Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
„Album rodzinny” oparty jest na historii brytyjskiej fotografki Samary Pierce i jej pradziadka, austriackiego inżyniera Alexandra Wienerbergera, który w 1933 r. pracował w fabryce w Charkowie i stał się przypadkowym świadkiem Hołodomoru. Samara znajduje stary album rodzinny, a w nim przerażające zdjęcia...
Ryzykując śmierć z rąk sowieckich siepaczy, pradziadek wychodził na ulice miasta i fotografował oblicza ludobójstwa – śmierć, która rozlewała się na całą Ukrainę. Potem, korzystając z dyplomatycznych kanałów pocztowych, wysłał te fotografie do Austrii. Poznawszy tę historię, Samara, w poczuciu więzi z pradziadkiem, jedzie do Charkowa, by udokumentować współczesne ludobójstwo.
Ten sam region, ten sam cel: zniszczenie Ukraińców – i to samo źródło zła: Rosja. Historia się powtarza, tylko metody są inne. Dziś znacznie trudniej ukryć zbrodnie. Podczas wielkiego głodu, sztucznie wywołanego w Ukrainie przez Stalina, tylko obcokrajowcy mogli przekazać prawdę światu.
Diabelska machina śmierci, uruchomiona przed wiekami przez rosyjskich carów, wciąż działa. Dlatego warto otworzyć oczy i zajrzeć w karty prawdziwej historii. Albo pojechać do Ukrainy i samemu się przekonać, jak się tam dziś żyje.
„Album rodzinny” skłonił mnie do wspomnień o moim dziadku, który zawsze obdarowywał mnie książkami. Jedną z nich był „Głód 33”. Jako 9-letnia dziewczynka wertowałam jej strony, czytałam podpisy pod zdjęciami, patrzyłam na ciała dzieci z opuchniętymi brzuchami, nie rozumiejąc jeszcze, jak to się mogło stać, że ludziom odebrano jedzenie.
W dalekich od beztroski latach dziewięćdziesiątych, kiedy moi rodzice uwijali się, jak w ukropie, by zapewnić mi dobrobyt, zawsze byłam syta. Dlatego opowieści mojej babci i prababci o chlebie z mielonej trawy, o jedzeniu gołębi i jeży – i o sąsiadach, którzy zjedli kogoś z rodziny, brzmiały jak upiorna bajka. Ale taka właśnie była ich rzeczywistość. Podzielili się nią ze mną, bym mogła zrozumieć przeszłość i pochodzenie mojej rodziny.
Dzięki dziadkom i rodzicom od dzieciństwa mówiłam po ukraińsku – i z tego powodu czasami ludzie w Kijowie wołali na mnie: „wieśniaczka”
Nauczyłam się więc w szkole rosyjskiego i na przerwach, w zależności od sytuacji, mówiłam po rosyjsku albo po ukraińsku – chociaż nie rozumiałam, jak rosyjski może zmienić cię w mieszkańca miasta, skoro twoim ojczystym językiem jest ukraiński.
Takie były czasy – rosyjski rozbrzmiewał wszędzie. Jak większość ludzi, oglądałam rosyjskie filmy, słuchałam rosyjskiej muzyki, w mediach społecznościowych pisałam nie tylko po ukraińsku. Propagandowa narracja o jednym narodzie i „mniejszych braciach” nie ominęła i mnie.
Jednak kiedy urodziłam syna, pierwszym i najważniejszym zadaniem dla mnie było przekazanie mu języka, kultury i świadomości tego, kim jest, gdzie jest jego ziemia, gdzie jest jego dom i co może napotkać w tym domu.
Inwazja skłoniła mnie do bardziej jednoznacznych wyjaśnień: to jest czarne, a to białe, to wróg, który nigdy nie śpi, więc musisz być zawsze gotowy. Kiedy wiosną 2022 roku wyjechałam do Polski, siła tych aspiracji tylko wzrosła: nie stracić tego, co mam, ale to wzbogacić. I zyskać coś nowego.
Wyszłam z kina i zatrzymałam się w holu, aby oddać głos na film. I wtedy zauważyłam młodą dziewczynę obok mnie, która podarła swoją kartę do głosowania. Czego doświadczyłam dzięki temu filmowi – a czego ona? Gdzie nasze światy się przecinają, a gdzie rozchodzą?
Na ulicy zanurzyłam się w nurt szarej, jesiennej Warszawy – i wspomnień. I kiedy szłam tak przez park, nagle pojawiło się słońce. Dotknęłam dłońmi wysokiej trawy i poczułam życie płynące z ziemi i nieba jednocześnie... Ten moment, kiedy oddychasz pełną piersią, jest najważniejszy. Daje ci siłę, by przetrwać i ozdrowieć, nawet w najczarniejszych okolicznościach. I o to warto walczyć. I dlatego warto trzymać się swoich zasad.
Ukraińska reżyserka filmowa i scenarzystka. Produkcją filmową zajmuje się od2004 r. W 2019 r. napisała scenariusz do filmu krótkometrażowego „Mam”, opowiadającego o kobiecie, która doświadcza depresji poporodowej.Film powstał dwa lata później. Przy wsparciu UCF Annanapisała też scenariusz doswojego pełnometrażowego debiutu filmowego „Alia”. Na początku inwazji przeniosła się do Warszawy, gdzie nadal mieszka.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!