Świat powoli daje przyzwolenie na udział rosyjskich artystów w życiu kulturalnym świata. Występy muzyków, rozgrywki sportowe, oscarowe filmy, udział w światowych konferencjach i debatach. A teraz, w prestiżowym konkursie fotografii prasowej, znalazł się rosyjski żołnierz. Leży w winiarni, prawdopodobniej tej, w jakiej produkowano słynne ukraińskie wino, lubiane na całym świecie, a która została zrównana z ziemią przez rosyjską artylerię. Jego cierpienie wzbudza współczucie. I zapominamy, kto jest tu agresorem.

Wiele osób, po wyzwoleniu z okupacji Buczy, mówiło: tego świat przecież Rosji nie wybaczy.

A później były odkryte masowe groby w lesie w Iziumie, żółta kuchnia w przepołowionym rosyjską rakietą bloku mieszkalnym w Dnipro, czy zasypywanie ukraińskich żołnierzy zakazaną przez Konwencję Genewską bronią fosforową. Dziś potężne bomby lotnicze, spadające na centrum Zaporoża, na nikim nie robią już wrażenia. Nocne ataki Szahedów na ukraińskie miasta traktowane są w kategorii kolejnego już “newsa z wojny”, która jest gdzieś daleko i nas przecież nie dotyczy. Tej nocy znowu zginęli niewinni ludzie. 

A jurorzy konkursu World Press Photo stawiają znak równości między ofiarami i agresorami, idąc w sukurs rosyjskiej propagandzie.

Zmienia dyskurs społeczny, uczłowiecza działania nieludzi, którzy bezwstydnie i systematycznie, każdego dnia i nocy, mordują takie sześciolatki jak Anhelina, ich matki i ojców. 

20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Aldona Hartwińska

Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.

Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.

Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.

„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.

To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.

Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały

To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.

Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.

W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.

Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych

Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.

Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.

Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.

„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.

Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.

Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.

Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News

Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

„Boję się, ale idę naprzód”. Ukrainka o tym, jak otworzyła własny salon kosmetyczny w Polsce

Ексклюзив
20
хв

Natalia Dunajska: – Dajemy ludziom marzenia

Ексклюзив
20
хв

Ukrainki na emigracji: adaptacja, strategia przetrwania, czy szansa na emancypację

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress